Nie bardzo się stresowałam, co
było dziwne samo w sobie, ale tak było. Czułam się smutna, bo to ostatnie
szkolne zawody pływackie, w których brałam udział. Ostatnie, na których
reprezentowałam swoje liceum. Być może w ogóle ostatnie. I dlatego wiedziałam,
że dam z siebie maksimum swoich możliwości. Moje przeciwniczki były tak samo
dobrze przygotowane, w końcu do tego etapu musiały dojść same, ale nie
widziałam w nich swoich wrogów. To były miłe dziewczyny, które wzajemnie dobrze
sobie życzyły. Bo sport bywał nieprzewidywalny i każda z nich mogła zwyciężyć
nawet przez czysty przypadek.
Konrad na każdym kroku służył mi
dobrą radą i ostatnią ważną wskazówką, których tak naprawdę wcale nie
potrzebowałam, bo wszystko to miałam w głowie. Jednak rozumiałam go. To
pierwszy raz, kiedy jego podopieczna miała szansę wygrać zawody na szczeblu
wojewódzkim. Trener ze swojej strony wiele poświęcił. Głównie dlatego, że
trenował mnie jakby był moim prywatnym trenerem, a nie jedynie szkolnym
nauczycielem wychowania fizycznego. Szkoła nie płaciła mu nadgodzin, jedynie
pozwoliła na wykorzystanie do treningów szkolnego basenu, co też przyszło im z
wielkim trudem.
Sama nie wiedziałam, dlaczego to
mnie wziął pod swoje skrzydła. Moje liceum mogło się poszczycić innymi pływackimi
talentami. Jedni osiągali większe sukcesy, inni mniejsze… Ale tylko dla mnie
Konrad zrezygnował z wolnych popołudni. Chciałam mu za to podziękować. A co
byłoby lepszym prezentem niż złoto?
Z takim nastawieniem rano wstałam
z łóżka i utrzymywało się ono aż do teraz, kiedy przygotowywałam się do startu.
Na dany przez sędziego znak
uniosłam biodra w górę, spinając mięśnie do skoku. W ostatniej chwili noga
nieco osunęła mi się w dół, co zachwiało moją równowagę. Akurat przesuwałam ją
z powrotem do góry, kiedy rozległ się sygnał do startu. Mój skok był zły.
Kompletnie nieudany, przez co straciłam kilka cennych sekund. Na szczęście
któraś z zawodniczek wystartowała za wcześnie i musiałyśmy wszystkie rozpocząć
raz jeszcze. Odetchnęłam z ulgą.
Spojrzałam w kierunku trybun,
gdzie mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Konrada. Skinął mi głową, a ja
wiedziałam, że we mnie wierzył. Odpowiedziałam mu w ten sam sposób i ustawiłam
się. Tym razem stopa mi się nie obsunęła. Tym razem mój skok był taki, jak na
treningu. Tym razem nie było czego poprawiać. Poczułam wodę, która mnie
otaczała i dałam się jej ponieść. To ona mnie niosła.
Niewiele pamiętałam z samych
zwodów. W wodzie nie było czasu na myślenie. Wszystko wykonywałam
automatycznie, bez zbędnego myślenia. Kontrolowałam oddech i siłę ruchów. Nic
więcej. Dopiero kiedy wynurzyłam się z wody, dotarło do mnie, że to już koniec.
Kilka minut i po wszystkim.
Wcześniej mogłam mówić, że w
wodzie dam z siebie trzysta procent, ale kiedy już do tej wody się wskoczy,
umysł nagle się wyłącza. Woda rozrzedza myśli, a mięśnie pracują tak, jak
zostały do tego przygotowane przez treningi. A więc wszystko zależało od
wcześniejszego przygotowania. Bo same zawody to ledwie parę minut, ale żeby je
wygrać, wcześniej potrzeba poświęcić o wiele więcej czasu.
Wynurzyłam się prawie
równocześnie z Agnieszką, płynącą sąsiednim torem. Byłyśmy pierwsze, jednak
która z nas była szybsza? Wpatrywałam się w tablicę, ale wynik ciągle był
nieznany. To napięcie, jakie towarzyszyło mi w tym momencie… To było coś
niezwykłego. Tak długie rozpatrywanie wyników znaczyło, że różnice w czasach
były naprawdę niewielkie. Pomyślałam sobie, że nawet jeśli będę druga… Ale nie
byłam. Wyniki wyświetliły się, a moje nazwisko pojawiło się na samym szczycie
listy.
Spojrzałam na Agnieszkę. Jej czas
był dosłownie dwie sekundy dłuższy. O wygranej zdecydowało szczęście i obie o
tym wiedziałyśmy, dlatego bez wahania uścisnęłyśmy sobie dłonie. Trzeba
doceniać swoich rywali, zwłaszcza wtedy, kiedy przegrywają o rzut beretem.
Wyszłam z wody i zarzuciłam na
siebie ręcznik, po czym ze śmiechem rzuciłam się w stronę Konrada, który już
przedzierał się ku mnie. Przylgnęłam do niego w mocnym, szczęśliwym uścisku.
Przepełniało mnie szczęście i było ono widoczne gołym okiem. Usta cały czas
trwały w szerokim uśmiechu, od którego bolały mnie już policzki, ale nie
potrafiłam przestać. To była magiczna chwila.
- Zrobiłaś to – szepnął z
niedowierzaniem Konrad.
- Tylko i wyłącznie dzięki tobie
– spojrzałam na niego z wdzięcznością.
- Nie. To ty. Znosiłaś te
wszystkie katorżnicze treningi, znosiłaś moje humory i długie godziny spędzone
w wodzie… Jesteś niesamowita – powiedział zduszonym głosem.
- Przestań, bo się popłaczę.
Niewiele mi do tego brakowało.
Cała ta atmosfera sprawiała, że czułam się jak we śnie. Jak w pięknym śnie,
który był zbyt nierealny, by mógł się spełnić. Ale to była rzeczywistość.
Upewniłam się co do tego, szczypiąc się mocno w rękę.
*
- Teraz propozycje będą się
pojawiać jak grzyby po deszczu.
Siedzieliśmy z Konradem w jednej
z podwarszawskich restauracji. Trener stwierdził, że sukces trzeba uczcić, a że
byłam nadal jego uczennicą, to niestety nie mógł tego zrobić za pośrednictwem
szampana. Jednak uroczysta kolacja w dobrej restauracji była równie dobrym
sposobem. Może nawet lepszym, ale niestety okropnie kosztownym. Konrad
powiedział, że on stawia, jednak to nie sprawiło, że czułam się mniej winna,
zamawiając tak drogie dania. Drogie, mimo że i tak wybierałam te najtańsze. Ale
musiałam przyznać, że jedzenie było pyszne. Smakowałam każdy kęs, popijając go
wodą z cytryną.
- To nie pora na grzyby –
rzuciłam kpiąco.
- Wiesz, o co mi chodzi.
- Wiem, ale niespecjalnie mnie to
interesuje.
- Nie?
Spojrzałam mu w oczy, widząc
prawdziwe zaskoczenie.
- Już kiedyś ci to powiedziałam.
Nie będę reprezentować żadnego klubu, nawet jeśliby mnie błagali, żebym do nich
dołączyła. Pływanie to niesamowity sport, wprost idealny dla kogoś, kto kocha
wodę. Ale nie idealny dla mnie.
- Przecież kochasz wodę.
- Tak, kocham. I nie chcę tego
niszczyć. Nie obchodzą mnie medale i bicie rekordów. Swój własny pobiłam, inne
mnie nie interesują.
Taka była prawda. Nigdy nie
zrezygnuję z pływania, ale chciałam, żeby to była tylko moja rzecz. Chciałam,
by woda była miejscem, w którym zawsze znajdę swój spokój, a nie codziennością,
do której z biegiem lat przywyknę tak bardzo, że w końcu mi zbrzydnie. Nie
chciałam się pchać w wielki świat sportu, bo to nie było miejsce dla mnie. W
tym momencie nie byłam na niego gotowa. Czy kiedykolwiek będę – tego nie wiedziałam.
- Więc przygotuj sobie piękną i
przekonującą przemowę, jaką uraczysz tych wszystkich biednych ludzi, którzy
będą chcieli cię przekonać – zaśmiał się głośno, po czym zajął jedzeniem.
*
- Nie mam pojęcia, po co
ubierałam te cholerne szpilki – jęknęłam, kiedy pieszo ruszyliśmy w stronę
hotelu.
Konrad wydał zbyt dużo pieniędzy
w tej restauracji, bym mu pozwoliła jeszcze na zamówienie taksówki. Już wolałam
spacer. Jednak nie przewidziałam takiego zakończenia dnia i bezmyślnie ubrałam
botki na wysokim obcasie, teraz prawie zabijając się w nich na nierównym
chodniku.
- Żeby wszyscy w okolicy
podziwiali twoje nogi. Wszystkie kobiety to robią – parsknął Konrad, po czym
złapał mnie pod ramię, bym faktycznie się nie zabiła.
- Wstrętne męskie zboczeńce –
mruknęłam pod nosem.
- Mnie też nazywasz zboczeńcem?
- A gapisz się na moje nogi? –
Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Nie przewidziałam tylko, że jego
odpowiedź będzie twierdząca. Odrobinę mnie zatkało, musiałam przyznać. W końcu
nie na co dzień się dowiadujesz, że facet, przy którym przez niemal trzy lata
paradowałaś tylko w stroju kąpielowym, gapił się na twoje nogi. Musiałam też
dodać, że nie zawsze był to porządny, jednoczęściowy treningowy strój.
Spojrzałam na niego pod innym niż
zwykle kątem. Nie patrzyłam na niego jak nauczyciela czy trenera, ale jak
mężczyznę. I musiałam przyznać, że jako mężczyzna prezentował się nadzwyczaj
dobrze. Chociaż obracałam się wśród siatkarzy, których jedno ramię było szersze
niż oba moje razem wzięte, Konrad im wcale pod tym względem nie ustępował. Był
umięśniony, a podkreślał to poprzez noszenie nie znowu takich luźnych koszulek.
Zwykle przylegały one do jego ciała, nie sprawiając wrażenia, że są trzy
rozmiary za małe. Dawał dobry przykład dzieciakom, które uczył. Zachował dobrą
sylwetkę, choć niektórzy nauczyciele wychowania fizycznego, nie byli zbyt
wiarygodni, kiedy zachęcali uczniów do systematycznych ćwiczeń.
Był młody. Jak na nauczyciela.
Dwadzieścia osiem lat to nie tak znowu dużo, kiedy uczy się młodzież zaledwie
dziesięć lat młodszą. Zarost na twarzy dodawał mu uroku i wydobywał głębię z
zielonych oczu.
Tak, Konrad był przystojny.
Gdybym była kilka lat starsza i spotkała
go w innym niż szkoła miejscu, zwróciłabym na niego swoją uwagę. Ale byłam jego
uczennicą i nie powinnam tak w ogóle o nim myśleć.
- Żartowałem – trącił mnie
łokciem.
Uśmiechnęłam się do niego, ale
gdzieś wgłębi umysłu pojawiły się wątpliwości, czy faktycznie jedynie sobie
żartował. Nigdy nie zrobił nic nieodpowiedniego. Nigdy nie przekroczył granicy
nauczyciel – uczennica czy trener – podopieczna. Nie było więc sensu się nad
tym wszystkim rozwodzić. Konrad był jak przyjaciel. Mogłam mu zaufać.
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
Nie była niezręczna, czego się obawiałam. Rozstaliśmy się przy swoich drzwiach,
dając sobie czas na dopakowanie własnych rzeczy i przygotowanie do drogi
powrotnej. Coś jednak się nieodwracalnie zmieniło. I sama nie widziałam
dlaczego. Czy to przez świadomość, że nasza współpraca dobiega końca, czy przez
tę niejasną sytuację? Chyba wolałam nie widzieć i nie zagłębiać się w to tak
bardzo.
*
Droga powrotna minęła mi bardzo
szybko. Głównie dlatego, że zasnęłam na samym jej początku, a obudziłam się,
gdy już wjeżdżaliśmy do Żor. Poprawiłam się na siedzeniu i ziewnęłam szeroko.
- Jeszcze się nie wyspałaś? –
zaśmiał się Konrad.
- Muszę odespać te wszystkie
godziny twojego katowania się nade mną – parsknęłam.
- Będziesz jeszcze przychodzić na
treningi? – zapytał po chwili ciszy.
Nie odpowiedziałam od razu.
Odpowiedź była tylko jedna, ale zastanawiałam się, dlaczego w ogóle zapytał.
Znał mnie chyba na tyle dobrze, by wiedzieć, że treningi to już stały element
mojego życia. Musiał wiedzieć, że kocham spędzać czas w wodzie. Nie miałam
pojęcia, dlaczego mógł w ogóle pomyśleć, że z nich zrezygnuję.
- A chcesz się mnie już pozbyć?
- Nie – pokręcił z uśmiechem
głową.
- To dobrze, bo to nie będzie
takie łatwe.
Odwróciłam się w jego stronę i
spojrzałam w te zielone oczy. Do samego końca szkoły będę przychodzić na
treningi. Nawet w samo zakończenie na ten trening pójdę. I byłam w stu
procentach pewna, że on również się na nim pojawi.
Konrad zatrzymał samochód na
parkingu. Przez chwilę po prostu siedzieliśmy bez ruchu, wpatrując się przed
siebie. Bo pewien etap, nasz wspólny, się powoli kończył. Osiągnęliśmy wspólnie
już wszystko, co mogliśmy. Czas pożegnania zbliżał się powoli, choć to
ostateczne miało nadejść dopiero w kwietniu.
- Trzy dni temu wyjeżdżając z
tego parkingu wiedziałem, że wygrasz te zawody. Po prostu czułem to w kościach,
bo nikt inny nie zasłużył na to bardziej. Masz rację – katowałem cię. Ten
ostatni tydzień to była mordęga. Ty znosiłaś ją ciężej, ale ja też ją czułem,
kiedy patrzyłem jak ledwo wleczesz za sobą nogi ze zmęczenia. I kiedy tak na
ciebie patrzyłem, wiedziałem, że nie odpuścisz. Że będziesz pracować tak ciężko
jak tylko się da, bo gdy stajesz przed jakimś wyzwaniem, dajesz z siebie tak
wiele, że ciężko to zrozumieć. Jesteś niezwykła, Sabina. Mogłabyś wiele osiągnąć
jako zawodowa pływaczka. Ale cieszę się, że podjęłaś taką, a nie inną decyzję.
Bo gdybyś za każdym razem dawała z siebie tak wiele, w końcu nic by nie
zostało.
Patrzył mi prosto w oczy,
wypowiadając słowa, z których każde trafiało prosto w moją duszę. Naprawdę nie
spodziewałam się tego. Nie sądziłam, że on mnie tak odbiera, że tyle we mnie
widzi. Łzy pojawiły się w moich oczach, a gardło ścisnęło ze wzruszenia.
Dlatego nic nie odpowiedziałam.
Konrad wyszedł z samochodu i
podszedł do bagażnika, otwierając go. Korzystając z tego, że zniknął mi z oczu,
wzięłam parę głębokich oddechów i spróbowałam się uspokoić. Niewiele to dało,
ale prawda była taka, że słowa trenera mną nieco wstrząsnęły, a dojście ze sobą
do ładu zajmie mi dłuższą chwilę.
Wysiadłam w końcu, zabierając
swoje rzeczy. Podeszłam do trenera, który już wyciągał moją torbę. Podał mi ją,
a ja powiesiłam ją na ramieniu. I to powinno być tyle. Powinnam się teraz z nim
pożegnać i wrócić do siebie, by w spokoju móc cieszyć się z wygranej. Ale czy
ja zwykle robiłam to, co powinnam?
W sekundzie znalazłam się w jego
mocnym uścisku. Sama nie wiedziałam, czy to był uścisk szczęścia, żalu,
wzruszenia, podziękowania? Dużo się tego nazbierało, więc i uścisk był długi. W
końcu jednak się odsunęłam. Nie dałam rady powstrzymać tej jednej głupiej łzy,
która teraz spływała mi po policzku.
- Dziękuję – szepnęłam.
I znowu nie wiedziałam, za co
dziękowałam. Za prawie trzy lata wspólnej pracy, która doprowadziła nas do
najważniejszego zwycięstwa? Za jego słowa, które poruszyły moje serce w jakiś
niezwykły sposób? Za to, że pokazał mi, jak wiele trzeba, by do czegoś dojść?
Za to, że pomógł mi odnaleźć moją ostoję?
Bo taka była prawda. To on
zaciągnął mnie na pierwszy trening. To za jego sprawką rozpoczęło się to
wszystko. I chociaż początkowo się opierałam, poradził sobie z tym bardzo
szybko, odkrywając całą moją miłość do wody i pomagając mi się przebić przez mur,
jaki nie pozwalał mi się zbliżyć do wody po śmierci rodziców.
Mogłam mu dziękować za to
wszystko, ale i tak było znacznie więcej powodów. Miałam nadzieję, że będzie
wiedział.
Odwróciłam się na pięcie i szybko
ruszyłam ku wejściu. Chciałam już być w mieszkaniu, bo wiedziałam, że zastanę w
środku Damiana, a on nie pozwoli mi się zupełnie rozkleić. Będzie zadawał
milion pytań, będzie chciał wszystko wiedzieć, a ja będę mu to wszystko
opowiadać z uśmiechem na twarzy.
/ / /
Mały prezencik.
Ktoś ma urodziny może?
<3
Ja mogę mieć ��
OdpowiedzUsuńJestem z Twoim blogiem na bieżąco i muszę się przyznać, że potrafię nawet po kilka razy dziennie sprawdzać czy przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału... Hahaha xd Urodziny mam 25 września więc mam nadzieję, że i tego dnia pojawi się nowy rozdział ;) Pozdrawiam i z ogromną niecierpliwością czekam na nexta! ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ja też do tej pory patrzyłam na Konrada tylko jak na trenera Sabiny. Ale po tych ostatnich rozdziałach (a po tym szczególnie), gdy i ona zaczęła patrzeć na niego jak na faceta (chociaż przez chwilę :D), to sama dostrzegłam, że to super facet. taki, który zawsze przy niej był, zawsze w jakiś sposób się o nią troszczył, pomógł dojść do tego miejsca, w którym Sabina się teraz znajduje. I przede wszystkim zawsze był dla niej przyjacielem. Zastanawiam się, dlaczego? Wiem, że nie powinnam szukać dziury w całym. Bezinteresowność na świecie (na szczęście) jeszcze istnieje. Ale mimo to zaczęłam myśleć, co by było, gdyby okazało się, że przez ten cały czas Konrad czuł coś do Sabiny? :D Byłyby jaja, to na pewno. Ale nie kombinuję już. Powiem tylko, że uwielbiam Konrada jako postać i mam nadzieję, że nawet po skończeniu przez Sabinę szkoły Konrad nadal będzie się pojawiać.
OdpowiedzUsuńŚciskam! ;*