18 maja 2019

[II] 34.


Ze swojego miejsca za linią boczną boiska miałam idealny punkt obserwacyjny – o ile nikt nie postanowił stanąć centralnie przede mną i mi zasłonić cały widok – łatwo też mogłam wyłapać, o czym rozprawiają siatkarze na boisku i rezerwowi w kwadracie. Teoretycznie miałam oko i ucho na wszystko, co się działo wokół. Teoretycznie też nie było to dla mnie nic nowego, przecież to samo miejsce zajmowałam na meczach młodego jastrzębskiego, ale jednak tym razem czułam się zupełnie inaczej.
Mecz gwiazd. Mecz pożegnalny. Mecz charytatywny. Spotkanie kadrowiczów – obecnych i byłych, można śmiało powiedzieć, że także spotkanie dwóch siatkarskich pokoleń. A to wszystko w jednym miejscu i czasie. Byłam tym wszystkim nieco przytłoczona, nadal nie wierzyłam, że byłam częścią tej imprezy.
Bolała mnie cała twarz od utrzymywania najszerszego uśmiechu w moim życiu, ale nie potrafiłam przestać. Trener Anastasi śmiał się ze mnie, kiedy z podekscytowania podskakiwałam na miejscu, ale ledwo to zauważałam, bo nie spuszczałam wzroku z boiska. Chociaż właściwie obserwowałam tylko jednego siatkarza.
Duma rozpierała mi serce, kiedy widziałam go takiego szczęśliwego. Grał, jakby nie schodził z boiska na dłużej niż tydzień. Śmiał się, żartował, był w swoim żywiole. I patrząc na niego, wiedziałam, że nic go nie powstrzyma przed powrotem. Wcale bym się nie zdziwiła, jeśli niedługo ktoś by się do niego odezwał. Zasługiwał na to, jak nikt inny. I udowodnił to, gdy stanął za końcową linią boiska z piłką w dłoniach.
Kubiak posłał zadziorny uśmiech w stronę Damiana, który stał po przeciwnej stronie siatki, gotowy do przyjęcia jego zagrywki. Wziął głęboki oddech, skoncentrował wzrok na piłce i posłał ją w powietrze, by zaraz nadrobić dystans trzech kroków, wyskoczyć w górę i przebić ją na drugą stronę z siłą, która zwaliła Damiana z nóg.
Bezbłędnie.
Oczywiście to miała być tylko zabawa, a nie prawdziwy mecz. Ale jeszcze na samym początku Damian postanowił podrażnić ambicję Michała i założyć się z nim o to, że przyjmie wszystkie jego zagrywki. Nie byłam pewna, czego Damian się spodziewał. Jeśli myślał, że Michał będzie mu posyłał lekkie floty, to się przeliczył. I teraz musiał się zbierać z boiska, by nie stratowali go koledzy z drużyny, chcący ocalić piłkę.
Kubiak miał niezły ubaw. Specjalnie podszedł pod samą siatkę, by się pośmiać z Damiana.
- Przegrałeś! – zawołał z satysfakcją.
- Czy ja wiem… - Damian nie wydawał się być niezadowolony. Tajemniczy uśmiech na jego twarzy powiedział mi, że to wszystko miało swój cel, a sam zakład był jedynie przykrywką.
- Chcę to usłyszeć, no dalej – nie ustępował Michał.
- Kubiak, Kubiak… - Damian pokręcił głową. – Przyznaję, skopałeś mi dupę. Wygrałeś.
Uśmiechnęli się do siebie i przybili piątkę pod siatką. Siatkarze klepali Michała po plecach, kiedy wracał na swoją pozycję, kiwając przy tym z uznaniem głową. A on tylko uśmiechał się lekko. Wiedziałam jednak, co działo się właśnie w jego wnętrzu. Wszystko wracało na miejsce. Sztorm ustępował, zostawiając po sobie czyste niebo.
Michał ustawił się raz jeszcze w polu zagrywki. Tym razem przed wyrzutem piłki odszukał mnie wzrokiem i uśmiechnął się tak, jak uwielbiałam, jednym kącikiem ust. I zaskoczył wszystkich puszczając na drugą stronę lekkiego flota, którego przeciwnicy z łatwością przyjęli.
W końcu chodziło o zabawę.
Panowie rozegrali pięć setów i ogłosili remis, kiedy w piątym stan punktowy wynosił piętnaście do piętnastu. Nie obowiązywały ich żadne zasady oprócz tych, które ustalił Możdżonek, a ten najwyraźniej postanowił zaszaleć.
Wokół bohatera tego spotkania powstało nie małe zbiegowisko. Siatkarze z boiska, rezerwowi, trenerzy, goście… Wszyscy zeszli się w jednym czasie, by pogratulować i podziękować Marcinowi za okrągłe dwieście pięćdziesiąt meczów w reprezentacji, za serce, za pot i łzy. Sama wmieszałam się w ten mniej oficjalny tłum, by przekazać podziękowania bardziej ze strony kibiców siatkówki i wszystkich tych, których inspirował przez te wszystkie lata. Możdżonek z szerokim uśmiechem na twarzy i lekko błyszczącymi oczami przyciągnął mnie do siebie, by mnie porządnie uścisnąć, więc ten reprezentacyjny pot poczułam na własnej skórze. Roześmiałam się szczerze i odeszłam w bok, chowając się po drugiej stronie zbiegowiska, gdzie krążyło mniej osób z przepustkami i aparatami lub mikrofonami i kamerami. Poczekałam chwilę, aż Michał skończy swój wywiad, po czym klapnęłam na boisku obok niego, przyglądając mu się, gdy się rozciągał. Wkrótce stworzyliśmy własne kółeczko wzajemnej adoracji. Jedni odbijali między sobą piłkę, inni wymieniali się żartami i docinkami, a ja tylko wsłuchiwałam się w ich rozmowy i chłonęłam atmosferę siatkarskiej rodzinki. Nie było nic lepszego na świecie.
- Dzisiaj żadnego wywiadu, Sabina? – zażartował Michał Winiarski.
- Ugryź się – odpowiedziałam z uśmiechem, wspominając pamiętnego dziennikarza, którego poniosła fantazja, a moje nazwisko po raz pierwszy zostało wspomniane w wywiadzie.
Powiedzieć, że mój debiut w prasie nie był udany, to mało.
- Zaraz, zaraz – Ignaczak pojawił się przy moim boku w następnej sekundzie. Z telefonem w ręce. – Mi chyba nie odmówisz?
Szatański uśmiech na jego twarzy nie zwiastował niczego dobrego, ale jak miałam mu odmówić? Nie dał mi nawet czasu, bym odpowiedziała, po prostu włączył kamerę i skierował ją na mnie.
- Drodzy państwo, macie przed sobą niesamowicie utalentowane dziecko fizjoterapii, Sabinę Wojtaszek. Zbieżność nazwisk wcale nie jest przypadkowa, ale pozwólcie mi wtrącić, że Sabina jest bardziej utalentowana niż jej brat Damian.
- Chciałbyś, Krzysiu! – Damian prychnął, wpychając się w kadr. – W tej rodzinie mistrz jest tylko jeden!
- I ma kompleks niższości – skomentowałam, zerkając na Damiana z uniesioną brwią.
- Urocze rodzeństwo, prawda? – Krzysiek powiedział do kamery, a potem wyciągnął rękę i popchnął lekko Damiana. – Spadaj, Mały, dorośli rozmawiają.
Mina Damiana była przekomiczna, połowa towarzystwa wybuchnęła śmiechem, w tym także ja.
- A więc Sabina… Jak się pracuje z młodzieżą z Jastrzębia?
Bałam się, o co Krzysiek może zapytać, ale pierwsze pytanie było całkiem normalne. Chociaż i tak spodziewałam się, że w odpowiednim czasie spuści na mnie bombę.
- Jak to z młodzieżą, bywa trudno. Chłopaki nie oszczędzają się na treningach, więc mam pełne ręce roboty, ale od tego właśnie tam jestem i cieszę się bardzo, że mogę z nimi pracować.
- Niedawno twoje nazwisko pojawiło się w artykule obok słowa „nepotyzm”. Jak się do tego ustosunkujesz?
Wiedziałam, że Krzysiek nie będzie się ze mną cackał.
- Powiem tyle. Znam swoją wartość. A w obronie tych, których kocham, będę walczyć zaciekle.
Krzysiek zerknął na mnie badawczo zza kamery. I czułam, że się połapał.
- Obrona cechą wrodzoną Wojtaszków? – skomentował Ignaczak.
- Być może – roześmiałam się.
- Zaraz obok sportu – zmienił temat. – To też was łączy. Zdradzisz widzom swoją dyscyplinę?
- Pływałam. W czasach licealnych byłam całkiem niezła.
- Nie kusiło cię, żeby iść w tym kierunku? Mistrzostwa Polski, Europy, Świata? Baseny olimpijskie?
- To brzmi świetnie, ale wymaga ogromu ciężkiej pracy, a ja zawsze marzyłam by zostać fizjoterapeutką. Poza tym, jeden Wojtaszek na międzynarodowej arenie sportowej naprawdę wystarczy.
Ignaczak parsknął śmiechem
- To ostatnie pytanie. Odpowiesz mi szczerze?
- A mam jakieś wyjście?
Czas na bombę.
- Czy ty i siedzący zaraz obok ciebie Michał Kubiak, jesteście razem?
Spodziewałam się tego, chociaż nie do końca byłam na to gotowa. Zerknęłam w bok na Michała, który przez cały ten improwizowany wywiad szturchał mnie kolanem albo stopą. Robił to całkowicie specjalnie, chociaż dla niewtajemniczonych wyglądało to na przypadkowy kontakt.
Kubiak patrzył mi prosto w oczy bez żadnej obawy, strachu czy niepokoju. Uśmiechnął się do mnie moim ulubionym michałowym uśmiechem i wiedziałam, że nawet gdyby zaprzeczyła, wszystko było wypisane na mojej twarzy. Czułam ciepło na swoich policzkach, pewnie zaróżowiły się zupełnie niezależnie od mojej woli. Nad uśmiechem też nie zapanowałam.
- Tak, tak jesteśmy razem.
Ignaczak uśmiechał się jak szalony i pewnie gdyby nie kamera, pisnąłby jak nastolatka z zachwytu.
- Gorzko, gorzko!
- Spadaj mi z tą kamerą, Igła – zawołał ze śmiechem Michał, zasłaniają dłonią obiektyw.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o udzielanie wywiadu. Nie żebym narzekała, bo nie czułam się zbyt komfortowo, gdy kamera była skierowana na mnie.
- Racja, musiałbym to potem ocenzurować, a jestem zajętym człowiekiem. Nie mam czasu na takie pierdoły.
Towarzystwo wybuchnęło śmiechem, a ja rozejrzałam się, przyglądając się ich twarzom. Wszyscy patrzyli na nas z życzliwymi uśmiechami. Ci, którzy byli bardziej wtajemniczeni w naszą historię, cieszyli się nieco bardziej. I tylko jedna osoba wyraźnie odstawała.
Włodarczyk przyglądał nam się z drugiego końca z raczej zawiedzioną mina. Chyba w końcu do niego dotarło, że nie miał u mnie żadnej szansy. Próbowałam mu to dać do zrozumienia od bardzo dawna, ale mimo to poczułam odrobinę współczucia dla niego.
Złamane serce to nic przyjemnego, chociaż miałam nadzieję, że aż tak mocne uczucia nie wchodziły w grę.
- Czyli co, Igłą Szyte reaktywacja? – dopytywał Winiarski.
Krzysiek pokręcił głową.
- Sprzedam materiał Prawdzie Siatki, wystarczy jeden telefon do mojego ziomka Jurka z Polsatu Sport i Sabina będzie miała swoje pięć minut internetowej sławy.
- Ale ja nie chcę internetowej sławy – jęknęłam z niezadowoleniem.
- Nic się nie martw, ostatnie pytanie się wytnie, chociaż zatrzymam je sobie. Rzadko się rumienisz, a to bardzo ładny widok.
Zakryłam twarz dłońmi, chowając się przed wzrokiem wszystkich zgromadzonych.
- Igła – rzucił Michał przeciągle, posyłając starszemu koledze groźne spojrzenie.
- Uspokój hormony, Kubiak. Nie zamierzam ci odbijać kobiety.
Ich wymiana zdań trwałby pewnie jeszcze dłużej, ale ktoś wręczył Możdżonkowi mikrofon.
Przemowa nie była długa ani napompowana pustymi zwrotami. Była piękna i pełna emocji. Poruszyła moje serce i uświadomiła mi, że pewna era w siatkówce właśnie się kończy. Część z obecnych na imprezie gości grała razem z Możdżonkiem w kadrze i też miała już za sobą mecze pożegnalne. Stara drużyna ustępowała miejsca młodszym, pozwalając im na własne sukcesy. I to była naturalna kolej rzeczy, ale mimo wszystko łzy wzruszenia zbierały mi się w oczach.
Coś się kończyło, by coś innego mogło się zacząć. Patrząc po znajomych twarzach, widziałam te same emocje, tę samą świadomość. A kiedy Możdżonek podziękował i wyłączył mikrofon, dostał ogromne brawa w podziękowaniu. Zebrani na trybunach kibice zaczęli skandować jego nazwisko i wszystko stało się jeszcze bardziej podniosłe.
To była jedna z chwil w życiu, którą będzie się pamiętać z wszystkimi szczegółami, do której będzie się wracać z rozrzewnieniem i nostalgią. Dla mnie była to piękna chwila z wielu powodów, wszystkie sprawiały, że na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech. I mogłam całkowicie szczerze powiedzieć, że byłam szczęśliwa.
Oklaski zmieniły się w śmiech, kiedy byli kadrowicze zaskoczyli Możdżonka i wpakowali mu twarz w pięknie udekorowany tort. Standardowa akcja, ale zawsze śmieszyła tak samo.
Oficjalna część się zakończyła, chociaż sama impreza miała jeszcze kilka punktów w programie. Wśród widowni były dzieci z fundacji, na którą Marcin przeznaczył pieniądze ze zbiórki i większość z nich z entuzjazmem podeszła do pomysłu poćwiczenia odbijania z siatkarzami. Wkrótce piłki leciały w każdą stronę, a dzieciaki z wielkimi ze szczęścia oczami wpatrywały się w swoich nauczycieli.
Michał obserwował wszystko z ławki, popijając wodę i uśmiechając się lekko. Wydawał się być myślami daleko, mogłam tylko zgadywać, co dokładnie krążyło po jego głowie. Chciałam podejść bliżej, przysiąść się i pomilczeć z nim, ale nagły dziecięcy płacz wybił mnie z rytmu. Rozejrzałam się wkoło ze zmartwieniem. Na boisku dużo się działo, któreś dziecko mogło się przypadkiem zranić, zgubić, wystraszyć. Całkowicie zrozumiałe. Odnalazłam wzrokiem płaczącą dziewczynkę i ruszyłam w jej stronę. Nie byłam jedyną, która to zrobiła. Zatrzymałam się, widząc jak Michał zbliża się do małej na kilka kroków, przykuca przy niej i stara się ją uspokoić. Dziewczynka spojrzała na niego swoimi wielkimi, załzawionymi oczami, a w następnej sekundzie pokonała resztę dystansu i wpadła w jego ramiona.
Nie ma bardziej uroczego widoku niż potężny facet z dzieckiem przyklejonym do swojej klatki piersiowej. I ten jego lekko zagubiony wyraz twarzy, który szybko przeszedł w delikatny uśmiech.
Coś zacisnęło się w moim wnętrzu na ten widok. Tęsknota tak potężna, że aż zabrakło mi na moment powietrza.
A potem Michał spojrzał prosto na mnie, nadal trzymając w ramionach dziewczynkę i uśmiechnął się.
- Cześć, kochanie. Co się stało? – zapytałam, podchodząc bliżej do Kubiaka.
- Piłka mnie uderzyła – odpowiedziała dziewczynka cichutko, jeszcze bardziej chowając twarz w ramieniu Michała.
- Jak ci na imię?
- Natalka.
Uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- Ja jestem Sabina. Bardzo cię boli?
Zaprzeczyła ruchem główki.
- Nawet odrobinkę?
Znowu pokiwała główką.
- Tutaj jesteś!
Zjawiła się kobieta z fundacji i zajęła się Natalką, która na pożegnanie uścisnęła mocno Michała, a do mnie pomachała z uśmiechem. Urocze dziecko, nie mogłam opanować uśmiechu.
- Szczęśliwa rodzinka, co? – Damian pojawił się obok nie wiadomo skąd.
I może jego ton był żartobliwy, ale znałam swojego brata zbyt dobrze, by nie dostrzec tęsknego spojrzenia, jakie posłał w ślad za dziewczynką.
- Co u Marty?
- Powoli stajemy na nogi – powiedział, a zaraz potem roześmiał się lekko. – Marta stwierdziła, że czegoś brakuje w naszym domu, więc zmieniła się w dekoratorkę wnętrz. W między czasie szuka pracy i jeździ do Żor do lekarza.
- Nadal nic?
Wiedział doskonale, o co pytałam. W odpowiedzi pokręcił przecząco głową.
- Nie sądzę, by ten lekarz okazał się być zbawcą i faktycznie coś zdziałał. Ale z drugiej strony Marta wydaje się być silniejsza, nie poddaje się, wciąż ma nadzieję… - Damian przerwał na chwilę, zatracony w myślach, a potem zerknął na mnie z małym, ale szczery uśmiechem. – Pozostaje mi tylko kochać ją i wspierać najlepiej, jak potrafię.
Odwzajemniłam uśmiech i przygarnęłam go do uścisku.
- Przed kamerą skaczą sobie do gardeł, a poza ściskają się z miłością. Eh, Wojtaszki, co ja z wami mam… - skomentował Ignaczak, mijając nas i zostawiając w odrobinę lepszych humorach.
Kolejne godziny minęły mi w mgnieniu oka. Głównie na rozmowach z siatkarzami, trenerami, czasem również prezesami klubów. Pod koniec znalazło się kilku chętnych na masaż, więc zajęliśmy się nimi wraz z drugim fizjoterapeutą, który okazał się być członkiem sztabu medycznego kadry. Pracowaliśmy w jednym pokoju, więc miałam okazję powypytywać o parę rzeczy. Zresztą nie tylko ja zadawałam pytania. Tomek wypytywał mnie o studia, pracę, a kiedy usłyszał o kursie, w którym uczestniczyłam w ostatnim czasie, był pod niemałym wrażeniem.
- Wyrastałaś pod skrzydłami Pawła, a wiesz sama, że on nigdy nie przestaje gadać – odpowiedział, gdy zapytałam go, czemu się tak mną interesuje. – Poza tym, dobrze mieć oko na konkurencję, nigdy nie wiesz, kiedy cię podmienią na nowszy, lepszy model – mrugnął do mnie przekornie.
Nie uważałam się za konkurencję, nadal byłam żółtodziobem w tej profesji. Dobrym, ale jeszcze nie na najwyższym poziomie. Potrzebowałam więcej doświadczenia i wiedzy, by móc dorównać Tomkowi, czy Pawłowi, a to zajmie mi jeszcze sporo czasu.
- Gotowa, by wrócić do domu?
Michał czekał na mnie na korytarzu. Nadal miał wilgotne włosy po prysznicu, ale przymknęłam na to oko, bardziej skupiając się na jego twarzy, na której jaśniał uśmiech, odbijający się także w jego oczach.
Tak, byłam gotowa, by wrócić do domu.
A najważniejsze było to, że Michał także.



>< >< ><

Witam, witam i o opinię pytam! Pod ostatnim rozdziałem ktoś mi napisał, że czytając go, czuł się, jakby oglądał Igłą Szyte. To myślę, że przy tym rozdziale również tak się możecie poczuć (albo i nie). 
Mam nadzieję, że was nie nudzę. 
xx

2 komentarze:

  1. Anonimowy29 maja, 2019

    Uwielbiam to!
    Jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam ❤
    Czekam na więcej ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie! Mam nadzieję, że przed nami jeszcze mnóstwo rozdziałów! Z niecierpliwością czekam na kolejny ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń