28 października 2017

55.

Nie rozumiałam. Chociaż roztrząsałam sprawę, chociaż rozłożyłam wszystko na czynniki pierwsze. Nadal nie rozumiałam. Brakowało mi dosłownie jednego puzzla, by połączyć całość w nie znowu taki piękny krajobraz. Bo jak zerwanie może być piękne? Ten jeden element znajdował się na wyciągnięcie ręki. Mogłabym wycisnąć wszystko z Damiana, bo to było oczywiste, że wiedział, o co pokłócił się Michał z Bartmanem. Ale to byłaby droga na skróty i wciąganie do sprawy osób, które nie były w nią zamieszane. Dlatego wiedziałam, co muszę zrobić. A jasno postawiony cel sprawił, że łzy przestały płynąć z policzków, a oddech przestał być spazmatyczny i w końcu wrócił do normy. Wchodząc do mieszkania byłam już zdecydowanie w lepszym stanie. Damian wciąż spoglądał na mnie zmartwionym wzrokiem, bojąc się, że byle głupota mogła mnie teraz doprowadzić nad samą krawędź. Ale mylił się. Nad krawędzią już byłam. Nie dałam się z niej zepchnąć, mocno wbijając pięty w skaliste podłoże i trzymając się ostatkiem sił, by nie dać się zrzucić w nicość. W końcu ponownie stanęłam pewnie i mocno. Zrobiłam kilka kroków w tył, upewniając się, że to bezpieczny dystans. A potem porzucę wszelkie myśli i rozpędzę się, próbując przeskoczyć na drugi brzeg. Jeśli mi się uda, dalej już sobie poradzę. Jeśli nie… Chwilę potrwa zanim dotrę na dno, odbiję się od niego i z powrotem wdrapię na górę.
Przemyłam twarz zimną wodą. Zmyłam całkiem rozmazany makijaż. Umyłam zęby, czując się niedobrze na samo przypomnienie Bartmana, zbliżającego swoje wargi do moich. Wykrzywiłam twarz w grymasie, stanowczo zabraniając sobie myśleć o tym incydencie. Skupiłam się na osobie, która zniknęła za drzwiami nim nadszedł wielki finał i walnęłam Bartmana w twarz. Może gdyby zaczekał… Może gdyby wyszedł z szatni parę sekund później… Gdybanie teraz nie miało sensu. Ścisnęłam tubkę pasty w ręce, ale nagły ból, promieniujący z dłoni sprawił, że wypadła mi z ręki i spadła z hukiem na podłogę. Zdziwiłam się. Wcześniej nie czułam żadnego bólu.
Prawa dłoń. Ta, która zostawiła swój odcisk na twarzy pewnego siatkarza. Jak widać uderzenie było mocne. On się o tym przekonał i ja również. Na zewnętrznej stronie dłoni formował mi się siniak. Zgięłam i wyprostowałam palce. Trochę bolało, ale raczej nie miałam uszkodzonych kości. To byłaby ironia. Walnąć kogoś w twarz z taką siłą, by przy okazji złamać sobie rękę.
Zaśmiałam się, choć dźwięk, jaki wydobył się z moich ust był raczej obcy.
Opuściłam łazienkę i nie zważając na brata, wyszłam. Chyba nie był zdziwiony. Nie próbował mnie w żaden sposób zatrzymywać, więc jeśli wiedział, gdzie idę, a mogłam iść tylko w jedno miejsce, to okazał mi swoje nieme pozwolenie. Nie żebym go potrzebowała. I tak bym do niego poszła. W tym momencie nic nie mogło mnie zatrzymać.
Wyszłam piętro wyżej i stanęłam przed jego drzwiami. Przez chwilę miałam bardzo banalny problem. Zapukać czy wejść? Ale w końcu stwierdziłam, że to głupie i zapukałam. Przynajmniej będę mogła w ten sposób sprawdzić jego reakcję.
Otworzył drzwi, ale kiedy dojrzał za nimi mnie, jego mina zrzedła. Przez chwilę się we mnie wpatrywał, zapewne widząc moje przekrwione od płaczu oczy. Zastanawiał się, czy mnie wpuścić, bo wiedział, po co przyszłam. Wiedział, że nie odpuszczę i choćby zamknął mi drzwi przed nosem, będę tam stać lub siedzieć na wycieraczce do czasu, aż mnie nie wpuści do środka i nie porozmawiamy. Wiedział, że to wszystko za daleko zaszło i że należą mi się słowa wyjaśnienia.
Odsunął się nieco, a ja prześlizgnęłam się obok niego do środka. Nie czekając aż do mnie dołączy skierowałam się do kuchni. Dałam mu czas, by zastanowił się, w jakie słowa ubrać prawdę. Mógł go sobie zabrać tyle, ile chciał, bo bez wyjaśnień wyjść nie zamierzałam. Oparłam się o blat szafki i zapatrzyłam w okno.
Z ciężkich, ciemnych chmur, wiszących złowieszczo nad szarymi budynkami zaczął padać deszcz. Grube krople ociężale spadały na i tak już mokrą trawę, asfalt, chodnik. Odbijały się od dachów i okien z głośnym tąpnięciem. Chwilę później rozpadało się na dobre. Przez mokrą szybę niewiele było widać. Świat rozmazał się i pociemniał. Zasnuł się mgłą samotności, pozwolił cieknąć łzom i cierpiał.
Michał wszedł do pomieszczenia i oparł się o framugę drzwi. Westchnął ciężko i podążył za moim wzrokiem, patrząc na rozmazany świat.
Zamknęłam na chwilę oczy, czując niebywałe zmęczenie. Byłam zmęczona tymi gierkami pomiędzy Kubiakiem i Bartmanem. Byłam zmęczona graniem w tę ich grę, której zasad mi nie wyjaśnili. Byłam zmęczona chorymi domysłami, które przychodziły mi do głowy nocą, kiedy kolejne wydarzenia spędzały mi sen z powiek. Byłam zmęczona tym, że nie mogłam tak po prostu wtulić się w Kubiaka, tak jak dawniej. Traciłam już oddech. Łapałam zadyszkę. Zwalniałam. Nie chciałam się całkowicie zatrzymać, nie chciałam dać za wygraną. Ale jak mogłam dalej biec, skoro coś ciągnęło mnie w tył?
- Dlaczego płakałaś?
Głupie pytanie, Michał. Naprawdę głupie.
- Nie na co dzień ktoś właściwie mi zgniata wargi bez pozwolenia.
Jakie pytanie, taka odpowiedź.
- Zrobił ci coś?
Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się nikle.
- Nie. Ale zrobi, jeśli ślad mojej dłoni szybko nie zejdzie z jego policzka.
Parsknął cicho, kiedy sens tego, co powiedziałam dotarł do niego w pełni. Spojrzał na mnie, a wyraz jego oczy nie był tak obojętny, jak wcześniej. Gdzieś tam czaiło się to ciepło, do którego przywykłam.
- Należało mu się – zamilkł i zacisnął dłonie w pięści. – Szkoda tylko, że nie dostał ode mnie.
Gdyby to Michał przyłożył Bartmanowi, ten zapamiętałby to zdecydowanie na dłużej. Ale czy tego chciałam? Nie bardzo. Przemoc była dobra na rozładowanie się, ale problemów nie rozwiązywała. Pokaz siły był dobrym sposobem rozwiązywania konfliktów dla zwierząt. Ludzie powinni być ponad tym.
Nie odpowiedziałam. Nie przyszłam tu po to, by słuchać, co zrobiłby Bartmanowi. Miał okazję i jej nie wykorzystał. Nie chciałam do tego wracać. Ale rozumiałam, że Michał chciał kupić sobie jeszcze trochę czasu.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Wytężyłam pamięć. Pamiętałam, jak pierwszy raz poszłam na swoje niby praktyki do Pawła, ale Michał już wtedy był mi znany. Pierwszy raz, kiedy przyszedł do nas z Damianem po treningu. Wtedy też przywitałam się z nim jak z każdym innym kolegą brata. Wytężyłam pamięć, marszcząc przy tym czoło, ale nie pamiętałam. Nie potrafiłam sobie przypomnieć tego pierwszego razu, kiedy spojrzałam w jego błękitne oczy i dowiedziałam się, że to Michał Kubiak był ich posiadaczem.
- Przypomnę ci – zaśmiał się cicho i uśmiechnął. – Dwa tysiące jedenasty rok. Połowa listopada. Zimno jak diabli. Biało od śniegu.
Z każdym jego słowem, w mojej wyobraźni kształtowało się coraz wyraźniej wspomnienie. Nasze pierwsze spotkanie…

/ /

- Co znowu tak długo? – zapytał Damian, kiedy wskoczyłam zdecydowanie mało zgrabnie na siedzenie obok niego. Trzęsłam się z zimna, a mokre włosy, które wcześniej upchnęłam pod czapką, ukrywając przed wzrokiem brata, opadły mi na policzki, sprawiając, że było mi jeszcze zimniej. – I ile razy mam ci mówić, żebyś suszyła te włosy!
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, prezentując w całej okazałości, jak bardzo byłam zadowolona, mimo zimna i mokrych włosów. Uśmiechałam się tak za każdym razem, kiedy próbował mnie ganić za zbyt długie przebywanie w basenie, bo to skutecznie go zamykało. Widząc mój uśmiech tak szczery, widząc moje oczy w końcu pełne życia, widząc jak z dania na dzień coraz bardziej przypominam siebie… Nie potrafił być na mnie zły. Pokiwał jedynie głową z politowaniem nad swoją własną słabością i uśmiechnął się.
- To właśnie moja nieznośna, młodsza siostra Sabina, która spędza w basenie trzy czwarte swojego życia – powiedział, a ja uniosłam wysoko brwi, myśląc, że już do końca zwariował. A on po prostu spojrzał na tyle siedzenie, gdzie siedział wcześniej niezauważony przez mnie chłopak w zielono szarej bluzie z logiem klubu mojego brata na piersi. – A to Michał Kubiak.
Spojrzałam mu w twarz jedynie na sekundę, speszona, że nawet go nie zauważyłam, kiedy wsiadałam do auta. Mruknęłam cicho i dość piskliwie jak na siebie cześć, po czym odwróciłam się na siedzeniu i już do końca drogi patrzyłam jedynie przed siebie, nie ważąc się nawet oddychać zbyt głośno.

/ /

- Miałem na ciebie idealny widok w bocznym lusterku. Twoje policzki były zaczerwienione, na policzku miałaś nieco rozmazanego tuszu do rzęs – uśmiechnął się uroczo - a mokre włosy lepiły ci się do twarzy. I nie potrafiłem oderwać od ciebie oczu.
- Musiałam wyglądać tragicznie – jęknęłam.
- Nieprawda. Wyglądałaś ślicznie.
Spojrzał na mnie z uczuciem w oczach. Podszedł te parę kroków bliżej i stanął dokładnie naprzeciwko mnie. Wziął w palce kosmyk moich włosów, teraz zdecydowanie dłuższych niż wtedy. Pociągnął delikatnie i puścił, a on opadł na mój policzek.
- Dokładnie tak – uśmiechnął się. –To nie była miłość jak z filmu. Nie zakochałem się w tobie od pierwszego spojrzenia, musisz mi wybaczyć – pogłaskał opuszkami mój policzek, sunąc w dół i zahaczając u podstawy mojej szyi – ale polubiłem cię. Zacząłem wypytywać Damiana o ciebie, a on żywo opowiadał mi wasze historie z dzieciństwa. Potem co jakiś czas zacząłem do was przychodzić. Po części dlatego, że Damian nalegał byśmy od czasu do czasu pogadali również poza boiskiem, a po części dlatego, że chciałem sprawdzić, czy zawsze byłaś taka nieśmiała, jak podczas tego pierwszego, krótkiego spotkania. I wtedy poznałem trochę inną Sabinę Wojtaszek. Taką w o wiele za dużej bluzie brata, niedbałym kokiem, z którego wylatywały krótkie kosmyki i ulubionym kubkiem pełnym zielonej herbaty, która poczęstowała mnie swoimi kanapkami z nutellą. I wtedy podbiłaś moje serce.
 A on właśnie teraz podbił moje.
Nie.
Zatrzymał je.
Tak.
- To też jeszcze nie była miłość, ale za każdym razem cieszyłem się na twój widok. Chciałem coś powiedzieć. Chciałem cię rozśmieszyć, by zobaczyć, czy do mnie też uśmiechniesz się tak szeroko, jak wtedy do Damiana.
Przerwał na chwilę i spojrzał w okno. Deszcz nadal zacinał i zostawiał krople na powierzchni szyby. Światło lamp ulicznych rozbijało się o nie, wpadając do pomieszczenia. W kuchni Michała zrobiło się ciemno, ale nie przeszkadzało mi to. Ciemność w jakiś sposób była kojąca. Dodawała odwagi. I rzucała cień na twarz Michała, który nadal zwrócony był do mnie profilem. Jego twarz, w połowie skąpana w cieniu, była ściągnięta w napięciu. Usta miał zaciśnięte w prostą linię, a oczy nieruchomo utkwione w jednym miejscu.
Patrzyłam na niego, podziwiałam  tę ukochaną twarz, zastanawiałam się, jak wiele razy pewnie wyszłam przed nim na idiotkę, a mimo to on stał teraz przede mną, przypominając mi wspomnienia sprzed kilku lat i podając szczegóły, których nawet ja nie pamiętałam. Jak mogłam go nie kochać? Miałam ochotę przytulić się do niego i zapomnieć o wszystkim, co było, co się zdarzyło, co sprawiło, że nie byliśmy teraz razem. Ale to jeszcze nie cała historia. Przyszłam, by wysłuchać jej w całości.
- Obserwowałem cię i uśmiechałem się do ciebie, gdy nie patrzyłaś. Myślałem, że jestem dyskretny, ale Zbyszek zauważył. Zaczął się ze mnie nabijać, że zakochałem się w gówniarze. Dla niego mogło to tak wyglądać, bo jest w końcu rok starszy. Starałem się nie zwracać na niego uwagi, myślałem, że wtedy przestanie. Ale to Zbyszek. Mało się dla niego liczą uczucia innych. Kiedy widzi okazję do niezłej zabawy, to zawsze ją wykorzysta. I widział tę szansę. Za każdym razem, kiedy byłaś blisko, żartował, że podejdzie do ciebie i wszystko ci powie. Wiedziałem, że z jego strony to tylko żarty, ale zaczął mnie irytować. Trochę się od niego zdystansowałem, zacząłem spędzać więcej czasu z Damianem i innymi chłopakami. Sprawa przycichła, ale ten dystans między nami pozostał. Pod koniec sezonu stwierdził, że może jednak jesteś warta uwagi. Zaczął robić niezbyt śmieszne aluzje na twój temat. A ja zawsze stałem z boku i starałem opanować swoją wściekłość i nie pokazać, jak bardzo mnie tym wszystkim rani – przymknął oczy i przetarł twarz dłonią. – Potem wyjechał i w końcu miałem spokój. Tak myślałem, dopóki nie spotkaliśmy się ponownie, tym razem podczas sezonu reprezentacyjnego. Zostaliśmy powołani do szerokiej kadry, tak samo jak Damian. Mieliśmy trenować w Spale, dopóki trener nie wybierze ostatecznego zespołu. Też tam wtedy byłaś, pamiętasz? W końcu Damian nie zostawiłby cię samej na prawie dwa tygodnie w Żorach. Miałaś pozwolenie na trenowanie na basenie. Zbyszek próbował mnie tam zaciągnąć, ale nie chciałem. Poszedł sam. Chyba już zawsze będę żałował, że mu na to pozwoliłem. Zaproponował zakład. Kto pierwszy poderwie młodą Sabinę Wojtaszek.
Zachłysnęłam się powietrzem, rozszerzonymi oczami patrząc na jego twarz, która ściągnięta była w grymasie bólu.
- Nie zgodziłem się. Do końca sezonu musiałem wysłuchiwać jego irytującej gadaniny, jaka to ze mnie dupa wołowa. Niby nadal byliśmy przyjaciółmi, ale nie potrafiłem już z nim rozmawiać jak dawniej. Coraz bardziej się od niego odgradzałem, ale on wciąż umiał mnie przekonać, żebyśmy się wymknęli z hotelu i poszli zabawić do klubu. Albo żebyśmy przemycili wódkę do hotelu i schlali się jak świnie. Miał na mnie zły wpływ. Sam to widziałem, ale nie potrafiłem się z tego wyrwać. Dopiero trener Anastasi przemówił mi do rozumu. Zagroził, że mnie wyleje przed finałem Ligi Światowej. Finał. Mieliśmy grać o złoto, a tymczasem w przeddzień meczu trener nakrył nas schlanych. Dostało nam się po głowie porządnie, ale najgorsze było to, że Anastasi powiedział, że oboje nie wystąpimy na tym meczu, że będziemy siedzieć w kwadracie. To było straszne. W końcu jednak zagraliśmy. Zdobyliśmy to złoto. Po meczu trener poklepał mnie po plecach. I wiedziałem, że dostałem wielką szansę, że trener mi zaufał, i że ja teraz tego zaufania nie mogę zawieźć. Powoli, ale skutecznie odcinałem się od Bartmana. Po sezonie reprezentacyjnym już się nie spotkaliśmy. On pojechał do Rzeszowa, ja wróciłem do Jastrzębia. Ale w końcu musieliśmy się spotkać po dwóch stronach siatki. Nasze spojrzenia przed meczem się spotkały i wiedziałem, że od teraz jesteśmy wrogami. Nie ma podziału na to, co jest na meczu i po nim. Między nami dwoma iskrzyło, oboje się prowokowaliśmy. Poczułem się pewnie, kiedy koledzy z Resovii zaczęli patrzeć na niego wilkiem. Wyraźnie nie podobało im się to, co robił. Przegrali mecz. On też przegrał naszą rywalizację. I wtedy miarka się przebrała. Znalazł mnie samego w szatni i, jak to on, zaczął prowokować. Odpowiedziałem tym samym, nie dając się jego gierkom. Ale kiedy zszedł na twój temat… To była jedna iskra, która rozpaliła cały pożar. Zaczęliśmy sobie wyrzucać wszystko, co nagromadziło się podczas tych paru lat przyjaźni. Dużo mieliśmy sobie do wykrzyczenia w twarz.
Gdzieś w tym wszystkim grałam pośrednią rolę od kilku lat, a nawet nie miałam o tym pojęcia. Z hukiem skończyła się ich przyjaźń i poszli w zupełnie inne strony. Jednak nie rozumiałam, dlaczego powrót Bartmana musiał oznaczać koniec naszego związku.
- Przyjaźń się skończyła. Ale ten cholerny spór o ciebie, który trwał od samego początku, nigdy nie został zakończony.




 / / /

Wiecie, że ja do samego końca też nie wiedziałam, o co się Kubiak z Bartmanem pożarł? XD

3 komentarze:

  1. Czemu wszyscy musza przerywac w takim momencie?? No jak moglas mi to zrobic??? Ps.genialne<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiele miesięcy temu, gdy dopiero zaczynałam swoją przygodę z siatkarską blogsferą, trafiłam na jednego z twoich blogów (Serce jak herbatniki), w którym zakochałam się od razu, choć nie ukrywam, że w dużym stopniu przyczyniła się do tego postać Stephana Antigi :) Wtedy jednak nie zainteresowałam się inną twoją twórczością, czego bardzo żałuję. Wczoraj bowiem postanowiła przeczytać to opowiadania i nie żałuję! Choć nie darzę Kubiaka specjalną sympatią, nie jest też wielką fanką Wojtaszka, jest mi zupełnie obojętny, to masz tak niesamowity styl, że zupełnie mi oni nie przeszkadzają. Kocham twoje opisy, bohaterów, fabułę. Do tego wprost uwielbiam Sabinę, która jest po prostu świetnie wykreowana, a jej perypetie z Michałem są naprawdę wciągające.
    Wiem, że ten komentarz jest strasznie nieskładny, ale ode mnie na razie nie wydusisz nic lepszego.
    Pozdrawiam i weny życzę.
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. To w sumie przykre (bo prawdziwe), że uczucie do jednej dziewczyny potrafi zniszczyć męską przyjaźń. Chociaż tutaj w dużym stopniu chodzi też o to, że Bartman to po prostu palant, który sam nie wie czego chce. Nie wierzę, żeby on naprawdę czuł coś do Sabiny. To raczej taka niezdrowa potrzeba rywalizacji i udowodnienia, że to on jest lepszy. Coraz bardziej denerwuje mnie ta postać. Może gdybyśmy poznali też jego drugie oblicze (a musi jakieś mieć, bo nikt nie jest w 100% zły), to potrafiłabym go choć trochę zrozumieć. Na razie nie umiem.
    I czyżby to był koniec nieporozumień między Sabiną i Michałem? ;-)
    Lecę dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń