Zamknęłam oczy.
Wzięłam dwa głębokie wdechy, by
uspokoić oddech.
Powtórzyłam w myślach dwa słowa,
które powtarzane były tak często, że wyryły się głęboko w mojej duszy.
Postaraj się.
Otworzyłam oczy. Wzięłam w płuca
potężny haust powietrza i zanurzyłam się w chłodnej wodzie, opływającej całe
moje ciało. Odbiłam się nogami od ściany basenu najmocniej jak tylko
potrafiłam.
I popłynęłam.
I starałam się.
I miałam nadzieję, że pokażę
sobie samej, że stać mnie na więcej.
Wytężałam mięśnie do granic
możliwości, wymagając z każdym ruchem coraz więcej. W płucach odczuwałam już
delikatne palenie. Ten ból był tak bardzo przyjemny. Byłam na niego uodporniona
i potrafiłam go zignorować, ale jednocześnie zawsze kiedy się pojawiał, czułam,
że żyję.
Jeszcze jeden ruch. Jeszcze jedno
odepchnięcie. Jeszcze tylko kilka sekund… I tak w kółko, póki potrzeba
zaczerpnięcia oddechu nie stała się koniecznością.
Wynurzyłam się i odgarnęłam
włosy, opadające mi na czoło. Spojrzałam na trenera, który trzymał w swoich
rękach stoper. Po jego minie nie umiałam odgadnąć, czy udało mi się poprawić
poprzedni wynik, czy wręcz przeciwnie, pogorszyłam się.
Wlepiłam swoje spojrzenie w tego
dwudziesto ośmio letniego mężczyznę, który nadal stał i patrzył w stoper jak
zaczarowany. Nie wiedziałam, czy mam zwrócić na siebie jego uwagę, czy zostawić
go samemu sobie. Z dwojga złego wolałam to pierwsze. Przynajmniej miałabym
świadomość, że próbowałam go przywrócić do świata żywych.
- Zapomniałeś włączyć czas?
Odpowiedziała mi cisza. Ale
Konrad się jakby ocknął.
Tak. W myślach darowałam sobie
grzecznościowe formułki. W rzeczywistości także miałam na to pozwolenie. Jednak
zawsze pilnowałam się z tym, jak się do niego odnoszę. Uważałam, że trenerowi
należy się mój szacunek i właśnie w ten sposób go okazywałam. Nie naruszając
tym samym jego prywatności. Relacja trener-podopieczny jest trudna do opisania.
Między dwójką ludzi, którzy ciężko współpracują przez cztery dni w tygodniu, musi
nawiązać się jakaś więź. I ta więź między mną a Konradem była. Było również
wzajemne zaufanie. Bez niego nie osiągnęlibyśmy zupełnie niczego. Ja nie mogłam
podważać jego opinii, musiałam wierzyć jego słowom. On musiał mnie słuchać,
kiedy mówiłam, że nie byłam do czegoś przygotowana, nie mógł na mnie zbytnio
naciskać. Trener i podopieczny muszą opanować sztukę zaufania na najwyższym
stopniu. Tak samo jak sztukę zrozumienia.
- Wiesz, że w czasie każdego
treningu zapisuję nie tylko poszczególne czasu, ale również średni czas w
całości. – To nie było pytanie. Wiedziałam to. – I niesamowite jest to, że twój
czas nie tylko polepsza się wraz z każdą próbą, ale również wraz z każdym
treningiem. Nie są to wielkie liczby. Z resztą sama o tym dobrze wiesz, ale to
niebywałe, że ciągle idziesz w górę. I to trwa od dłuższego czasu. Jesteś
pewna, że nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
W ten delikatny sposób chciał
mnie zapytać, czy nie biorę dopalaczy, a zarazem wyraził swój podziw.
Skomplikowany człowiek, ale piekielnie dobry w tym, co robi.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Ile razy masz zamiar mnie
jeszcze o to zapytać? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Dopóki nie pojmę, jakiego
rodzaju stworzeniem jesteś. Bo człowiekiem na pewno nie.
Pokręciłam tylko głową.
- To jaki mamy czas? – zapytałam,
bo byłam bardzo ciekawa. Wiedziałam już, że było lepiej niż ostatnio, jednak
wypowiedzenie tych niby mało znaczących cyferek, miało w sobie jakąś potężną
moc.
- Jesteś lepsza o kolejne dwie
sekundy. Gratuluję, Sabina. Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem. Jak tak
dalej pójdzie, to tylko patrzeć, aż tutaj, na szkolnym basenie, pobijesz rekord
świata.
Puściłam jego słowa w niepamięć.
Nie to, żebym nie liczyła się z jego zdaniem. Po prostu dopóki nie osiągnę
czegoś godnego podziwu, nie zasługuję na podziw. Tym bardziej, że pomimo
dobrych predyspozycji, to nadal jest tylko szkolne trenowanie do regionalnych
zawodów, a nie profesjonalne uprawianie pływactwa. Nawet nie wiedziałam, czy
chcę się na coś takiego pisać.
Sport jest piękny. Możliwość jego
uprawiania też jest piękna. A jeżeli naprawdę kochasz to, co robisz i jesteś w
tym dobry, to najpiękniejsze co może cię w życiu spotkać.
Jednak ja nie miałam wielkich
marzeń. Nie pragnęłam sławy. Nie chciałam, by ludzie mieli mnie na językach. Nie
pragnęłam zapamiętania.
Chciałam być. Dla siebie. Dla
kogoś. Dla świata. Chciałam żyć. Chciałam się cieszyć z życia. Chciałam robić
to, co kocham.
I chociaż woda to moje naturalne
środowisko w dużo większym stopniu niż stały ląd, ja po prostu nie wiedziałam,
czy chcę się w to pakować.
Bo sport ma również tą gorszą
twarz. Kiedy zawiedziesz oczekiwania. Kiedy nie sprostasz wymaganiom. Kiedy
kibice się od ciebie odwracają. Kiedy tracisz wsparcie. Kiedy czujesz, że
przegrywasz w starciu z rzeczywistością. To wszystko było brutalne, bolesne,
ale prawdziwe.
Czy ja chciałam w to wejść?
- Koniec na dziś. Standardowo
pozwalam ci jeszcze posiedzieć w wodzie, ale, również standardowo, proszę cię
bardzo byś się już nie forsowała.
Konrad bardzo dobrze mnie znał.
Wiedział, że nawet po męczącym treningu, nie potrafiłam tak po prostu wyjść z
wody. Musiałam jeszcze popływać. Potaplać się jak dziecko. Bo z wodą łączyła
mnie prawdziwa miłość.
Kilka spokojnych i relaksujących
rundek wzdłuż basenu później wyszłam w końcu z wody i ruszyłam do szatni.
Umyłam się pod prysznicem, wytarłam, ubrałam, wysuszyłam włosy i wsiadłam do
auta mojego zniecierpliwionego braciszka, który czekał już od dziesięciu minut.
Jego zniecierpliwienie to tylko
poza. W rzeczywistości jest ze mnie dumny i cieszy się, że się rozwijam w
jakiejś dziedzinie, a nie tracę czas na głupie, zakrapiane imprezy i
eksperymentowanie z używkami.
Tak to ja.
Sabina Wojtaszek.
Idealna siostra. Idealnie
poukładana. Idealnie idealna.
Albo pozornie idealna.
Bo czy istnieje na świecie ideał?
____________
Dodaję, bo mam taki kaprys. Kiedy będzie następny? Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie wtedy, kiedy będę miała kolejny kaprys. Miałam się jeszcze wstrzymać z publikacją, ale głupio mi zostawiać tego bloga takiego pustego. Niech już coś na nim będzie. ;D
Nie spamię (ale może zrobię to później. Kto wie?). Nie powiadamiam (no może tylko na twitterze,coś skrobnę..). Jak tu jesteś i ci się podoba - skomentuj. Jeśli jesteś wytrwały i będziesz czekał na następny rozdział, nawet jeśli miałby się pojawić za dwa miesiące - zaobserwuj. Będzie mi miło, że ktoś się tym zainteresował.
To co? Przygodę czas zacząć! <3
Woow!
OdpowiedzUsuńSkoro to Ty jesteś autorką - od razu wiedziałam, że to opowiadanie będzie dobre.
Skoro tutaj zajrzałam - byłam głodna Twojej twórczości.
Skoro początek jest tak idealny - całość musi być powalająca.
Sabina? Pływaczka? Drużyna szkolna? Hmm... ciekawie.
Początek - wciągający, tajemniczy i niezaspokająjący. ^^ Chcę więcej! Czekam!
xxx
Melduję się ♥ I strasznie przepraszam, że z poślizgiem, ale szkoła to podłe stworzenie, wysysające z człowieka chęci do czegokolwiek...
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy!
Kochana, jak zobaczyłam bohaterów, od razu wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu :D Bo kto jak kto, ale ty doskonale operujesz siatkarską tematyką. A w dodatku piszesz po prostu bosko, więc czego chcieć więcej? Chyba tylko kolejnych rozdziałów, bo początek jest niesamowicie intrygujący ^^
Czekam zatem z niecierpliwością na jedynkę ♥
Buziaki :**
Może zacznę od tego, że świetnie piszesz. Pochłonęłam ten rozdział w dwie minuty i już wiem, że czekam na więcej. I więcej. I więcej <3
OdpowiedzUsuńPływanie, zresztą jak każda dyscyplina sportowa wymaga poświęceń. A tu główna bohaterka z każdym dniem zmniejsza wartość cyferek na stoperze ( w sensie, coraz lepiej jej idzie XD) . Ma brata, terenera, którzy w nią wierzą. Z tego, co napisałaś, Sabina jest pozornie idealna. Czyżby miała jakieś problemy? może depresja? niesamowicie boi się zawieść tych, którzy w nią wierzą? No cóż, intryguje mnie twoja opowieść. Będę wyczekiwać jedynki.
Pozdrawiam ;*
http://dwaswiatyblog.blogspot.com/
Wojtaszkowelove :)
OdpowiedzUsuńPięknie opisana istota sportu.
Ma tu być Kubiak?
Pasja?
Skoro i Wojtaszek to pewnie Jastrzębski Węgiel?
Oczywiście że będę :)
Melduje się!
OdpowiedzUsuńOhhhhh! Kubiak oczami Marianki, to jest to! Już uwielbiam, a to dopiero początek. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ale widzę że nie będziesz łaskawa dla swoich czytelników :( dodawaj szybko drugi rozdział, o!!
Zostaję! <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz ^^
Przy okazji zapraszam na coś zupełnie nowego xD
Włodarczyk stara się zaklimatyzować w nowym środowisku. Tylko czy nowe przemyślenia... I KOT?! mu w tym pomogą?
Pozdrawiam i weny ;*
http://miloscnalezysiekazdemu.blogspot.com/2015/11/rozdzia-1.html
Przepiękny prolog, który został napisany idealny - według mojego własnego słownika. :) Tak, to miało zabrzmieć jak komplement, jeśli natomiast tak się nie stało to przepraszam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/
Hej!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak mnie znalazłaś, a raczej u kogo. Na wstępie chciałabym Ci bardzo podziękować za Twoją obecność u mnie. Jestem po wielkim wrażeniem, że zdecydowałaś się na nadrabianie rozdziałów wątpliwiej jakości(rozpaczliwie szukam bety, bo poprawianie literówek to moja słaba strona). Twoje komentarze są również niesamowite.
Musisz wiedzieć, że ja czytam rozdziały w nocy, późno w nocy. Przeczytałam ten powyżej już teraz, z ciekawości. Podoba mi się. Bardzo mi się podoba. Na razie wiem tylko, że nasz bohaterka to 'Perfekcyjna Sabina', która ma chyba w miarę poukładane w głowie. No i jest siostrą Małego, też plus.
Pływanie, praca, walka ze swoimi słabościami - lubię, bardzo. I jestem w sumie wszystkiego ciekawa.
Myślę, że na spokojnie wyrobię się do tego dwudziestego i będę wzorową komentującą na czas. Informuj mnie proszę, może być na twitterze(@ZuzAnniee) lub na podstronie.
Pięknie piszesz, trzeba przyznać.
Pozdrawiam, Annie.