- Mam nadzieję, że zobaczę cię
szybciej niż za kolejne cztery lata – szepnęła mi na ucho mama Michała,
żegnając się ze mną.
Gdyby wytknęła mi to na samym
początku dzisiejszego spotkania, pewnie byłabym zakłopotana przez resztę dnia,
ale teraz wiedziałam, że Alicja po prostu lubiła mieć swoją rodzinę w jednym
miejscu w komplecie. I to dotyczyło również mnie, bo Kubiakowie od dawna uważali
mnie za nieformalnie adoptowaną córkę.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam
mocno do starszej kobiety, chłonąc jej matczyne ciepło, którego tak bardzo mi
czasem brakowało.
To pożegnanie wprawiło mnie w
sentymentalny nastrój i sprawiło, że w drodze powrotnej zaczęłam myśleć o
rodzicach.
Niedługo minie dziesięć lat od
ich śmierci. Pamiętam jak rozbita byłam tamtego dnia, jak ciężko było złapać mi
każdy pojedynczy oddech, jak odległa wydawała się myśl o jutrze. A teraz, po
dziesięciu latach, nadal nie mogłam uwierzyć, że ich już nie ma przy mnie.
Jedno było pewne – czas nie
leczył wszystkich ran.
Michał zacisnął dłoń na moim
udzie, ściągając moje myśli z powrotem do samochodu. Spojrzałam prosto w jego
rozumiejące oczy i uśmiechnęłam się, choć nie było w tym geście dużo radości.
- W porządku? – zapytał, nadal
trzymając dłoń na moim udzie.
Nie miałam nic przeciwko. Jego
ciepło było najlepszą formą terapii dla mojego zaciśniętego wspomnieniami
serca.
- Myślałam o rodzicach –
przyznałam bez wahania. – Dawno u nich nie byłam.
- Chciałabyś pojechać do
Milicza jutro?
- Pojechać
tak, ale na pewno nie jutro. Wizyta w Miliczu oznacza odwiedziny u ciotki
Krystyny, a na to muszę się psychicznie przygotować – roześmiałam się. – Może w
przyszłym tygodniu.
Michał skinął
głową, uśmiechając się na myśl o mojej ciotce.
- Ciotka
Krystyna – rzucił, akcentując wyraźnie każdą sylabę. – Nie mogę powiedzieć, że
za nią tęskniłem.
- Byłbyś
zaskoczony jej przemianą. Sama jej czasem nie poznaję – zaśmiałam się.
- Chętnie to
sprawdzę, o ile Krystyna zmieniła się na tyle, by wpuścić kryminalistę do
swojego domu.
Nie spodobało
mi się słowo „kryminalista”. Michał tylko się droczył, czy naprawdę tak o sobie
myślał? Czerwona lampka zaświeciła się w mojej głowie. Kubiak siedział obok
mnie całkowicie rozluźniony, uśmiechając się typowo dla siebie – jednym
kącikiem ust. Nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak, więc nie drążyłam
tematu.
Poza tym
wolałam się skupić na tym, że Michał wyraźnie sugerował, że do Milicza
pojedziemy razem. I taka perspektywa sprawiała, że moje serce rosło w piersi.
Ja może i znałam rodzinę Michała właściwie od dziecka, ale on o mojej rodzinie
głównie słyszał z opowieści, a te nie zawsze były zabawne. To, że mimo wszystko
chciał ich poznać bliżej, wycisnęło ciepły uśmiech na mojej twarzy.
Kubiak, mimo
że prowadził, obserwował mnie uważnie. Mój uśmiech nie uszedł jego uwadze.
Kiedy ponownie na mnie spojrzał, w jego oczach błyszczała satysfakcja.
Niedawno
tonęłam w przygnębieniu, teraz nie potrafiłam przestać się uśmiechać.
***
Nie byłam
gotowa rozstać się z Michałem, kiedy zatrzymał samochód przed moją kamienicą. Spędzanie
z nim czasu było uzależniające. Ciepło, które wokół siebie roztaczał, kusiło,
namawiało, bym w nim zatonęła. Zbyt długo nie czułam się tak bezpiecznie, by
teraz łatwo zrezygnować z tego uczucia.
Nie
pozostawiłam mu wyboru – po prostu złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą do
mieszkania. Nie stawiał oporu, raczej śmiał się ze mnie, kiedy szukałam kluczy
w otchłani torebki. Przysięgam, że w damskiej torebce wszystko potrafi się
zgubić, niezależnie od rozmiarów. Weszliśmy do mieszkania, czując kojące
ciepło. Nie potrzebowałam pytać Michała, czy chciałby herbatę – po prostu mu ją
zrobiłam. Herbata w końcu była dobra na wszystko, nawet na zmarznięte dłonie.
- Brakowało
mi tego – przerwał ciszę Michał, a ja podświadomie wiedziałam, że nie chodziło
mu o moją cytrusową herbatę, której przecież w ostatnim czasie miał nawet w
nadmiarze. – Było prawie tak, jak dawniej.
- Prawie? –
uczepiłam się tego słowa, nie rozumiejąc. – Coś się zmieniło?
- Ja się
zmieniłem – odpowiedział bez zawahania. – I nie boję się tego przyznać, bo
wydaje mi się, że to zmiana na lepsze.
Zamieszał
łyżeczką herbatę, do której nawet nie dodał cukru.
- Może nie
jest jeszcze widoczna. Zbyt wielu fragmentów nadal brakuje, żeby złożyć
układankę. Ale wiem, że dam radę, że zmierzam w dobrym kierunku.
- Nagłe
natchnienie? – zapytałam, uśmiechając się szeroko, mimo mojego żartobliwego
tonu.
- Zaskoczona?
Wzruszyłam
ramionami.
- Zwykle to
ja sypię metaforami i porównaniami jak z rękawa. Robisz mi konkurencję –
wytknęłam mu.
- Wybacz, nie
żebym był dla ciebie godnym przeciwnikiem.
Żart krył się
za jego słowami, ale moje przewrażliwione uszy wyłapały lekkie drżenie w jego
głosie.
- Lepszego
przeciwnika nie mogłabym znaleźć. – Wiedział. Michał zawsze wiedział, co kryło
się za moimi słowami. Obserwowanie, jak w jego oczach jaśnieje świadomość
drugiego znaczenia moich słów, zawsze było dla mnie fascynujące. Głównie
dlatego, że po prostu miał niesamowite tęczówki i uwielbiałam się w nie
wpatrywać. – I masz szczęście, bo jestem całkiem dobra w układanki.
I tak po
prostu ponownie wślizgnęliśmy się w kojące ramiona ciszy, spoglądając na siebie
znad parujących kubków.
- Zupełnie
zapomniałam!
Zerwałam się
z miejsca, jakby mnie parzyło w wiadomą część ciała. Michał śledził mnie
wzrokiem, unosząc lewą brew w geście pytania. Pytanie zmieniło się w uśmiech,
kiedy postawiłam między nami miskę z resztą czekoladowych babeczek. Bez wahania
sięgnął po jedną, zrobiłam więc to samo.
- Promocja w
spożywczym? – droczył się Kubiak.
- Po
terminie, rozdawali za darmo– odpowiedziałam w tym samym tonie, niby zachowując
poważną twarz, ale w duchu uśmiechając się tak szeroko, że prawie czułam ten
ból policzków.
Słowne
przepychanki z Michałem zwykle stanowiły przednią rozrywkę, dlatego dałam się
wciągnąć w jego gierkę.
- Mama zawsze
powtarzała, że dobra świnia wszystko zje – wzruszył ramionami Michał i wepchnął
sobie spory kawałek babeczki do buzi.
I tym samym
wytrącił mi broń z ręki, bo nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Kubiak dołączył
do mnie, jak tylko przełknął babeczkę, śmiejąc się bardziej ze mnie, niż z
tego, co powiedział.
Nadal
chichotałam jak nastolatka, trzymając się za brzuch. Moja przepona chyba nie
lubiła się śmiać. Pozostało mi tylko ją zignorować, bo ja lubiłam się śmiać.
Szczególnie wtedy, kiedy Michał mi w tym towarzyszył.
- Mówiłem ci
już, że uwielbiam, gdy się śmiejesz? – zaskoczył mnie nagle Michał. – Masz piękny
uśmiech, ale gdy się śmiejesz, robią ci się te urocze zmarszczki przy kącikach
oczu i wtedy nie mogę oderwać od ciebie wzroku.
Czułam, że
moje policzki płoną. Nie należałam do tych osób, które łatwo się rumienią, ale
moje policzki z pewnością nabrały koloru w odpowiedzi na słowa Michała.
Dwadzieścia trzy lata na karku i nie słyszałam w swoim życiu piękniejszych
słów. Może poza słowami miłości z ust Michała.
- Zupełnie
jak teraz – mówił dalej. – Nie mogę się napatrzeć.
Wyciągnął
dłoń w moją stronę i przeciągnął opuszkami palców po moim policzku w delikatnym
dotyku, a potem objął moją twarz dłonią. Wtuliłam się w jego ciepły i znajomy
dotyk, przymykając oczy, bo intensywność jego spojrzenia była dla mnie zbyt
duża.
Bezwiednie
wstrzymałam oddech, obserwując, jak Michał śledził wzrokiem rysy mojej twarzy,
jakby próbował odtworzyć w pamięci jej wierną kopię i zachować już na zawsze.
- Zawsze
umiesz sprawić, bym poczuła się wyjątkowa – przyznałam słabym szeptem, bo w tym
momencie nie pamiętałam, jak się oddycha.
- Ty jesteś wyjątkowa, Sabina – pokręcił głową,
jakby nie mógł uwierzyć, że tak o sobie nie myślę. – Mogę się tylko starać, by
udowadniać ci to każdego dnia.
Miałam łzy w
oczach.
Miałam
ściśnięte uczuciem serce.
Miałam też
pewność, że będę walczyć o Michała całym sercem i duszą, bo nikt inny nie
potrafił sprawić, że czułam się tak pewnie, tak kobieco, tak… bezpiecznie.
Nagle mały,
kuchenny stół między nami stał się przeszkodą. Dłoń Michała, przytulająca moją
twarz, już dłużej nie wystarczała. Chciałam więcej. Potrzebowałam więcej.
Chwyciłam
dłoń Michała w swoją rękę i odciągnęłam od swojej twarzy. Nagła niepewność w
jego oczach była niemal bolesna, a żeby się jej pozbyć, niemal wywróciłam nas
oboje razem z krzesłem, kiedy z impetem wcisnęłam się na jego kolana. Działałam
instynktownie, bez zbędnego myślenia, bez zahamowań. Mogłam się tylko modlić,
by moje kipiące emocje, które Kubiak sam doprowadził do tego stanu, go nie przeraziły.
Objęłam twarz
Michała dłońmi tak samo, jak on jeszcze przed chwilą obejmował moją,
przesuwając palcami po jego drapiących zarostem policzkach. Mój wzrok
przeskakiwał między oczami Michała a jego wargami, kiedy zbliżałam swoją twarz
ku jego milimetr po milimetrze. Dawałam mu czas, by mnie zatrzymał. Nie żebym
tego chciała, prawdopodobnie musiałby mnie siłą od siebie odciągać, bym
faktycznie się odsunęła, ale obiecałam mu, że nie będę go pospieszać ani
zmuszać do tego, na co nie był gotowy.
Całe szczęście
nie próbował mnie zatrzymać, wręcz sam przyciągnął mnie bliżej swojego ciała,
używając do tego swoich dłoni, które znalazły się na dolnej części moich
pleców, jak tylko usiadłam okrakiem na jego udach.
Z impetem
złączyliśmy usta, niemal miażdżąc się wzajemnie. Ułamek sekundy później to, co
miało być lekkim przygryzieniem dolnej wargi Michała, prawie zmieniło się w
pełnowymiarowe ugryzienie. Pośpiech nam nie służył.
Odsunęłam się
na centymetr, śmiejąc się cicho, kiedy Michał jęknął z bólu.
- Przepraszam
– mruknęłam, nadal się śmiejąc.
- Krwiożercza
bestia atakuje – odpowiedział intymnie żartobliwym tonem Michał, ponownie
używając dłoni, by przycisnąć mnie mocniej do swojego ciała.
Oparłam swoje
czoło o czoło Michała, patrząc mu w oczy, które z tak intymnej odległości
wydawały się jeszcze piękniejsze. Napawałam się każdą sekundą naszej bliskości,
pragnąc nabrać jej pełne garści na zapas, by już zawsze czuć ciało Michała przy
moim własnym.
- Chodź do
mnie, potworzyco.
Dwa razy nie
musiał powtarzać, jednak tym razem nie napadłam na jego usta jak wygłodniały
wilk na kawał mięsa. Znalazłam wargi Michała i badałam je dotykiem więcej niż tylko
delikatnym. Mogłabym powiedzieć ulotnym.
Ze skrajności
w skrajność.
- Nie…
drażnij się… ze mną – zdołał wyszeptać między delikatnymi pocałunkami, na co
rozciągnęłam wargi w uśmiechu.
- Ale ja
lubię się z tobą drażnić – odpowiedziałam ze śmiechem w głosie.
- Nie dzisiaj
– powiedział tylko, zanim złączył ponownie nasze usta.
Tym razem bez
pośpiesznego niechlujstwa i bez wolnego droczenia się. Tym razem Michał odebrał
mi zdolność myślenia, oddychania i artykułowania jakichkolwiek innych dźwięków
poza przeciągłymi jękami, które raz za razem wyrywał z mojego gardła.
W pewnym
momencie musieliśmy się od siebie oderwać, inaczej niedotleniony mózg
odłączyłby mnie całkowicie. Dyszałam ciężko, próbując unormować moje szalejące
serce. Kubiak bez skrępowania przesuwał jedną z dłoni niżej, coraz niżej,
zatrzymując ją bezpośrednio na moim pośladku.
- Musimy
popracować nad twoją kondycją – droczył się ze mną Michał, kiedy nadal
oddychałam ciężko.
Może Michał
nie dyszał jak ja, ale jego serce dudniło w tak samo szalonym rytmie jak moje.
- Ciekawe,
kto pracował nad twoją – odparowałam, poprawiając się w jego szczelnym uścisku,
przytulając się do niego.
Przez chwilę
Michał wydawał się być myślami daleko stąd, ale nie trwało długo, zanim jego
ramiona owinęły się wokół mnie jeszcze mocniej, a jego usta znalazły wrażliwy
punkt na mojej szyi, wysyłając dreszcze przez całe moje ciało.
- Zostań na
noc – przerwałam komfortową ciszę.
Ciało Michała
zatrzęsło się od śmiechu, który wywołał uśmiech na mojej twarzy. Moje słowa
zabrzmiały dość bezpośrednio i jednoznacznie, ale wiedziałam, że Michał
odpowiednio je odczyta. I właśnie tak zrobił.
- Nigdzie się
nie wybieram.
Nie patrzyłam
na zegarek, nie wiedziałam, jak długo siedzieliśmy niemal przylepieni do
siebie, ale czułam, jak drętwieją mi mięśnie. Wolałam nie wiedzieć, jak bardzo
zdrętwiały jest Michał. Chociaż, nadal na nim siedząc, miałam dość dobre
pojęcie, jak bardzo zdrętwiała była pewna, szczególna część jego ciała*.
- Przenosimy
się na kanapę – mruknęłam, odklejając się od ciała Michała.
Zinterpretował
moje słowa dość dosłownie, podnosząc się z krzesła ze mną w ramionach. Krzyk
zaskoczenia przeszedł w śmiech, kiedy niespodziewanie znalazłam się w
powietrzu. Śmiałam się nadal, gdy Michał upuścił mnie wprost na miękką
powierzchnię kanapy i zawiesił się nade mną, podtrzymując się na rękach.
Uśmiechnęłam się chytrze, obejmując go i ściągając w dół. Pewnie gdyby się
zaparł, nie ruszyłabym go ani o milimetr, ale poddał się i opadł całym swoim
ciałem na moje, przykrywając mnie niczym koc. Taki metalowy, który wycisnął
powietrze z moich płuc. Ale to był przyjemny ciężar. Do zniesienia tylko przez
krótki okres czasu, a mimo to jęknęłam z zawodu, gdy Kubiak uniósł się na
przedramionach, pozwalając mi nabrać powietrza do płuc.
Michał
dosłownie zaparł mi dech w piersiach.
I to nie po
raz pierwszy dzisiaj.
Ostatecznie
to ja skończyłam półleżąc na Michale, z policzkiem przytulonym do jego klatki
piersiowej, słuchając bicia jego serca i chłonąc go całą sobą. Prawie nie
mogłam uwierzyć w to, jak wiele siebie Michał mi dzisiaj oddał. Czułam się
niemal jak pięć lat temu. Jakbyśmy spędzili cały ten czas leżąc w ten sposób,
wtapiając się w siebie.
W jakiś
telepatycznie dziwny sposób mogłam wyczuć, że myśli Michała krążą wokół czegoś,
co nie daje mu spokoju. I jak bardzo chciałam, by w tym konkretnym momencie był
w stu procentach ze mną, czekałam, aż sam do mnie wróci.
I w końcu
wrócił. Z niewygodnym pytaniem, którego zupełnie się nie spodziewałam.
- W czasie,
kiedy ja… czy wtedy był ktoś w twoim życiu?
Westchnęłam,
zastanawiając się nad odpowiedzią. Szczerość nie była wyborem, nad którym
musiałam myśleć. Po prostu nie wiedziałam, jak ująć w słowa to, co działo się w
życiu.
-
Potrzebujesz chwili, żeby przypomnieć sobie te wszystkie imiona? – droczył się.
- Jesteś
okropny – parsknęłam śmiechem, nie czując się w żaden sposób urażona jego
słowami.
- Nie musisz
mi mówić, jeśli nie chcesz.
Uśmiechnęłam
się mimowolnie, ale wiedziałam, że nie zadałby mi tego pytania, gdyby nie
chciał poznać szczerej odpowiedzi.
- Nie było
nikogo na dłużej – zaczęłam. – Ani nikogo na jedną noc.
Czułam, jak
Michał stężał pod moim dotykiem. Dopiero po pełnej napięcia chwili wolno wypuścił
wstrzymywany oddech.
- Sabina… -
tylko tyle zdołał powiedzieć przez zaciśnięte gardło.
Opierając się
na michałowej klatce piersiowej, uniosłam się się odrobinę w górę, by móc
spojrzeć mu w oczy.
- To nie tak,
że uciekałam przed każdym facetem, który próbował się do mnie zbliżyć. –
Chciałam, żeby zrozumiał. – Żaden z nich nie potrafił sprawić, bym się w to
zaangażowała.
Nie dodałam,
że gdybym któremuś z nich uległa, prawdopodobnie pozbyłabym się części szacunku
do samej siebie. Mimo to czułam, że Michał wiedział.
Objął mnie
ponownie ramionami, przyciągając do siebie. Wtuliłam się na powrót w jego
ciało, czując jak wtula twarz w moje włosy.
Złożył krótki
pocałunek na samym czubku mojej głowy.
- Dziękuję.
I dziękował
nie tylko za szczerość.
* chodziło mi oczywiście o tyłek!
Dziękuję tym, którzy nadal są! I tylko mała prośba, byście komentowali, jeśli się wam podoba. Potrzebuję motywacyjnego kopa w cztery litery.
Ah, pisz dziewczyno! Z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńJestem! I czekam z niecierpliwością na kolejny :)
OdpowiedzUsuńZ zapartym tchem czytam każdy rozdział i niecierpliwie czekam na następny. Dlatego też mam nadzieję,że regularność wraz z weną Ciebie nie opuszczą!c;
OdpowiedzUsuńŻe niby mamy uwierzyć, że chodziło Ci o tyłek Moja Droga? 😂😂 pisz dalej, bo to, co tworzysz to arcydzieło! 😍😍😍
OdpowiedzUsuń