>< >< ><
Wzburzona do granic możliwości zapukałam do drzwi Kubiaków, chociaż
łomot był zdecydowanie zbyt duży jak na zwyczajne pukanie. Nie obchodziło mnie
to w tamtym momencie, bo jedyne, o czym myślałam, to jak można być tak nieczułym i pozbawionym
wszelkich ludzkich odruchów, wypisując takie bzdury o sportowcach.
Drzwi otworzyły się, kiedy już
unosiłam rękę, by ponownie w nie załomotać. Kubiak początkowo wyglądał na zaskoczonego
moim widokiem. Lub moim stanem. Szybko mu jednak przeszło i wiedziałam, że doskonale wie, jaki
jest cel mojej wizyty.
Nie czekając na zaproszenie,
przecisnęłam się obok niego do środka. Westchnął zrezygnowany i zamknął za mną
drzwi, zanim się do mnie odwrócił.
─ Miałem nadzieję, że tego nie zobaczysz.
─ Miałeś nadzieję... ─
sapnęłam
ze złością. ─ Dlaczego muszę się dowiadywać o czymś
takim z głupiej gazety?! ─ podniosłam głos.
─ Bo to głupia gazeta i nie warto się nią przejmować.
─ Nie warto? Tym, co pomyśli sobie środowisko, czytając te bzdury, też nie warto się przejmować?!
Westchnął ciężko, przecierając twarz
dłonią. Nagle jakby zrzucił maskę pewności i stanowczości. Teraz
wyglądał na zmęczonego i rozdrażnionego. Jeden punkt dla mnie. Zaczęłam darzyć niepomierną niechęcią te jego maski.
Bo to były maski, przez większą cześć czasu się nimi zasłaniał. I tylko
chwilami był prawdziwy.
─ O, Sabina.
Zerknęłam za siebie, gdzie w progu
salonu pojawił się Kubiak senior. Od razu poczułam zażenowanie swoim
zachowaniem, bo w końcu wparowałam tu z przytupem i zaczęłam się ni z tego, ni
z owego drzeć.
─ Prze...
─ Może ty przemówisz mu do rozumu ─ dodał twardszym tonem, patrząc na Michała. ─ A ja idę sprawdzić, czy nie ma mnie w sklepie.
I chwilę później zamknęły się za nim
drzwi. Patrzyłam na nie w osłupieniu przez
moment, ale szybko mi przeszło. Niestety złość mi nie przeszła.
─ To nie jest tylko głupia gazeta. Myślisz, że sprawa przejdzie bez
echa? Jutro będziesz na językach każdego
pseudodziennikarza, a po kolejnym meczu będą cię śledzić do samego samochodu, rzucając
w ciebie oskarżeniami. Nie możesz machnąć ręką i powiedzieć, że nie warto!
─ Mogę, Sabina. Mogę! Bo to jest moje życie i to ja będę decydował, co warto, a co nie
warto!
─ To nie jest kwestia decydowania! Chodzi o walczenie o swoje dobre
imię! Pozwolisz na to, żeby każdy widział w tobie przestępcę, którego opisali w tym
szmatławcu?! Dasz im wieszać na sobie psy, kiedy jesteś niewinny?!
─ Wcale nie jestem niewinny!
Uderzył pięścią w ścianę z taką siłą, że przez
chwilę obawiałam się, że całkiem ją sobie złamał. Oddychał szybko i urwanie, jakby
obiegł całe osiedle dziesięć razy, a szczękę miał tak mocno zaciśniętą, że
obawiałam się również o jego zęby.
Ale nie mogłam odpuścić. Nie w tej
sprawie. I nie, kiedy wygadywał takie bzdury.
─ Jesteś niewinny! I przestań obwiniać się za nieswoje błędy.
Zamiast tkwić z głową w piasku, zawalcz w końcu o to, co twoje!
─ A ty przestań wtrącać w końcu nos w nieswoje sprawy.
Zabolałoby, gdyby nie to, że w tym
momencie nie bardzo obchodziło mnie jego zdanie na mój temat. Teraz ważniejsze
było jego zdanie na swój temat.
Zaśmiałam się ironicznie pod nosem.
─ To nigdy nie były moje sprawy, nieprawdaż? ─ zagadnęłam lekko, zaraz
potem przechodząc na twardszy ton. ─ Nawet wtedy, kiedy Bartman wpychał mi język do gardła. To
przecież nie dotyczyło mnie.
─ Przestań! ─
warknął.
─ To ty przestań robić z siebie męczennika polskiej siatkówki. Nie zasługujesz na publiczny
ostracyzm, a do tego to właśnie zmierza!
─ Ja zdecyduję, na co zasługuję, pozwolisz?
─ Nie pozwolę. Nie, dopóki nie wykazujesz żadnych oznak zdrowego
rozsądku!
Zrobił jeden krok w moją stronę i
spojrzał mi prosto w oczy z całą swoją złością. Było jej sporo.
─ Według ciebie to naprawdę jest takie
proste? Walcz o swoje dobre imię! ─ przedrzeźniał mnie. ─ Jakie dobre imię? To, które wisiało na
kratach celi?!
Postąpił kolejny krok w moją stronę, a
ja odruchowo się cofnęłam o krok, bo w jego oczach było coś, co kazało mi przypuszczać, że jakaś tama puściła. Pytanie, ile szkód powstanie.
─ To samo, którym parę miesięcy wcześniej okrzyknięto najlepszego siatkarza ligii!
─ I myślisz, że to ma jakiekolwiek znaczenie? Że ludzie pamiętają to, co było wcześniej? Jak bardzo
naiwna jesteś, Sabina?
─ Ja pamiętam.
Dziwnie zabrzmiał mój głos. Dziwnie było nie krzyczeć.
Michał uniósł ponownie swój wzrok. Nie
mam pojęcia, co zobaczył w moich oczach, ale nie spodobało mu się to. Wcisnął mi gwałtownie w dłoń gazetę, którą gdzieś pomiędzy
krzykami uderzałam w jego klatkę piersiową.
─ Idź już.
─ Nie pozwolę ci się pogrążyć.
─ Idź.
─ Michał, nie możesz...
─ Przestań w końcu mówić, czego nie mogę! To nie jest twoja sprawa!
Odetchnął głęboko, przymykając oczy.
─ Idź.
I tym razem posłuchałam, bo zdałam
sobie sprawę, że przegrałam tę walkę. I to wcale nie pod koniec. Od początku to
była przegrana sprawa. Powinnam wiedzieć lepiej.
Skinęłam więc głową, czy to na
pożegnanie, czy też zgadzając się z jego wolą, bez znaczenia. Wyszłam.
Zatrzymałam się na zewnątrz, gdzie
przy drzwiach klatki stał pojemnik na śmieci. Raz jeszcze uniosłam gazetę do oczu. Wielkie, tłuste „Michał K. z powrotem na parkietach! Kogo pośle do szpitala tym razem?” wwiercało się w moje oczy.
─ I jak poszło?
Nie spojrzałam na trenera. Nie
chciałam, żeby dostrzegł łzy w moich oczach. Zmięłam gazetę robiąc z niej kulkę i z
całą swoją wściekłością wrzuciłam do pojemnika. Odwróciłam się i już robiłam krok w swoją własną stronę, ale
zatrzymałam się gwałtownie.
Było coś, co chciałam dobitnie Michałowi oznajmić, tak, żeby
zapamiętał raz na zawsze. I nie spodziewałam się, bym kiedykolwiek miała
jeszcze taką szansę, by bez wyrzutów sumienia na niego nakrzyczeć.
─ Niech pan jeszcze zaczeka ─ rzuciłam, z powrotem
otwierając drzwi klatki i biegnąc po dwa schodki w górę, by dotrzeć do
odpowiedniego mieszkania.
Otworzyłam drzwi,
nie zawracając sobie głowy pukaniem. Zatrzasnęłam je za sobą i dopiero wtedy
nieco mnie wcięło. Bo Michał siedział na półce w przedpokoju, chowając głowę w
ramionach i wyglądając, jakby nie ruszył się stąd od mojego wyjścia. Teraz
uniósł wzrok i spojrzał na mnie bez cienia złości. Tak właściwie wyglądał,
jakby żałował tego, co stało się kilka minut temu, ale niepotrzebnie.
─ Jeszcze jedno ─ zaczęłam, nie tracąc impetu,
który kazał mi tu wrócić. ─
Nigdy więcej nie mów, że jesteś winny temu, co spotkało Bartmana. Sam sobie
zapracował na swój los i nie sądzę, by w tym czasie żałował tych trupów, które
zostawiał za sobą. Spędziłeś te cholerne pięć lat w więzieniu, karmiąc się
myślą, że na to zasłużyłeś. Gówno prawda! Nie zasłużyłeś! A mimo to przejąłeś
całą winę na siebie. Nie sądzisz, że dość już karania samego siebie? Pięć lat
to stanowczo za długo i nie pozwolę, by ktokolwiek chociaż pomyślał, że należy
ci się więcej, zrozumiałeś?! Nie pozwolę na to! Z twoją zgodą czy bez, ta
kobieta odpowie, za każdą bzdurę, którą wymyśliła. I możesz być pewny, że
osobiście tego dopilnuję ─
zakończyłam, oddychając ciężko po niemal w całości wykrzyczanej tyradzie.
─ Teraz mogę iść.
Odwróciłam się na
pięcie i zamaszyście ruszyłam przed siebie. Zdążyłam odejść na dwa kroki, by
zaraz potem poczuć silne pociągnięcie w tył. W mniej niż sekundę znalazłam się
po drugiej stronie pokoju, przyparta do ściany przez ciało Michała. Sapnęłam,
kiedy moje plecy zderzyły się ze ścianą, ale nie miałam czasu, by poskarżyć się
na ból, bo Kubiak pochylił się i gwałtownie wpił się w moje wargi. Całkowicie
zaskoczona znieruchomiałam na moment, by zaraz potem odpowiedzieć z równą jemu
zachłannością, uwalniając wszystkie te emocje, które nagromadziły się we mnie
odkąd zaczęła się ta kłótnia między nami.
Poczułam dłonie
Michała na swoich plecach, a moment później przyciągnął mnie stanowczo do
swojego ciała, ani na moment nie odrywając warg od moich ust. Nie stawiałam
oporu, wręcz przeciwnie, zarzuciłam ręce na jego kark i objęłam go, jeszcze
mocniej do niego przylegając. Jedną dłoń wplotłam w jego włosy, a paznokcie
drugiej wbijałam mocno w jego kark. Michał jęknął w moje usta, kiedy zacisnęłam
dłoń na jego przydługich włosach, sprawiając mu nieco bólu. W zamian przygryzł
moją wargę, a dłonie zsunął w dół moich pleców i objął pośladki, ściskając je
mocno, tym samym sprawiając, że mocniej naparłam swoimi biodrami na jego.
Sapnęłam głucho, wyczuwając jego podniecenie, a kiedy otworzyłam usta, Michał wdarł
się do środka ze swoim językiem.
Kompletnie
oszalałam przez ten pocałunek. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a w głowie
panowała kompletna pustka. Powinnam była przerwać go na samym początku, ale
początkowo byłam zbyt zaskoczona, a później… Później wcale już nie chciałam się
od niego odsunąć. Przeciwnie. Chciałam poczuć jego twarde ciało, jego ciepło,
smak jego ust. I nic więcej się nie liczyło.
Chwila bliskości,
której mniej lub bardziej świadomie pragnęłam odkąd tylko ponownie zobaczyłam
Michała, skończyła się raptownie. Kubiak wypuścił mnie, a ja zachwiałam się
nieco, tracąc oparcie. Patrzyłam na niego osłupiała, nie wiedząc, dlaczego
przerwał, kiedy ja… Kiedy ja chciałam więcej. Chciałam jego.
─ Teraz możesz iść.
I zostawił mnie
samą. Z urwanym oddechem. Ledwo stojącą na nogach. Z opuchniętymi ustami
brakiem zdolności do złożenia myśli w całość. W pierwszym odruchu chciałam
pobiec za nim, rzucić się na niego i upewnić, że skończy, co zaczął, bo moje
ciało wręcz płonęło, domagając się jego dotyku. Ale po głębszym odetchnięciu do
mózgu napłynęła orzeźwiająca dawka tlenu. I postąpiłam w jedyny możliwy sposób.
Wyszłam.
>< >< ><
Przepraszam, za gifa na górze, nie mogłam się oprzeć, żeby go wstawić. :D
CO TU SIĘ ODWALIŁO?! Błagam powiedz że w następnym też się będzie dużo działo. Uwielbiam takie rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńCzego jak czego, ale nie spodziewałam się, że tak to się "skończy". Już myślałam, że pójdą na całość hahahaha Kiedy następny?
OdpowiedzUsuń<3 czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńJestem w totalnym szoku i kompletnie nie mogę zrozumieć Kubiaka. Jak on ją w ogóle potraktował? Najpierw całuje, rozpala, a potem wyrzuca. Jak rzecz. No i muszę lecieć do następnego, bo nie wytrzymam z ciekawości :D
OdpowiedzUsuń