9 maja 2018

[II] 10.

Te małe potwory wbrew wszystkiemu nie są takie złe powiedział  Konrad z wręcz czułym uśmiechem na ustach. Prawie przetarłam oczy ze zdumienia, bo nie sądziłam, że zobaczę w swoim krótkim życiu coś tak rzadkiego, jak wyraz czułości na twarzy mojego byłego trenera.
Spojrzał na mnie, oczekując na odpowiedź, a ja, chcąc zyskać na czasie, wsadziłam sobie kawałek ciasta cytrynowego do buzi. Grałam na zwłokę z dwóch powodów. Lubiłam irytować Konrada, a z doświadczenia wiedziałam, że im dłużej ktoś zwleka z odpowiedzią na jego pytanie, tym bardziej się wkurza. A z drugiej strony, nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć.
Kiedy zgodziłam się na to spotkanie, nie miałam pojęcia, że Konrad zaproponuje mi pracę. Bo przeciętny człowiek nie otrzymuje takich propozycji znienacka i w ogóle się ich nie spodziewa. A już na pewno nie wtedy, kiedy ma już pracę i wcale na nią nie narzeka.
Przełknęłam w końcu ciasto i spojrzałam uważnie na Konrada.
Mam pracę, nie potrzebuję innej.
Wiem, że masz pracę. I wcale cię nie zmuszam do jej rzucania. To byłyby tylko dwie godzinki dwa razy w tygodniu. I to późnymi popołudniami, bo przecież dzieciaki też mają szkołę wyliczał mi zalety, świdrując mnie spojrzeniem. Przez to czułam się nieswojo i kręciłam się na krześle, jakbym miała owsiki. Pływać umiesz, małe potwory cię lubią. I całkiem nieźle płacą, więc możesz to potraktować jako chwilę relaksu po pracy, dzięki której będzie sobie mogła zafundować weekend w spa, fryzjera, kosmetyczkę, czy co tam będziesz tylko chciała.
Brzmiało to sensownie. Wieczory zazwyczaj miałam wolne, a pracy do domu przynosić nie musiałam. Książka czy film mogły poczekać chwilę dłużej. Wizja uczenia dzieci pływania przypomniała mi moje własne początki i uśmiech sam niezauważenie wpłynął na moje wargi. I tak sobie siedziałam, wspominając i nie mając pojęcia, że Konrad w tym czasie przypatrywał mi się z wyrazem twarzy, który tak rzadko widywałam.
Dobra odpowiedziałam w końcu, wracając do rzeczywistości. To może faktycznie będzie bardziej relaks niż praca.
To teraz muszę tylko pogadać z szefową uśmiechnął się i zatarł ręce w podekscytowaniu.
To ona jeszcze nic nie wie? zdziwiłam się.
Jeszcze nie, ale nic się nie martw, od jutra będziesz mogła zacząć. Wątpię, żeby znalazła kogoś na zastępstwo tak szybko. A już na pewno nie kogoś z takimi umiejętnościami jak ty.
Uczenie pływania nie wymaga ode mnie żadnych wyższych umiejętności pokręciłam ze zrezygnowaniem głową, uśmiechając się jednak pod nosem.
Wymaga anielskiej cierpliwości, a w tym przecież nie masz sobie równych.
W takim razie, jak to się stało, że jeszcze cię nie wywalili? uniosłam brwi pytająco.
Uwierz mi, że nie mam pojęcia zaśmiał się i sięgnął po swój kubek z kawą, upijając z niego spory łyk.
Kiedy po kolejnych trzydziestu minutach obok nas pojawiła się kelnerka, pytając, czy mamy jeszcze na coś ochotę, mogłam śmiało wyczytać z jej twarzy, że ona z całą pewnością miała ochotę na bliższe poznanie Konrada. Wpatrywała się w niego z zainteresowaniem w oczach i nie pozostała obojętna na uśmiech, jaki w jej kierunku posłał.
Dzięki, kochanie. Rachunek poproszę.
Jej twarz oblała się rumieńcem, kiedy zwrócił się do niej w ten sposób. Jak tylko odeszła na znaczną odległość, parsknęłam powstrzymywanym śmiechem, patrząc znacząco na Konrada. Mężczyzna uniósł na mnie wzrok, a dostrzegając moje spojrzenie, zmarszczył brwi w zastanowieniu, kompletnie nie wiedząc, o co mi chodzi.
Co? zapytał, kiedy w dalszym ciągu się z niego podśmiewywałam. Mam wąsy od kawy? Albo krem z karpatki na nosie?
Nie odpowiedziałam, a on dla pewności wziął serwetkę i przetarł usta i nos.
Nie zauważyłeś tego? odezwałam się w końcu, szczerząc się do niego jak idiotka.
Ale czego, Sabina? Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz westchnął ze zrezygnowaniem.
Patrz na nią uważnie mruknęłam ściszonym głosem, by zbliżająca się kelnerka mnie nie dosłyszała.
Podeszła do naszego stolika z rachunkiem w dłoni. Nie spuszczała wzroku z Konrada, który nadal był zdezorientowany moimi słowami, ale posłuchał i obdarzył dziewczynę bardziej uważnym spojrzeniem, na co ona zareagowała rumieńcem. Konrad zerknął na mnie szybko, jakby pytając, czy właśnie o to mi chodziło. Skinęłam głową, nadal szeroko się uśmiechając. Kelnerka i tak nie zawracała sobie mną głowy, więc się nie przejmowałam tym, że zauważy.
Chwilę później opuściliśmy małą kawiarenkę, a kiedy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz, ruszyłam do ataku.
I dlaczego nie wziąłeś od niej numeru? Jestem pewna, że miała w pogotowiu długopis i kartkę albo nawet swoją wizytówkę, którą zrobiła minutę wcześniej. Co z ciebie za facet, skoro nie wykorzystujesz takiej okazji? zapytałam, posyłając mu przy tym kuksańca w bok. Zaśmiał się, odskakując lekko w bok, tym samym unikając mojego łokcia.
Aż tak? spojrzał na mnie ciekawie.
Nie zauważyłeś, jak cię pożerała spojrzeniem? Patrzyła prawie jak ty na tę karpatkę, którą zamówiłeś. Swoją drogą to był dość porządny kawałek. Chyba jej się tak od serca ukroiło. Nabijałam się z niego bezkarnie, kierując się w stronę swojego bloku i czując się całkowicie swobodnie w jego towarzystwie.
Szczerze mówiąc, nie zauważyłem podrapał się po karku. Poza tym już dawno pogodziłem się z myślą, że zostanę samotnym wilkiem wyjącym do księżyca razem ze swoim psem.
Bez swojej wilczycy u boku?
Ale za to ze zdrowymi nerwami.
Bez małych wilczątek?
Te potwory z szkółki pływackiej całkowicie mi wystarczają.
Jeszcze niedawno mówiłeś, że nie są takie złe wytknęłam mu, na co się zaśmiał.
Jakoś musiałem cię przekonać uśmiechnął się łobuzersko i sam zaserwował mi kuksańca, czego się kompletnie nie spodziewałam z jego strony. Pokonana własną bronią. Czekałem tak długo, żeby ci się odpłacić za te wszystkie obite żebra  zaśmiał się, kiedy spojrzałam na niego oskarżycielsko.
Ciesz się, że nie złamane syknęłam, udając groźny ton.
Przypomnij mi, jak się spotkamy następnym razem, żebym przy tobie wciągał żebra.
Brzmiał na tak przejętego, że bez skrępowania wybuchłam głośnym śmiechem. I nadal się śmiałam, kiedy stanęliśmy przed moim blokiem, a ja dopiero wtedy się zorientowałam, że Konrad mnie odprowadził, mimo że było mu to kompletnie nie po drodze.
Tobie się chyba kierunki pomyliły westchnęłam, wyrzucając sobie, że nie odprawiłam go do domu pod kawiarnią. Przypominam, że mieszkasz po drugiej stronie Żor.
Jeszcze pamiętam, gdzie mieszkam rzucił, wzruszając ramionami. A kiedy otwierałam usta, żeby mu powiedzieć, że niepotrzebnie się trudził, przerwał mi bez wahania. To ja cię wyrwałem z mieszkania o tak później porze, więc musiałem się upewnić, że do niego cała wrócisz.
Przewróciłam oczami na jego słowa, ale nie zamierzałam się z nim kłócić, bo kto kłócił się z Konradem, ten z góry był skazany na porażkę.
Leć na górę i zajmij się tym, co ci przerwałem dzwoniąc.
Niczego mi nie przerwałeś rzuciłam szybko.
A ty wcale nie brzmiałaś jak harpia, kiedy odebrałaś telefon. Bujać to my, ale nie nas, Sabinka zaśmiał się lekko i zrobił dwa małe kroki w tył, wkładając dłonie do kieszeni skórzanej kurtki. Dobranoc.
Odwrócił się i ruszył tą samą drogą, którą szliśmy przed chwilą, a ja patrzyłam jeszcze chwilę za nim, kiedy się oddalał, zanim ruszyłam na górę.
Potrafiliśmy z Konradem nie odzywać się do siebie przez parę lat. Potrafiliśmy się pokłócić do tego stopnia, że leciały iskry. Potrafiliśmy kpić sobie jeden z drugiego. Potrafiliśmy wywalić sobie najgorszą prawdę. A potem tak po prostu wracaliśmy do bycia przyjaciółmi. To było naprawdę niezwykłe.

*

Kiedy następnego dnia drzwi jastrzębskiej hali się otwarły i zawodnicy razem ze sztabem zaczęli schodzić się na trening, próbowałam wzrokiem wyłapać jedną, konkretną sylwetkę. Ale mimo, że wzrok miałam całkiem sprawny, nie potrafiłam odnaleźć nigdzie Michała. Mój entuzjazm nieco opadł. Z nadzieją spojrzałam na trenera, samym wzrokiem próbując zadać to pytanie. Krótkie pytanie, na które trener dał mi jednakowo krótką odpowiedź. Pokiwał przecząco głową, a potem zaciskając mocno szczęki, gwizdnął przeciągle, rozpoczynając trening.
Westchnęłam smutno.
Michał jasno dał mi wczoraj do zrozumienia, co o tym pomyśle sądził. Nie chciał, by ktokolwiek zaczął panoszyć się w jego życiu, to mogłam zrozumieć. Ale gdyby zagryzł język i przestał myśleć w kategoriach ojciec załatwił mi pracę i nikt nie będzie ustawiał mi życia, może by zauważył, jak bardzo pasuje na to stanowisko.
Młodzież często posyłała w jego stronę zaciekawione spojrzenia. Darzyli go szacunkiem, choć pewnie Michał myślał, że się go bali. Tak nie było. Znali go jako świetnego siatkarza, który mógł wiele zwojować na siatkarskich parkietach. Kiedy je opuszczał, był w życiowej formie, której nawet kontuzja nie potrafiła zaburzyć. Chłopcy byli ciekawi. Każdy był ciekawy. Dlatego Michał mógł się spodziewać, że siatkarski świat jeszcze się o niego, w ten czy inny sposób, upomni. Z założonymi rękami mógłby siedzieć i czekać nim rozdzwoni się telefon. Jego, jego ojca, przyjaciół. Może nawet mój.
O takim zawodniku świat nie zapomina po pięciu latach. Musiałby na stałe zniknąć z eteru, by siatkówka nie odbiła mu się czkawką.
Ale cokolwiek ja sądziłam o jego decyzji, nie mogłam w nią w żaden sposób ingerować. Miałam swoją szansę i niestety jej nie wykorzystałam. Po reakcji Kubiaka seniora mogłam tylko się domyślać, że on tak łatwo nie odpuścił. A do czego jego starania doprowadziły, mogłam się bez wysiłku zorientować.
Tylko nic nie potrafiłam poradzić, że każdego dnia wypatrywałam jednej twarzy wśród siatkarzy i sztabu. A choć ona uparcie nie chciała się pojawić, nadal miałam nadzieję.
Niby nadzieja matką głupich, ale nie w tym przypadku.
Równy tydzień zajęło Michałowi przemyślenie sprawy. Co przez te siedem dni robił ­ nie miałam pojęcia, bo ani razu go nie spotkałam choćby przypadkiem w sklepie. Jednak nie wyglądał, jakby po prostu uległ namowom ojca. Kiedy schodził na płytę boiska, jego kropki były pewne. Patrzyłam uważnie na jego twarz, szukając w niej oznak wątpliwości, ale ich nie znalazłam. Cokolwiek się działo w jego życiu przez ostatni tydzień, Michał sam doszedł do odpowiednich wniosków. Sam zgodził się zostać drugim trenerem Akademii Talentów Jastrzębskiego Węgla. Sam, nie za namową ojca.
I kiedy patrzyłam jak wdrąża się w życie drużyny, jak zamienia kilka słów z chłopakami, najprawdopodobniej oznajmiając im, jakie stanowisko w sztabie zajmie i czego będzie od nich wymagał, nie potrafiłam ukryć swojej dumy. Taką samą dostrzegłam w oczach jego ojca, kiedy spojrzałam na niego, stojącego nieco w tyle i uśmiechającego się ledwo widzialnie.

To była jedna, mała decyzja, ale małymi kroczkami zawsze dojdzie się do celu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz