- Jesteś
najgorszą przyjaciółką, jaką świat widział! Przysięgam, że kiedyś się nie
powstrzymam i ukatrupię cię gołymi rękami!
- Sabina,
to groźba? Bo wiesz, że groźby są karalne?
Odezwały się we mnie mordercze
instynkty, które na cel obrały sobie Idę. Gdybym mogła ją dosięgnąć przez
zasięg telefonu, byłaby już martwa.
Przez pół dnia wydzwaniałam do niej co
chwilę, czekając, aż zmęczy ją odrzucanie połączeń ode mnie. Wiedziałam, że to
trochę trwało. Taki atak z mojej strony oznaczał tylko jedno - wiedziałam. A Ida najwyraźniej nie
chciała się tym ze mną podzielić. Wolała się zachowywać jak pieprzona
męczennica i cierpieć sobie w samotności, wmawiać sobie, że jest sama na tym
świecie i nikt jej nie kocha, zamiast pozwolić mi sobie pomóc. Tylko, jak się okazało,
Ida w żadnym razie nie cierpiała. A przynajmniej nie brzmiała, jakby cierpiała,
kiedy odebrała mój telefon. Minęły trzy tygodnie, najgorsza faza minęła. Minął czas,
kiedy naprawdę mnie potrzebowała.
Gdzieś głęboko we mnie odezwał się
głosik, mówiący, że przyganiał kocioł garnkowi. I nie mogłam się z nim nie
zgodzić, bo pamiętam, jak sama zachowywałam się po rozstaniu z Michałem. Może
sytuacja była inna, ale też czułam, jak serce pęka mi na pół. I chociaż wtedy
zamykałam się przed wszystkimi, Ida była jedyną osobą, która w jakiś sposób
mogła do mnie dotrzeć i odrobinę podnieść na duchu samą swoją obecnością. A ja
nie mogłam jej się odwdzięczyć tym samym. To bolało.
Milczałam, dopóki Ida po drugiej
stronie nie westchnęła przeciągle.
-
Potrzebowałam odpocząć, odciąć się od wszystkiego - powiedziała po dłuższej chwili ciszy.
- Nie dlatego, że Kuba mnie tak bardzo
skrzywdził. Właśnie dlatego, że nie odczułam tego tak bardzo i musiałam się
zastanowić, dlaczego.
Kolejne napięte westchnięcie z jej
strony.
- Doszłam
do wniosku, że ostatnie lata nie były wcale takie wspaniałem, jak mi się
wydawało. Łączyło nas bardziej przywyczajenie niż uczucie. I na swój sposób
próbowałam temu zaradzić, chociaż nie wiedziałam, z czym tak naprawdę walczę. A
raczej z kim - zaśmiała się gorzko.
- Jeżeli to
cię pocieszy, nie wydaje mi się, że są razem…
- Powinnam
się cieszyć z jego nieszczęścia, ale tak nie jest. Czuję względem niego tylko
obojętność.
I właśnie dzięki temu miałam pewność,
że z Idą naprawdę wszystko w porządku. Że już mnie nie potrzebowała, bo
poradziła sobie ze wszystkim sama. I czułam się dumna z mojej silnej,
najlepszej przyjaciółki.
- Nie masz
już dość tych Katowic? -
zapytałam, zmieniając temat.
Śmiech Idy był orzeźwiający.
- Tak
właściwie, to czuję się jak pierwszoroczniak, który dopiero co się wprowadził.
Dopiero odkrywam możliwości tego miejsca. I muszę ci powiedzieć, że widoki są
piękne.
- Chyba
nawet wiem, o jakich widokach mówisz -
pokręciłam z politowaniem głową.
Tak się o nią martwiłam, a okazuje
się, że zupełnie niepotrzebnie. Powinnam wiedzieć lepiej, że Ida nie jest
osobą, która chowa głowę w piasek. Ona zawsze walczy. Tym razem walczyła o
siebie. I wydawało mi się, że wygrała w tej walce jakąś ważną część siebie.
Ida miała się dobrze, więc wzięłam na
tapetę drugą pozycję z całej listy rzeczy, o które powinnam się martwić.
- O cholera
- rzuciłam, przypominając sobie nagle,
że za niecałą godzinę Kubiak będzie pukał do moich drzwi, by zabrać mnie na
rodzinny obiad. Szlag by to.
- Chyba
czas na moją rehabilitację. Co się stało? - Ida
odezwała się po drugiej stronie telefonu.
-
Zapomniałam o rodzinnym obiadku.
- Damian
przyjeżdża? - zgadywała. - Co za problem? Do spożywczego po
mrożoną pizzę i będzie szczęśliwy.
Uśmiechnęłam się, bo tak, w przypadku Damiana
to było aż tak proste. W przypadku Kubiaków… Gdybym to ja ich gościła, właśnie
panikowałabym jak pięciolatek pierwszego dnia w przedszkolu, ale że ja miałam
być tylko gościem, to zmieniało postać rzeczy.
- Jak się
ubrać na obiad u Kubiaków? Formalnie czy elegancko? - zapytałam zamiast tego.
- Sprawa
jest poważniejsza, niż sądziłam - Ida
brzmiała, jakby poważnie się zastanawiała nad moim pytaniem. - Masz jeszcze tę czarną spódnicę,
którą kupiłaś za moją niezłomną namową dawno temu?
O tak, Ida miała „niezłomną namowę”,
kiedy razem wybierałyśmy się na zakupy. Zwykle wybierała dla mnie ubrania,
których ja sama nawet nie wzięłabym do ręki, sądząc, że na pewno nie będą
pasować. A one jakimś cudem zawsze pasowały! I wtedy Ida używała wszystkiego,
co było konieczne, żebym je kupiła. Miała niezły asortyment zagrań, a ja zawsze
kończyłam z kolejną rzeczą w szafie i znacznym ubytkiem pieniędzy na koncie.
Dlatego ograniczyłam wspólne zakupy z
Idą, wymigując się pracą. Jakoś trzeba sobie radzić.
- Nie
próbuj nawet mówić, że źle w niej wyglądasz -
ostrzegła, kiedy chciałam dokładnie to powiedzieć. - Gdyby tak było, kasjer nie śliniłby
się na twój widok tak, że zrobił pieniążkom basen w kasie.
-
Spierałabym się z tym, na czyj widok tak się ślinił.
- Możesz
się spierać, ale ja swoje wiem - ucięła
temat. - Do tego ubierz tę żółtą koszulę z długimi
rękawami. Nie muszę wspominać, że szpilki są koniecznością, prawda?
- Ależ skąd
- wywróciłam oczami.
- To teraz
powiedz mi, z jakiej okazji ten obiad. Idziesz tam z Michałem, prawda? - słyszałam podekscytowanie w jej
głosie i wiedziałam, że cieszyła się moimi postępami z Michałem tak samo mocno,
jak ja sama się cieszyłam.
- Tak,
idziemy razem. Jeszcze nie jako para, ale można powiedzieć, że jesteśmy na
najlepszej drodze, by tak się stało.
-
Podzielisz się sekretem? Chcę wiedzieć, jak owinąć sobie faceta wokół palca w
sposób, w jaki ty owinęłaś sobie Michała.
- Wcale nie
owinęłam go sobie wokół palca! – wykrzyknęłam, na co Ida tylko się roześmiała. - To raczej on znalazł sposób na mnie,
bo jak inaczej wytłumaczyć, że od tylu lat nie widzę nikogo innego poza nim?
Ida westchnęła, a ja zrozumiałam, że
pociągnęłam za strunę, która nie powinna być dotykana. Jeszcze nie.
- Według
mnie, wy dwoje jesteście po prostu sobie pisani. I żadna przeszkoda nie zdoła
was rozdzielić, bo za mocno się trzymacie jeden drugiego. Ciesz się tym,
Sabina. Taka miłość rzadko się zdarza, więc walcz o nią, jak tylko możesz.
I nie było w jej głosie użalania się
nad sobą. Ida szczerze cieszyła się moim szczęściem, pragnąć jednocześnie
takiej samej miłości dla siebie. Nie była to zazdrość, po prostu czyste
pragnienie znalezienia tej jednej, jedynej osoby, nadzieja, że ona gdzieś tam
jest, niedaleko.
- Właśnie
to zamierzam zrobić, będę walczyć. Na pierwszy ogień pójdą jego rodzice. Niech
choćby zasugerują, że mógłby się już ustatkować, bo marnuje tylko czas, a
przekonają się, dlaczego niektórzy zachowują wobec mnie szczególną ostrożność.
- Ile ja
bym dała, żeby to zobaczyć! -
wykrzyknęła do słuchawki. - Tylko
pamiętaj, że to nadal twoi przyszli teściowie. Nie rezpętuj trzeciej wojny
światowej przy obiedzie - zaśmiała
się.
- Postaram
się zapamiętać.
W końcu się pożegnałyśmy, bo robiło
się coraz później, Michał miał po mnie przyjechać za niecałe czerdzieści minut,
a ja w żadnym stopniu nie byłam gotowa. No może poza nastawieniem, bo ono
budowało się, odkąd Michał mnie do Wałcza zaprosił.
Przygotowałam sobie wybrany przez Idę
zestaw, wzięłam bardzo szybki prysznic, a potem robiłam wszystko, by jakoś
ogarnąć zarówno makijaż, jak i włosy w tym samym czasie i to jeszcze z
zadowalającym końcowym efektem.
Zdążyłam, ale co do sekundy.
Wygładzałam dłonią zmarszczki na ledwo założonej spódnicy, kiedy zadzwonił
dzwonek do drzwi. Wpuściłam Michała do środka, obiecując, że za pięć minut
wychodzimy, po czym ganiałam po mieszkaniu, zgarniając wszystkie potrzebne
szpargały do innej torebki. Zupełnie jak Damian zwykł to robić. Jednak genów
nie oszukasz.
Przez całą drogę Michał był dziwnie
milczący. Z łatwością mogłam wyczytać z jego twarzy, że coś go martwi, coś nie
daje mu spokoju. I wiedziałam, że lepiej zostawić go, by sam rozegrał tę bitwę.
A ilekroć na niego zerkałam, włączał mi się jeszcze więszy tryb walki. Lepiej
dla rodziców Michała, by nie próbowali niczego przyspieszać. I lepiej dla mnie,
odkąd jedno z nich jest moim przełożonym. Czy trener Kubiak zwolniłby mnie za
to, że wysunęłam pazury w obronie jego syna? Kwestia sporna.
Ostatecznie, kiedy Michał zatrzymał
samochód przed domem swoich rodziców, wydawał się nieco bardziej rozluźniony. A
przynajmniej dużo bardziej świadomy otoczenia. Przeszło mi przez myśl, że może
nie powinnam pozwolić mu prowadzić w takim stanie, ale koniec końców dowiózł nas
bezpiecznie na miejsce.
-
Przepraszam - mruknął, odpinając swój pas i
odwracając się bardziej w moją stronę.
Gdzieś na granicy wzroku dostrzegłam,
że firanka w oknie nieco się poruszyła. Byliśmy obserwowani. Nie żeby to miało
znaczenie.
- Ale za co
przepraszasz? - również
zwróciłam się w jego stronę, patrząc mu w oczy z całkowitym zrozumieniem.
- Lepiej
było odmówić, zostać w mieszkaniu. Otworzylibyśmy sobie wino, odpalili nie z tego świata na Netflixie…
- Wino na
obiad? - droczyłam się z nim, chociaż bardzo
podobał mi się obraz, który mi prezentował.
- Czepiasz
się szczegółów - zbył
mnie, unosząc jeden kącik ust w górę w połowicznym uśmiechu.
- Jutro - rzuciłam z przekonaniem. - Całe jutro możemy spędzić na
kanapie, jeśli tego właśnie chcesz, ale teraz już nie mamy wyjścia. Wejdziemy
tam, zniesiemy wszystkie docinki twojego ojca bez mrugnięcia okiem, zjemy
nieziemski obiad twojej mamy, jawnie zignorujemy Błażeja, a potem będzie już
bliżej niż dalej do wyjścia. Nic strasznego.
Nie odpowiedział. Zamiast tego położył
dłoń na moim udzie, zaciskając ją delikatnie. To był tylko niemy gest
podziękowania, ale bardzo przyjemny. Swoją dłonią przykryłam jego i
uśmiechnęłam się ciepło.
- A
teraz chodźmy, zanim wyślą nam zaproszenie pocztą.
***
- Dla Was
to trzeba specjalne zaproszenie wysyłać?
Właśnie tak zostaliśmy powitani w
progu domu Kubiaków. Automatycznie spojrzeliśmy na siebie z Michałem i oboje
ledwo powstrzymaliśmy śmiech. Atmosfera na wstępie została rozładowana i już
naprawdę nie było się czym martwić.
Kubiaka seniora nic nie mogło
powstrzymać przed jego typowym dogryzaniem, chociaż, jak zauważyłam, mama
Michała posyłała swojemu mężowi ostrzegawcze spojrzenia, by nie przeciągał
struny. I co najbardziej zaskakujące – to naprawdę działało!
Musieliśmy trochę poczekać na drugiego
Kubiaka juniora z rodzinką, ale kiedy już dojechali, dom od razu wypełnił się
śmiechami i krzykami jego dzieciaków.
- Mamo,
przywiozłem ci wnuki! Wiem, że się cieszych na ich widok, więc błagam, zrób coś
z nimi, zanim wywiozę oboje na targ i oddam za dopłatą.
Alicja Kubiak trzepnęła swojego
najstarszego syna w głowę, ale roześmiała się serdecznie i przytuliła go na
powitanie.
-
Wstydziłbyś się! Tak wykorzystywać matkę na stare lata!
- Tato, coś
ty mamie zrobił, że tak na mnie krzyczy? - Tym
zarobił sobie kolejne trzepnięcie w głowę. -
Przysięgam, następnym razem przyjadę w kasku.
Zwrócił się do Michała.
- Ty też
masz zamiar mnie bić?
- Wszyscy
wiemy, że sprałbym cię na kwaśne jabłko - zaśmiał
się Michał, a ja wypuściłam powietrze, które nawet nie wiedziałam, że
wstrzymywałam.
- Syn Rambo
się znalazł. Ojciec powinien zrobić test na ojcostwo, bo to przecież oczywiste,
że cię podmienili w szpitalu.
- Błażeju
Kubiaku! - Kubiakowa mama potrafiła brzmieć
naprawdę przerażająco.
Błażej nie przejął się ani trochę,
tylko mrugnął do mnie, błyskając zębami w uśmiechu.
- Ciebie
zostawiłem sobie na samiutki koniec, żeby nikt nie przeszkodził - i przyciągnął mnie do miażdżącego
kości uścisku. - Gdzieś ty
się podziewała, Młoda? Usychałem z tęsknoty!
- Tak mu
sucho było, że aż mi się do wody do kwiatków dobrał - dodała żona Błażeja, przytulając
mnie, kiedy starszy z Kubiaków mnie już puścił.
-
Specjalnie przelałaś ją do butelki po wodzie mineralnej i zostawiłaś w kuchni
na blacie. Przejrzałem cię, chciałaś się mnie pozbyć!
- Chciałam
sprawdzić, czy umiesz czytać -
odparowała Błażejowi. - Nie umie - powiedziała konspiracyjnym szeptem do
mnie, piszcząc lekko, kiedy Błażej miażdżył ją w uścisku od tyłu.
Wszyscy się rozeszli po kątach,
czekając aż obiad trafi na stół. Tylko ja z Michałem zostałam w przedpokoju,
kręcąc z niedowierzaniem głową nad całą tą sytuacją.
- Gotowy? - zwróciłam się do niego szeptem.
- Z tobą u
boku? Zawsze.
I pociągnął mnie za rękę do salonu.
>< >< ><
Żyję, wbrew pozorom. I mam nadzieję, że więcej już takich przerw nie zrobię, chociaż wolę nie obiecywać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz