Po dzisiejszym treningu miałam
mnóstwo roboty. Kolejka na masaż ciągnęła się na pół korytarza i jak na złość,
Paweł miał dzisiaj wolne, wiec między juniorami znalazło się jeszcze paru
starszaków. Przy tak dużej kolejce musiałam się uwijać trzy razy szybciej, co
oczywiście wpłynęło na jakość moich zabiegów.
Kto się spieszy, ten gówno
zrobi, za przeproszeniem.
Kiedy odesłałam ostatniego
siatkarza i przez kolejne pięć minut nie pojawiła się w drzwiach żadna głowa,
pytając, czy znajdę dla niej chwilę, uznałam, że mam już wolne na resztę dnia.
Ale nie miałam się gdzie podziać.
Z samego rana dostałam telefon
od Damiana, że wybiera się do Żor, bo ma już dość pustki w mieszkaniu. Brzmiał
na dość zmotywowanego, by siłą zaciągnąć Martę z powrotem do Warszawy. Nie
chciałam mu przeszkadzać ani się wtrącać, ani też przyznawać, że nareszcie
wiem, o co chodzi. Miałam dość bycia wciąganą w sprawy innych, więc taktownie
się wymigałam z konieczności powitania brata. I wyszło na to, że wcale nie
kłamałam, kiedy mówiłam mu, jak dużo pracy dzisiaj miałam.
Nie spieszyłam się zbytnio z
opuszczeniem gabinetu, ale kiedy nie zostało już nic do ułożenia ani schowania,
zamknęłam moje małe królestwo na cztery spusty. Szłam opustoszałym korytarzem,
zastanawiając się, czy ktokolwiek jeszcze tutaj był, kiedy usłyszałam huk. Coś
jak uderzenie piłki o parkiet z niewątpliwie dużą siłą. Zmarszczyłam brwi, bo
przecież treningi dawno się skończyły.
Zbliżyłam się do drzwi i
ostrożnie je otworzyłam, starając się nie wydać żadnego dźwięku. Udało mi się
wślizgnąć niezauważenie do środka.
Widok Michała z piłką w ręce
chwycił mnie za serce. Nie tak dawno próbował przekonać mnie, a przy tym też
samego siebie, że siatkówka to zamknięty rozdział jego życia. Wyglądało na to,
że jego argumenty okazały się zbyt słabe, by przekonać kogokolwiek. Jeżeli
ostatnie pięć lat coś zmieniło w Michale, to jedynie uczyniły go silniejszym.
Potrafiłam go sobie wyobrazić na boisku, miałam ten obraz przed oczami, kiedy
patrzyłam teraz na niego. Widziałam go walczącego do upadłego, podnoszącego się
po kolejnym upadku, pokazującego, kto jest prawdziwym mistrzem na boisku.
Pewnie zajmie to trochę czasu,
ale wiedziałam, że Michał w końcu przywdzieje koszulkę z trzynastką na plecach.
Wojtka zauważyłam dopiero
wtedy, kiedy Michał trzasnął piłką przed jego nogami, zauważając, że nie
słuchał, co do niego mówi. A Wojtek nie słuchał, bo posyłał mi kpiące
uśmieszki.
Chyba jednak nie byłam taka
niezauważona, jak sądziłam wcześniej. Dwa słowa chłopaka i Michał odwrócił
głowę w moją stronę, bezbłędnie wychwytując mnie wzrokiem. Nie było gdzie się
schować, zresztą to już nie podstawówka. Michał skinął głową, przywołując mnie
na dół, więc ruszyłam się ze swojego miejsca i chwilę później zatrzymałam się
obok niego.
─
Skończyłaś już na dzisiaj, czy masz jeszcze chwilę? ─ zapytał, uważnie przyglądając
się Wojtkowi, który przymierzał się do wykonania zagrywki. Spodziewałam się po
nim mocnego uderzenia, bo właśnie do tego wszystkich przyzwyczaił, a zamiast
tego mogłam obserwować lekko koślawy float.
Michał podmienił Maczyńskiego,
czy zdarzył się cud w Jastrzębiu?
─ Teoretycznie
już skończyłam, ale klucze do gabinetu mam tutaj ─ poklepałam się po kieszeni spodni, nie
odrywając wzroku od Wojtka, który posłał piłkę w siatkę i zamiast wyładować się
na następnej, obijając nią sufit hali z odrywającą tynki siłą, spokojnie
ustawił się ponownie na linii, a o jego niezadowoleniu świadczyła tylko
zaciśnięta szczęka.
─ Zrobiłeś
mu pranie mózgu? ─ nie
zdołałam się powstrzymać przed tym pytaniem, bo kiedy patrzyłam na Wojtka,
miałam wrażenie, że to kompletnie inne osoba.
Michał milczał zbyt długo, więc
zerknęłam na niego. W sam raz by zobaczyć, jak piorunuje mnie spojrzeniem.
─ Nie,
po prostu dałem mu szansę ─ skomentował
krótko i odszedł w stronę chłopaka.
Kontrolowałam swoją szczękę na
tyle, że nie opadła z hukiem na ziemię, ale naprawdę niewiele brakowało.
Patrzyłam za Michałem, próbując zrozumieć, o co tak właściwie mu chodziło i
dlaczego nie wyłapał żartu w moim tonie. Albo dlaczego go pominął, bo był zbyt
wyraźny, by go przeoczyć.
I o co do cholery chodziło z
tym dawaniem szansy? Przecież dawałam mu ją za każdym razem, gdy wyżywał się na
mnie ze swoją złością. Nie pozwalałam mu wygrać, ale bez względu na to, jakie
słowa w moją stronę skierował, nigdy go nie skreśliłam.
─ Postawisz
go na nogi? Ojciec się wścieknie jak na następnym treningu nie będzie mógł się
ruszać.
Wzruszyłam ramionami, nadal
zirytowana jego wcześniejszymi słowami. Bez zbędnych słów wróciłam się do
swojego gabinetu i przygotowałam do masażu. Opierając się na poprzednich
doświadczeniach z Wojtkiem, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że cała moja praca była
bezcelowa, bo chłopak i tak się nie pojawi, ale kilka minut później lekkie
pukanie do drzwi przerwało moje rozmyślania na ten temat, a chłopak, wyglądając
na odrobinę zestresowanego, wszedł do środka.
Jak to było? Druga szansa?
Okej, wszystkie grzechy
odpuszczone, czyste konto. I niech mi nikt nie wmawia, że skazuję ludzi na
straty.
─ Kładź
się na brzuchu, najpierw zajmiemy się plecami, odkąd serwowałeś piłki na wdechu ─ powiedziałam przyjaznym
tonem, uśmiechając się nieco.
Obserwowanie jak ten zwykle
ciskający piorunami chłopak niezdarnie układa się na stole, było dość ciekawym
doświadczeniem. Tylko dzięki wieloletniej praktyce powstrzymałam parsknięcie.
Nie chciałam go jeszcze bardziej stresować.
─ Ręce
jak na razie połóż luźno wzdłuż ciała ─ Wojtek
syknął nieco, wykręcając prawą rękę do tyłu. ─ To ramię nadal cię boli? ─ zapytałam, powstrzymując
go przed dalszym sprawianiem sobie bólu.
Skinął głową, odwracając wzrok.
─ Jedna
zasada w tym pomieszczeniu, Wojtek ─ poczekałam,
aż przeniesie wzrok na mnie. ─ Nie
sprawiamy sobie dodatkowego bólu. Czegoś nie możesz zrobić, to nie rób tego na
siłę, tylko mi powiedz. Dla mnie to cenna wskazówka, a przecież jestem tu po
to, żeby ci pomóc. Okej?
─ Jasne.
Czy to był niewyraźny uśmiech
na jego twarzy?
Świat stanął na głowie.
─ A
teraz możesz się rozluźnić, bo jak dalej będziesz się tak spinał, to niewiele
zdziałamy. Trzy głębokie oddechy i zaczynamy. Skup się na tym, co czujesz.
Najpierw muszę rozluźnić wszystkie twoje mięśnie. Twoim jedynym zadaniem na ten
moment, jest leżeć spokojnie, odprężyć się i ewentualnie odpowiadać na pytania.
Gdyby chłopak przychodził do
mnie regularnie, nie musiałabym się tak męczyć, ale robota to robota, a ja
lubiłam wyzwania. Obiecałam sobie, że jak z nim skończę, to będzie się unosił
dwa metry nad podłogą. I wcale nie miałam na myśli, że pomogę mu zejść z tego
świata. Po następnym treningu będzie pierwszy w kolejce.
Trafiłam dłońmi na wyjątkowo
spięte miejsce, co potwierdził bolesny jęk Wojtka. Upewniłam się, że Wojtek
będzie ze mną współpracował i zgłosi mi, jak ból będzie się nasilał, a potem
zatarłam rączki i rozpoczęłam szturm na skołtunione mięśnie.
Wraz z upływem czasu, grymas na
twarzy młodego siatkarza się zmniejszał. Uśmiechnęłam się, widząc, że
faktycznie się całkowicie odprężył, a jeszcze niedawno traktował mnie jak
czarownicę.
Powoli kończyłam z jego
plecami, ale to dopiero początek.
─ Na
czym skupiliście się na treningu?
Byłam po części ciekawa, ale
potrzebowałam też wiedzieć, które partie mięśni najbardziej ucierpiały.
Wojtek nie miał nic przeciwko
przerwaniu komfortowej ciszy między nami. Opowiedział mi o treningu, a ja
nakreśliłam sobie w głowie plan działania.
Kompletnie straciłam poczucie
czasu. Nawet nie wiedziałam, ile czasu spędziłam nad Wojtkiem w gabinecie, ale
kiedy skończyłam sesję, plecy bolały mnie od nachylania się nad chłopakiem, a
mięśnie zaprotestowały, kiedy uniosłam ręce w górę, naciągając się.
Jak to było? Szewc bez butów
chodzi?
Kubiak dwa razy zaglądał do
gabinetu. Moją jedyną reakcją było chwilowe uniesienie wzroku i powrót do
przerwanej czynności. Wojtek chyba nawet tego nie zauważył. Tak wziął sobie do
serca to odprężanie się, że musiałam się co chwilę upewniać, że nie zasnął.
Miałam przy tym niezły ubaw.
─ Wow ─ wyrwało się Wojtkowi,
kiedy podnosił się z kozetki. Chyba był zaskoczony, że moje zabiegi cokolwiek
dały. Stanął na nogi, nadal niepewny, a potem podskoczył w miejscu dwa razy. ─ Wow ─ powtórzył, patrząc
prosto na mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko,
obserwując niedowierzanie na jego twarzy.
─ Naprawdę
masz magiczne ręce. Myślałem, że chłopaki przesadzają.
Nigdy nie byłam łasa na
komplementy, za to bardzo ważne było dla mnie wzbudzanie swoją osobą i swoją
pracą zasłużonego szacunku wśród innych.
─ Możesz
im przekazać, że za obgadywanie następnym razem im mięśnie na drugą stronę
wywlekę i spłyną kałużą na podłogę.
Oczywiście żartowałam, ale
znaczący uśmieszek na mojej twarzy musiał powiedzieć Wojtkowi, że nie zawaham
się wypróbować, czy faktycznie mogę doprowadzić ich do takiego stanu.
Drzwi się otworzyły i Michał
wszedł do środka. Przerzucał wzrok między mną a Wojtkiem i nie uszło jego
uwadze, że chłopak z nerwów przełknął głośno ślinę.
─ To
ja już będę się zmywał. Dziękuję ─ spojrzał
na mnie krótko, speszony moim spojrzeniem. ─ Dowidzenia.
Jakoś umknęło mojej uwadze, by
Wojtek wcześniej za coś mi dziękował. Podejrzewałam, że próbował się podlizać
na przyszłość, jeśli wyda się, jak mnie obgadywał za plecami. Bo byłam pewna,
że były sytuacje między nami, po których nie pozostawiał na mnie suchej nitki.
Ale to już była przeszłość. Czego nie usłyszałam twarzą w twarz, to się mogłam
domyśleć, a czego się domyślałam, nie zawsze musiało być prawdą. Więc
wychodziliśmy na zero.
I z tą myślą zabrałam się za
porządkowanie gabinetu, zapominając całkowicie o stojącym na jego środku
Kubiaku. Ale Michał nie chciał, by o nim zapominano.
─ Co
ty mu powiedziałaś? ─ Czy
to rozbawienie w jego głosie? Człowiek niespodzianka.
─ Nic
takiego.
Dobrze, że stałam tyłem do
niego. Nad głosem mogłam zapanować, ale nad rozciągającym się na ustach
uśmiechem już nie. Na szczęście nie mógł go zobaczyć.
─ To
dlaczego wypadł stąd, jakby go goniło? ─ powątpiewał.
Dałabym sobie moją cudowną rączkę uciąć, że jego brwi właśnie podjechały w
górę.
─ Może
coś go goniło, skąd mam wiedzieć.
─ Sabina… ─ westchnął zirytowany, na
co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Chyba właśnie odkryłam w sobie
pasję do wkurzania Kubiaka. Odkąd zrobił się taki mrukliwy, naprawdę nie było
trudno wyprowadzić go z równowagi. Raz mi się to udało. To, co nastąpiło
później, bardziej wydawało mi się nagrodą niż karą…
Dreszcze przebiegły po moim
kręgosłupie. Przypominanie sobie tego pocałunku chyba nie było dobrym pomysłem.
─ Mogłam
coś wspomnieć, że jak będą mnie z chłopakami obgadywać, to wywinę im mięśnie na
lewo ─ powiedziałam
na odczepnego.
Odwróciłam się, kiedy dobiegło
mnie ciche parsknięcie śmiechem. Oparłam się biodrem o blat i założyłam ręce na
piersi, czekając aż Kubiak przestanie się ze mnie śmiać. I pod pozorem
mordowania go wzrokiem, obserwowałam, jak jego twarz wygładza się pod wpływem
śmiechu. Nie trwało to długo, przywołał się do porządku szybciej niż bym
chciała.
─ Śmiej
się dalej, a przekonasz się pierwszy, czy to możliwe.
Tymi słowami wywołałam u niego
uśmiech. Prawie szczery, to chyba wszystko na co mogłam liczyć.
─ Wybacz,
nie planuję drzemki ─ zerknął
na kozetkę, z której niedawno pozbierał się Wojtek.
─ Na
pewno nie? Inaczej zwijam interes ─ zachęcałam.
Zdecydowanie pokręcił głową,
więc przyjęłam do wiadomości, że koniec roboty na dziś.
─ Chciałem
przeprosić.
Za te wcześniejsze słowa o
dawaniu drugiej szansy, czy za bycie dupkiem i ignorowanie mnie po tym, jak sam
mnie pocałowałeś? Właśnie te słowa cisnęły mi się na język, ale zawczasu się w
niego ugryzłam. Pożałowałabym ich sekundę później.
Zerknęłam na niego przez ramię,
upewniając go, że słucham i czekam na kontynuację.
─ Za
to, że cię zmusiłem do zostania. Pewnie zniszczyłem ci plany na dziś.
Czy to był jego dyskretny
sposób na wybadanie, czy miałam w planach jakieś randki? Jeśli tak, to Kubiak
musiał się jeszcze wiele nauczyć o dyskrecji. Lekcja pierwsza ─ kobiety były
mistrzyniami i potrafiły wyczuć wszelkie podstępy.
─ A
tak, moja randka pewnie już nieaktualna ─ teatralnie
spojrzałam na zegarek na swoim nadgarstku, krzywiąc się lekko.
Tym razem nic mi się nie
wydawało. Michał w momencie napiął się jak strzała. Zabawnie było obserwować
jego reakcje, ale nie byłam typem człowieka, który lubił grać na emocjach.
Przewróciłam oczami pod jego czujnym spojrzeniem.
─ Gdybym
faktycznie miała jakieś ważne plany, to bym się nie zgodziła i kazała ci
zadzwonić do Pawła, żeby oddał jedną z tych jego zaciągniętych przysług.
─ To
dobrze.
Nawet nie próbował ukryć, że
bardzo cieszyła go myśl, że z nikim się nie spotykam w piątkowy wieczór. Dupek.
Wróciłam do porządkowania
gabinetu, dziwiąc się, że Michał ciągle tkwił w miejscu. Myślałam, że ucieknie.
Ostatnio nie wydawał się chętny do spędzania czasu w pobliżu mnie. Kiedy pięć
minut później sięgnęłam po swoje rzeczy, szykując się do wyjścia, nadal wyczuwałam
jego obecność za sobą.
Mój wzrok padł na gazetę, która
tylko częściowo wystawała spod sterty papierów. Przypomniałam sobie, jaki miły
artykuł dziś w niej przeczytałam. Wygrzebałam ją, a potem odwróciłam się,
gotowa do wyjścia.
Michał otworzył mi drzwi,
przepuszczając przodem. Nie miałam pojęcia, dlaczego nagle postanowił być moim
cieniem i towarzyszyć mi na każdym kroku, ale poniekąd się z tego cieszyłam. To
tworzyło niesamowitą okazję.
Razem skierowaliśmy się do
portierni, gdzie zdaliśmy klucze od mojego gabinetu i od bocznego wejścia hali,
na której Michał trenował z Wojtkiem. Razem też skierowaliśmy się na parking.
Stały na nim tylko dwa samochody, po zupełnie przeciwnych stronach.
Zatrzymałam się i odwróciłam do
Michała. Lekki uśmiech błąkał się na moich ustach.
─ Strona
druga. Myślę, że przypadnie ci do gustu.
Wcisnęłam mu gazetę w rękę,
zostawiając go ze zdezorientowaną miną i odrobiną domysłu błąkającą się w jego
oczach. A potem popędziłam do samochodu, zanim mógłby mnie zatrzymać.
Żałuję, że nie mam już rozdziałów do nadrobienia. Zdałam sobie sprawę, jak mocno stęskniłam się za tą historią. Będę wpadać ;) mam nadzieję, że bardziej regularnie.
OdpowiedzUsuńŚciskam i życzę mnóstwo weny!