13 stycznia 2018

[II] 02.

W sobotni ranek naprawdę ciężko było unieść powieki. Zwłaszcza wtedy, kiedy razem ze świadomością pojawił się tępy ból głowy, którego za nic nie dało się zignorować. Próbowałam, ale ponowne zaśnięcie było już niemożliwe. Dlatego podniosłam się ociężale, sięgając z westchnięciem ulgi po butelkę z wodą, którą sama wczoraj tutaj postawiłam. Zupełnie jakbym wiedziała, że będę jej potrzebować. Gasiłam pragnienie potężnymi łykami, ale na ból głowy niewiele to pomogło. Wstałam, kierując się do łazienki z zamiarem wzięcia rozbudzającego, chłodnego prysznica. Jednocześnie zastanawiałam się, jak to jest, że z każdą kolejną wizytą u Idy, następnego dnia budziłam się z coraz większym kacem. Dobrze, że chociaż pamiętałam wszystko z poprzedniego wieczoru. Dopóki nie miałam luk w pamięci, nie miałam się czym martwić. Tak sobie przynajmniej wmawiałam.
Humor poprawił mi się zdecydowanie, kiedy popijałam kawę i zerkałam na ledwie żywą Idę, która zmierzała w moim kierunku. Nie potrafiłam powstrzymać cichego chichotu, bo dziewczyna zdecydowanie cierpiała znacznie bardziej niż ja.
Nie śmiej się zaczęła. To wszystko twoja wina. Mogłaś nie kupować tego wina.
Nie zwalaj na mnie. Trzeba było nie pić tych ostatnich kieliszków znowu się zaśmiałam.
Hej, nie nabijaj się. Sama wypiłaś niewiele mnie, a już świecisz jaśniej niż to wkurwiające katowickie słońce, które mnie przed chwilą obudziło, więc z łaski swojej podziel się tym cudownym specyfikiem na ból głowy.
Rzuciłam jej opakowanie, które złapała w dłonie, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
Ale ciszej, błagam, ciszej.
Współczułam jej na tyle, na ile mogłam, co nie przeszkadzało mi śmiać się z niej pod nosem, częściowo zasłaniając się kubkiem z kawą. W ramach przeprosin za to bezlitosne naśmiewanie się z niej, zrobiłam specjalnie dla niej piękną kanapeczkę z sałatą i ogórkiem. Tyle miała w lodówce. Już nawet wino się nie ostało. Przeżuwała ją, jakby chleb był z tektury, a warzywa z papieru, ale po tym skromnym śniadanku i kubku czarnej kawy, wyraźnie stanęła na nogi.
Kiedy ponownie usiadłam za kierownicą swojego samochodu, humor poprawił mi się jeszcze bardziej. Ida na siedzeniu pasażera nadal zrzędziła. Częściowo wynikało to z jej charakteru, a częściowo z nadal trzymającego ją bólu głowy. Ja natomiast, mając przed sobą perspektywę podróży do Warszawy, zaczęłam się cieszyć jak dziecko.  
W ciągu kilku ostatnich lat naprawdę sporo kilometrów przejechałam swoim samochodem. I nawet jeśli kiedyś nie czułam się pewnie jako kierowca, tak teraz uwielbiałam prowadzić, zwłaszcza na długie dystanse. Gdyby mnie kiedyś wywalili z jastrzębskiego, poważnie zastanowię się nad jakąś firmą transportową.  
Ida zasnęła po niecałych trzydziestu minutach jazdy. Ściszyłam trochę radio, by pozwolić jej nieco odespać kaca i cieszyłam się jazdą. To był ten jeden plus w morzu minusów jeśli chodziło o Damiana i jego dziwną tendencję w ostatnich latach do zmieniania co sezon klubu. Najpierw poniosło go do Rzeszowa, potem do Lubina, a teraz do Warszawy. I przez to wszystko rzadko kiedy się z nim widywałam. A za każdym razem tęskniłam za moim braciszkiem tak samo mocno. 
Dlatego też, kiedy zadzwonił i nieznoszącym sprzeciwu tonem mi oznajmił, że mam sobie zarezerwować cały weekend dla niego, nawet nie zerknęłam w kalendarz, od razu ustawiając Damiana jako priorytet. Tym bardziej, że mój starszy braciszek kończył właśnie dwadzieścia osiem lat.  
Aż łza kręciła się w oku, kiedy o tym myślałam, wspominając te czasy, gdy nieudolnie bawiłam się w cukiernika, piekąc dla niego tort. I chociaż moje pierwsze wypieki raczej niebem w gębie nie były, to Damian zawsze prosił mnie o dokładkę, wychwalając mój talent pod niebiosa. To było prawie dziesięć lat temu. I myśląc o tym, zorientowałam się, że czas naprawdę uciekał jak przez palce. A ja tęskniłam za tymi beztroskimi czasami, kiedy byliśmy jeszcze dzieciakami, a nawet tymi późniejszymi, kiedy musieliśmy radzić sobie sami, bo byliśmy wtedy razem. Teraz jak spotkamy się raz na miesiąc, to można ogłosić święto. 
Ida nadal pochrapywała z głową opartą o boczną szybę, kiedy postanowiłam zatrzymać się na chwilę na stacji. Potrzebowałam skorzystać z ubikacji, a i kawą bym nie pogardziła. Zaparkowałam i potrząsnęłam ramieniem Idy. Mruknęła coś, odwracają ku mnie głowę.  
Chcesz kawę?  zapytałam, ale nie bardzo dało się z nią dogadać. Dlatego zrezygnowałam z budzenia jej i pozwoliłam jej spać, mając nadzieję, że nikt mi jej nie ukradnie w czasie dziesięciu minut.  
W sklepie sięgnęłam po jakieś batoniki zbożowe. Nie miałam ochoty na jedzenie po wczorajszym, ale picie kawy na pusty żołądek nie było dobrym pomysłem. Dla Idy też wzięłam. Aromat kofeiny pewnie ją wybudzi, a nie zamierzałam się za dziesięć minut znowu zatrzymywać. 
Zanim ruszyłam, zadzwonił mój telefon. Odebrałam z uśmiechem, widząc zdjęcie brata na ekranie. Nie chciałam włączać głośnika, żeby nie budzić Idy, więc przyłożyłam telefon do ucha i przytrzymałam ramieniem. Ruszyłam z parkingu. 
Jedziecie już, prawda? Nie zaspałyście po wczoraj?  
Był wyraźnie w dobrym nastroju, skoro od razu przeszedł do nabijania się z nas dwóch. Ale doskonale już znał schematy naszych spotkań, więc wiedział, o czym mówi. 
Tak, tak. Jesteśmy w drodze. Nic się nie bój, będziemy na czas... 
Miałam jeszcze dodać, że całe i zdrowe, ale w tym momencie jakiś idiota zajechał mi drogę, całkowicie ignorując fakt, że to ja miałam pierwszeństwo. I jak tu się nie wkurzyć. Zaklęłam pod nosem, zapominając o tym, że Damian wszystko słyszał. 
Prowadzisz?! I gadasz ze mną? słyszałam w jego głosie potępienie. Mam nadzieję, że włączyłaś głośnik. 
Miałam prawo do zachowania milczenia, więc to zrobiłam. 
Sabina! Daj mi Idę. 
Ida śpi, dlatego nie włączyłam głośnika. I nie wrzeszcz na mnie, nie moja wina, że ten idiota nie rozróżnia znaku stopu od pierwszeństwa. Ale siedzę mu na ogonie i zaraz mu przypomnę, gdzie powinien się zatrzymać. 
Damian zaśmiał się pod nosem, zapewne wyobrażając sobie mnie w akcji. Cóż, przestałam się patyczkować z drogowymi idiotami. Prowadziłam swoją własną akcję bezpieczeństwa na drogach.  
Tylko nie krzycz na biedaka za bardzo. I jedź ostrożnie. 
Pożegnał się, nie chcąc mi już zawracać głowy. 
Jechałam przez pewien czas za czarnym audi. Zaczęłam podejrzewać, że punkt docelowy jego kierowcy, nie różni się aż tak bardzo od mojego, a kiedy zatrzymałam się obok audi na światłach, nie miałam więcej wątpliwości.  
Wojciech Włodarczyk szczerzył się do mnie z sąsiedniego samochodu, a ja zmierzyłam go tak zimnym spojrzeniem, że uśmieszek mu powoli zamarzał na twarzy.  
Co za palant! Zrobił to specjalnie! Gdybym zareagowała z kilkusekundowym opóźnieniem, miałabym skasowany cały przód, a jego tylny prawy błotnik też nie byłby w najlepszym stanie. Już nie mówiąc o tym, że to wszystko mogło się skończyć dużo, dużo gorzej. Co za dupek.
Zabiję go! podniosłam głos, kiedy światła się zmieniły, a Włodarczyk ruszył z piskiem opon tylko po to, by za chwilę zjechać na mój pas.
Nie wiedziałam, co ten chłopak miał w głowie, ale najwyraźniej którejś klepki mu brakowało, skoro zachowywał się jak gówniarz. Tylko patrzeć, jak spowoduje jakiś wypadek. Ja go na rehabilitację nie wezmę, jak się połamie.
Kogo zabijesz? usłyszałam Idę, która patrzyła na mnie z niezrozumieniem.
Włodarczyka.
Mój zimny ton głosu zniechęcił ją do jakichkolwiek dalszych pytań. Nieco nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się dookoła, próbując ustalić gdzie jesteśmy i jak długo spała. A potem zauważyła batonika i niemal się na niego rzuciła.
Boże, jaka jestem głodna! wykrzyknęła i z ulgą wgryzła się w czekoladowo-zbożowy batonik.
W kubku masz kawę, sprawdź, może jeszcze będzie ciepła.
Kawa? Batoniki? Na ile ty mnie samą zostawiłaś w tym samochodzie?!
Roześmiałam się, słysząc autentyczne oburzenie w jej głosie.
No przecież spałaś powiedziałam.
No właśnie! Spałam! przez moment milczała, próbując wywrzeć na mnie wrażenie. Ja już znałam te jej prawnicze sztuczki. A gdyby mnie porwali? Pomyślałaś o tym?
Pewnie, że pomyślałam.
I do jakich doszłaś wniosków?
Zatrzymałam się na światłach i spojrzałam na nią, uśmiechając się szeroko.
Że góra godzina i porywacz sam by cię odstawił. Jeszcze by przeprosił za zamieszanie.
Obserwowałam ją uważnie. Źrenice zwęziły się jej ze złości, a usta to otwierała, to zamykała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Sekundę później wybuchła śmiechem, patrząc na mnie z podziwem.
Wygrałaś.
Godzinę i jeden postój później byłyśmy na miejscu. Z prawdziwą satysfakcją zauważyłam, że Włodarczyka jeszcze nie było. Ale szybko przestałam się z tego cieszyć, myśląc o tym, że zatrzymać mogło go na przykład spowodowanie wypadku. Mimo, że sama miałam ochotę go zabić, nie chciałabym, by skończył na intensywnej terapii, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jego zbliżające się audi.
Ruszyłyśmy z Idą schodami na górę. Niestety Damian nie zasłużył na windę, dlatego musiałyśmy się wdrapać na trzecie piętro. Lekko zasapane czekałyśmy aż mój brat otworzy drzwi. A kiedy już to zrobił, przytulaniu się nie było końca. Tak bardzo za nim tęskniłam, że nie miałam absolutnie nic przeciwko. Ścisnęłam go mocno, wtulając twarz w jego klatkę piersiową, wdychając znajomy zapach i czując niesamowitą radość.
Hej, stoję tu już od pięciu minut i żadne z was mnie nie zauważyło!
Wyplątałam się z objęć brata, słysząc za sobą ten głos. I cały nastrój prysnął jak bańka mydlana, a spokój jaki jeszcze przed chwilą odczuwałam, został doszczętnie zburzony i zastąpiony złością. Nad którą jak na razie panowałam, ale wystarczy tylko jedno…
Ja też dostanę przytulasa? rozłożył ramiona, patrząc na mnie głupkowato.
…słowo, żeby wybuchła z całą mocą.
Damian, trzymaj mnie, bo nie ręczę za siebie!
W moim głosie było na tyle dużo agresji, że Damian bez wahania złapał mnie pod ramię, spoglądając na mnie niepewnie, jakby próbował oszacować, jakie są szanse, że faktycznie zaraz się rzucę na Włodarczyka z pazurami. A były naprawdę wielkie, bo ten kretyn nie przestawał się do mnie szczerzyć i, o zgrozo!, puścił mi oczko. To przesądziło sprawę.
Wyrwałam ramię z uścisku brata i stanęłam dosłownie w odległości jednego centymetra od przyjmującego, patrząc prosto w jego roześmiane oczy. Bardzo szybko zniknęła z nich cała radość. Pewnie pod wpływem wyrazu mojej twarzy, który musiał być dość przerażający, bo nawet Damian wycofał się małe dwa kroczki w tył.
Szkoda, że to nie był mój kiepski dzień, bo naprawdę z miłą chęcią zdzieliłabym go w twarz i odeszła bez żadnych wyrzutów sumienia. Zamiast tego wbiłam paznokieć w środek jego klatki piersiowej, nie żałując siły.
Kiedyś się doigrasz. I jeśli będziesz miał szczęście, skasujesz tylko samochód, a nie całą swoją przyszłość.
Naprawdę miałam już dość jego szczeniackiego zachowania. Żeby to był pierwszy raz. Ale to nie był pierwszy raz.
Czyli nie będzie przytulaska? usłyszałam jeszcze za sobą.
Słowo daję, ten chłopak nie miał za grosz instynktu samozachowawczego. Ale zamiast zawrócić i jednak mu zetrzeć uśmieszek z twarzy przy pomocy siły, ruszyłam do salonu, gdzie miałam nadzieję zastać Martę i resztę zaproszonych osób. Usłyszałam jeszcze, jak Damian ostrzega Włodarczyka przed igraniem ze mną, a potem utonęłam w uściskach. Tylko mój brat potrafił zebrać całą starą ekipę w jednym miejscu. Zanim się z każdym przywitałam, minęło sporo czasu, a moje policzki zaczęły boleć od szerokiego uśmiechania się. Tylko Kuby nie było. I Michała. A to oznaczało, że byłyśmy jedynymi kobietami w towarzystwie, które nie siedziały na kolanach swoich partnerów. Salon Damiana raczej nie był wybitnie wielki, dlatego musieliśmy się nieco ścieśnić, by każdy miał dla siebie miejsce. Nie obyło się bez propozycji Włodarczyka, bym usiadła na jego kolanach. O dziwo nie tylko ja zgromiłam go za to wzrokiem. Połowa towarzystwa, zwłaszcza stara ekipa jastrzębskiego, spojrzała na niego niezbyt przychylnie, przez co spuścił wzrok i jakby stracił rezon. Nie było mi go szkoda.
Sabina, opowiadaj, co tam słychać na starych śmieciach zaczął Łasko, a reszta wyraźnie się zainteresowała tematem, zwracając na mnie swoją uwagę.
Nowości, nowości i jeszcze raz nowości. Już nawet nie poznaję twarzy mijanych na korytarzu siatkarzy poskarżyłam się z żalem w głosie. Ale jedno się nie zmieniło, Popiwczak nadal się obija.
Towarzystwo buchnęło śmiechem, nawet ci, którzy nie znali szerszego kontekstu tej wypowiedzi i nie znali Kuby.
Co znowu zrobił, że tak mu się odpłacasz   zapytał Damian.
Wzruszyłam niewinnie ramionami.
Zazdrościł mi, że mam wolne, podczas gdy on, cytuję, musi przerzucać ciężary z jednej strony na drugą przerwałam na chwilę i powiodłam spojrzeniem po zgromadzonym w salonie Damiana tłumie. Jakby kiedykolwiek zdołał przerzucić coś więcej niż zdjęcia z telefonu na komputer.
Znowu udało mi się ich rozśmieszyć, a nawet zbytnio nie próbowałam. Po prostu włączył mi się tryb ataku na Kubę. Bo atak był jedyną możliwą obroną, kiedy ten chłopak zaczynał swoje.
Kiedy ty się taka złośliwa zrobiłaś, co Sabina? zapytał rozweselony Miśkin.
Tak gdzieś pomiędzy pierwszym a drugim rokiem na fizjoterapii. Swoją drogą to naprawdę ciekawa historia…
Damian jęknął, bo znał tę opowieść już na pamięć. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi, więc skorzystał z okazji, by się uchronić przed słuchaniem po raz kolejny tego samego.
To co to za historia? dopytywał ciekawie Malinowski.
I już otwierałam usta, żeby zacząć, kiedy usłyszałam ten głos.
Cześć wszystkim.
Michał. Nie musiałam nawet zerkać za siebie, by wiedzieć, że tam stał. Wszyscy spojrzeli na niego, a potem jak jeden mąż spojrzeli na mnie.
Dlaczego wszyscy patrzyli na mnie?


2 komentarze:

  1. Yyy udusze cie dziewczyno! Przez 2 tygodnie żyłam nadzieją,że dojdzie do spotkania,jakieś rozmowy a tu dalej nic..

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, to znowu ja i znowu z nowym nickiem ;D Ale ostatnimi czasy jestem bardzo niezdecydowana, więc pewne jest, że ten też się zmieni. W każdym razie tu Ruda/ Red Criminal/Cat Donn. ;D

    Byłabym zaskoczona, gdyby się okazało, że Michała nie będzie na tych urodzinach, a z drugiej strony nie dziwię się zdziwieniu Sabiny jak go usłyszała. Jakby nie patrzeć nauczyła się żyć bez niego, a tu nagle dwa takie spotkania w ciągu niedługiego czasu. Jestem bardzo ciekawa jak ten wieczór się potoczy.
    Lecę dalej, bo stęskniłam się za tą historią ;-)

    OdpowiedzUsuń