14 października 2017

54.

Chyba medytowałam. Tkwiłam w jakimś dziwnym stanie, gdzieś pomiędzy świadomością, wyobraźnią a niebytem. Mało co tam było. Powietrze falowało, jakby nagle zmieniło się w wodę i przybierało najróżniejsze wzory i kształty. Kolory zmieniały się jak w kalejdoskopie. Bałam się choćby poruszyć, by nie zaburzyć tego dziwnego stanu, w jakim trwałam. Nic do mnie nie docierało. Twardy róg zeszytu wbijał mi się w policzek, ale nie zauważałam tego. Jak widać wszystko było lepsze od nauki. Książki leżały całkowicie zapomniane, a ja wolałam dryfować po niebycie niż po raz kolejny powtarzać przystosowanie płazów do życia w wodze, czy ptaków do lotu.
Im bliżej matury, tym mniej czasu spędzałam na nauce. Ale ileż można? Nauczyciele w szkole powariowali i nie gadali o niczym innym, ciągle każąc nam powtarzać materiał i dając nam stosy testów powtórkowych jako zadanie domowe. Więc nic dziwnego, że traciliśmy zapał. Łóżko było zbyt wygodne, sen zbyt kuszący, a chwila oddechu zbyt potrzebna, by kolejne popołudnie spędzać z zeszytem w ręku. Dlatego położyłam głowę na książce i przymknęłam oczy. Sen nie wchodził w rachubę. Niedawno wypita herbata podziałała jak zastrzyk energii i choćbym chciała, nie mogłabym zasnąć. Ale chwila bezmyślnego i bezproduktywnego leżenia brzmiała naprawdę dobrze.
- Sabina!
Westchnęłam płaczliwie, kiedy ten dziwny stan rozpłynął się jak mgła i pozostawił w moim umyśle jedynie czerń. Koniec miłego trwania w niebycie.
Uchyliłam nieco powieki, kiedy brat wpadł do mojego pokoju jak burza, wyglądając, jakby ktoś mu wpuścił wiewiórkę do gaci. Stąpał z jednej nogi na drugą i widać było, że był dość nerwowy.
- Wstawaj, kobieto, bo połowę życia prześpisz! – zawołał, ale w odpowiedzi uniosłam jedynie brwi, prosząc go tym samym, by przeszedł do rzeczy. – Jedziesz ze mną na trening, więc zbieraj się – spojrzał na mnie uważnie – i zrób coś z twarzą, bo wyglądasz jak panda.
Fatycznie, parę razy potarłam oczy zupełnie nie myśląc o tym, że miałam na twarzy lekki makijaż. Tusz się pewnie rozmazał, a po kreskach zostało tylko wspomnienie. Czarne wspomnienie uwiecznione również na biednej książce do biologii.
Wstałam i ruszyłam do łazienki. Zupełnie odruchowo spojrzałam w lustro i zaczęłam się śmiać sama z siebie. Naprawdę wyglądałam jak panda. Zmyłam szybko czarne ślady pod i nad oczami i poprawiłam to, co zostało zniszczone. Przejechałam pomadką ochronną po ustach, nie chcąc, by przez panujące nadal na dworze zimno popękały.
- A tak właściwie, to po co ja tam? – zapytałam Damiana, przyglądając mu się uważnie. On naprawdę był zdenerwowany, a zwykle mu się to przed treningami nie zdarzało. No bo kto normalny denerwuje się przed treningiem, skoro ma je właściwie codziennie od kilku lat?
- Będziesz robić zdjęcia – odpowiedział, biegając po mieszkaniu i pewnie szukając buta, sznurówki, czy czegokolwiek innego.
- Ja? Zdjęcia?
Aparatem fotograficznym posługiwać się umiałam, ale nigdy nie próbowałam zrobić zdjęcia pracującym siatkarzom. To musiało być dość trudne. Nie dość, że się całkiem szybko poruszali, to jeszcze czasem cię taranowali, kiedy się stanęło zbyt blisko.
- Nasz fotograf na ostatnią chwilę zadzwonił i powiedział, że nie może przyjechać. Dziecko mu się rozchorowało i musi je zabrać do lekarza.
- Tak właściwie to po co wam zdjęcia z treningu? Chyba możecie sobie ten raz darować fotorelację na stronie.
- Ale dzisiaj będą sponsorzy. Ważne szychy. Razem z prezesem będą sobie siedzieć i gadać, a my będzie zapierdzielać. To im będziesz robiła zdjęcia nie nam.
I jakie miałam wyjście? Cieszyłam się, że chociaż zapytałam, bo inaczej poszłabym tam trochę nieodpowiednio ubrana. Skoro tam mają być szychy, to trzeba się dostosować. Przebrałam się szybko i czekałam na Damiana. Zapewnił mnie, że sprzęt dostanę na miejscu, więc wzięłam tylko telefon do kieszeni i portfel z dokumentami, który mogłam zostawić w samochodzie.
Damian zostawił mnie samej sobie, kierując się do szatni. Ja za to ruszyłam na halę. Zaraz po wejściu zauważyłam grupkę mężczyzn, z których niektórych znałam, a niektórych nie. Mogłam się jedynie domyślać, co to za ważne osobistości w garniturach. Nie wypadało mi się z nimi nie przywitać. Troszkę zmieszana podeszłam bliżej, stając między trenerem i prezesem Grodeckim, których znałam i którzy znali mnie. Uśmiechnęłam się do pozostałych mężczyzn i skinęłam im głową, wypowiadając jakieś banalne powitania. Zostałam przedstawiona przez prezesa jako siostra Damiana. Goście w garniturach od razu zaczęli się interesować, co ja tu właściwie robiłam. Nie dziwiłam się, trening był zamknięty i normalnie nie miałabym na niego wstępu.
- Sabina to dobra duszyczka tego zespołu. Kiedy trzeba, to pomoże – zwrócił się do nich po angielsku Lorenzo, wybawiając mnie z kłopotliwej sytuacji. – Dzisiaj robi nam za fotografa.
Przekazał mi, gdzie mam się udać, by dostać sprzęt, a ja skorzystałam z okazji i umknęłam przed ich peszącymi spojrzeniami. To zdecydowanie nie było towarzystwo dla mnie i cieszyłam się, że trener to dostrzegł i dał mi szansę, by się ewakuować.
Z ponownym wejściem na halę zaczekałam na siatkarzy. Chwilę później szychy zasiadły na lipowskich trybunach, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co działo się na boisku, a jedynie rozmawiając między sobą. I to nawet nie szeptem.  Siatkarze wydawali się być zirytowani. Ale kto by nie był? Skoro ich sponsorują, to powinno ich ciekawić, jak sobie zawodnicy radzą i jaka jest ich forma na chwilę przed wejściem w ostateczną fazę PlusLigii. A oni się śmiali, wymieniali uwagi kompletnie z siatkówką niezwiązane i jedynie przeszkadzali jastrzębiakom, którzy przez ich zachowanie nie potrafili się skupić na trenowaniu. Wobec tego trzy czwarte chłopaków chodziło jak nakręcone bomby zegarowe, tylko odmierzając sekundy do wybuchu. Starał się im w ogóle nie wchodzić pod nogi, bo jeszcze gotowi byli mnie rozdeptać jak mrówkę. Zamiast tego krążyłam po trybunach, robiąc sponsorom możliwe jak najkorzystniejsze zdjęcia, żeby potem nikt mnie nie posądził o jakieś niszczenie wizerunku, czy specjalne przedstawianie ich w niekorzystnym świetle. Nie żeby światło na hali mogło być korzystne, kiedy odbijało się od ich nieco zwilgotniałych od potu i zaczerwienionych twarzy.
Wobec tego kręciłam się w koło po tych trybunach, czasem podchodząc bliżej, by uchwycić jakiś ładny kadr, ale przez większość czasu jedynie udawałam, że znam się na tym, co robiłam. Bądź co bądź zrobiłam kilka godnych zamieszczenia na stronie zdjęć, tak przynajmniej sądziłam. Na nich przynajmniej zerkali w stronę boiska, niekoniecznie na siatkarzy, ale przecież na zdjęciu tego nie widać.
Prawdziwie odetchnęłam, kiedy po godzinie goście jak jeden mąż powstali i żegnając się z trenerem, wyszli z hali. W ogóle nie przejęli się tym, że zakłócają przebieg treningu. Chcieli, to wyszyli. Dla nich życie musiało być znacznie łatwiejsze, skoro niczym się nie przejmowali. Ale siatkarzom wydawało się ulżyć, że mają już z głowy to przedstawienie, w którym grali jedynie epizodyczne role. Trener odprowadził ich ku wyjściu i widać jeszcze go na chwilę przytrzymali, bo nie wracał przez kilka minut, podczas których siatkarze stwierdzili, że zasługują na przerwę i rozsiedli się na parkiecie. Jak stali na boisku, tak usiedli, więc wyglądało to naprawdę zabawnie. Stwierdziłam, że to może być niezłe zdjęcie, dlatego modląc się cicho, by nikt nie nawet nie ruszył, wspięłam się nieco wyżej na trybuny, by objąć obie połowy boiska w kadrze. Pstryknęłam zdjęcie i wyjątkowo zadowolona z siebie, zeszłam niżej. Prawie bezszelestnie przemieszczałam się za liniami końcowymi i bocznymi boiska, starając się być niezauważoną przez siatkarzy. Chciałam uwiecznić ich w takich spontanicznych pozach, w jakich byli teraz, czasem stając za plecami takiego osobnika i robiąc mu zdjęcie z góry. A oni albo udawali, że mnie nie zauważają, albo pozwolili mi robić, co tylko chciałam, bo nie zwracali na mnie uwagi.
W końcu dałam sobie spokój ze zdjęciami, bo zrobiłam ich wystarczająco dużo, by praktycznie w całości zapchać kartę pamięci. Zostało miejsca jeszcze tylko na dziesięć zdjęć. Ale kiedy usiadłam sobie na jednym z krzeseł w pobliżu boiska i zauważyłam Kubiaka rozmawiającego z Masnym w niewielkiej odległości, nie mogłam się powstrzymać i jednak włączyłam ponownie lustrzankę. Skierowałam aparat na Michałów, a w szczególności na tego jednego, mojego. Siedział tyłem do mnie, ale odwracał się w stronę kolegi, pokazując mi swój lepszy profil. Masny mnie zauważył, jak się podkradam do nich na bliższą odległość, ale nie zdradził mnie. Dzięki temu zrobiłam naprawdę piękne zdjęcie Michałowi, uwieczniając na nim jego wesoły uśmiech, którego od tak dawna nie widziałam.
Kubiak się zorientował i odwrócił, patrząc mi prosto w oczy. Odwzajemniłam spojrzenie i na czuja zrobiłam jeszcze jedno, ostatnie już zdjęcie. Potem uśmiechnęłam się chytrze do Michała i przeniosłam wzrok na aparat.
Wyraz twarzy Michała. Jego płonące, błękitne oczy. Jego nieruchomy wzrok i lewy kącik ust uniesiony nieco wyżej niż prawy. Drobne zmarszczki na policzku, zaraz za tym nieszczęsnym kącikiem ust. Troszkę przydługie kosmyki włosów, które zachodziły mu na czoło, rzucając cień na lewe oko.
Zapatrzyłam się na nie. Nie mogłam oderwać wzroku.
Otrząsnęłam się dopiero, kiedy trener wrócił w wyjątkowo złym humorze i gwizdnął przeciągle, wyrywając mnie z dziwacznego stanu wzruszenia pomieszanego z czułością i miłością. Ciekawe jak wyglądała moja mina? Pewnie odbijało się na niej wszystko to, co czułam…
Podniosłam się z parkietu i usiadłam na trybunach. Przewinęłam zdjęcia i usunęłam te, które moim zdaniem do niczego się nie nadawały, ale to ostatnie omijałam wzrokiem. Nie chciałam znowu na nie spojrzeć, bo bym się rozkleiła.
Informatyk, od którego zabierałam sprzęt, dał mi również laptopa, prosząc, bym zgrała wszystkie zdjęcia z dzisiaj do albumu z odpowiednią datą i wybrała kilka, które pójdą na stronę, kopiując je na pulpit. On później miał zająć się ich wstawieniem. Tak więc resztę treningu spędziłam zgrywając zdjęcia, nieco je poprawiając i wybierając najlepsze. Jednak nie potrafiłam zgrać tych ostatnich dziesięciu zdjęć. Po prostu nie potrafiłam. One miały jakiś dziwny przekaz i nie byłam pewna, czy chciałam, by ktokolwiek inny je oglądał. Dlatego przerzuciłam je jedynie na chwilę, a potem podłączyłam swój telefon i zgrałam je na niego, usuwając z laptopa.
Skończyłam zanim Lorenzo gwizdkiem obwieścił koniec treningu. Zmarnowani siatkarze włóczyli nogami w drodze do szatni, a ja poszłam za nimi, oddając sprzęt i czekając na Damiana.
Zbyt późno uświadomiłam sobie, że ktoś się do mnie szybko zbliża. Byłam wpatrzona w ekran telefonu, więc kiedy czyjeś palce uniosły jednym szybkim i mocnym ruchem moją brodę w górę, byłam kompletnie zdezorientowana. Na tyle, by pozwolić, by jego usta przylgnęły do moich w mocnym pocałunku, którego kompletnie się nie spodziewałam. Przez chwilę trwałam w bezruchu, zszokowana tak bardzo, że kompletnie nie wiedziałam, jak to przerwać. Czyjeś wargi ugniatały moje, zbyt mocno, bym mogła to nazwać pieszczotą, próbując je zmusić do współdziałania. Usłyszałam jakiś hałas, dochodzący z niewielkiej odległości, a potem rozległy się ciężkie kroki. Właśnie to sprawiło, że znalazłam siły, by odepchnąć tego kogoś od siebie. Spojrzałam w górę, prosto w zadowolone, zielone oczy Bartmana. Odwróciłam się ku wyjściu, dostrzegając jedynie znikającą już za rogiem postać. Nie miałam wątpliwości, kto to był.
Wybuch mojej wściekłości był nagły i zupełnie go nie kontrolowałam. Jakaś tajemnicza siła kierowała moim ciałem, a ja zdałam się na nią, bo inaczej stałabym nadal, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był Michał. Zamiast tego odwróciłam się zwinnie na pięcie i nie miałam żadnych skrupułów, kiedy unosiłam rękę, a potem z całej siły uderzyłam Bartmana w policzek. Rozległ się głośny plask, a na twarzy siatkarza został czerwony odcisk mojej dłoni. Ten właśnie moment wybrali sobie pozostali siatkarze, by wyjść z szatni. Dostrzegli mnie z nadal uniesioną w powietrzu dłonią. Dostrzegli Bartmana, który trzymał się za policzek. I na pewno słyszeli charakterystyczny trzask. Część z nich zapewne roześmiałaby się, widząc głęboki szok wymalowany na twarzy Zbyszka. Ale dostrzegli także coś innego. Dostrzegli łzy spływające po moich policzkach.
- Ty parszywy sukrwysynu! – krzyknęłam nadal nad sobą nie panując. Gdybym tylko mogła, uderzyłabym go po raz kolejny dla samej satysfakcji, ale miałam co innego do zrobienia. Musiałam go znaleźć, musiałam…
Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z hali, kierując się na parking. Ale jego już nie było. Światła jego samochodu znikały za rogiem. Jęknęłam przeciągle i uklęknęłam na zimnych betonowych płytach, tracąc siły. Skuliłam się, czując, jakby ktoś właśnie wyrwał mi serce. Ale ono nadal biło. W szaleńczym tempie, próbując rozpaczliwie zapewnić mnie, że jednak żyję, że to jeszcze nie był mój koniec.
Ale właśnie tak się poczułam, kiedy on odjechał. Jakbym umierała, z każdym kilometrem dzielącym mnie od niego, coraz bardziej.

Czyjeś ramiona oplotły się wokół mnie. Ktoś szeptał mi do ucha, żebym się uspokoiła. Ktoś inny chwycił mnie za ramię i próbował postawić w pionie. Podświadomie dopadłam do Damiana i wtuliłam mokrą od łez twarz w jego ramię. Pozwoliłam sobie uwierzyć w jego słowa, pozwoliłam, by jego głos przedarł się przez ból. Pozwoliłam, by wziął mnie na ręce i zabrał do domu. Pozwoliłam mu się sobą zająć, bo sama miałam na to zbyt mało sił.


/ / /
się porobiło. 

3 komentarze:

  1. Ojj tak .. się porobiło :/

    OdpowiedzUsuń
  2. ejj no.. myślałam,że Misiek mu wpierdzieli a tu nic... zawiodłam się, ale w końcu coś się dzieje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnie podobał mi się sposób, w który opisywałaś zachowanie sabiny podczas robienia zdjęć Michałowi. Zazdroszczę Ci zdolności tak obrazowego przedstawiania uczuć innych ludzi. Jestem urzeczona, serio <3

    A Bartmana zabiłabym gołymi rękami. Ten facet nie jest już nawet nachalny albo podły. To jest zwykły frajer, nic więcej. I zastanawiam się, po co to wszystko? Czy Michał mu coś zrobił, że Zbyszek tak się teraz mści? Nie wierzę, że to wszystko jest bez powodu. Nie wierze, że on naprawdę jest takim gnojem. Musi coś za tym wszystkim stać. A na Michała jestem zła. Musi zdawac sobie sprawę, że to wszystko było ukartowane i zamiast stanąć w obronie Sabiny, to on się obraził i pojechał. Czy ona naprwde musi ponosić karę tego, że ci dwaj mają ze sobą na pieńku?
    Jestem zła na to, co się wydarzyło, a równocześie bardzo się cieszę, że tak się to wszystko gmatwa. Jest cudnie<3

    I z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń