Gdybym była odrobinę bardziej
naiwna, po tym jednym wieczorze szczerości między mną a Michałem,
zaczęłabym snuć szczęśliwe wizje przyszłości. Ale życie nieco
mnie doświadczyło. Pokazało, na czym polegał dystans. Być szczęśliwym i w
tym samym momencie doceniać każdą minutę tego szczęścia, jakby miała być
ostatnią. Bo nigdy nie wiadomo, czy nią nie będzie.
Nie byłam naiwna. Bo człowiek
naiwny nie dzielił szczęścia na pół.
Byłam za to lekko rozkojarzona,
odrobinę nieobecna i w tym samym czasie niezdrowo podekscytowana. Czułam się
jak nastoletnia ja, kiedy Damian mimochodem wspomniał imię Michała. Tyle
lat, a ja wciąż tkwiłam w tym samym miejscu. Teraz z nieco większym
bagażem doświadczeń. Mniej przerażona. Zdecydowanie bardziej świadoma
wszystkich cieni czyhających za rogiem.
I na całe szczęście pozbyłam się
tego dziewiczego rumieńca, który ozdabiał moją twarz za każdym
razem, kiedy myślałam o Michale. Byłoby ciężko go ukryć, kiedy
obiekt moich rozmyślań stał nie dalej niż trzy metry ode mnie i wydawał
się być zainteresowany tym, jak długo można stukać w klawiaturę laptopa w
tempie, w jakim robiły to moje palce.
Przez moje własne rozkojarzenie byłam
o dużo za dużo w tyle z papierkową robotą i musiałam to nadrobić. Dlatego
na trening Wojtka z Michałem przyszłam uzbrojona w laptopa i trzy kolorowe,
wypchane po brzegi teczki.
Dokumentowanie każdej jednej
minuty, którą ktoś spędził na mojej kozetce, było wrzodem na moim tyłku, ale
niestety nikt nie zamierzał tego za mnie zrobić. Przynajmniej było to coś,
na czym się znałam, więc przy odrobinie skupienia szło mi naprawdę nieźle.
― Jeszcze trochę i puścisz laptopa
z dymem ― zaśmiał
się Wojtek.
Bez unoszenia wzroku znad
ekranu laptopa, kazałam mu rozruszać prawy dwugłowy. Sapnął
z bólu, kiedy wyprostował mięśnie.
― Mniej bezmyślnej siły, więcej głowy
i precyzji ―
rzuciłam jeszcze.
― Zaczynam myśleć, że ona
jest jakaś nienormalna ― niby powiedział przyciszonym
głosem do Michała, ale na tyle głośno, bym nie miała problemu z usłyszeniem.
Myślałam nad jakąś ripostą,
którą poczułby aż w piętach, ale okazało się, że całkiem niepotrzebnie.
― Mogłaby być nawet ślepa,
a i tak zrobiłaby to lepiej ― mój obrońca. ― Przyłóż się,
Wojtek, bo ja z kolei zaczynam myśleć, że wszyscy tylko tracimy czas.
Kubiak trochę przesadził. Wątpiłam,
by udało mi się na ślepo wymacać piłkę w powietrzu, a potem jeszcze ją posłać
w boisko, ale przynajmniej udało mu się zmotywować Wojtka. No i kto tracił
czas, ten tracił. Ja ciężko harowałam.
Wróciłam do swoich sprawozdań z
mniejszym zapałem, częściowo skupiając się na tym, co działo się na boisku. Dzięki
temu wyłapałam grymas bólu na twarzy Michała, kiedy pokazywał Wojtkowi odpowiedni
ruch. Byłam pewna, że chłopak nic nie zauważył, bo Kubiak od razu to
zamaskował, ale przede mną takich grymasów się nie da ukryć. Taka praca.
A Kubiak chyba zapomniał, że
nie jest już młodym bogiem.
Nawet nie musiałam się produkować.
Jak tylko skończyłam z ramieniem Wojtka, Michał sam zjawił się w moim
gabinecie. Wystarczyło mu tylko wskazać kozetkę.
Kiedy zobaczyłam Michała
po raz pierwszy po tych pięciu latach, od razu mogłam stwierdzić, że zdecydowanie
zmężniał. Z nieopierzonego dwudziestodwulatka stał się dorosłym mężczyzną.
Wtedy widziałam to w jego twarzy, teraz miałam okazję zobaczyć tę zmianę na
jego ciele.
Tam, gdzie wcześniej była
odrobina chłopięcego tłuszczyku, teraz były twarde mięśnie. Cofam swoje
słowa. Kubiak był młodym bogiem. Ale zapomniał, że przed użyciem mięśnie
trzeba rozgrzać.
Szybko sobie z tym poradziłam.
Podobnych bóli miewałam w tym gabinecie na pęczki, więc ten nie był dla mnie
żadnym wyzwaniem. Jednak ciężko przychodziło mi przekonanie moich dłoni, by
przestały dotykać ciała Michała. Od siebie dodałam jeszcze masaż rozluźniający,
na który oczywiście miałam dobre wytłumaczenie, gdyby się zorientował, że
specjalnie przeciągam.
Nie usłyszałam jednak ani słowa
skargi. Kiedy w końcu pozwoliłam mu usiąść, zaczął się podnosić ostrożnie,
jakby spodziewał się mimo wszystko ukłucia bólu, a potem spojrzał na mnie z
rosnącym zaskoczeniem.
Jakby pierwszy raz doświadczył
cudów fizjoterapii.
― Już zapomniałem, jak
fantastyczne masz dłonie.
Brzmiało to niewinnie, biorąc
pod uwagę mój zawód i fakt, że przed chwilą wymasowałam mu połowę mięśni Ale w
połączeniu z tym nieznacznym skrzywieniem warg pół uśmiechu ― pół
grymasie i spojrzeniem, które zdecydowanie nie było niewinne...
Cóż, krótko mówiąc przeniosłam
się w czasie o sześćdziesiąt jeden miesięcy prosto do łóżka, które w tym czasie
dzieliłam z Michałem i... Szczegóły wywoływały krwistoczerwony rumieniec na
twarzy tamtej Sabiny jeszcze przez długi czas później. Wystarczy powiedzieć
tylko, że w całym zdarzeniu brały udział moje dłonie.
Michał nie miał nic konkretnego
na myśli, to nie było ukryte zaproszenie ani propozycja. W tym konkretnym
momencie dzieliliśmy wspomnienie naszej wspólnej, dobrej przeszłości. Nie
miałam nic przeciwko temu, uśmiechnęłam się z lekkością.
― Fantastyczne dłonie ―
powtórzyłam, smakując słowa i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. ―
Brzmi dobrze, ale w CV chyba nie prezentowałoby się najlepiej.
― Nie, raczej nie zrobiłoby to
wrażenia na potencjalnym pracodawcy ― zgodził się.
― Albo zrobiłoby za duże ―
dodał po chwili.
W czasie naszej krótkiej
wymiany dwuznacznych komentarzy i sugestywnych uśmiechów, zdążyłam uprzątnąć
gabinet po dwóch sesjach masażu. Byłam gotowa do wyjścia, co nie umknęło
Kubiakowi, który pozbierał swoje rzeczy i otworzył dla mnie drzwi.
Po raz kolejny ramię w ramię
wyszliśmy z jastrzębskiej hali sportowej. Także razem wsiedliśmy do samochodu
Michała. I razem z niego wysiedliśmy. Tym razem Kubiak sam się wprosił do
mojego mieszkania. Ale ja nikomu herbaty nie odmawiałam.
Marty nie było. Albo
wyświadczała przysługę sąsiadce, opiekując się jej dziećmi, albo może miała
potajemne spotkanie z Damianem. W każdym bądź razie była dorosła i
odpowiedzialna.
Dwa kubki parującej herbaty na
stole, a między nami nadal cisza. Kojąca, uspokajająca. Ale nie trwała
długo. Michał skupił się na mieszaniu swojej herbaty, kiedy ja skupiałam się na
nim. Dlatego zauważyłam tą “myślącą” zmarszczkę na jego czole i czekałam, aż
zdecyduje się odezwać.
― Zaraz mi wywiercisz dziury w
kubku tą łyżeczką ― wyrzuciłam z siebie po kolejnych minutach ciszy. W tym
czasie zmarszczka na czole Michała jedynie się powiększyła, a on najwyraźniej
potrzebował małego bodźca, żeby się zebrać w sobie.
Westchnął. Odłożył ostrożnie
łyżeczkę na stół.
― Zgaduję, że nie masz ochoty
na niedzielny obiad w towarzystwie całej rodziny Kubiaków? ― powiedział
na jednym wydechu. ― Przepraszam, próbowałem im przemówić do rozumu, ale
uparli się. Zwłaszcza matka.
― Nie przepraszaj ―
posłałam mu ciepły uśmiech. ― Jestem winna twojej mamie chociaż
jeden obiad za te wszystkie razy, kiedy jej odmawiałam.
― Zdajesz sobie sprawę, jak to
będzie wyglądać? ― zapytał z poważnym wyrazem twarzy i lekką obawą w oczach.
― Twoja mama będzie opowiadać
historie miłosne jej i twojego ojca, a twój brat pewnie już rozmyśla nad tym,
czym mnie zawstydzić na oczach wszystkich.
― Ojciec będzie ci rzucał
wszechwiedzące spojrzenia ― dodał, teraz odrobinę rozbawiony moim podsumowaniem jego
rodziny.
― Z tym mam do czynienia na co
dzień ―
zaśmiałam się. ― Przeżyję.
― O ciebie się nie martwię.
Na jego słowa zareagowałam zaprzeczającym
kręceniem głowy. Michał miał więcej wiary we mnie niż w siebie, a to
nie tak powinno być.
― A ja się nie martwię o
Ciebie, wiesz dlaczego? ― ściągnęłam po jego dłoń i kontynuowałam, mimo że na mnie
nie spojrzał. ― Będę tam z Tobą. I zupełnie nie przejmę się tym, co sobie
o mnie, o nas pomyślą, jeśli stwierdzimy, że przekroczyli granice i wyjdziemy w
samym środku obiadu. Ale nie sądzę, że do tego dojdzie. Znam twoją rodzinkę,
Michał. Jeżeli nie przestraszyli naiwnej nastolatki, dorosłej kobiety też nie
zdołają.
I tym zakończyłam, patrząc
Michałowi prosto w oczy i nadal ściskając jego dłoń w swojej.
Michał nie odpowiedział nic.
Zamiast tego uniósł nasze splecione ręce i pocałował grzbiet
mojej dłoni. Ten gest oznaczał więcej niż tysiąc słów, a moje
serce zabiło szybciej na okazaną mi czułość.
Uniosłam się z miejsca i
podeszłam do niego. Jakby wiedział, co zamierzam, również podniósł się z
miejsca i pozwolił mi się przytulić. Ja byłam przytulającą, on był
przytulany. Ja oparłam podbródek na jego ramieniu, niemal stając przy tym na
paznokciach stóp, a Michał wtulił policzek w zagłębienie mojej szyi.
Zaśmiałam się lekko, kiedy
Michał przesunął swoje dłonie z dołu moich pleców na moje biodra i wyżej
przez boki. Dałabym głowę, że zrobił to specjalnie, bo doskonale wiedział,
że mam łaskotki.
― Będę się już zbierał ―
oznajmił po dłuższej chwili.
― Yhm ― wymruczałam
tuż przy jego skórze.
― Przekażę mamie, że będziemy
na tym obiedzie.
― Yhm ―
zgodziłam się ponownie.
― Sabina ― Kubiak
ścisnął mnie mocno i zachłannie, zastanawiałam się, czy on też nie może
znaleźć siły, by się odsunąć.
W końcu jednak to zrobił, a
widząc moją niedozwoloną minę, pochylił się i wycisnął czuły pocałunek na moim
czole. Na ten przejaw czułości moje serce się odrobinę skurczyło ze wzruszenia.
Michał nigdy nie był przesadnie wylewny, jeśli chodziło o uczucia. Okazywał je,
ale z umiarem. Teraz wydawało mi się, że próbuje nadgonić stracony czas. Albo
że przestał się ograniczać. Lub też przestał powstrzymywać kierujące nim
impulsy. W każdym bądź razie, cokolwiek to nie było, czułam się adorowana,
niemal kochana. Niemal, bo nie usłyszałam tych słów z ust Kubiaka od pięciu
lat, a nie chciałam wybiegać nazbyt w przód i dopowiadać sobie słowa, których
mogłam w ogóle nie usłyszeć.
Oparłam czoło na klatce
piersiowej Michała i westchnęłam lekko. Kiedy on zachowywał się w ten sposób,
coraz trudniej było mi powściągnąć własne uczucia, które szalały i wyrywały się
do niego.
Poczułam jeszcze jeden
delikatny i czuły pocałunek. Tym razem na czubku mojej głowy. I, och Boże,
musiałam go w końcu wypuścić, bo jeszcze jeden taki gest i nie pozwolę mu już
odejść.
Odsunęłam się powoli, centymetr
za centymetrem. Oddalałam się od ciepła i bezpieczeństwa, jakie nieświadomie mi
oferował, choć najbardziej na świecie chciałabym móc się w nich na zawsze
zanurzyć.
― Idź już, zanim cię zmuszę,
żebyś został.
Mój ton był lekki i żartobliwy,
ale spojrzenie musiało zdradzać zbyt wiele z tego, jak bardzo chciałam, by
faktycznie ze mną został, bo Michał zastygł niemal w bezruchu, świdrując mnie
swoim spojrzeniem. Być może faktycznie brał pod uwagę, że mógłby zostać, ale
gdyby jednak został, czułabym, że niejako go do tego zmusiłam, a przecież nie o
to mi chodziło.
Małe kroczki, pamiętasz,
Sabina? Małe kroczki dyktowane tempem Michała, a nie twoimi zachciankami.
Więc zrobiłam co mogłam, by
złamać ten moment, a chwilę później zamykałam drzwi za Kubiakiem z ciężkim
westchnięciem, które samoistnie wyrwało się z mojej piersi. Wróciłam do kuchni,
sprzątnęłam stolik po naszej wieczornej herbatce, a potem pozwoliłam sobie
utopić się w bezczynności, bo razem z Kubiakiem wyszła cała moja energia.
Siedziałam w salonie na kanapie
okryta zielonym kocem. Wpatrywałam się w czarny ekran wyłączonego telewizora i
wsłuchiwałam się w niczym niezmąconą ciszę. Lubiłam ciszę. Ale nie tę dzwoniącą
w uszach ciszę samotności. I nagle sobie to uświadomiłam. Samotne mieszkanie
nie było dla mnie. Zanim Marta zjawiła się w moich drzwiach, nawet tego nie
zauważyłam. Potem działo się zbyt wiele, by o tym pomyśleć. A teraz nie miałam
wątpliwości. Byłam samotna. I jak tlenu potrzebowałam kogoś, kto oddychałby ze
mną w ciszy.
Jedna osoba przychodziła mi na
myśl. Niedawno zamknęłam za nią drzwi. I kiedy te same drzwi otworzyły się
znowu, mniej racjonalna część mnie miała nikłą nadzieję, że to będzie on, ale
ta bardziej racjonalna wiedziała lepiej.
― Sabina, jesteś?
Marta pojawiła się w salonie,
rozglądając się po pokoju, jakby spodziewała się zobaczyć kogoś jeszcze. Trochę
się spóźniła, ale tego jej mówić nie zamierzałam.
― Mam wesołą nowinę ―
zaczęła, siadając obok mnie. ― Zwalniam ci mieszkanie na weekend.
― I to ma być ta wesoła nowina?
―
uniosłam brwi.
― A nie cieszysz się z
odzyskanej wolności? Nawet jeśli potrwa tylko półtora dnia.
― Wspominałaś coś o weekendzie ―
zaczęłam, drażniąc się z nią. ― Półtora dnia? Cóż ja zrobię z
taką ilością czasu?
― Coś wymyślisz ―
rzuciła tylko.
― To co to za okazja? Jedziesz
pozwiedzać Warszawę? ― zaciekawiłam się mimo wszystko.
― Tak właściwie to Warszawa
będzie zwiedzać. Sławek po mnie wpadnie i pojedziemy do rodziców na
obiad. Damian obiecał, że jak dostanie wolne, to też się pojawi.
Sławek, brat Marty. Pamiętam
okoliczności w jakich go poznałam. Kiedy odwoziłam Martę i Damiana do
szpitala, w którym go operowano po wypadku samochodowym, nie miałam
okazji się z nim zobaczyć. Ale kilka miesięcy później udało nam się spotkać
osobiście. Miły facet, ułożony. Według Marty ta jego ogłada to efekt
wypadku, wcześniej podobno był bardziej przekorny.
Fakt, że prowadził samochód w
wieku siedemnastu lat bez prawa jazdy coś mi o tym mówił. Ale sam wypadek
nie był jego winą. A ja nie znałam go wcześniej, więc nie mnie było oceniać.
― W takim razie od jutra
zacznę zbierać zapasy. Sobotni wieczór spędzę pod kocem z butelką
wina ―
rozmarzyłam się.
― Romantycznie ― skomentowała
uszczypliwie Marta.
Wzruszyłam tylko ramionami i chwilę
później zamknęłam za sobą drzwi swojego pokoju. Zmęczenie dało o sobie
znać.
Zanim zasnęłam pomyślałam
jeszcze, że do wina, koca i być może wielkiej oreo czekolady
pasowałaby jeszcze Ida.
>< >< ><
Tydzień i wracam do domku.
Miesiąc i święta.
No nic tylko czekać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz