Mam spotkanie z zarządem. Zajmij się nimi. Tak brzmiał SMS od trenera, który
dostałam, gdy pojawiłam się na hali. W środku było jeszcze ciemno, dlatego
sięgnęłam ku włącznikom, by oświetlić boisko. Nieco zdezorientowana zeszłam
trybunami w dół i usiadłam na jednym z siedzeń.
Jak ja niby miałam się zająć bandą młodocianych siatkarzy? Jak miałam dotrzeć do roztrzepanych
nastolatków, nie mając w ogóle autorytetu, jakim odznaczał się Kubiak senior? Byłam pewna, że skończy
się na tym, że kiedy zagwiżdżę na rozpoczęcie rozgrzewki, oni zaczną się kpiąco
śmiać, patrząc mi prosto w oczy, a potem wyjdą kolejno z hali, nadal chichocząc
pod nosem. A jak trener wróci i zobaczy puste boisko bez śladów niedawnego
użytkowania, wpadnie we wściekłość i najbliższą osobą, na której będzie mógł ją
wyładować, będę ja.
Takie scenariusze krążyły po mojej głowie, całkowicie pochłaniając moją uwagę.
Dlatego dopiero po głośnym trzaśnięciu drzwi wróciłam do żywych, widząc przed sobą chłopaków.
Stali na środku boiska w równym szeregu, czekając na trenera, który
zacząłby się przyczepiać o wystające za linię buta sznurówki. Ale kiedy trener
się nie pojawiał, co było do niego zupełnie niepodobne, zwrócili swoją uwagę na
mnie.
Przełknęłam ślinę i wstałam, próbując ukryć swoje obawy.
Byłam na każdym treningu od początku mojej kariery jako
fizjoterapeuty. Nie bujałam w tym czasie w obłokach i wiedziałam, jak trening powinien wyglądać. Mogłam to zrobić, musiałam tylko
uwierzyć w siebie. I Kubiaka, który powierzył mi to zadanie, licząc, że je wykonam najlepiej, jak tylko potrafię.
─
Trener Kubiak ma
ważne spotkanie z zarządem, dlatego się spóźni.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia, czy w ogóle się zjawi, ale
wolałam, by mieli świadomość tego, że drzwi mogą się otworzyć w każdym
momencie. Mnie też dodawało to otuchy. Chciałam, żeby drzwi otworzyły się w
tej chwili. I każdej następnej.
─
Prosił mnie, bym rozpoczęła trening bez
niego.
A co, jeśli pod zajmij się nimi Kubiak miał na myśli zabierz ich na kręgle, a nie poprowadź za mnie trening?
Byli zadziwiająco spokojni. Do czasu.
─ To zaczniemy od pajacyków?
Reszta parsknęła śmiechem, który ucichł równie szybko, jak się pojawił,
kiedy kierowana adrenaliną uśmiechnęłam się lekko kpiąco.
─ Ty zaczniesz od trzydziestu pompek. Reszta od biegu ─ rzuciłam, patrząc po znajomych twarzach z dziwną pewnością
siebie.
O dziwo, posłuchali mnie. Wojtek przewrócił oczami, ale opadł na podłogę i zaczął pompować z
zaciekłością. Myślałam, że ta kara zajmie mu więcej. Ale grupa kończyła właśnie drugie okrążenie,
kiedy do nich dołączył. Pomęczyłam ich jeszcze trochę, chociaż na nich nie robiło to
wielkiego wrażenia. Ich nogi były bardziej wytrzymałe niż moje, które po godzinie basenu się pode mną
uginały.
Byłam trenerem od dziesięciu minut i już miałam dość. Już wolałam te wszystkie spięte mięśnie i narzekania pod adresem moich, wcale
nie tak cudownych, rąk, które dostarczały im więcej bólu niż ulgi.
Rozgrzewka poszła sprawnie. Siatkarze sami wiedzieli, co mają
robić. Do mnie należało tylko pilnowanie, by prawidłowo rozciągali mięśnie i nie nabawili się przez głupotę
kontuzji. Na tym się chociaż znałam. Gwizdałam w gwizdek, kończąc i
rozpoczynając kolejne serie ćwiczeń. Chłopcy w końcu się zorientowali, że
przeciągam rozgrzewkę w nieskończoność, by w ten sposób poczekać na trenera i przekazać ich, bardzo dobrze
rozgrzanych, pod jego skrzydła. Chyba nie przypadł im ten pomysł do gustu.
─ Czuję się już wystarczająco rozgrzany ─ Wojtek przerwał ćwiczenie i patrzył na
mnie raczej wyzywająco. Próbował mnie?
─ To przez te dodatkowe pompki. Zaraz skarzesz kolegów na podobny los.
─ Sabina, serio mamy już dość
rozgrzewania ─ odezwał się Jasiek.
Skapitulowałam, unosząc ręce na boki. Faktycznie przesadzałam i
niepotrzebnie się przy tym wyżywałam na Wojtku. Nie żeby nie miał w tym swojej
winy. Od zawsze to z nim miałam najgorszy kontakt. Z resztą potrafiłam się dogadać, ale z nim było inaczej. Był, według mnie, zbyt pewny siebie i stawiał
bardziej na indywidualność niż zespołowość. Było to widać na boisku i w jego
relacjach z ludźmi. Koledzy z drużyny go lubili, ale raczej nie wchodzili z nim w bliższe
relacje.
─ Okej ─ powiedziałam. ─ Rafał, Kuba i Artur wybieracie sobie
po trzy osoby do drużyny.
Wizja rozegrania kilku meczów zdecydowanie ich ożywiła, więc bez problemu
podzielili się na drużyny. Kapitanowie rozegrali ze sobą kilka serii papier
kamień nożyce, żeby zdecydować, które zespoły pozostają na boisku i który z
nich rozpocznie od zagrywki.
Ja tam przestałam być potrzebna, bo kiedy dostali piłkę do rąk,
sami doskonale wiedzieli, co z nią zrobić. Ograniczyłam się znowu do gwizdania i prób naśladowania gestów sędziego. Nie wychodziło mi to
aż tak dobrze, jakbym chciała, więc czasem w odpowiedzi ze strony zespołów
otrzymywałam parsknięcia śmiechu. Trening nagle zmienił się z ciężkiej
pracy nad techniką w dobrą zabawę siatkówką i nawiązywanie pozytywnych relacji. I byłam z siebie dumna.
Ale nie wszyscy byli chyba zadowoleni z takiego obrotu spraw.
Wojtek trzaskał łapą w piłkę, jakby mu czymś zawiniła. Za każdym razem, kiedy
po hali roznosił się ten charakterystyczny
odgłos uderzania z dużą siłą w piłkę, krzywiłam się, jakbym to ja oberwała. Ale nie umknęło mojej
uwadze, że chłopak zbyt często wstrząsa barkiem i strzepuje rękę. To świadczyło
o jednym.
Gwizdnęłam przeciągle po kolejnej takiej akcji, zatrzymując grę.
─
Wojtek, to mecz dla przyjemności, nie walka na śmierć i życie ─ odezwałam się, próbując powstrzymać go przed nienaumyślnym skrzywdzeniem
kolegów lub samego siebie.
─ To jest trening, a nie lekcja wuefu w podstawówce, dlatego będę dawał z
siebie sto procent.
Skupiona na Wojtku nawet nie zauważyłam, że drzwi za moimi plecami się otworzyły,
a do środka weszły dwie osoby.
─ Dawałbyś z siebie sto procent, gdybyś wykonywał swoje ataki poprawnie od strony
technicznej.
─ A jakie ty masz niby pojęcie o
technice?
─ Żadnego – przyznałam bez cienia zawahania. ─ Znam się za to na pracy mięśni i umiem rozpoznać, kiedy ktoś bezmyślnie ich używa.
Nie chciałam zabrzmieć aż tak ostro. Gdy tylko te słowa opuściły
moje usta, zaczęłam sobie wyrzucać, że w porę nie ugryzłam się w język.
─ Widzę jak się krzywisz z każdym
kolejnym uderzeniem w piłkę. W najlepszym przypadku jedynie naciągnąłeś mięsień. W najgorszym go
naderwałeś. A gdybyś nadal tak tłukł w piłkę, ignorując ból, mógłbyś go całkiem
zerwać. Nie wkurzaj się na mnie, gdy próbuję
cię powstrzymać od szkodzenia samemu sobie.
Nie powiedział nic więcej, choć byłam świadoma, że się przed tym mocno
powstrzymywał. A kiedy usłyszałam za sobą kroki i się odwróciłam, wiedziałam już dlaczego. Jednocześnie mocno się zdziwiłam
widząc za Kubiakiem seniorem Kubiaka juniora. Spojrzałam na niego pytająco, ale
udawał, że tego nie zauważa.
─ Sabina, dzięki, że mnie zastąpiłaś.
Skinęłam głową i z wielką przyjemnością wycofałam się na swoje miejsce, skąd zwykle
obserwowałam treningi, nie biorąc w nich czynnego udziału. Od teraz będę bardziej doceniać to
miejsce.
Trener zebrał do siebie zespół, wyjaśniając im przyczyny spóźnienia, a
potem wydał kolejne instrukcje. Polecił im, by bardziej skupili się na zagrywce, bo za ilość piłek
lądujących w siatce, powinni pompować przez resztę treningu.
Potem przyszła kolej na mnie. Trener przysiadł obok, a ja poczułam
się jak na przesłuchaniu. Bawiłam się swoimi palcami, unikając patrzenia na
Kubiaka, ale nie mogłam nie odpowiedzieć na jego pytania.
─ Miałaś z nimi jakieś problemy?
─ Oprócz tych, których był pan
świadkiem? Raczej nie. Co nie zmienia faktu, że na zastępcę trenera się nie
nadaję i wolałabym już więcej nie używać tego gwizdka ─ roześmiałam się, próbując obrócić wszystko w żart.
─ Nie martw się tą sytuacją z Maczyńskim. Ostatnio coś w niego wstąpiło i sam
próbuję jakoś ogarnąć chłopaka.
Trener przerzucił spojrzenie na wspomnianego chłopaka, który niby stał z resztą drużyny, ale trzymał się na
dystans. A przecież niedawno to on był duszą towarzystwa. Co się zmieniło?
─ O drugiego trenera też się nie martw. ─ Już bez zmieszania uniosłam wzrok na
Kubiaka, zaciekawiona jego słowami. ─ Chyba
już go znalazłem.
Podążyłam za jego spojrzeniem, trafiając na Michała, który siedział
na trybunach obok i obracał piłkę w dłoniach, patrząc uważnie w jeden
punkt.
─ Michał? To wspaniale ─ uśmiechnęłam się szeroko.
─ Jeszcze się nie ciesz, bo ten osioł
nie chce się zgodzić. Silą go zaciągnąłem na to spotkanie zarządu. Ci ludzie
już i tak sceptycznie podchodzili do tego pomysłu, a on wcale mi nie pomagał,
siedząc tam z ponurą miną, jakby go krzesło w dupę kłuło ─ mrugnął ze dwa razy, po czym zrozumiał, co powiedział. ─ Wybacz słownictwo.
Wzruszyłam ramionami, bo w ogóle mnie to nie obeszło. Bardziej
byłam rozbawiona swoim wyobrażeniem Michała siedzącego na takim kolczastym krześle.
─ Gorsze rzeczy w życiu słyszałam,
trenerze – spojrzałam na niego znacząco, dając mu do zrozumienia, że te gorsze rzeczy wychodziły z jego ust podczas
niektórych treningów. ─ Ale dlaczego on nie chce tej roboty?
─ Mnie nie pytaj. Ja tego chłopaka ni
chuja nie rozumiem.
Tym razem nie przejął się tym, że byłam w zasięgu rażenia jego
przekleństw. Też się tym nie przejęłam, bo bardziej byłam zajęta próbą
zrozumienia rozumowania Michała. Przecież to była dla niego wielka szansa. Odkąd nie mógł tak z marszu wrócić do gry.
─ Pogadasz z nim? ─ Kubiak zwrócił się znowu w moją stronę, a ja
słyszałam w jego słowach nadzieję. ─ Może ty go przekonasz.
I zostawił mnie z tymi słowami, wstając i tym samym kończąc
chwilową przerwę w treningu.
─ No, młodzieży, dwadzieścia pompeczek na rozgrzanie i gramy dalej. ─ Chłopaki ochoczo wzięli się do pracy.
Chyba mieli dzisiaj za dużo luzów jak na
jeden trening. ─ Maczyński, ty nie. Usiądziesz sobie z boku i będziesz
obserwował kolegów, dopóki nie zmądrzejesz i nie powiesz, co się stało z twoim ramieniem.
Wojtek usiadł z dala ode mnie i trenera, wyglądając przy tym na
wściekłego. Cóż, Kubiak nie zamierzał bawić się z nim w kotka i myszkę.
Patrzyłam bezmyślnie w boisko, mając lekką pustkę w głowie. Tak
właśnie kończyła się próba zrozumienia Michała. Który niezauważenie przeszedł przez
pół hali i stanął obok mnie, czego kompletnie nie zauważyłam.
─ Mogę?
Wyrwał mnie z zamyślenia, ale od razu skinęłam głową.
─ Jasne, siadaj.
I to była cała nasza rozmowa. Do czasu aż Michał głośno westchnął.
─ Ojciec ci powiedział, prawda? ─ W jego głosie irytacja mieszała się ze znudzeniem. Jakby miał już dość
tego tematu, choć to wcale nie ja go zaczęłam.
─ Musiał. ─ Popatrzył na mnie ze zwątpieniem. ─ Bo ktoś musi ci powiedzieć, że zachowujesz się jak dureń,
odrzucając taką ofertę.
Uniósł brwi i patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, zanim uniósł
kąciki ust w górę. Tylko odrobinę, ale przynajmniej przestałam się obawiać,
że go uraziłam tym durniem.
─ I to musiałaś być ty, co?
─ Mam w tym spore doświadczenie. Możesz
zapytać Damiana.
Uśmiechnęłam się do niego, a on ten gest odwzajemnił. I to był
drugi raz od pięciu lat, kiedy mogłam patrzeć na jego uśmiechniętą twarz. Nadal widać było na niej spory dystans do
świata i kamienny spokój, którym odgradzał się od wszystkiego, ale te
drobne gesty były dla mnie bardzo ważne.
Zdawały się mówić, że wszystko zmierza ku lepszemu. A ja naprawdę potrzebowałam w to
wierzyć.
>< >< ><
Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Rozdział jak zwykle ciekawy
OdpowiedzUsuń