Konrad miał chyba zamiar mnie
zabić. Codziennie przychodziłam na trening po to, żeby dać z siebie dwieście
procent, po czym ledwo wlekłam się do domu. Mięśnie protestowały na ten ostatni
wysiłek, ale wizja czekającego na mnie w mieszkaniu łóżka, pokrzepiała te
ostatki sił tak, że zazwyczaj udawało mi się do niego doczłapać. Tylko nie
wiedziałam, czy tym razem mi się uda. Ostatnią przeszkodą na drodze do
odpoczynku były schody. Cztery kondygnacje. Każda po dziesięć stopni.
Spojrzałam na górę, na mój cel, i westchnęłam ciężko. Dzisiaj naprawdę padałam
z nóg. Ale nie mogłam położyć się na korytarzu, choć Bóg mi świadkiem, że
naprawdę tego chciałam.
Pokonałam pierwsze dziesięć
schodów i musiałam odpocząć, bo nogi trzęsły mi się jak galareta. Oparłam się
plecami o zimną ścianę i stałam tak przez chwilę. Dłuższą chwilę. Straciłam
rachubę czasu. Dopiero czyjeś kroki mnie otrzeźwiły. Spojrzałam na zbliżającą
się do mnie postać i od razu wiedziałam, kto to taki. Nie bardzo wiedziałam,
jak się zachować, dlatego postanowiłam po prostu nadal robić to, co aktualnie
robiłam, czyli stać i opierać się o ścianę.
- Sabina?
Jak cudownie było słyszeć jego
głos. Ostatni raz słyszałam go ponad tydzień temu, kiedy oznajmił mi, że to
nasz koniec. Od tamtego czasu ilekroć chciałam z nim porozmawiać albo mnie
całkowicie ignorował, albo odwracał się na pięcie i odchodził w przeciwną
stronę. A teraz stał przede mną, patrząc mi prosto w oczy z troską i
zmartwieniem tak, jak wtedy, kiedy ciągle byliśmy razem.
- Co jest? – dopytywał.
- Nic, po prostu zbieram siły na
kolejne dziesięć schodów – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko.
Ale to wytłumaczenie mu nie
wystarczyło.
- Ciężki trening. Zawody są
niedługo i Konrad daje mi niezły wycisk.
- Ale przecież robisz to, co
kochasz, prawda? – Ten jego uśmieszek… Od razu przypomniałam sobie, jak
leżeliśmy u mnie, czując całkowity spokój, ciesząc się sobą. Wtedy właśnie tak
mu powiedziałam – treningi mnie relaksują nie męczą, bo robię to, co kocham. I
nadal tak było, ale teraz było ich dwa razy więcej i były dwa razy dłuższe.
Mięsnie może i protestowały, ale ja nie zamierzałam.
- Prawda – pokręciłam głową z
rozbawieniem, po czym odepchnęłam się od ściany i spojrzałam wyzywająco na
schody. – Jeśli schody mogą mnie pokonać, to nie mam co się nawet wybierać do
Warszawy – zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie.
Przeceniłam jednak swoje siły.
Zostawanie dzisiaj po treningu nie było wcale dobrym pomysłem, bo teraz
słaniałam się na nogach. To była sekunda. Kolano niekontrolowanie się pode mną
ugięło i poleciałabym plecami w dół, gdyby nie stojący za mną Kubiak, o którego
tors się oparłam. On sam złapał moje biodra, stabilizując mnie w miejscu, po
czym bez żadnego zastanowienia, złapał mnie pod kolanami i uniósł w górę.
- Konrad zdecydowanie przesadził
– mruknął, ruszając w górę. – Jak mi jeszcze powiesz, że nic nie zjadłaś, to
osobiście dopilnuję, żebyś do żadnej Warszawy nie pojechała.
Obserwował mnie uważnie, więc nie
mógł przeoczyć, jak moje policzki zaczerwieniły się lekko z poczucia winy. To
było oczywiste dla niego, że zgadł przyczynę mojego nietypowego osłabienia.
Miał rację, właściwie nic dzisiaj nie zjadłam.
- Chyba żartujesz. – Aż
przystanął zdumiony. – W ten sposób się wykończysz, dziewczyno – ruszył dalej,
ale jakby mocniej przycisnął mnie do siebie. Moja głowa była tuż pod jego brodą
i nie sądziłam, że tylko przez czysty przypadek opierał ją na moich włosach.
Wyszedł na drugie piętro ze mną w
ramionach i nawet nie dostał zadyszki. Jak widać po kontuzji bardzo szybko
wracał do formy… Dopiero w tym momencie zdałam sobie z tego sprawę.
- Twoje kolano! – wykrzyknęłam,
bojąc się, że przeze mnie uraz mógł się odnowić. Wyprężyłam się jak struna w
jego ramionach, prawie że wypadając z jego uścisku.
- Spokojnie – zaśmiał się, ale
nadal mnie nie postawił na ziemi. Schody już dawno były za nami, ale moje nogi
dotknęły podłogi dopiero w momencie, kiedy Kubiak zatrzymał się pod drzwiami
mieszkania.
I wtedy zrobiło się nieco
niezręcznie.
Całkiem normalne wydawało mi się
wspięcie na palce i ucałowanie jego ust w ramach podziękowania, ale nie byliśmy
już razem. Więc co mi pozostawało?
Przez chwilę po prostu
patrzyliśmy na siebie, wzrokiem przekazując sobie więcej niż moglibyśmy za
pomocą słów. Wtedy miałam już pewność, że Michał chciał tego rozstania tak samo
bardzo jak ja, czyli w ogóle. Miałam pewność, że on po prostu chciał mnie
odsunąć od tego całego kabaretu z Bartmanem, ale i tak sama się w to wplątałam.
Przylgnęłam do niego w mocnym
uścisku, nie dając mu szansy na wycofanie się. Ale on nie zrobił nawet jednego
ruchu w tym kierunku. Od razu objął mnie, tak samo mocno i wtulił policzek w
moją skroń. I tak było dobrze.
*
- Masz wszystko?
Damian wziął do ręki mój wypchany
po brzegi plecak i rozejrzał się po mieszkaniu na końcu zawieszając wzrok na
mnie.
- Chyba tak – uśmiechnęłam się
dość niemrawo.
Byłam zmęczona kolejnym
wyczerpującym treningiem, ale nogi się już pode mną nie uginały. Kubiak
idealnie zadbał o to, bym już się więcej nie zaniedbywała. Jak? To proste –
napuścił na mnie Damiana. Mój kochany brat wczoraj przywitał mnie wyzywaniem od
kretynek i idiotek, potem nafaszerował jedzeniem jak gęś przed ubiciem, a na
dokładkę napoił trzema litrami zielonej herbaty. I sam również trzy litry
zielonej herbaty wypił. Kochany.
Nie chciałam jechać. Nie lubiłam
opuszczać domu i Damiana nawet jeśli to tylko na trzy dni. Ale Warszawa
czekałam. Miałam ją podbić. Szkoda tylko, że nikt nie będzie tego świadkiem.
Damian z chęcią rzuciłby treningi na ten czas i zabrał się ze mną, ale miał
mecz. Co innego treningi, co innego mecz. Nie mógł zwieść drużyny. I rozumiałam
to, ale nadal było mi smutno.
- Dasz radę, siostra. Pokażesz
im, ile jest warte nasze nazwisko – podszedł do mnie i uścisnął mocno.
Tego właśnie mi było trzeba.
- Okej, muszę już iść –
wyswobodziłam się z jego ramion i uśmiechnęłam z nieco większym zaangażowaniem.
- Pomogę ci z tymi torbami –
powiedział.
Konrad już czekał na mnie na
parkingu. Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że własny transport będzie dużo
lepszym wyjściem niż komunikacja publiczna, a ja mogłam się tylko z nim
zgodzić. Chciałam oczywiście, żebyśmy się podzielili kosztami za benzynę, ale
trener się uparł. Powiedział, że jak wygram, to żadne pieniądze nie będą warte
tyle, ile ten sukces. Tak samo dla mnie jak i dla niego.
Wyszedł z samochodu, by otworzyć
bagażnik. Damian wrzucił do niego moje rzeczy i zamknął drzwi. Stanął przed
Konradem i chociaż był nieco niższy, zmierzył go groźnym spojrzeniem.
- Ma dojechać cała i zdrowa –
powiedział mój brat, a Konrad, ku mojemu zdziwieniu, skinął jedynie głową, nie
siląc się na żadne uszczypliwości. Po czym przybili sobie piątkę po męsku na
pożegnanie i mój trener zniknął wewnątrz samochodu.
Damian odwrócił się do mnie i
spojrzał mi w oczy tym samym groźnym wzrokiem.
- A ty masz się w domu bez złota
nie pokazywać – żartował sobie, wyraźnie to po nim widziałam. Tym bardziej, że
powtórzył moje własne słowa.
Zaśmiałam się głośno i
zasalutowałam mu na pożegnanie. Odwróciłam się i chwyciłam za klamkę, otwierając
drzwi. Jednak zanim wsiadłam do środka, spojrzałam w stronę bloku, jakbym
żegnała się z mieszkaniem. Zamiast tego, pożegnałam się z Michałem, który stał
opierając się o wejście, patrząc prosto na mnie z nieprzeniknioną miną. I
chociaż bez słów, pożegnaliśmy się najlepiej jak tylko umieliśmy. Posłałam mu
delikatny uśmiech i wsiadłam wreszcie do samochodu, bo narzekania Konrada na
to, jak mu wychładzam rozgrzane auto, musieli słyszeć wszyscy mieszkańcy bloku.
*
Dojechaliśmy na miejsce w środku
nocy. Na szczęście nie miała miejsca żadna pomyłka przy rezerwacji pokoi w
hotelu, szybko dostaliśmy właściwe karty magnetyczne do rąk i mogliśmy w końcu
odpocząć. Pożegnałam się z trenerem przy swoich drzwiach, słysząc jeszcze, że
mam się dobrze wyspać i nie martwić o śniadanie. Powiedział też, że dzisiaj
zaznajomię się tylko z obiektem i basenem, żebym była przygotowana na
jutrzejsze zawody, ale żadnego treningu nie będzie.
- Teraz tylko relaks. Gdybym
znowu cię tak katował treningiem, mogłabyś się później nie zwlec z łóżka –
zaśmiał się i zniknął za swoimi drzwiami.
Sekundę później zrobiłam to samo.
Rzuciłam swoje bagaże gdzieś w pobliżu szafy. Nie było nawet sensu w tym, bym
się rozpakowywała. Trzy dni miną naprawdę szybko i zanim bym wszystko z torby
wyciągnęła, znowu musiałabym to do niej wpychać. Wzięłam tylko potrzebne rzeczy
i kosmetyczkę i zniknęłam w łazience. Szybki, ciepły prysznic przyniósł trochę
ulgi spiętym i obolałym mięśniom, ale pozbawił mnie zupełnie senności. Parę
chwil wcześniej oddałabym wszystko, by w końcu przyłożyć głowę do poduszki i
zasnąć, a teraz leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit.
Sięgnęłam po telefon i napisałam
do Damiana, że dotarliśmy. Nie sądziłam, by czekał na wiadomość, ale wolałam
napisać, żeby w razie czego się nie martwił. Po chwili przyszła odpowiedź, więc
chyba jednak czekał na jakiś znak.
Pod wpływem impulsu napisałam
również do Michała. I z jego strony również dostałam odpowiedź.
Dlaczego nie śpisz?
Nie całkiem tego się
spodziewałam, ale tak właściwie, to w ogóle nie spodziewałam się odpowiedzi,
więc…
Sama nie wiem… Nie mogę zasnąć.
Denerwujesz się przed zawodami?
Nie, to nie to.
To przez tę ciszę. Trochę mnie przytłacza.
Nie odpisywał przez dłuższą
chwilę, już miałam odkładać telefon, ale zawibrował mi w dłoni.
Wyobraź sobie, że wcale nie jesteś sama, że jestem tam z tobą i właśnie
całuję cię na dobranoc.
Dobranoc, Sabina.
Gdyby ktokolwiek powiedziałby mi
teraz, że przecież nie byliśmy w związku, wyśmiałabym go. Może i słowa nas
rozdzieliły, ale dystans między nami nie zmienił ani trochę tego, co do siebie
czuliśmy. To było niemożliwe.
*
Hala, w której miały się odbyć
zawody, była ogromna. Szeroko otwartymi oczami rozglądałam się dookoła, nie
mogąc uwierzyć, jak wiele miejsc było na trybunach. Jeśli choć jedna trzecia z
nich zostanie zapełniona, będę się czuć cholernie skrępowana. Wielka
publiczność nie była dla mnie.
Tak jak Konrad powiedział,
zaznajomiłam się z hala, a potem nadszedł czas, bym się zaznajomiła też z
basenem. Niby każdy miał takie same wymiary i był tak samo wyspecjalizowany,
ale jednak to nie było to samo, co w Żorach. Czułam tę różnicę, ale nie była
ona dla mnie wielką przeszkodą. Po prostu czułam się inaczej. Zupełnie nie jak
w domu.
Przepłynęłam kilka długości
basenu i wyszłam z wody. Tym razem po wyjściu z basenu czułam się rozluźniona,
czyli tak, jak być powinno. Miałam doby humor. Nie wiedziałam, czy to była
zasługa pływania, czy tych kilku sms-ów wymienionych w nocy z Michałem, ale nie
obchodziło mnie to. Teraz musiałam się jedynie postarać, by ten dobry humor
utrzymać do jutrzejszych zawodów.
* * *
Nie mogę dodawać rozdziałów częściej, jeśli jeden męczę od tygodnia i mam nieco ponad 200 słów. I zaczynałam go trzy razy na nowo, bo mi się w ogóle nie podobał. Przepraszam, że musicie tyle czekać, ja też wolałabym dodawać co dwa dni, niż przeciągać tego bloga w nieskończoność, ale nie mogę, bo mi magicznie rozdziałów nie przybędzie.
Macie moje słowo, że ten blog doczeka się końca i nigdy go nie zawieszę. Choćbym miała się męczyć z jednym rozdziałem cały miesiąc, to w końcu go napiszę. Tylko bądźcie cierpliwi.
Podoba mi się ;))
OdpowiedzUsuńBłagam cię! Zrób jeden mały wyjątek i dodaj następny wcześniej ��
OdpowiedzUsuńPopieram!
UsuńBoże no nie zdzierze kiedy oni do siebie wróca? Czekam na jakas gruba akcje :)
OdpowiedzUsuńTa rozmowa Michała i Sabiny była taka... piękna, subtelna <3 Cudownie przekazałaś to, że nawet po tym niby zerwaniu oni nadal są dla siebie tak samo ważni i żadne słowo "koniec" nie potrafi tego zmienić. Już się nie mogę doczekać momentu, w którym oboje wybuchają i wracają z tą znajomością na dawne tory. Bo to się musi w końcu stać. A do tego czasu ja będę się upajać tymi "zakłoceniami" ;D
OdpowiedzUsuń