1 lipca 2017

45.

Obudziłam się przed Michałem. Zaraz po otwarciu oczu zobaczyłam jego spokojną, zrelaksowaną twarz i na moje usta wpłynął czuły uśmiech. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i przejechałam nią delikatnie po jego policzku. Nie chciałam go jeszcze budzić, ale pragnienie dotknięcia go było zbyt silne, bym mogła się mu oprzeć. W końcu pozwoliłam Michałowi na spokojny sen, a sama postanowiłam już wstać. Początkowo pomyślałam, że zejdę do siebie, żeby się trochę ogarnąć i przebrać, ale potem moje spojrzenie wylądowało na białej koszuli Kubiaka, którą wczoraj miał na sobie, wiszącej teraz niedbale na oparciu krzesła. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale szybkie spojrzenie na śpiącego Michała i wyobrażenie sobie jego miny, gdy mnie zobaczy… To mnie przekonało. Zgarnęłam ją w dłonie i najciszej jak tylko potrafiłam, ruszyłam do łazienki. Kiedy wychodziłam, siatkarz nadal spał, co przyjęłam z uśmiechem na ustach. Skierowałam się do kuchni, gdzie zrobiłam nam naleśniki na śniadanie. To było takie typowe, ale nie potrafiłabym się skupić na tyle, by przygotować coś bardziej wymagającego. Nie z tym uśmiechem na twarzy i zupełnie niekontrolowanymi myślami, jakie pojawiały się w mojej głowie. Z chęcią puściłabym sobie radio, ale nie chciałam, żeby Michał się już obudził.
Jednak i tak się obudził, co zauważyłam dopiero wtedy, kiedy obróciłam się z gorącą patelnią w dłoni i niechcący w niego uderzyłam. Tą gorącą patelnią. Nie spodziewałam się, że będzie stał zaraz za mną. Nawet nie usłyszałam, kiedy wszedł do kuchni. Byłam za bardzo rozkojarzona. Ale widząc grymas bólu na jego twarzy, w sekundzie doszłam do siebie i pociągnęłam go za rękę do łazienki. Nie dałam mu nawet dojść do słowa. Czułam się winna, że potraktowałam go patelnią tak zaraz z rana. Zamoczyłam ręcznik w zimnej wodzie i przyłożyłam go do jego piersi, gdzie już widniał podłużny, czerwony ślad. Ale chyba niepotrzebnie się wysilałam, bo Michał zamiast mdleć z bólu, uśmiechał się zadziornie.
- No i co się uśmiechasz, kretynie?
- Bo wyglądasz niesamowicie seksownie w mojej koszuli, kochanie – powiedział, przyciągając mnie za rękę do siebie. Zarumieniłam się na jego słowa, co skwitował cichym śmiechem, sadzając mnie sobie na kolanach.
- Przepraszam – szepnęłam, delikatnie dotykając zaczerwienionej skóry.
- Nie przepraszaj. To nie twoja wina.
- A niby czyja?
- Patelni – zaśmiał się, ale ja nie podzielałam jego wesołości. – No już, rozchmurz się. To tylko malutkie poparzenie, które na pewno mnie nie zabije – pocałował mnie krótko. – Za to ty w mojej koszuli to zabójcze połączenie.
I znowu mnie pocałował. Tym razem tak, że nie miałam wątpliwości, że wszystkie moje winy, zostały mi wybaczone.
- To idziemy na te naleśniki?

Resztę dnia spędziliśmy razem, głównie na nicnierobieniu, ale zdarzyło nam się też pójść na spacer. Chyba oboje z Michałem potrzebowaliśmy takiego dnia tylko dla siebie, po tym, jakie atrakcje Kubiak nam zafundował przez te kilka tygodni. Teraz już nie było po tym śladu. Szliśmy przez Żory, trzymając się za ręce i co chwilę skradając sobie buziaki. Można powiedzieć, że zachowywaliśmy się, jak para szczeniaków, ale to po prostu miłość nas obrabowała z rozumu.
- Pójdziemy gdzieś?
- Przecież idziemy, cały czas przed siebie – zaśmiałam się.
- Chodzi mi o jakiś klub albo dyskotekę. Co ty na to? – patrzył na mnie uważnie.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad tą propozycją. W nocy sama przyznałam, że mogłabym jeszcze zaszaleć, ale teraz w tym momencie byłam na to zbyt rozleniwiona. Nie miałam imprezowego nastroju i siły. A jutro czekał mnie trening. Zapewne wyczerpujący, bo zaniedbałam ostatnio Konrada.
- Okej, nie było pytania. Widzę ten wyraz cierpienia na twojej twarzy – powiedział, a w jego głosie nie usłyszałam żadnej nutki rozczarowania czy zawiedzenia.
- Nie chce mi się dzisiaj. Zbyt bardzo mnie rozleniwiłeś.
- Ja ciebie rozleniwiłem? – zapytał, podchodząc bliżej do mnie i patrząc mi mocno w oczy.
- Właśnie tak.
- Chyba na odwrót, kochanie – otoczył mnie ramionami i złożył delikatny pocałunek na mojej szyi, w jej najwrażliwszym miejscu, o którego istnieniu do wczorajszej nocy nie wiedziałam. Jednodniowy zarost Michała kłuł mnie odrobinę, ale było to niesamowite uczucie.
- Michał – spróbowałam go jakoś zatrzymać, ale on jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął i pocałował kolejny skrawek mojej szyi ciut poniżej. – Michał, ludzie patrzą! – zawołałam szeptem.
I faktycznie. Park publiczny nie był najlepszym miejscem do tego typu zachowań. Potępiające spojrzenia przechodniów krępowały mnie. Moja twarz zarumieniła się ze wstydu, a ja w końcu dałam za wygraną i schowałam twarz, opierając czoło na ramieniu Kubiaka. W końcu chwyciłam jego twarz w dłonie i odciągnęłam od swojej szyi. Z jego ust wydobył się cichy jęk protestu, ale zagłuszyłam go pocałunkiem.
- Chodź do domu, kretynie.
- Do domu? – zapytał, sugestywnie ruszając brwiami.
- Kretyn – zaśmiałam się, uderzając go dłonią w klatkę piersiową.
Michał przytrzymał moją rękę na miejscu, niedaleko jego serca, a potem splótł nasze palce w mocnym uścisku.

Tygodnie leciały jak piasek przez sito. Spędzałam je głównie na nauce, przez co niektóre osoby miały do mnie wielkie pretensje. Głównie był to Damian, bo praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Kiedyś było inaczej, ale wtedy mój brat nie miał dziewczyny, ja nie miałam chłopaka, a wizja matury była równie odległa co możliwość lotu na księżyc. I dopiero teraz, leżąc na łóżku wśród pootwieranych książek i zeszytów, dotarło do mnie, jak bardzo moje życie się zmieniło w ciągu jedynie paru miesięcy. Tak właściwie to nie tylko moje. Damian również. Idy tak samo. Nie mogłam zapomnieć o Michale, bo w końcu jak sam powiedział, wniosłam do jego życia o wiele więcej niż miłość. Wniosłam radość, uśmiech, którego mu brakowało, wsparcie, zaufanie… I nazwijcie mnie sentymentalną idiotką, ale to najpiękniejsze słowa jakie od niego usłyszałam. No, drugie w kolejności. Nic nie przebije wyszeptanego na dobranoc ‘kocham cię’.
Niemal podskoczyłam ze strachu, kiedy materac ugiął się pod ciężarem innego ciała. Moment dekoncentracji wystarczył, by umysł udał się na długą podróż, odwiedzając stare wspomnienia. Im bliżej mi było do matury, tym częściej sobie takie wycieczki urządzał. Miałam tylko nadzieję, że na egzaminie mnie mój rozum nie opuści, bo wtedy zastanowię się nad przyszłością naszego związku.
Michał wyrwał mi zeszyt z ręki i rzucił go na biurko. Pozamykał wszelkie inne książki, nic nie robiąc sobie z mojego niemego protestu.
- Już ci dzisiaj nie będą potrzebne – rzucił z rozbrajającym uśmiechem, który od razu powiedział mi, że siatkarz coś kombinuje. Uniosłam tylko brew, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Nie unoś na mnie brwi! To jest mój gest, masz zakaz kopiowania!
Zaśmiał się, ale uśmiech zszedł mu z twarzy w momencie, kiedy poczuł mój łokieć gdzieś w okolicy swoich żeber. Skrzywił się, patrząc na mnie z udawaną złością, a ja uniosłam łokieć w górę ku twarzy i chuchnęłam na niego w geście zwycięstwa.
- Widzę nastrój dopisuje. To dobrze. Zbieraj się, jedziemy do klubu!
- Nie – jęknęłam, chowając głowę w poduszce.
Powiedzmy sobie szczerze, że nie bardzo miałam ochotę na imprezowanie, choć nie mogłam zaprzeczyć, że przydałby mi się jakiś przerywnik. Basen już mi nie wystarczał. Już nie był moim świętym miejscem, w którym zawsze mogłam liczyć na wyciszenie emocji, obaw, stresu… Chyba zaczynała do mnie dochodzić ponura prawda. Wraz z końcem szkoły, skończy się również moja zabawa w syrenę. Konrad nie był tylko moim trenerem. Był szkolnym wuefistą, który wspaniałomyślnie poświęcał mi swój cenny czas i uczył mnie tego, co sam wiedział, ale byłam pewna, że nie przeniósłby się ze mną przykładowo do Krakowa, jeśli miałabym tam studiować. A ja nie kursowałabym kilka razy w tygodniu do Żor tylko po to, by odbębnić godzinę czy dwie treningu. To nie miało sensu i chyba oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę, jednak ani ja, ani on nie poruszaliśmy tego tematu. Odsuwaliśmy to od siebie, zostawiając na bardziej odpowiedni moment, ale on nie nadchodził. I wątpię, czy miał w ogóle nadejść. Jedno było pewne. Kiedy przyjdzie czas pożegnania, nie będę w stanie tak po prostu odejść, nie po tym wszystkim, co ten człowiek dla mnie zrobił i z ilu rzeczy zrezygnował, by poświęcić ten czas dla mnie. Nigdy mu tego nie zapomnę.
- Proszę – głos Michała wyrwał mnie z ponurych rozmyślań o przyszłości. I nie mogłam mu odmówić, kiedy patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi, błękitnymi oczami i uśmiechał się w ten uroczy sposób. Nie potrafiłam.
- Kto dokładnie idzie? – zapytałam, posyłając mu rozbawione spojrzenie, kiedy podskoczył z radości jak mały chłopczyk, o mało co nie robiąc dziury w suficie. Do najniższych nie należał, a skoczny był jak kangur.
Okazało się, że w cudowny sposób uzbierało się aż osiem osób. Wiadomości pomiędzy jastrzębiakami roznosiły się naprawdę szybko. I chociaż był to piątkowy wieczór, żaden z siatkarzy nie mógł sobie pozwolić na alkohol. Jutro mieli rozegrać ważny mecz z wymagającym przeciwnikiem, więc kac nie był wskazany. Mimo to i tak wszyscy cieszyli się na chwilę szaleństwa na parkiecie wśród zupełnie obcych ludzi, którzy tak samo jak oni, przyszli w poszukiwaniu dobrej zabawy.
Wygoniłam Michała z pokoju, chcąc się w spokoju przygotować. Dość długo zastanawiałam się co ubrać, stojąc przed otwartą na oścież szafą. Przypomniałam sobie o moim dość nieudanym zakupie. Przynajmniej wcześniej tak sądziłam o tym krótkim bordowym topie z rękawkami ¾, ale teraz, widząc go w wyobraźni jako wyjściowy zestaw razem z czarną, rozkloszowaną spódnicą, wydawał się być strzałem w dziesiątkę. W końcu do klubu nie wypadało ubrać swetra, choć początkowo miałam taki zamiar, a niewielki skrawek brzucha, który niestety będzie widoczny, jakoś mnie nie przerażał. Chciałam wyglądać dobrze dla pewnego przyjmującego, na którym chciałam również zrobić wrażenie. Przebrałam się, na nogi zakładając czarne rajstopy, a stopy wsunęłam w szpilki. I pomimo mojej początkowej niechęci, teraz uważałam to wyjście za dobry pomysł. Tym bardziej, że Ida z Kubą również się zgłosili na ochotników do tej ekspady, więc będą miała się z kim pośmiać z wydurniających się na parkiecie siatkarzy. A szczerze przyznam, że zaniedbałam ostatnimi czasy moją przyjaciółkę. Trzeba było to naprawić.
Szybkimi i wyćwiczonymi ruchami nałożyłam warstwę tuszu na rzęsy i przeciągnęłam usta ciemnoczerwoną, matową szminką, której kolor idealnie współgrał z moją bluzką. Włosy jedynie trochę roztrzepałam, by nabrały objętości i byłam gotowa. Pomińmy milczeniem to, że Damian razem z Michałem poganiali mnie od jakichś dziesięciu minut. Byłam kobietą i miałam prawo do guzdrania się. Ale chyba zapomnieli mi moje winy, kiedy już wyszłam z pokoju, stukając obcasami o panele, czym zwróciłam na siebie uwagę zebranych. Przytuliłam Martę, witając się z nią. Nie zwracałam uwagi na Michała, choć on nie widział niczego innego poza mną. I wcale nie przesadzałam, chcąc podnieść własne ego. Doskonale wyczuwałam jego wzrok, a kiedy na niego spojrzałam, jedynie się upewniłam co do tego, że podobało mu się to, co widział. Tego płomiennego spojrzenia nie dało się pomylić z żadnym innym.
- Idziemy? – zapytałam, zakładając na siebie płaszcz.
Męskie towarzystwo jakby się ocknęło. Pięć minut później wszyscy wpakowaliśmy się do samochodu Damiana, który miał być naszym dzisiejszym kierowcą. I tak będzie miał łatwą fuchę, bo co ta za problem rozwieźć trzeźwe towarzystwo do domów?
Na miejscu spotkaliśmy się z Idą, Kubą i Michałem Łasko z żoną. Nasze skromne, choć nieco głośne towarzystwo zajęło jedną lożę i zaczęły się pogaduchy. Michał i Damian poszli zamówić coś do picia, bo bez napojów długo byśmy nie wytrzymali. Michał wytrzymał jedynie pięć minut po tym, jak postawił przede mną wysoką szklankę z wodą i zaciągnął mnie na parkiet. A co najbardziej mnie zaskoczyło, nie wzbraniałam się przed tym, ani razu nie jęknęłam, że nie umiem tańczyć, ani nawet nie zwróciłam uwagi na otaczających mnie ludzi. Był tylko Michał, który zaprowadził mnie w sam środek tłumu i pocałował mocno.
- Czekałem na to całą godzinę – powiedział, opierając swoje czoło o moje i poruszając się lekko w rytm muzyki. – I lepiej dla tych wszystkich napalonych samców, żeby się przestali na ciebie tak gapić, bo nie ręczę za siebie.
Próbowałam protestować, że ja tam żadnych spojrzeń nie zauważyłam, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Ciężko cokolwiek powiedzieć, kiedy usta są zajęte oddawaniem cudownego pocałunku Michała.
I to był koniec rozmowy. W tym ogłuszającym hałasie niewiele dało się zrozumieć, ale to nie dlatego nic nie mówiliśmy. Po prostu oddaliśmy się muzyce, która poruszała naszymi ciałami tak, jak jej melodia grała.
Czas leciał naprawdę szybko, a ja nie zauważałam tego, cały czas tańcząc w ramionach Kubiaka. Świat rzeczywisty równie dobrze mógłby nie istnieć. Jednak przypomniał mi o nim mój własny pęcherz, który wręcz błagał mnie, bym zeszła z parkietu. I to jak najprędzej, jeśli nie chcę się skompromitować na oczach tych wszystkich ludzi i Michała. Dlatego szepnęłam mu do ucha, choć wykrzyczałam będzie chyba lepszym zwrotem, że zaraz wracam i prawie pobiegłam ku toaletom. Zachowałam się wbrew niepisanej umowie i poszłam tam bez Idy, czy jakiejkolwiek innej żeńskiej towarzyszki, która mogłaby mnie zabawiać w trakcie. Zaśmiałam się do swoich myśli, czując się trochę jak wariatka, ale nie przeszkadzało mi to. Pchnęłam drzwi i co najdziwniejsze, w środku nie zastałam nikogo. Sama nie miałabym ochoty spędzać w tym pomieszczaniu więcej czasu niż koniecznie musiałam, bo nie była to łaźnia królewska. Przed wyjściem spojrzałam jeszcze w lustro. Nie wyglądałam aż tak źle, jak sądziłam, więc uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam. Nigdy nie lubiłam przedzierać się przez tłum, ale niestety, żeby się dostać do zajętej przez naszą grupkę loży, musiałam pokonać prawie cały parkiet. Rozglądałam się po drodze, patrząc z uśmiechem na tych wszystkich ludzi, którzy szaleli, krzyczeli i bawili się w najlepsze. Dzisiaj byłam częścią tego szaleństwa i bardzo mi się to podobało. Parsknęłam cicho śmiechem na widok dziewczyny, która opętana muzyką nawet nie zauważyła, że swoimi długimi włosami uderzyła w twarz chłopaka stojącego za nią. Jego mina była komiczna. Mój wzrok automatycznie przesunął się dalej i prawie potknęłam się o własne nogi, kiedy, kompletnie niespodziewanie, zauważyłam znajomą twarz.
Jego nie powinno tu być – pomyślałam.





< <> >

Na świadectwie maturalnym tłusta trója z języka polskiego, a na świadectwie dojrzałości magiczne 94%. Mam nadzieję, że mojej polonistce wyszły oczy na wierzch i w końcu zrozumie, że uczniowie, którzy nie zgłaszają się na każdej lekcji, też coś umieją i nie trzeba ich traktować z góry :)

ZDAŁAM!
Z żadnej podstawy nie zeszłam poniżej 94%. Z rozszerzeń nie zeszłam poniżej 63%. Czy mogę to nazwać osobistym sukcesem? 
(musiałam się pochwalić, wybaczcie. i dajcie znać, jak wam poszło!)

And you had better get ready because another drama is coming!

5 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział !! ;) Ale zaciekawił mnie koniec .. któż to się pojawił ? ;D '
    A Tobie z całego serca gratuluję ! ;)) ;* wspaniałe wyniki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, studniówka się udała, przetańczona i wybawiona :)
    O jejku, nie mogę się nadziwić jak wiele odsłon może mieć Michał w opowiadaniach, u Ciebie trochę żartowniś a trochę rozmantyk. Takiego lubię :)
    Widzę, że jakieś nieproszony gość zagości w opowiadaniu. Nie mogę się doczekać kto to!
    Gratuluję wyniku matury! Super że wszystko idzie do przodu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny:) kiedy można spodziewać się kolejnego? Jestem mega ciekawa kto tam się na końcu pojawił

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki on? Gdybyś napisała "Jej nie powinno tu być" od razu pomyślałabym o Monice. Nie poznaliśmy aż tak ogromnej liczby bohaterów, żeby wiedzieć kogo takiego masz na myśli :) Paweł szukający swojego ideału w klubie? (szanse oceniam marnie). Konrad? (tego nie biorę na poważnie xD) A może Igor? (on pojawił się chyba dopiero raz, więc nie podejrzewam że odegra jakąś znaczącą rolę w tym wszystkim).
    Szczerze mówiąc, poza tymi powyżej nie mam innych pomysłów na to, kto taki nie powinien znajdować się w klubie w piątek wieczorem. Nie potrafię przypomnieć sobie, czy choćby lekko nie wspomniałaś jakiegoś bohatera, o którym mogłaby tu być mowa. Ciekawe, nie powiem :D
    W związku Sabiny i Michała nie ma co na razie komentować, no. Są szczęśliwi i niech tak będzie jak najdłużej (to znaczy no, do czasu kolejnej dramy którą zapowiadasz i która wprowadzi trochę bardziej zaskakującej akcji <3).

    Ogromne gratulacje z powodu świetnych wyników z matury! <3 Rozszerzona biologia to dopiero coś, a skoro nie poszło Ci w niej gorzej niż na 63% to tym większe brawa :) Ja na swoje wyniki też nie mogę narzekać, rozszerzony angielski poszedł mi zaskakująco dobrze (jak na moje średnie odczucia), a na rozszerzeniu z polskiego chyba nie mogłam trafić na lepsze dla mnie tematy <3
    A co dalej? Tak jak Sabina wybierasz się do Krakowa czy masz inne plany? :) Tak czy siak - powodzenia w ich realizacji!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie będę oryginalna, jak powiem, że najbardziej zaciekawiła mnie końcówka i tek ktoś, którego nie powinno tu być. Powiem szczerze, że zupełnie nie miałam pojęcia, o kogo może chodzić! Ale oczywiście od razu zaczęłam się zastanawiać, czy to może jakś były Sabiny? Taka pierwsza myśl :D Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przecież ona nie miała nikogo przed Michałem i wtedy to już zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać xD
    A jeśli chodzi o resztę rozdziału, to nie bardzo wiem, co powiedzieć. Błogość, spokój, słodycz :D A tego nigdy nie umiałam komentować :D Aczkolwiek zapadł mi w pamięć ten fragment z przemyśleń Sabiny dotyczący Konrada. To smutne, że czeka ich rozstanie i ogólnie że Sabina będzie musiała niedługo zmienić swoje życie, miejsce zamieszkania itp. No ale cóż zrobić, na każdego kiedyś przyjdzie czas ;)

    Lecę dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń