Nie rozumiałam. Chociaż
roztrząsałam sprawę, chociaż rozłożyłam wszystko na czynniki pierwsze. Nadal
nie rozumiałam. Brakowało mi dosłownie jednego puzzla, by połączyć całość w nie
znowu taki piękny krajobraz. Bo jak zerwanie może być piękne? Ten jeden element
znajdował się na wyciągnięcie ręki. Mogłabym wycisnąć wszystko z Damiana, bo to
było oczywiste, że wiedział, o co pokłócił się Michał z Bartmanem. Ale to
byłaby droga na skróty i wciąganie do sprawy osób, które nie były w nią
zamieszane. Dlatego wiedziałam, co muszę zrobić. A jasno postawiony cel
sprawił, że łzy przestały płynąć z policzków, a oddech przestał być
spazmatyczny i w końcu wrócił do normy. Wchodząc do mieszkania byłam już
zdecydowanie w lepszym stanie. Damian wciąż spoglądał na mnie zmartwionym
wzrokiem, bojąc się, że byle głupota mogła mnie teraz doprowadzić nad samą
krawędź. Ale mylił się. Nad krawędzią już byłam. Nie dałam się z niej zepchnąć,
mocno wbijając pięty w skaliste podłoże i trzymając się ostatkiem sił, by nie
dać się zrzucić w nicość. W końcu ponownie stanęłam pewnie i mocno. Zrobiłam
kilka kroków w tył, upewniając się, że to bezpieczny dystans. A potem porzucę
wszelkie myśli i rozpędzę się, próbując przeskoczyć na drugi brzeg. Jeśli mi
się uda, dalej już sobie poradzę. Jeśli nie… Chwilę potrwa zanim dotrę na dno,
odbiję się od niego i z powrotem wdrapię na górę.
Przemyłam twarz zimną wodą.
Zmyłam całkiem rozmazany makijaż. Umyłam zęby, czując się niedobrze na samo
przypomnienie Bartmana, zbliżającego swoje wargi do moich. Wykrzywiłam twarz w
grymasie, stanowczo zabraniając sobie myśleć o tym incydencie. Skupiłam się na
osobie, która zniknęła za drzwiami nim nadszedł wielki finał i walnęłam
Bartmana w twarz. Może gdyby zaczekał… Może gdyby wyszedł z szatni parę sekund
później… Gdybanie teraz nie miało sensu. Ścisnęłam tubkę pasty w ręce, ale
nagły ból, promieniujący z dłoni sprawił, że wypadła mi z ręki i spadła z
hukiem na podłogę. Zdziwiłam się. Wcześniej nie czułam żadnego bólu.
Prawa dłoń. Ta, która zostawiła
swój odcisk na twarzy pewnego siatkarza. Jak widać uderzenie było mocne. On się
o tym przekonał i ja również. Na zewnętrznej stronie dłoni formował mi się
siniak. Zgięłam i wyprostowałam palce. Trochę bolało, ale raczej nie miałam
uszkodzonych kości. To byłaby ironia. Walnąć kogoś w twarz z taką siłą, by przy
okazji złamać sobie rękę.
Zaśmiałam się, choć dźwięk, jaki
wydobył się z moich ust był raczej obcy.
Opuściłam łazienkę i nie zważając
na brata, wyszłam. Chyba nie był zdziwiony. Nie próbował mnie w żaden sposób
zatrzymywać, więc jeśli wiedział, gdzie idę, a mogłam iść tylko w jedno
miejsce, to okazał mi swoje nieme pozwolenie. Nie żebym go potrzebowała. I tak
bym do niego poszła. W tym momencie nic nie mogło mnie zatrzymać.
Wyszłam piętro wyżej i stanęłam
przed jego drzwiami. Przez chwilę miałam bardzo banalny problem. Zapukać czy
wejść? Ale w końcu stwierdziłam, że to głupie i zapukałam. Przynajmniej będę
mogła w ten sposób sprawdzić jego reakcję.
Otworzył drzwi, ale kiedy dojrzał
za nimi mnie, jego mina zrzedła. Przez chwilę się we mnie wpatrywał, zapewne
widząc moje przekrwione od płaczu oczy. Zastanawiał się, czy mnie wpuścić, bo
wiedział, po co przyszłam. Wiedział, że nie odpuszczę i choćby zamknął mi drzwi
przed nosem, będę tam stać lub siedzieć na wycieraczce do czasu, aż mnie nie wpuści
do środka i nie porozmawiamy. Wiedział, że to wszystko za daleko zaszło i że
należą mi się słowa wyjaśnienia.
Odsunął się nieco, a ja
prześlizgnęłam się obok niego do środka. Nie czekając aż do mnie dołączy
skierowałam się do kuchni. Dałam mu czas, by zastanowił się, w jakie słowa
ubrać prawdę. Mógł go sobie zabrać tyle, ile chciał, bo bez wyjaśnień wyjść nie
zamierzałam. Oparłam się o blat szafki i zapatrzyłam w okno.
Z ciężkich, ciemnych chmur,
wiszących złowieszczo nad szarymi budynkami zaczął padać deszcz. Grube krople
ociężale spadały na i tak już mokrą trawę, asfalt, chodnik. Odbijały się od
dachów i okien z głośnym tąpnięciem. Chwilę później rozpadało się na dobre.
Przez mokrą szybę niewiele było widać. Świat rozmazał się i pociemniał. Zasnuł
się mgłą samotności, pozwolił cieknąć łzom i cierpiał.
Michał wszedł do pomieszczenia i
oparł się o framugę drzwi. Westchnął ciężko i podążył za moim wzrokiem, patrząc
na rozmazany świat.
Zamknęłam na chwilę oczy, czując
niebywałe zmęczenie. Byłam zmęczona tymi gierkami pomiędzy Kubiakiem i
Bartmanem. Byłam zmęczona graniem w tę ich grę, której zasad mi nie wyjaśnili.
Byłam zmęczona chorymi domysłami, które przychodziły mi do głowy nocą, kiedy
kolejne wydarzenia spędzały mi sen z powiek. Byłam zmęczona tym, że nie mogłam
tak po prostu wtulić się w Kubiaka, tak jak dawniej. Traciłam już oddech.
Łapałam zadyszkę. Zwalniałam. Nie chciałam się całkowicie zatrzymać, nie
chciałam dać za wygraną. Ale jak mogłam dalej biec, skoro coś ciągnęło mnie w
tył?
- Dlaczego płakałaś?
Głupie pytanie, Michał. Naprawdę
głupie.
- Nie na co dzień ktoś właściwie
mi zgniata wargi bez pozwolenia.
Jakie pytanie, taka odpowiedź.
- Zrobił ci coś?
Pokręciłam przecząco głową,
uśmiechając się nikle.
- Nie. Ale zrobi, jeśli ślad
mojej dłoni szybko nie zejdzie z jego policzka.
Parsknął cicho, kiedy sens tego,
co powiedziałam dotarł do niego w pełni. Spojrzał na mnie, a wyraz jego oczy
nie był tak obojętny, jak wcześniej. Gdzieś tam czaiło się to ciepło, do
którego przywykłam.
- Należało mu się – zamilkł i
zacisnął dłonie w pięści. – Szkoda tylko, że nie dostał ode mnie.
Gdyby to Michał przyłożył
Bartmanowi, ten zapamiętałby to zdecydowanie na dłużej. Ale czy tego chciałam?
Nie bardzo. Przemoc była dobra na rozładowanie się, ale problemów nie
rozwiązywała. Pokaz siły był dobrym sposobem rozwiązywania konfliktów dla
zwierząt. Ludzie powinni być ponad tym.
Nie odpowiedziałam. Nie przyszłam
tu po to, by słuchać, co zrobiłby Bartmanowi. Miał okazję i jej nie
wykorzystał. Nie chciałam do tego wracać. Ale rozumiałam, że Michał chciał
kupić sobie jeszcze trochę czasu.
- Pamiętasz nasze pierwsze
spotkanie?
Wytężyłam pamięć. Pamiętałam, jak
pierwszy raz poszłam na swoje niby praktyki do Pawła, ale Michał już wtedy był
mi znany. Pierwszy raz, kiedy przyszedł do nas z Damianem po treningu. Wtedy
też przywitałam się z nim jak z każdym innym kolegą brata. Wytężyłam pamięć,
marszcząc przy tym czoło, ale nie pamiętałam. Nie potrafiłam sobie przypomnieć
tego pierwszego razu, kiedy spojrzałam w jego błękitne oczy i dowiedziałam się,
że to Michał Kubiak był ich posiadaczem.
- Przypomnę ci – zaśmiał się
cicho i uśmiechnął. – Dwa tysiące jedenasty rok. Połowa listopada. Zimno jak
diabli. Biało od śniegu.
Z każdym jego słowem, w mojej
wyobraźni kształtowało się coraz wyraźniej wspomnienie. Nasze pierwsze
spotkanie…
/ /
- Co znowu tak długo? – zapytał
Damian, kiedy wskoczyłam zdecydowanie mało zgrabnie na siedzenie obok niego.
Trzęsłam się z zimna, a mokre włosy, które wcześniej upchnęłam pod czapką,
ukrywając przed wzrokiem brata, opadły mi na policzki, sprawiając, że było mi
jeszcze zimniej. – I ile razy mam ci mówić, żebyś suszyła te włosy!
Uśmiechnęłam się do niego
szeroko, prezentując w całej okazałości, jak bardzo byłam zadowolona, mimo
zimna i mokrych włosów. Uśmiechałam się tak za każdym razem, kiedy próbował
mnie ganić za zbyt długie przebywanie w basenie, bo to skutecznie go zamykało.
Widząc mój uśmiech tak szczery, widząc moje oczy w końcu pełne życia, widząc
jak z dania na dzień coraz bardziej przypominam siebie… Nie potrafił być na
mnie zły. Pokiwał jedynie głową z politowaniem nad swoją własną słabością i
uśmiechnął się.
- To właśnie moja nieznośna,
młodsza siostra Sabina, która spędza w basenie trzy czwarte swojego życia –
powiedział, a ja uniosłam wysoko brwi, myśląc, że już do końca zwariował. A on
po prostu spojrzał na tyle siedzenie, gdzie siedział wcześniej niezauważony
przez mnie chłopak w zielono szarej bluzie z logiem klubu mojego brata na
piersi. – A to Michał Kubiak.
Spojrzałam mu w twarz jedynie na
sekundę, speszona, że nawet go nie zauważyłam, kiedy wsiadałam do auta.
Mruknęłam cicho i dość piskliwie jak na siebie cześć, po czym odwróciłam się na siedzeniu i już do końca drogi
patrzyłam jedynie przed siebie, nie ważąc się nawet oddychać zbyt głośno.
/ /
- Miałem na ciebie idealny widok
w bocznym lusterku. Twoje policzki były zaczerwienione, na policzku miałaś
nieco rozmazanego tuszu do rzęs – uśmiechnął się uroczo - a mokre włosy lepiły
ci się do twarzy. I nie potrafiłem oderwać od ciebie oczu.
- Musiałam wyglądać tragicznie –
jęknęłam.
- Nieprawda. Wyglądałaś ślicznie.
Spojrzał na mnie z uczuciem w
oczach. Podszedł te parę kroków bliżej i stanął dokładnie naprzeciwko mnie.
Wziął w palce kosmyk moich włosów, teraz zdecydowanie dłuższych niż wtedy.
Pociągnął delikatnie i puścił, a on opadł na mój policzek.
- Dokładnie tak – uśmiechnął się.
–To nie była miłość jak z filmu. Nie zakochałem się w tobie od pierwszego
spojrzenia, musisz mi wybaczyć – pogłaskał opuszkami mój policzek, sunąc w dół
i zahaczając u podstawy mojej szyi – ale polubiłem cię. Zacząłem wypytywać
Damiana o ciebie, a on żywo opowiadał mi wasze historie z dzieciństwa. Potem co
jakiś czas zacząłem do was przychodzić. Po części dlatego, że Damian nalegał
byśmy od czasu do czasu pogadali również poza boiskiem, a po części dlatego, że
chciałem sprawdzić, czy zawsze byłaś taka nieśmiała, jak podczas tego
pierwszego, krótkiego spotkania. I wtedy poznałem trochę inną Sabinę Wojtaszek.
Taką w o wiele za dużej bluzie brata, niedbałym kokiem, z którego wylatywały
krótkie kosmyki i ulubionym kubkiem pełnym zielonej herbaty, która poczęstowała
mnie swoimi kanapkami z nutellą. I wtedy podbiłaś moje serce.
A on właśnie teraz podbił moje.
Nie.
Zatrzymał je.
Tak.
- To też jeszcze nie była miłość,
ale za każdym razem cieszyłem się na twój widok. Chciałem coś powiedzieć.
Chciałem cię rozśmieszyć, by zobaczyć, czy do mnie też uśmiechniesz się tak
szeroko, jak wtedy do Damiana.
Przerwał na chwilę i spojrzał w
okno. Deszcz nadal zacinał i zostawiał krople na powierzchni szyby. Światło
lamp ulicznych rozbijało się o nie, wpadając do pomieszczenia. W kuchni Michała
zrobiło się ciemno, ale nie przeszkadzało mi to. Ciemność w jakiś sposób była
kojąca. Dodawała odwagi. I rzucała cień na twarz Michała, który nadal zwrócony
był do mnie profilem. Jego twarz, w połowie skąpana w cieniu, była ściągnięta w
napięciu. Usta miał zaciśnięte w prostą linię, a oczy nieruchomo utkwione w
jednym miejscu.
Patrzyłam na niego,
podziwiałam tę ukochaną twarz,
zastanawiałam się, jak wiele razy pewnie wyszłam przed nim na idiotkę, a mimo
to on stał teraz przede mną, przypominając mi wspomnienia sprzed kilku lat i
podając szczegóły, których nawet ja nie pamiętałam. Jak mogłam go nie kochać?
Miałam ochotę przytulić się do niego i zapomnieć o wszystkim, co było, co się
zdarzyło, co sprawiło, że nie byliśmy teraz razem. Ale to jeszcze nie cała
historia. Przyszłam, by wysłuchać jej w całości.
- Obserwowałem cię i uśmiechałem
się do ciebie, gdy nie patrzyłaś. Myślałem, że jestem dyskretny, ale Zbyszek
zauważył. Zaczął się ze mnie nabijać, że zakochałem się w gówniarze. Dla niego
mogło to tak wyglądać, bo jest w końcu rok starszy. Starałem się nie zwracać na
niego uwagi, myślałem, że wtedy przestanie. Ale to Zbyszek. Mało się dla niego
liczą uczucia innych. Kiedy widzi okazję do niezłej zabawy, to zawsze ją
wykorzysta. I widział tę szansę. Za każdym razem, kiedy byłaś blisko, żartował,
że podejdzie do ciebie i wszystko ci powie. Wiedziałem, że z jego strony to
tylko żarty, ale zaczął mnie irytować. Trochę się od niego zdystansowałem,
zacząłem spędzać więcej czasu z Damianem i innymi chłopakami. Sprawa przycichła,
ale ten dystans między nami pozostał. Pod koniec sezonu stwierdził, że może
jednak jesteś warta uwagi. Zaczął robić niezbyt śmieszne aluzje na twój temat.
A ja zawsze stałem z boku i starałem opanować swoją wściekłość i nie pokazać,
jak bardzo mnie tym wszystkim rani – przymknął oczy i przetarł twarz dłonią. –
Potem wyjechał i w końcu miałem spokój. Tak myślałem, dopóki nie spotkaliśmy
się ponownie, tym razem podczas sezonu reprezentacyjnego. Zostaliśmy powołani
do szerokiej kadry, tak samo jak Damian. Mieliśmy trenować w Spale, dopóki
trener nie wybierze ostatecznego zespołu. Też tam wtedy byłaś, pamiętasz? W
końcu Damian nie zostawiłby cię samej na prawie dwa tygodnie w Żorach. Miałaś
pozwolenie na trenowanie na basenie. Zbyszek próbował mnie tam zaciągnąć, ale nie
chciałem. Poszedł sam. Chyba już zawsze będę żałował, że mu na to pozwoliłem.
Zaproponował zakład. Kto pierwszy poderwie młodą Sabinę Wojtaszek.
Zachłysnęłam się powietrzem,
rozszerzonymi oczami patrząc na jego twarz, która ściągnięta była w grymasie
bólu.
- Nie zgodziłem się. Do końca
sezonu musiałem wysłuchiwać jego irytującej gadaniny, jaka to ze mnie dupa
wołowa. Niby nadal byliśmy przyjaciółmi, ale nie potrafiłem już z nim rozmawiać
jak dawniej. Coraz bardziej się od niego odgradzałem, ale on wciąż umiał mnie
przekonać, żebyśmy się wymknęli z hotelu i poszli zabawić do klubu. Albo
żebyśmy przemycili wódkę do hotelu i schlali się jak świnie. Miał na mnie zły
wpływ. Sam to widziałem, ale nie potrafiłem się z tego wyrwać. Dopiero trener Anastasi
przemówił mi do rozumu. Zagroził, że mnie wyleje przed finałem Ligi Światowej.
Finał. Mieliśmy grać o złoto, a tymczasem w przeddzień meczu trener nakrył nas
schlanych. Dostało nam się po głowie porządnie, ale najgorsze było to, że
Anastasi powiedział, że oboje nie wystąpimy na tym meczu, że będziemy siedzieć
w kwadracie. To było straszne. W końcu jednak zagraliśmy. Zdobyliśmy to złoto.
Po meczu trener poklepał mnie po plecach. I wiedziałem, że dostałem wielką
szansę, że trener mi zaufał, i że ja teraz tego zaufania nie mogę zawieźć.
Powoli, ale skutecznie odcinałem się od Bartmana. Po sezonie reprezentacyjnym
już się nie spotkaliśmy. On pojechał do Rzeszowa, ja wróciłem do Jastrzębia.
Ale w końcu musieliśmy się spotkać po dwóch stronach siatki. Nasze spojrzenia
przed meczem się spotkały i wiedziałem, że od teraz jesteśmy wrogami. Nie ma
podziału na to, co jest na meczu i po nim. Między nami dwoma iskrzyło, oboje
się prowokowaliśmy. Poczułem się pewnie, kiedy koledzy z Resovii zaczęli
patrzeć na niego wilkiem. Wyraźnie nie podobało im się to, co robił. Przegrali
mecz. On też przegrał naszą rywalizację. I wtedy miarka się przebrała. Znalazł
mnie samego w szatni i, jak to on, zaczął prowokować. Odpowiedziałem tym samym,
nie dając się jego gierkom. Ale kiedy zszedł na twój temat… To była jedna
iskra, która rozpaliła cały pożar. Zaczęliśmy sobie wyrzucać wszystko, co
nagromadziło się podczas tych paru lat przyjaźni. Dużo mieliśmy sobie do
wykrzyczenia w twarz.
Gdzieś w tym wszystkim grałam
pośrednią rolę od kilku lat, a nawet nie miałam o tym pojęcia. Z hukiem
skończyła się ich przyjaźń i poszli w zupełnie inne strony. Jednak nie
rozumiałam, dlaczego powrót Bartmana musiał oznaczać koniec naszego związku.
- Przyjaźń się skończyła. Ale ten
cholerny spór o ciebie, który trwał od samego początku, nigdy nie został
zakończony.
Czemu wszyscy musza przerywac w takim momencie?? No jak moglas mi to zrobic??? Ps.genialne<3
OdpowiedzUsuńWiele miesięcy temu, gdy dopiero zaczynałam swoją przygodę z siatkarską blogsferą, trafiłam na jednego z twoich blogów (Serce jak herbatniki), w którym zakochałam się od razu, choć nie ukrywam, że w dużym stopniu przyczyniła się do tego postać Stephana Antigi :) Wtedy jednak nie zainteresowałam się inną twoją twórczością, czego bardzo żałuję. Wczoraj bowiem postanowiła przeczytać to opowiadania i nie żałuję! Choć nie darzę Kubiaka specjalną sympatią, nie jest też wielką fanką Wojtaszka, jest mi zupełnie obojętny, to masz tak niesamowity styl, że zupełnie mi oni nie przeszkadzają. Kocham twoje opisy, bohaterów, fabułę. Do tego wprost uwielbiam Sabinę, która jest po prostu świetnie wykreowana, a jej perypetie z Michałem są naprawdę wciągające.
OdpowiedzUsuńWiem, że ten komentarz jest strasznie nieskładny, ale ode mnie na razie nie wydusisz nic lepszego.
Pozdrawiam i weny życzę.
Violin
To w sumie przykre (bo prawdziwe), że uczucie do jednej dziewczyny potrafi zniszczyć męską przyjaźń. Chociaż tutaj w dużym stopniu chodzi też o to, że Bartman to po prostu palant, który sam nie wie czego chce. Nie wierzę, żeby on naprawdę czuł coś do Sabiny. To raczej taka niezdrowa potrzeba rywalizacji i udowodnienia, że to on jest lepszy. Coraz bardziej denerwuje mnie ta postać. Może gdybyśmy poznali też jego drugie oblicze (a musi jakieś mieć, bo nikt nie jest w 100% zły), to potrafiłabym go choć trochę zrozumieć. Na razie nie umiem.
OdpowiedzUsuńI czyżby to był koniec nieporozumień między Sabiną i Michałem? ;-)
Lecę dalej! ;*