28 września 2018

[II] 19.

Nie byłam przygotowana na jego widok. Nie miałam żadnej linii obrony, moje serce nigdy mnie nie słuchało, kiedy o niego chodziło, a teraz rozum do niego dołączył, pozostawiając mnie słabą i zupełnie bezbronną. A Damian wykorzystał to od razu, jak tylko odczytał walkę z pokusą na mojej twarzy.
Chciałam się wtulić w jego ciepło. Chciałam by otoczył mnie jego zapach, bo Damian pachniał jak dom, bezpieczeństwo i miłość. Chciałam zrzucić na niego połowę niesionego przeze mnie ciężaru, ale nie mogłam mu tego zrobić.
Tylko że Damian nie wyglądał, jakby zamierzał dać mi wybór.
Słowa Sabiny i Idy zadźwięczały mi echem w głowie. Obie były przekonane, że Damian nie opuściłby mnie, gdyby znał prawdę. I właśnie tego się obawiałam, jednocześnie pragnąc tego z całego serca.
Więc zdałam się na los. Bo ja nie miałam już siły, żeby decydować, co będzie najlepsze dla wszystkich w koło. Nie potrafiłam nawet zadecydować za siebie, bez żałowania, że nie poszłam w drugą stronę.
Patrząc niepewnie na Damiana, otworzyłam usta i słowa popłynęły dalej same. Łamiącym się głosem i z łzami spływającymi po policzkach, dzieliłam się z nim swoim końcem świata. A on zamiast się ode mnie odsunąć, odciąć się, poszukać szczęścia gdzie indziej, z każdym słowem przyciągał mnie do siebie jeszcze bliżej, tak że pod koniec siedziałam na jego kolanach z policzkiem wtulonym w jego klatkę piersiową. I nie poluzował swojego uścisku ani na moment. A ja zamiast bać się, że w tym momencie niszczę mu życie, cieszyłam się, że nie zostałam z tym sama.
Bawiłam się pierścionkiem zaręczynowym, który nadal tkwił na moim palcu. Ani na moment go nie zdjęłam. Chociaż myślałam o tym. Chciałam to zrobić. Ale nie potrafiłam go zdjąć z palca.
─ Nie myśl nawet, że pozwolę ci znowu uciec  odezwał się w końcu. ─ Kocham cię tak samo mocno, jak kochałem cię godzinę temu, dwa lata temu i na naszej pierwszej randce. Jesteś jedyną kobietą, która będzie stać przy moim boku, bo już cię więcej nie wypuszczę. Będę cię pilnował jak oka w głowie.
Uśmiechnęłam się z twarzą nadal wtuloną w jego ciało. Po tak długiej rozłące upajałam się jego bliskością.
Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec problemów. Że tak naprawdę nic się nie zmieniło, bo nadal miałam wątpliwości, nadal się bałam. Tylko teraz nie byłam z tym sama. Damian stał zaraz za mną, podtrzymując moje ramiona dla równowagi. I wiedziałam, że nie pozwoli mi upaść.
Gdyby tylko był sposób...
Oddałabym wszystko, by móc kiedyś zobaczyć, jak Damian bierze po raz pierwszy nasze dziecko na ręce, jak uśmiecha się do niego z oczami pełnymi łez, jak całuje je w czoło najdelikatniej na świecie, jak mówi, że mamusia i tatuś go lub ją kochają.
Moje serce skurczyło się boleśnie z tęsknoty za tym, czego nie dane mi będzie doświadczyć. Damian musiał wyczuć jakimś cudem, o czym myślałam, bo mocniej zacisnął ramiona wokół mnie, niemal sprawiając mi ból, ale ten ból był dobry. Odwracał moją uwagę od tęsknienia za dzieckiem, którego nie mogłam mieć.
 Poradzimy sobie z tym  potarł pocieszająco moje ramię.  Są inne sposoby. Jeśli w przyszłości się zdecydujemy, możemy adoptować dziecko.
Słuchałam słów Damiana i w tym samym czasie rosła we mnie nadzieja na ich spełnienie. Damian rysował przede mną piękny obrazek, dający złudne uczucie spełnienia i pociechy. I chyba właśnie tego potrzebowałam.
 Naprawdę chciałbyś adoptować dziecko?
 A dlaczego miałbym nie chcieć? Każde dziecko zasługuje na to, by znaleźć swój dom, a ja byłbym szczęśliwy, gdybym był jego częścią.
Wzruszenie chwyciło mnie za serce. Zupełnie niespodziewanie dla Damiana i dla mnie samej, odkleiłam się od jego koszuli, ujęłam jego okraszoną zarostem twarz w dłonie i pocałowałam, przelewając w ten pocałunek wszystkie swoje skotłowane emocje, wśród których najwięcej było miłości i czułości.
Jak ja kochałam tego mężczyznę!
I dlaczego kiedykolwiek pomyślałam o opuszczeniu go? Przecież był skarbem w moich rękach, jak mogłabym go porzucić? Przecież moje serce już należało do niego, gdybym odeszła, ono zostałoby razem z nim.
Damian nie spodziewał się z mojej strony takiego ruchu, mogłam wyczuć jego zaskoczenie, ale kiedy ono minęło, odwzajemnił mój pocałunek. I też włożył w niego całą gamę swoich emocji, sprawiając, że zupełnie zapomniałam o wszystkich problemach. Liczył się tylko on. Bo on był moim domem.
Na chwilę o tym zapomniałam, ale całe szczęście, że uparcie starał się, by mi o tym przypomnieć. Wolałam nie myśleć, co by się ze mną stało, gdyby Damian w pewnym momencie naszej rozłąki stwierdził, że wystarczająco długo na mnie czekał...
 Nie myśl o tym teraz  Damian potrzebował jedynie jednego spojrzenia na moją twarz, by odgadnąć moje myśli.
 Staram się  zapewniłam go.  Ale problemy nie zniknęły. Zyskałam tylko tyle, że teraz będą też ścigać ciebie.
 Wcześniej też mnie ścigały, po prostu nie wiedziałem, z czym się mierzę. Teraz już wiem  uniósł mój podbródek, zmuszając mnie, bym spojrzała w jego oczy.  I nie zamierzam dłużej uciekać.
Nie wiedziałam, że potrzebowałam usłyszeć od niego to zapewnienie. Nowa nadzieja wypełniła moje serce.
 I ciebie już też nigdzie nie puszczę samej.
Uśmiechnęłam się na jego słowa, wyobrażając sobie powrót do Warszawy z Damianem. I wtedy kolejna myśl odbiła się grymasem na mojej twarzy.
 Dlaczego mam wrażenie, że to mi się nie spodoba?  zapytał Damian wzdychając.
 Nie mogę z tobą wrócić do Warszawy  wyrzuciłam z siebie, nie czekając na odpowiedni moment. Odpowiednie momenty mają to do siebie, że nie istnieją.
 Co? Dlaczego?  od razu się spiął.  Myślałem, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy, że jest dobrze...
Zatrzymałam go, zanim zabrnął zbyt daleko.
 Jest dobrze  pogładziłam uspokajająco jego policzek.  Ale to nie był przypadek, że zapukałam akurat do drzwi Sabiny. W Jastrzębiu jest Centrum Zdrowia Kobiet. Byłam tam na wizycie.
─ Przecież w Warszawie też możemy poszukać jakiegoś specjalisty, tyle ich jest...
Pokręciłam głową z gorzkim uśmiechem.
─ Właśnie nie możemy. Wiesz, ile gabinetów odwiedziłam? Ilu, tak zwanych, specjalistów obeszłam? Wszyscy spojrzeli na wyniki badań, które ze sobą przyniosłam i od razu wskazali mi wyjście. Nawet nie pokwapili się, by je powtórzyć ─ dodałam z goryczą.
Z każdym kolejnym lekarzem miałam coraz mniej nadziei. I w konsekwencji coraz bardziej zamykałam się przed Damianem. Aż w końcu czara goryczy się przelała i uciekłam bez oglądania się za siebie. Nie żeby to było łatwe, bolało mnie serce, kiedy zamykałam za sobą drzwi naszego mieszkania, ale w Warszawie nie miałam już żadnej alternatywy. Czułam się tam samotna, nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Oprócz Damiana, ale wtedy nie potrafiłam mu powiedzieć. Robiłam dobrą minę do złej gry, ale byłam na skraju załamania.
 I tutaj jest inaczej?  miał raczej sceptyczne podejście.
 Też nie dają mi złudnych nadziei, ale powtórzyli mi badania i zrobili parę dodatkowych. Może skończy się to tak samo, jak wcześniej, ale dopóki mnie nie odeślą z kwitkiem, nie chcę rezygnować. Dużo mnie kosztowało, by się przemóc i jeszcze ten jeden raz wystawić się na osąd kolejnego lekarza. Chcę zostać i się dowiedzieć, czy miało to jakiś sens.
Przez chwilę oboje milczeliśmy, patrząc na siebie nawzajem. A moment później Damian przyciągnął mnie bliżej do siebie, objął mocno ramionami, złożył pocałunek na czubku mojej głowy i westchnął lekko.
 Tylko obiecaj, że wrócisz do mnie szybko. Wariuję sam w tej Warszawie.
***
Czasem zastanawiałam się, po jakie licho ja się władowałam w to całe prawo. Mało miałam swoich problemów, żeby się jeszcze cudzymi zajmować? Co ja miałam w głowie, kiedy wybierałam kierunek studiów? Nie pisałam się na pracę przez dwadzieścia godzin na dobę, z czego pozostałe cztery poświęcałam nie na zasłużony odpoczynek, ale na przygotowanie się do kolejnego dnia pracy...
Miałam dość. I jasno oznajmiłam to mojemu szefowi dzisiejszego ranka. Wpadłam jak torpeda do jego gabinetu, żądając wolnego dnia. A on zamrugał kilkukrotnie, jakbym ledwo co go obudziła, zmarszczył brwi, a potem odesłał mnie gestem ręki ze słowami: "Wróć w poniedziałek". Minęło kilka chwil, zanim przestałam wgapiać się w niego z otwartymi ze zdziwienia ustami i wzięłam nogi za pas, uciekając stamtąd tak szybko, jak tylko mogłam, by mnie nie wrócił i nie kazał przez kolejną dobę ślęczeć nad teczkami.
Wróciłam do mieszkania w niespotykanie dobrym humorze i od razu zaczęłam się pakować na weekend. Skoro miałam aż trzy wolne dni... Nie było mowy bym spędziła je sama w Katowicach! A po ostatnim spotkaniu z Kubą i szczerej rozmowie, zakończonej w wiadomy sposób, nasz związek krótko mówiąc odżył. Kuba umiejętnie wybił mi z głowy wszelkie głupie podejrzenia o romans. Było mi okropnie głupio, kiedy wykazałam się takim brakiem zaufania, a miałam do niego pretensje o to samo. Co za hipokrytka ze mnie wyszła. Ale skończyłam z tym tamtego dnia i tęskniłam za nim od momentu, w którym wyszłam z jego mieszkania tydzień temu. I nie miało żadnego znaczenia, że Kuba odprowadził mnie aż na parking.
Pewnie zapomniałam połowę rzeczy, ale to nie miało znaczenia. Ważne, że zabrałam swoją kawę w kubku termicznym na podróż. Wsiadłam do samochodu i tyle mnie w Katowicach widzieli. Sabina byłaby dumna z mojej jazdy, chociaż do jej stylu rajdowca jeszcze mi trochę brakowało. Głupoty oczywiście, bo umiejętności miałam.
Z podróży pamiętam tylko tyle, że prawie skasowałam komuś tył pięknego mercedesa, kiedy ja ruszyłam na światłach z piskiem opon, a gość przede mną zdrewniał. Ale czy to moja wina? Na zielonym się jedzie, a nie czeka na czerwone.
W całym tym pośpiechu nawet nie zadzwoniłam do Kuby. Ale może to i lepiej? Zrobię mu niespodziankę. Jeżeli nadal chowa klucze tam, gdzie zwykle, to nawet nie muszę go zastać w domu. Mogłabym zrobić jakiś przyzwoity obiad. Zaciągnąć rolety, by móc odpalić świeczki...
Rozmarzyłam się o tej niespodziance, kiedy wspinałam się po schodach do jego mieszkania. Zapukałam cicho do drzwi z ekscytacją wyczekując na jakąkolwiek oznakę jego obecności. Słyszałam włączone radio, co było dziwne, bo Kuba nigdy nie słuchał radia.
Chwyciłam za klamkę i delikatnie pociągnęłam w dół. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc weszłam do środka, próbując nie narobić zbyt wielkiego hałasu. Może i był w domu, ale nadal pragnęłam go przyjemnie zaskoczyć.
Muzyka z radia i ciche odgłosy użytkowania garnków sprawiły, że dwa razy sprawdziłam, czy na pewno nie wlazłam sąsiadom Kuby do mieszkania, bo to zupełnie nie pasowało do Popiwczaka. Jego garnki były tylko atrapą, bo i tak z nich w ogóle nie korzystał...
Ciche nucenie dobiegło do mnie z kuchni. Damskie nucenie.
Zatrzymałam się w pół kroku, a serce obiło się boleśnie o moje żebra w nagłym przypływie adrenaliny. Niech to będzie jego mama. Błagam, niech to będzie jego mama  powtarzałam sobie, przemierzając dwa ostatnie metry dzielące mnie od pomieszczenia.
Stanęłam w drzwiach i zamarłam.
To nie była mama Kuby.
Nie była to też żadna jego ciotka, kuzynka, siostrzenica.
Na przyjaciółkę też nie wyglądała. Kuba nie miał ich wiele, wszystkie przedstawił mi osobiście.
A zwykła znajoma raczej nie grasowałaby po jego mieszkaniu w samych majtakch i ledwo zapiętej koszuli.
Jego koszuli. Tej, którą kupiłam mu na jego dwudzieste drugie urodziny.
Odebrałam to jak policzek. I cholera zabolało.
Przy okazji musiałam wydać z siebie jakiś dźwięk, bo roznegliżowana koleżanka odwróciła się w moją stronę. Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, a słowa zamarły na ustach. Najwyraźniej spodziewała się zobaczyć Kubę, nie jego dziewczynę. Cóż, pech.
I najwyraźniej doskonale wiedziała, kim byłam, bo w sekundzie zbladła. Przyjrzałam się uważnie jej twarzy, szukając podobieństwa do osób, które znałam, ale żadnego nie znalazłam. Dałabym jednak głowę, że gdzieś już ją widziałam.
Gniew uderzył we mnie, kiedy dziewczyna wysunęła wyzywająco podbródek i uśmiechnęła się kpiąco.
 No proszę, królewna zawitała do Jastrzębia  odezwała się dziewczyna. Kolory wróciły na jej twarz i najwyraźniej nie była osobą, która ma jakiekolwiek poczucie wstydu.  Szef wyrzucił cię ze swojego łóżka i przyszłaś szukać szczęścia tutaj?  zakpiła.
To już miałam odpowiedź, kto podsuwał Kubie pomysły o mojej zdradzie. A on najwyraźniej wolał wierzyć lasce, która nie miała nic przeciwko pieprzeniu zajętego chłopaka, niż swojej własnej dziewczynie...
Pyskówka nie leżała w mojej naturze. A do pewnego poziomu nie było sensu się zniżać, bo ciężko się potem było podnieść, dlatego nie odpowiedziałam na zaczepkę. Zmierzyłam ją tylko lodowatym spojrzeniem, a na odchodnym rzuciłam:
 On nienawidzi jajecznicy.
I zostawiłam ją za sobą, nie mając zamiaru słuchać, co jeszcze ma do dodania.
Dopiero kiedy schodziłam schodami w dół, zaczęło do mnie docierać, co się właśnie zdarzyło. Kuba miał inną. Kuba mnie zdradzał.
Fala bólu przeszła przez całe moje ciało i zacisnęła się mocno na moim sercu. Czułam się, jakby ktoś przebił je ostrzem, a przy okazji drasnął też płuca, bo nie potrafiłam złapać normalnego oddechu. Pewnie z boku wyglądało to jak atak astmy, ale nie miałam przy sobie inhalatora, który mógłby go zakończyć. Pociemniało mi w oczach, kiedy zbliżałam się do samochodu, a potem w momencie wszystko przeszło, kiedy go zauważyłam.
Z uśmiechem na ustach i reklamówką w ręce wracał do mieszkania. Jeszcze mnie nie zauważył, ale kiedy podniósł odrobinę wzrok... Na sekundę zamarł, a potem uśmiechnął się szeroko i fałszywie. Gdybym dopiero co przyjechała, może dałabym się nabrać. Może nawet dałabym się przekonać, że tylko odłoży zakupy i razem pojedziemy na obiad do jakiejś restauracji. Może pozwoliłabym, by ukrył przed moim wzrokiem dziewczynę, z którą się pieprzył za moimi plecami!
Stanął przede mną z udawanym szczęściem na twarzy, a ja nie wahałam się ani sekundy. Zamachnęłam się i uderzyłam dłonią w jego policzek.
Usłyszałam jakieś "Uuuu!" w pobliżu, więc chyba mieliśmy widownię. Nie żebym się przejmowała.
 Ty pierdolony chuju!
Nie przebierałam w słowach. I nie marnowałam siły na kolejne uderzenie. Pierwsze było idealne, nie musiałam już poprawiać.
 Ida, co ty...?
 Smacznej jajecznicy, kurwa  rzuciłam na odchodnym i wsiadłam do samochodu, odjeżdżając z piskiem opon.
Nie dałam mu szansy na kolejne kłamstwa. Wystarczająco zobaczyłam. Wystarczająco się już ich nasłuchałam. Jaka głupia byłam, że uwierzyłam w jego słowa! Jaka naiwna!
Jedno uderzenie zupełnie nie rozładowało mojego gniewu, który towarzyszył mi przez całą drogę powrotną do Katowic.
Łzy pojawiły się później.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz