Damianowi prysznic i pomeczowa szatnia
wcale nie zajęły dużo czasu. Doskonale znałam przyczynę jego pośpiechu, ale stojąc na
opustoszałym korytarzu z głową opartą o ścianę za mną, zaczęłam się zastanawiać, czy ta
konfrontacja to dobry pomysł. Nie chciałam mówić Damianowi ani Marcie, co mają
robić. Nie byli dziećmi, sami odpowiadali za swoje błędy, a ja nie chciałam
wbijać się klinem pomiędzy nich. Jednak moja rola obserwatora w całej
sprawie pozwalała mi na obiektywną ocenę. I wnioski nie były zbyt pocieszające.
─ Jedziemy!
Damian praktycznie wiercił mi dziurę w
brzuchu przez całą drogę do mieszkania. Wcale nie była ona długa, a miałam
wrażenie, jakbym była uwięziona z bratem w tym samochodzie co najmniej godzinę.
I miałam złe przeczucia. Zwłaszcza kiedy patrzyłam na uniesione z podekscytowaniem kąciki ust Damiana. Bałam się, co z
tego wszystkiego wyniknie. Ale co ja mogłam? Stałam w tym wszystkim z boku i nie
uśmiechało mi się zmienianie swojego miejsca. Chociaż gdybym miała możliwość, dałabym dziesięć kroków
w tył i odgrodziła się od nie swoich problemów.
Bo cudze problemy nie powinny być
moimi problemami. Nie pisałam się na rolę mediatora. I będę to powtarzać bez końca,
jeśli coś pójdzie nie tak.
Wysiadłam z samochodu, zwlekając
najdłużej jak tylko mogłam. Myślałam, że Damian od razu pobiegnie na górę, co od razu bym wykorzystała, zmywając się
z widoku na jakąś godzinkę lub dwie. Ale brat na mnie czekał, prawdopodobnie
wiedząc, o czym myślałam. I zamiast pozwolić mi na te parę kroków w tył, on sam
mnie ciągnął do przodu.
Westchnęłam ciężko i powlekłam się za
nim na górę. Pierwsza weszłam do mieszkania. Było cicho, ale do tego się przyzwyczaiłam. Skierowałam się do kuchni, czując, że potrzebuję sporej dawki
zielonej herbaty. Damian usiadł przy stole już znacznie mniej podekscytowany. Teraz był
zdenerwowany. Do tego stopnia, że nieświadomie zaczął sobie wyłamywać palce.
I już miałam nieśmiało się odezwać i stwierdzić, że
to wcale nie był dobry pomysł, ale z dawnego pokoju Damiana jak burza wypadła
Marta i zatrzymała się gwałtowanie w
drzwiach, kiedy go zauważyła.
I nie. Nie było powitania jak w komediach
romantycznych, gdzie po krótkiej rozłące główni bohaterowie padają sobie w
ramiona, obiecując sobie, że już nigdy się nie rozstaną. Choćby na minutę, kiedy
muszą za potrzebą...
Marta pomimo wyraźnego szoku, wzięła
się w garść dość szybko. W jej oczach na sekundę zalśniły łzy, ale nie pozwoliła sobie na więcej. Jedynie
głośne przełknięcie śliny i lekkie drżenie jej głosu zdradzały, że jego widok
faktycznie ją ruszył.
─ Cześć.
To było jedyne słowo, jakie do niego
skierowała.
─ Sąsiadka dzwoniła ─
powiedziała
do mnie i odwróciła się na pięcie. Wypadła z mieszkania jakby ją goniło.
A Damian?
Damian siedział bez ruchu ze wzrokiem utkwionym w
miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała. Wyglądał na zmartwionego. I to było
całkiem zrozumiałe, bo Marta wcale nie przypominała siebie z wiecznie
zapuchniętymi oczami od nocnego płaczu, którego myślała, że nie słyszę i zapadniętymi policzkami mówiącymi co
nieco o tym, jak często jadła pełne posiłki w ciągu ostatnich dni.
─ Zabolało ─ powiedział w końcu.
Spojrzałam na niego uważnie,
zastanawiając się, co mam mu niby odpowiedzieć i czy nie lepiej by było, gdybym
siedziała cicho. Ale twarz mojego brata o dziwo nie zdradzała zbyt wiele. Może coś w
niej było z tego bólu, do którego się przyznał, ale podejrzewałam, że nie jest
to nawet namiastka tego, co przeżywa wewnątrz siebie, nie chcąc, bym to dostrzegła.
─ Powiedziała ci coś? ─ zapytał po dłuższej chwili ciszy.
Pokręciłam przecząco głową z głośnym
westchnięciem. Postawiłam dwa kubki na stole i usiadłam naprzeciwko niego.
─ Nie chcę się między was wtrącać, Damian. Jeśli
Marta będzie chciała ze mną pogadać, to zawsze jej wysłucham, ale sama nie będę
jej ciągnąć za język. Ostatnio nieco pewniej stanęła na nogi, nie chcę tego burzyć.
Brat patrzył na mnie przez dłuższą
chwilę, chociaż miałam wrażenie, że kompletnie mnie nie widzi. W końcu jednak
skinął głową w odpowiedzi na moje słowa i uśmiechnął się. Nieco niemrawo, ale
jednak.
─ Ja też nie chcę tego burzyć. Boję się tylko, że jeśli dam jej za
dużo czasu, to ją stracę. A wtedy będę mógł mieć pretensje jedynie do siebie.
*
Dwa kubki herbaty i trzy rozklekotane albumy ze zdjęciami
później Damian poprosił mnie, bym odwiozła go pod halę, żeby zdążyć na zbiórkę. Pozbierał swoje rzeczy, a mnie
zdziwiło to, że niczego nie zapomniał. Chyba nauczył się w końcu pilnować
swoich rzeczy. Ciekawe dzięki komu?
─ Obiecałem Włodkowi, że zapytam,
chociaż z góry mu odpowiedziałem za ciebie. Pyta, czy... ─ Damian urwał, a ja odwróciłam się w jego stronę dopiero po chwili,
kiedy zamknęłam już drzwi mieszkania.
─ Czy co? ─ zamilkłam, widząc na oczy przyczynę jego
milczenia. ─ Och.
Marta stała na schodach, wyglądając,
jakby szukała najszybszej drogi ucieczki, ale zamiast zdecydować, czy uciekać w
górę, czy w dół, wrosła w ziemię. I to na tyle mocno, że kiedy Damian ruszył w
jej kierunku, nie ruszyła się ani odrobinkę.
To było prawie jak scena wyjęta żywcem
z komedii romantycznej. Prawie, bo jednak życie to nie film.
Damian stanowczo objął dziewczynę
ramionami i przyciągnął ją do siebie. Marta nie od razu odwzajemniła ten
uścisk, ale widać stanowczość i upór Damiana ją przekonały, bo ułożyła ręce na jego
plecach, a czoło oparła na ramieniu.
─ Kocham cię ─ szepnął Damian ściśniętym głosem, jakby obawiał się reakcji
dziewczyny, po czym pochylił się i ucałował jej czoło z czułością i tęsknotą.
Stałam parę metrów od nich, ale bijące od nich emocje widziałam jak na
dłoni.
Gdyby to do mnie tak podszedł Michał. Gdyby
objął mnie tak mocno i szepnął te same słowa, nie zwlekałabym ani chwili, tylko
rzuciła wszystko, byleby z nim być.
Ale Damian to nie Kubiak. A Marta to nie ja. I
czemu ja do cholery wplatam w ten moment Michała? Jakbym mało miała Kubiaka w głowie.
*
─ Nie.
Włodarczyk nawet nie zdążył porządnego
wdechu wziąć w płuca, a ja już zamknęłam mu usta. Nabierałam w tym wprawy. Na całe szczęście, bo
ileż można słuchać Wojtka? I fakt, że widywałam go raz na kilka miesięcy nie miał żadnego
znaczenia, bo zmęczenie jego osobą każdorazowo się kumulowało i wybuchało przy
następnym spotkaniu.
I nie miałam żadnych wyrzutów
sumienia, kiedy patrzyłam, jak w jego oczach pojawia się wyraz odrzucenia, bo kiedy Damian
powiedział mi w końcu, o co miał mnie zapytać, omal mnie nie rozniosło.
Mianowicie, stojący nadal przede mną
chłopak, którego próbowałam sprowadzić ze ścieżki niepojętej głupoty i rozsadzającego tupetu samym
spojrzeniem, wcisnął swojej rodzince kit, jakoby miał dziewczynę, z którą jest
o krok od zaręczyn. I tak całkiem przypadkiem wymsknęło mu się moje imię i nazwisko
w tym samym zdaniu. A teraz Wojciech Włodarczyk zapraszał mnie do Andrychowa na
uroczysty obiadek z jego rodziną z okazji naszych rychłych zaręczyn!
Damian miał niezły ubaw, kiedy w
samochodzie rzucałam inwektywami w kierunku jego kolegi z drużyny, nie
szczędząc śliny ani języka. Mnie za to nie było do śmiechu, prędzej skłaniałabym się ku popełnieniu
morderstwa. Być może podwójnego, bo urwanie Włodarczykowi łba tylko raz może nie wystarczyć, by zaspokoić mój szalejący instynkt
mordercy.
─ Masz to odkręcić ─ syknęłam przez zaciśnięte zęby, nic sobie nie robiąc z jego miny
zbitego psa. ─ I przestań wyobrażać sobie jakikolwiek związek
między nami, bo twoja wyobraźnia w połączeniu z głupotą w końcu okaże się śmiertelna w
skutkach.
Tyle miałam mu do powiedzenia, a kiedy
skończyłam, odwróciłam się na pięcie i pożegnałam z resztą chłopaków. To
był okropnie długi i męczący dzień, a ja marzyłam tylko o tym, by w końcu się
skończył.
*
Poniedziałkowy poranek przywitał mnie
bólem głowy. Wstałam ze skwaszoną miną i z taką samą pojawiłam się w pracy. Byłam trochę wcześniej, więc bez obaw zaszyłam się w swoim
gabinecie na dłuższą chwilę, którą poświęciłam na wypicie mocnej, czarnej kawy. Dni takie jak ten wymagały dodatkowego
zastrzyku energii, inaczej nie dożyłabym pierwszego gwizdka na treningu. Przy okazji posegregowałam swój bałagan na biurku
na względny porządek, co tyczyło się teczek zawodników i niekontrolowany chaos, dotyczący całej
reszty.
Westchnęłam ciężko, wiedząc już, co
czeka mnie dzisiejszego popołudnia. Ale najpierw musiałam stawić się na treningu, który trwał już od pięciu minut.
Zerwałam się z krzesła i biegiem
ruszyłam w kierunku hali. Wpadłam z hukiem do środka i dopiero po dłuższej chwili
zastanawiania się, co było na tym obrazku nie tak, znalazłam odpowiedź.
Chłopcy rozgrzewali się między sobą na
parkiecie zupełnie jak zawsze. Natomiast przez ich przekrzykiwanie się niemal nie słyszałam własnych myśli. To nie zdarzało się często. Pisk piłek
odbijanych od boiska był zupełnie normalny. Ale rozmawianie ze sobą zamiast
skupiania się na piłce? To była nowość.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu
trenera, ale nie mogłam go dostrzec. Michał też był nieobecny.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się,
gdzie wywiało Kubiaków dwóch. Od razu zaczęłam wyobrażać sobie jakieś wypadki drogowe i inne katastrofy, ale szybko
urwałam te myśli, wiedząc, że to zwykła przesada. Ktoś w końcu wpuścił
chłopaków do środka i kazał im się rozgrzewać. A oni byle kogo by nie posłuchali.
Brakowało mi zastępczego gwizdka, więc włożyłam dwa palce do buzi i
gwizdnęłam przeciągle.
Rozmowy i odbicia ustały natychmiast,
a siatkarze odwrócili się w moim kierunku.
─ Może by tak trening, chłopcy?
Zważywszy na to, że już raz byłam
trenerem zastępczym, bez sprzeciwu podporządkowali się moim słowom. Być może również dlatego, że mieli
dość odbijania do siebie.
Rozstawiłam ich na boisku, w pośpiechu wymyślając jakieś
ćwiczenie, które wymaga użycia czegoś więcej niż samych dłoni. Po chwili piłki śmigały nad siatką jedna za drugą, a ja przyglądałam się
uważnie, czy ćwiczenia są wykonywane poprawnie.
Swoją drogą powinnam chyba przeczytać parę książek na ten temat, bo niedługo
naprawdę zmienię posadę na zastępcę zastępcy
trenera. O ile wcześniej mnie nie zwolnią za przekraczanie swoich
kompetencji.
Denerwowałam się nieco, kiedy
patrzyłam, jak w moją stronę zmierzają Michał z ojcem. Oboje mieli zacięte
miny, a po seniorze z łatwością rozpoznałam, że był wzburzony. W końcu tyle
razy widziałam go takiego w czasie treningu, że umiałam bezbłędnie odczytać to
z jego twarzy i zachowania.
─ Dzięki, Sabina ─ powiedział krótko trener, gdy mnie
mijał, a następnie dmuchnął przeciągle w gwizdek, powodując na mojej twarzy skrzywienie. Stanowczo zbyt
bliska odległość.
Trener przejął prowadzenie treningu, a
ja mogłam odetchnąć i skupić się na Michale, który patrzył ostrym wzrokiem
na ojca. Wcale mi się to nie podobało.
Podeszłam do niego, zwracając jego
uwagę. Teraz zaczął przyglądać się mnie, ale nie gniewnie, raczej badawczo albo oceniająco.
─ Co? ─ zapytałam nieco speszona.
─ Nic ─ rzucił.
Przewróciłam oczami, bo nasza rozmowa
była wprost powalająca.
─ O co poszło z twoim tatą? ─ spróbowałam znowu.
─ Nieważne.
─ Chyba jednak ważne, skoro teraz wyżywa się na chłopakach ─ skinęłam w stronę boiska, gdzie siatkarze chodzili jak w zegarku,
niemal chodząc na palcach, żeby zbyt głośnym
stąpnięciem nie zdenerwować trenera.
Zerknął w tamtą stronę, ale zamiast mi
odpowiedzieć, ruszył w stronę ojca. Gdzie Kubiaków dwóch, tam nigdy nie
wiadomo, o co chodzi.
Sprawa wyjaśniła się dużo później,
kiedy wracałam do domu zmęczona po kilku godzinach ślęczenia nad teczkami i innymi takimi
oraz okazjonalnym masażem. Przechodziłam obok kiosku z gazetami, kiedy jedna okładka zwróciła
moją uwagę. A z niej wpatrywała się we mnie para błękitnych oczu.
Kończenie rozdziałów w takim momencie powinno być zakazane🤔💕
OdpowiedzUsuńdeeejm, i o co chodzilo, o co chodziło?!?! :o
OdpowiedzUsuńa co do Marty to nie wiem, ale mam przeczucie, ze poroniła czy coś takiego.. kurczę, obyśmy się szybko dowiedzieli
Tak bardzo nie mogę się doczekać aż Michał z Sabiną i Damian z Martą ze sobą porozmawiają, że za każdym razem gdy czytam mam motylki w brzuchu. Nie trzymaj mnie w niepewności :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to jak nas trzymasz w niepewności z Martą. Ale i z Kubiakiem nic nie idzie prosto, więc mamy dwa wątki, w których jest mnóstwo niewiadomych. Podoba mi się! ;-)
OdpowiedzUsuń