>< >< ><
- Pokłóciliście się z Sabiną?
Gdyby to było pierwsze pytanie
tego typu ze strony jego ojca, mógłby jeszcze przymknąć na nie oko. Tylko że
Kubiak senior męczył go nimi od samego czwartku. W dodatku ciągle twierdził, że
Sabina wydawała się uciekać, jakby coś ją goniło i to na pewno była wina
Michała.
Michał zaczynał przypuszczać,
że jego ojciec przeszedł z fazy obchodzenia się ze nim jak z jajkiem, do fazy,
w której wylewał na niego kubeł zimnej wody. Nie żeby miał coś przeciwko.
Jarosław Kubiak w roli trzęsącej się nad synem kwoki był przerażająco dobry. A
on miał już dość bycia traktowanym jak nieokrzesany nastolatek.
Michał nie był już dzieckiem,
nie potrzebował, by ktoś na nim czuwał, a ciągłe dopytywanie się ojca,
irytowało go ponad wszystko.
Może dlatego, że nie pozwalało
mu zapomnieć, jak bardzo brakowało mu Sabiny. Może miało to też coś wspólnego z
tym uciskiem w sercu, który czuł, kiedy przytulał Sabinę na pożegnanie, wiedząc
że nie zobaczy jej przez najbliższych kilka dni. Może też dlatego, że za każdym
razem, gdy myślał o Sabinie samej w Katowicach… Wtedy wyrzucał sobie za
wszystkie te przegapione idealne okazje, by szczerze przyznać, jak wiele się
zmieniło.
Michał naprawdę nie rozumiał,
dlaczego bał się wyznać Sabinie, co czuje. Jeżeli była jedna osoba na świecie,
co do której mógł być pewny, że go nie wyśmieje, była to właśnie ona. A jednak
za każdym razem, gdy zbierał się na odwagę, coś go powstrzymywało, wiązało mu
usta.
Chyba faktycznie zasługiwał na
kubeł zimnej wody.
- Przeprosiłeś ją chociaż?
Michał poczuł, jak krew wrze mu
w żyłach.
- Nie pokłóciliśmy się na
litość boską! Nie uciekła, tylko pojechała na kurs. I nie przeprosiłem jej, bo
kiedy ostatni raz sprawdzałem, wszystko było między nami w porządku –
powiedział na jednym wydechu. – Więc przestań się wciskać w moją przestrzeń
osobistą i daj mi żyć!
Swojego wybuchu pożałował już w
momencie, w którym ostatnie słowo opuściło jego usta, chociaż z drugiej strony
ulga, jaką poczuł, była zbawieniem. Wiedział, że ojciec nie będzie się na niego
długo gniewał, o ile w ogóle będzie się gniewał, bo istniała szansa, że Kubiak
senior specjalnie go prowokował, by zmusić go do jakiejś reakcji.
Jeżeli to był jego plan, to
działał.
Michał uświadomił sobie, jak
bardzo miał dość życia pod jednym dachem z ojcem. Był dorosłym facetem,
potrzebował własnej przestrzeni, a kompletnie nic w tym kierunku nie robił.
Czas z tym skończyć. Czas ogarnąć swoje życie i przestać się zachowywać, jakby
był ofiarą złośliwego losu, bo nadal miał wszystko w swoich rękach. Wystarczyło
zacząć działać.
Cała ta świadomość,
odpowiedzialność za zmarnowanie ostatnich kilku tygodniu, spłynęła na Michała w
przeciągu jednej chwili, zostawiając go z mocno zaciśniętymi w złości
pięściami.
Był zły na siebie za to, jak
zachowywał się w ostatnim czasie. Że kompletnie sobie odpuścił i nawet nie był
tego świadomy. Chciał to zmienić. I w końcu naprawdę zamierzał to zrobić.
Gniew był jego motywacją. I
miał jej nawet w nadmiarze. Ale najpierw potrzebował wydostać się z mieszkania
ojca i nabrać nieco powietrza do płuc, bo czuł, że jeszcze trochę i zwariuje.
Bez zwracania uwagi na ojca,
odwrócił się na pięcie, zabrał kurtkę, portfel, cały pakiet kluczy z brelokiem
jastrzębskiego węgla i zamknął za sobą drzwi. Postanowił przejść się kawałek i
uspokoić rozedrgane nerwy, zanim wsiądzie do samochodu. W głowie robił listę
rzeczy, które powinien załatwić dawno temu, a z nieznanych sobie przyczyn,
ciągle je odkładał.
Po pierwsze – własne
mieszkanie. Z obecnym stanem swojego konta bankowego na własne mieszkanie nie
mógł sobie pozwolić, ale to nie zmieniało faktu, że potrzebował wyprowadzić się
z mieszkania Kubiaka seniora w trybie ekspresowym. Mógł przetrwać jeszcze kilka
dni, dopóki nie znajdzie kogoś, kto szuka współlokatora. Tymczasem zaczął
myśleć o dalekiej przyszłości, której nie chciał spędzić na kanapie u kumpla.
Chciał mieć dom. Własny dom. Banalne męskie pragnienie. Nigdy nie sądził, że go
dopadnie ta myśl, ale naprawdę marzył o własnym domu, wypełnionym ciepłem, po
którym będą biegać jego dzieci.
Nieco go to przeraziło. W ciągu
ostatnich lat stracił to naturalne poczucie upływu czasu. Myślał, że przegapił
moment, w którym uderzy go chęć ustatkowania się, że stracił tę szansę. Jednak
było inaczej. I mógł się zamartwiać, że nigdy tego pragnienia nie osiągnie.
Mógł też wziąć się w garść i zrobić wszystko, co w jego mocy, by je spełnić.
Michał usiadł na ławce, kiedy
planowanie przyszłości i jednoczesne orientowanie się w terenie stało się
kłopotliwe i zaczął się zderzać z przechodniami na każdym kroku.
Mimo że siedział niemal
nieruchomo przez dłuższą chwilę, nie czuł zimna, bo wewnętrznie ogrzewała go
myśl o prawdziwej rodzinie, o prawdziwym domu,
o żonie, o dzieciach… I kiedy o tym myślał, zawsze widział Sabinę u swojego
boku. Jej promienny uśmiech rozświetlałby mu każdy dzień, jej miłość wypełniała
każdy kąt ich wspólnego domu, a wszystko to w towarzystwie małych brzdąców,
domagających się każdego ułamka ich uwagi.
Tego właśnie pragnął. I nie
mógł uwierzyć, że dopiero teraz zauważył, jak wiele czasu już stracił.
- Michał?
Spojrzał w górę, wyrwany nagle
z własnych marzeń, by zobaczyć zatroskaną twarz Pawła nad sobą. Jego sportowy
strój mówił sam za siebie, więc nie musiał pytać, co fizjoterapeuta robił
wieczorem w… - rozejrzał się dookoła - …parku.
- Cześć.
- Coś się stało, czy tak po
prostu postanowiłeś odmrozić sobie tyłek na ławce w parku?
- Musiałem się przewietrzyć –
wzruszył ramionami. – Trochę się pogubiłem.
I miał na myśli swój stan
psychiczny i emocjonalny, a nie rzeczywistość, ale nie musiał tego mówić, bo
Paweł doskonale wiedział.
- Ale właśnie zrobiłem pierwszy
krok w dobrą stronę – dodał Michał, uśmiechając się lekko.
- Jesteś pewny, że to dobry
kierunek?
- Czy ty zawsze musisz mówić
takimi zagadkami? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Paweł roześmiał się głośno,
klepiąc Michała w ramię.
- Tym razem sam zacząłeś stary,
więc nie zwalaj na mnie – powiedział rozbawiony. – I skoro wreszcie wróciłeś na
odpowiedni kurs, to nie pozostaje mi nic, tylko się cieszyć. Może w końcu
przestanę być zespołowym psychologiem, bo to gówniana fucha.
- Nie myśl sobie, że nie będę
cię już zamęczał swoimi problemami – zaśmiał się Michał. – Właściwie mam
pewnien interes…
- Zaczyna się! – westchnął
Paweł ze zrezygnowaniem. – Dawaj.
- Nie wiesz, czy ktoś nie szuka
współlokatora?
- Właściwie jest jedna osoba… -
zaczął. – Ale zanim ci cokolwiek powiem, muszę się upewnić.
- Jasne – zgodził się Michał. –
Mam już powyżej uszu ojca i jego mądrości. Zamierzam przekoczować u Sabiny,
odkąd powierzyła mi kluczyki. Może nawet podleję jej te kwiatki, skoro o to
prosiła.
Paweł uśmiechnął się szeroko i
znacząco, ale Michał nie wnikał, o co mu chodziło.
- Popytam, czy ktoś chce
przygarnąć oswojonego Dzika. Mogę nawet ulotki zrobić.
Michał pokręcił głową z
niedowierzaniem, kiedy Paweł przywołał jego stare przezwisko.
- Napisz tam jeszcze, że
zamierzam płacić w żołędziach – dodał z ironią.
- Interesująca oferta, może
nawet sam się skuszę.
- Możesz dzwonić w każdej
chwili, numer znasz – odezwał się Michał, zbierając swoje przemarznięte cztery
litery z ławki. – A tymczasem ja się stąd zabieram, zanim dupa przymarznie mi
do tej ławki.
Paweł skinął mu głową na
pożegnanie i ruszył w swoją stronę, a Michał nie czekał ani sekundy dłużej, bo
w końcu do niego dotarło, że grudzień nie był odpowiednim miesiącem na nocne
przemyślenia na ławce w parku.
Grudzień…
Czas tak szybko mijał. Michał
chciał dogonić to, co stracił, a tak naprawdę uciekał w przeciwnym kierunku,
mając nadzieję, że jakoś zdoła przed wszystkim uciec. Może był to jakiś
podświadomy mechanizm, na który miał niewiele wpływu, ale i tak żałował czasu,
który stracił.
Wsiadł do samochodu, trzęsąc
się z zimna. Od razu włączył ogrzewanie, wyczekując momentu, w którym znowu
poczuje ciepło. Odległość między mieszkaniem ojca Michała a mieszkaniem Sabiny
nie była na tyle duża, by Michał jakkolwiek się ogrzał. A potem musiał przejść
cały proces od nowa, kiedy wszedł do mieszkania, w którym każdy kaloryfer był
zakręcony.
Michał westchnął ciężko,
szukając koca, którym mógłby się okryć. Ale był zadowolony, nie mając
drażniącego go ojca w pobliżu. No i każdy kąt tego mieszkania przywoływał
jakieś wspomnienie, które Michał przyjmował z uśmiechem na ustach.
Zrobił sobie herbatę. Zieloną,
bo Sabina tylko taką miała w kuchni, co wcale nie było dla niego zaskoczeniem.
Przeniósł się do salonu, gdzie umościł się wygodnie i wrócił myślami do
momentu, w którym przerwał mu Paweł.
Po pierwsze – mieszkanie.
Po drugie – praca.
Bycie asystentem swojego ojca,
który tak właściwie nie potrzebował w ogóle asystenta, nie było
satysfakcjonujące. Wystarczało teraz, gdy Michał nie bardzo wiedział, co dalej,
ale na dłuższą metę nie potrafiłby się w tej roli odnaleźć. Chociaż Wojtek i
jego poprawiające się wyniki pokazywały, że coś jednak mógłby osiągnąć, gdyby
kiedyś się faktycznie zdecydował.
Natomiast granie…
Siatkówka nadal była jego
życiem. Trzymanie piłki w dłoniach nadal sprawiało, że ciarki przechodziły mu
po plecach. Tylko wątpił, by była jeszcze dla niego jakaś szansa na powrót do
najwyższej ligii siatkówki. Trenerzy się zmieniali, pewnie nawet nie pamiętali,
że ktoś taki jak Michał Kubiak istniał. I nie mógł ich za to winić. Byli
młodsi, byli lepsi od niego i właśnie taka była rzeczywistość.
Ale pierwsza liga?
Miał trochę znajomości w
siatkarskim środowisku. Teraz były nieco zakurzone, ale gdyby naprawdę się
postarał… Talent do siatkówki albo się ma, albo się go nie ma. Michał go miał i
nie wątpił, że z odpowiednim przygotowaniem fizycznym dałby radę wrócić na
dobry poziom.
A w temacie znajomości, udział
w pożegnalnym meczu Możdżonka na pewno mu nie zaszkodzi. Spotkanie ze starymi
znajomymi tym bardziej.
Odsunięcie się od siatkówki na
tak długi okres czasu było niemal bolesne. Dlatego, że Michał pamiętał emocje,
które towarzyszyły każdemu meczowi. To było coś więcej niż tylko uderzanie w
piłkę. Każdy mecz miał swoją historię, każdy wymagał stuprocentowego zaangażowania,
każdy uczył go czegoś innego. Nie zawsze chodziło o samą grę. Czasem chodziło o
emocje. I to właśnie te emocje uzależniały najbardziej. Radość po zdobyciu
punktu, wściekłość, gdy się przegrywało, duma po wygranej, żal po przegraniu, a
między tym miliony innych emocji.
Tego brakowało mu najbardziej.
Siatkarskiego rollercoastera emocji.
Po trzecie – Sabina.
Powinien od tego zacząć, bo bez
niej z całą pewnością nadal znajdowałby się na samym początku, błądząc po
ciemku, bez żadnych perspektyw na przyszłość, samotny i zamknięty w sobie.
Takim ona go zastała. I chociaż trwało to boleśnie długo, z czego dopiero co
zdał sobie sprawę, powoli kruszyła jego mury obronne, aż w końcu się udało. W
końcu udało mu się dotrzeć do samego siebie, przebić się przez pustą skorupę,
jaką był do tej pory.
I to wszystko dzięki niej.
Michał zawdzięczał Sabinie
wszystko. Sabina poświęciła wszystko dla niego, bez ani cienia gwarancji, że
jej poświęcenie nie pójdzie na marne. I zrobiła to, bo go kochała. Widział to
za każdym razem, gdy na niego patrzyła. Ta miłość nie była cudowna, radosna i
prosta. To była miłość z cierniami, kująca, raniąca, odpychająca. Sabina
trwała u jego boku, choć nie zasługiwała na cierpienie, jakie spotkało ją przez
niego.
Byłby na nią wściekły, że
wybrała sobie takie los, gdyby nie to, że był jej tak przeogromnie wdzięczny,
że się nie poddała.
Była jego aniołem. Jego małą
syrenką – Arielką. Była jego światem. Była jego sercem. Była jego duszą.
Kochał ją tak bardzo, że miał
ochotę posłać samego siebie w trzy diabły, by uwolnić ją od ciężaru, jakim dla
niej był.
Był tylko jeden problem.
Zrozumiał. Michał wiedział, że nigdy nie będzie w stanie oddać Sabinie tego
ogromu miłości, jaki mu okazała. Fizycznie był do tego niezdolny. Zrozumiał, że
Sabina nie oczekiwała od niego takiego samego poświęcenia. Ona pragnęła tylko,
by ją kochał i pozwolił jej kochać siebie.
I przez cały ten czas Michał
nie pozwalał jej kochać siebie tak, jak ona tego potrzebowała. Odbierał jej to,
sprawiał jej tym ból.
W tym tkwił problem od samego
początku. Nie chodziło o to, że Michał nie potrafił już kochać. Chodziło o to,
że nie potrafił być kochany.
Teraz wiedział lepiej.
Jeśli tylko Sabina mu pozwoli,
będzie jej codziennie udowadniał, jak ogromnym skarbem jest.
Jeśli tylko nie było za późno.
>< >< ><
Po dzisiejszym rozdziale stwierdziłam, że konieczne jest zaznaczenie, że stworzony przeze mnie obraz miłości w tej historii, to bardzo wyidealizowany obraz. Chciałoby się, żeby taka miłość była prawdziwa, ale chyba pozostało (mi) tylko wzdychać nad romansami.
Do tej pory powstrzymywałam się od komentarza chcąc nadrobić wszystkie rozdziały. Udało mi się tego dokonać w niecałe dwa dni. Czytałam każdą część z zapartym tchem, w pewnych momentach płakałam razem z Sabiną. Mało która historia jest w stanie aż tak na mnie wpłynąć. To co stworzyłaś jest najcudowniejszym arcydziełem jakie do tej pory czytałam (a opowiadań i książek w moim życiu przeczytałam cały ogrom). Mam nadzieję, że dalej będziesz pokazywała swoim czytelnikom jak piękny jest świat słowa pisanego i pióra, nawet tego wirtualnego. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i powiem jedno: jeszcze żadna historia nie zrobiła na mnie tak ogromnego wrażenia
OdpowiedzUsuń