30 września 2017

53.

Zamknęłam za sobą drzwi pokoju i odetchnęłam z ulgą. Jak się spodziewałam, Damian nie dał mi spokoju. Od razu wycisnął ze mnie, jaki miałam czas, w jakim hotelu spałam i w co się ubierałam. Kochana gaduła, ale naprawdę nie miałam na to wszystko siły. Może gdybyśmy byli sami. Ale nie byliśmy.
Michał siedział w salonie i wydawał się samemu nie wiedzieć, co on tak właściwie tu robił. Spojrzałam w te znajome niebieskie oczy, szukając w nich... Nie wiedziałam, czego szukałam. Miłości? Tego się zrzekł. Radości? Nawet ja jej nie okazywałam. Może po prostu chciałam wiedzieć, czy przyszedł z własnej woli. Bo jeśli to sprawka Damiana, to przeliczył się, jeśli myślał, że się pogodzimy.
Rozstaliśmy się, nie pokłóciliśmy. Chociaż było to jednostronne zerwanie. Chociaż powód nie był mi znany. Chociaż wątpiłam sama, czy nasz związek mógł zostać w ogóle skończony. Nie było związku bez miłości. A przecież ja go kochałam. On mnie też, ale z jakiegoś powodu próbował udawać, że było inaczej.
- Wygrałam - powiedziałam, unosząc kąciki ust w górę.
Skoro tu był, to musiał tego chcieć. Nawet Damian nie zmusiłby go, by tu siedział i czekał na mój powrót. A skoro chciał, to niech się trochę pomęczy udawaniem, że już nic nas nie łączy. Nie zamierzałam mu niczego ułatwiać udawaniem, że wcale go tu nie było.
- Damian tylko o tym mówi. Chwalił się nawet trenerowi.
- Jakby go to miało interesować - parsknęłam.
- Interesowało. Nie tylko jego.
Potem wkroczył Damian z herbatą dla mnie i kanapkami. Wiedział, czego mi było trzeba.
Męczyłam ich opowieściami o podbitej Warszawie, nieco podkoloryzowanymi, bo prawda wiała nudą. Moje przesadne akcentowanie wyrazów powiedziało im, że zmyślam, ale jakoś nie kazali mi przestać. Więc nadal opowiadałam im bajki, które zamiast ich, to mnie ukołysały do snu. Kiedy po raz kolejny z rzędu musiałam przerwać, by ziewnąć, zakończyłam niezgłoszone zebranie i zamknęłam się u siebie.

*

Jeszcze wczoraj sądziłam, że odpuszczę sobie dzisiaj szkołę, ale kiedy się obudziłam w ten chłodny, ale o dziwo słoneczny, piątkowy ranek, zdecydowałam, że jednak pójdę. I tak nie miałam nic lepszego do roboty, a przynajmniej tam spotkam się z Idą. Musiałam ją wypytać o niedzielne spotkanie z rodzicami Kuby, bo do tej pory nie miałam jak. Cały czas miałam treningi, a Ida też cały dzień nie leżała. I tak nam zleciał cały tydzień, a ja nadal nic nie wiedziałam.
Czułam nie niezwykle rześko. Jakbym nareszcie się wyspała po tygodniu zarywania nocy. Miałam też dobry humor, ale to akurat dziwne nie było. Zjadłam śniadanie, spakowałam zeszyty i wyszłam na zewnątrz, owijając się szczelnie szalem, bo może i słońce świeciło, ale było nadal zimno.
Ledwo przekroczyłam próg, a ktoś uwiesił się na mojej szyi, prawie zbijając mnie z nóg. Ida, jak poznałam po jej śmiechu.
- A to za co? – zapytałam.
- Jak to za co? Wygrałaś! – krzyknęła, na co ludzie stojący na korytarzu, spojrzeli na nas krzywo.
- Wieści się szybko rozchodzą.
- Szczególnie jak pewien wuefista wpadł rano do szkoły, przechadzając się po korytarzach i śpiewając coś o małej brunetce, co podbiła wody Warszawy.
Wyobraziłam sobie tę scenkę. Konrad ze swoim raczej wątpliwym talentem do śpiewu, krzyczący na całą szkołę i zapewne wkurzający tym wszystkich nauczycieli. Parsknęłam śmiechem, a Ida mi zawtórowała.
- On nie umie śpiewać.
- Nie musisz mi tego mówić. Uszy mnie do teraz bolą – zironizowała i pociągnęła mnie za sobą.
Pod klasą angielskiego czekał Kuba. Najpierw przywitał się z Idą, całując ją w usta i kompletnie nie przejmując się widownią. Miło się na nich patrzyło. A skoro nie byli w stanie wojny, mogłam przypuszczać, że niedzielny obiad był sukcesem. 
- A więc Sabina mała po Warszawie pływała, rekordy pobijała i rywalki wyprzedzała. Na końcu złoto dostała i z nim do domu pojechała, bo cieszyła się brunetka cała i na spotkanie z bratem czekała?
Popiwczak śpiewał cicho pod nosem tę głupią przyśpiewkę Konrada, jak się domyśliłam. Chłopak miał zdecydowanie przyjemniejszy głos niż trener, więc w jego wykonaniu jeszcze jakoś to brzmiało. Ale miałam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy doszło do mnie, że pewnie cała szkoła już to słyszała. Konrad uwielbiał się nade mną pastwić.
- Popiwczak, nie kradnij mojego hitu. - O wilku mowa. – I źle to w ogóle śpiewasz.
I jak się można było domyśleć, zaczął wrzeszczeć na cały głos, nie oszczędzając ani trochę strun głosowych i czerpiąc wyraźnie wielką satysfakcję z moich zaczerwienionych wstydem policzków.
- Przestań – jęknęłam, zakrywając twarz dłońmi.
- Sabina, nie przesadzaj. Ludziom się podoba! Już mnie poprosili, żebym na waszej akademii pożegnalnej wystąpił – zaśmiał się i nie wiedziałam, czy tylko sobie ze mnie żartował, czy mówił poważnie. Miałam wielką nadzieję, że jednak sobie żartował.
- Ma pan moją zgodę! To będzie warte zobaczenia!
- Przybij piątkę, młoda damo – zwrócił się do Idy. – Mówisz i masz.
Mrugnął do mnie i odszedł w swoją stronę. Przez chwilę patrzyłam za nim, zastanawiając się, co tak właściwie się tutaj stało, ale nie zdołałam tego w żaden sensowny sposób wyjaśnić. Zrzuciłam to wszystko na zmęczenie i stres przedmaturalny, bo inaczej pomyślałabym, że oni wszyscy chcieli żebym umarła ze wstydu.
Wiele osób mi gratulowało. Niektórzy znajomi podchodzili na przerwie, nauczyciele wyróżniali mnie na lekcjach, a ja czułam się jak ostatni przedstawiciel populacji przedstawiany innym gatunkom. Nikt nie rozumiał, że nienawidziłam bycia w centrum uwagi. Dlatego chciałam, żeby ten dzień się jak najszybciej skończył, bym mogła się zaszyć w swoim pokoju i odpocząć od tej całej glorii i chwały jaka mnie od rana otaczała. To zupełnie nie była moja bajka.
- Znalazłem naszą bohaterkę!
Igor wyrósł przede mną i z wielkim uśmiechem przedstawił szopkę z przesadzonymi gratulacjami i wychwalaniem mnie pod niebiosa.
- Przestań, bo potraktuję cię kolanem w czułe miejsce – powiedziałam, mrużąc oczy.
Przestał błaznować i oparł się o przeciwny regał. Tak, doszło do tego, że chowałam się przed wszystkimi w bibliotece. I czułam się niezwykle dobrze otoczona przez książki, które nie wydawały z siebie żadnych dźwięków, a już w szczególności żadnych gratulacji. Bogu niech będą dzięki.
- Aż tak źle?
- Gorzej –odpowiedziałam z westchnieniem. – Ci ludzie są jacyś nawiedzeni. Kompletnie mnie nie znają, ale czują się zobowiązani, żeby mnie publicznie upokarzać. Aż tak zależy im na dobrym imieniu szkoły? Czy bardziej lubią denerwować innych?
- Szukają twojej uwagi. Naprawdę stałaś się bohaterką tej szkoły. Za jakieś kilka lat będą wymieniać twoje nazwisko razem z innymi sławnymi absolwentami.
- Nie będę sławna.
- Jesteś pewna? Bo moim zdaniem już jesteś – uśmiechnął się tajemniczo.
- O czym ty mówisz?
- Gdzieś mi się obiło o uszy, że Konrad dostaje same telefony w twojej sprawie.
- Zaczęło się – jęknęłam.
- Chwila sławy ci nie zaszkodzi. A jak zaszkodzi to przyjdź do mnie, wybiję ci sodówkę z głowy – zaproponował ze śmiechem, a ja uderzyłam go łokciem w żebra.

*

Z racji piątku zaraz po lekcjach ruszyłam na basen. W zasadzie w piątki nie miałam treningów, ale coś mnie ciągnęło w tamtą stronę. Choćbym miała nie zastać trenera i tak wejdę do wody i sobie popływam. Tego nikt nie mógł mi zabronić po tym wyczerpującym unikaniu kolejnych osób, chcących mnie zapewnić, że byłam świetna. Należała mi się chwila spokoju.
Weszłam na basen i stanęłam jak wryta. Nigdy nie widziałam, żeby Konrad pływał, więc musiałam się napatrzeć na zapas. I kiedy patrzyłam na jego ruchy, nie miałam wątpliwości, dlaczego był tak dobrym trenerem. W zasadzie nigdy go nie pytałam, dlaczego akurat pływanie to jego dziedzina. Większość woli trenować dzieciaki w piłkę nożną, koszykówkę czy chociażby ręczną. Wolą drużynowe i bardzo kontaktowe sporty. Pływanie to raczej indywidualna dyscyplina. W klubach tworzą się drużyny, jednak za ciebie nikt toru nie przepłynie, musiałeś sam sobie radzić.
- Nie gap się.
Wolałabym, żeby nie wiedział o mojej obecności. Ale skoro już mnie dostrzegł, to nie zamierzałam uciekać. Może jednak trochę dorosłam przez te kilka miesięcy. Byłam bardziej odporna na ludzką opinię o mnie. A może po prostu wiedziałam, że Konrad rozumie mnie bardziej niż inni i jego opinii o mnie się nie obawiałam.
Przysiadłam na brzegu basenu, zastanawiając się, jak uzyskać odpowiedzi na swoje pytania, ale jakoś żaden sposób nie wydawał się dobry. Najlepiej było po prostu pytać.
- Pływałeś.
To w zasadzie nie było pytanie.
- Nadal to robię – zaśmiał się.
- Wiesz, o co mi chodzi – przewróciłam oczami. Rozmowa z nim czasami była męcząca.
- Pływałem – zgodził się ze mną.
- I dlaczego przestałeś?
- Przez kontuzję.
- Kontuzję? – spojrzałam na niego powątpiewająco.
Nie mogłam w to uwierzyć. Nie po tym, jak pływał, a robił to w mistrzowski sposób. Gdyby kontuzja była poważna, prawdopodobnie nie wróciłby do wody już nigdy.
- Przejrzałaś mnie – zaśmiał się. – Kontuzja mnie jedynie złamała. Przestałem trenować przez własną głupotę, która sprowadziła mnie na samo dno.
- Długo spadałeś?
Znieruchomiał i spojrzał na mnie. Rozumiał, o co go pytałam. Wiedział, że te słowa mają dwa różne znaczenia.
- Skoro już nie wróciłem do tego, to chyba długo.
Milczałam. Sama zaczęłam tę rozmowę, a teraz nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Ale jeśli dzięki temu teraz mogę być, kim jestem, i w miejscu, w którym jestem, to cieszę się, że właśnie tak się to skończyło. Ja zaprzepaściłem swoją szansę, ale gdyby istniało zagrożenie, że ty poszłabyś w moje ślady, walczyłbym, by cię z tej drogi zawrócić.
- Dlaczego nikt nie walczył o ciebie?
- Bo o mnie nie miał kto walczyć – odpowiedział, kończąc tym samym temat. – Będziesz tak siedzieć, czy w końcu wejdziesz do tej wody? Myślę, że nie przyszłaś tutaj, żeby się na mnie gapić.
Wrócił jego kpiący uśmieszek na ustach i żartobliwy sposób bycia. I z radością je powitałam, bo temat w jaki sama wdepnęłam, wydawał się być dość grząski.
Wskoczyłam do wody, prawie w ogóle nie odczuwając różnicy temperatury. Lekka gęsia skórka pojawiła się na moich ramionach, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Od razu ruszyłam przed siebie, a Konrad na sąsiednim torze poszedł w moje ślady. Nie wiem, które z nas zaproponowało, byśmy się ścigali. A może to wyszło zupełnie naturalnie, bez żadnych propozycji? Sama nie wiedziałam, ale chwilę później próbowałam się nie dać prześcignąć trenerowi. Trudne to było zadanie. Wbrew pozorom Konrad był w świetnej formie. Poza tym wiadomo, że mężczyźni mają więcej siły, a więc i pływają szybciej. Ale w tym momencie miałam to głęboko w nosie. Chciałam udowodnić, że potrafię z nim wygrać, więc dawałam z siebie wszystko. Ale to nie było to samo, co w czasie zawodów. Tam czułam presję, a tutaj była po prostu dobra zabawa.
- Wygrałam! – krzyknęłam, wynurzając się z wody i szczerząc do nadpływającego trenera.
- Wielki mi wyczyn wygrać z staruchem bez formy.
Zaśmiałam się krótko, po czym zanurzyłam się w wodzie. Patrzenie na świat spod niej było odświeżające. Wszystko miało zupełnie inne kształty, inne kontury, całkowicie inne kolory. Czasem trzeba było spojrzeć na swoje życie z nowej perspektywy. Dlaczego by nie spojrzeć na nie, siedząc na dnie basenu? Ciężko się było na nim utrzymać, więc musiałam myśleć bardzo szybko. Bąbelki powietrza wypływały na powierzchnię, a od czasu do czasu Konrad zanurzał się, by sprawdzić, czy jeszcze mi się tlen nie skończył, ale widząc, że mam się dobrze, wynurzał się z powrotem, podświadomie wiedząc, że potrzebuję chwili spokoju. No więc myślałam, a tlen zużywał się w szybkim tempie, jak piasek w klepsydrze wyznaczając, ile czasu mi pozostało.
I właśnie wtedy, kiedy płuca już paliły mnie żywym ogniem, a mięśnie zaczęły drżeć, walcząc ze mną, bym jednak zdecydowała się zakończyć tę grę i odpuścić, doszłam do jednego i bardzo pokrzepiającego wniosku.
Byłam do cholery szczęśliwa.
Chociaż w tym konkretnym momencie nie było przy mnie Michała. Chociaż w tym momencie nie byliśmy razem. Chociaż tak wiele spraw czekało na swój finisz. Byłam szczęśliwa mimo wszystko.
Pod wodą życie wydaje się prostsze. Szkoda, że nie mogłam pod nią pozostać już na zawsze.




* * *

Jeszcze trzy rozdziały i epilog. 
Jeszcze dwa dni i studia.
Halo, ja chyba nie chcę.


4 komentarze:

  1. Ale jak to trzy rozdziały? O.o kiedy to tak przeleciało? To jakaś jedna część, jest ich więcej, prawda?
    Nie pisałam pod ostatnimi rozdziałami, ale czytałam, oczywiście. Chyba nigdy wcześniej nie wspominałaś ile lat ma Konrad (a przynajmniej nie pamiętam takiej wzmianki). Dlatego bardzo się zdziwiłam na młodego, wysportowanego, przystoknego wf-istę :D Wyobrażałam go sobie jako byłego trenera drużyny footballowej w Glee (Ken Tanaka, obczaj!), a tu zonk! kompletne jego przeciwieństwo.
    Sukces Sabiny jest wynikiem ciężkiej pracy, więc zasłużyła zdecydowanie na wszystkie pochwały i gratulacje. Ale może jednocześnie czuć się tym wszystkim zmęczona i przytłoczona, zazwyczaj po cichu i w cieniu trenując nie zwracała na siebie aż takiej uwagi. Ciekawe, czy to zwycięstwo i historia trenera zmienią podejście Sabiny, czy jednak zostanie przy swoim i nie będzie starała się zostać zawodową pływaczką.
    W ciągu trzech rozdziałów może stać się jeszcze całkiem dużo, kwestia Michała nadal bardzo mnie nurtuje i chciałabym jak najszybciej przeczytać, jak udało Ci się zamknąć fabułę w 3 częściach, no i epilogu.
    Jako świeża studentka rozumiem i poklepuję Cię ze zrozumieniem po ramieniu - też nie chcę :')
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki epilog. Ja nawet nie chce sobie tego wyobrazić. A tak poza tym to czekam na to az sie pogodza💓💓
    P.S. boski rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten "hit" zrobił mi dzień ;D Czytałam rozdział jadąc autobusem i chyba miałam strasznie dziwną minę jak usilnie starałam się kryć uśmiech :D Ale walić to. Mówiłam już, że uwielbiam Konrada? Chyba pod poprzednim rozdziałem. Ale powiem jeszcze raz - świetnie stworzyłaś tę postać. Czasem kpiący, często zabawny zawsze wymagający i przyjacielski. Skradł moje serducho <3 Gdyby Michał jakimś cudem opuścił opowiadanie, to ja proszę Sabinę z Konradem :D
    Nie no żartuję ;-)
    A może nie?

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń