6 kwietnia 2019

[II] 31.





>< >< ><

- Pokłóciliście się z Sabiną?
Gdyby to było pierwsze pytanie tego typu ze strony jego ojca, mógłby jeszcze przymknąć na nie oko. Tylko że Kubiak senior męczył go nimi od samego czwartku. W dodatku ciągle twierdził, że Sabina wydawała się uciekać, jakby coś ją goniło i to na pewno była wina Michała.
Michał zaczynał przypuszczać, że jego ojciec przeszedł z fazy obchodzenia się ze nim jak z jajkiem, do fazy, w której wylewał na niego kubeł zimnej wody. Nie żeby miał coś przeciwko. Jarosław Kubiak w roli trzęsącej się nad synem kwoki był przerażająco dobry. A on miał już dość bycia traktowanym jak nieokrzesany nastolatek.
Michał nie był już dzieckiem, nie potrzebował, by ktoś na nim czuwał, a ciągłe dopytywanie się ojca, irytowało go ponad wszystko.
Może dlatego, że nie pozwalało mu zapomnieć, jak bardzo brakowało mu Sabiny. Może miało to też coś wspólnego z tym uciskiem w sercu, który czuł, kiedy przytulał Sabinę na pożegnanie, wiedząc że nie zobaczy jej przez najbliższych kilka dni. Może też dlatego, że za każdym razem, gdy myślał o Sabinie samej w Katowicach… Wtedy wyrzucał sobie za wszystkie te przegapione idealne okazje, by szczerze przyznać, jak wiele się zmieniło.
Michał naprawdę nie rozumiał, dlaczego bał się wyznać Sabinie, co czuje. Jeżeli była jedna osoba na świecie, co do której mógł być pewny, że go nie wyśmieje, była to właśnie ona. A jednak za każdym razem, gdy zbierał się na odwagę, coś go powstrzymywało, wiązało mu usta.
Chyba faktycznie zasługiwał na kubeł zimnej wody.
- Przeprosiłeś ją chociaż?
Michał poczuł, jak krew wrze mu w żyłach.
- Nie pokłóciliśmy się na litość boską! Nie uciekła, tylko pojechała na kurs. I nie przeprosiłem jej, bo kiedy ostatni raz sprawdzałem, wszystko było między nami w porządku – powiedział na jednym wydechu. – Więc przestań się wciskać w moją przestrzeń osobistą i daj mi żyć!
Swojego wybuchu pożałował już w momencie, w którym ostatnie słowo opuściło jego usta, chociaż z drugiej strony ulga, jaką poczuł, była zbawieniem. Wiedział, że ojciec nie będzie się na niego długo gniewał, o ile w ogóle będzie się gniewał, bo istniała szansa, że Kubiak senior specjalnie go prowokował, by zmusić go do jakiejś reakcji.
Jeżeli to był jego plan, to działał.
Michał uświadomił sobie, jak bardzo miał dość życia pod jednym dachem z ojcem. Był dorosłym facetem, potrzebował własnej przestrzeni, a kompletnie nic w tym kierunku nie robił. Czas z tym skończyć. Czas ogarnąć swoje życie i przestać się zachowywać, jakby był ofiarą złośliwego losu, bo nadal miał wszystko w swoich rękach. Wystarczyło zacząć działać.
Cała ta świadomość, odpowiedzialność za zmarnowanie ostatnich kilku tygodniu, spłynęła na Michała w przeciągu jednej chwili, zostawiając go z mocno zaciśniętymi w złości pięściami.
Był zły na siebie za to, jak zachowywał się w ostatnim czasie. Że kompletnie sobie odpuścił i nawet nie był tego świadomy. Chciał to zmienić. I w końcu naprawdę zamierzał to zrobić.
Gniew był jego motywacją. I miał jej nawet w nadmiarze. Ale najpierw potrzebował wydostać się z mieszkania ojca i nabrać nieco powietrza do płuc, bo czuł, że jeszcze trochę i zwariuje.
Bez zwracania uwagi na ojca, odwrócił się na pięcie, zabrał kurtkę, portfel, cały pakiet kluczy z brelokiem jastrzębskiego węgla i zamknął za sobą drzwi. Postanowił przejść się kawałek i uspokoić rozedrgane nerwy, zanim wsiądzie do samochodu. W głowie robił listę rzeczy, które powinien załatwić dawno temu, a z nieznanych sobie przyczyn, ciągle je odkładał.
Po pierwsze – własne mieszkanie. Z obecnym stanem swojego konta bankowego na własne mieszkanie nie mógł sobie pozwolić, ale to nie zmieniało faktu, że potrzebował wyprowadzić się z mieszkania Kubiaka seniora w trybie ekspresowym. Mógł przetrwać jeszcze kilka dni, dopóki nie znajdzie kogoś, kto szuka współlokatora. Tymczasem zaczął myśleć o dalekiej przyszłości, której nie chciał spędzić na kanapie u kumpla. Chciał mieć dom. Własny dom. Banalne męskie pragnienie. Nigdy nie sądził, że go dopadnie ta myśl, ale naprawdę marzył o własnym domu, wypełnionym ciepłem, po którym będą biegać jego dzieci.
Nieco go to przeraziło. W ciągu ostatnich lat stracił to naturalne poczucie upływu czasu. Myślał, że przegapił moment, w którym uderzy go chęć ustatkowania się, że stracił tę szansę. Jednak było inaczej. I mógł się zamartwiać, że nigdy tego pragnienia nie osiągnie. Mógł też wziąć się w garść i zrobić wszystko, co w jego mocy, by je spełnić.
Michał usiadł na ławce, kiedy planowanie przyszłości i jednoczesne orientowanie się w terenie stało się kłopotliwe i zaczął się zderzać z przechodniami na każdym kroku.
Mimo że siedział niemal nieruchomo przez dłuższą chwilę, nie czuł zimna, bo wewnętrznie ogrzewała go myśl o prawdziwej rodzinie, o prawdziwym domu, o żonie, o dzieciach… I kiedy o tym myślał, zawsze widział Sabinę u swojego boku. Jej promienny uśmiech rozświetlałby mu każdy dzień, jej miłość wypełniała każdy kąt ich wspólnego domu, a wszystko to w towarzystwie małych brzdąców, domagających się każdego ułamka ich uwagi.
Tego właśnie pragnął. I nie mógł uwierzyć, że dopiero teraz zauważył, jak wiele czasu już stracił.
- Michał?
Spojrzał w górę, wyrwany nagle z własnych marzeń, by zobaczyć zatroskaną twarz Pawła nad sobą. Jego sportowy strój mówił sam za siebie, więc nie musiał pytać, co fizjoterapeuta robił wieczorem w… - rozejrzał się dookoła - …parku.
- Cześć.
- Coś się stało, czy tak po prostu postanowiłeś odmrozić sobie tyłek na ławce w parku?
- Musiałem się przewietrzyć – wzruszył ramionami. – Trochę się pogubiłem.
I miał na myśli swój stan psychiczny i emocjonalny, a nie rzeczywistość, ale nie musiał tego mówić, bo Paweł doskonale wiedział.
- Ale właśnie zrobiłem pierwszy krok w dobrą stronę – dodał Michał, uśmiechając się lekko.
- Jesteś pewny, że to dobry kierunek?
- Czy ty zawsze musisz mówić takimi zagadkami? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Paweł roześmiał się głośno, klepiąc Michała w ramię.
- Tym razem sam zacząłeś stary, więc nie zwalaj na mnie – powiedział rozbawiony. – I skoro wreszcie wróciłeś na odpowiedni kurs, to nie pozostaje mi nic, tylko się cieszyć. Może w końcu przestanę być zespołowym psychologiem, bo to gówniana fucha.
- Nie myśl sobie, że nie będę cię już zamęczał swoimi problemami – zaśmiał się Michał. – Właściwie mam pewnien interes…
- Zaczyna się! – westchnął Paweł ze zrezygnowaniem. – Dawaj.
- Nie wiesz, czy ktoś nie szuka współlokatora?
- Właściwie jest jedna osoba… - zaczął. – Ale zanim ci cokolwiek powiem, muszę się upewnić.
- Jasne – zgodził się Michał. – Mam już powyżej uszu ojca i jego mądrości. Zamierzam przekoczować u Sabiny, odkąd powierzyła mi kluczyki. Może nawet podleję jej te kwiatki, skoro o to prosiła.
Paweł uśmiechnął się szeroko i znacząco, ale Michał nie wnikał, o co mu chodziło.
- Popytam, czy ktoś chce przygarnąć oswojonego Dzika. Mogę nawet ulotki zrobić.
Michał pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy Paweł przywołał jego stare przezwisko.
- Napisz tam jeszcze, że zamierzam płacić w żołędziach – dodał z ironią.
- Interesująca oferta, może nawet sam się skuszę.
- Możesz dzwonić w każdej chwili, numer znasz – odezwał się Michał, zbierając swoje przemarznięte cztery litery z ławki. – A tymczasem ja się stąd zabieram, zanim dupa przymarznie mi do tej ławki.
Paweł skinął mu głową na pożegnanie i ruszył w swoją stronę, a Michał nie czekał ani sekundy dłużej, bo w końcu do niego dotarło, że grudzień nie był odpowiednim miesiącem na nocne przemyślenia na ławce w parku.
Grudzień…
Czas tak szybko mijał. Michał chciał dogonić to, co stracił, a tak naprawdę uciekał w przeciwnym kierunku, mając nadzieję, że jakoś zdoła przed wszystkim uciec. Może był to jakiś podświadomy mechanizm, na który miał niewiele wpływu, ale i tak żałował czasu, który stracił.
Wsiadł do samochodu, trzęsąc się z zimna. Od razu włączył ogrzewanie, wyczekując momentu, w którym znowu poczuje ciepło. Odległość między mieszkaniem ojca Michała a mieszkaniem Sabiny nie była na tyle duża, by Michał jakkolwiek się ogrzał. A potem musiał przejść cały proces od nowa, kiedy wszedł do mieszkania, w którym każdy kaloryfer był zakręcony.
Michał westchnął ciężko, szukając koca, którym mógłby się okryć. Ale był zadowolony, nie mając drażniącego go ojca w pobliżu. No i każdy kąt tego mieszkania przywoływał jakieś wspomnienie, które Michał przyjmował z uśmiechem na ustach.
Zrobił sobie herbatę. Zieloną, bo Sabina tylko taką miała w kuchni, co wcale nie było dla niego zaskoczeniem. Przeniósł się do salonu, gdzie umościł się wygodnie i wrócił myślami do momentu, w którym przerwał mu Paweł.
Po pierwsze – mieszkanie.
Po drugie – praca.
Bycie asystentem swojego ojca, który tak właściwie nie potrzebował w ogóle asystenta, nie było satysfakcjonujące. Wystarczało teraz, gdy Michał nie bardzo wiedział, co dalej, ale na dłuższą metę nie potrafiłby się w tej roli odnaleźć. Chociaż Wojtek i jego poprawiające się wyniki pokazywały, że coś jednak mógłby osiągnąć, gdyby kiedyś się faktycznie zdecydował.
Natomiast granie…
Siatkówka nadal była jego życiem. Trzymanie piłki w dłoniach nadal sprawiało, że ciarki przechodziły mu po plecach. Tylko wątpił, by była jeszcze dla niego jakaś szansa na powrót do najwyższej ligii siatkówki. Trenerzy się zmieniali, pewnie nawet nie pamiętali, że ktoś taki jak Michał Kubiak istniał. I nie mógł ich za to winić. Byli młodsi, byli lepsi od niego i właśnie taka była rzeczywistość.
Ale pierwsza liga?
Miał trochę znajomości w siatkarskim środowisku. Teraz były nieco zakurzone, ale gdyby naprawdę się postarał… Talent do siatkówki albo się ma, albo się go nie ma. Michał go miał i nie wątpił, że z odpowiednim przygotowaniem fizycznym dałby radę wrócić na dobry poziom.
A w temacie znajomości, udział w pożegnalnym meczu Możdżonka na pewno mu nie zaszkodzi. Spotkanie ze starymi znajomymi tym bardziej.
Odsunięcie się od siatkówki na tak długi okres czasu było niemal bolesne. Dlatego, że Michał pamiętał emocje, które towarzyszyły każdemu meczowi. To było coś więcej niż tylko uderzanie w piłkę. Każdy mecz miał swoją historię, każdy wymagał stuprocentowego zaangażowania, każdy uczył go czegoś innego. Nie zawsze chodziło o samą grę. Czasem chodziło o emocje. I to właśnie te emocje uzależniały najbardziej. Radość po zdobyciu punktu, wściekłość, gdy się przegrywało, duma po wygranej, żal po przegraniu, a między tym miliony innych emocji.
Tego brakowało mu najbardziej. Siatkarskiego rollercoastera emocji.
Po trzecie – Sabina.
Powinien od tego zacząć, bo bez niej z całą pewnością nadal znajdowałby się na samym początku, błądząc po ciemku, bez żadnych perspektyw na przyszłość, samotny i zamknięty w sobie. Takim ona go zastała. I chociaż trwało to boleśnie długo, z czego dopiero co zdał sobie sprawę, powoli kruszyła jego mury obronne, aż w końcu się udało. W końcu udało mu się dotrzeć do samego siebie, przebić się przez pustą skorupę, jaką był do tej pory.
I to wszystko dzięki niej.
Michał zawdzięczał Sabinie wszystko. Sabina poświęciła wszystko dla niego, bez ani cienia gwarancji, że jej poświęcenie nie pójdzie na marne. I zrobiła to, bo go kochała. Widział to za każdym razem, gdy na niego patrzyła. Ta miłość nie była cudowna, radosna i prosta. To była miłość z cierniami, kująca, raniąca, odpychająca. Sabina trwała u jego boku, choć nie zasługiwała na cierpienie, jakie spotkało ją przez niego.
Byłby na nią wściekły, że wybrała sobie takie los, gdyby nie to, że był jej tak przeogromnie wdzięczny, że się nie poddała.
Była jego aniołem. Jego małą syrenką – Arielką. Była jego światem. Była jego sercem. Była jego duszą.
Kochał ją tak bardzo, że miał ochotę posłać samego siebie w trzy diabły, by uwolnić ją od ciężaru, jakim dla niej był.
Był tylko jeden problem. Zrozumiał. Michał wiedział, że nigdy nie będzie w stanie oddać Sabinie tego ogromu miłości, jaki mu okazała. Fizycznie był do tego niezdolny. Zrozumiał, że Sabina nie oczekiwała od niego takiego samego poświęcenia. Ona pragnęła tylko, by ją kochał i pozwolił jej kochać siebie.
I przez cały ten czas Michał nie pozwalał jej kochać siebie tak, jak ona tego potrzebowała. Odbierał jej to, sprawiał jej tym ból.
W tym tkwił problem od samego początku. Nie chodziło o to, że Michał nie potrafił już kochać. Chodziło o to, że nie potrafił być kochany.
Teraz wiedział lepiej.
Jeśli tylko Sabina mu pozwoli, będzie jej codziennie udowadniał, jak ogromnym skarbem jest.
Jeśli tylko nie było za późno.





>< >< ><

Po dzisiejszym rozdziale stwierdziłam, że konieczne jest zaznaczenie, że stworzony przeze mnie obraz miłości w tej historii, to bardzo wyidealizowany obraz. Chciałoby się, żeby taka miłość była prawdziwa, ale chyba pozostało (mi) tylko wzdychać nad romansami.

1 komentarz:

  1. Do tej pory powstrzymywałam się od komentarza chcąc nadrobić wszystkie rozdziały. Udało mi się tego dokonać w niecałe dwa dni. Czytałam każdą część z zapartym tchem, w pewnych momentach płakałam razem z Sabiną. Mało która historia jest w stanie aż tak na mnie wpłynąć. To co stworzyłaś jest najcudowniejszym arcydziełem jakie do tej pory czytałam (a opowiadań i książek w moim życiu przeczytałam cały ogrom). Mam nadzieję, że dalej będziesz pokazywała swoim czytelnikom jak piękny jest świat słowa pisanego i pióra, nawet tego wirtualnego. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i powiem jedno: jeszcze żadna historia nie zrobiła na mnie tak ogromnego wrażenia

    OdpowiedzUsuń