14 listopada 2015

01.


- Dłużej się nie dało? – zapytał, gdy tylko usadowiłam się na miejscu pasażera.
- Ćwiczę twoją cierpliwość. Powinieneś już to wiedzieć – uśmiechnęłam się do brata.
Damian. Mój kochany braciszek. I opiekun prawny. Chociaż od niedawna miałam skończone osiemnaście lat i mogłam się usamodzielnić.
Ale zacznijmy od początku.
Rodzice byli cudownymi ludźmi. A cudowni ludzie są potrzebni w niebie, wśród aniołów. I właśnie tam się udali, kiedy skończyłam czternaście lat. Wypadek samochodowy odebrał mi najważniejsze osoby w życiu, ale przeszłam już przez wszystkie etapy straty. Przeszłość zaakceptowałam, bo to przyszłość stoi przede mną otworem. Czasu cofnąć nie mogłam.
 I nie wiem, czy chciałam.
Ich strata ukształtowała mnie jako człowieka. I chociaż wyrosłam już z dziecięcych fantazji i opowieści, wierzyłam, że oni nadal byli przy mnie. W moim sercu zawsze będzie miejsce specjalnie dla nich. I tam również przechowywałam całą swoją miłość do nich.
Damian był moim oparciem w tamtym czasie. Możecie sobie wyobrazić czternastoletnią dziewczynkę, której świat się zawalił w mgnieniu oka? To wyobraźcie sobie ledwo osiemnastoletniego chłopaka, który w prezencie z okazji rozpoczęcia dorosłego życia, dostał siostrę do opieki i rzut na głęboką wodę.
Podziwiałam go. Już wtedy, zaraz po ich śmierci. Bo robił wszystko, co mógł. Starał się jak nikt inny. Był przy mnie. A ja chciałam mu pomóc. Dlatego postanowiłam, że pozbieram się po tym ciosie. Postanowiłam, że wyjdę z tego lepsza, mocniejsza.
I teraz on również mnie podziwia.
Za dużo tego podziwiania w moim życiu, prawda?
Ale strata rodziców pogłębiła nasze więzi. Ja byłam dla niego. On był dla mnie. Nie sprawiałam kłopotów. Damian nie próbował mnie ‘wychowywać’. Można powiedzieć, że zostawił mnie samej sobie, ale i tak ciągle był przy mnie.
Czy ktokolwiek jest w stanie to zrozumieć?
Bo ja nie rozumiałam. Nie rozumiałam swojego życia. Nie rozumiałam, jakim cudem oboje z Damianem wyszliśmy na ludzi. Nie rozumiałam, jakim cudem oboje spełnialiśmy swoje marzenia. Ja w pływaniu, on w siatkówce. I wiodło nam się dobrze. A przecież tak niewiele brakowało, byśmy oboje stoczyli się na samo dno.
- Dzisiaj znowu rekord? – zapytał już z uśmiechem na ustach. Mówiłam, że tylko udawał.
- Konrad stwierdził, że niedługo pobiję rekord świata na naszym szkolnym basenie – zaśmiałam się. Nie brałam tych słów na poważnie. Nie teraz w głowie mi bicie rekordów. – Chyba ubolewał, że nie będzie przez to sławny.
- Zaproszę Ignaczaka z kamerą. On wszystko nagra i nie bój żaby. Siatkarski świat będzie ci bił pokłony.
Droczenie się z Damianem było na porządku dziennym. Nasza wersja rozmowy. I obojgu nam to pasowało.
- Mam do ciebie prośbę – zaczął niepewnie, utrzymując wzrok na drodze przed nami. Jakby bał się mojej reakcji. To ciekawe. – Bo Michała zaprosiłem dzisiaj na kolację. Nie chciałem, żeby znowu siedział sam, a odkąd pokłócił się z Zibim wyciągnięcie go z domu równa się z cudem.
- Wiesz, że Michał mi nie przeszkadza.W czym rzecz?
- No bo jest moja kolej na robienie kolacji, a sama wiesz, że w tym zakresie ograniczam się do kanapek i jajecznicy. Mogłabyś dziś wyjątkowo?
W sumie logiczne myślenie. Zaprosił przyjaciela po to, by poczęstować go pospolitymi i wcale nie tak okazałymi kanapkami? Przewróciłam oczami. Brat mnie wykorzystuje, ale cóż począć? Przecież z jego prób stworzenia czegoś bardziej ‘wykwintnego’ mogłaby jakaś katastrofa wyniknąć. I to na połowę Żor.
- A mamy coś w lodówce?
Załapał aluzję i od razu uśmiechnął się do mnie szeroko. Przy najbliższej okazji skręcił w stronę supermarketu i wspólnymi siłami w mig uwinęliśmy się z zakupami. Wzięliśmy dużo więcej produktów niż było potrzeba na jedną kolację, ale był już czwartek, więc zrobiliśmy zakupy na następny tydzień.
Po powrocie do mieszkania wzięłam się za lekkie porządki. Ogólnie oboje z Damianem nie byliśmy bałaganiarzami i sprzątaliśmy po sobie, ale czasem, po bardziej wyczerpującym dniu, nie chciało się wszystkiego odkładać na miejsce. Dlatego też koc, którym przykrywałam się we wtorek, leżąc na kanapie i oglądając telewizję, został niedbale zwinięty i rzucony na oparcie.W salonie pałętało się kilka rzeczy Damiana.W łazience musiałam ogarnąć swoje włosy z umywalki, bo jak zawsze zapomniałam to zrobić rano. Odkurzyłam podłogę i gotowe.
W tym samym czasie Damian nakrył do stołu i pilnował makaronu. Spaghetti. Może nie jakieś nadzwyczajne danie, ale lepsze to niż kanapki z serem żółtym. Samym serem w gwoli ścisłości.
Zabrałam się za sos i już po chwili wszystko było gotowe. Czekaliśmy jeszcze tylko na Kubiaka i mogliśmy jeść.
Skorzystałam z tej chwili, by się przebrać z jeansów w proste, szare dresy. Wstąpiłam jeszcze do łazienki, a kiedy wychodziłam, rozległ się dźwięk dzwonka. Damian krzyknął mi ze swojego pokoju, żebym poszła otworzyć, bo on się przebiera, więc ruszyłam w stronę drzwi, zastanawiając się przy okazji, dlaczego Michał po prostu nie wszedł do mieszkania, jak to miał dawniej w zwyczaju. Dawniej oznacza przed kłótnią z Bartmanem.
Otworzyłam i przy okazji zlustrowałam twarz przyjmującego wzrokiem w poszukiwaniu odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie. Jak się można było spodziewać odpowiedzi żadnej nie znalazłam, ale za to zauważyłam jak bardzo boli go ta sprawa ze Zbyszkiem. Widać to na pierwszy rzut oka. Głównie przez uśmiech. A raczej jego brak. Teraz zamiast chytrego wygięcia warg można dojrzeć jakiś sztuczny grymas. A tak go lubiłam…
Znaczy uśmiech. Michała uśmiech. I jego też. Ale w sumie dalej go lubię. Czas teraźniejszy.
Zdecydowanie musiałam się ogarnąć.
Uśmiechnęłam się lekko i zaprosiłam do środka.
- Siadaj. Damian zaraz przyjdzie, poszedł się tylko przebrać. No chyba, że znowu nie może znaleźć nic czystego, wtedy sobie trochę poczekamy…
Na ustach Michała pojawił się mały, prześmiewczy uśmieszek. Właściwie to ledwo widoczny, ale jednak.
- No proszę, ten ponurak jednak wie, co to uśmiech. Kto by się spodziewał? – dopiero po jego zaskoczonym spojrzeniu zorientowałam się, że powiedziałam to na głos. Ups? – Nie dziw się tak. Oboje wiemy dlaczego się tu dziś spotykamy. I skończ z tym grymasem, bo wyglądasz jakbyś na stypie siedział, a nie na kolacji u przyjaciela. Z resztą nie do twarzy ci.
Myślałam tylko o tym, żeby jakoś uratować twarz. Reszta wyszła sama z siebie. Mogłam siedzieć cicho, prawda?
- Tak może być? – zapytał, unosząc kąciki ust w górę.
No! To był ten Michał, którego pamiętałam!
- Od razu lepiej! – uśmiechnęłam się aprobująco. Kubiak pokręcił głową z politowaniem, ale grymas nie wrócił na jego twarz.
Chwilę później dołączył do nas Damian i zjedliśmy kolację w miłej atmosferze. Chłopaki gadali między sobą i wymieniali uwagi na temat czekających ich spotkań plusligi, a ja ciałem byłam z nimi, ale duszą dryfowałam gdzieś daleko.
Czasem tak miałam. Nachodził mnie refleksyjny nastrój i zastanawiałam się nad sensem każdej podjętej w życiu decyzji.
- Znowu odpłynęła – rzucił ze śmiechem Damian, wskazując głową na mnie. Udawałam, że nadal błądzę po kwiecistych łąkach wyobraźni, choć w rzeczywistości już się otrząsnęłam.
- Zanudziliśmy ją na śmierć. – Kubiak wlepił we mnie wzrok. – Ona w ogóle oddycha?
- Może jej się wydaje, że pływa i wstrzymuje oddech – zażartował mój brat i oboje się zaśmiali.
- Właśnie dryfuję na falach waszej głupoty, nie przeszkadzajcie mi.
-Michał, ona nas obraża. Nie wiem jak ty, ale ja się obrażam. – Założył ręce na piersi, teatralnie uniósł podbródek i odwrócił się ode mnie.
- Najgorszy typ siatkarza to sfochany siatkarz – wywróciłam oczami i zaczęłam zbierać brudne talerze. Kubiak poklepał Damiana po plecach, wyraźnie rozbawiony sytuacją i pomógł mi przy sprzątaniu.
- O! I widzisz Damianku? Zamiast się głupio obrażać, pomógłbyś swojej kochanej siostrze. Już Michał ma więcej kultury – droczyłam się dalej, choć musiałam uważać. Brat podobnie do mnie nie brał wszystkiego do siebie, ale łatwo przekroczyć granicę.
- No już, no. Zostaw, ja pozmywam. W końcu jestem ci to winien za zrobienie kolacji. – Słusznie zauważył, był mi to winien. Dlatego z uśmiechem usiadłam w kuchni przy stole, wcześniej nastawiając wodę w czajniku.
- Znowu wszystko zrzucił na twoją głowę? – Kubiak zwrócił się do mnie.
- Hej! Wcale nie wszystko! Pilnowałem makaronu! – zawył libero, by zachować twarz.
Zaśmiałam się tylko, zostawiając to bez odpowiedzi i zaparzyłam wszystkim herbatę. Przenieśliśmy się do salonu, gdzie upchnęliśmy się na kanapie i włączyliśmy jakiś film.
Niewiele z niego pamiętałam, bo ciężki trening i godziny spędzone na basenie dały mi się we znaki. Nawet nie wiem, kiedy przysnęłam, ściśnięta pomiędzy Damianem i Michałem. Przebudziłam się lekko, gdy poczułam, że unoszę się do góry. Zamrugałam i zobaczyłam nad sobą twarz Kubiaka, który eskortował mnie do łóżka. Ułożył mnie wygodnie i przykrył kołdrą.
- Dziękuję za kolację, była pyszna. A teraz śpij. Dobranoc – szepnął cicho i pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc – odpowiedziałam i wtuliłam się z uśmiechem w poduszkę.




_____________

Moje kaprysy są zależne od wolnego czasu. Im mniej czasu, tym rzadziej się pojawiają. A czasu mam naprawdę niewiele. ;( Nie zanudzam, jest jak jest i w najbliższym czasie tego nie zmienię. Mam nadzieję, że chociaż to coś na górze się wam podoba. ;)
Tym razem urodzinowy kaprys! ; D

7 komentarzy:

  1. Czytałam wcześniejsze blogi, ale dopiero teraz postanowiłam trochę po komentować ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zatem wszystkiego najlepszego najlepsza bloggerko! ;* Zdrowia, szczęścia, weny, pieniędzy na karnet każdego roku, niezapomnianych chwil w życiu prywatnym, a także tych oglądanych na pomarańczowym parkiecie.
    Co do bloga... świetny! :) Zapowiada się genialnie! I już nie mogę się doczekać następnego
    buźka

    OdpowiedzUsuń
  3. W dniu twojego święta... Chociaż nie xD Trochę sztywno xD Marianko życzę ci szczęścia, hajsów, zdrówka, więcej weny, żebyśmy się kiedy na meczu spotkały jeżeli byłaby taka możliwość i spełnienia marzeń, bo to one dają naszemu życiu sens ;*
    Rozdział świetny! ^^ Postawiłaś temu opowiadaniu wysoko poprzeczkę xD
    O brak czasu się nie martw, bo sama go również niewiele posiadam i ostatni rozdział był pisany chwilę przed opublikowaniem xD
    Także no... Najlepszego i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Co mi się najbardziej podoba to Twoje opisy ;) wewnetrzny dialog jest super :) no proszę, Michał już nosi na rękach, nie czeka na pozwolenie. W takim razie z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń. Może konflikt na linii Michał -Zibi rozwiąże się i akcja "pocieszajmy Michała" nie będzie konieczna. Choć może być ciekawie :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeżycie śmierci obojga rodziców w tym samym czasie i w tak młodym wieku to okropna tragedia. Powiedziałabym nawet, że najgorsza tragedia jaka mogła ją spotkać. Cieszę się jednak, że znalazła w bracie oparcie, a on w niej. :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    http://wzburzone-fale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Wrócę do Ciebie wkrótce, przeczytać resztę rozdziałów :)

      Usuń
  6. Och.
    To przykre, nie spodziewałam się. Wzrusza mnie to trochę. Zawsze wzruszają mnie piękne relacje między rodzeństwem. Sama jestem jedynaczką, nie z wyboru rodziców, więc jestem spragniona takich relacji, uwielbiam o nich czytać. Dlatego wzruszyło mnie wyobrażenie osiemnastoletniego Małego, który podejmuje wyznanie i w cieniu śmierci rodziców, staje się dorosłym mężczyzną. Utrzymuje rodzinę, wychowuje nastolatkę i jest mu trudno. Ale to robi, bo musi, bo tego chcę. Podziw.
    I żyje się im dobrze, stabilnie. Wydawało się, że trudno mieć dobre życie, gdy los tak doświadcza. Ale oni je mają, spełniają marzenia. Cudownie.
    Pojawił się też Michał. Ja Michała bardzo lubię, tutaj też go lubię. Trochę jest smutny, bo stracił przyjaciela, bo się nie układa. Dobrze, że Damian robi wszystko, żeby Misiek miał się lepiej. Przyjaciele od tego są.
    I niewinny, ale bardzo ciekawy pocałunek w policzek. Dlaczego Michał, a nie Damian zaniósł Sabinę do łóżka?

    Lecę czytać.
    Pozdrawiam, An.

    OdpowiedzUsuń