19 stycznia 2019

[II] 26.


- Jesteś najgorszą przyjaciółką, jaką świat widział! Przysięgam, że kiedyś się nie powstrzymam i ukatrupię cię gołymi rękami!
- Sabina, to groźba? Bo wiesz, że groźby są karalne?
Odezwały się we mnie mordercze instynkty, które na cel obrały sobie Idę. Gdybym mogła ją dosięgnąć przez zasięg telefonu, byłaby już martwa.
Przez pół dnia wydzwaniałam do niej co chwilę, czekając, aż zmęczy ją odrzucanie połączeń ode mnie. Wiedziałam, że to trochę trwało. Taki atak z mojej strony oznaczał tylko jedno - wiedziałam. A Ida najwyraźniej nie chciała się tym ze mną podzielić. Wolała się zachowywać jak pieprzona męczennica i cierpieć sobie w samotności, wmawiać sobie, że jest sama na tym świecie i nikt jej nie kocha, zamiast pozwolić mi sobie pomóc. Tylko, jak się okazało, Ida w żadnym razie nie cierpiała. A przynajmniej nie brzmiała, jakby cierpiała, kiedy odebrała mój telefon. Minęły trzy tygodnie, najgorsza faza minęła. Minął czas, kiedy naprawdę mnie potrzebowała.
Gdzieś głęboko we mnie odezwał się głosik, mówiący, że przyganiał kocioł garnkowi. I nie mogłam się z nim nie zgodzić, bo pamiętam, jak sama zachowywałam się po rozstaniu z Michałem. Może sytuacja była inna, ale też czułam, jak serce pęka mi na pół. I chociaż wtedy zamykałam się przed wszystkimi, Ida była jedyną osobą, która w jakiś sposób mogła do mnie dotrzeć i odrobinę podnieść na duchu samą swoją obecnością. A ja nie mogłam jej się odwdzięczyć tym samym. To bolało.
Milczałam, dopóki Ida po drugiej stronie nie westchnęła przeciągle.
- Potrzebowałam odpocząć, odciąć się od wszystkiego - powiedziała po dłuższej chwili ciszy. - Nie dlatego, że Kuba mnie tak bardzo skrzywdził. Właśnie dlatego, że nie odczułam tego tak bardzo i musiałam się zastanowić, dlaczego.
Kolejne napięte westchnięcie z jej strony.
- Doszłam do wniosku, że ostatnie lata nie były wcale takie wspaniałem, jak mi się wydawało. Łączyło nas bardziej przywyczajenie niż uczucie. I na swój sposób próbowałam temu zaradzić, chociaż nie wiedziałam, z czym tak naprawdę walczę. A raczej z kim - zaśmiała się gorzko.
- Jeżeli to cię pocieszy, nie wydaje mi się, że są razem…
- Powinnam się cieszyć z jego nieszczęścia, ale tak nie jest. Czuję względem niego tylko obojętność.
I właśnie dzięki temu miałam pewność, że z Idą naprawdę wszystko w porządku. Że już mnie nie potrzebowała, bo poradziła sobie ze wszystkim sama. I czułam się dumna z mojej silnej, najlepszej przyjaciółki.
- Nie masz już dość tych Katowic? - zapytałam, zmieniając temat.
Śmiech Idy był orzeźwiający.
- Tak właściwie, to czuję się jak pierwszoroczniak, który dopiero co się wprowadził. Dopiero odkrywam możliwości tego miejsca. I muszę ci powiedzieć, że widoki są piękne.
- Chyba nawet wiem, o jakich widokach mówisz - pokręciłam z politowaniem głową.
Tak się o nią martwiłam, a okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie. Powinnam wiedzieć lepiej, że Ida nie jest osobą, która chowa głowę w piasek. Ona zawsze walczy. Tym razem walczyła o siebie. I wydawało mi się, że wygrała w tej walce jakąś ważną część siebie.
Ida miała się dobrze, więc wzięłam na tapetę drugą pozycję z całej listy rzeczy, o które powinnam się martwić.
- O cholera - rzuciłam, przypominając sobie nagle, że za niecałą godzinę Kubiak będzie pukał do moich drzwi, by zabrać mnie na rodzinny obiad. Szlag by to.
- Chyba czas na moją rehabilitację. Co się stało? - Ida odezwała się po drugiej stronie telefonu.
- Zapomniałam o rodzinnym obiadku.
- Damian przyjeżdża? - zgadywała. - Co za problem? Do spożywczego po mrożoną pizzę i będzie szczęśliwy.
Uśmiechnęłam się, bo tak, w przypadku Damiana to było aż tak proste. W przypadku Kubiaków… Gdybym to ja ich gościła, właśnie panikowałabym jak pięciolatek pierwszego dnia w przedszkolu, ale że ja miałam być tylko gościem, to zmieniało postać rzeczy.
- Jak się ubrać na obiad u Kubiaków? Formalnie czy elegancko? - zapytałam zamiast tego.
- Sprawa jest poważniejsza, niż sądziłam - Ida brzmiała, jakby poważnie się zastanawiała nad moim pytaniem. - Masz jeszcze tę czarną spódnicę, którą kupiłaś za moją niezłomną namową dawno temu?
O tak, Ida miała „niezłomną namowę”, kiedy razem wybierałyśmy się na zakupy. Zwykle wybierała dla mnie ubrania, których ja sama nawet nie wzięłabym do ręki, sądząc, że na pewno nie będą pasować. A one jakimś cudem zawsze pasowały! I wtedy Ida używała wszystkiego, co było konieczne, żebym je kupiła. Miała niezły asortyment zagrań, a ja zawsze kończyłam z kolejną rzeczą w szafie i znacznym ubytkiem pieniędzy na koncie.
Dlatego ograniczyłam wspólne zakupy z Idą, wymigując się pracą. Jakoś trzeba sobie radzić.
- Nie próbuj nawet mówić, że źle w niej wyglądasz - ostrzegła, kiedy chciałam dokładnie to powiedzieć. - Gdyby tak było, kasjer nie śliniłby się na twój widok tak, że zrobił pieniążkom basen w kasie.
- Spierałabym się z tym, na czyj widok tak się ślinił.
- Możesz się spierać, ale ja swoje wiem - ucięła temat. - Do tego ubierz tę żółtą koszulę z długimi rękawami. Nie muszę wspominać, że szpilki są koniecznością, prawda?
- Ależ skąd - wywróciłam oczami.
- To teraz powiedz mi, z jakiej okazji ten obiad. Idziesz tam z Michałem, prawda? - słyszałam podekscytowanie w jej głosie i wiedziałam, że cieszyła się moimi postępami z Michałem tak samo mocno, jak ja sama się cieszyłam.
- Tak, idziemy razem. Jeszcze nie jako para, ale można powiedzieć, że jesteśmy na najlepszej drodze, by tak się stało.
- Podzielisz się sekretem? Chcę wiedzieć, jak owinąć sobie faceta wokół palca w sposób, w jaki ty owinęłaś sobie Michała.
- Wcale nie owinęłam go sobie wokół palca! – wykrzyknęłam, na co Ida tylko się roześmiała. - To raczej on znalazł sposób na mnie, bo jak inaczej wytłumaczyć, że od tylu lat nie widzę nikogo innego poza nim?
Ida westchnęła, a ja zrozumiałam, że pociągnęłam za strunę, która nie powinna być dotykana. Jeszcze nie.
- Według mnie, wy dwoje jesteście po prostu sobie pisani. I żadna przeszkoda nie zdoła was rozdzielić, bo za mocno się trzymacie jeden drugiego. Ciesz się tym, Sabina. Taka miłość rzadko się zdarza, więc walcz o nią, jak tylko możesz.
I nie było w jej głosie użalania się nad sobą. Ida szczerze cieszyła się moim szczęściem, pragnąć jednocześnie takiej samej miłości dla siebie. Nie była to zazdrość, po prostu czyste pragnienie znalezienia tej jednej, jedynej osoby, nadzieja, że ona gdzieś tam jest, niedaleko.
- Właśnie to zamierzam zrobić, będę walczyć. Na pierwszy ogień pójdą jego rodzice. Niech choćby zasugerują, że mógłby się już ustatkować, bo marnuje tylko czas, a przekonają się, dlaczego niektórzy zachowują wobec mnie szczególną ostrożność.
- Ile ja bym dała, żeby to zobaczyć! - wykrzyknęła do słuchawki. - Tylko pamiętaj, że to nadal twoi przyszli teściowie. Nie rezpętuj trzeciej wojny światowej przy obiedzie - zaśmiała się.
- Postaram się zapamiętać.
W końcu się pożegnałyśmy, bo robiło się coraz później, Michał miał po mnie przyjechać za niecałe czerdzieści minut, a ja w żadnym stopniu nie byłam gotowa. No może poza nastawieniem, bo ono budowało się, odkąd Michał mnie do Wałcza zaprosił.
Przygotowałam sobie wybrany przez Idę zestaw, wzięłam bardzo szybki prysznic, a potem robiłam wszystko, by jakoś ogarnąć zarówno makijaż, jak i włosy w tym samym czasie i to jeszcze z zadowalającym końcowym efektem.
Zdążyłam, ale co do sekundy. Wygładzałam dłonią zmarszczki na ledwo założonej spódnicy, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wpuściłam Michała do środka, obiecując, że za pięć minut wychodzimy, po czym ganiałam po mieszkaniu, zgarniając wszystkie potrzebne szpargały do innej torebki. Zupełnie jak Damian zwykł to robić. Jednak genów nie oszukasz.
Przez całą drogę Michał był dziwnie milczący. Z łatwością mogłam wyczytać z jego twarzy, że coś go martwi, coś nie daje mu spokoju. I wiedziałam, że lepiej zostawić go, by sam rozegrał tę bitwę. A ilekroć na niego zerkałam, włączał mi się jeszcze więszy tryb walki. Lepiej dla rodziców Michała, by nie próbowali niczego przyspieszać. I lepiej dla mnie, odkąd jedno z nich jest moim przełożonym. Czy trener Kubiak zwolniłby mnie za to, że wysunęłam pazury w obronie jego syna? Kwestia sporna.
Ostatecznie, kiedy Michał zatrzymał samochód przed domem swoich rodziców, wydawał się nieco bardziej rozluźniony. A przynajmniej dużo bardziej świadomy otoczenia. Przeszło mi przez myśl, że może nie powinnam pozwolić mu prowadzić w takim stanie, ale koniec końców dowiózł nas bezpiecznie na miejsce.
- Przepraszam - mruknął, odpinając swój pas i odwracając się bardziej w moją stronę.
Gdzieś na granicy wzroku dostrzegłam, że firanka w oknie nieco się poruszyła. Byliśmy obserwowani. Nie żeby to miało znaczenie.
- Ale za co przepraszasz? - również zwróciłam się w jego stronę, patrząc mu w oczy z całkowitym zrozumieniem.
- Lepiej było odmówić, zostać w mieszkaniu. Otworzylibyśmy sobie wino, odpalili nie z tego świata na Netflixie…
- Wino na obiad? - droczyłam się z nim, chociaż bardzo podobał mi się obraz, który mi prezentował.
- Czepiasz się szczegółów - zbył mnie, unosząc jeden kącik ust w górę w połowicznym uśmiechu.
- Jutro - rzuciłam z przekonaniem. - Całe jutro możemy spędzić na kanapie, jeśli tego właśnie chcesz, ale teraz już nie mamy wyjścia. Wejdziemy tam, zniesiemy wszystkie docinki twojego ojca bez mrugnięcia okiem, zjemy nieziemski obiad twojej mamy, jawnie zignorujemy Błażeja, a potem będzie już bliżej niż dalej do wyjścia. Nic strasznego.
Nie odpowiedział. Zamiast tego położył dłoń na moim udzie, zaciskając ją delikatnie. To był tylko niemy gest podziękowania, ale bardzo przyjemny. Swoją dłonią przykryłam jego i uśmiechnęłam się ciepło.
- A teraz chodźmy, zanim wyślą nam zaproszenie pocztą.

***

- Dla Was to trzeba specjalne zaproszenie wysyłać?
Właśnie tak zostaliśmy powitani w progu domu Kubiaków. Automatycznie spojrzeliśmy na siebie z Michałem i oboje ledwo powstrzymaliśmy śmiech. Atmosfera na wstępie została rozładowana i już naprawdę nie było się czym martwić.
Kubiaka seniora nic nie mogło powstrzymać przed jego typowym dogryzaniem, chociaż, jak zauważyłam, mama Michała posyłała swojemu mężowi ostrzegawcze spojrzenia, by nie przeciągał struny. I co najbardziej zaskakujące – to naprawdę działało!
Musieliśmy trochę poczekać na drugiego Kubiaka juniora z rodzinką, ale kiedy już dojechali, dom od razu wypełnił się śmiechami i krzykami jego dzieciaków.
- Mamo, przywiozłem ci wnuki! Wiem, że się cieszych na ich widok, więc błagam, zrób coś z nimi, zanim wywiozę oboje na targ i oddam za dopłatą.
Alicja Kubiak trzepnęła swojego najstarszego syna w głowę, ale roześmiała się serdecznie i przytuliła go na powitanie.
- Wstydziłbyś się! Tak wykorzystywać matkę na stare lata!
- Tato, coś ty mamie zrobił, że tak na mnie krzyczy? - Tym zarobił sobie kolejne trzepnięcie w głowę. - Przysięgam, następnym razem przyjadę w kasku.
Zwrócił się do Michała.
- Ty też masz zamiar mnie bić?
- Wszyscy wiemy, że sprałbym cię na kwaśne jabłko - zaśmiał się Michał, a ja wypuściłam powietrze, które nawet nie wiedziałam, że wstrzymywałam.
- Syn Rambo się znalazł. Ojciec powinien zrobić test na ojcostwo, bo to przecież oczywiste, że cię podmienili w szpitalu.
- Błażeju Kubiaku! - Kubiakowa mama potrafiła brzmieć naprawdę przerażająco.
Błażej nie przejął się ani trochę, tylko mrugnął do mnie, błyskając zębami w uśmiechu.
- Ciebie zostawiłem sobie na samiutki koniec, żeby nikt nie przeszkodził - i przyciągnął mnie do miażdżącego kości uścisku. - Gdzieś ty się podziewała, Młoda? Usychałem z tęsknoty!
- Tak mu sucho było, że aż mi się do wody do kwiatków dobrał - dodała żona Błażeja, przytulając mnie, kiedy starszy z Kubiaków mnie już puścił.
- Specjalnie przelałaś ją do butelki po wodzie mineralnej i zostawiłaś w kuchni na blacie. Przejrzałem cię, chciałaś się mnie pozbyć!
- Chciałam sprawdzić, czy umiesz czytać - odparowała Błażejowi. - Nie umie - powiedziała konspiracyjnym szeptem do mnie, piszcząc lekko, kiedy Błażej miażdżył ją w uścisku od tyłu.
Wszyscy się rozeszli po kątach, czekając aż obiad trafi na stół. Tylko ja z Michałem zostałam w przedpokoju, kręcąc z niedowierzaniem głową nad całą tą sytuacją.
- Gotowy? - zwróciłam się do niego szeptem.
- Z tobą u boku? Zawsze.
I pociągnął mnie za rękę do salonu.




>< >< >< 

Żyję, wbrew pozorom. I mam nadzieję, że więcej już takich przerw nie zrobię, chociaż wolę nie obiecywać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz