9 kwietnia 2017

38.

Choroba przyszła i poszła, został mi po niej jedynie katar, który z czasem też poszedł siną w dal. Nie tęskniłam za nim ani trochę, bo w końcu mogłam wrócić do treningów. Konrad przywitał mnie w typowy dla siebie sposób, pytając, czy mogłabym zachorować raz jeszcze, bo jemu było tak dobrze, kiedy miał wolne popołudnia. Uśmiechnęłam się wtedy wrednie i odparowałam, że żyję po to, żeby go dręczyć. Przybił mi piątkę ze śmiechem i kazał wskakiwać do basenu, zanim mi woda wystygnie. Tak, bardzo śmieszne.
Tydzień minął naprawdę błyskawicznie. Nauczyciele już nie męczyli nas tak bardzo, zdając sobie sprawę, że większość żyje już tylko i wyłącznie nadchodzącą studniówką. Do tej większości zaliczała się także Ida, która wyciągnęła mnie w piątek na zakupowe szaleństwo. Chyba pierwszy raz kupiłam aż tyle ciuchów. A ile przymierzyłam, to nawet nie zliczę. Ale takie już są zakupy z Idą, która ciągle dokładała mi nowe rzeczy ‘do przymierzenie’. Bardzo na poważnie podeszła do sprawy odświeżenia mojej garderoby, ale musiałam przyznać, że moja przyjaciółka miała bardzo dobre oko i przynosiła mi same perełki, które ja zapewne bym przeoczyła. Kiedy nadszedł czas zapłacenia za zakupy, wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, bo cena była jak z kosmosu. Było mnie stać, w końcu nie żyłam rozrzutnie, a po wakacyjnej pracy zostały mi jeszcze oszczędności, ale chyba nigdy nie zrozumiem, z czego takie dżinsy są zrobione, że kosztują ponad sto złotych. Oczywiście nie wszystkie, ale większość. Wróciłam do mieszkania obładowana torebkami i po raz pierwszy poczułam się stereotypową kobietą, która wchodząc między sklepowe półki, wychodzi dopiero po kilku godzinach i to z połową zaopatrzenia.
Siedziałam właśnie przed szafą, przeglądając wszystkie półki i próbując ustalić, w których rzeczach już na pewno nie będę chodziła, kiedy wkroczył Damian. Ogarnął wzrokiem całe zawalone torbami łóżko i chyba lekko zaniemówił.
- Nie potrzebujesz czasem drugiej szafy? – zironizował, ale nic więcej nie powiedział. Oznajmił mi tylko, że zbiera się już na trening i wycofał się. Krzyknęłam jeszcze za nim, żeby załatwił mi i Idzie wejściówki na jutrzejszy mecz, bo byłam pewna, że o tym zapomniał.
- Pamiętałem! – zawołał oburzony, co tylko upewniło mnie, że miałam rację.
Po jego wyjściu włączyłam sobie muzykę i dalej zagłębiałam się w czeluści szafy, w której były ubrania, pamiętające czasy pierwszej klasy gimnazjum. Zdecydowanie byłam za bardzo sentymentalna. Ale obiecałam sobie, że tym razem naprawdę się ich pozbędę, bo zajmowały tylko miejsce, ja w nich nie chodziłam, a równie dobrze mogłam je oddać do domu dziecka bądź do jakiejś innej placówki, której podopiecznym na pewno się przydadzą bardziej niż mnie. W efekcie zapakowałam dwa całe kartony, które ustawiłam pod ścianą. Przyjrzałam się prawie wolnym półkom i uśmiechnęłam się, zadowolona ze swojej pracy. Teraz pozostało jedynie rozpakować i poukładać nowe ubrania.
- Jesteśmy! – zawołał Damian, wchodząc do mieszkania.
Miał wyczucie czasu. Akurat stawiałam pełen talerz kanapek na stole. Obecność Kubiaka wcale mnie nie zaskoczyła. Ale obu siatkarzy najwyraźniej zaskoczyła gotowa kolacja, bo zaczęli wychwalać mnie pod niebiosa.
- Anioł, nie siostra! – Damian jako pierwszy dorwał się do talerza.
- Anioł, nie dziewczyna – dodał Michał ze śmiechem, ale zanim zabrał się za jedzenie, podszedł do mnie, składając na moich ustach krótki, ale mocny pocałunek. – Dobry wieczór.
- Nie przy jedzeniu! Jesteście obleśni – skwitował to libero.
- Kto je, ten je – rzuciłam wesoło, przygotowując jeszcze kubki na herbatę.


Po kolacji Damian się zmył do siebie, żeby pogadać z Martą. Jej brat nadal był w szpitalu, ale jego stan jest już naprawdę dobry. Niebawem miał zostać wypisany do domu, z czego wszyscy bardzo się cieszyli. Nadal pamiętam widok rodziców Marty, pogrążonych w tak wielkim smutku, że ciężko to sobie wyobrazić. Na pewno byli przerażeni. Ale mieli także nadzieję, a to dodawało im sił.
- A to co? – zapytał Michał, zerkając na stojące pod ścianą pudła.
- Moje stare rzeczy. Muszę je zawieźć do domu dziecka – odparłam, kładąc się na łóżku.
- Do Ognisk?
Potwierdziłam, uśmiechając się smutno.
Zdałam sobie sprawę, jak wielkie miałam szczęście, że miałam Damiana. Po wypadku to on stał się moim opiekunem, dzięki czemu uniknęłam domu dziecka. A są dzieciaki, które takiego Damiana nie miały, zostały na świecie same albo z młodszym rodzeństwem. Musiały całkowicie zmienić swoje otoczenie, przyzwyczaić się do nowych warunków, które nie zawsze były tak dobre, jakby tego chciały. Nam z Damianem również było bardzo ciężko zaraz po wypadku, ale on wziął wszystko na swoją głowę. Wielkim wsparciem był wtedy dla nas trener Damiana, który pomógł nam sprzedać stare mieszkanie i wynająć coś mniejszego, bliżej szkoły i hali. A czas płynął dalej. Choć z początku w nowym miejscu, bez rodziców, czuliśmy się obco, z czasem było coraz lepiej. Zbliżyliśmy się do siebie, opiekowaliśmy się sobą nawzajem i wyszliśmy na prostą. Ale wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej.
- Byliśmy tam z chłopakami kilka miesięcy temu. Wprawdzie ja nie bardzo się w tę akcję zaangażowałem… - nie musiał mi przypominać dlaczego.
Bardzo dobrze pamiętałam, że parę miesięcy temu jego usta nie znały pojęcia ‘uśmiech’. Teraz, wracając pamięcią do tamtego okresu, zdałam sobie sprawę, że już wtedy czułam do Michała coś więcej niż tylko przyjaźń. Bolał mnie widok jego obojętnej twarzy. Przerażała mnie pustka w jego oczach. Martwiłam się o niego.
- Ale pamiętam reakcje dzieciaków, kiedy się tam pojawiliśmy. Wtedy wydawały mi się rozwydrzone i hałaśliwe, ale teraz widzę, że były podekscytowane i szczęśliwe, że ktoś chce poświęcić im swój czas.
Siedział na kraju łóżka, wpatrując się w ścianę niewidzącym wzrokiem, a ja przyglądałam się jego profilowi. Coś w jego słowach kazało mi przypuszczać, że byłby wspaniałym ojcem. Razem z tą myślą nadeszły kolejne. Dwoje dzieci, które ganiało się po ogrodzie. Śmiechy i piski. Rodzinna atmosfera, domowe ciepło… Marzyłam o tym. To było jedyne pragnienie, które chyba nigdy mnie nie opuści. Zawsze chciałam mięć męża, dzieci, dom z ogrodem. Rodzinę.
Nie zauważyłam nawet, że Michał zmienił swój obiekt zainteresowania i teraz to on wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem, zapewne próbując odgadnąć, co oznacza ten rozmarzony uśmiech na mojej twarzy. Pochylił się nade mną i złożył na moich ustach pocałunek tak delikatny, jak muśnięcie skrzydła motyla. Odsunął się zaraz potem, ale tylko na tyle, by móc widzieć całą moją twarz, która, nawiasem mówiąc, była teraz odrobinę zaczerwieniona.
- Chcę wiedzieć, o czym przed chwilą myślałaś.
O czym ja właściwie myślałam? O swoich pragnieniach? O przyszłości? O tym, jak bardzo go kocham?
Bo kochałam go. To jego chciałam mieć zawsze przy sobie. To w te błękitne oczy chciałam się wpatrywać chwilę przed zaśnięciem i zaraz po obudzeniu. To w nim chciałam mieć oparcie do końca życia. Jemu chciałam ślubować miłość i wierność aż do śmierci.
Ale byłam zbyt wielkim tchórzem, by się do tego przyznać w chwili obecnej.
- O przyszłości – to nie było kłamstwo, ale też nie cała prawda.
Moje uczucie było szczere i bezinteresowne. Miałam to szczęście, że Michał był przy mnie, być może darzył mnie równie silnym uczuciem. Ale moja natura pozostała ta sama. Boję się zrobić kolejny krok w tym związku. W miejsce doświadczenia, którego nie miałam, pojawił się strach. Ciężko mi będzie go pokonać, ale to zrobię. W swoim czasie.
- Znajdzie się w niej również miejsce dla mnie?
Być może nawet szybciej niż się tego spodziewałam.
- Zarezerwuję dla ciebie kawałek – zaśmiałam się, oplatając jego szyję ramionami i przyciągając jego twarz bliżej. – Ale może lepiej skupmy się na teraźniejszości, co?
- Dobry pomysł – skomentował, po czym wpił się łapczywie w moje wargi. Zaśmiałam się, rozbawiona jego słowami. – To jedziemy?
- Ale gdzie? – zdziwiłam się. Chyba o niczym nie zapomniałam, prawda? Nie umawialiśmy się dzisiaj na nic?
- Do Ognisk – rzucił lekko. – Na co czekać? Znając ciebie, jeśli te kartony postoją tutaj dłużej, to ich zawartość w magiczny sposób znowu znajdzie się w szafie. Więc jak?
Niewątpliwie miał rację. Poza tym, nie wiedziałam, kiedy znajdę dość czasu, by się tym zająć. Godzina nie była jeszcze zbyt późna, nic nie stało nam na przeszkodzie. Dlatego przyjęłam wyciągniętą w moją stronę dłoń Michała, który pomógł mi się podnieść z łóżka.
Ja zabrałam jeden karton, Kubiak zajął się drugim. Poinformowałam jeszcze Damiana, że jedziemy i ruszyliśmy na dół. Dla Michała pokonanie schodów z jednym kartonem nie było w żadnym razie problemem. Za to mnie karton przysłaniał widok na świat, przez co nie raz zleciałabym z tych schodów.
- Daj mi to pudło. Nie chcę cię zeskrobywać z podestu – rzucił ze śmiechem, co postanowiłam zignorować, uśmiechając się pięknie, kiedy zabierał ode mnie karton.
- Nie uśmiechaj się tak – westchnął.
- Dlaczego nie? – zapytałam buntowniczo.
Możecie to sobie wyobrazić. Stałam trzy schody wyżej, przez co patrzyłam na niego z góry. Ręce założyłam na piersi, uniosłam pytająco brwi. I myślałam, że to wystarczy. Ale się przeliczyłam. Bo Kubiak zlustrował mnie wzrokiem od dołu do góry.
- Bo pudła wylądują zapomniane na podłodze, a ty będziesz stała tam – kiwnął głową w stronę najbliższej ściany – i nie będziesz mogła zaczerpnąć oddechu przez naprawdę długi czas.
Jego słowa wywołały istne szaleństwo w mojej wyobraźni, która na najwyższych obrotach pracowała, by wyobrazić sobie to, co miał na myśli. Przełknęłam ślinę i zdawało mi się, że zrobiłam to naprawdę głośno. Wpatrywałam się w jego oczy, mając wrażenie, że między nami przeskakują iskry. Wzięłam naprawdę głęboki oddech, po czym zeszłam po tych trzech schodach, które nas dzieliły, i zbliżyłam się do Michała. Może i bym go pocałowała, tak jak nigdy dotąd, gdyby nie te cholerne kartony. Zamiast tego zbliżyłam twarz do jego ucha.
- To będzie musiało poczekać.
Nie wierzyłam, że to zrobiłam. Dlatego natychmiastowo odwróciłam się w stronę wyjścia i ruszyłam przed siebie, starając się nie myśleć o tym, co on sobie pomyślał. Przy samochodzie byłam pierwsza, ale i tak nie miałam kluczyków, by móc schować się w środku. Westchnęłam w duchu nad swoją głupotą. Miałam się chować nawet przed swoim chłopakiem?
Uniosłam głowę w górę, napotykając jego roziskrzone spojrzenie. Nie miałam wątpliwości, że zauważył moje zaczerwienione policzki, nawet jeśli oświetlało mnie tylko słabe światło pobliskiej latarni. Ale nic nie powiedział. Zapakował kartony do bagażnika, a ja w między czasie zajęłam miejsce pasażera. Michał pojawił się obok mnie chwilę później. Uśmiech na jego ustach był zaraźliwy, choć zerkałam na niego tylko kątem oka. Chwilę później wnętrze samochodu wypełniły nasze śmiechy. Spojrzeliśmy na siebie i było coś magicznego w tej chwili. Coś, co kazało mi wierzyć, że najbliższa przyszłość rysuje się jedynie w jasnych barwach. Coś, co kazało mi docenić jego obecność przy mnie. Coś, co pozwoliło mi zaufać, że Michał naprawdę był tym jedynym. Moim księciem na białym rumaku, który przybył, by już na zawsze chronić mnie przed złem. Czy mogłam się temu sprzeciwić?
Nie. Nawet nie bardzo chciałam.
Droga nie zajęła nam wiele czasu. Panie w ośrodku zdziwiły się naszą wizytą, ale przyjęły nas bardzo ciepło. Pozwoliły nam nawet na odwiedziny u dzieciaków. Widocznie zapamiętały Michała. Z uśmiechem na ustach otworzyłam drzwi świetlicy, gdzie podopieczni ośrodka mieli właśnie zajęcia. Dosiadłam się do grupy dziewczynek, które zajmowały się kolorowaniem. Chwilę z nimi porozmawiałam, trochę się z nimi pobawiłam, a potem ruszyłam poznać się z resztą dzieciaków. Michał też nie miał problemu ze znalezieniem towarzystwa. Dzieciaki, które choć trochę interesowały się sportem i rozpoznawały w nim siatkarza, obsiadły go z każdej strony i zachęciły do opowiadania, jak to jest grać w siatkówkę, od czego się zaczęło i co robić, by tak jak on, zostać siatkarzem. Stałam z boku, opierając się o stolik i obserwowałam uśmiech na jego twarzy, który z każdym pytaniem stawał się coraz większy.
Michał zdecydowanie byłby dobrym ojcem.
Nasza wizyta skończyła się niedługo potem, bo zrobiło się późno, a dzieciaki musiały iść już do łóżek. Pożegnaliśmy się z nimi, a kiedy już wychodziliśmy, doszło do nas ciche pytanie:
- Wrócicie jeszcze?
Spojrzałam w kierunku mniej więcej dziewięcioletniej dziewczynki, która stała lekko przygarbiona ze smutną miną.
Te dzieci potrzebowały w swoim życiu jakiejś stałości. Takie jednorazowe wizyty nie były dla nich dobre. Może przy pojedynczym spotkaniu nie przywiążą się tak bardzo do człowieka, ale te dzieciaki nie są głupie. Cieszą się z każdych odwiedzin, bo to zawsze jakaś odmiana od codziennego życia w ośrodku.
Kiwnęłam głową w stronę dziewczynki. Miałam zamiar tutaj jeszcze wrócić.
Droga powrotna nie zajęła nam dużo czasu. Pokonaliśmy ją w ciszy. Każde z nas potrzebowało chwili, by uporządkować swoje emocja po tej wizycie. Dzieciaki są wspaniałe, potrafią tak bardzo człowieka zaskoczyć. Dlatego chciałam z nimi pracować. Fizjoterapia dziecięca. Gdzieś z tyłu głowy nadal miałam ten plan, bo nie odrzuciłam go. Mimo, że zdecydowałam się już, co do swojej profesji i wybrałam sport, to jednak nie porzuciłam drugiej możliwości. Skoro nie potrafiłam wybrać jednej z tych dróg, może powinnam realizować je obie?

Przyszłość często nas zaskakiwała. Może mnie też zaskoczy. Oby pozytywnie.


▪ ▪ ▪

A ja to już się chyba wypaliłam z pisaniem. Tak myślę. Pomysłów tyle, że mi miejsca w notatniku brakuje, a kiedy chcę to przelać na worda... nic. Wszystko ble i wszystko fuj, więc w efekcie zostaje pusta strona.

Nie chcę tak. 

I wiem, że się powtarzam, ale... Gdzie mój Misiek jak go nie ma?! 

5 komentarzy:

  1. Może to jest spowodowane nauką do matury i po ustnych wszystko wróci na swoje tory? Albo tak jak mnie słońca Ci brakuje...
    Mam nadzieję, że wena się odnajdzie i dokończysz tą historię.
    Całuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tylko proszę i błagam. Nie próbuj zawieszać bloga. Zrób sobie odpoczynek, gorącą herbatę i pomaż chwilę :) A później z czystą głową siądź do worda i słowa same polecą z twoich palców! ;) Uwielbiam twoje opowiadanie, czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Pozdrawiam ze Szczecina ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak poprzedniczka wnoszę całkowity sprzeciw co do zawieszenia bloga! Zmienia nam się troszeczkę ten Misiek :D mam nadzieję, że nie zepsujesz tego wszystkiego... Wręcz przeciwnie. Po dzisiejszym rozdziale liczę chyba na to, jak Sabinka z Miskiem dopełnią w końcu swój związek... :D jedyne co nie daje mi spokoju to studniówka. Przestan nas trzymać w niepewności! 😘
    Pozdrawiam z pięknego zadupia położonego kilkanaście km od tej słynnej Spały 😁😁❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że ta notka pod rozdziałem jest już nieaktualna i to "wypalenie" minęło. Zżyłam się z tą historią i nie ukrywam, że chciałabym ją czytać jak najdłużej. A z drugiej strony pisanie na siłę często niszczy historie, które zapowiadają się świetnie. Także mam nadzieję, że ten zły okres już za Tobą ;-)

    Sabcia jest słodka z tą swoją nieśmiałością :D Wydaje mi się, że Miśkowi nawet się to w jakiś sposób podoba. Przynajmniej ma świadomość, że to on ją ośmiela, on ją otwiera na czułości i bliskość. A to chyba też jest powód, by jego męskie ego było miło połechtane;D

    Śmiać mi się trochę chciało, bo Sabina i Misiek nie sfinalizowali jeszcze swojego związku (ale to ujęłam xD), a Sabcia już myśli jakim byłby ojcem :D Coś to trochę nie po kolei. Oczywiście żartuję. To tylko znaczy, że naprawdę myśli o nim na poważnie ;-)

    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie kochane jest to zawstydzenie Sabiny! Niektóre jej teksty do Michała wydają się jej nienaturalne i kompletnie sprzeczne z tym, jakim ona jest człowiekiem, ale patrząc na reakcje Miśka on nie ma nic przeciwko słownym przepychankom z dziewczyną :D Równie urocze jest to, że Sabina cały czas reaguje na każdy pocałunek i w ogóle dotyk Kubiaka, jakby robił to po raz pierwszy. Może przez to jest zwyczajnie słodko, ale nie mdląco :P
    Po raz kolejny mnie masz - najpierw mi tu zapodajesz dzieciństwo Kubiaka, Sabiny, potem ten cudowny sen Sabiny, a teraz jeszcze raz podejmujesz tematykę którą bardzo lubię? Dzieciaki? Może tym razem trochę smutniejszy aspekt dzieciństwa (niektórych), ale to wciąż dzieci o których lubię czytać :) (może to brzmieć co najmniej dziwnie, ale rozumiesz przecież co mam na myśli).
    Fajnie jest i tyle B) Dzisiaj obiecałam sobie przeczytać jeszcze następny rozdział i resztę dokończyć jutro, więc zabieram się do 39!

    OdpowiedzUsuń