11 grudnia 2016

29.

Wygrane zawody, nie pierwsze, ale jakby ważniejsze, trzeba oblać. Tak przynajmniej stwierdził Damian, dzieląc się tym pomysłem z resztą mojej skromnej grupy wsparcia. W ten sposób wszyscy wylądowali u nas w mieszkaniu, siedząc w salonie i popijając zakupionego po drodze szampana. Nawet ja się skusiłam na odrobinę. Ta wygrana naprawdę była dla mnie ważna. Chciałam ją uczcić chociaż tą odrobinką alkoholu. Usadowiłam się między nimi, czując wielką radość, że byli przy mnie. Było miło i przyjemnie. Rozmowy żyły własnym życiem, tematów nie brakowało, jedynie przekąsek nie było. Podniosłam się z siedzenia i ruszyłam w stronę kuchni, chcąc sprawdzić, czy cokolwiek mamy w lodówce. Szczęście mi sprzyjało. Przygotowałam talerz kanapek. Niezbyt urozmaiconych, ale na pewno dobrych na zaspokojenie największego głodu. Zawsze przecież mogliśmy zamówić pizzę, choć gdyby Lorenzo się o tym dowiedział, najprawdopodobniej spakowałby moje walizki i wysłał pierwszym samolotem na drugi koniec świata za to, że zapycham jego zawodników śmieciowym żarciem. Trudno.
Położyłam talerz na stole, co zostało przyjęte z niezwykłym poruszeniem. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym cofnęłam do kuchni, by zaparzyć każdemu po kubku ciepłej herbaty z miodem. Godzina była dość wczesna. Ledwo dziesięć po dziewiętnastej. Ale mimo wszystko atmosfera dzisiejszego dnia mnie wykończyła. Byłam zmęczona i szczęśliwa. I zdecydowanie podekscytowana, co nie pozwoliłoby mi zasnąć nawet gdybym próbowała.
Wróciłam do salonu z herbatami i ulokowałam się pomiędzy ludźmi, których kochałam z całego serca. Brakowało mi do kompletu jedynie Idy. I Kuby, od kiedy moja przyjaciółka nigdzie się bez niego nie rusza. Dziewczyna złożyła mi gratulacje przez telefon, zapewniając, że była na trybunach, ale nie mogła podejść po zawodach, bo nie mogła się do mnie przebić. Wyraźnie sobie ze mnie żartowała, doskonale wiedząc, że nienawidziłam być w samym centrum zainteresowania.
- Byłaś otoczona wielbicielami bardziej niż Michał hotkami po meczu – drwiła sobie ze mnie w najlepsze przez telefon, a ja żałowałam, że nie stoi zaraz obok mnie, bo bym jej pokazała, co o tym myślę. Zwłaszcza o tej części z hotkami i Michałem. Wystarczyło raz jej się zwierzyć, że nie podoba mi się widok jaki zawsze zastaję po meczu Jastrzębskiego, a ona już wykorzystuje to przeciwko mnie. Wspaniała przyjaciółka, nie ma co – zaśmiałam się w duchu.
Wróciłam duchem do towarzystwa akurat w momencie, kiedy Marcie zadzwonił telefon. Przeprosiła na chwilę, uciekając z dala od hałasujących siatkarzy. Nie było jej dość sporą chwilę, już miałam iść sprawdzić, gdzie przepadła, kiedy pojawiła się z powrotem w salonie. Jedno spojrzenie na jej twarz wystarczyło mi, by wiedzieć, że coś jest nie w porządku. Dziewczyna była strasznie blada, w jej oczach szkliły się łzy i cała była rozedrgana.
- Co się stało? – podniosłam się i podeszłam bliżej niej, zwracając uwagę chłopaków, którzy do tej pory byli pogrążeni w dyskusji. Damian również podszedł do Marty, przytulając do siebie, kiedy szloch wstrząsnął jej ciałem.
- Mój.. mój brat. On… Miał wypadek – wydukała przez zaciśnięte od szlochu gardło. I nie było wcale ważne, że kompletnie nie znałam tego chłopaka, z miejsca zaczęłam mu współczuć , bo gdyby jego stan nie był poważny, Marta nie wypłakiwałaby sobie teraz oczu.
- Odwiozę cię – powiedziałam, wiedząc, że na pewno wolałaby w tej chwili być razem z rodziną. Zrobiłam ledwie krok w stronę kuchni, by zabrać kluczyki, kiedy poczułam uścisk Damiana na swoim przedramieniu.
- Ja odwiozę Martę. Nie puszczę cię nigdzie po ciemku i jeszcze w ziemie. Masz prawo jazdy ledwie od kilku miesięcy – powiedział, a w jego oczach widziałam szczerą troskę.
- Piłeś – stwierdziłam dobitnie, patrząc na puste puszki po piwie, którego sobie z Michałem nie odmówili. Nikt nie miał im tego za złe. Na jedną puszkę nawet sportowiec może sobie pozwolić od czasu do czasu, ale za kierownicę nie wsiądzie. Po moim trupie. Wystarczy, że brat Marty miał wypadek. Nie trzeba kolejnego.
Damian westchnął ciężko, wiedząc dobrze, że go nie puszczę.
– Ty też – odbił piłeczkę, ale uniósł dłonie w geście poddania, na widok moich uniesionych brwi. – Dobra, dobra. Wiem, że tylko trzy łyki szampana. Wygrałaś. Ale jadę z wami – spojrzał na Martę, która próbowała jakoś pozbierać się i ocierała łzy z twarzy.
Wszystko zostało dogadane. Zabrałam kluczyki z kuchni i miałam już ubierać kurtkę, kiedy zauważyłam Michała opierającego się o ścianę zaraz obok mnie. Wstyd się przyznać, ale przy tym wszystkim zapomniałam, że tu jest.
- Pójdę do siebie – uśmiechnął się do mnie. – Jedź, ale uważaj, dobrze? Drogi są oblodzone, jest ciemno…
Kolejny, który się o mnie martwi. Ale było to bardzo miłe. Podeszłam do Michała i przytuliłam się do niego, zapewniając, że nic mi nie będzie. Uniósł mój podbródek i pocałował mnie krótko, ale za to czule.
- Chodźmy już – zarządził Damian, pojawiając się w przedpokoju. Szybkie spojrzenie na Martę i musiałam przyznać mu rację. Dziewczyna była cała zdenerwowana i świeże łzy szkliły się w jej oczach. Choćby Damian robił co w jego mocy, ona potrzebuje teraz wsparcia rodziny, nie chłopaka.
Cmoknęłam Kubiaka jeszcze w policzek i zapewniłam, że dam znać, kiedy dojedziemy. Siatkarz wyszedł, a nasza trójka zrobiła to chwilę po nim. Na zewnątrz było strasznie zimno, ale na moje szczęście nie padał śnieg, który dodatkowo ograniczyłby widoczność. Mówiłam już, że nie bardzo lubię jeździć samochodem po nocy?
Ruszyliśmy. Wydawało mi się, że przez pierwsze dziesięć minut Damian ciągle śledził moje ruchy i starał się rozglądać dookoła, sprawdzając, czy ich nie wpakuję w jakieś najbliższe drzewo, ale potem chyba zaufał mi jako kierowcy. Nie jechałam zbyt szybko. Wolałam nie szarżować, kiedy sama nie czułam się pewnie. Droga nie była aż tak długa, ale wzmożony ruch i złe warunki sprawiły, że trwała o wiele dłużej niż zwykle. Wkrótce jednak dotarliśmy pod szpital. Wysiedliśmy z samochodu we trójkę. W rejestracji dowiedzieliśmy się, że Sławek jest operowany, a cała rodzina zebrała się pod salą. Właśnie tam się udaliśmy. Damian obejmował Martę, cały czas gładząc ją uspokajająco po ramieniu. Udali się w stronę rodziców dziewczyny, których ta od razu przytuliła. Ja nie chciałam zakłócać im tej chwili. Usiadłam pare krzesełek od nich, opierając głowę o ścianę. Przymknęłam na chwilę oczy, czując, że długa jazda mnie wykończyła. Przypomniałam sobie jednak, że miałam zadzwonić do Michała. Odebrał za drugim sygnałem, co oznaczało, że czekał aż zadzwonię.
- Jesteśmy w szpitalu – powiedziałam, próbując wykrzesać z siebie odrobinę energii. Nie bardzo mi to wyszło.
- Wszystko w porządku? – zapytał Michał podejrzliwie.
- Tak, jestem po prostu zmęczona i smutna z powodu brata Marty. Właśnie go operują.
- Zostajecie tam?
Zastanowiłam się chwile nad tym pytaniem. Spojrzałam na Damiana, który cały czas był przy Marcie i nie odstępował jej na krok. On raczej się stąd nie ruszy. A ja? Nie uśmiechało mi się spać w szpitalnej poczekalni na krzesełku, tym bardziej nie chciałam robić kłopotu.
- Damian zostaje, ja wracam – odpowiedziałam wreszcie.
- Sabina, jesteś zmęczona, jest już późno. Nie lepiej zostać i wrócić rano? – próbował mnie przekonać.
- Nie, Michał. Nie chcę im tutaj zawadzać. Posiedzę jeszcze chwilę i będę się zbierać do domu.
- Ale jedź ostrożnie, jasne? I zadzwoń znowu, jak dojedziesz – zgodził się.
- Jasne, pa –pożegnałam się z nim.
Chwilę obracałam telefon w dłoni, zastanawiając się, czy Kubiak nie miał jednak trochę racji, ale koniec końców i tak chciałam wrócić do domu. Ten dzień był bardzo absorbujący, a ja nie marzyłam o niczym innym, jak ułożyć się na własnym łóżku i zasnąć. Czując zmęczenie, ruszyłam w stronę automatu po kawę. Choć zwykle wolałam herbatę, teraz przydałby mi się naprawdę mocny zastrzyk kofeiny. Ciepła ciecz przyjemnie rozgrzała moje ciało i chociaż odrobinę mnie przebudziła. Nie miało sensu tkwienie tutaj dłużej. Podeszłam do rodziców Marty, przedstawiając się i zapewniając, że bardzo mi przykro z powodu ich syna. Chwilę później oznajmiłam Damianowi, że wracam. Nie był zbyt zadowolony i, tak jak Michał, próbował mnie przekonać, żebym wracała rano, ale postawiłam na swoim. Pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam ze szpitala. Mroźny wiatr smagnął mnie po policzkach. A razem z nim z nieba zaczął padać śnieg.
- Tylko tego było mi trzeba – zirytowałam się, ale wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę powrotną. Tym razem naprawdę jechałam ostrożnie. Włączyłam sobie radio, żeby móc się skupić na czymś innym niż nużąca cisza w samochodzie. Kiedy w końcu dotarłam pod nasz blok, byłam wykończona. Ledwo wlokąc nogę za nogą weszłam na odpowiednie piętro i weszłam do mieszkania. Odetchnęłam z ulgą, czując jak moje nerwy się rozluźniają. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Usiadłam na chwilę w kuchni na blacie i ponownie wybrałam numer Michała. Nie chciałam żeby się martwił, w razie gdyby jednak czekał na telefon.
- Dotarłam. Jestem u siebie. Możesz iść już spać – zaśmiałam się lekko, gdy odebrał. Zaraz po pierwszym sygnale. Musiał czuwać z telefonem zaraz pod ręką.
I tyle było z naszej rozmowy, nie miałam siły na nic więcej. Pożegnaliśmy się, życzyliśmy sobie dobrej nocy i rozłączyliśmy. Ledwo widząc na oczy, zabrałam pidżamę i zamknęłam się w łazience, chcąc wziąć prysznic. Może nie była to dobra decyzja. Napięcie ze mnie opadło, ale wzięło ze sobą także senność. Leżałam więc na swoim ukochanym łóżku, przykryta kołdrą po same uszy, ale mimo to nie potrafiłam zasnąć. Westchnęłam ciężko, przewracając się po raz kolejny na drugi bok. Nic to nie dawało.
Byłam ciekawa, czy Michał już śpi. Sama nie wiedziałam, dlaczego. Po prostu ta myśl przyszła znikąd, ale nie chciała odejść. Miałaś serdecznie dość przewracania się po łóżku, zwłaszcza, że godzina była już naprawdę późna, a ja mocno wyczerpana. Przywdziałam na siebie szlafrok i kapcie, po czym zamknęłam za sobą mieszkanie. Wspięłam się piętro wyżej i zadzwoniłam do drzwi Kubiaka. Chyba go nie obudziłam, bo otworzył dość szybko, dziwiąc się trochę, widząc mnie po drugiej stronie.
- Nie mogę spać – powiedziałam jedynie, co było bardzo głupim wytłumaczeniem mojej nocnej wizyty. Ale Michał jedynie się zaśmiał lekko i, chwyciwszy mnie za rękę, wciągnął do środka.
- Chodź – pociągnął mnie dalej, w stronę sypialni. A ja w jednej chwili zaczęłam sobie wyrzucać głupotę. Co innego spędzać z Kubiakiem cały dzień, a co innego ładować mu się bez zaproszenia do łóżka. Mój mały moment zawahania zauważył Michał, ale jedynie się do mnie uśmiechnął zachęcająco, nie naciskając.
Skoro zrobiłam pierwszy krok kompletnie nie myśląc, to dlaczego przy drugim miałabym to robić?
Ściągnęłam z siebie szlafrok, zostając w pidżamie i ułożyłam się obok siatkarza na łóżku i po chwili poczułam, jak obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Uśmiechnęłam się, czując jego oddech na swojej szyi i mocniej wtuliłam w jego klatkę piersiową. Było mi ciepło. Było mi wygodnie. Ale to nadal nie było to. Odwróciłam się w stronę Michała, zauważając, że on też jeszcze nie śpi i wpatruje się we mnie. Podparłam się na łokciach i pocałowałam go niespiesznie i delikatnie.
- Cieszę się, że cię mam, wiesz? – powiedziałam, patrząc prosto w jego bladoniebieskie oczy.
Cmoknął mnie czule w czoło.
- Też się cieszę, że cię mam – szepnął.
Wtuliłam się w niego, głowę kładąc na jego torsie i uśmiechnęłam się na jego słowa.
Naprawdę niewiele trzeba do szczęścia.



A/n: Miał być wczoraj, jest dzisiaj. Cóż, z nauką nie ma żartów. Z maturą też nie. Dlatego ostatnio nie wyrabiam. No ale jest rozdział, mam nadzieję, że jest też kilka osób, które go przeczytają ;)

7 komentarzy:

  1. super rozdział, kolejny już
    tylko szkoda, że nie częsciej

    OdpowiedzUsuń
  2. też nie lubię jazdy po zmroku... ale uwielbiam jeździć jako pasażer, gdy pada śnieg. odpręża mnie to.
    mam nadzieję, że Sławka uratują.
    czekam na kolejny i trzymam kciuki za maturę

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Award na moim blogu.
    http://you-i-and-our-happiness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu tego rozdziału odetchnęłam z ulga. Byłam prawie pewna, że dojdzie do jakiegoś wypadku, gdy Sabina będzie jechała samochodem. Prawo jazdy ma od niedawna, wypiła kilka łyków szampana (a nawet po takiej ilości mogło zaszumieć jej w głowie, skoro zazwyczaj nie pije) i przede wszystkim – warunki na drodze nie były dobre. A z tym nawet doświadczony kierowca nie zawsze potrafi sobie poradzić. Ale na szczęście nie przygotowałaś nam następnej tragedii :D
    Szkoda mi Marty. Damiana również, bo on doskonale wie, co dziewczyna teraz czuje. W końcu kilka lat temu sam stracił bliskie osoby, a teraz to może spotkać jego ukochaną. Jestem bardzo ciekawa, czy ten wątek wniesie coś większego do historii, czy był rzucony tak tylko bez żadnego znaczenia.
    No i nadal rozpływam się nad związkiem Sabiny i Michała <3 Uwielbiam czytać o początkach, kiedy wszystko jest takie romantyczne, niespodziewane, pierwsze… Niecierpliwie czekam na kolejne i już żałuję, że nie mogę kliknąć w następny rozdział;(

    Pozdrawiam i ściskam mocno! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygadałam, noo...
    Ja też obawiałam się, że jeszcze coś przytrafi się po drodze Sabinie. Ale na szczęście oszczędziłaś nam tego, taki szok (niemal termiczny, jak już w tematyce basenów i wody, hehe) nikomu by dobrze nie zrobił. Można dodawać po trochu dramaturgii, ale bez szaleństw :D
    Oj tak - jazda po zmroku mnie przeraża. Może przez mój słaby wzrok, może przez śliskie teraz drogi i śnieg, a może po prostu dlatego, że nawet w czasie kursu nie jeździłam wieczorem. Chyba tak nie powinno być, ale mniejsza. Nie dziwię się więc Michałowi i Damianowi że mieli jakieś obiekcje żeby Sabina prowadziła. Zwłaszcza że napiła się szampana. Wiem, że to pewnie tylko kilka łyków, ale jestem zdecydowaną przeciwniczką jakiegokolwiek alkoholu za kierownicą. Ale już dobrze - nic się nie stało, Sabina spokojnie wróciła do mieszkania. Swojego, potem miśkowego. I znowu jest dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  6. Uff już myślałam, że Sabine też się coś stanie, ale na szczęście jest wszystko w porządku :D

    OdpowiedzUsuń