Widok wody niezmiennie mnie
zadziwiał. Jej powierzchnia lśniła, odbijając światła lamp. Nieruchoma tafla
wyglądała tak spokojnie, a jednak była jednym z żywiołów. Podeszłam do brzegu,
pochyliłam się i przeciągnęłam po niej dłonią, zaburzając spokój. Żywioł nie
może być spokojny, nie przez dłuższy czas.
Drzwi do kantorka Konrada
zamknęły się z hukiem. Obejrzałam się przez ramię na trenera, który z wkurzoną
miną zbliżał się do mnie. Nie znałam powodu jego złości, ale jedno wiedziałam
na pewno. Co złego, to nie ja. Nie w tym przypadku.
Nie chciałam być wścibska, ale
jednak zapytałam.
- Miałem rozmowę z dyrekcją. Jak
można się domyśleć, nie była zbyt przyjemna.
Rozmowa z dyrekcją zakończona
niezbyt pomyślnie. Chyba nie chciałam znać szczegółów. Dlatego zrobiłam, co
tylko było w mojej mocy, by odciągnąć jego myśli od problemu. Skierowałam je za
to na zawody, które miały się odbyć już za tydzień. To skutecznie go
rozproszyło. Przyjrzał mi się uważnie i uniósł brwi.
- Co tu jeszcze robisz? Do wody!
I to był mój trener.
Woda otaczała mnie z każdej
strony. Woda była wewnątrz mnie. Woda była mną, a ja byłam wodą. Wyciągałam
ręce jak najdalej przed siebie, jakbym próbowała sięgnąć brzegu. Ale on był ode
mnie oddalony. I chociaż zbliżałam się do niego z każdym ruchem, nie on był
moim celem. W końcu do niego dobiłam, ale zamiast chwycić się go i wspiąć na
powierzchnię, po raz kolejny zawróciłam i uciekałam od niego, jakby był moim
wrogiem. Ciągle szybciej, ciągle mocniej, ciągle walczyłam z palącymi płucami,
które dopominały się tlenu. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze chwilę. Wdech.
Jeden, głęboki haust. Musiał wystarczyć, ale płuca były wdzięczne i za to.
Zawróciłam po raz kolejny i zdałam sobie sprawę, że to już finisz. Ostatnia
prosta. Zmusiłam się do jeszcze większego wysiłku. Naciągałam ręce, teraz
naprawdę chcąc sięgnąć brzegu. I w końcu do niego dopłynęłam. Ręką chwyciłam
krawędź i wynurzyłam się.
Konrad już na mnie czekał.
Patrzył na mnie z uśmiechem.
- Tylko na tyle cię stać?
Kpiącym uśmiechem.
Więc znowu wróciłam do wody.
Znowu starałam się jeszcze bardziej niż poprzednio. Znowu sięgałam prawie do
granic wytrzymałości, czując każdy mięsień, licząc każdą sekundę, dzielącą mnie
od ponownego wdechu. I cięłam spokojną wodę na pół z uśmiechem na ustach. Bo to
nareszcie byłam ja. To był cały mój świat. Moje miejsce. Moje marzenia i moja
rzeczywistość.
*
Na zewnątrz ciągle trwała zima w
najczystszej postaci. Opatulona grubym płaszczem i zasłonięta szalem aż po same
oczy, nadal czułam przenikliwe zimno. Dłonie, osłonięte rękawiczkami, wcisnęłam
głęboko do kieszeni i z torbą na ramieniu, szybkim krokiem zmierzałam do
mieszkania. Do ciepła. Do jedzenia. I do zielonej herbaty.
Przekroczyłam próg i zadrżałam,
czując nagłą zmianę temperatury. Weszłam do siebie tylko po to, by rzucić torbę
na łóżko. Zajmę się nią później. Teraz pusty żołądek rwał się w stronę kuchni.
Miałam w planach przygotować sobie naprawdę sporą kolację, a potem z kubkiem
gorącej herbaty przemaszerować do pokoju i spędzić resztę wieczoru pod ciepłą
kołdrą, regenerując siły. Ale moje plany wzięły w łeb, kiedy tylko weszłam do
kuchni.
Jak to się działo, że zawsze,
kiedy brat miał mi do zakomunikowania jakieś złe wieści, siedział w kuchni,
przed nim zawsze stał kubek z herbatą, a on sam wgapiał się w niezwykle
interesujący, ale ciągle dla mnie niewidzialny punkt na ścianie?
- Nie patrz tak na mnie. Lepiej
idź do Michała. Pokłócił się ze Zbyszkiem. Z tego, co widziałem, nie była to
mała sprzeczka.
Skinęłam głową i zrezygnowałam z
całego planu na ten wieczór, nie ważne, jak bardzo chciałabym go jednak
zrealizować i po prostu odciąć się od wszystkiego. Chciałam dzisiaj skupić się
na sobie. Chciałam być egoistką ten jeden raz i być niedostępną dla nikogo. Ale jeśli kogoś kochasz, nie możesz być
egoistą. W miłości nie było miejsca na egoizm.
Zarzuciłam na siebie płaszcz, nie
mając najmniejszej ochoty na przeziębienie się na tydzień przed zawodami. Szybko
wspinałam się po schodach do góry, zastanawiając się, dlaczego nagle poczułam
poczucie winy. Był powód, bym czuła się winna? Może to przez tę niespodziewaną
irytację, jaką poczułam, kiedy rzuciłam wszystko i znowu biegłam do Michała? Bo
w końcu wychodziło na to, że ciągle to Kubiak miał problemy, to jego ciągle
pocieszałam, wspierałam. Ale on za to się o mnie troszczył i się mną opiekowała
nawet zanim zostaliśmy parą. Nie mogłam też powiedzieć, że mnie nie wspierał,
bo robił to cały czas. A więc był to jedynie mój własny egoizm, którego święto
musiałam przesunąć na inny dzień.
Ale to chyba jednak nie było to.
Chodził o coś całkowicie innego i
kiedy w końcu uświadomiłam sobie, skąd to poczucie winy, zaczęłam się martwić o
to, co zastanę, wchodząc do mieszkania Michała.
Siedział na kanapie, oglądając
telewizor, a może po prostu skupiał na nim wzrok, nie skupiając myśli. Już na
wstępie mogłam powiedzieć, że był zły. Świadczyła o tym przede wszystkim jego
mina. Mocno zaciśnięta szczęka. Zmarszczka między ścągniętymi brwiami. Ręce
miał założone na piersi, odwieczny komunikat ‘nie chcę z tobą rozmawiać’.
A więc było źle. I wcale nie
chodziło o kłótnię z Bartmanem. Chodziło o to, czego ta kłótnia dotyczyła.
- Przyszłaś się wytłumaczyć?
Nawet na mnie nie spojrzał. To
mnie ubodło, ale przełknęłam ślinę, nie dając mu się zgnieść już na samym
początku tej wyjątkowo niemiłej rozmowy. A może początku kłótni? Bo jeśli
chciał się kłócić, to moje argumenty same pchały mi się na język, gotowe, by je
wykrzyczeć.
- A mam się z czego tłumaczyć?
- Możesz się zapierać, znam całą
prawdę.
- Całą prawdę, jasne –
powiedziałam nieco kpiąco. – Jeśli to od swojego znowu-najlepszego przyjaciela,
to z pewnością nasze wersje nieco się od siebie różnią.
Wiedziałam, że przypadkowe
spotkanie Bartmana w sklepie, wcale nie było takie przypadkowe. Wiedziałam to w
momencie, w którym go tylko zobaczyłam. Wiedziałam też, że to tylko jego
gierka, której potem nie zawaha się wykorzystać. Wiedziałam to, a jednak dałam
się w nią wciągnąć. Mogłam odejść, zostawić wózek na środku sklepowej alejki i
wyjść stamtąd, mając głęboko w nosie, jak to będzie wyglądało. Bo Bartman
jedynie machnąłby na to ręką i spróbował po raz kolejny. Dla niego nie miałoby
to najmniejszego znaczenia. Niestety, miało dla mnie.
- Chcesz mi powiedzieć, że wcale
nie zostaliście ze Zbysiem nowymi najlepszymi przyjaciółmi?
- A wierzysz, że mogłabym się
zniżyć do takiego poziomu? Że zrobiłabym z siebie taką kretynkę?
- Może wcale nie zrobiłabyś z
siebie kretynki. Przecież od samego początku mogłaś stać po jego stronie.
Ręce mi opadły. Dosłownie.
Jeszcze sekundę temu podpierałam je na biodrach, demonstrując w ten sposób
swoją gotowość do walki, a teraz leżały luźno wzdłuż boków.
- Nie masz do mnie za grosz
zaufania, jeśli sądzisz, że tak mogłoby być. Nie zrobiłam z niego swojego
nowego przyjaciela. Jasno dałam mu do zrozumienia, że nie zamierzam z nim
rozmawiać.
- Ale mimo to puściłaś mu płazem
wszystko to, co zrobił i dałaś mu drugą szansę.
- Wszystko to, co zrobił… Wiesz,
Michał, ja nie mam pojęcia, co on takiego zrobił! – Teraz naprawdę wczułam się
w tę kłótnię, wygarniając przy okazji wszystko to, co leżało mi ostatnio na
sercu. – Chciałabym móc go nienawidzić równie bardzo jak ty, ale poza
niechęcią, nie żywię do niego żadnych uczuć. Bo mi nigdy nic nie zrobił, poza
złym pierwszym wrażeniem.
- I zamiast zapytać się mnie, poleciałaś
do niego – rzucił kpiąco.
- Poleciałam do niego? O czym ty
mówisz?
- Chyba teraz nie będziesz mi
wciskać kitu, że nie odwiedziłaś Zbysia w jego mieszkanku? Naprawdę muszę cię
pochwalić. Ode mnie niczego nie wyciągnęłaś, więc postanowiłaś spróbować z
drugiej strony.
Nie mogłam w to uwierzyć. On
oskarżał mnie, że specjalnie przymilałam się do Bartmana, żeby wyciągnąć od
niego powód ich kłótni? Niby dlaczego miałabym to robić? Chciałam znać prawdę,
ale chciałabym ją dostać od niego. Chciałam wiedzieć, by móc go wesprzeć czymś
lepszym niż oklepane ‘będzie dobrze’.
- To wszystko bzdury wyssane z
małego palca. Bartman ci tak powiedział? Że byłam u niego? Że go wypytywałam? –
prychnęłam, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo Bartman był zdeterminowany, by doprowadzić
Kubiaka na skraj. – Znasz mnie. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.
- Właśnie nie jestem pewien, czy
cię znam. Nie mam pojęcia, do czego jesteś zdolna.
Nasz związek nie trwał długo.
Może nie wiedział o mnie jeszcze wszystkiego, bo nie byłam osobą, którą można
poznać po jednominutowej rozmowie, ale nigdy przy nim nie udawałam. Zawsze
byłam sobą. Niczego nie ukrywałam. Czego nie mogłam powiedzieć o nim.
- Ty naprawdę kompletnie mi nie
ufasz – pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie działo się między
nami.
- Teraz już nie.
Najbardziej nie bolały jego
słowa. Najbardziej nie bolał brak zaufania. Najbardziej bolała chłodna
ignorancja, z jaką podchodził do całej tej sprawy. Bolało to, że nawet na mnie
nie patrzył, nawet się nie odwrócił w moją stronę. Kim był ten człowiek,
siedzący przede mną? Kim on do cholery był? Bo to na pewno nie mój Michał.
- Więc wierzysz we wszystko, co
powiedział ci Bartman?
- Nie we wszystko. Nie wierzę w
tę część, w której zaczęłaś go całować, ofiarując siebie za informacje.
Oczywiście on cię odepchnął w ostatniej chwili, kiedy przekonał się, że wcale
nie żartowałaś.
Kolana się pode mną ugięły. Gdyby
nie ściana za mną, wyłożyłabym się na podłodze. Byłam pewna, że moja twarz
zbladła tak bardzo, że kolorem bardziej pasowała do białego obrusu rozłożonego
na stole niż do ludzkiej skóry.
W głowie mi się nie mieściło, że
Bartman mógł powiedzieć coś tak ohydnego. Nie mogłam uwierzyć, że posunął się
aż tak daleko.
Milczałam, całkowicie porażona
słowami Kubiaka.
W końcu odwrócił się w moją
stronę i może mi się jedynie wydawało, ale na krótką chwilę w jego oczach
zobaczyłam ból. Jakby bolało go to, co zrobiły ze mną jego słowa. Jakby bolał
go mój widok, skulonej pod ścianą.
- Nie chcę cię więcej… widzieć.
Tylko dlaczego jego głos załamał
się w połowie zdania? Dlaczego odwrócił się ponownie tak, bym nie mogła
dostrzec ani centymetra jego twarzy? Dlaczego zabrzmiało to jak błaganie, a nie
jak przesycone nienawiścią rozstanie?
*
Od momentu wyjścia z mieszkania
Michała, nie kontrolowałam swoich własnych ruchów. Chociaż nie chciałam zwracać
na siebie uwagi Damiana i niezauważona przemknąć do siebie, drzwi z trzaskiem
zamknęły się za mną. Usłyszałam kroki brata i skupiłam wszystkie swoje siły na
tym, by powstrzymać łzy, tańczące już pod moimi powiekami. Potrzebowałam
jeszcze minuty, zanim pozwolę im spłynąć.
- Sabina? – Damian pojawił się na
horyzoncie i przyglądał mi się uważnie. – Co się stało?
- Nic. Trochę się pokłóciliśmy z
Michałem. Nic poważnego.
Kłamstwo tak gładko przeszło mi przez
gardło. Tak łatwo było powiedzieć ‘nic poważnego’, kiedy miałam wrażenie, że
cała się rozpadam na kawałeczki. Bo tu już nie chodziło tylko o serce. Kubiak i
moje uczucie do niego wypełniało każdą komórkę mojego ciała. Teraz miałam
wrażenie, że wszystkie przełamały się na połowę.
- Sabina…
Nie, Damian, błagam. Nie użalaj
się nade mną, nie traktuj mnie inaczej niż zwykle, nie pozwól, by te łzy z
moich oczy wypłynęły na policzki. Może i czułam, że się rozpadam. Może i
straciłam grunt pod nogami. Może i moja równowaga się zachwiała. Ale za wszelką
cenę nie mogłam zacząć płakać. Łzy nie były lekarstwem na miłość. Na miłość nie było lekarstwa.
- Pójdę pobiegać.
Szybko go wyminęłam i prawie
wbiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się w jakieś luźniejsze ubrania, robiąc
wszystko automatycznie, po czym równie szybko opuściłam mieszkanie, w biegu
zakładając kurtkę i okręcając szal na szyi. Spieszyłam się, jakbym chciała za
wszelką cenę zatrzymać łzy w moich oczach. Nie chciałam mieć ani sekundy na
myślenie, na roztrząsanie tego, co się przed chwilą zdarzyło. Dlatego robiłam
wszystko, by rozproszyć myśli.
Wybiegłam na zewnątrz i od razu
ruszyłam przed siebie. Mróz uderzył we mnie z całą swoją siłą – skupiłam się na
drętwiejących palcach, na których nie było rękawiczek. Liczyłam mijane
latarnie, liczyłam swoje kroki, gdybym mogła, zaczęłabym liczyć oddechy, ale
były zbyt nieregularne. Suchy szloch zapanował moim ciałem, ale nie chciałam mu
się poddać. Biegłam dalej, coraz szybciej. W końcu się zatrzymałam.
Most.
Patrzyłam na wolny nurt rzeki i
zaciskałam z całej siły ręce na poręczy. Przeklęte łzy zamazywały mi widok.
Piękny widok wody. Mojej ostoi. Jedynej niezmiennej rzeczy w moim życiu.
- Mam nadzieję, że tym razem też
nie planujesz skakać? Uprzedzam, że tam na dole musi być kurewsko zimno.
Jakie było prawdopodobieństwo, że
po kilku tygodniach spotkam Igora dokładnie w tym samym miejscu i to znowu
wtedy, kiedy byłam w rozsypce? Nikłe, ale jednak.
Zaśmiałam się ochryple.
- Chyba by mi to nie
przeszkadzało aż tak bardzo. Wątpię, bym cokolwiek poczuła.
- Aż tak źle?
- Gorzej.
- Pocieszę cię, dobrze wiem, co
czujesz.
Spojrzałam na niego uważnie. Nie
wyglądał na szczęśliwego. Wyglądał tak, jakby z ledwością trzymał się w pionie.
- Co się stało? – zapytałam, chwilowo
spychając własną tragedię na sam koniec listy spraw do omówienie z chłopakiem.
Moje życie nadal się toczyło, on wyglądał, jakby jego miało się za chwilę
skończyć.
- Karolina poroniła – powiedział
tylko.
Po wypowiedzeniu tych słów,
opuściła go ta resztka energii. Oparł przedramiona o barierkę i schował głowę
między nie. Kaptur opadł do przodu, zakrywając twarz przed innymi.
Łzy pojawiły się w moich oczach.
Tym razem pozwoliłam im spłynąć, bo płakałam nad straconym życiem, a nie
użalałam się nad sobą.
- Tak bardzo mi przykro –
wyszeptałam, pociągając nosem.
- Nie rycz, bo ja też się
rozkleję – w jego głosie już słyszałam łzy.
- Już i tak wyglądamy żałośnie,
więc co za różnica?
- Masz rację. To bez różnicy –
podniósł głowę i wbił spojrzenie w rzekę.
W świetle latarni na jego
policzkach odbijały się ślady łez. Spływały jedna za drugą, spadając w dół,
prosto w ciemną toń rzeki, łącząc się tam z moimi. Rzeka pochłonie je
wszystkie. Rzeka przejmie nasz ból. Bo rzeka była żywiołem. Woda nigdy nie
przestanie mnie zadziwiać.
Teraz już rozumiecie, skąd to nastawienie Sabiny do Bartmana?
Co się dzieje z Kubim .. nie powinien rozmawiać z Sabiną w taki sposób :/
OdpowiedzUsuńBoże... Michał ty IDIOTO brak słów normalnie
OdpowiedzUsuńja pierdziele jak Michał który tak bardzo (podobno) kocha Sabine mógł ot tak uwierzyć Zbyszkowi. Mam nadzieje że kolejny pojawi się szybciej, proszę bo tu umrę z ciekawości
OdpowiedzUsuńPopieram w 100%
UsuńNie no teraz to już musisz dodać szybciej rozdział. PROSIMY!!
OdpowiedzUsuńBłagam o nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńJa też!
UsuńBrawo Michał naprawdę jestem pod wrażeniem.. Ciekawe za ile pożałuje tych słów. Wierzę, że uda Ci się szybciej dodać rozdział. Czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńMoże zrobisz wyjątek i dodasz nowy rozdział wcześniej? Wszyscy tu się bardzo niecierpliwimy!
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie rób nam tego! Dodaj coś wcześniej. Prosimy :)
OdpowiedzUsuńPopieram ludzi wyżej hahaha bądź dobrym człowiekiem ;)
OdpowiedzUsuńO matko z ojcem! To mnie zabiłaś.. Mam wielką prośbę i widzę że nie tylko ja mianowicie czy rozdziały mogłyby pojawiać sie częściej?
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie i to totalnie! W życiu bym nie powiedziała, że Michał będzie w stanie uwierzyć w jakiekolwiek słowo Bartmana. Tym bardziej jeśli łgał o Sabinie. Bo chyba zna ją na tyle dobrze, że wie, że dziewczyna nie jest jakąś pierwszą lepszą. I że na pewno sama nie przyszłaby do Bartmana. Całe szczęście, że chociaż w to kłamstwo o całowaniu i tak dalej, bo to już by była wielka przesada. Tak czy inaczej cała ta sytuacja śmierdzi z daleka. Michał taki nie jest. Nie może być. Strasznie mnie zaskoczył... ale podoba mi się taki obrót spraw. Wreszcie mamy jakieś komplikacje, wreszcie coś się dzieje. Jestem uradowana! ;D :D Tylko Sabci szkoda...
OdpowiedzUsuńLecę dalej! ;*
w to kłamstwo o całowaniu i tak dalej nie uwierzył*
Usuń