- Dłużej
się nie dało? – zapytał, gdy tylko usadowiłam się na miejscu pasażera.
- Ćwiczę
twoją cierpliwość. Powinieneś już to wiedzieć – uśmiechnęłam się do brata.
Damian.
Mój kochany braciszek. I opiekun prawny. Chociaż od niedawna miałam skończone osiemnaście
lat i mogłam się usamodzielnić.
Ale
zacznijmy od początku.
Rodzice
byli cudownymi ludźmi. A cudowni ludzie są potrzebni w niebie, wśród aniołów. I
właśnie tam się udali, kiedy skończyłam czternaście lat. Wypadek samochodowy
odebrał mi najważniejsze osoby w życiu, ale przeszłam już przez wszystkie etapy
straty. Przeszłość zaakceptowałam, bo to przyszłość stoi przede mną otworem.
Czasu cofnąć nie mogłam.
I nie wiem, czy chciałam.
Ich strata
ukształtowała mnie jako człowieka. I chociaż wyrosłam już z dziecięcych
fantazji i opowieści, wierzyłam, że oni nadal byli przy mnie. W moim sercu
zawsze będzie miejsce specjalnie dla nich. I tam również przechowywałam całą
swoją miłość do nich.
Damian był
moim oparciem w tamtym czasie. Możecie sobie wyobrazić czternastoletnią
dziewczynkę, której świat się zawalił w mgnieniu oka? To wyobraźcie sobie ledwo
osiemnastoletniego chłopaka, który w prezencie z okazji rozpoczęcia dorosłego
życia, dostał siostrę do opieki i rzut na głęboką wodę.
Podziwiałam
go. Już wtedy, zaraz po ich śmierci. Bo robił wszystko, co mógł. Starał się jak
nikt inny. Był przy mnie. A ja chciałam mu pomóc. Dlatego postanowiłam, że
pozbieram się po tym ciosie. Postanowiłam, że wyjdę z tego lepsza, mocniejsza.
I teraz on
również mnie podziwia.
Za dużo
tego podziwiania w moim życiu, prawda?
Ale strata
rodziców pogłębiła nasze więzi. Ja byłam dla niego. On był dla mnie. Nie
sprawiałam kłopotów. Damian nie próbował mnie ‘wychowywać’. Można powiedzieć,
że zostawił mnie samej sobie, ale i tak ciągle był przy mnie.
Czy
ktokolwiek jest w stanie to zrozumieć?
Bo ja nie
rozumiałam. Nie rozumiałam swojego życia. Nie rozumiałam, jakim cudem oboje z
Damianem wyszliśmy na ludzi. Nie rozumiałam, jakim cudem oboje spełnialiśmy
swoje marzenia. Ja w pływaniu, on w siatkówce. I wiodło nam się dobrze. A
przecież tak niewiele brakowało, byśmy oboje stoczyli się na samo dno.
- Dzisiaj
znowu rekord? – zapytał już z uśmiechem na ustach. Mówiłam, że tylko udawał.
- Konrad
stwierdził, że niedługo pobiję rekord świata na naszym szkolnym basenie –
zaśmiałam się. Nie brałam tych słów na poważnie. Nie teraz w głowie mi bicie
rekordów. – Chyba ubolewał, że nie będzie przez to sławny.
- Zaproszę
Ignaczaka z kamerą. On wszystko nagra i nie bój żaby. Siatkarski świat będzie ci
bił pokłony.
Droczenie
się z Damianem było na porządku dziennym. Nasza wersja rozmowy. I obojgu nam to
pasowało.
- Mam do
ciebie prośbę – zaczął niepewnie, utrzymując wzrok na drodze przed nami. Jakby
bał się mojej reakcji. To ciekawe. – Bo Michała zaprosiłem dzisiaj na kolację.
Nie chciałem, żeby znowu siedział sam, a odkąd pokłócił się z Zibim
wyciągnięcie go z domu równa się z cudem.
- Wiesz,
że Michał mi nie przeszkadza.W czym rzecz?
- No bo
jest moja kolej na robienie kolacji, a sama wiesz, że w tym zakresie ograniczam
się do kanapek i jajecznicy. Mogłabyś dziś wyjątkowo?
W sumie
logiczne myślenie. Zaprosił przyjaciela po to, by poczęstować go pospolitymi i
wcale nie tak okazałymi kanapkami? Przewróciłam oczami. Brat mnie wykorzystuje,
ale cóż począć? Przecież z jego prób stworzenia czegoś bardziej ‘wykwintnego’
mogłaby jakaś katastrofa wyniknąć. I to na połowę Żor.
- A mamy
coś w lodówce?
Załapał
aluzję i od razu uśmiechnął się do mnie szeroko. Przy najbliższej okazji
skręcił w stronę supermarketu i wspólnymi siłami w mig uwinęliśmy się z
zakupami. Wzięliśmy dużo więcej produktów niż było potrzeba na jedną kolację,
ale był już czwartek, więc zrobiliśmy zakupy na następny tydzień.
Po
powrocie do mieszkania wzięłam się za lekkie porządki. Ogólnie oboje z Damianem
nie byliśmy bałaganiarzami i sprzątaliśmy po sobie, ale czasem, po bardziej
wyczerpującym dniu, nie chciało się wszystkiego odkładać na miejsce. Dlatego
też koc, którym przykrywałam się we wtorek, leżąc na kanapie i oglądając
telewizję, został niedbale zwinięty i rzucony na oparcie.W salonie pałętało
się kilka rzeczy Damiana.W łazience musiałam ogarnąć swoje włosy z umywalki,
bo jak zawsze zapomniałam to zrobić rano. Odkurzyłam podłogę i gotowe.
W tym
samym czasie Damian nakrył do stołu i pilnował makaronu. Spaghetti. Może nie
jakieś nadzwyczajne danie, ale lepsze to niż kanapki z serem żółtym. Samym
serem w gwoli ścisłości.
Zabrałam
się za sos i już po chwili wszystko było gotowe. Czekaliśmy jeszcze tylko na
Kubiaka i mogliśmy jeść.
Skorzystałam
z tej chwili, by się przebrać z jeansów w proste, szare dresy. Wstąpiłam
jeszcze do łazienki, a kiedy wychodziłam, rozległ się dźwięk dzwonka. Damian
krzyknął mi ze swojego pokoju, żebym poszła otworzyć, bo on się przebiera, więc
ruszyłam w stronę drzwi, zastanawiając się przy okazji, dlaczego Michał po
prostu nie wszedł do mieszkania, jak to miał dawniej w zwyczaju. Dawniej
oznacza przed kłótnią z Bartmanem.
Otworzyłam
i przy okazji zlustrowałam twarz przyjmującego wzrokiem w poszukiwaniu odpowiedzi
na niewypowiedziane pytanie. Jak się można było spodziewać odpowiedzi żadnej
nie znalazłam, ale za to zauważyłam jak bardzo boli go ta sprawa ze Zbyszkiem.
Widać to na pierwszy rzut oka. Głównie przez uśmiech. A raczej jego brak. Teraz
zamiast chytrego wygięcia warg można dojrzeć jakiś sztuczny grymas. A tak go
lubiłam…
Znaczy
uśmiech. Michała uśmiech. I jego też. Ale w sumie dalej go lubię. Czas
teraźniejszy.
Zdecydowanie
musiałam się ogarnąć.
Uśmiechnęłam
się lekko i zaprosiłam do środka.
- Siadaj.
Damian zaraz przyjdzie, poszedł się tylko przebrać. No chyba, że znowu nie może
znaleźć nic czystego, wtedy sobie trochę poczekamy…
Na ustach
Michała pojawił się mały, prześmiewczy uśmieszek. Właściwie to ledwo widoczny,
ale jednak.
- No
proszę, ten ponurak jednak wie, co to uśmiech. Kto by się spodziewał? – dopiero
po jego zaskoczonym spojrzeniu zorientowałam się, że powiedziałam to na głos.
Ups? – Nie dziw się tak. Oboje wiemy dlaczego się tu dziś spotykamy. I skończ z
tym grymasem, bo wyglądasz jakbyś na stypie siedział, a nie na kolacji u
przyjaciela. Z resztą nie do twarzy ci.
Myślałam
tylko o tym, żeby jakoś uratować twarz. Reszta wyszła sama z siebie. Mogłam
siedzieć cicho, prawda?
- Tak może
być? – zapytał, unosząc kąciki ust w górę.
No! To był
ten Michał, którego pamiętałam!
- Od razu
lepiej! – uśmiechnęłam się aprobująco. Kubiak pokręcił głową z politowaniem,
ale grymas nie wrócił na jego twarz.
Chwilę
później dołączył do nas Damian i zjedliśmy kolację w miłej atmosferze. Chłopaki
gadali między sobą i wymieniali uwagi na temat czekających ich spotkań
plusligi, a ja ciałem byłam z nimi, ale duszą dryfowałam gdzieś daleko.
Czasem tak
miałam. Nachodził mnie refleksyjny nastrój i zastanawiałam się nad sensem
każdej podjętej w życiu decyzji.
- Znowu odpłynęła
– rzucił ze śmiechem Damian, wskazując głową na mnie. Udawałam, że nadal błądzę
po kwiecistych łąkach wyobraźni, choć w rzeczywistości już się otrząsnęłam.
-
Zanudziliśmy ją na śmierć. – Kubiak wlepił we mnie wzrok. – Ona w ogóle
oddycha?
- Może jej
się wydaje, że pływa i wstrzymuje oddech – zażartował mój brat i oboje się
zaśmiali.
- Właśnie
dryfuję na falach waszej głupoty, nie przeszkadzajcie mi.
-Michał,
ona nas obraża. Nie wiem jak ty, ale ja się obrażam. – Założył ręce na piersi,
teatralnie uniósł podbródek i odwrócił się ode mnie.
-
Najgorszy typ siatkarza to sfochany siatkarz – wywróciłam oczami i zaczęłam
zbierać brudne talerze. Kubiak poklepał Damiana po plecach, wyraźnie rozbawiony
sytuacją i pomógł mi przy sprzątaniu.
- O! I
widzisz Damianku? Zamiast się głupio obrażać, pomógłbyś swojej kochanej
siostrze. Już Michał ma więcej kultury – droczyłam się dalej, choć musiałam
uważać. Brat podobnie do mnie nie brał wszystkiego do siebie, ale łatwo
przekroczyć granicę.
- No już,
no. Zostaw, ja pozmywam. W końcu jestem ci to winien za zrobienie kolacji. –
Słusznie zauważył, był mi to winien. Dlatego z uśmiechem usiadłam w kuchni przy
stole, wcześniej nastawiając wodę w czajniku.
- Znowu
wszystko zrzucił na twoją głowę? – Kubiak zwrócił się do mnie.
- Hej!
Wcale nie wszystko! Pilnowałem makaronu! – zawył libero, by zachować twarz.
Zaśmiałam
się tylko, zostawiając to bez odpowiedzi i zaparzyłam wszystkim herbatę.
Przenieśliśmy się do salonu, gdzie upchnęliśmy się na kanapie i włączyliśmy
jakiś film.
Niewiele z
niego pamiętałam, bo ciężki trening i godziny spędzone na basenie dały mi się
we znaki. Nawet nie wiem, kiedy przysnęłam, ściśnięta pomiędzy Damianem i
Michałem. Przebudziłam się lekko, gdy poczułam, że unoszę się do góry.
Zamrugałam i zobaczyłam nad sobą twarz Kubiaka, który eskortował mnie do łóżka.
Ułożył mnie wygodnie i przykrył kołdrą.
- Dziękuję
za kolację, była pyszna. A teraz śpij. Dobranoc – szepnął cicho i pocałował
mnie w policzek.
- Dobranoc
– odpowiedziałam i wtuliłam się z uśmiechem w poduszkę.
Czytałam wcześniejsze blogi, ale dopiero teraz postanowiłam trochę po komentować ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zatem wszystkiego najlepszego najlepsza bloggerko! ;* Zdrowia, szczęścia, weny, pieniędzy na karnet każdego roku, niezapomnianych chwil w życiu prywatnym, a także tych oglądanych na pomarańczowym parkiecie.
OdpowiedzUsuńCo do bloga... świetny! :) Zapowiada się genialnie! I już nie mogę się doczekać następnego
buźka
W dniu twojego święta... Chociaż nie xD Trochę sztywno xD Marianko życzę ci szczęścia, hajsów, zdrówka, więcej weny, żebyśmy się kiedy na meczu spotkały jeżeli byłaby taka możliwość i spełnienia marzeń, bo to one dają naszemu życiu sens ;*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! ^^ Postawiłaś temu opowiadaniu wysoko poprzeczkę xD
O brak czasu się nie martw, bo sama go również niewiele posiadam i ostatni rozdział był pisany chwilę przed opublikowaniem xD
Także no... Najlepszego i weny ;*
Co mi się najbardziej podoba to Twoje opisy ;) wewnetrzny dialog jest super :) no proszę, Michał już nosi na rękach, nie czeka na pozwolenie. W takim razie z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń. Może konflikt na linii Michał -Zibi rozwiąże się i akcja "pocieszajmy Michała" nie będzie konieczna. Choć może być ciekawie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Przeżycie śmierci obojga rodziców w tym samym czasie i w tak młodym wieku to okropna tragedia. Powiedziałabym nawet, że najgorsza tragedia jaka mogła ją spotkać. Cieszę się jednak, że znalazła w bracie oparcie, a on w niej. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/
PS Wrócę do Ciebie wkrótce, przeczytać resztę rozdziałów :)
UsuńOch.
OdpowiedzUsuńTo przykre, nie spodziewałam się. Wzrusza mnie to trochę. Zawsze wzruszają mnie piękne relacje między rodzeństwem. Sama jestem jedynaczką, nie z wyboru rodziców, więc jestem spragniona takich relacji, uwielbiam o nich czytać. Dlatego wzruszyło mnie wyobrażenie osiemnastoletniego Małego, który podejmuje wyznanie i w cieniu śmierci rodziców, staje się dorosłym mężczyzną. Utrzymuje rodzinę, wychowuje nastolatkę i jest mu trudno. Ale to robi, bo musi, bo tego chcę. Podziw.
I żyje się im dobrze, stabilnie. Wydawało się, że trudno mieć dobre życie, gdy los tak doświadcza. Ale oni je mają, spełniają marzenia. Cudownie.
Pojawił się też Michał. Ja Michała bardzo lubię, tutaj też go lubię. Trochę jest smutny, bo stracił przyjaciela, bo się nie układa. Dobrze, że Damian robi wszystko, żeby Misiek miał się lepiej. Przyjaciele od tego są.
I niewinny, ale bardzo ciekawy pocałunek w policzek. Dlaczego Michał, a nie Damian zaniósł Sabinę do łóżka?
Lecę czytać.
Pozdrawiam, An.