Chyba medytowałam. Tkwiłam w
jakimś dziwnym stanie, gdzieś pomiędzy świadomością, wyobraźnią a niebytem.
Mało co tam było. Powietrze falowało, jakby nagle zmieniło się w wodę i
przybierało najróżniejsze wzory i kształty. Kolory zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Bałam się choćby poruszyć, by nie zaburzyć tego dziwnego stanu, w jakim
trwałam. Nic do mnie nie docierało. Twardy róg zeszytu wbijał mi się w
policzek, ale nie zauważałam tego. Jak widać wszystko było lepsze od nauki.
Książki leżały całkowicie zapomniane, a ja wolałam dryfować po niebycie niż po
raz kolejny powtarzać przystosowanie płazów do życia w wodze, czy ptaków do
lotu.
Im bliżej matury, tym mniej czasu
spędzałam na nauce. Ale ileż można? Nauczyciele w szkole powariowali i nie
gadali o niczym innym, ciągle każąc nam powtarzać materiał i dając nam stosy
testów powtórkowych jako zadanie domowe. Więc nic dziwnego, że traciliśmy
zapał. Łóżko było zbyt wygodne, sen zbyt kuszący, a chwila oddechu zbyt
potrzebna, by kolejne popołudnie spędzać z zeszytem w ręku. Dlatego położyłam
głowę na książce i przymknęłam oczy. Sen nie wchodził w rachubę. Niedawno
wypita herbata podziałała jak zastrzyk energii i choćbym chciała, nie mogłabym
zasnąć. Ale chwila bezmyślnego i bezproduktywnego leżenia brzmiała naprawdę
dobrze.
- Sabina!
Westchnęłam płaczliwie, kiedy ten
dziwny stan rozpłynął się jak mgła i pozostawił w moim umyśle jedynie czerń.
Koniec miłego trwania w niebycie.
Uchyliłam nieco powieki, kiedy
brat wpadł do mojego pokoju jak burza, wyglądając, jakby ktoś mu wpuścił
wiewiórkę do gaci. Stąpał z jednej nogi na drugą i widać było, że był dość nerwowy.
- Wstawaj, kobieto, bo połowę
życia prześpisz! – zawołał, ale w odpowiedzi uniosłam jedynie brwi, prosząc go
tym samym, by przeszedł do rzeczy. – Jedziesz ze mną na trening, więc zbieraj
się – spojrzał na mnie uważnie – i zrób coś z twarzą, bo wyglądasz jak panda.
Fatycznie, parę razy potarłam
oczy zupełnie nie myśląc o tym, że miałam na twarzy lekki makijaż. Tusz się
pewnie rozmazał, a po kreskach zostało tylko wspomnienie. Czarne wspomnienie
uwiecznione również na biednej książce do biologii.
Wstałam i ruszyłam do łazienki.
Zupełnie odruchowo spojrzałam w lustro i zaczęłam się śmiać sama z siebie.
Naprawdę wyglądałam jak panda. Zmyłam szybko czarne ślady pod i nad oczami i
poprawiłam to, co zostało zniszczone. Przejechałam pomadką ochronną po ustach,
nie chcąc, by przez panujące nadal na dworze zimno popękały.
- A tak właściwie, to po co ja
tam? – zapytałam Damiana, przyglądając mu się uważnie. On naprawdę był zdenerwowany,
a zwykle mu się to przed treningami nie zdarzało. No bo kto normalny denerwuje
się przed treningiem, skoro ma je właściwie codziennie od kilku lat?
- Będziesz robić zdjęcia –
odpowiedział, biegając po mieszkaniu i pewnie szukając buta, sznurówki, czy
czegokolwiek innego.
- Ja? Zdjęcia?
Aparatem fotograficznym
posługiwać się umiałam, ale nigdy nie próbowałam zrobić zdjęcia pracującym
siatkarzom. To musiało być dość trudne. Nie dość, że się całkiem szybko
poruszali, to jeszcze czasem cię taranowali, kiedy się stanęło zbyt blisko.
- Nasz fotograf na ostatnią
chwilę zadzwonił i powiedział, że nie może przyjechać. Dziecko mu się
rozchorowało i musi je zabrać do lekarza.
- Tak właściwie to po co wam
zdjęcia z treningu? Chyba możecie sobie ten raz darować fotorelację na stronie.
- Ale dzisiaj będą sponsorzy.
Ważne szychy. Razem z prezesem będą sobie siedzieć i gadać, a my będzie
zapierdzielać. To im będziesz robiła zdjęcia nie nam.
I jakie miałam wyjście? Cieszyłam
się, że chociaż zapytałam, bo inaczej poszłabym tam trochę nieodpowiednio
ubrana. Skoro tam mają być szychy, to trzeba się dostosować. Przebrałam się
szybko i czekałam na Damiana. Zapewnił mnie, że sprzęt dostanę na miejscu, więc
wzięłam tylko telefon do kieszeni i portfel z dokumentami, który mogłam
zostawić w samochodzie.
Damian zostawił mnie samej sobie,
kierując się do szatni. Ja za to ruszyłam na halę. Zaraz po wejściu zauważyłam
grupkę mężczyzn, z których niektórych znałam, a niektórych nie. Mogłam się
jedynie domyślać, co to za ważne osobistości w garniturach. Nie wypadało mi się
z nimi nie przywitać. Troszkę zmieszana podeszłam bliżej, stając między
trenerem i prezesem Grodeckim, których znałam i którzy znali mnie. Uśmiechnęłam
się do pozostałych mężczyzn i skinęłam im głową, wypowiadając jakieś banalne
powitania. Zostałam przedstawiona przez prezesa jako siostra Damiana. Goście w
garniturach od razu zaczęli się interesować, co ja tu właściwie robiłam. Nie
dziwiłam się, trening był zamknięty i normalnie nie miałabym na niego wstępu.
- Sabina to dobra duszyczka tego
zespołu. Kiedy trzeba, to pomoże – zwrócił się do nich po angielsku Lorenzo,
wybawiając mnie z kłopotliwej sytuacji. – Dzisiaj robi nam za fotografa.
Przekazał mi, gdzie mam się udać,
by dostać sprzęt, a ja skorzystałam z okazji i umknęłam przed ich peszącymi
spojrzeniami. To zdecydowanie nie było towarzystwo dla mnie i cieszyłam się, że
trener to dostrzegł i dał mi szansę, by się ewakuować.
Z ponownym wejściem na halę
zaczekałam na siatkarzy. Chwilę później szychy zasiadły na lipowskich
trybunach, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co działo się na boisku, a
jedynie rozmawiając między sobą. I to nawet nie szeptem. Siatkarze wydawali się być zirytowani. Ale kto
by nie był? Skoro ich sponsorują, to powinno ich ciekawić, jak sobie zawodnicy
radzą i jaka jest ich forma na chwilę przed wejściem w ostateczną fazę
PlusLigii. A oni się śmiali, wymieniali uwagi kompletnie z siatkówką
niezwiązane i jedynie przeszkadzali jastrzębiakom, którzy przez ich zachowanie
nie potrafili się skupić na trenowaniu. Wobec tego trzy czwarte chłopaków
chodziło jak nakręcone bomby zegarowe, tylko odmierzając sekundy do wybuchu.
Starał się im w ogóle nie wchodzić pod nogi, bo jeszcze gotowi byli mnie
rozdeptać jak mrówkę. Zamiast tego krążyłam po trybunach, robiąc sponsorom
możliwe jak najkorzystniejsze zdjęcia, żeby potem nikt mnie nie posądził o
jakieś niszczenie wizerunku, czy specjalne przedstawianie ich w niekorzystnym
świetle. Nie żeby światło na hali mogło być korzystne, kiedy odbijało się od ich
nieco zwilgotniałych od potu i zaczerwienionych twarzy.
Wobec tego kręciłam się w koło po
tych trybunach, czasem podchodząc bliżej, by uchwycić jakiś ładny kadr, ale
przez większość czasu jedynie udawałam, że znam się na tym, co robiłam. Bądź co
bądź zrobiłam kilka godnych zamieszczenia na stronie zdjęć, tak przynajmniej
sądziłam. Na nich przynajmniej zerkali w stronę boiska, niekoniecznie na
siatkarzy, ale przecież na zdjęciu tego nie widać.
Prawdziwie odetchnęłam, kiedy po
godzinie goście jak jeden mąż powstali i żegnając się z trenerem, wyszli z
hali. W ogóle nie przejęli się tym, że zakłócają przebieg treningu. Chcieli, to
wyszyli. Dla nich życie musiało być znacznie łatwiejsze, skoro niczym się nie
przejmowali. Ale siatkarzom wydawało się ulżyć, że mają już z głowy to
przedstawienie, w którym grali jedynie epizodyczne role. Trener odprowadził ich
ku wyjściu i widać jeszcze go na chwilę przytrzymali, bo nie wracał przez kilka
minut, podczas których siatkarze stwierdzili, że zasługują na przerwę i rozsiedli
się na parkiecie. Jak stali na boisku, tak usiedli, więc wyglądało to naprawdę
zabawnie. Stwierdziłam, że to może być niezłe zdjęcie, dlatego modląc się
cicho, by nikt nie nawet nie ruszył, wspięłam się nieco wyżej na trybuny, by
objąć obie połowy boiska w kadrze. Pstryknęłam zdjęcie i wyjątkowo zadowolona z
siebie, zeszłam niżej. Prawie bezszelestnie przemieszczałam się za liniami
końcowymi i bocznymi boiska, starając się być niezauważoną przez siatkarzy.
Chciałam uwiecznić ich w takich spontanicznych pozach, w jakich byli teraz,
czasem stając za plecami takiego osobnika i robiąc mu zdjęcie z góry. A oni
albo udawali, że mnie nie zauważają, albo pozwolili mi robić, co tylko
chciałam, bo nie zwracali na mnie uwagi.
W końcu dałam sobie spokój ze
zdjęciami, bo zrobiłam ich wystarczająco dużo, by praktycznie w całości zapchać
kartę pamięci. Zostało miejsca jeszcze tylko na dziesięć zdjęć. Ale kiedy
usiadłam sobie na jednym z krzeseł w pobliżu boiska i zauważyłam Kubiaka
rozmawiającego z Masnym w niewielkiej odległości, nie mogłam się powstrzymać i
jednak włączyłam ponownie lustrzankę. Skierowałam aparat na Michałów, a w
szczególności na tego jednego, mojego. Siedział tyłem do mnie, ale odwracał się
w stronę kolegi, pokazując mi swój lepszy profil. Masny mnie zauważył, jak się
podkradam do nich na bliższą odległość, ale nie zdradził mnie. Dzięki temu
zrobiłam naprawdę piękne zdjęcie Michałowi, uwieczniając na nim jego wesoły
uśmiech, którego od tak dawna nie widziałam.
Kubiak się zorientował i
odwrócił, patrząc mi prosto w oczy. Odwzajemniłam spojrzenie i na czuja
zrobiłam jeszcze jedno, ostatnie już zdjęcie. Potem uśmiechnęłam się chytrze do
Michała i przeniosłam wzrok na aparat.
Wyraz twarzy Michała. Jego
płonące, błękitne oczy. Jego nieruchomy wzrok i lewy kącik ust uniesiony nieco
wyżej niż prawy. Drobne zmarszczki na policzku, zaraz za tym nieszczęsnym
kącikiem ust. Troszkę przydługie kosmyki włosów, które zachodziły mu na czoło,
rzucając cień na lewe oko.
Zapatrzyłam się na nie. Nie
mogłam oderwać wzroku.
Otrząsnęłam się dopiero, kiedy
trener wrócił w wyjątkowo złym humorze i gwizdnął przeciągle, wyrywając mnie z
dziwacznego stanu wzruszenia pomieszanego z czułością i miłością. Ciekawe jak
wyglądała moja mina? Pewnie odbijało się na niej wszystko to, co czułam…
Podniosłam się z parkietu i
usiadłam na trybunach. Przewinęłam zdjęcia i usunęłam te, które moim zdaniem do
niczego się nie nadawały, ale to ostatnie omijałam wzrokiem. Nie chciałam znowu
na nie spojrzeć, bo bym się rozkleiła.
Informatyk, od którego zabierałam
sprzęt, dał mi również laptopa, prosząc, bym zgrała wszystkie zdjęcia z dzisiaj
do albumu z odpowiednią datą i wybrała kilka, które pójdą na stronę, kopiując
je na pulpit. On później miał zająć się ich wstawieniem. Tak więc resztę treningu
spędziłam zgrywając zdjęcia, nieco je poprawiając i wybierając najlepsze.
Jednak nie potrafiłam zgrać tych ostatnich dziesięciu zdjęć. Po prostu nie
potrafiłam. One miały jakiś dziwny przekaz i nie byłam pewna, czy chciałam, by
ktokolwiek inny je oglądał. Dlatego przerzuciłam je jedynie na chwilę, a potem
podłączyłam swój telefon i zgrałam je na niego, usuwając z laptopa.
Skończyłam zanim Lorenzo
gwizdkiem obwieścił koniec treningu. Zmarnowani siatkarze włóczyli nogami w
drodze do szatni, a ja poszłam za nimi, oddając sprzęt i czekając na Damiana.
Zbyt późno uświadomiłam sobie, że
ktoś się do mnie szybko zbliża. Byłam wpatrzona w ekran telefonu, więc kiedy
czyjeś palce uniosły jednym szybkim i mocnym ruchem moją brodę w górę, byłam
kompletnie zdezorientowana. Na tyle, by pozwolić, by jego usta przylgnęły do
moich w mocnym pocałunku, którego kompletnie się nie spodziewałam. Przez chwilę
trwałam w bezruchu, zszokowana tak bardzo, że kompletnie nie wiedziałam, jak to
przerwać. Czyjeś wargi ugniatały moje, zbyt mocno, bym mogła to nazwać
pieszczotą, próbując je zmusić do współdziałania. Usłyszałam jakiś hałas,
dochodzący z niewielkiej odległości, a potem rozległy się ciężkie kroki.
Właśnie to sprawiło, że znalazłam siły, by odepchnąć tego kogoś od siebie.
Spojrzałam w górę, prosto w zadowolone, zielone oczy Bartmana. Odwróciłam się
ku wyjściu, dostrzegając jedynie znikającą już za rogiem postać. Nie miałam
wątpliwości, kto to był.
Wybuch mojej wściekłości był
nagły i zupełnie go nie kontrolowałam. Jakaś tajemnicza siła kierowała moim
ciałem, a ja zdałam się na nią, bo inaczej stałabym nadal, wpatrując się w
miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był Michał. Zamiast tego odwróciłam się
zwinnie na pięcie i nie miałam żadnych skrupułów, kiedy unosiłam rękę, a potem
z całej siły uderzyłam Bartmana w policzek. Rozległ się głośny plask, a na
twarzy siatkarza został czerwony odcisk mojej dłoni. Ten właśnie moment wybrali
sobie pozostali siatkarze, by wyjść z szatni. Dostrzegli mnie z nadal uniesioną
w powietrzu dłonią. Dostrzegli Bartmana, który trzymał się za policzek. I na
pewno słyszeli charakterystyczny trzask. Część z nich zapewne roześmiałaby się,
widząc głęboki szok wymalowany na twarzy Zbyszka. Ale dostrzegli także coś
innego. Dostrzegli łzy spływające po moich policzkach.
- Ty parszywy sukrwysynu! –
krzyknęłam nadal nad sobą nie panując. Gdybym tylko mogła, uderzyłabym go po
raz kolejny dla samej satysfakcji, ale miałam co innego do zrobienia. Musiałam
go znaleźć, musiałam…
Zerwałam się na równe nogi i
wybiegłam z hali, kierując się na parking. Ale jego już nie było. Światła jego
samochodu znikały za rogiem. Jęknęłam przeciągle i uklęknęłam na zimnych
betonowych płytach, tracąc siły. Skuliłam się, czując, jakby ktoś właśnie
wyrwał mi serce. Ale ono nadal biło. W szaleńczym tempie, próbując rozpaczliwie
zapewnić mnie, że jednak żyję, że to jeszcze nie był mój koniec.
Ale właśnie tak się poczułam,
kiedy on odjechał. Jakbym umierała, z każdym kilometrem dzielącym mnie od
niego, coraz bardziej.
Czyjeś ramiona oplotły się wokół
mnie. Ktoś szeptał mi do ucha, żebym się uspokoiła. Ktoś inny chwycił mnie za
ramię i próbował postawić w pionie. Podświadomie dopadłam do Damiana i wtuliłam
mokrą od łez twarz w jego ramię. Pozwoliłam sobie uwierzyć w jego słowa,
pozwoliłam, by jego głos przedarł się przez ból. Pozwoliłam, by wziął mnie na
ręce i zabrał do domu. Pozwoliłam mu się sobą zająć, bo sama miałam na to zbyt
mało sił.
/ / /
się porobiło.
Ojj tak .. się porobiło :/
OdpowiedzUsuńejj no.. myślałam,że Misiek mu wpierdzieli a tu nic... zawiodłam się, ale w końcu coś się dzieje ;)
OdpowiedzUsuńOgromnie podobał mi się sposób, w który opisywałaś zachowanie sabiny podczas robienia zdjęć Michałowi. Zazdroszczę Ci zdolności tak obrazowego przedstawiania uczuć innych ludzi. Jestem urzeczona, serio <3
OdpowiedzUsuńA Bartmana zabiłabym gołymi rękami. Ten facet nie jest już nawet nachalny albo podły. To jest zwykły frajer, nic więcej. I zastanawiam się, po co to wszystko? Czy Michał mu coś zrobił, że Zbyszek tak się teraz mści? Nie wierzę, że to wszystko jest bez powodu. Nie wierze, że on naprawdę jest takim gnojem. Musi coś za tym wszystkim stać. A na Michała jestem zła. Musi zdawac sobie sprawę, że to wszystko było ukartowane i zamiast stanąć w obronie Sabiny, to on się obraził i pojechał. Czy ona naprwde musi ponosić karę tego, że ci dwaj mają ze sobą na pieńku?
Jestem zła na to, co się wydarzyło, a równocześie bardzo się cieszę, że tak się to wszystko gmatwa. Jest cudnie<3
I z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam! ;*