2 lutego 2019

[II] 27.


- Mam nadzieję, że zobaczę cię szybciej niż za kolejne cztery lata – szepnęła mi na ucho mama Michała, żegnając się ze mną.
Gdyby wytknęła mi to na samym początku dzisiejszego spotkania, pewnie byłabym zakłopotana przez resztę dnia, ale teraz wiedziałam, że Alicja po prostu lubiła mieć swoją rodzinę w jednym miejscu w komplecie. I to dotyczyło również mnie, bo Kubiakowie od dawna uważali mnie za nieformalnie adoptowaną córkę.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam mocno do starszej kobiety, chłonąc jej matczyne ciepło, którego tak bardzo mi czasem brakowało.
To pożegnanie wprawiło mnie w sentymentalny nastrój i sprawiło, że w drodze powrotnej zaczęłam myśleć o rodzicach.
Niedługo minie dziesięć lat od ich śmierci. Pamiętam jak rozbita byłam tamtego dnia, jak ciężko było złapać mi każdy pojedynczy oddech, jak odległa wydawała się myśl o jutrze. A teraz, po dziesięciu latach, nadal nie mogłam uwierzyć, że ich już nie ma przy mnie.
Jedno było pewne – czas nie leczył wszystkich ran.
Michał zacisnął dłoń na moim udzie, ściągając moje myśli z powrotem do samochodu. Spojrzałam prosto w jego rozumiejące oczy i uśmiechnęłam się, choć nie było w tym geście dużo radości.
- W porządku? – zapytał, nadal trzymając dłoń na moim udzie.
Nie miałam nic przeciwko. Jego ciepło było najlepszą formą terapii dla mojego zaciśniętego wspomnieniami serca.
- Myślałam o rodzicach – przyznałam bez wahania. – Dawno u nich nie byłam.
- Chciałabyś pojechać do Milicza jutro?
- Pojechać tak, ale na pewno nie jutro. Wizyta w Miliczu oznacza odwiedziny u ciotki Krystyny, a na to muszę się psychicznie przygotować – roześmiałam się. – Może w przyszłym tygodniu.
Michał skinął głową, uśmiechając się na myśl o mojej ciotce.
- Ciotka Krystyna – rzucił, akcentując wyraźnie każdą sylabę. – Nie mogę powiedzieć, że za nią tęskniłem.
- Byłbyś zaskoczony jej przemianą. Sama jej czasem nie poznaję – zaśmiałam się.
- Chętnie to sprawdzę, o ile Krystyna zmieniła się na tyle, by wpuścić kryminalistę do swojego domu.
Nie spodobało mi się słowo „kryminalista”. Michał tylko się droczył, czy naprawdę tak o sobie myślał? Czerwona lampka zaświeciła się w mojej głowie. Kubiak siedział obok mnie całkowicie rozluźniony, uśmiechając się typowo dla siebie – jednym kącikiem ust. Nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak, więc nie drążyłam tematu.
Poza tym wolałam się skupić na tym, że Michał wyraźnie sugerował, że do Milicza pojedziemy razem. I taka perspektywa sprawiała, że moje serce rosło w piersi. Ja może i znałam rodzinę Michała właściwie od dziecka, ale on o mojej rodzinie głównie słyszał z opowieści, a te nie zawsze były zabawne. To, że mimo wszystko chciał ich poznać bliżej, wycisnęło ciepły uśmiech na mojej twarzy.
Kubiak, mimo że prowadził, obserwował mnie uważnie. Mój uśmiech nie uszedł jego uwadze. Kiedy ponownie na mnie spojrzał, w jego oczach błyszczała satysfakcja.
Niedawno tonęłam w przygnębieniu, teraz nie potrafiłam przestać się uśmiechać.

***

Nie byłam gotowa rozstać się z Michałem, kiedy zatrzymał samochód przed moją kamienicą. Spędzanie z nim czasu było uzależniające. Ciepło, które wokół siebie roztaczał, kusiło, namawiało, bym w nim zatonęła. Zbyt długo nie czułam się tak bezpiecznie, by teraz łatwo zrezygnować z tego uczucia.
Nie pozostawiłam mu wyboru – po prostu złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą do mieszkania. Nie stawiał oporu, raczej śmiał się ze mnie, kiedy szukałam kluczy w otchłani torebki. Przysięgam, że w damskiej torebce wszystko potrafi się zgubić, niezależnie od rozmiarów. Weszliśmy do mieszkania, czując kojące ciepło. Nie potrzebowałam pytać Michała, czy chciałby herbatę – po prostu mu ją zrobiłam. Herbata w końcu była dobra na wszystko, nawet na zmarznięte dłonie.
- Brakowało mi tego – przerwał ciszę Michał, a ja podświadomie wiedziałam, że nie chodziło mu o moją cytrusową herbatę, której przecież w ostatnim czasie miał nawet w nadmiarze. – Było prawie tak, jak dawniej.
- Prawie? – uczepiłam się tego słowa, nie rozumiejąc. – Coś się zmieniło?
- Ja się zmieniłem – odpowiedział bez zawahania. – I nie boję się tego przyznać, bo wydaje mi się, że to zmiana na lepsze.
Zamieszał łyżeczką herbatę, do której nawet nie dodał cukru.
- Może nie jest jeszcze widoczna. Zbyt wielu fragmentów nadal brakuje, żeby złożyć układankę. Ale wiem, że dam radę, że zmierzam w dobrym kierunku.
- Nagłe natchnienie? – zapytałam, uśmiechając się szeroko, mimo mojego żartobliwego tonu.
- Zaskoczona?
Wzruszyłam ramionami.
- Zwykle to ja sypię metaforami i porównaniami jak z rękawa. Robisz mi konkurencję – wytknęłam mu.
- Wybacz, nie żebym był dla ciebie godnym przeciwnikiem.
Żart krył się za jego słowami, ale moje przewrażliwione uszy wyłapały lekkie drżenie w jego głosie.
- Lepszego przeciwnika nie mogłabym znaleźć. – Wiedział. Michał zawsze wiedział, co kryło się za moimi słowami. Obserwowanie, jak w jego oczach jaśnieje świadomość drugiego znaczenia moich słów, zawsze było dla mnie fascynujące. Głównie dlatego, że po prostu miał niesamowite tęczówki i uwielbiałam się w nie wpatrywać. – I masz szczęście, bo jestem całkiem dobra w układanki.
I tak po prostu ponownie wślizgnęliśmy się w kojące ramiona ciszy, spoglądając na siebie znad parujących kubków.
- Zupełnie zapomniałam!
Zerwałam się z miejsca, jakby mnie parzyło w wiadomą część ciała. Michał śledził mnie wzrokiem, unosząc lewą brew w geście pytania. Pytanie zmieniło się w uśmiech, kiedy postawiłam między nami miskę z resztą czekoladowych babeczek. Bez wahania sięgnął po jedną, zrobiłam więc to samo.
- Promocja w spożywczym? – droczył się Kubiak.
- Po terminie, rozdawali za darmo– odpowiedziałam w tym samym tonie, niby zachowując poważną twarz, ale w duchu uśmiechając się tak szeroko, że prawie czułam ten ból policzków.
Słowne przepychanki z Michałem zwykle stanowiły przednią rozrywkę, dlatego dałam się wciągnąć w jego gierkę.
- Mama zawsze powtarzała, że dobra świnia wszystko zje – wzruszył ramionami Michał i wepchnął sobie spory kawałek babeczki do buzi.
I tym samym wytrącił mi broń z ręki, bo nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Kubiak dołączył do mnie, jak tylko przełknął babeczkę, śmiejąc się bardziej ze mnie, niż z tego, co powiedział.
Nadal chichotałam jak nastolatka, trzymając się za brzuch. Moja przepona chyba nie lubiła się śmiać. Pozostało mi tylko ją zignorować, bo ja lubiłam się śmiać. Szczególnie wtedy, kiedy Michał mi w tym towarzyszył.
- Mówiłem ci już, że uwielbiam, gdy się śmiejesz? – zaskoczył mnie nagle Michał. – Masz piękny uśmiech, ale gdy się śmiejesz, robią ci się te urocze zmarszczki przy kącikach oczu i wtedy nie mogę oderwać od ciebie wzroku.
Czułam, że moje policzki płoną. Nie należałam do tych osób, które łatwo się rumienią, ale moje policzki z pewnością nabrały koloru w odpowiedzi na słowa Michała. Dwadzieścia trzy lata na karku i nie słyszałam w swoim życiu piękniejszych słów. Może poza słowami miłości z ust Michała.
- Zupełnie jak teraz – mówił dalej. – Nie mogę się napatrzeć.
Wyciągnął dłoń w moją stronę i przeciągnął opuszkami palców po moim policzku w delikatnym dotyku, a potem objął moją twarz dłonią. Wtuliłam się w jego ciepły i znajomy dotyk, przymykając oczy, bo intensywność jego spojrzenia była dla mnie zbyt duża.
Bezwiednie wstrzymałam oddech, obserwując, jak Michał śledził wzrokiem rysy mojej twarzy, jakby próbował odtworzyć w pamięci jej wierną kopię i zachować już na zawsze.
- Zawsze umiesz sprawić, bym poczuła się wyjątkowa – przyznałam słabym szeptem, bo w tym momencie nie pamiętałam, jak się oddycha.
- Ty jesteś wyjątkowa, Sabina – pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć, że tak o sobie nie myślę. – Mogę się tylko starać, by udowadniać ci to każdego dnia.
Miałam łzy w oczach.
Miałam ściśnięte uczuciem serce.
Miałam też pewność, że będę walczyć o Michała całym sercem i duszą, bo nikt inny nie potrafił sprawić, że czułam się tak pewnie, tak kobieco, tak… bezpiecznie.
Nagle mały, kuchenny stół między nami stał się przeszkodą. Dłoń Michała, przytulająca moją twarz, już dłużej nie wystarczała. Chciałam więcej. Potrzebowałam więcej.
Chwyciłam dłoń Michała w swoją rękę i odciągnęłam od swojej twarzy. Nagła niepewność w jego oczach była niemal bolesna, a żeby się jej pozbyć, niemal wywróciłam nas oboje razem z krzesłem, kiedy z impetem wcisnęłam się na jego kolana. Działałam instynktownie, bez zbędnego myślenia, bez zahamowań. Mogłam się tylko modlić, by moje kipiące emocje, które Kubiak sam doprowadził do tego stanu, go nie przeraziły.
Objęłam twarz Michała dłońmi tak samo, jak on jeszcze przed chwilą obejmował moją, przesuwając palcami po jego drapiących zarostem policzkach. Mój wzrok przeskakiwał między oczami Michała a jego wargami, kiedy zbliżałam swoją twarz ku jego milimetr po milimetrze. Dawałam mu czas, by mnie zatrzymał. Nie żebym tego chciała, prawdopodobnie musiałby mnie siłą od siebie odciągać, bym faktycznie się odsunęła, ale obiecałam mu, że nie będę go pospieszać ani zmuszać do tego, na co nie był gotowy.
Całe szczęście nie próbował mnie zatrzymać, wręcz sam przyciągnął mnie bliżej swojego ciała, używając do tego swoich dłoni, które znalazły się na dolnej części moich pleców, jak tylko usiadłam okrakiem na jego udach.
Z impetem złączyliśmy usta, niemal miażdżąc się wzajemnie. Ułamek sekundy później to, co miało być lekkim przygryzieniem dolnej wargi Michała, prawie zmieniło się w pełnowymiarowe ugryzienie. Pośpiech nam nie służył.
Odsunęłam się na centymetr, śmiejąc się cicho, kiedy Michał jęknął z bólu.
- Przepraszam – mruknęłam, nadal się śmiejąc.
- Krwiożercza bestia atakuje – odpowiedział intymnie żartobliwym tonem Michał, ponownie używając dłoni, by przycisnąć mnie mocniej do swojego ciała.
Oparłam swoje czoło o czoło Michała, patrząc mu w oczy, które z tak intymnej odległości wydawały się jeszcze piękniejsze. Napawałam się każdą sekundą naszej bliskości, pragnąc nabrać jej pełne garści na zapas, by już zawsze czuć ciało Michała przy moim własnym.
- Chodź do mnie, potworzyco.
Dwa razy nie musiał powtarzać, jednak tym razem nie napadłam na jego usta jak wygłodniały wilk na kawał mięsa. Znalazłam wargi Michała i badałam je dotykiem więcej niż tylko delikatnym. Mogłabym powiedzieć ulotnym.
Ze skrajności w skrajność.
- Nie… drażnij się… ze mną – zdołał wyszeptać między delikatnymi pocałunkami, na co rozciągnęłam wargi w uśmiechu.
- Ale ja lubię się z tobą drażnić – odpowiedziałam ze śmiechem w głosie.
- Nie dzisiaj – powiedział tylko, zanim złączył ponownie nasze usta.
Tym razem bez pośpiesznego niechlujstwa i bez wolnego droczenia się. Tym razem Michał odebrał mi zdolność myślenia, oddychania i artykułowania jakichkolwiek innych dźwięków poza przeciągłymi jękami, które raz za razem wyrywał z mojego gardła.
W pewnym momencie musieliśmy się od siebie oderwać, inaczej niedotleniony mózg odłączyłby mnie całkowicie. Dyszałam ciężko, próbując unormować moje szalejące serce. Kubiak bez skrępowania przesuwał jedną z dłoni niżej, coraz niżej, zatrzymując ją bezpośrednio na moim pośladku.
- Musimy popracować nad twoją kondycją – droczył się ze mną Michał, kiedy nadal oddychałam ciężko.
Może Michał nie dyszał jak ja, ale jego serce dudniło w tak samo szalonym rytmie jak moje.
- Ciekawe, kto pracował nad twoją – odparowałam, poprawiając się w jego szczelnym uścisku, przytulając się do niego.
Przez chwilę Michał wydawał się być myślami daleko stąd, ale nie trwało długo, zanim jego ramiona owinęły się wokół mnie jeszcze mocniej, a jego usta znalazły wrażliwy punkt na mojej szyi, wysyłając dreszcze przez całe moje ciało.
- Zostań na noc – przerwałam komfortową ciszę.
Ciało Michała zatrzęsło się od śmiechu, który wywołał uśmiech na mojej twarzy. Moje słowa zabrzmiały dość bezpośrednio i jednoznacznie, ale wiedziałam, że Michał odpowiednio je odczyta. I właśnie tak zrobił.
- Nigdzie się nie wybieram.
Nie patrzyłam na zegarek, nie wiedziałam, jak długo siedzieliśmy niemal przylepieni do siebie, ale czułam, jak drętwieją mi mięśnie. Wolałam nie wiedzieć, jak bardzo zdrętwiały jest Michał. Chociaż, nadal na nim siedząc, miałam dość dobre pojęcie, jak bardzo zdrętwiała była pewna, szczególna część jego ciała*.
- Przenosimy się na kanapę – mruknęłam, odklejając się od ciała Michała.
Zinterpretował moje słowa dość dosłownie, podnosząc się z krzesła ze mną w ramionach. Krzyk zaskoczenia przeszedł w śmiech, kiedy niespodziewanie znalazłam się w powietrzu. Śmiałam się nadal, gdy Michał upuścił mnie wprost na miękką powierzchnię kanapy i zawiesił się nade mną, podtrzymując się na rękach. Uśmiechnęłam się chytrze, obejmując go i ściągając w dół. Pewnie gdyby się zaparł, nie ruszyłabym go ani o milimetr, ale poddał się i opadł całym swoim ciałem na moje, przykrywając mnie niczym koc. Taki metalowy, który wycisnął powietrze z moich płuc. Ale to był przyjemny ciężar. Do zniesienia tylko przez krótki okres czasu, a mimo to jęknęłam z zawodu, gdy Kubiak uniósł się na przedramionach, pozwalając mi nabrać powietrza do płuc.
Michał dosłownie zaparł mi dech w piersiach.
I to nie po raz pierwszy dzisiaj.
Ostatecznie to ja skończyłam półleżąc na Michale, z policzkiem przytulonym do jego klatki piersiowej, słuchając bicia jego serca i chłonąc go całą sobą. Prawie nie mogłam uwierzyć w to, jak wiele siebie Michał mi dzisiaj oddał. Czułam się niemal jak pięć lat temu. Jakbyśmy spędzili cały ten czas leżąc w ten sposób, wtapiając się w siebie.
W jakiś telepatycznie dziwny sposób mogłam wyczuć, że myśli Michała krążą wokół czegoś, co nie daje mu spokoju. I jak bardzo chciałam, by w tym konkretnym momencie był w stu procentach ze mną, czekałam, aż sam do mnie wróci.
I w końcu wrócił. Z niewygodnym pytaniem, którego zupełnie się nie spodziewałam.
- W czasie, kiedy ja… czy wtedy był ktoś w twoim życiu?
Westchnęłam, zastanawiając się nad odpowiedzią. Szczerość nie była wyborem, nad którym musiałam myśleć. Po prostu nie wiedziałam, jak ująć w słowa to, co działo się w życiu.
- Potrzebujesz chwili, żeby przypomnieć sobie te wszystkie imiona? – droczył się.
- Jesteś okropny – parsknęłam śmiechem, nie czując się w żaden sposób urażona jego słowami.
- Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, ale wiedziałam, że nie zadałby mi tego pytania, gdyby nie chciał poznać szczerej odpowiedzi.
- Nie było nikogo na dłużej – zaczęłam. – Ani nikogo na jedną noc.
Czułam, jak Michał stężał pod moim dotykiem. Dopiero po pełnej napięcia chwili wolno wypuścił wstrzymywany oddech.
- Sabina… - tylko tyle zdołał powiedzieć przez zaciśnięte gardło.
Opierając się na michałowej klatce piersiowej, uniosłam się się odrobinę w górę, by móc spojrzeć mu w oczy.
- To nie tak, że uciekałam przed każdym facetem, który próbował się do mnie zbliżyć. – Chciałam, żeby zrozumiał. – Żaden z nich nie potrafił sprawić, bym się w to zaangażowała.
Nie dodałam, że gdybym któremuś z nich uległa, prawdopodobnie pozbyłabym się części szacunku do samej siebie. Mimo to czułam, że Michał wiedział.
Objął mnie ponownie ramionami, przyciągając do siebie. Wtuliłam się na powrót w jego ciało, czując jak wtula twarz w moje włosy.
Złożył krótki pocałunek na samym czubku mojej głowy.
- Dziękuję.
I dziękował nie tylko za szczerość.



>< >< >< 


* chodziło mi oczywiście o tyłek! 

Dziękuję tym, którzy nadal są! I tylko mała prośba, byście komentowali, jeśli się wam podoba. Potrzebuję motywacyjnego kopa w cztery litery.

4 komentarze:

  1. Ah, pisz dziewczyno! Z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem! I czekam z niecierpliwością na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z zapartym tchem czytam każdy rozdział i niecierpliwie czekam na następny. Dlatego też mam nadzieję,że regularność wraz z weną Ciebie nie opuszczą!c;

    OdpowiedzUsuń
  4. Że niby mamy uwierzyć, że chodziło Ci o tyłek Moja Droga? 😂😂 pisz dalej, bo to, co tworzysz to arcydzieło! 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń