Ze swojego miejsca za linią boczną boiska miałam idealny
punkt obserwacyjny – o ile nikt nie postanowił stanąć centralnie przede mną i
mi zasłonić cały widok – łatwo też mogłam wyłapać, o czym rozprawiają siatkarze
na boisku i rezerwowi w kwadracie. Teoretycznie miałam oko i ucho na wszystko,
co się działo wokół. Teoretycznie też nie było to dla mnie nic nowego, przecież
to samo miejsce zajmowałam na meczach młodego jastrzębskiego, ale jednak tym
razem czułam się zupełnie inaczej.
Mecz gwiazd. Mecz pożegnalny. Mecz charytatywny.
Spotkanie kadrowiczów – obecnych i byłych, można śmiało powiedzieć, że także
spotkanie dwóch siatkarskich pokoleń. A to wszystko w jednym miejscu i czasie.
Byłam tym wszystkim nieco przytłoczona, nadal nie wierzyłam, że byłam częścią
tej imprezy.
Bolała mnie cała twarz od utrzymywania najszerszego
uśmiechu w moim życiu, ale nie potrafiłam przestać. Trener Anastasi śmiał się
ze mnie, kiedy z podekscytowania podskakiwałam na miejscu, ale ledwo to
zauważałam, bo nie spuszczałam wzroku z boiska. Chociaż właściwie obserwowałam
tylko jednego siatkarza.
Duma rozpierała mi serce, kiedy widziałam go takiego
szczęśliwego. Grał, jakby nie schodził z boiska na dłużej niż tydzień. Śmiał
się, żartował, był w swoim żywiole. I patrząc na niego, wiedziałam, że nic go
nie powstrzyma przed powrotem. Wcale bym się nie zdziwiła, jeśli niedługo ktoś
by się do niego odezwał. Zasługiwał na to, jak nikt inny. I udowodnił to, gdy
stanął za końcową linią boiska z piłką w dłoniach.
Kubiak posłał zadziorny uśmiech w stronę Damiana, który
stał po przeciwnej stronie siatki, gotowy do przyjęcia jego zagrywki. Wziął
głęboki oddech, skoncentrował wzrok na piłce i posłał ją w powietrze, by zaraz
nadrobić dystans trzech kroków, wyskoczyć w górę i przebić ją na drugą stronę z
siłą, która zwaliła Damiana z nóg.
Bezbłędnie.
Oczywiście to miała być tylko zabawa, a nie prawdziwy
mecz. Ale jeszcze na samym początku Damian postanowił podrażnić ambicję Michała
i założyć się z nim o to, że przyjmie wszystkie jego zagrywki. Nie byłam pewna,
czego Damian się spodziewał. Jeśli myślał, że Michał będzie mu posyłał lekkie
floty, to się przeliczył. I teraz musiał się zbierać z boiska, by nie
stratowali go koledzy z drużyny, chcący ocalić piłkę.
Kubiak miał niezły ubaw. Specjalnie podszedł pod samą
siatkę, by się pośmiać z Damiana.
- Przegrałeś! – zawołał z satysfakcją.
- Czy ja wiem… - Damian nie wydawał się być
niezadowolony. Tajemniczy uśmiech na jego twarzy powiedział mi, że to wszystko
miało swój cel, a sam zakład był jedynie przykrywką.
- Chcę to usłyszeć, no dalej – nie ustępował Michał.
- Kubiak, Kubiak… - Damian pokręcił głową. – Przyznaję,
skopałeś mi dupę. Wygrałeś.
Uśmiechnęli się do siebie i przybili piątkę pod siatką.
Siatkarze klepali Michała po plecach, kiedy wracał na swoją pozycję, kiwając
przy tym z uznaniem głową. A on tylko uśmiechał się lekko. Wiedziałam jednak,
co działo się właśnie w jego wnętrzu. Wszystko wracało na miejsce. Sztorm
ustępował, zostawiając po sobie czyste niebo.
Michał ustawił się raz jeszcze w polu zagrywki. Tym razem
przed wyrzutem piłki odszukał mnie wzrokiem i uśmiechnął się tak, jak
uwielbiałam, jednym kącikiem ust. I zaskoczył wszystkich puszczając na drugą
stronę lekkiego flota, którego przeciwnicy z łatwością przyjęli.
W końcu chodziło o zabawę.
Panowie rozegrali pięć setów i ogłosili remis, kiedy w
piątym stan punktowy wynosił piętnaście do piętnastu. Nie obowiązywały ich
żadne zasady oprócz tych, które ustalił Możdżonek, a ten najwyraźniej
postanowił zaszaleć.
Wokół bohatera tego spotkania powstało nie małe
zbiegowisko. Siatkarze z boiska, rezerwowi, trenerzy, goście… Wszyscy zeszli
się w jednym czasie, by pogratulować i podziękować Marcinowi za okrągłe
dwieście pięćdziesiąt meczów w reprezentacji, za serce, za pot i łzy. Sama
wmieszałam się w ten mniej oficjalny tłum, by przekazać podziękowania bardziej
ze strony kibiców siatkówki i wszystkich tych, których inspirował przez te
wszystkie lata. Możdżonek z szerokim uśmiechem na twarzy i lekko błyszczącymi
oczami przyciągnął mnie do siebie, by mnie porządnie uścisnąć, więc ten
reprezentacyjny pot poczułam na własnej skórze. Roześmiałam się szczerze i
odeszłam w bok, chowając się po drugiej stronie zbiegowiska, gdzie krążyło
mniej osób z przepustkami i aparatami lub mikrofonami i kamerami. Poczekałam
chwilę, aż Michał skończy swój wywiad, po czym klapnęłam na boisku obok niego,
przyglądając mu się, gdy się rozciągał. Wkrótce stworzyliśmy własne kółeczko
wzajemnej adoracji. Jedni odbijali między sobą piłkę, inni wymieniali się
żartami i docinkami, a ja tylko wsłuchiwałam się w ich rozmowy i chłonęłam
atmosferę siatkarskiej rodzinki. Nie było nic lepszego na świecie.
- Dzisiaj żadnego wywiadu, Sabina? – zażartował Michał
Winiarski.
- Ugryź się – odpowiedziałam z uśmiechem, wspominając
pamiętnego dziennikarza, którego poniosła fantazja, a moje nazwisko po raz
pierwszy zostało wspomniane w wywiadzie.
Powiedzieć, że mój debiut w prasie nie był udany, to
mało.
- Zaraz, zaraz – Ignaczak pojawił się przy moim boku w
następnej sekundzie. Z telefonem w ręce. – Mi chyba nie odmówisz?
Szatański uśmiech na jego twarzy nie zwiastował niczego
dobrego, ale jak miałam mu odmówić? Nie dał mi nawet czasu, bym odpowiedziała,
po prostu włączył kamerę i skierował ją na mnie.
- Drodzy państwo, macie przed sobą niesamowicie
utalentowane dziecko fizjoterapii, Sabinę Wojtaszek. Zbieżność nazwisk wcale
nie jest przypadkowa, ale pozwólcie mi wtrącić, że Sabina jest bardziej
utalentowana niż jej brat Damian.
- Chciałbyś, Krzysiu! – Damian prychnął, wpychając się w
kadr. – W tej rodzinie mistrz jest tylko jeden!
- I ma kompleks niższości – skomentowałam, zerkając na
Damiana z uniesioną brwią.
- Urocze rodzeństwo, prawda? – Krzysiek powiedział do
kamery, a potem wyciągnął rękę i popchnął lekko Damiana. – Spadaj, Mały,
dorośli rozmawiają.
Mina Damiana była przekomiczna, połowa towarzystwa
wybuchnęła śmiechem, w tym także ja.
- A więc Sabina… Jak się pracuje z młodzieżą z
Jastrzębia?
Bałam się, o co Krzysiek może zapytać, ale pierwsze
pytanie było całkiem normalne. Chociaż i tak spodziewałam się, że w odpowiednim
czasie spuści na mnie bombę.
- Jak to z młodzieżą, bywa trudno. Chłopaki nie
oszczędzają się na treningach, więc mam pełne ręce roboty, ale od tego właśnie
tam jestem i cieszę się bardzo, że mogę z nimi pracować.
- Niedawno twoje nazwisko pojawiło się w artykule obok
słowa „nepotyzm”. Jak się do tego ustosunkujesz?
Wiedziałam, że Krzysiek nie będzie się ze mną cackał.
- Powiem tyle. Znam swoją wartość. A w obronie tych,
których kocham, będę walczyć zaciekle.
Krzysiek zerknął na mnie badawczo zza kamery. I czułam,
że się połapał.
- Obrona cechą wrodzoną Wojtaszków? – skomentował
Ignaczak.
- Być może – roześmiałam się.
- Zaraz obok sportu – zmienił temat. – To też was łączy.
Zdradzisz widzom swoją dyscyplinę?
- Pływałam. W czasach licealnych byłam całkiem niezła.
- Nie kusiło cię, żeby iść w tym kierunku? Mistrzostwa
Polski, Europy, Świata? Baseny olimpijskie?
- To brzmi świetnie, ale wymaga ogromu ciężkiej pracy, a
ja zawsze marzyłam by zostać fizjoterapeutką. Poza tym, jeden Wojtaszek na
międzynarodowej arenie sportowej naprawdę wystarczy.
Ignaczak parsknął śmiechem
- To ostatnie pytanie. Odpowiesz mi szczerze?
- A mam jakieś wyjście?
Czas na bombę.
- Czy ty i siedzący zaraz obok ciebie Michał Kubiak,
jesteście razem?
Spodziewałam się tego, chociaż nie do końca byłam na to
gotowa. Zerknęłam w bok na Michała, który przez cały ten improwizowany wywiad
szturchał mnie kolanem albo stopą. Robił to całkowicie specjalnie, chociaż dla
niewtajemniczonych wyglądało to na przypadkowy kontakt.
Kubiak patrzył mi prosto w oczy bez żadnej obawy, strachu
czy niepokoju. Uśmiechnął się do mnie moim ulubionym michałowym uśmiechem i
wiedziałam, że nawet gdyby zaprzeczyła, wszystko było wypisane na mojej twarzy.
Czułam ciepło na swoich policzkach, pewnie zaróżowiły się zupełnie niezależnie
od mojej woli. Nad uśmiechem też nie zapanowałam.
- Tak, tak jesteśmy razem.
Ignaczak uśmiechał się jak szalony i pewnie gdyby nie
kamera, pisnąłby jak nastolatka z zachwytu.
- Gorzko, gorzko!
- Spadaj mi z tą kamerą, Igła – zawołał ze śmiechem
Michał, zasłaniają dłonią obiektyw.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o udzielanie wywiadu.
Nie żebym narzekała, bo nie czułam się zbyt komfortowo, gdy kamera była
skierowana na mnie.
- Racja, musiałbym to potem ocenzurować, a jestem zajętym
człowiekiem. Nie mam czasu na takie pierdoły.
Towarzystwo wybuchnęło śmiechem, a ja rozejrzałam się,
przyglądając się ich twarzom. Wszyscy patrzyli na nas z życzliwymi uśmiechami.
Ci, którzy byli bardziej wtajemniczeni w naszą historię, cieszyli się nieco
bardziej. I tylko jedna osoba wyraźnie odstawała.
Włodarczyk przyglądał nam się z drugiego końca z raczej
zawiedzioną mina. Chyba w końcu do niego dotarło, że nie miał u mnie żadnej
szansy. Próbowałam mu to dać do zrozumienia od bardzo dawna, ale mimo to
poczułam odrobinę współczucia dla niego.
Złamane serce to nic przyjemnego, chociaż miałam
nadzieję, że aż tak mocne uczucia nie wchodziły w grę.
- Czyli co, Igłą
Szyte reaktywacja? – dopytywał Winiarski.
Krzysiek pokręcił głową.
- Sprzedam materiał Prawdzie Siatki, wystarczy jeden
telefon do mojego ziomka Jurka z Polsatu Sport i Sabina będzie miała swoje pięć
minut internetowej sławy.
- Ale ja nie chcę internetowej sławy – jęknęłam z
niezadowoleniem.
- Nic się nie martw, ostatnie pytanie się wytnie, chociaż
zatrzymam je sobie. Rzadko się rumienisz, a to bardzo ładny widok.
Zakryłam twarz dłońmi, chowając się przed wzrokiem
wszystkich zgromadzonych.
- Igła – rzucił Michał przeciągle, posyłając starszemu
koledze groźne spojrzenie.
- Uspokój hormony, Kubiak. Nie zamierzam ci odbijać
kobiety.
Ich wymiana zdań trwałby pewnie jeszcze dłużej, ale ktoś
wręczył Możdżonkowi mikrofon.
Przemowa nie była długa ani napompowana pustymi zwrotami.
Była piękna i pełna emocji. Poruszyła moje serce i uświadomiła mi, że pewna era
w siatkówce właśnie się kończy. Część z obecnych na imprezie gości grała razem
z Możdżonkiem w kadrze i też miała już za sobą mecze pożegnalne. Stara drużyna
ustępowała miejsca młodszym, pozwalając im na własne sukcesy. I to była
naturalna kolej rzeczy, ale mimo wszystko łzy wzruszenia zbierały mi się w
oczach.
Coś się kończyło, by coś innego mogło się zacząć. Patrząc
po znajomych twarzach, widziałam te same emocje, tę samą świadomość. A kiedy
Możdżonek podziękował i wyłączył mikrofon, dostał ogromne brawa w
podziękowaniu. Zebrani na trybunach kibice zaczęli skandować jego nazwisko i
wszystko stało się jeszcze bardziej podniosłe.
To była jedna z chwil w życiu, którą będzie się pamiętać
z wszystkimi szczegółami, do której będzie się wracać z rozrzewnieniem i
nostalgią. Dla mnie była to piękna chwila z wielu powodów, wszystkie sprawiały,
że na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech. I mogłam całkowicie szczerze
powiedzieć, że byłam szczęśliwa.
Oklaski zmieniły się w śmiech, kiedy byli kadrowicze
zaskoczyli Możdżonka i wpakowali mu twarz w pięknie udekorowany tort.
Standardowa akcja, ale zawsze śmieszyła tak samo.
Oficjalna część się zakończyła, chociaż sama impreza
miała jeszcze kilka punktów w programie. Wśród widowni były dzieci z fundacji,
na którą Marcin przeznaczył pieniądze ze zbiórki i większość z nich z
entuzjazmem podeszła do pomysłu poćwiczenia odbijania z siatkarzami. Wkrótce
piłki leciały w każdą stronę, a dzieciaki z wielkimi ze szczęścia oczami
wpatrywały się w swoich nauczycieli.
Michał obserwował wszystko z ławki, popijając wodę i
uśmiechając się lekko. Wydawał się być myślami daleko, mogłam tylko zgadywać,
co dokładnie krążyło po jego głowie. Chciałam podejść bliżej, przysiąść się i
pomilczeć z nim, ale nagły dziecięcy płacz wybił mnie z rytmu. Rozejrzałam się
wkoło ze zmartwieniem. Na boisku dużo się działo, któreś dziecko mogło się
przypadkiem zranić, zgubić, wystraszyć. Całkowicie zrozumiałe. Odnalazłam
wzrokiem płaczącą dziewczynkę i ruszyłam w jej stronę. Nie byłam jedyną, która
to zrobiła. Zatrzymałam się, widząc jak Michał zbliża się do małej na kilka
kroków, przykuca przy niej i stara się ją uspokoić. Dziewczynka spojrzała na
niego swoimi wielkimi, załzawionymi oczami, a w następnej sekundzie pokonała
resztę dystansu i wpadła w jego ramiona.
Nie ma bardziej uroczego widoku niż potężny facet z
dzieckiem przyklejonym do swojej klatki piersiowej. I ten jego lekko zagubiony
wyraz twarzy, który szybko przeszedł w delikatny uśmiech.
Coś zacisnęło się w moim wnętrzu na ten widok. Tęsknota
tak potężna, że aż zabrakło mi na moment powietrza.
A potem Michał spojrzał prosto na mnie, nadal trzymając w
ramionach dziewczynkę i uśmiechnął się.
- Cześć, kochanie. Co się stało? – zapytałam, podchodząc
bliżej do Kubiaka.
- Piłka mnie uderzyła – odpowiedziała dziewczynka
cichutko, jeszcze bardziej chowając twarz w ramieniu Michała.
- Jak ci na imię?
- Natalka.
Uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- Ja jestem Sabina. Bardzo cię boli?
Zaprzeczyła ruchem główki.
- Nawet odrobinkę?
Znowu pokiwała główką.
- Tutaj jesteś!
Zjawiła się kobieta z fundacji i zajęła się Natalką,
która na pożegnanie uścisnęła mocno Michała, a do mnie pomachała z uśmiechem.
Urocze dziecko, nie mogłam opanować uśmiechu.
- Szczęśliwa rodzinka, co? – Damian pojawił się obok
nie wiadomo skąd.
I może jego ton był żartobliwy, ale znałam swojego brata
zbyt dobrze, by nie dostrzec tęsknego spojrzenia, jakie posłał w ślad za
dziewczynką.
- Co u Marty?
- Powoli stajemy na nogi – powiedział, a zaraz potem
roześmiał się lekko. – Marta stwierdziła, że czegoś brakuje w naszym domu, więc
zmieniła się w dekoratorkę wnętrz. W między czasie szuka pracy i jeździ do Żor
do lekarza.
- Nadal nic?
Wiedział doskonale, o co pytałam. W odpowiedzi pokręcił
przecząco głową.
- Nie sądzę, by ten lekarz okazał się być zbawcą i
faktycznie coś zdziałał. Ale z drugiej strony Marta wydaje się być silniejsza,
nie poddaje się, wciąż ma nadzieję… - Damian przerwał na chwilę, zatracony w
myślach, a potem zerknął na mnie z małym, ale szczery uśmiechem. – Pozostaje mi
tylko kochać ją i wspierać najlepiej, jak potrafię.
Odwzajemniłam uśmiech i przygarnęłam go do uścisku.
- Przed kamerą skaczą sobie do gardeł, a poza ściskają
się z miłością. Eh, Wojtaszki, co ja z wami mam… - skomentował Ignaczak,
mijając nas i zostawiając w odrobinę lepszych humorach.
Kolejne godziny minęły mi w mgnieniu oka. Głównie na
rozmowach z siatkarzami, trenerami, czasem również prezesami klubów. Pod koniec
znalazło się kilku chętnych na masaż, więc zajęliśmy się nimi wraz z drugim
fizjoterapeutą, który okazał się być członkiem sztabu medycznego kadry.
Pracowaliśmy w jednym pokoju, więc miałam okazję powypytywać o parę rzeczy.
Zresztą nie tylko ja zadawałam pytania. Tomek wypytywał mnie o studia, pracę, a
kiedy usłyszał o kursie, w którym uczestniczyłam w ostatnim czasie, był pod
niemałym wrażeniem.
- Wyrastałaś pod skrzydłami Pawła, a wiesz sama, że on
nigdy nie przestaje gadać – odpowiedział, gdy zapytałam go, czemu się tak mną
interesuje. – Poza tym, dobrze mieć oko na konkurencję, nigdy nie wiesz, kiedy
cię podmienią na nowszy, lepszy model – mrugnął do mnie przekornie.
Nie uważałam się za konkurencję, nadal byłam żółtodziobem
w tej profesji. Dobrym, ale jeszcze nie na najwyższym poziomie. Potrzebowałam
więcej doświadczenia i wiedzy, by móc dorównać Tomkowi, czy Pawłowi, a to
zajmie mi jeszcze sporo czasu.
- Gotowa, by wrócić do domu?
Michał czekał na mnie na korytarzu. Nadal miał wilgotne
włosy po prysznicu, ale przymknęłam na to oko, bardziej skupiając się na jego
twarzy, na której jaśniał uśmiech, odbijający się także w jego oczach.
Tak, byłam gotowa, by wrócić do domu.
A najważniejsze było to, że Michał także.
>< >< ><
Uwielbiam to!
OdpowiedzUsuńJedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam ❤
Czekam na więcej ��
Świetne opowiadanie! Mam nadzieję, że przed nami jeszcze mnóstwo rozdziałów! Z niecierpliwością czekam na kolejny ❤️❤️
OdpowiedzUsuń