4 marca 2018

[II] 06.

DAMIAN

Patrzył na swoją narzeczoną. Na jej uśmiech. Na jej oczy, w których odbijała się radość. Na to z jaką łatwością dogaduje się z ich znajomymi. Patrzył i wiedział, że jej radość jest prawdziwa. Właśnie dlatego spijał ten widok, jak spragniony człowiek, który dorwie się do butelki wody. Chciał zapamiętać te oczy pełne szczęścia, bo kiedy zostaną sami, ono zniknie. Zniknie uśmiech. Zniknie radość. Zostanie tylko obojętność. I kompletnie dla niego niezrozumiały dystans.
Marta znakomicie udawała, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę wcale nie było dobrze. Przez całe sześć wspólnych lat nigdy nie mieli takiego kryzysu jak teraz. I choć Damian z całych sił starał się to zmienić, rozwiązać problem i znów móc patrzeć na uśmiech Marty, ten szczególny, skierowany tylko do niego, nie mógł. Nie potrafił rozwiązać problemu nie dlatego, że się nie starał wystarczająco mocno, ale dlatego, że nie wiedział, na czym on polega.
Marta z dnia na dzień tak po prostu się od niego odsunęła. Bez słowa wyjaśnienia zamknęła się w sobie, a każdą próbę rozmowy podjętą przez Damiana, zbywała kompletną ignorancją, która bolała ich oboje. Każde pytanie, które odbijało się echem od ścian i wracało z powrotem do Wojtaszka, rozdzierało serce Marty. Niezrozumienie i ból wypisany na jego twarzy powodowały, że musiała zaciskać mocno powieki, by nie wydostały się spod nich łzy. Dlatego coraz rzadziej na niego patrzyła, choć jej oczy i serce, tęskniły za jego widokiem.
Miał rację. W ich mieszkaniu, które jeszcze przed chwilą wypełnione było śmiechami i rozmowami, zapanowała całkowita cisza. Przerywał ją tylko dźwięk talerza uderzającego o talerz, kiedy Marta zajęła się sprzątaniem.
─ Pomogę ci ─ powiedział i nie czekając na pozwolenie, zebrał resztę półmisków i szklanek, niosąc je do kuchni, gdzie Marta już zajęła się ich zmywaniem.
Pracowali wspólnie, ale w zupełnej ciszy, która krępowała ich oboje. Do czego żadne z nich nie chciało się przyznać. Woleli udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Damian wolał to niż kolejne pytanie zbyte milczeniem. Marta za to wolała ciszę niż toczenie kolejnej walki z samą sobą, by nie paść mu w ramiona i wyznać to, co zalegało na jej sercu, sprawiając, że czuła się, jakby jej wnętrzności zaciskały się w ciasny supeł za każdym razem, kiedy Damian był w pobliżu.
Była taka szczęśliwa, kiedy Damian przed nią uklęknął i wypowiedział te najważniejsze słowa. Był przy tym tak pewny siebie, pewny jej miłości do niego i swojej miłości do niej, że nie brał pod uwagę, by mogła mu odmówić. Ona sama nie brała takiej możliwości pod uwagę. Dlatego jedyną odpowiedzią, jaką miała do wyboru, było tak. I kiedy to słowo wyszło z jej ust, wiedziała, że to jeden z najpiękniejszych momentów w jej życiu i jak do tej pory najszczęśliwszy. Przez kilka następnych dni wręcz promieniała szczęściem i z dumą prezentowała na swoim palcu piękny pierścionek. Ani na chwilę nie zawahała się, kiedy Damian zapytał, czy pojedzie razem z nim do Rzeszowa. Porzuciła wszystko, co miała w Żorach i podążyła za swoją miłością, zaczynając wszystko od nowa w zupełnie obcym mieście. Z Damianem u boku mogłaby nawet przeprowadzić się za granicę, bo wiedziała, że i tak będzie szczęśliwa. Wspólnie ustalili, że ze ślubem nie ma się co spieszyć. Oboje wiedzieli, że w ich przypadku to jedynie formalność. Mieszkali razem. Razem spędzali wieczory, razem kładli się spać i razem wstawali, ciesząc się obecnością tej drugiej osoby obok siebie. I bez papierka zachowywali się jak doskonałe małżeństwo. Jednak znajomi zrobili się dociekliwi. Ciekawiło ich, dlaczego tyle zwlekają i na co czekają, bo na pewno nie na odpowiedni moment, skoro dla dwójki tak bardzo zakochanych w sobie osób, każdy moment byłby doskonały.
Teraz Marta była wdzięczna za to, że nigdy nie nalegała na prędki ślub.

Damian doskonale pamiętał ten dzień, kiedy wszystko zaczęło się sypać. Wtedy jeszcze nie wiedział, że to początek ich pierwszego kryzysu. Gdyby wiedział… Może jakoś zdołałby temu zaradzić? Może zamiast przytulić do siebie Martę, która wyglądała jak duch z bladą cerą, strachem odbijającym się w jej oczach i łzami, które zdążyły już niejednokrotnie spłynąć po jej policzkach, wyciągnąłby z niej, co takiego się stało na siłę. Może gdyby to z niej wyciągnął siłą, zamiast czekać, aż sama się przed nim otworzy, dowiedziałby się, w czym problem. Może uniknąłby tej przeraźliwej ciszy. I tego przeszywającego serce chłodu.
Może wszystko byłoby dobrze, ale teraz nie było sensu się nad tym zastanawiać. Bo aktualnie nic nie było dobrze. I wolał skupić wszystkie swoje myśli na tym, by jak najszybciej dowiedzieć się, co się stało z Martą, niż gdybać o przeszłości, której już nie mógł zmienić.
Ich wspólna przyszłość właśnie niebezpiecznie przechyliła się w dół. A on nie zamierzał patrzeć, jak to, co budowali razem przez tak długi czas, rozpadło się w pył. Nie pozwoli na to.
Jego ojciec zawsze powtarzał, że nawet jeśli wszyscy opuszczają pole bitwy, Wojtaszkowie zawsze na nim zostają i walczą. Jeśli nie o wygraną, to chociaż o honor. A Damian był Wojtaszkiem z krwi i kości. W jego żyłach płynęła ta sama krew, co w żyłach jego przodków. I nie zamierzał się poddać. Bo walczył o miłość. Walczył o swoje serce, które bez Marty było zupełnie bezużyteczne.
Bez słowa chwycił za ścierkę i zaczął wycierać naczynia, chociaż zwykle zmuszenie go do pomocy było prawie niemożliwe. Damian jednak wiedział, o co toczy się gra, dlatego ucieszył się niepomiernie, kiedy Marta zaszczyciła go spojrzeniem. Kryło się w nim zdumienie. Ale dla niego najważniejsze było, że nareszcie zwróciła na niego uwagę. Uznał to za pierwszy mały krok w dobrą stronę.
Być może trochę zbyt wcześnie. Ale chciał spróbować dowiedzieć się, o co chodzi. Chciał wiedzieć, co rozwala ich związek. Jedyną stałą, jaką w ostatnim czasie znał. Gdyby stracił Martę… Nie chciał nawet o tym myśleć. Nie dopuszczał do siebie takiej możliwości. Wiedział, że ona nadal go kocha, bo nie można przestać kochać tak z dnia na dzień.
Kiedy Marta usiadła w salonie na kanapie, zajął miejsce obok niej. Kiedy ona wbijała spojrzenie w ekran telewizora, on wbijał swoje w nią. Jeszcze nie tak dawno uznałby tę ciszę za przyjemną, komfortową i wypełnioną ich wzajemnym uczuciem. Teraz mógł nazwać ją napiętą i gęstą, ale na pewno nie komfortową.
Zastanawiał się, jak zacząć tę rozmowę po raz kolejny. Nie chciał jej zdenerwować już na początku. Może gdyby był delikatny i spróbował dotrzeć do niej małymi kroczkami, to odniósłby w końcu sukces. Ale nie wiedział, jak zacząć. Już nie miał pomysłów, a nie chciał, by Marta znowu go unikała.
Westchnął głęboko, opuszczając głowę w tył na oparcie kanapy. Wpatrywał się w sufit, szukając natchnienia, a tymczasem Marta przestała udawać, że interesuje ją telewizja.
Doskonale zdawała sobie sprawę, co właśnie dzieje się w głowie jej chłopaka. Nie, narzeczonego. Automatycznie zerknęła na piękny pierścionek zdobiący serdeczny palec jej prawej ręki. Kiedy jako mała dziewczynka wyobrażała sobie swojego przyszłego męża i projektowała w myślach suknie ślubną, nie zwracała uwagi na pierścionek zaręczynowy. Nie poświęcała mu czasu, dlatego nigdy nie zastanawiała się nad tym, jaki powinien być. Ale kiedy zobaczyła go na swoim palcu, wiedziała, że właśnie taki. Damian nieświadomie lub właśnie świadomie trafił w jej gust, choć sama go nie znała. Jeszcze nie wtedy. Czy to nie świadczyło o tym, jak bardzo ją znał?
Uczucie do Wojtaszka wybuchło w niej z niezwykłą mocą, chwytając ją za gardło i sprawiając, że łzy czułości napełniły jej oczy. Jak bardzo chciałaby go teraz dotknąć! Przesunąć opuszkami po jego szorstkim od zarostu policzku i spojrzeć głęboko w oczy, by wiedział, że jest najważniejszy.
Ale nie mogła go tak ranić.
Dlatego odsunęła od siebie uczucia. Zepchnęła je za ścianę, którą w ostatnim czasie ciągle się otaczała.
─ Przestań ─ powiedziała, odwracając wzrok, kiedy zwrócił na nią swoją uwagę. ─ Wiem, o czym myślisz. Po prostu sobie odpuść.
Damian ciągle zastanawiał się, jak zacząć rozmowę, tymczasem ona zrobiła to za niego. Takiej szansy nie mógł odpuścić.
─ To powiedz mi, o co chodzi. Wtedy przestanę.
─ Odpuść.
─ Nie ─ powiedział z mocą, siadając prosto. ─ Zadręczasz się czymś, z czym nie umiesz sobie poradzić. Rozumiem, że potrzebny ci do tego spokój i odrobina czasu. Ale nie musisz się z tym mierzyć sama. Jestem przecież obok! Jestem tutaj dla ciebie i zawsze, naprawdę zawsze, jestem gotowy, by cię wysłuchać i ci pomóc. Albo chociaż przytulić i zapewnić, że jesteś w stanie dać sobie radę, kiedy to tylko twoja walka. Nie widzisz tego?
Odetchnął głęboko zanim ponownie się odezwał. Cisza jaka nagle zapadła była kompletnie pusta.
─ Kocham cię, Marta. Dałem ci ten pierścionek, ale czy naprawdę wiesz, co on oznacza? ─ Marta spojrzała na niego ze łzami w oczach. ─ To nie jest tylko tradycja, kolejny punkt na liście do spełnienia zanim się zwiążemy na poważnie. To obietnica. Podczas ślubu przysięgam przed Bogiem, że będę cię kochał i, że cię nie opuszczę. Ale kiedy klękałem przed tobą, to tobie przysięgałem, że będę cię kochał już zawsze. W ten sposób ofiarowałem ci siebie, swoje serce, duszę i ciało. Masz je teraz w dłoniach, ale wydaje mi się, że po prostu nie chcesz go przyjąć.
Patrzył na nią, na jej łzy, które płynęły po twarzy. Patrzył w jej oczy, w których widział tak wielki ból. I znowu poczuł tą samą bezradność. Kogo próbował oszukać? Te słowa i tak nic nie zmienią. Wiedział to.
─ Kocham cię ─ odpowiedziała w końcu. ─ I chcę przyjąć twoje serce, ciało i duszę. Chcę… ─ przełknęła gorzkie łzy. ─ Ale nie mogę.
Wstała i wybiegła z salonu, zanim oszołomiony jej słowami Damian zdążył zareagować.
Chcę, ale nie mogę.
Damian ciągle zastanawiał się nad tym, co to oznaczało. Kochała go – tak czuł i Marta sama to przyznała. Więc co ją powstrzymywało? Dlaczego się od niego odsunęła?
Tak wiele razy o tym myślał, a odpowiedzi nadal nie znalazł. Gdyby Marta była z nim szczera, był pewny, że mógłby wybić wszelkie głupie obawy z jej głowy.
Bała się, że ślub wszystko zmieni? Przecież ustalili, że ze ślubem jeszcze poczekają. Całkowicie odrzucał opcję z innym facetem i gorącym romansem na boku, bo to była Marta. Jego Marta. Nie byłaby zdolna do takiego świństwa. Ale w takim układzie po prostu nie miał pojęcia, o co chodziło.
Całkowicie zagubił się we własnych myślach. Do rzeczywistości sprowadził go trzask drzwi. I zanim uświadomił sobie, że to drzwi wejściowe zamknęły się za Martą, minęło kilkanaście długich sekund, które Marta wykorzystała, by zniknąć mu sprzed oczu.
Wybiegł za nią, ale kiedy dotarł na dół, jedyne, co mógł zrobić, to rozglądać się bezradnie dookoła po ciemnych uliczkach, wyrzucając sobie, że pozwolił, by mu uciekła.
Wrócił do mieszkania i rzucił się bezwładnie na kanapę. Ułożył łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach, wczepił palce we włosy i ciągnął za nie w wyrazie rozpaczy. Trwał w tej pozycji przez długie minuty, a potem również godziny, czekając na powrót Marty.
Ale ona nie wracała.
Z każdą kolejną sekundą coraz mocniej się o nią zamartwiał. Mało pijanych kierowców potrącało pieszych na pasach, a nawet na chodnikach? Mało zbirów kręciło się po okolicy, zaczepiając młode kobiety dla zabawy, która kończyła się w okropny sposób? Im więcej o tym myślał, tym czarniejsze scenariusze miał w głowie.
A sekundy mijały. I Marty nadal nie było.
Nie wróciła na noc.
Damian spędził ją całą na kanapie, oczekując. W końcu zasnął, ale sen nie przyniósł ukojenia od czarnych myśli. Kiedy rano otworzył oczy, naszła go myśl najczarniejsza z nich wszystkich.
Co jeśli Marta uciekła od niego? Uciekła i nie zamierzała wracać?
Ta świadomość doprowadziła go do łez. Płakał, bo się martwił, bo był przerażony, że stało się coś złego, bo bał się, że Marta już nie wróci.
Powodów było wiele, ale tak naprawdę płakał, bo był całkowicie bezradny.



Jakieś teorie, o co może chodzić Marcie? ;)

3 komentarze:

  1. Jejuuuu.... Tego sie nie spodziewałam...

    OdpowiedzUsuń
  2. No to mnie załatwiłaś. Kompletnie się nie spodziewałam, że w związku Damiana może dziać się coś złego. Po przeczytaniu początku rozdziału byłam wręcz pewna, że utrzymasz go w romantycznym tonie, pełnym miłości, ale bardzo szybko wyprowadziłaś mnie z błędu.
    Mam w sumie dwa pomysły. Jeden - Marta go zdradziła i teraz męczy ją sumienie. Druga - jest chora i nie wie, jak to powiedzieć Damianowi. Ten pierwszy pomysł jest taki se, bardziej prawdopodobne wydaje mi się to drugie, z chorobą. To by tłumaczyło jej dystans, brak uśmiechu, to że cieszy się, że Damian nie nalega na ślub. Może ona wie, że niebawem umrze, albo coś w tym stylu? Kurde, a tacy szczęśliwi byli!
    Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny. Serio.

    Ściskam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Może jakiś "czarny charakter" znowu namiesza? :-) albo zwykła rutyna...

    OdpowiedzUsuń