Spotkanie z Konradem mogłam
zaliczyć do tych jak najbardziej udanych. Już zapomniałam, jak świetnym
towarzyszem Konrad potrafił być, jeśli tylko trzymało się swoje nerwy na wodzy
i zachowywało odpowiedni dystans do jego żartów. Nieraz nieśmiesznych i
niestosownych, ale taki już był mój były trener.
Wracałam do mieszkania z uśmiechem
na ustach. Zupełnie odcięłam się od rzeczywistości tego dnia. Zero trosk, zero
wymagających przemyślenia spraw. Zapomniałam nawet o Michale. Fakt, tylko na
chwilę, ale ta trudna sztuka w końcu mi się udała i byłam przez to zadowolona.
Bo takie ciągłe wałkowanie w głowie jego tematu było na dłuższą metę całkowicie
wykańczające, a ta chwila przerwy pozwoliła mi odświeżyć umysł i nabrać trzy
kroki dystansu. Zbyt dużo myślenia jeszcze nikomu nie pomogło, a wielu
zaszkodziło.
Po sobotnim spotkaniu w Warszawie
doszłam do jednego, ważnego wniosku. Michał zdawał się czuć dobrze w moim
towarzystwie. Być może nawet go poszukiwał, co tłumaczyłoby to, że wyszedł
wtedy za mną. Nie każdy umiał dać drugiej osobie komfort ciszy. Nie wiedziałam,
że ja to potrafię. Ale mimo wszystko, nie będę mu się narzucać. Byłam na niego
otwarta, tylko nie chciałam go przytłaczać. Michał miał pięcioletni bagaż na
plecach i musiał się z nim najpierw sam uporać, zanim obarczy nim kogoś innego,
dlatego szanowałam jego zdystansowanie.
Uśmiechnęłam się. Tak bez powodu.
Wracałam do domu znajomymi ulicami i czułam zadziwiający mnie spokój. Po raz
pierwszy od bardzo długiego czasu nic mnie nie goniło, nic nie spadało mi na
głowę, nic nie uciskało boleśnie moich wnętrzności. To było odurzające uczucie.
I chciałam się nim nacieszyć na zapas, ponieważ byłam pewna, że jak wszystko
to, co dobre w moim życiu, w końcu się skończy. I to szybciej niż bym tego
pragnęła.
Wspinałam się po schodach
kamienicy, czując lekki ból mięśni ud. Jutro czekało mnie prawdziwe piekło,
które zacznie się w momencie, w którym sięgnę po telefon, by wyłączyć budzik. O
tak, poczuję wtedy, jak bardzo moim mięśniom brakowało ruchu w ostatnim czasie.
Już sobie współczułam. Ale co ma być, to będzie.
I z tym przekonaniem otworzyłam
drzwi mieszkania, kompletnie nie spodziewając się tego, co zastałam w środku.
Ciche łkanie od razu dosięgło
moich uszu. Zamarłam z dłonią na klamce, a panika w ciągu sekundy rozeszła się
po całym moim ciele, podsyłając wyobraźni najczarniejsze z czarnych
scenariuszy. Złodziej. Morderca. Zabije mnie i okradnie, a moje ciało zostanie
odkryte dopiero po kilku tygodniach. Wady mieszkania samemu. Ale nagle
zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, który złodziej zacząłby szlochać podczas
kradzieży.
Był w tym pewien sens. Rozluźniłam
nieco sztywne mięśnie, zmuszając się do ruchu w kierunku salonu, skąd dochodził
szloch. Dla odwagi wzięłam do ręki dość ciężki i masywny parasol, którym
zamierzałam się obronić przed…
Martą?!
Natychmiast opuściłam parasol,
który całkiem wypadł mi z dłoni, upadając na panele z głośnym łoskotem.
Wystarczająco głośnym, by zapłakana Marta w końcu mnie zauważyła.
Jej oczy były całkowicie
przekrwione i zapuchnięte, przez co nie miałam wątpliwości, że wylała naprawdę
sporo łez. Od razu pomyślałam, że stało się coś strasznego. A skoro ona była
tutaj sama, to…
Damian!
Byłam pewna, że zbladłam tak
strasznie, że zrobiłam się niemal przezroczysta.
Tylko nie Damian ─ powtarzałam w myślach. ─ Błagam, błagam nie Damian, nie mój braciszek, proszę.
─
Sabina! ─ wykrzyknęła
Marta, kiedy prawie osunęłam się na ziemię. ─
Co się dzie…?!
Zerwała się z kanapy i w mgnieniu
oka znalazła się przy mnie, patrząc prosto w moje wystraszone i już załzawione
oczy.
─
Nic mu nie jest, Sabina. Z Damianem wszystko jest w porządku… ─ zawahała się. ─ Prawie w porządku, bo
zostawiłam go bez słowa w Warszawie…
Znowu mogłam normalnie oddychać,
kiedy zalała mnie fala ulgi. Kolory powróciły na moją twarz. Ale zmarszczyłam
brwi, nie rozumiejąc, co Marta do mnie właśnie powiedziała. Miałam tak
kompletną pustkę w głowie, że nie potrafiłam się skoncentrować na jej słowach.
─
Co? Jeszcze raz, Marta.
Spojrzała na mnie tak zbolałym
spojrzeniem, jakby miała mi za złe, że kazałam jej jeszcze raz to powtórzyć.
Jej oczy znowu zaszły łzami, torującymi sobie nowe ścieżki w dół policzków.
─
Ja… zostawiłam go samego.
Nadal nie wiedziałam, o co
chodziło.
─
Zostawiłaś go samego w Warszawie, czy zostawiłaś go i zostawiłaś samego w
Warszawie?
W żadne z tych dwóch nie
potrafiłam uwierzyć, ale myśl, że Marta mogła porzucić Damiana wydawała mi się
po prostu śmieszna, choć jednocześnie, kiedy patrzyłam na jej łzy, nie było mi
wcale do śmiechu, a strach znowu zacisnął szpony na moim sercu.
Pierwszy raz to związek mojego
brata wydawał się lekko chwiać. A może nawet walić. Byłam na to kompletnie
nieprzygotowana, bo po tylu latach po prostu zaczęłam wierzyć, że Damian i
Marta zbudowali coś tak silnego, że nawet pieprzone tornado ich nie ruszy. A
teraz już nie wiedziałam w co wierzyć.
─
Nie jestem pewna ─
jęknęła żałośnie, opadając na podłogę obok mnie. Schowała twarz w dłoniach i,
jeżeli to w ogóle możliwe, wyglądała na jeszcze bardziej zrozpaczoną.
─
Nie jesteś pewna, czy z nim zerwałaś, czy nie? ─
powtórzyłam po niej, wpatrując się w nią intensywnie. ─ Przestań ryczeć, Marta, i powiedz mi, co się
stało.
Wydawało mi się, że mój twardy ton
na nią podziałał i spróbowała się wziąć w garść.
─
Ja… Powiedziałam mu, że nie mogę za niego wyjść ─
wydukała, unikając mojego wzroku, jakby nagle się zorientowała, że mówi o moim
bracie, a nie o przypadkowym facecie.
─
Okej. ─ Za cholerę tego
nie rozumiałam, ale widziałam, że Marta w tym momencie i tak już cierpi i nie
chciałam jej dobijać. Być może powinnam stanąć od razu po stronie Damiana,
więzy krwi i tak dalej. Ale przez te wszystkie lata Marta stała się moją
przyjaciółką i zawsze mi pomagała, a przynajmniej służyła dobrą radą, gdy tylko
tak mogła mi pomóc. Byłam jej za to coś winna. Dlatego nie chciałam jej
oceniać, dopóki nie znałam całej prawdy. A nawet później, wątpię, bym mogła ją
tak po prostu odesłać z kwitkiem.
Damian by mnie zabił.
I tyle jeśli chodzi o więzy krwi.
─
Ale dlaczego?
Przyglądałam się jej badawczo.
Spięła się wyraźnie i jakby zamknęła w sobie, tocząc walkę, czy się przede mną
otworzyć, czy nie. Pokiwała przecząco głową, wpatrując się we mnie błagalnie.
I co ja miałam zrobić?
Miałam ryczącą przyszłą, niedoszłą
bratową na karku, która nie zgodziła się wyjść za mojego brata i zostawiła go
samego w Warszawie, a ja nawet nie wiedziałam dlaczego.
Nie chciałam na nią naciskać, to
by wcale nie pomogło. Tylko że właśnie mnie wepchnęła między siebie a Damiana.
Zasłania się mną jak tarczą, a ja nie chcę oberwać od żadnej ze stron. I nie
chcę, by doszło do sytuacji, w której będę musiała między nimi wybierać. Bo nie
potrafiłabym wybrać.
Mój telefon zawibrował w kieszeni.
Popatrzyłam na ekran i zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy można kogoś
ściągnąć myślami, bo to wydawało się nieprawdopodobne, że Damian wybrał sobie
akurat ten moment na dzwonienie do mnie. Nigdy nie miał dobrego wyczucia czasu.
Marta zerknęła na moją komórkę,
kiedy zbyt długo nie odbierałam, zastanawiając się, co zrobić. Prawdopodobnie w
tym całym bałaganie nie pomyślała o tym, że mój brat w końcu wpadnie na to,
gdzie jego narzeczona mogła szukać wsparcia. I pewnie dopiero do niej dotarło,
w jak trudną sytuację mnie wepchnęła.
─
Przepraszam, Sabina ─
szepnęła, opierając głowę o ścianę. Spod jej zaciśniętych powiek na nowo
poleciały łzy. Ten widok mnie zmiękczył.
─
Nie powiem mu, że tu jesteś ─
westchnęłam. ─ Ale jak
zapyta mnie o to wprost, nie będę kłamać. A dobrze wiesz, że milczenie jest
najlepszym potwierdzeniem.
W międzyczasie moja komórka
przestała wibrować, ale za chwilę zaczęła na nowo, więc odebrałam, wiedząc, że
Damian nie da mi spokoju.
Zostawiłam Martę w salonie, a sama
skierowałam się do kuchni z telefonem przy uchu.
─
Cześć, braciszku. Czym sobie zasłużyłam na twoją uwagę?
Próbowałam brzmieć zupełnie
zwyczajnie, ale Damian nie na darmo był moim bratem. Zawsze potrafił mnie
przejrzeć.
─
Czyli już wiesz ─
westchnął ciężko. ─ Ale
przynajmniej wiem, gdzie ona jest.
Parsknęłam cicho. Nawet nie
musiałam milczeć, żeby się domyślił.
─
Wiem tyle, ile chciała mi powiedzieć.
─
To i tak więcej niż ja. Ze mną w ogóle nie chciała rozmawiać. A jak już się
odezwała, to usłyszałem od niej, że nie nadaję się na jej męża.
Słyszałam w jego głosie ból,
chociaż próbował go maskować kpiną. Cóż, średnio mu to wychodziło. Gdybym była
zaraz obok niego, nie wahałabym się, tylko od razu bym go przytuliła.
─
Marta nie wygląda wcale na zadowoloną z tego, co powiedziała. Raczej próbuje
się pozbyć całej wody z organizmu.
Przez chwilę słyszałam tylko
ciężki oddech Damiana po drugiej stronie i zrobiło mi się tak niewiarygodnie
smutno, że to spotkało właśnie mojego brata. Współczułam mu, bo w życiu dość
miał problemów do rozwiązania. Myślałam, że chociaż z Martą będzie miał to
szczęście, że założy rodzinę i w końcu będzie miał normalne życie, bez
smarkatej siostry na głowie, którą trzeba się stale zajmować. Chciałam, by był
szczęśliwy. Ale szczęście chyba nie może trwać wiecznie.
─
Powiedz mi, co mam zrobić, Sabina, bo ja już nie mam pojęcia. Próbowałem z nią
rozmawiać. Próbowałem przeczekać i dać jej trochę czasu. I jedynie pogorszyłem
sprawę, bo ode mnie odeszła.
─
Nadal ma pierścionek na palcu ─
powiedziałam. ─ Ona nie
odeszła od ciebie, tylko uciekła od problemu. Tylko, że sprawiło jej to więcej
bólu, niż mogła przewidzieć.
─
Nie pomagasz, siostra. Nadal nie wiem, co mam z tym zrobić.
─
Ja wiem, że jestem ekspertem od nieudanych związków ─ pozwoliłam sobie na lekki sarkazm ─ ale co mam ci poradzić,
Damian? Wiem, że się o nią martwisz i najchętniej przyjechałbyś tutaj, żeby
zabrać ją z powrotem do Warszawy, ale to nie jest najlepszy pomysł. Pozwól jej
to wszystko przemyśleć. Jestem pewna, że sama do ciebie wróci.
─
A skąd ta pewność?
─
Po prostu mi zaufaj, dobra? Wszystko będzie dobrze.
Wypowiadając te słowa, patrzyłam
na Martę, która stała przy półce ze zdjęciami i palcami gładziła twarz Damiana
przez szybkę. Nadal go kochała, to nie ulegało wątpliwościom. A kiedy dwoje
ludzi się kocha, prędzej czy później znajdą do siebie drogę powrotną. Wierzyłam
w to.
Brat rozłączył się chwilę później,
mówiąc, że musi się spieszyć na trening. Miałam nadzieję, że teraz, kiedy wie,
że Marta jest bezpieczna, będzie mógł się skupić na siatkówce. Szkoda by było,
gdyby stracił formę jeszcze przed początkiem sezonu.
Odetchnęłam głęboko i nastawiłam
wodę na herbatę. Tylko ona mogła mi pomóc, kiedy po raz kolejny czyjś świat
spadał mi na głowę. Szkoda, że nie mój, bo do jego ciężaru zdążyłam się już
przyzwyczaić.
Z dwoma kubkami pełnymi gorącej
herbaty ruszyłam do salonu. Postawiłam oba na stoliku. Jeden przed sobą, a
drugi obok dla Marty. Posłała mi nikły uśmiech i usiadła obok, kiedy włączałam
telewizor. I tak skończyłyśmy ten dzień na kanapie z kubkami w dłoniach,
oglądając telewizję.
Ale gdyby ktoś zapytał
którąkolwiek z nas, o czym był film, nie umiałybyśmy odpowiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz