Bycie całowaną przez Michała
Kubiaka było doświadczeniem tak intensywnym, że pozostawiło mnie kompletnie
pozbawioną powietrza. Musiałam oprzeć ciężar swojego ciała na Michale, w innym
wypadku pewnie wylądowałabym na podłodze. Nie żeby Michał protestował, kiedy
oparłam głowę na jego ramieniu i przytrzymałam się dłońmi o jego ramiona.
Mogłam śmiało inhalować się
zapachem Michała. I jakkolwiek śmiesznie to brzmi, jego zapach naprawdę
przywrócił mi zdolności sensoryczne. Zwłaszcza czucia. Dopiero wtedy się
zorientowałam, że przylgnęłam do niego każdym centymetrem swojego ciała. Jakim
sposobem? Pytajcie śmiało, ale odpowiedzi nie przewidziano. Chociaż może to
była sprawka tych dwóch dłoni na moich plecach, które nawet teraz nie pozwalały
mi się odsunąć ani o setną część milimetra.
Zachłanność najpierw w
pocałunku, a potem również w uścisku Kubiaka była uzależniająca. Chciałam jej
więcej. Więcej niż skradziony gdzieś mimochodem pocałunek, który smakował
cudownie, ale wcale nie był zapowiedzią niczego innego.
Byłam zdana na łaskę i niełaskę
Kubiaka. I niestety miałam przeczucie, że na następny przejaw uczucia z jego
strony, miałam sobie jeszcze sporo poczekać. Podobno dawkowana przyjemność
smakuje lepiej, ale ja naprawdę zaczynałam usychać między jedną a drugą. I
podejrzewałam, że teraz miało być jeszcze gorzej. Im więcej mi dawał, tym
więcej chciałam dostać.
Westchnęłam rozdzierająco,
przypominając sobie o wypełnionej po brzegi facetami szatni. Na czele z takim
jednym trenerem, który zdawał się mieć rentgen w oczach. Nie chciałam oddawać
tej chwili. Nawet jeśli pocałunek był wszystkim, na co mogłam teraz liczyć,
Michał nadal tu był. Nie uciekł, nie kazał mi odejść. Był obok, nadal mnie
ściskał, a ja nadal słuchałam jego uspokajającego się oddechu. I chciałam tu z
nim trwać jeszcze długo. Gdybym tylko mogła...
Wtuliłam policzek w zagłębienie
między szyją a ramieniem Kubiaka i pocałowałam ledwie wyczuwalnie miejsce, w
którym moje usta stykały się z jego skórą. Dreszcz przeszedł przez jego ciało,
a dłonie zsunęły się na moje biodra, ściskając je nieco.
Gdybyśmy tylko nie byli w
miejscu publicznym. Gdyby tylko nie czekały na nas obowiązki. Gdybyśmy byli
tylko my...
Ale nie byliśmy.
― Musimy iść – szepnęłam. Tak
cicho, że nie miałam pewności, czy Michał mnie w ogóle usłyszał.
― Wiem ― westchnął. ―
Nie chcę ―
dodał moment później, kiedy żadne z nas nie ruszył się ani o milimetr.
― Ja też nie.
Któreś z nas jednak musiało
poddać się pierwsze. Dlaczego byłam to ja, nie wiedziałam. Ale zdołałam złapać
dłonie Michała w swoje własne i odciągnąć je od moich bioder, by pozwolił mi
się odsunąć. Zdołałam oderwać policzek od przytulnego miejsca i jego ciepłej
skóry. Zdołałam spojrzeć w jego oczy i przez sekundę widziałam w nich odbicie
moich własnych pragnień.
Gdybyśmy tylko.
Musiałam przerwać fizyczny
kontakt, by zbić tę bańkę intymności, która nas otoczyła. Z ciężkim sercem
zrobiłam krok do tyłu i rozłączyłam nasze splecione dłonie. Sięgnęłam za
siebie, załapałam klamkę i pociągnęłam w dół, wylewając na nas kubeł zimnej
wody, dając nam tylko kilka sekund, by wrócić do rzeczywistości.
Jakby to cokolwiek dało. Kubiak
senior i tak przejrzał nas w momencie, w którym Michał stanął zaraz za mną na
tyle blisko, że bez trudu mogłam poczuć ciepło jego ciała. Dałabym głowę, że
mruknął do mnie niepostrzeżenie, zanim zmył nam głowy za marnowanie jego czasu.
Daję słowo, Jarosław Kubiak to
człowiek, którego nigdy nie zrozumiem. Ale najprawdopodobniej dostanę pisemne
zaproszenie na następny rodzinny obiad Kubiaków bez opcji odmówienia.
Trener wygłosił jedną ze swoich
natchnionych mów, co oznaczało, że bardzo skromnie pochwalił chłopaków, a potem
w nagrodę kazał im pracować jeszcze ciężej. Ale młodzi wydawali się zadowoleni,
zmotywowani i tryskała z nich energia. W przeciwieństwie do mnie, bo pewien
wampir stojący za mną wyssał ze mnie wszelkie siły.
Koniec gadania oznaczał, że
czas wracać do pracy. Kolejka przed moim gabinetem oznaczała, że wrócę do domu
kompletnie wykończona. Ale taka praca.
A że nie tak dawno temu pewien
facet wjechał mi dość mocno na ambicje, sugerując, że w sztabie znalazłam się
przez śmieszny przypadek, chciałam udowodnić, że się myli. Sobie, nie jemu.
Oznaczało to, że przykładałam się trzy razy bardziej, a masaż się wydłużał. Co
znaczyło, że sama sobie piwa nawarzyłam i wychodziłam z hali na tyle późno, że
wokół nie było żywego ducha.
Oprócz jednego takiego, który
podpierał ściany mojego gabinetu od zewnątrz. Prawdopodobnie dostał cynk od
ojca, że pozbyłam się samochodu na kilka dni. To z kolei oznaczało, że będę
wracać do Żor na nogach. No chyba, że znajdzie się jakiś rycerz w spłowiałych
dżinsach, który podaruje mi kluczyki do swojej karocy.
Cholera, chyba bajki
poknociłam.
Niby wiedziałam, ale i tak
zapytałam.
― Co ty tutaj robisz?
― Czekam na ciebie ―
powiedział po prostu.
― Tego się akurat domyśliłam ―
drażniłam się dalej, patrząc na niego z nikłym uśmiechem na ustach.
Hej, nie oceniajcie. Jeszcze
tego ranka myślałam, że dzień zakończy się jakąś aferą, być może kłótnią. Żaden
scenariusz nie zakładał całującego mnie Michała i czekającego na mnie Michała,
i odwożącego mnie do domu Michała, i...
Okej, stop, Sabina.
Wdech, wydech. Pozbądź się tego
nieprzystającego dorosłej kobiecie uśmiechu, skończ fantazjować, zacznij
myśleć. I nie wywracaj oczami na samą siebie, bo pomyśli sobie, że jesteś
nawiedzona.
Zamknęłam w końcu drzwi swojego
pokoju cudów i odwróciłam się do Michała, wyglądające jak poważna kobieta.
― Idziemy?
Odsunął się od ściany i
ruszyliśmy ramię w ramię w kierunku parkingu. Kubiak przytrzymał dla mnie
drzwi. Mały, miły gest.
Drzwi samochodu już dla mnie
nie otworzył. I całe szczęście, bo wtedy chyba bym mu parsknęła śmiechem w
twarz. I pewnie musiałabym jednak spacerkiem do mieszkania wracać.
Co było dla mnie małym
zaskoczeniem, to ta przyjemna i kojąca cisza między nami. Mogłabym przysiąc, że
jeszcze niedawno czułam w jego towarzystwie, jakby zmuszał się do rozmowy ze
mną. Jeżeli było to echo mojego pocałunku z Konradem, którego Michał był
świadkiem, to nie wiedziałam, co się stało, że nagle ono zniknęło. Ale byłam za
to wdzięczna, bo mogłam zamknąć oczy, wdychać zapach nocnego powietrza i
uśmiechać się leciutko do samej siebie, modląc się, by o godzinie dwudziestej
pierwszej w Żorach były korki, a nasza krótka wycieczka trwała trzy razy
dłużej.
Zapomniałam już, jak dużo można
się dowiedzieć, kiedy się milczy z odpowiednią osobą.
Koniec końców Michał zaparkował
pod blokiem. Chyba odruchowo spojrzał w okno swojego byłego mieszkania.
Sentymenty.
― Herbata w ramach podziękowań?
Chyba go troszkę zaskoczyłam. A
może zaskoczyłam samą siebie. Kto był bardziej zdziwiony? Tak najbardziej to
chyba Marta, kiedy oboje zjawiliśmy się w kuchni. Ale zamiast pytać, przywitała
ciepło Michała, kiedy ja stawiałam wodę w czajniku. Trzy kubki, trzy piramidki,
trzy łyżeczki.
Takie wspólne spędzenie czasu
było mi chyba potrzebne. Bez stresu związanego z pracą czy czymkolwiek innym.
Bez nieporozumień. Teraz było dobrze i chciałabym, żeby to trwało jak
najdłużej.
― Gdzie masz samochód? ―
zapytał w pewnym momencie Michał.
― U mechanika ―
odpowiedziałam z bólem w głosie.
― Moja wina ―
zgłosiła się natychmiast Marta. Nadal czuła się winna? Przecież przepraszała
mnie już milion razy, a naprawdę nie było o czym mówić. ― Za każdym razem jak siadam za
kierownicę auta, coś się psuje. Jestem czarnym kotem dla każdego samochodu.
― Podobno blondynki tak mają ―
rzuciłam od niechcenia. Reakcja Marty była natychmiastowa. Akurat żartów o
blondynkach nie lubiła, ale że ja lubiłam ją nimi wkurzać...
Dostałam zwiniętą ścierką w
twarz. Ściągnęłam ją ze śmiechem.
― Nie śmiej się ze mnie, bo za
chwilę ty dostaniesz ― powiedziałam całkiem poważnie Michałowi, który miał ze
mnie ubaw.
― Boję się ―
odpowiedział, kpiąc sobie ze mnie.
― Marta? Ile ci zajmie zepsucia
auta Michała, jeśli dam Ci kluczyki?
I od razu przestał się śmiać.
Grunt to wiedzieć, gdzie uderzyć.
― Ile jeszcze tych żarcików z
mojej nieudolności? ― jęknęła Marta, chowają twarz w dłoniach.
― Nie wiem. Powiem Ci, jak
mechanik prześle rachunek.
To dobiło ją jeszcze bardziej.
Kubiak miał czelność się zaśmiać, więc obie spiorunowałyśmy go wzrokiem.
― Dawaj te kluczyki, Sabina ―
odezwała się w końcu Marta, patrząc ciągle na Michała.
Tym razem ja nie wytrzymałam, a
po chwili śmialiśmy się całą trójką.
― Boże, Sabina, coś Ty do tej
herbaty dodała? ― Kubiak podstawił swój kubek pod nos i zaczął wąchać jego
zawartość.
― Same pyszności.
― Chyba wolę nie wiedzieć ―
Marta odstawiła swój kubek na stół i patrzyła na niego podejrzliwie, jakbym
faktycznie coś do tej herbaty dodała.
Ale to wcale nie była herbata.
To byli odpowiedni ludzie i dobra atmosfera. Wszystko, czego potrzebowałam,
żeby na chwilę odetchnąć.
Telefon Marty rozdzwonił się
gdzieś w mieszkaniu. Uśmiechnęła się radośnie, więc już wiedziałam, kto
dzwonił. Widzicie? Szczęście naprawdę nie jest drogie.
― Zostawiam was samych ―
podniosła się na nogi. ― Pewnie zanim Damian mi streścić cały swój dzień miną całe
wieki, więc do zobaczenia następnym razem, Michał.
Marta pochyliła się i uścisnęła
go krótko. Reakcja Michała była dziwna. Może Marta to zaskoczyła swoim gestem,
ale całe jego ciało stężało pod jej uściskiem.
To się nigdy nie zdarzyło,
kiedy ja to dotykałam. Nie było wiele takich sytuacji, odkąd Michał wrócił do
domu, ale czasem zdarzyło się jakieś przypadkowe uderzenie łokciem albo
przylgnięcie ud, kiedy siedzieliśmy obok siebie. W żadnej z tych sytuacji
Michał nie zastygał jak słup soli.
Marta chyba niczego nie
zauważyła lub po prostu nie dała tego po sobie poznać. Może nie chciała
krępować Michała. Może zbyt śpieszyło się jej, by odebrać telefon.
Ale moje zmartwienie spojrzenie
musiało ważyć dość sporo, bo Michał od razu je wyczuł. Uniósł wzrok dopiero
kiedy Marta zniknęła w jednym z pokoi.
― Nie patrz tak ―
westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że zauważyłam jego reakcję i nie dam mu
się wykręcić bez słowa wyjaśnienia. ― To nic takiego.
Nie przekonało mnie to i nie
ukrywałam tego.
― Czasem tak reaguję. Gdy ktoś
mnie zaskoczy. Ale jest lepiej.
Patrzył mi prosto w oczy na
tyle intensywnie, że w końcu się poddałam. Nie chciałam drążyć tematu, bo
ostatnio naciskanie Michała kończyło się krzykami i wymianą nieprzyjemności. Co
czasem kończyło się zaskakująco ciekawie, ale nie chciałam sprawdzać, jak
skończyłoby się to dzisiaj.
― Michał ―
szepnęłam, kładąc dłoń na jego leżącej na stoliku dłoni. To był automatyczny
gest, nawet nie pomyślałam. Ale kiedy chciałam cofnąć rękę, Michał mi nie
pozwolił i uchwycił ją pewnie w swojej.
― Mogę mieć pewne problemy z
innymi, ale na pewno nie z Tobą, Sabina ― delikatnie przesuwał opuszkiem kciuka
po mojej dłoni. Bałam się głębiej odetchnąć, bo to był moment szczerości, który
mógł się już nie powtórzyć. ― Właściwie, to mi pomaga. To, że u ciebie
zawsze znajduję tylko komfort i spokój. Nie pospieszasz, nie oceniasz,
przyjmujesz to, co mogę Ci dać bez narzekania, chociaż wiem, że to nie w
porządku wobec Ciebie.
Przerwał na moment. Jego wzrok
wbity był w nasze splecione dłonie na stoliku.
― Teraz przy Marcie
zesztywniałem. Ale wcześniej było gorzej. Zdarzało mi się czuć panikę. Czasem
gniew. Po prostu... Przez długi czas nikt mnie nie dotykał. A przynajmniej nie
z uczuciem. I to jest tak, jakbym musiał się tego uczyć od nowa. Przy tobie to
jest łatwe.
Mogłam tylko patrzeć na niego i
wewnętrznie cierpieć z bólu, który ściskał moje serce. Mogłam być obok i
pozwolić mu poczuć wszystko na nowo, jeśli właśnie tego potrzebował. Mogłam
otulić go własnym uczuciem, bez naciskania.
Nic nas nie goniło. Mieliśmy dla siebie cały czas. Bo tym razem nie
pozwolę mu odejść. Gdzie on, tam też ja.
Bez wyjątku.
takie rozdziały jak ten sprawiają, że uwielbiam to opowiadanie
OdpowiedzUsuń