11 listopada 2017

56.

Ludzie mają dziwny zwyczaj decydowania za innych, czy coś jest dla nich dobre, czy złe. Chcą układać im życie tak, by nie dotknęło ich żadne zło, nie cierpieli, nie ronili żadnych łez. Nie widzą, że to brak możliwości decydowania o sobie sprawia, że cierpią najbardziej. Nie dostrzegają, jak brak kontroli nad własnym życiem powoli pozbawia ich szczęścia. Ja tylko chciałem cię chronić – mówią, kiedy w końcu dostrzegają, jak wielką krzywdę wyrządzili.
Michał zrobił dokładnie to samo. Odsunął mnie od siebie w momencie, w którym rozpaczliwie go potrzebowałam. Zrobił to, bo się bał. Bał się, że Bartman będzie mnie bardziej gnębił. Bał się, że spadną na mnie ciosy, po których nie będę w stanie się pozbierać. I one na mnie spadły. I ciężko było mi się pozbierać, tak. A to wszystko dlatego, że brakowało mi ramienia Michała, otaczającego moją talię i chroniącego przed upadkiem. Brakowało mi jego uśmiechu, który kazał mi ciągle o nas walczyć. Brakowało mi jego głosu, słów, jakimi motywował mnie do działania. Brakowało mi jego ciepła i bezpieczeństwa, jakie roztaczał wokół siebie i którymi się dzielił również ze mną.
Wychodziło na to, że chcąc mnie chronić, uczynił mnie jeszcze bardziej bezbronną. Zabrał swoją miłość i pozostawił mnie bardziej podatną na zranienie.
Ale nawet to nie sprawiło, że się poddałam.
Bo kiedy walczysz o miłość, potrafisz dokonać niemożliwego. Potrafisz pokonać każdą przeszkodę. Potrafisz brnąć przed siebie, choćby wszyscy kazali ci zawrócić.
Michał nadal stał blisko. Nadal zabierał mój tlen, którym ja z przyjemnością się dzieliłam. Nadal powodował, że moje serce biło w szaleńczym rytmie. I nadal patrzył nieruchomym wzrokiem w okno, choć tak rozpaczliwie potrzebowałam, by spojrzał na mnie. By powiedział mi, że to już koniec tej farsy. Jego miłości potrzebowałam bardziej niż tlenu.
- Bądź ponad tym. Zostaw przeszłość za sobą, w miejscu, gdzie powinna pozostać. Stamtąd już cię nie dosięgnie. Zostaw Bartmana razem z nią.
- Nie wiem, czy potrafię – wyszeptał po przeciągającej się chwili milczenia.
- Potrafisz. Ja wiem, że masz w sobie dość siły.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo cię kocham. Bo twoje serce bije z wielką siłą, a ty jedynie musisz w to uwierzyć.
- Ja też cię kocham – szepnął.
Złapał moją twarz w swoje wielkie dłonie. Kciukami gładził moje policzki, a potem przesunął je niżej, na moje wargi. Chwilę później zastąpił palce ustami. Suchymi, spękanymi ustami, które mimo to smakowały tak samo zachwycająco jak zawsze. Zachłanność tego pocałunku była porównywalna z tęsknotą, jaką oboje odczuwaliśmy, trzymając się z dala od siebie.
- Przepraszam – sapnął Michał gdzieś pomiędzy pocałunkami.
- Nie przepraszaj. – Odsunął się na kilka centymetrów, by móc spojrzeć w moje oczy, a kiedy jego wzrok spotkał się z moim, między nami przepłynęły słowa, niewypowiedziane, chowane w tajemnicy, ledwo szeptane i dopiero co pomyślane. – Kochaj mnie.
Oparł swoje czoło o moje, biorąc w płuca kilka drżących oddechów. Jego dłonie odnalazły drogę pod moją koszulkę i teraz powodowały dreszcze na moim ciele. Przesunęłam swoje własne ręce z jego ramion ku głowie, wplatając palce w przydługie włosy. Przeczesywałam je i ciągnęłam za nie, czekając na jego ruch.
Pochylił głowę, zatrzymując się milimetry od moich ust. Czekałam, choć pożądanie spalało mnie od środka. Spojrzał mi w oczy i w tym samym momencie złączył nasze wargi. Cieszyłam się, że miałam za sobą blat, o który mogłam się oprzeć, bo inaczej runęłabym na ziemię, niezdolna by utrzymać się na własnych nogach. Kubiak chyba to wyczuł. Sunął dłońmi w dół po bokach mojego ciała, aż do połowy ud. Chwycił je mocno, wbijając palce w moją skórę, po czym nieco się pochylił i uniósł mnie, sadzając na blacie. Sam zrobił sobie miejsce między moimi nogami i przyciągnął mnie do siebie, na sam skraj szafki. Zaplotłam nogi na jego plecach i przylgnęłam do niego, nie przestając go całować.
Dłońmi zahaczyłam o brzeg jego koszulki i uniosłam ją do połowy. Wkrótce nic nie przeszkadzało mi w dotykaniu mocno zarysowanych mięśni na  klatce piersiowej Michała.
Wraz z kolejnymi ubraniami, znikał cały świat. Wkrótce zostaliśmy jedynie my, nasza miłość i krople deszczu, rozbijające się o szybę.

*

Cokolwiek nie zdarzyłoby się pomiędzy mną a Michałem, on nadal próbował mnie chronić, odsuwając się ode mnie. Pomimo tego, że rano obudziłam się w jego łóżku. Pomimo tego, że wzajemnie zapewniliśmy się o swojej miłości. Pomimo tego, że wiedziałam już wszystko. Ale potrafiłam to zrozumieć. Kubiak musiał sam stoczyć swoją bitwę z Bartmanem, by móc już na zawsze się od niego uwolnić. A ja bym go tylko rozpraszała.
Dlatego musiałam pogodzić się z tym, że odzyskam Michała dopiero wtedy, kiedy Bartman zniknie nam sprzed oczu już na dobre. Jednak ciężko było mi sobie wyobrazić świat bez Bartmana, skoro zaraz po wejściu do mieszkania, usłyszałam jego głos dochodzący z salonu. Miałam pustkę w głowie i nie wiedziałam, czy wejść i zapytać, co tu do cholery robił, czy wycofać się dopóki mnie jeszcze nie zauważył i schować się przed światem u Michała. W końcu zrezygnowałam z ucieczki postanowiłam stawić mu czoła. W razie czego udekoruję mu jeszcze drugi policzek, chociaż moja ręka może mieć potem do mnie pretensje.
Damian zauważył mnie pierwszy. Siedział bokiem do wejścia i co chwilę spoglądał na drzwi, jakby chciał, żebym już wróciła i nie kazała mu dłużej gościć atakującego w naszym salonie. Odchrząknęłam. Bartman odwrócił się w moją stronę i zmierzył moją sylwetkę od dołu do góry. Chyba domyślił się, dlaczego miałam na sobie wczorajsze ubrania. Damian na pewno nie powiedziałby mu, że poszłam do Michała. Ale nie miałam zamiaru tego ukrywać, bo nie była to jego sprawa. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, kiedy przerwał kontakt wzrokowy. Zrobiło mu się głupio? Nareszcie uświadomił sobie, że nigdy nie mógłby być dla mnie kimś tak ważnym jak Michał?
Cokolwiek to było, zacisnął szczękę i spojrzał na mnie ponownie. W jego oczach lśniła determinacja.
- Chciałem cię przeprosić za wczoraj. Nie miałem prawa cię całować – powiedział nieco stłumionym głosem.
- Owszem, nie miałeś – odpowiedziałam, opierając się o drzwi z założonymi na piersi rękami.
Nawet nie zauważyłam, kiedy Damian się ulotnił. Byłam zbyt zajęta uważnym obserwowaniem Bartmana i dawaniem mu odczuć, jak niemile widzianym gościem był. Miałam nadzieję, że moja fatyga nie była bezcelowa.
Siatkarz chwilę mi się przyglądał, jakby mnie oceniał. Uniosłam brew w górę.
- W czym on jest lepszy, co?
- Na pewno w wymyślaniu bajek ci nie dorównuje – rzuciłam z kpiną.
Wstał i zrobił kilka kroków w moją stronę. Miałam ochotę umknąć przed nim, ale nie mogłam pokazać ani odrobiny strachu, jaki próbowałam przed nim ukryć. Nie byłam wcale taka silna.
- Sabina…
- Nawet do mnie nie podchodź – syknęłam ostrzegawczo, mierząc go ostrym spojrzeniem.
Zatrzymał się, ale to nie miało znaczenia, bo i tak czułam, że był za blisko.
- Miałaś dać mi szansę, pamiętasz?
- Dałam ci ją. I co z nią zrobiłeś?
Moje pytanie zawisło w powietrzu. Zastanawiałam się, do czego Bartman był jeszcze zdolny, by sięgnąć po coś, co w ogóle mu się nie należało. I chyba nie chciałam znać odpowiedzi.
W tym momencie w ogóle nie dziwiłam się, że Michał nie potrafił uwolnić się od jego osoby. Bartman potrafił nagiąć wszystko na swoją korzyść. Potrafił kłamać w żywe oczy, nawet jeśli wiedział, że znasz prawdę. Potrafił zmanipulować cię w taki sposób, że sam nie wiedziałeś, co było prawdą, a co kłamstwem.
- Wyjdź – powiedziałam stanowczo, kiedy spróbował zbliżyć się do mnie jeszcze bardziej.
Zmrużył oczy i zacisnął mocno szczękę. Spojrzał na mnie, a w jego oczach było coś, co spowodowało, że gardło zacisnęło się ze strachu.
- To jeszcze nie jest koniec – wycedził przez zaciśnięte zęby i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Mimowolnie się wzdrygnęłam, bo w tonie Bartmana oprócz złości była również obietnica. On mnie nie informował, on mi obiecywał.

*

Z przyjemnością założyłam na siebie koszulkę z trzynastką na plecach. Dawno jej nie używałam, ale teraz nie miałam zamiaru zakładać jakiejkolwiek innej. Damian nawet na kolanach by mnie nie przekonał, bym wzięła jego.
Poprawiłam włosy i zarzuciłam na siebie płaszcz. Szal owinęłam luźno na szyi, bo na zewnątrz już wcale nie było tak chłodno. Marta już była gotowa, więc uśmiechnęłam się do niej i razem wyszłyśmy z mieszkania. Samochód Damiana już na nas czekał. W środku było nieco zimno, ale dało się przeżyć. Nadłożyłam trochę drogi, by zabrać również Idę, ale miałyśmy jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia meczu, więc nie musiałyśmy się spieszyć. Rozmawiałyśmy wesoło w czasie jazdy i również później, kiedy usiadłyśmy obok siebie na swoich miejscach i czekałyśmy na pierwszy gwizdek sędziego. Przedstawiałyśmy pewnie ciekawy widok, każda z innym numerkiem na koszulce. Najpierw Ida z trójką, potem ja z trzynastką, a na końcu Marta z osiemnastką.
Wyłapałam wzrok Bartmana. Ewidentnie patrzył ze złością na trzynastkę na mojej koszulce. Za to ja patrzyłam na niego wyzywająco. Może nie powinnam. Może po tym, co mi ostatnio powiedział, nie powinnam go w żaden sposób prowokować, ale nie mogłam się powstrzymać.
Ida szturchnęła mnie łokciem. Spojrzałam na nią, a ona wskazała z uśmiechem na Kubiaka, który chyba właśnie motywował Kubę. Popiwczak faktycznie wyglądał dość niepewnie, ale za każdym razem, kiedy Michał potrząsał jego ramionami, uśmiech n jego ustach stawał się coraz wyraźniejszy. Na koniec swojej przemowy Michał odwrócił się w stronę trybun i wyłapał nas wzrokiem. Uśmiechnął się do mnie lekko, po czym skierował wzrok Kuby w naszą stronę. Ida pomachała swojemu chłopakowi, a nawet nie próbował ukrywać, jak bardzo cieszy się na jej widok. To było niesamowicie urocze.
Przerzuciłam wzrok na drugą stronę boiska, gdzie właściwie w ciszy rozgrzewała się drużyna Politechniki Warszawskiej. Trener Bednaruk kompletnie rozluźniony rozmawiał sobie z kimś ze sztabu szkoleniowego, zostawiając swoich zawodników samopas. No ale to dorośli chłopcy i nie potrzebowali, by ktoś ich za rączkę prowadził. Trochę się na nich zagapiłam, kiedy prowadzili rozgrzewkę i kolejno atakowali. Szczególnie jeden siatkarz przykuł moją uwagę. Wyglądał naprawdę młodo. I dość przystojnie, ale to akurat mniej mnie interesowało. Byłam zdziwiona z jaką siłą posyłał piłki na, jak na razie, puste pole przeciwnika. To była jedynie rozgrzewka, a on już pokazywał, że jest mocnym graczem i trzeba się z nim liczyć. To było imponujące. Tym bardziej, że oprócz niego w Politechnice grało jeszcze paru takich młodych zdolnych. Szykował się zacięty mecz. Młodość i siła AZS-u kontra doświadczenie i technika Jastrzębskiego. Tak, zdecydowanie szykowało się ostre granie.
Zatarłam ręce z uciechy, śmiejąc się z miny Idy, która patrzyła na mnie kompletnie zdezorientowana. Zdawała się zastanawiać, czy w ogóle pytać mnie, o co chodzi. Chyba zdecydowała, że woli nie wiedzieć, bo pokręciła jedynie z politowaniem głową i odwróciła się w stronę boiska.
Sędzia zagwizdał, kończąc rozgrzewkę. Najpierw na boisko wybiegła szóstka gości, zapowiadana przez spikera, a potem szóstka gospodarzy. Jastrzębiaki zgromadziły się na środku swojej połowy w kółeczku. Pochylili głowy i wyraźnie się motywowali. Bo to był ważny mecz. Wygrana zapewni im awans do playoffów z dobrego miejsca, więc gra była warta świeczki. A Politechnika również miała smaka na wygraną. Patryk Czarnowski, Alen Pajenk, Michał Masny, Mateusz Malinowski, Krzysztof Gierczyński, Damian i Michał. Michał, który wychodził w pierwszej szóstce po raz pierwszy od czasów kontuzji. We wcześniejszych meczach grał, ale wchodził tylko na zmiany albo na końcówki setów, pomóc drużynie w kontrolowaniu ostatnich akcji. Bo nawet nie w pełni formy był dla drużyny niezbędny. Był ich liderem i wcale nie musiał kończyć wszystkich piłek, by to udowodnić. Wystarczyło, że wszedł na boisko. Jednego poklepał po plecach, drugiego przekonał dobrym słowem, że nie musi wstrzymywać ręki i to wystarczało.
Ale teraz tam był. Od samego początku. I to on motywował kolegów. On szarpał za ich koszulki, by wzbudzić w nich chęć walki. On kierował nimi, choć opaska kapitana przypadła komu innemu. On był ich liderem i wywiązywał się z tego najlepiej jak tylko mógł.
Widząc tę zaciętość w oczach Jastrzębiaków nie miałam wątpliwości, że ten mecz, to będzie godne widowisko.
I taki był. Pierwszy set wygrało Jastrzębie, bo wola walki, jaką przelał na nich Michał, nie pozwalała im się opieprzać. Równocześnie Politechnika wcale im nie uległa. Walka była tak zacięta, jak tylko mogłaby być. Grali punkt za punkt przez większą część seta i dopiero w końcówce presja udzieliła się Młodym Wilkom Bednaruka i zaczęli popełniać błędy, za które przyszło im później zapłacić przegraną w pierwszej partii.
Ale drugi set wcale nie był gorszy. Tylko tym razem to Jastrzębie zaczęło popełniać błędy. Zaczęło się od nieskończonego ataku Kubiaka, który wyraźnie opadał z sił. Nadal nie trenował w pełnym wymiarze, więc tak zacięta walka musiała go kosztować wiele sił. Ale nie poddawał się. Przeskakiwał między kolegami, każdego klepiąc po ręce, ramieniu czy innej części ciała. Krzyczał po każdej skończonej akcji, a po tej nieskończonej zaciskał zęby i od razu o niej zapominał. Ale coś szło nie tak, jak powinno. Politechnika nie dawała się zaskoczyć Masnemu, kiedy ten chciał kiwnąć. Obronili, podbili piłkę w górę, a blondyn, którego wcześniej podziwiałam, zakończył tę kontrę w naprawdę widowiskowy sposób, wbijając przysłowiowego gwoździa wprost przed nogi Kubiaka. Michał się wkurzył. Mogłam to dostrzec nawet z trybun. Pluł sobie w brodę, że nie obronił tej piłki, ale tak szczerze, to był praktycznie bez szans. Złość lidera udzieliła się reszcie drużyny i następne kilka akcji zupełnie nie poszło po ich myśli. Te parę punktów straty było już nie do nadrobienia przy świetnej grze Politechniki.
Następne sety to była prawdziwa wojna. Kiedy jednej stronie nie szło, druga od razu to wykorzystywała, ale nie na długo, bo czasem wystarczyła jedna zmiana dokonana przez trenera i cały zespół odżywał i na nowo podejmował walkę. Już nie siedziałam na swoim krzesełku. Stałam, skakałam, krzyczałam… Nie dało się inaczej. Atmosfera była zachwycająca. Ludzie na trybunach wspierali swoje drużyny i nawet garstka osób z klubu kibica Politechniki była dobrze słyszalna, bo nie szczędzili sobie gardeł. Coś wspaniałego.
W pewnym momencie zamarłam. Do wejścia na boisko szykował się Bartman. Spoglądałam niepewnie na Kubiaka, zastanawiając się, czy się czasem na tym boisku nie pozabijają. Ale on nie wyglądał na wkurzonego decyzją trenera. Zresztą niewiele miał do gadania. Mógł albo się z nią pogodzić, albo od razu zejść z boiska i patrzeć na mecz z kwadratu. Dlatego też na te kilkadziesiąt minut, jakie pozostały do końca meczu, przymknął oko na wszelkie nieporozumienia i spory między nimi i kiedy Bartman wbiegł na boisko, pierwszy wyciągnął rękę, by przybić mu piątkę. Patrzyłam na niego z dumą i czułością. Potrafił być ponad tym. Dokładnie tak, jak mówiłam.
Po wejściu Bartmana Jastrzębianie dostali zastrzyku energii. Mogłam go nie lubić, mogłam sobie z niego kpić, ale musiałam przyznać, że miał siłę w rękach. Miał również przeróżne sposoby na to, by oszukać przeciwnika bądź ukryć swoje zamiary i zaskoczyć go. Nie znalazł się taki, który by go zablokował, chociaż wielu próbowało. Kubiak również odżył i atakował z prawego skrzydła jak natchniony. Zupełnie tak, jak przed kontuzją. Ryzykował, grał całym sobą. I dlatego właśnie to jastrzębie wygrało ten mecz.
Klaskałam, krzyczałam, skakałam. Cieszyłam się razem z innymi kibicami, ale nie potrafiłam pozostać na trybunach. Chciałam wbiec między siatkarzy i każdemu osobiście przekazać, jak bardzo genialny był na boisku. Chciałam, więc to zrobiłam. Zostawiłam za sobą Idę i Martę, które śmiały się z mojej dzisiejszej nadpobudliwości i zbiegłam na dół. Przebiegłam obok ochroniarza, który nawet nie próbował mnie zatrzymywać, jedynie pokiwał z politowaniem głową, widząc szeroki uśmiech na mojej twarzy.
Pierwsze rzuciłam się na szyję Kubiakowi. Niczego się nie spodziewał, stojąc do mnie tyłem i odwracając się dosłownie w ostatnim momencie, by mnie złapać. Objęłam go w pasie nogami i uczepiłam się mocno jego szyi, kiedy zaczął się kręcić ze śmiechem dookoła własnej osi. Śmiałam się razem z nim, ale szybko zeskoczyłam na parkiet, widząc przyglądających się nam kibiców, zawodników, trenerów i w ogóle wszystkich na hali. Zarumieniłam się zupełnie speszona, ale Kubiakowi nie wydawało się przeszkadzać, że przeze mnie znalazł się w centrum zainteresowania. Wręcz przeciwnie, patrzył na mnie ze śmiechem i wiem, że w tym momencie tak samo jak ja marzył, by życie było prostsze, a nasze decyzje bardziej odpowiednie. Ale nawet jeśli nasz związek stał pod znakiem zapytania, a wszyscy kibice przyglądali nam się z uwagą, być może również ci przed telewizorami, bo gdzieś obok przemknął mi kamerzysta, nic nie mogło sprawić, bym mniej pragnęła pocałować Michała. I po raz kolejny dzisiaj kierując się tajemniczym impulsem, który zmuszał mnie do spontanicznego i zupełnie nieprzemyślanego działania, stanęłam na palcach, chwyciłam Michała za kark, przybliżając jego twarz do swojej i pocałowałam go tak mocno, jakby świat się walił, a jutra miało nie być.
- Panie kamerzysto, bo oskarżą pana o przekazywanie treści pornograficznych – usłyszałam krzyk Damiana, któremu towarzyszyły zbiorowe śmiechy. Oderwałam się od Michała, uśmiechając się do niego i szepcząc mu do ucha, że grał dziś niesamowicie, po czym odwróciłam się do brata i stanęłam z rękami założonymi na piersi.
Damian przyglądał mi się badawczo, nie wiedząc, czego się po mnie spodziewać, więc kiedy podeszłam do niego niby z zamiarem przytulenia i pogratulowania, a zamiast tego walnęłam go łokciem w żebra, jęknął głośno i zgiął się odrobinę z bolesnym grymasem wymalowanym na twarzy.
- Teraz cały świat ma dowód na to, że ta kobieta się nade mną znęca. Nad biednym, bezbronnym, słabym siatkarzem – rzucił niby poważnie patrząc prosto w kamerę. Potem odwrócił się do mnie z uśmiechem i rozłożonymi ramionami. – No chodź tu siostra.
I przytuliłam go z całej siły, gratulując świetnego meczu.
Zdobyłam się nawet na podejście do Bartmana. Myślałam, że będzie szczęśliwy po tym, jak właściwie bombardował zawodników Politechniki swoimi atakami i zagrywkami. Ale najwyraźniej jeszcze nie do końca rozgryzłam tego człowieka.
- Świetny mecz – powiedziałam, nawet nie musząc się silić na uśmiech, bo on w tym momencie przychodził mi całkowicie naturalnie.
- Daruj sobie.
Zmierzył mnie wzrokiem i z, niepasującą do szalejącej wokół radości, wściekłą miną ruszył w kierunku szatni. Chwilę za nim patrzyłam, ale w końcu wzruszyłam ramionami i wróciłam do Jastrzębiaków. Jego humorki to jego sprawa. Ja nie zamierzałam się nimi przejmować. Choć być może powinnam…

*

Ida została na hali, czekając na Kubę. Marta tak samo; czekała na Damiana, który obiecał jej randkę życia z okazji wygranej. Brat zapewnił mnie, że znajdą sobie transport i nakazał jechać do domu. Więc co innego mi pozostało? Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam do wyjścia. Większość kibiców już się rozeszła, pozostali jedynie ci najbardziej wytrwali. Lub najbardziej zdesperowani, chcący dorwać siatkarzy przy wyjściu i po raz kolejny męczyć ich o autografy. Ciężki był los sportowca. Chociaż na parkingu stało jeszcze sporo samochodów, to wokół nie było żywej duszy. Mogłam więc w spokoju nucić sobie pod nosem piosenkę, nie przejmując się, że ktoś usłyszy moje fałszowanie.
Byłam w jakimś dziwnym stanie. Przepełniała mnie radość, to raczej zrozumiałe, ale było coś jeszcze. Coś, czego zidentyfikować nie potrafiłam. I to coś trzymało się mnie przez całą drogę do Żor i nawet później, kiedy weszłam do mieszkania. Czułam się nieco nieswojo i sama nie wiedziałam, dlaczego.
Postanowiłam to zignorować. Wzięłam prysznic i zrobiłam sobie małą kolację, bo z głodu zaczęło mi burczeć w brzuchu. Zrobiłam sobie też herbatę i wszystko zabrałam ze sobą do salonu. Usiadłam sobie na kanapie, włączyłam telewizor i miałam nadzieję spędzić resztę wieczoru na nicnierobieniu.
W połowie spełniłam swoje plany. Leniuchowałam, siedząc pod kocem na kanapie, wgapiając się bezmyślnie w ekran telewizora, trzymając w dłoniach kubek z herbatą i oglądając jakiś przygłupawy program, który powodował moje głośne wybuchy śmiechu. Telefon leżący na drewnianym stoliku zawibrował. Spojrzałam w tym kierunku, spodziewając się SMS-a, którego mogłabym zignorować i odczytać później, ale wibracje powtórzyły się. Sięgnęłam po telefon i odebrałam.
Słuchałam uważnie słów Damiana, a z każdym kolejnym moja twarz stawała się coraz bledsza. Kubek wypadł mi z dłoni i roztrzaskał się z głośnym hukiem na podłodze, a wraz z nim roztrzaskała się wizja mojej przyszłości. Rozłączyłam się. Telefon wyślizgnął mi się z dłoni, upadając szczęśliwie na kanapę, a nie na podłogę. Ale nawet tego nie zauważyłam. Niewidzącym wzrokiem patrzyłam na zmieniające się obrazy na ekranie telewizora. Wzrok odmówił mi posłuszeństwa, przyćmiony lawiną czerni, jaka spadła w moim umyśle, grzebiąc pod sobą praktycznie wszystko. Jednak słyszałam. Słyszałam śmiech publiczności w beznadziejnym programie typu reality show. Słyszałam go tak wyraźnie, jakby ci ludzie stali obok mnie, wskazując na mnie palcem, pokazując sobie nawzajem przyszłą ofiarę życia, której świat właśnie się walił i bez litości grzebał ją pod sobą. Bez cienia nadziei na wydostanie się spod gruzów.
Znowu Bartman. Znowu postanowił doprowadzić kogoś do zimnej furii. Znowu Michała.
Tylko tym razem nie istniała granica. Została przekroczona. Zdeptana przez kłamstwa. Wbita pod powierzchnię trzeźwego myślenia przez wściekłość.
Brak kontroli doprowadził Michała do ostateczności. Zacisnął pięść. Uniósł rękę. Wgniótł ją w twarz Bartmana. Złamał mu nos. Obił twarz. Sprowadził do parteru. I przy okazji złamał rękę w nadgarstku.
Brak kontroli doprowadził do sytuacji, z której to prowokator wyszedł właściwie bez szwanku. Może i miał obrażenia fizyczne, ale to nie jemu groziło spędzenie kilku lat za kratkami za rozmyślne uszkodzenie ciała i być może za uniemożliwienie wykonywania zawodu.
To nie groziło Bartmanowi.

Tylko Kubiakowi. 



/ / /

Rozdział niesprawdzony, bo mi się nie chciało ;)

2 komentarze:

  1. Wooow. Umiliłaś mi pobyt w szpitalu❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobała mi się ta początkowa scena między Sabiną i Michałem. Umiesz bardzo obrazowo, ale nie wulgarnie, pokazać ich namiętność. Dlatego bardzo lubię takie fragmenty w Twoim wykonaniu <3
    I widzę, że chociaż Sabina i Michał są już pogodzeni i wyjaśnili sobie wszystkie niedomówienia, to to nie koniec problemów. I dobrze, haha! :D Jestem bardzo ciekawa, co szykujesz dla Michała. Więzienie? Chyba nie. Poza tym i tak pewnie dostałby wyrok w zawiasach (chyba, że sędzia byłby fanem Bartmana xD), ale to nie znaczy, że sprawa nie jest poważna. Bo jest. Pieprzony Bartman dostał, co chciał! Tylko szkoda, że Michałowi satysfakcji to raczej nie przyniesie...
    Czekam na kolejny i pozdrawiam ciepło! ;*

    OdpowiedzUsuń