12 sierpnia 2017

49.

Widok wody niezmiennie mnie zadziwiał. Jej powierzchnia lśniła, odbijając światła lamp. Nieruchoma tafla wyglądała tak spokojnie, a jednak była jednym z żywiołów. Podeszłam do brzegu, pochyliłam się i przeciągnęłam po niej dłonią, zaburzając spokój. Żywioł nie może być spokojny, nie przez dłuższy czas.
Drzwi do kantorka Konrada zamknęły się z hukiem. Obejrzałam się przez ramię na trenera, który z wkurzoną miną zbliżał się do mnie. Nie znałam powodu jego złości, ale jedno wiedziałam na pewno. Co złego, to nie ja. Nie w tym przypadku.
Nie chciałam być wścibska, ale jednak zapytałam.
- Miałem rozmowę z dyrekcją. Jak można się domyśleć, nie była zbyt przyjemna.
Rozmowa z dyrekcją zakończona niezbyt pomyślnie. Chyba nie chciałam znać szczegółów. Dlatego zrobiłam, co tylko było w mojej mocy, by odciągnąć jego myśli od problemu. Skierowałam je za to na zawody, które miały się odbyć już za tydzień. To skutecznie go rozproszyło. Przyjrzał mi się uważnie i uniósł brwi.
- Co tu jeszcze robisz? Do wody!
I to był mój trener.
Woda otaczała mnie z każdej strony. Woda była wewnątrz mnie. Woda była mną, a ja byłam wodą. Wyciągałam ręce jak najdalej przed siebie, jakbym próbowała sięgnąć brzegu. Ale on był ode mnie oddalony. I chociaż zbliżałam się do niego z każdym ruchem, nie on był moim celem. W końcu do niego dobiłam, ale zamiast chwycić się go i wspiąć na powierzchnię, po raz kolejny zawróciłam i uciekałam od niego, jakby był moim wrogiem. Ciągle szybciej, ciągle mocniej, ciągle walczyłam z palącymi płucami, które dopominały się tlenu. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze chwilę. Wdech. Jeden, głęboki haust. Musiał wystarczyć, ale płuca były wdzięczne i za to. Zawróciłam po raz kolejny i zdałam sobie sprawę, że to już finisz. Ostatnia prosta. Zmusiłam się do jeszcze większego wysiłku. Naciągałam ręce, teraz naprawdę chcąc sięgnąć brzegu. I w końcu do niego dopłynęłam. Ręką chwyciłam krawędź i wynurzyłam się.
Konrad już na mnie czekał. Patrzył na mnie z uśmiechem.
- Tylko na tyle cię stać?
Kpiącym uśmiechem.
Więc znowu wróciłam do wody. Znowu starałam się jeszcze bardziej niż poprzednio. Znowu sięgałam prawie do granic wytrzymałości, czując każdy mięsień, licząc każdą sekundę, dzielącą mnie od ponownego wdechu. I cięłam spokojną wodę na pół z uśmiechem na ustach. Bo to nareszcie byłam ja. To był cały mój świat. Moje miejsce. Moje marzenia i moja rzeczywistość.

*

Na zewnątrz ciągle trwała zima w najczystszej postaci. Opatulona grubym płaszczem i zasłonięta szalem aż po same oczy, nadal czułam przenikliwe zimno. Dłonie, osłonięte rękawiczkami, wcisnęłam głęboko do kieszeni i z torbą na ramieniu, szybkim krokiem zmierzałam do mieszkania. Do ciepła. Do jedzenia. I do zielonej herbaty.
Przekroczyłam próg i zadrżałam, czując nagłą zmianę temperatury. Weszłam do siebie tylko po to, by rzucić torbę na łóżko. Zajmę się nią później. Teraz pusty żołądek rwał się w stronę kuchni. Miałam w planach przygotować sobie naprawdę sporą kolację, a potem z kubkiem gorącej herbaty przemaszerować do pokoju i spędzić resztę wieczoru pod ciepłą kołdrą, regenerując siły. Ale moje plany wzięły w łeb, kiedy tylko weszłam do kuchni.
Jak to się działo, że zawsze, kiedy brat miał mi do zakomunikowania jakieś złe wieści, siedział w kuchni, przed nim zawsze stał kubek z herbatą, a on sam wgapiał się w niezwykle interesujący, ale ciągle dla mnie niewidzialny punkt na ścianie?
- Nie patrz tak na mnie. Lepiej idź do Michała. Pokłócił się ze Zbyszkiem. Z tego, co widziałem, nie była to mała sprzeczka.
Skinęłam głową i zrezygnowałam z całego planu na ten wieczór, nie ważne, jak bardzo chciałabym go jednak zrealizować i po prostu odciąć się od wszystkiego. Chciałam dzisiaj skupić się na sobie. Chciałam być egoistką ten jeden raz i być niedostępną dla nikogo. Ale jeśli kogoś kochasz, nie możesz być egoistą. W miłości nie było miejsca na egoizm.
Zarzuciłam na siebie płaszcz, nie mając najmniejszej ochoty na przeziębienie się na tydzień przed zawodami. Szybko wspinałam się po schodach do góry, zastanawiając się, dlaczego nagle poczułam poczucie winy. Był powód, bym czuła się winna? Może to przez tę niespodziewaną irytację, jaką poczułam, kiedy rzuciłam wszystko i znowu biegłam do Michała? Bo w końcu wychodziło na to, że ciągle to Kubiak miał problemy, to jego ciągle pocieszałam, wspierałam. Ale on za to się o mnie troszczył i się mną opiekowała nawet zanim zostaliśmy parą. Nie mogłam też powiedzieć, że mnie nie wspierał, bo robił to cały czas. A więc był to jedynie mój własny egoizm, którego święto musiałam przesunąć na inny dzień.
Ale to chyba jednak nie było to.
Chodził o coś całkowicie innego i kiedy w końcu uświadomiłam sobie, skąd to poczucie winy, zaczęłam się martwić o to, co zastanę, wchodząc do mieszkania Michała.
Siedział na kanapie, oglądając telewizor, a może po prostu skupiał na nim wzrok, nie skupiając myśli. Już na wstępie mogłam powiedzieć, że był zły. Świadczyła o tym przede wszystkim jego mina. Mocno zaciśnięta szczęka. Zmarszczka między ścągniętymi brwiami. Ręce miał założone na piersi, odwieczny komunikat ‘nie chcę z tobą rozmawiać’.
A więc było źle. I wcale nie chodziło o kłótnię z Bartmanem. Chodziło o to, czego ta kłótnia dotyczyła.
- Przyszłaś się wytłumaczyć?
Nawet na mnie nie spojrzał. To mnie ubodło, ale przełknęłam ślinę, nie dając mu się zgnieść już na samym początku tej wyjątkowo niemiłej rozmowy. A może początku kłótni? Bo jeśli chciał się kłócić, to moje argumenty same pchały mi się na język, gotowe, by je wykrzyczeć.
- A mam się z czego tłumaczyć?
- Możesz się zapierać, znam całą prawdę.
- Całą prawdę, jasne – powiedziałam nieco kpiąco. – Jeśli to od swojego znowu-najlepszego przyjaciela, to z pewnością nasze wersje nieco się od siebie różnią.
Wiedziałam, że przypadkowe spotkanie Bartmana w sklepie, wcale nie było takie przypadkowe. Wiedziałam to w momencie, w którym go tylko zobaczyłam. Wiedziałam też, że to tylko jego gierka, której potem nie zawaha się wykorzystać. Wiedziałam to, a jednak dałam się w nią wciągnąć. Mogłam odejść, zostawić wózek na środku sklepowej alejki i wyjść stamtąd, mając głęboko w nosie, jak to będzie wyglądało. Bo Bartman jedynie machnąłby na to ręką i spróbował po raz kolejny. Dla niego nie miałoby to najmniejszego znaczenia. Niestety, miało dla mnie.
- Chcesz mi powiedzieć, że wcale nie zostaliście ze Zbysiem nowymi najlepszymi przyjaciółmi?
- A wierzysz, że mogłabym się zniżyć do takiego poziomu? Że zrobiłabym z siebie taką kretynkę?
- Może wcale nie zrobiłabyś z siebie kretynki. Przecież od samego początku mogłaś stać po jego stronie.
Ręce mi opadły. Dosłownie. Jeszcze sekundę temu podpierałam je na biodrach, demonstrując w ten sposób swoją gotowość do walki, a teraz leżały luźno wzdłuż boków.
- Nie masz do mnie za grosz zaufania, jeśli sądzisz, że tak mogłoby być. Nie zrobiłam z niego swojego nowego przyjaciela. Jasno dałam mu do zrozumienia, że nie zamierzam z nim rozmawiać.
- Ale mimo to puściłaś mu płazem wszystko to, co zrobił i dałaś mu drugą szansę.
- Wszystko to, co zrobił… Wiesz, Michał, ja nie mam pojęcia, co on takiego zrobił! – Teraz naprawdę wczułam się w tę kłótnię, wygarniając przy okazji wszystko to, co leżało mi ostatnio na sercu. – Chciałabym móc go nienawidzić równie bardzo jak ty, ale poza niechęcią, nie żywię do niego żadnych uczuć. Bo mi nigdy nic nie zrobił, poza złym pierwszym wrażeniem.
- I zamiast zapytać się mnie, poleciałaś do niego – rzucił kpiąco.
- Poleciałam do niego? O czym ty mówisz?
- Chyba teraz nie będziesz mi wciskać kitu, że nie odwiedziłaś Zbysia w jego mieszkanku? Naprawdę muszę cię pochwalić. Ode mnie niczego nie wyciągnęłaś, więc postanowiłaś spróbować z drugiej strony.
Nie mogłam w to uwierzyć. On oskarżał mnie, że specjalnie przymilałam się do Bartmana, żeby wyciągnąć od niego powód ich kłótni? Niby dlaczego miałabym to robić? Chciałam znać prawdę, ale chciałabym ją dostać od niego. Chciałam wiedzieć, by móc go wesprzeć czymś lepszym niż oklepane ‘będzie dobrze’.
- To wszystko bzdury wyssane z małego palca. Bartman ci tak powiedział? Że byłam u niego? Że go wypytywałam? – prychnęłam, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo Bartman był zdeterminowany, by doprowadzić Kubiaka na skraj. – Znasz mnie. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.
- Właśnie nie jestem pewien, czy cię znam. Nie mam pojęcia, do czego jesteś zdolna.
Nasz związek nie trwał długo. Może nie wiedział o mnie jeszcze wszystkiego, bo nie byłam osobą, którą można poznać po jednominutowej rozmowie, ale nigdy przy nim nie udawałam. Zawsze byłam sobą. Niczego nie ukrywałam. Czego nie mogłam powiedzieć o nim.
- Ty naprawdę kompletnie mi nie ufasz – pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie działo się między nami.
- Teraz już nie.
Najbardziej nie bolały jego słowa. Najbardziej nie bolał brak zaufania. Najbardziej bolała chłodna ignorancja, z jaką podchodził do całej tej sprawy. Bolało to, że nawet na mnie nie patrzył, nawet się nie odwrócił w moją stronę. Kim był ten człowiek, siedzący przede mną? Kim on do cholery był? Bo to na pewno nie mój Michał.
- Więc wierzysz we wszystko, co powiedział ci Bartman?
- Nie we wszystko. Nie wierzę w tę część, w której zaczęłaś go całować, ofiarując siebie za informacje. Oczywiście on cię odepchnął w ostatniej chwili, kiedy przekonał się, że wcale nie żartowałaś.
Kolana się pode mną ugięły. Gdyby nie ściana za mną, wyłożyłabym się na podłodze. Byłam pewna, że moja twarz zbladła tak bardzo, że kolorem bardziej pasowała do białego obrusu rozłożonego na stole niż do ludzkiej skóry.
W głowie mi się nie mieściło, że Bartman mógł powiedzieć coś tak ohydnego. Nie mogłam uwierzyć, że posunął się aż tak daleko.
Milczałam, całkowicie porażona słowami Kubiaka.
W końcu odwrócił się w moją stronę i może mi się jedynie wydawało, ale na krótką chwilę w jego oczach zobaczyłam ból. Jakby bolało go to, co zrobiły ze mną jego słowa. Jakby bolał go mój widok, skulonej pod ścianą.
- Nie chcę cię więcej… widzieć.
Tylko dlaczego jego głos załamał się w połowie zdania? Dlaczego odwrócił się ponownie tak, bym nie mogła dostrzec ani centymetra jego twarzy? Dlaczego zabrzmiało to jak błaganie, a nie jak przesycone nienawiścią rozstanie?

*

Od momentu wyjścia z mieszkania Michała, nie kontrolowałam swoich własnych ruchów. Chociaż nie chciałam zwracać na siebie uwagi Damiana i niezauważona przemknąć do siebie, drzwi z trzaskiem zamknęły się za mną. Usłyszałam kroki brata i skupiłam wszystkie swoje siły na tym, by powstrzymać łzy, tańczące już pod moimi powiekami. Potrzebowałam jeszcze minuty, zanim pozwolę im spłynąć.
- Sabina? – Damian pojawił się na horyzoncie i przyglądał mi się uważnie. – Co się stało?
- Nic. Trochę się pokłóciliśmy z Michałem. Nic poważnego.
Kłamstwo tak gładko przeszło mi przez gardło. Tak łatwo było powiedzieć ‘nic poważnego’, kiedy miałam wrażenie, że cała się rozpadam na kawałeczki. Bo tu już nie chodziło tylko o serce. Kubiak i moje uczucie do niego wypełniało każdą komórkę mojego ciała. Teraz miałam wrażenie, że wszystkie przełamały się na połowę.
- Sabina…
Nie, Damian, błagam. Nie użalaj się nade mną, nie traktuj mnie inaczej niż zwykle, nie pozwól, by te łzy z moich oczy wypłynęły na policzki. Może i czułam, że się rozpadam. Może i straciłam grunt pod nogami. Może i moja równowaga się zachwiała. Ale za wszelką cenę nie mogłam zacząć płakać. Łzy nie były lekarstwem na miłość. Na miłość nie było lekarstwa.
- Pójdę pobiegać.
Szybko go wyminęłam i prawie wbiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się w jakieś luźniejsze ubrania, robiąc wszystko automatycznie, po czym równie szybko opuściłam mieszkanie, w biegu zakładając kurtkę i okręcając szal na szyi. Spieszyłam się, jakbym chciała za wszelką cenę zatrzymać łzy w moich oczach. Nie chciałam mieć ani sekundy na myślenie, na roztrząsanie tego, co się przed chwilą zdarzyło. Dlatego robiłam wszystko, by rozproszyć myśli.
Wybiegłam na zewnątrz i od razu ruszyłam przed siebie. Mróz uderzył we mnie z całą swoją siłą – skupiłam się na drętwiejących palcach, na których nie było rękawiczek. Liczyłam mijane latarnie, liczyłam swoje kroki, gdybym mogła, zaczęłabym liczyć oddechy, ale były zbyt nieregularne. Suchy szloch zapanował moim ciałem, ale nie chciałam mu się poddać. Biegłam dalej, coraz szybciej. W końcu się zatrzymałam.
Most.
Patrzyłam na wolny nurt rzeki i zaciskałam z całej siły ręce na poręczy. Przeklęte łzy zamazywały mi widok. Piękny widok wody. Mojej ostoi. Jedynej niezmiennej rzeczy w moim życiu.
- Mam nadzieję, że tym razem też nie planujesz skakać? Uprzedzam, że tam na dole musi być kurewsko zimno.
Jakie było prawdopodobieństwo, że po kilku tygodniach spotkam Igora dokładnie w tym samym miejscu i to znowu wtedy, kiedy byłam w rozsypce? Nikłe, ale jednak.
Zaśmiałam się ochryple.
- Chyba by mi to nie przeszkadzało aż tak bardzo. Wątpię, bym cokolwiek poczuła.
- Aż tak źle?
- Gorzej.
- Pocieszę cię, dobrze wiem, co czujesz.
Spojrzałam na niego uważnie. Nie wyglądał na szczęśliwego. Wyglądał tak, jakby z ledwością trzymał się w pionie.
- Co się stało? – zapytałam, chwilowo spychając własną tragedię na sam koniec listy spraw do omówienie z chłopakiem. Moje życie nadal się toczyło, on wyglądał, jakby jego miało się za chwilę skończyć.
- Karolina poroniła – powiedział tylko.
Po wypowiedzeniu tych słów, opuściła go ta resztka energii. Oparł przedramiona o barierkę i schował głowę między nie. Kaptur opadł do przodu, zakrywając twarz przed innymi.
Łzy pojawiły się w moich oczach. Tym razem pozwoliłam im spłynąć, bo płakałam nad straconym życiem, a nie użalałam się nad sobą.
- Tak bardzo mi przykro – wyszeptałam, pociągając nosem.
- Nie rycz, bo ja też się rozkleję – w jego głosie już słyszałam łzy.
- Już i tak wyglądamy żałośnie, więc co za różnica?
- Masz rację. To bez różnicy – podniósł głowę i wbił spojrzenie w rzekę.
W świetle latarni na jego policzkach odbijały się ślady łez. Spływały jedna za drugą, spadając w dół, prosto w ciemną toń rzeki, łącząc się tam z moimi. Rzeka pochłonie je wszystkie. Rzeka przejmie nasz ból. Bo rzeka była żywiołem. Woda nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.





Teraz już rozumiecie, skąd to nastawienie Sabiny do Bartmana?



14 komentarzy:

  1. Co się dzieje z Kubim .. nie powinien rozmawiać z Sabiną w taki sposób :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże... Michał ty IDIOTO brak słów normalnie

    OdpowiedzUsuń
  3. ja pierdziele jak Michał który tak bardzo (podobno) kocha Sabine mógł ot tak uwierzyć Zbyszkowi. Mam nadzieje że kolejny pojawi się szybciej, proszę bo tu umrę z ciekawości

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no teraz to już musisz dodać szybciej rozdział. PROSIMY!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam o nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Brawo Michał naprawdę jestem pod wrażeniem.. Ciekawe za ile pożałuje tych słów. Wierzę, że uda Ci się szybciej dodać rozdział. Czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  7. Może zrobisz wyjątek i dodasz nowy rozdział wcześniej? Wszyscy tu się bardzo niecierpliwimy!

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie nie rób nam tego! Dodaj coś wcześniej. Prosimy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Popieram ludzi wyżej hahaha bądź dobrym człowiekiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. O matko z ojcem! To mnie zabiłaś.. Mam wielką prośbę i widzę że nie tylko ja mianowicie czy rozdziały mogłyby pojawiać sie częściej?

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaskoczyłaś mnie i to totalnie! W życiu bym nie powiedziała, że Michał będzie w stanie uwierzyć w jakiekolwiek słowo Bartmana. Tym bardziej jeśli łgał o Sabinie. Bo chyba zna ją na tyle dobrze, że wie, że dziewczyna nie jest jakąś pierwszą lepszą. I że na pewno sama nie przyszłaby do Bartmana. Całe szczęście, że chociaż w to kłamstwo o całowaniu i tak dalej, bo to już by była wielka przesada. Tak czy inaczej cała ta sytuacja śmierdzi z daleka. Michał taki nie jest. Nie może być. Strasznie mnie zaskoczył... ale podoba mi się taki obrót spraw. Wreszcie mamy jakieś komplikacje, wreszcie coś się dzieje. Jestem uradowana! ;D :D Tylko Sabci szkoda...

    Lecę dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w to kłamstwo o całowaniu i tak dalej nie uwierzył*

      Usuń