>< >< ><
Kiedy skończyłam potreningowe sesje z siatkarzami, byłam całkowicie wykończona. Moje ręce miały
dość wysiłku, a ból mięśni po wczorajszym basenie wcale nie polepszał sprawy. Psychicznie także nie byłam w
najlepszej formie po kolejnej tego dnia walce z Wojtkiem. Miałam nadzieję, że jakiekolwiek ma
problemy, szybko się z nimi upora, bo inaczej się chyba pozabijamy.
─ Koniec pracy na dziś? ─ usłyszałam za sobą, kiedy zamykałam drzwi gabinetu.
Obejrzałam się na Michała, uśmiechając się krótko.
─ A ty jeszcze tutaj?
Myślałam, że skoro nie chce przyjąć posady drugiego trenera, szybko
się stąd zmyje i raczej nieprędko go znowu tutaj zobaczę. Ale najwyraźniej
coś go powstrzymywało przed natychmiastową ucieczką.
─
Ojciec chciał,
żebym ci to przekazał ─ podał mi plik dokumentów.
Przyjrzałam się im, próbując zrozumieć, dlaczego trener zwraca mi metryki zawodników,
które podesłałam mu parę dni temu. Musiałam się bardzo wysilić, żeby nie
dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to rozbawiło. Sprytnie, panie trenerze,
bardzo sprytnie.
─ To teraz robisz za chłopca na posyłki? ─ zapytałam niewinnie, udając, że dokumenty bardzo mnie
zainteresowały.
Zmrużył oczy niebezpiecznie, wyglądając na wkurzonego. Chyba mnie przejrzał. Albo przeze mnie
przejrzał swojego ojca. Tak czy siak, zrozumiał, że trener po prostu stworzył mi kolejną szansę na
rozmowę z nim o jego nieprzyjętej ofercie pracy.
─ Czy ty jesteś w jakiejś zmowie z moim
ojcem? Bo wydaje mi się, że wasza dwójka coś
za dużo kombinuje.
Brzmiał na zrezygnowanego. Dobrze. Powoli dochodziło do niego, że nie odpuścimy mu z Kubiakiem seniorem
tak łatwo i jeśli nadal będzie się upierał przy swojej decyzji, będzie miał z
nami małe piekło.
─ To nie tak, że chcemy cię do czegoś
zmuszać ─ zaczęłam, otwierając ponownie gabinet, by rzucić
metryki na biurko. Jutro je odłożę na miejsce. Teraz miałam ważniejsze sprawy. ─ Po prostu nie rozumiem, dlaczego odrzucasz tę ofertę.
Odwróciłam się ku niemu i przyglądałam uważnie jego twarzy, kiedy zastanawiał się nad
swoimi powodami. A może próbował wybrać ten jeden najważniejszy spośród wielu
innych? Tak właściwie zupełnie nie wiedziałam, co o tym wszystkim myślał.
─ Bo to nie jest dla mnie.
─ A co w takim razie jest dla ciebie?
Zostaniesz taksówkarzem? –
wywróciłam oczami lekko podirytowana jego odpowiedzią.
Chyba go tym uraziłam, choć nie miałam takiego zamiaru.
─ A gdybym został, to co? ─ odbił piłeczkę, zaskakując mnie nieco. ─ To byłoby takie złe, gdybym zostawił przeszłość
za sobą i poszedł zupełnie nową ścieżką?
─ Nie. To nie byłoby złe. ─ Milczałam przez chwilę, próbując ubrać swoje myśli w słowa. ─ Po prostu nie spodziewałam się, że zechcesz zostawić przeszłość za
sobą. Kochasz siatkówkę, myślałam, że będziesz chciał do tego wrócić i...
─ Kochałem siatkówkę ─ przerwał mi. ─
Tak było kiedyś. Teraz jest inaczej.
Wcale nie było inaczej. Jego dłonie nadal pamiętały ciężar piłki.
Jego oczy nadal śledziły z zainteresowaniem wydarzenia na boisku. A jego ciało
wręcz rwało się na boisko. Widziałam to wyraźnie, kiedy siedział obok na treningu. W tamtej
chwili mogłam z niego czytać jak z otwartej księgi.
─
Rozumiem, że
masz obawy, ale...
─ Nic nie rozumiesz ─ ponownie mi przerwał. Tym razem jego głos zabrzmiał ostro. ─ Właśnie nic nie rozumiesz, Sabina.
Przymknęłam oczy, wzdychając cicho, kiedy uświadomiłam sobie, że
chyba przegrałam tę walkę. A może nawet całą bitwę.
Pozwoliłam mu odejść, patrząc smutnym wzrokiem jak znika za drzwiami. Zamiast się cieszyć, że w końcu zaczęliśmy rozmawiać, a nie
tylko milczeć w swojej obecności, ja martwiłam się, czy Michał nie zdecyduje
się popełnić wielkiego błędu, który przewróci całe jego życie.
Może on nie zdawał sobie z tego sprawy, może jeszcze tego nie
widział, może nie chciał sobie tego jeszcze uświadomić, ale bez siatkówki nie będzie tym samym
człowiekiem.
Pięć lat to szmat czasu. Kubiak miał prawo zapomnieć, co w życiu dawało mu najwięcej
szczęścia, ale ja nie zapomniałam i zamierzałam mu wszystko przypomnieć.
Ruszyłam w końcu do drzwi, za którymi niedawno zniknął Michał i wyszłam na zalany popołudniowym słońcem parking. Miałam
właśnie skierować się do samochodu, kiedy przyszła mi wiadomość. Wyjęłam telefon, przystając na
chodniku i sprawdziłam jej treść.
W skali od jeden do dziesięć jak bardzo żałujesz teraz wczorajszego
basenu?
Uśmiechnęłam się szeroko, wyobrażając sobie prześmiewczy uśmieszek,
jaki na pewno rozciągał się na twarzy Konrada, kiedy pisał tą wiadomość.
Myślę, że jedenaście.
I wiem, że teraz się ze mnie śmiejesz, więc lepiej przestań, bo następnym razem jak cię spotkam,
skopię ci twój stary zadek.
Wysłałam obie wiadomości i ruszyłam nareszcie do samochodu.
Jednak zanim wsiadłam, odczytałam kolejną wiadomość od Konrada.
Mój stary zadek przyjmuje wyzwanie.
Roześmiałam się i pokręciłam głową z politowaniem nad jego głupotą. Pozostawiłam tą wiadomość bez odpowiedzi i wyjechałam z
parkingu, kierując się do mieszkania, gdzie czekała na mnie kolejna tego dnia ciężka
rozmowa. Już się na nią próbowałam przygotować, ale tak
naprawdę nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Bo z całą pewnością nie spodziewałam się, że Marta będzie gotowa do wyjścia.
Chyba miała nadzieję, że odrobinę się spóźnię i zdąży wyjść niezauważona, ale
pokrzyżowałam jej plany i zagrodziłam jej drogę w drzwiach. Marta odrobinę się speszyła na mój
widok i cała wcześniejsza odwaga ją opuściła.
Cofnęła się z powrotem do mieszkania ze zrezygnowaniem wypisanym na
twarzy. Chyba wiedziała, że za nic jej teraz nie wypuszczę z mieszkania. Zostawiła spakowaną torbę obok komody,
a sama przeszła do salonu i usiadła na kanapie z miną winowajcy.
Nie od razu do niej dołączyłam. Najpierw odłożyłam swoje klucze i
rozebrałam buty. Torebkę zaniosłam do siebie, zawieszając ją na oparciu krzesła.
Zastanawiałam się też, czy najpierw nie zaparzyć herbaty dla nas obu, ale to
już byłoby przegięcie. Marta już się naczekała.
Skierowałam się do salonu i usiadłam obok Marty. Przez dłuższą chwilę po prostu
zastanawiałam się, co powiedzieć, bo nic nie przychodziło mi na myśl.
─ Czekam na wykład ─ mruknęła pod nosem Marta.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, czując się jak matka,
która właśnie usiłuje ukarać swoje dziecko. A z nas dwóch to Marta była tą
starszą.
─ Nie będzie żadnego wykładu ─ powiedziałam, odwracając się w jej stronę. ─ Ale nie odpuszczę ci, dopóki się nie
dowiem, gdzie się zamierzałaś podziać i
dlaczego chciałaś, żebym się zamartwiała, gdy znikniesz bez słowa.
Marta podciągnęła nogi w górę i objęła kolana ramionami, chowając w
nich głowę. Czekałam cierpliwie, aż zacznie mówić.
─ Nie chciałam ci po prostu siedzieć na
głowie. Już i tak narobiłam ci problemów, nie chciałam stwarzać
następnych.
─ Nie jesteś problemem, Marta.
Problemem jest to, co spowodowało, że ty jesteś tutaj, a Damian w Warszawie.
Kiedy Marta uniosła głowę, jej oczy były znowu zaszklone. Usta jej drżały, a ramiona ciaśniej
oplotła wokół nóg.
─ Nie chciałam go zostawiać. Ja go
kocham ─ powiedziała zrozpaczonym głosem.
Nie miałam serca pytać ją, dlaczego w takim razie zostawiła Damiana. Zamiast
tego objęłam ją i przytuliłam, kiedy szloch wstrząsnął jej ciałem. Próbowałam
ją zrozumieć. Opuściła osobę, którą kochała i zrobiła to wbrew sobie. Co
mogłoby zmusić do takiego czynu?
─
Zdradziłaś go?
Właśnie to przyszło mi na myśl jako pierwsze i nie potrafiłam się
powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Marta spojrzała na mnie wielkimi
oczami, w których doskonale widoczne były szok i zdezorientowanie. Niech żyje
bezpośredniość.
Mogłam zadać to pytanie bardziej delikatnie albo jakoś naprowadzić
Martę na tą myśl i pozwolić jej samej rozwinąć temat. Ale zaatakowanie jej tym
pytaniem znienacka miało swoje plusy. Jej reakcja była szczera. I wystarczyły
mi dwie sekundy, by poznać odpowiedź na swoje pytanie. Marta nie musiała nawet
się odzywać, ale i tak to zrobiła chwilę później.
─ Zwariowałaś?! Myślisz, że mogłabym go
zdradzić? ─ Ta złość w jej głosie naprawdę
powiedziała mi wszystko.
─ Nie, nie myślę tak. I właśnie w tym
sęk. Ja nie mam pojęcia, co mam myśleć, Marta. Zjawiasz się tutaj i wypłakujesz
sobie oczy, rozpaczając za moim bratem, od którego sama odeszłaś. I nie chcesz
powiedzieć, dlaczego. Co ja niby mam sobie myśleć?
Spuściła oczy na swoje dłonie, skruszona. Jej złość ostygła w
momencie i znowu wydawała się być tak bardzo zagubiona.
─ Próbuję cię zrozumieć i dać ci czas,
ale to nie jest takie łatwe. Może gdyby Damian nie był moim bratem, byłabym
bardziej cierpliwa i zostawiła cię w spokoju, byś sama sobie z tym wszystkim
poradziła. Ale to jest mój brat. I mimo że siedzi właśnie w Warszawie,
doskonale wiem, że cierpi tak samo jak ty. Albo może i bardziej, bo nie ma
pojęcia, co się dzieje.
─ D-dzwonił do ciebie? ─ zapytała słabym głosem, lekko się zacinając.
─ Dzisiaj nie. Ale za chwilę to ja do
niego zadzwonię, każę mu rzucić wszystko w cholerę i przyjechać tutaj, ciebie
przywiążę do kaloryfera, żebyś nie uciekła, a jak przyjedzie, to zamknę was w
jednym pokoju i nie wypuszczę, dopóki nie usłyszę, że się pogodziliście.
Marta parsknęła krótko śmiechem w odpowiedzi na moje słowa.
Doskonale wiedziała, że tego nie zrobię. Gdyby uznała, że chociaż część z tego
jest prawdą, właśnie zbiegałaby schodami do wyjścia. Albo próbowałaby swojego
szczęścia, skacząc przez okno z drugiego piętra.
─ Ja… Przepraszam, Sabina ─ zaczęła po dosyć długiej chwili ciszy.
─ Nie musisz przepraszać, Marta. Po
prostu nie zwlekaj z tym. Nie uciekaj przed problemem i nie uciekaj przed
ludźmi, którzy chcą ci z nim pomóc. Nie jestem twoim wrogiem. W tym momencie ty
sama jesteś swoim wrogiem.
I zostawiłam ją z tymi słowami, kierując się do kuchni, by w końcu
zaparzyć sobie wielki kubek zielonej herbaty. Zamknęłam się w swoim pokoju,
gdzie odstawiłam kubek na biurko, a spod łóżka wyciągnęłam matę do ćwiczeń. Na
studiach pewien mądry profesor powiedział nam, że żeby prawidłowo dbać o ciało
innych, najpierw trzeba zadbać o swoje. To bardzo cenna uwaga, którą większość
studentów wzięła sobie do serca. Ci, którzy zrobili inaczej, pewnie teraz
odczuwają skutki nachylania się nad swoimi pacjentami.
Przebrałam się w wygodne ubrania, które nie ograniczały moich
ruchów, po czym włączyłam relaksującą muzykę. Rozsiadłam się wygodnie na macie
i rozpoczęłam od kilku rozciągających ćwiczeń. Tak naprawdę nie męczyłam się
zbytnio. Jeszcze na studiach nauczyłam się kilka pozycji z jogi, które miały na
celu rozluźnić mięśnie. Do tego dodałam od siebie parę ćwiczeń oddechowych i
kilka wzmacniających mięśnie w szczególności kręgosłupa. Całość zajmowała mi
mniej więcej dwadzieścia minut, po których czułam się naprawdę dobrze.
Dzisiaj miałam nieco problemów przez wzgląd na zakwasy, ale kiedy
skończyłam, praktycznie ich nie czułam. A moja herbata odrobinę ostygła i była
idealna do wypicia. Same plusy.
Miałam właśnie zamiar ułożyć się
wygodnie na łóżku i zacząć czytać jedną z książek medycznych, które polecił mi
Paweł, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Widząc na wyświetlaczu imię Konrada,
zawahała się przez chwilę, nie wiedząc, czy chcę odebrać ten telefon. W końcu
jednak westchnęłam i odebrałam.
─
Co tak długo? ─
usłyszałam jego głos.
─
A może jakieś cześć albo dzień dobry? ─ odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
─
Witam się tylko z tymi, którzy odbierają po pierwszym sygnale.
─
Czuję się poszkodowana, nie wiedziałam o tym.
Z tym człowiekiem jak zwykle nie
dało się prowadzić normalnej rozmowy.
─
Dobra ─ westchnął ciężko.
─ Dam ci drugą szansę.
Po czym rozłączył się, całkowicie
mnie dezorientując. I dlatego się zastanawiałam, czy w ogóle odbierać.
Ale chwilę później mój telefon się
ponownie rozdzwonił, a że nadal trzymałam go w dłoni, od razu odebrałam.
─
Witaj, Sabinko. Jak ci mija dzień?
Głos Konrada był tak przesadnie
miły, że nie potrafiłam zachować spokoju. Roześmiałam się głośno i dłuższą
chwilę zajęło mi uspokojenie się.
─
Ja tu do niej z sercem, a ta się ze mnie śmieje. Jakich ja czasów dożyłem. ─ Nadal się śmiałam, a za
każdym razem, gdy Konrad się odezwał tym głosem, śmiałam się coraz bardziej. A
Konrad razem ze mną. Pewnie śmiał się z własnych żartów. ─ Jestem dumny, że udało mi się
rozbawić kobietę do tego stopnia, ale już dość, Sabina. Bo się zaraz
zapowietrzysz.
Wrócił jego normalny, kąśliwy ton
i niski tembr głosu, co pozwoliło mi nieco się uspokoić. Musiałam kilka razy
głęboko odetchnąć i powachlować sobie twarz, bo aż się cała zgrzałam przez ten
napad śmiechu. Mój brzuch też już miał dość.
─
Masz zaraźliwy śmiech, wiesz o tym?
─
Tak, tak, już mi to ktoś mówił. ─
Najprawdopodobniej Michał, bo tylko w jego obecności śmiałam się na tyle
często. ─ A tak właściwe,
po co dzwonisz?
Z utęsknieniem spojrzałam na
książkę, której nie dane było mi jeszcze zacząć.
─
Mam sprawę, ale nie na telefon. Spotkamy się?
I to by było tyle jeśli chodzi o
spokojny wieczór z książką.
Podziwiam Sabine za jej spokój i cierpliwość. Ja chyba nie potrafiłabym niedopytywac, co się stało :D
OdpowiedzUsuń