26 listopada 2016

28.

- Szybciej! – kolejny krzyk Konrada przeszył moje uszy.
Miałam ich powoli dość, ale nie skarżyłam się, choć trener miał dziś wyjątkowo parszywy nastrój, który po części wyładowywał na mnie. Znałam tego przyczynę. Jutro są zawody, a świąteczna przerwa i brak treningów nie wpłynął korzystnie na moją formę. Konrad był zły, ale nie na mnie. Raczej na organizatorów zawodów, którzy ustalili taki a nie inny termin. No i był też zdenerwowany, bo chciał mnie widzieć na podium. Najlepiej na najwyższym stopniu. Chciał mnie do tego jak najlepiej przygotować, a skoro oznaczało to bardziej nerwowy trening niż zwykle, to byłam w stanie to znieść.
Sama starałam się nie myśleć o zawodach. Nie czułam aż takiej presji. Owszem chciałabym wygrać, ale wcale się na to nie nastawiałam. Dam z siebie wszystko, kiedy przyjdzie na to czas. Będę się starać ze wszystkich sił.
- Dobra. Myślę, że wystarczy. Nie możesz się przeforsować przed jutrem – westchnął lekko, jakby dopiero teraz zeszła z niego część napięcia. Zaśmiałam się cicho, opierając ramiona o brzeg basenu. – I przepraszam cię, że się tak dzisiaj darłem. Słowo daję, żeś anioł nie nastolatka. A może raczej kobieta – spojrzał na mnie znacząco, a ja w mig załapałam, o co mu chodzi. Oczywiście aluzja do sytuacji z szatni sprzed paru dni. Jak się spodziewałam, nie daje mi żyć i ciągle mi to wypomina.
Za pierwszym razem zarumieniłam się znacząco i unikałam jego wzroku do końca treningu. Za drugim poradziłam sobie już lepiej, patrząc mu wyzywająco w oczy. A teraz po prostu wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się lekko. Konrad zmrużył oczy, wpatrując się we mnie z jeszcze większym natężeniem, ale nie miałam zamiaru dać się mu sprowokować. Bo niby dlaczego? Muszę przestać zachowywać się jak przewrażliwiona na punkcie wszystkiego mała dziewczynka. Chyba czas wyjść ze skorupki nieśmiałości. Jeśli tak dalej pójdzie, to całe życie przesiedzę w swoim pokoju, użalając się nad sobą i wyrzucając sobie, że zmarnowałam całe życie. A nie chcę go marnować.
- Kurza twarz, wyrobiłaś się. I kogo ja teraz będę dręczył?
Pozostawiłam jego pytanie bez odpowiedzi, zanurzając się w wodzie i odprężając się po intensywnym treningu tak, jak to miałam w zwyczaju. Konrad jeszcze chwilę posiedział ze mną, a potem zaszył się w swoim kantorku, najpewniej zbierając się już do domu. Przepłynęłam spokojnie parę basenów, układając myśli w głowie. Jutrzejsze zawody nie przerażały mnie. Byłam zaskakująco spokojna, choć nie zawsze tak było. Ale czy miałam się czym przejmować? Pokażę na co mnie stać, a reszta już nie zależy ode mnie.

*

- Spakowana?
Kiwnęłam głową na tak, zabierając torbę z krzesła.
- No to jedziemy – powiedział Damian, ubierając kurtkę.
Nadszedł czas mojego sprawdzianu. Jeśli go przejdę, to będzie oznaczało, że mogłabym coś w tym sporcie osiągnąć. Jeśli nie… To nie będzie koniec świata. Zawsze będę mogła trenować dalej, szlifować swoje umiejętności. Pytanie tylko, czy właśnie tego chcę?
Wsiadłam do samochodu brata, który specjalnie na tę okazję zwolnił się u swojego trenera z treningu. Wyjątkowo. Chciał zobaczyć mnie w akcji i wspierać w ważnym dla mnie momencie. Byłam mu za to wdzięczna. Chciałabym, żeby Michał też mnie wpierał. Ale nie pytałam go, czy będzie. Sama nie wiedziałam, dlaczego. Chyba nie chciałam, żeby rezygnował ze swoich treningów.
Pożegnałam się z bratem po wejściu na basen. Damian życzył mi powodzenia, po czym mnie przytulił, zapewniając, że pokażę im wszystkim klasę. Miło było go mieć przy sobie. Odsunęłam się od niego ze śmiechem i już miałam zniknąć w szatni, ale pociągnął mnie za nadgarstek i wskazał głową, bym popatrzyła w stronę wejścia. Promienny uśmiech bez udziału mojego mózgu pojawił się na twarzy, kiedy zobaczyłam Michała idącego w naszą stronę. Wyszłam mu naprzeciw i przytuliłam się mocno do niego.
- Co tutaj robisz? Nie masz czasem treningu? – zapytałam na wstępie.
- Lorenzo wypuścił mnie wcześniej, skoro i tak nie mogłem się skupić na grze – wzruszył ramionami, jakby nie miało to najmniejszego znaczenia.
- Nie mogłeś się skupić na grze? – dociekałam.
- Bernardi bardzo ładnie to ujął mówiąc, że i tak ze mnie dziś pożytku nie będzie, więc żebym się pospieszył i chociaż ciebie wspomógł – zaśmiał się.
Obecność Michała dodała mi nieco pewności siebie. Gdybym mogła porozmawiać z nim dłużej, na pewno zapewniłabym go, jak wiele to dla mnie znaczy. Ale nie miałam już czasu. Jęknęłam patrząc na zegarek, po czym złożyłam szybkiego całusa na ustach Kubiaka i wpadłam do szatni, nie przejmując się zupełnie jęknięciem Michała i parsknięciem Damiana.
Przebrałam się w swój strój pływacki. Spięłam włosy, upewniając się, że żaden zbłąkany kosmyk nie odstaje, po czym nałożyłam na nie czepek, a na szyi zawiesiłam okulary. Nie zwracałam zupełnie uwagi na resztę dziewczyn. Wolałam się skupić na przypomnieniu sobie każdej cennej uwagi trenera, niż na przechwalaniu się reszty. Miałam w zwyczaju rozgrzewać się jeszcze w szatni, choć był na to czas później. Jednak nie lubiłam zostawiać tak ważnej części każdych zawodów na ostatnią chwilę. Przezorny zawsze ubezpieczony, a ja naprawdę nie potrzebowałam w tej chwili kontuzji.
Wyszłam z szatni razem ze wszystkimi zawodniczkami, jednak po raz kolejny dzisiaj zatrzymał mnie Michał. Czatował na mnie przed wejściem i kiedy tylko mnie zobaczył, podszedł, ignorując ciekawskie spojrzenia ludzi. Do tej pory nie myślałam zbytnio o tym, czy wieść o moim związku z siatkarzem popłynęła już w świat daleki. Zwyczajnie mnie to nie obchodziło, dopóki nie spotkałam się z ludzkim wścibstwem w tej chwili. Spojrzałam na grupkę dziewczyn, które zerkały co chwilę w moją stronę i żywo o czymś dyskutowały. Nie miałam wątpliwości, co było przedmiotem ich rozmowy. A raczej osobą. Zrobiło mi się przykro. Miałam ochotę zniknąć w szatni, chowając się przed ich spojrzeniami. Ale zdawało mi się, że miałam być ponad tym? Miałam wyjść z tej skorupy, więc to zrobię. Skupiłam się na Michale, jego słowach wsparcia i zapewnieniach o tym, jak bardzo we mnie wierzy.
- Postaraj się, Arielko – rzucił z czułym uśmiechem, gładząc mnie wierzchem dłoni po policzku, po czym odszedł w stronę trybun, zostawiając mnie z mocno bijącym sercem i zawistnymi  spojrzeniami moich rywalek. Co najlepsze, uśmiechnęłam się szeroko i, z zaskakującą nawet mnie, pewnością siebie, zajęłam swoją pozycję.
Potem czas jakby zwolnił. Wsłuchałam się w bicie własnego serca i tak, jak przed każdymi zawodami, przypomniałam sobie słowa mamy.
Postaraj się.
I naprawdę nic nie mogłam poradzić na to, że w mojej głowie zaraz po głosie mamy odezwał się nowy, tak bardzo znany mi głos.
Arielko.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, czując, jak siła rośnie we mnie. Teraz, pokonanie moich rywalek zdawało się być pestką, bo byłam pewna swoich umiejętności. Miałam wiarę w siebie i chciałam ją wykorzystać w stu procentach.
Spiker przywitał zebranych na trybunach i przedstawił każdą zawodniczkę. Przebiegłam wzrokiem po trybunach, próbując dojrzeć dwie ukochane twarze i znalazłam. Choć nie dwie, a cztery. Z Damianem i Michałem siedział również Konrad, który wpatrywał się w sędziego z napięciem. Obok mojego brata siedziała natomiast Marta, która podchwyciwszy mój wzrok, pokazała mi uniesiony kciuk. Uśmiechnęłam się do niej w odpowiedzi, czując wyjątkowe ciepło rozlewające się po moim sercu. Jeszcze niedawno byłam z Damianem sama, a teraz oboje mamy osoby, które nas wspierają. Przeniosłam wzrok na Michała i tam już go pozostawiłam do czasu, kiedy sędzia dał znak do zajęcia pozycji. Nie potrzebowaliśmy słów. Odległość nie miała znaczenia. I tak wiedziałam, co powiedziałby mi, gdyby stał zaraz obok. Uśmiechnęłam się szybko i skupiłam na basenie.
Wpatrywałam się w nienaruszoną taflę wody jak zaczarowana. Wewnątrz mnie panował ład, ale ten widok i tak mnie dodatkowo uspokoił. Napięłam mięśnie, przygotowując się do skoku, a chwilę później poczułam ten sam spokój, który otulał całe moje ciało. I w jednej chwili wszystkie myśli uleciały. Pozostało tylko jedno zdanie wypowiadane głosem dwóch osób.
Postaraj się, Arielko.
Wytężałam mięśnie do granic możliwości. Płuca paliły żywym ogniem, bezskutecznie dopominając się oddechu. A ja płynęłam. Najszybciej jak tylko mogłam. Zrobiłam nawrót tak płynnie, jakbym przygotowywała się do tego całe życie. I możliwe, że właśnie tak było. Jedna ręka, a za nią druga. I tak ciągle od nowa, dopóki pozostał do pokonania ostatni basen. Nie zwracałam uwagi na moje rywalki. Nie miałam pojęcia, czy jestem pierwsza, czy ostatnia. Zebrałam wszystkie pozostałe siły, skupiłam się jeszcze bardziej, płynęłam jeszcze szybciej. Choć koncentrowałam się jedynie na ostatnich ruchach, miałam wrażenie, że usłyszałam Michała, wołającego moje imię. A potem dotknęłam dłonią brzegu, sygnalizując ukończenie dystansu i wynurzyłam się z wody. Przetarłam oczy, podrażnione niewielką ilością wody, jaka dostała się za okulary i spojrzałam na Michała. Nie chciałam odwracać się w stronę tablicy z wynikami, nie chciałam wiedzieć, które miejsce zajęłam. Ale jego dumne spojrzenie zmusiło mnie do odwrócenia głowy.

*

Niewiele w moim życiu było momentów, kiedy czułam, że coś osiągnęłam. Natomiast wiele razy czułam, że nie trzeba dużo, by sięgnąć dna. Kiedy zginęli rodzice nie potrafiłam się otrząsnąć. Jednego dnia byli przy mnie, uśmiechali się, zapewniali, że kochają, a następnego leżałam zwinięta w kłębek na łóżku opłakując ich stratę, wylewając wszystkie łzy, bo ich już nie było. Wtedy naprawdę sięgnęłam dna. Głęboki dół, w jakim tkwiłam, nie pozwalał dostrzec, że cokolwiek było poza nim. Jedynie czerń widziałam przed sobą. Taka była moja przyszłość.
Ale pozbierałam się. Wyszłam z tego silniejsza, czekając na moment, kiedy sięgnę celu.
I właśnie teraz nadszedł.
Moje imię widniało na samym szczycie listy, przy numerze pierwszym, przy najlepszym czasie, jaki kiedykolwiek udało mi się osiągnąć. Zamknęłam oczy, nie mając pojęcia, co powinnam czuć. Szczęście? Spełnienie? Dumę?
Nie potrafiłam.
Spierałam się o brzeg basenu, a moje oczy utkwiły w spojrzeniu innych, michałowych. Czas leciał, a my wpatrywaliśmy się w siebie. Czerpałam siłę z jego spojrzenia, w którym odbijały się jego uczucia. I to była moja siła.
Wyszłam z basenu, przyjmując ręcznik z rąk dziewczyny, którą kojarzyłam ze szkolnych korytarzy. Stanęłam z boku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Chwilę później zaczęły płynąć gratulacje. Od moich rywalek, tych, które nie wpatrywały się we mnie z nienawiścią, od dyrektora szkoły, który dumnie potrząsnął moją dłonią, od Konrada, który przecisnął się przez tłum w moim kierunku i wycisnął mi buziaka na policzku, zapewniając, jak bardzo na tę wygraną zasłużyłam.
- Sabina! To im pokazałaś! Gratulacje, siostra. – Damian przytulił mnie, a zaraz po nim zrobiła to Marta.
- Byłaś niesamowita – szepnął mi do ucha Michał. Wczepiłam się w niego jak najmocniej, dziękując mu za to, że przyszedł. Gdyby nie on…
Reszta potoczyła się bardzo szybko. Pozycje zajęli chłopcy, którzy właśnie mieli zacząć walkę o zwycięstwo, a ja ruszyłam do szatni. Przebrałam się szybko, chcąc jak najszybciej dołączyć do Michała, Damiana i Marty. Uśmiechałam się, choć nie było w tym uśmiechu wiele szczęścia. Nie bardzo czułam, co się stało. Doszło to do mnie dopiero w momencie, kiedy stałam na najwyższym podium i trzymałam w dłoniach statuetkę za pierwsze miejsce, a na szyi wisiał złoty medal. Łzy same znalazły swoją ścieżkę, a ja wcale ich nie powstrzymywałam. Uśmiechnęłam się naprawdę szeroko, kiedy w końcu to do mnie dotarło.
Wygrałam. 

GIF 
(Zmiany na bloggerze, oczywiście coś musi nie działać. Aktualnie nie chce mi się wgrać gif, więc możecie sobie go otworzyć, jeśli chcecie ;))

No więc jestem z nowym rozdziałem! Tak sobie sprawdzałam ten rozdział i myślałam o tym, że teraz już praktycznie wcale nie piszę. Nie mam kiedy, nie mam jak, bo weny mi brak (ale chociaż rymy zostały, ufff!) i naprawdę mnie to dobija. Ale będzie lepiej, nie? ;)

7 komentarzy:

  1. ❤️ ❤️ ❤️
    Będzie lepiej, będzie. Wena wróci, a rymy zawsze są :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zrozum mnie źle ale ostatnio trochę za mało akcji za dużo przemyśleń i trochę nudno sie zrobiło.. Czekam na następny ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem ;)
      Ale to opowiadanie też trzeba zrozumieć. Ono ma swoje tempo, jeśli kogoś nudzi, to nic na to nie poradzę, bo nie zamierzam przyspieszać wszystkiego na siłę. ;)

      Usuń
  3. Gratulacje dla Sabiny! Oparcie w najbliższych to najwięcej co możemy dostać, by móc spełniać marzenia. A gdy jeszcze pokrywają się z ich to osiągamy sukces.
    Życzę Tobie i sobie weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobają mi się zmiany, które zachodzą w Sabinie! Z rozdziału na rozdział widać, że staje się coraz odważniejsza, ale to wszystko dzieje się stopniowo, powoli, po kolei. Niczego nie przyspieszasz i to jest świetne. Naturalne ;) Konrad chyba myślał, że będzie mógł ją do woli dręczyć i męczyć tematem Michała, a tu proszę! Niespodzianka :D Czekam tylko na moment aż Sabina zacznie go wgniatać w fotel (albo w basen xD) swoimi cwanymi odpowiedziami ;D

    Kurde, Sabina to jest taka postać, którą polubiłam od początku i ta sympatia ciągle mi towarzyszy. Może dlatego, że jest normalną, skromną dziewczyną, która nie odczuwa potrzeby ostrego imprezowania, buntu i uganiania się za chłopakami, by czuć szczęście. Lubię takie postacie w opowiadaniach, bo lubię takie osoby na żywo. Sabina jest dobra, po prostu dobra, i dzięki temu potrafię tak szczerze jej w tym opowiadaniu kibicować. Poza tym, wycierpiała już w swoim życiu wystarczająco dużo, więc szczęście jej się teraz po prostu należy. Wygrana również, w końcu ciężko na nią pracowała.
    Bardzo podobał mi się ten rozdział i sposób w jaki przedstawiasz wszystkie emocje bohaterki. Zaczynam czytać i się zatracam ;)
    I mam nadzieję, że ten kryzys weny bardzo szybko Ci minie Trzymam za to kciuki! ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to już jest - że jak coś się układa to po całości. A jak się coś pieprzy to też - wszystko.
    Sabina jest teraz w tym momencie, kiedy wszystko jej wychodzi. Ma wspaniałego brata (któremu też się układa), dobrze rokujące na przyszłość wyniki w nauce, pasję (która w dodatku też zwieńczona jest sukcesami), fantastycznego chłopaka, przyjaciółkę. Wszystko jest po prostu dobrze. Z doświadczenia wiem, że zazwyczaj w opowiadaniach taki stan rzeczy nie utrzymuje się jakoś super długo, ale jakoś nie będę kręcić nosem. Niech się dzieje wola nieba... ;) Po prostu rób to, co robisz, bo naprawdę lubię to opowiadanie. Jest trochę jak właśnie taka woda w basenie - najczęściej spokojna, czasem wzburzona (zupełnie jak wszystko to, co czuje Sabina).

    OdpowiedzUsuń