W piątkowy poranek obudziłam się z postanowieniem, że
wykorzystam wolny weekend na coś bardziej rozrywkowego niż ślęczenie nad
dokumentami z pracy w próbie zaimponowania szefowi. Spędziłam tak ostatnie dwa
weekendy i chyba nie dało się już bardziej zaimponować Barlickiemu. Pomyślałam,
że mogłabym odwiedzić Sabinę. Jej życie uczuciowe w końcu wracało na właściwe
tory, a ja z przyjemnością zanurzyłabym się w czyimś szczęściu, skoro moje
własne straciło się z widoku.
Ale najpierw czekało mnie osiem godzin w pracy.
Założyłam na siebie jedną w wielu sukienek, która idealnie
wpasowywała się w definicję kobiety
sukcesu. Miałam ich pełną szafę, bo w tym zawodzie najważniejsze jest
pierwsze wrażenie, a odpowiednie ubranie znacznie na nie wpływa. Dodatkowo czułam
się w nich pewnie i kobieco, jakbym mogła stanąć przeciwko całemu światu, a to
jest jeszcze ważniejsze w mojej pracy.
Zaparkowałam naprzeciwko nowocześnie wyglądającego budynku,
niezbyt ciesząc się na myśl, że niedługo będę musiała do niego wejść i spędzić
w nim połowę swojego dnia. Nadal miałam sporo czasu, więc najpierw skierowałam
swoje kroki do kawiarni zaraz obok. Ogromna porcja kofeiny była kluczem do
sukcesu, zwłaszcza kiedy miałam faktycznie pracować, a nie jedynie przerzucać
papiery z jednej strony biurka na drugą, mając nadzieję, że w trakcie któryś z
nich się zgubi i zostanie ich mniej.
Żeby było jasne – ja tak nie robiłam, ale były pewne osoby w
kancelarii, co do których nie miałam wątpliwości, że właśnie tak rozumiały
pojęcie pracować.
Podziękowałam z miłym uśmiechem dziewczynie, która podała mi
mój, największy z możliwych, kubek kawy i wolnym krokiem, robiąc małego łyka
kawy co jakiś czas, ruszyłam do kancelarii. Wspięłam się schodami na trzecie
piętro, z każdym kolejnym pokonanym stopniem przekonując się, że winda wcale
nie jest lepszym rozwiązaniem, jeśli zamierzałam mieścić się w te wszystkie
sukienki wiszące w szafie.
- Miałaś tutaj być godzinę temu – usłyszałam za sobą
lodowaty ton głosu i zatrzymałam się w pół kroku, patrząc na drugiego ze
wspólników szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
Dagmara Sawicka, kobieta, z którą dotychczas miałam
ograniczone interakcje, jako że pracowałam jedynie dla Barlickiego. Poza
przelotnym dzień dobry albo
przelotnymi wymianami informacji związanymi z daną sprawą nie rozmawiałyśmy w
ogóle. Nie sądziłam, byśmy miały jakikolwiek temat do rozmowy, odkąd kobieta
była idealnym przykładem królowej lodu.
Spojrzałam na zegarek, upewniając się, że wcale nie zaspałam
i wcale się nie spóźniłam.
- Jestem nawet wcześniej – odpowiedziałam neutralnym tonem,
starając się nie dopuścić irytacji do głosu. W starciu z nią nie miałam szans i
żadna sukienka nie mogła mi tutaj pomóc. – Pan Barlicki będzie dopiero za pół
godziny.
- Sebastiana dzisiaj nie będzie, wypadł mu wyjazd służbowy.
Na czas jego nieobecności to ja muszę się z tobą męczyć. Wiedziałabyś o tym,
gdybyś sprawdziła maila.
Jej ton nie pozostawiał złudzeń. Na niej nie zrobiłam
najlepszego wrażenia, chociaż nie do końca wiedziałam, w czym tkwił jej
problem. To nie tak, że mogłam jej czymkolwiek podpaść. A maila sprawdziłam
zaraz po obudzeniu się – to staje się nawykiem, kiedy masz szefa lubiącego
wysyłać cię w różne miejsca i informować o tym w ostatniej chwili.
Sawicka faktycznie zwykle zaczynała swój dzień w kancelarii
wcześniej, by móc wcześniej z niej wyjść. Nie miałabym z tym żadnego problemu,
gdyby ktoś mnie raczył poinformować. Ale nie zamierzałam zgrywać ofiary. W tym
świecie nie było miejsca dla ludzi o cienkiej skórze, więc przyjęłam cios na
klatę i zamierzałam szybko o nim zapomnieć.
- W takim razie przepraszam za spóźnienie. Co mogę dla pani
zrobić?
Wiedziałam, że z perspektywy osoby trzeciej brzmi to jak
podlizywanie się i wchodzenie w tylną część ciała, ale tak nie było. Nie
zamierzałam sobie robić wrogów w środowisku pracy, poza tym miałam się tutaj
czegoś nauczyć, a siedząc na tyłku i obrażając się o każde nieprzyjemne
spojrzenie niczego się nie nauczę.
Wyraźnie widziałam, że Sawicka była zirytowana moim późnym
pojawieniem się. W ramach odwetu zawaliła mnie nudną, papierkową robotą, której
miałam po dziurki w nosie, bo właśnie tym się zajmowałam na każdych praktykach
studenckich. Dała mi robotę dla kompletnego żółtodzioba – to uderzyło prosto w
moją ambicję, bo Barlicki już znał moje możliwości i pozwalał mi czynnie
uczestniczyć w swoich sprawach.
Zagryzłam zęby i zabrałam się do pracy. Najwyraźniej
znalazłam sobie nową szefową, która nadal czekała na to, bym jej zaimponowała.
Zajęło mi to godzinę i mogłam z całą pewnością powiedzieć, że Sawicka była zaskoczona,
chociaż starała się to jak najlepiej ukryć pod szorstkim tonem. W duchu
uśmiechałam się z zadowoleniem.
Przerwa na lunch w końcu nadeszła, a ja byłam za nią
niezmiernie wdzięczna, bo nareszcie mogłam rozprostować kości. Już dawno nie
siedziałam tyle przy papierkowej robocie i niemal zapomniałam, jak bardzo
wysysało to z człowieka wszelkie siły życiowe.
Dałam znać Sawickiej, że wychodzę na lunch, chociaż kobieta
skinęła tylko w odpowiedzi głową, skupiona na ekranie swojego laptopa.
Wzruszyłam ramionami i wyszłam z jej gabinetu zanim zdążyłaby mnie zawalić toną
kolejnych segregatorów. Nie rozumiałam, dlaczego Sawicka nie chciała mieć
swojego stażysty, któremu mogłaby to wszystko zrzucić, jeśli sama się z tym nie
wyrabiała. Ale to nie było moje zmartwienie, o ile tylko Barlicki zamierzał
szybko wrócić z tej swojej służbowej wyprawy. I dlaczego w ogóle nie
zaproponował mi, bym pojechała z nim? Skoro wyjechał tak nagle, to musiało być
coś pilnego, jakaś duża, ważna sprawa, w której mogłabym mu przecież pomóc.
Moje środowisko pracy nie zapewniało mi warunków do rozwoju.
Ciekawe, czy mogłabym ich za to zaskarżyć? Oczywiście to było czysto
hipotetyczne pytanie, na które odpowiedzi nie znałam, a chciałabym poznać. Tak
na wszelki wypadek.
Moja przerwa na lunch zwykle trwała pół godziny, a jeśli się
spóźniłam o dziesięć minut, szef nie robił mi o to problemów. Zwykle. Zmiana
szefa oznacza automatyczną zmianę zasad, w które nie zostałam wprowadzona, więc
dla bezpieczeństwa lepiej być z powrotem wcześniej. Nie chciałam się narażać
Sawickiej, już i tak mnie nie lubiła, po co pogarszać sytuację? A może
zapunktuję, jeśli szybko wezmę się z powrotem do pracy?
Był piątek, naprawdę było mi już wszystko jedno.
Zjadłam swoją sałatkę z kurczakiem i zamierzałam wyjść, ale
moją uwagę przykuły malinowe koktajle. W mojej głowie toczyła się wielka bitwa,
którą wygrał koktajl. W zamian obiecałam sobie, że znowu wejdę schodami. W
diecie najważniejsza była równowaga i zamierzałam ją utrzymać.
Moja słodka przyjemność trwała okropnie krótko, ale
zdecydowanie poprawiła mi nastrój. Chyba potrzebowałam odrobiny cukru, by móc
dalej znosić Cruallę De Mon i jej podły nastrój. Ruszyłam na swoje piętro
gotowa poświęcić pozostały czas pracy na nową dawkę papierkowej roboty, dlatego
moim pierwszym przystankiem był gabinet Sawickiej.
- Jestem z powrotem. Ma pani coś dla mnie? – zapytałam
całkiem miłym tonem. Powoli zmieniałam się w Sabinę. To straszne.
- Możesz usiąść? – wskazała na krzesło naprzeciwko jej
biurka w ogóle przy tym na mnie nie patrząc. Usiadłam. Nogi trzęsły mi się, gdy
pokonywałam krótką odległość dzielącą mnie od wskazanego miejsca. Czymś jej
podpadłam, inaczej po prostu dałaby mi jakąś robotę i odesłała, by nie musiała
dłużej na mnie patrzeć.
- Rozmawiałam z Sebastianem… – zaczęła.
Miałam nadzieję, że się za mną wstawił. W końcu sam mówił,
że dawno nie trafiła mu się tak dobra stażystka. Mówił też, że kiedy skończę
staż, będę lepsza niż on był w moim wieku. I to była piękna wizja mojej
przyszłości, nie chciałam, żeby legła w gruzach.
- I chyba jestem ci winna przeprosiny.
Mój zszokowany wyraz twarzy musiał być komiczny, chociaż
Sawicka wcale się nie śmiała. Wyglądała na całkiem poważną, chociaż lekko
zmieszaną. Może nawet zawstydzoną, a to było coś nowego.
- Nie rozumiem?
- Sebastian zapomniał cię powiadomić o swoim wyjeździe i
związanych z nim zmianach w twoim grafiku – wyjaśniła. – Nie było żadnego
maila, a ja na dzień dobry zarzuciłam ci niekompetencję, a na dokładkę
zagrzebałam w papierach. Przepraszam za to.
Następne kilka godzin było całkowicie nową historią. Sama
byłam w szoku, jak szybko awansowałam z niekompetentnej stażystki do
niezastąpionej asystentki. W którymś momencie Sawicka poprosiła, bym mówiła
jej po imieniu, bo nie lubi tej sztywnej etykiety. Ale punktem zwrotnym całego
tego dnia i tak był moment, w którym obie zbierałyśmy się już do wyjścia.
- Masz ochotę na drinka? – zapytała bez żadnego wstępu,
zaskakując mnie na tyle mocno, że przez długą chwilę potrafiłam jedynie stać w
miejscu i gapić się na nią bezmyślnie. – Ja stawiam. Na przeprosiny za moje
wcześniejsze zachowanie.
Otwierałam już usta, by odmówić, ale w ostatnim momencie
zmieniłam zdanie. Sama chciałam w końcu wyrwać się ze swoich czterech ścian, a
gdybym odmówiła, wróciłabym prosto do mieszkania i najpewniej została w nim
sama.
Co miałam do stracenia? Najwyżej Dagmara stwierdzi, że
jednak poza pracą nie mamy ze sobą kompletnie nic wspólnego, że jestem niewarta
jej uwagi i już więcej nie wyskoczy z taką propozycją. Mogłam z tym żyć.
Pozostawała kwestia samochodu, ale mogłam zostawić go pod
kancelarią na jedną noc, a do mieszkania wrócić pieszo lub autobusem. Nie
mieszkałam aż tak daleko, by był to jakiś problem.
W ten właśnie sposób znalazłam się w barze z moją szefową. A
żeby było jeszcze śmieszniej, nawet całkiem dobrze się bawiłam. Śmiałam się
niekontrolowanie, kiedy barman postawił przede mną kolejnego drinka.
Potrząsnęłam głową, nadal się uśmiechając.
- Chyba zaszła jakaś pomyłka, niczego nie zamawiałam –
rzuciłam w jego stronę. Już wypiłam dwa mocne drinki i jeżeli chciałam zachować
godność, lepiej bym nie piła niczego więcej.
- Na koszt tamtego pana – wskazał mi kierunek z lekkim
uśmiechem na ustach.
Mimowolnie spojrzałam, czując odrobinę ekscytacji, ale kiedy
mój wzrok spoczął na mężczyźnie, poczułam rozczarowanie. Nie żeby jemu coś
brakowało. Wręcz przeciwnie. Patrzyłam w oczy naprawdę przystojnego faceta,
któremu zdecydowanie niczego nie brakowało. Ale kiedy posłał mi uśmiech, nie
poczułam nic.
To nie tak, że oczekiwałam gromu z jasnego nieba, stada
motyli w brzuchu czy miłości od pierwszego wejrzenia. Ale kiedy przystojny
facet w barze stawia ci drinka, a potem się do ciebie uśmiecha, powinno się
jakoś zareagować, prawda? Poczuć ciekawość, podekscytowanie, a potem oddać
uśmiech lub podejść. Tymczasem ja skinęłam mu głową i odwróciłam się z powrotem
do Dagmary, która wpatrywała się we mnie, jakby nagle wyrosły mi rogi.
- Czy ty go właśnie spławiłaś? – zapytała z niedowierzaniem.
- Na to wygląda – wzruszyłam ramionami.
- Masz chłopaka?
- Nie.
- Ciągnie cię w drugą stronę?
Przez chwilę zastanawiałam się, o co jej chodzi, a kiedy
zrozumiałam, wywróciłam oczami.
- Nie.
- Raczej zauważyłabym, gdybyś była ślepa, więc to raczej też
nie to – ciągnęła dalej.
- O co ci chodzi? – zapytałam w końcu, zirytowana jej
zachowaniem.
- Jesteś młoda. Jesteś atrakcyjna. Jesteś singielką. Jest
piątkowy wieczór, jutro masz wolne od pracy, możesz zaszaleć, ale zamiast tego
postanawiasz odrzucić pana perfekcyjnego. Nie rozumiem.
- Skoro uważasz, że jest taki perfekcyjny, możesz go sobie
wziąć – przewróciłam znowu oczami teraz już naprawdę poirytowana.
- Najpierw musiałaby przejść operację zmiany płci. I chociaż
byłabym tego warta, wątpię, by tak się dla mnie poświęcił.
Szybko zrozumiałam, o czym mówiła. I zdecydowanie byłam w
szoku.
- Nie patrz tak na mnie! – zaśmiała się. – Powiedziałaś, że
kobiety cię nie interesują i dotarło do mnie. Poza tym nie miałam żadnych
ukrytych motywów, kiedy cię zapraszałam na drinka. Czysto koleżeński wypad,
zero presji.
Nie byłam ograniczoną osobą, nie miałam nic do osób o innej
orientacji seksualnej niż hetero i wiedziałam, że mijamy się z nimi na ulicy
codziennie, nie mając o niczym pojęcia. Nie przeszkadzało mi to. Po prostu
nigdy nie miałam w swoim otoczeniu osoby, która by się z tym nie ukrywała i nie
bardzo wiedziałam, jak się zachować. Normalnie
– podpowiadał rozum. – Zachowuj się
normalnie i powiedz coś wreszcie!
- Sprawiasz, że zaczynam żałować, że w ogóle otworzyłam
usta.
I to w końcu zadziałało. Potrząsnęłam głową, uśmiechając się
szczerze do kobiety.
- Tylko mnie zaskoczyłaś. – Spojrzała na mnie z wątpliwością
w oczach. – Nie ukrywasz się.
- Jestem już po trzydziestce. Mogę woleć kobiety, ale to nie
zmienia faktu, że marzę o stabilizacji, rodzinie… Miałam czas na eksperymenty, zaspokojenie
ciekawości i posmakowanie życia. I wykorzystałam go. I przez to właśnie nie mogę
zrozumieć, dlaczego ty zachowujesz się jak siostra zakonna!
I wróciłyśmy do punktu wyjścia.
- To nie w moim stylu – wzruszyłam ramionami.
- Jest ktoś inny, prawda?
Ugięłam się pod jej natarczywym wzrokiem. Skinęłam głową,
myśląc o tej jednej, jedynej nocy z chłopakiem, którego imienia nawet nie
znałam.
- Na co czekasz? Mów!
I tama pękła. Minęły miesiące, a ja nie potrafiłam się
otrząsnąć. Wyrzucałam sobie, że jestem idiotką. Mogłam zostać trochę dłużej.
Mogłam zaczekać aż się obudzi. Tak, to byłoby okropnie niezręczne –
przedstawiać się sobie po spędzonej razem nocy. Ale z zażenowania się nie
umiera, a to mógł być początek czegoś nowego. Czegoś elektryzująco pociągającego.
Dlatego nigdy sobie nie wybaczę, że spanikowałam sekundę po tym, jak otworzyłam
oczy i zorientowałam się, że spałam w obcym łóżku z nieznanym facetem i tak po
prostu uciekłam, nawet nie zwracając uwagi na otoczenie.
Dagmara chłonęła każde moje słowo, nie przerywając mi, nie
osądzając, po prostu pozwalając mi się wygadać. I po wszystkim naprawdę spory
kamień spadł mi z serca, chociaż nawet nie wiedziałam, że tak był.
- Dziewczyno… - westchnęła. – Wpadłaś po uszy. – Zamilkła na
moment, myśląc nad czymś intensywnie. – Nie próbowałaś go znaleźć?
- Próbowałam, ale bez skutku. Nie mam nic. Ani imienia, ani
numeru telefonu. Sprawdzałam nawet social media tego klubu, ale też bez skutku.
Momentami wydaje mi się, że to był tylko cholernie realistyczny sen, że nic z
tego nie wydarzyło się naprawdę. Wtedy może nie czułabym, że straciłam szansę
na coś dobrego.
>< >< ><
Rozdział w nieco innym stylu, ale potrzebowałam podkreślić kilka faktów w ramach przyszłych zdarzeń. Co o nim myślicie? Sądzicie, że Ida i Kuba mają jeszcze jakieś szanse?
Czekam na kolejny! Przeczytalam bloga calego w kilka dni, bo niedawno go znalazlam, wiekszy i bardziej interesujacy komentarz dodam, w nastepnym rozdzialu lub jak troszke sie ogarne ze wszystkim! Ale mega pisz dalej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Black.
Ps. Wkurza mnie to, ze ostatnio pod wiekszoscia rozdzialow nie ma zadnego komentarza.... ale wroce do twgo!
W zasadzie taka malutka odskocznia od sielanki Sabiny i Michała, jest dobrym pomysłem. Osobiście byłam ciekawa, co się dalej wydarzy u Idy ;) czekam z niecierpliwością na następny! Buziaki 😊😘😘
OdpowiedzUsuńTitanium Road Bike - Titanium, LLC
OdpowiedzUsuńProduct information: Titanium Road titanium guitar chords Bike - Titanium, LLC is in operation since 2012. Its mission titanium max trimmer is to provide a bike for all types of activities, Type: Bicycle, BlackPacks: 10Made in Solingen Rating: 4 · titanium earring posts 2 reviews · $3.99 · price of titanium In stock titanium camping cookware