9 września 2017

51.

Konrad miał chyba zamiar mnie zabić. Codziennie przychodziłam na trening po to, żeby dać z siebie dwieście procent, po czym ledwo wlekłam się do domu. Mięśnie protestowały na ten ostatni wysiłek, ale wizja czekającego na mnie w mieszkaniu łóżka, pokrzepiała te ostatki sił tak, że zazwyczaj udawało mi się do niego doczłapać. Tylko nie wiedziałam, czy tym razem mi się uda. Ostatnią przeszkodą na drodze do odpoczynku były schody. Cztery kondygnacje. Każda po dziesięć stopni. Spojrzałam na górę, na mój cel, i westchnęłam ciężko. Dzisiaj naprawdę padałam z nóg. Ale nie mogłam położyć się na korytarzu, choć Bóg mi świadkiem, że naprawdę tego chciałam.
Pokonałam pierwsze dziesięć schodów i musiałam odpocząć, bo nogi trzęsły mi się jak galareta. Oparłam się plecami o zimną ścianę i stałam tak przez chwilę. Dłuższą chwilę. Straciłam rachubę czasu. Dopiero czyjeś kroki mnie otrzeźwiły. Spojrzałam na zbliżającą się do mnie postać i od razu wiedziałam, kto to taki. Nie bardzo wiedziałam, jak się zachować, dlatego postanowiłam po prostu nadal robić to, co aktualnie robiłam, czyli stać i opierać się o ścianę.
- Sabina?
Jak cudownie było słyszeć jego głos. Ostatni raz słyszałam go ponad tydzień temu, kiedy oznajmił mi, że to nasz koniec. Od tamtego czasu ilekroć chciałam z nim porozmawiać albo mnie całkowicie ignorował, albo odwracał się na pięcie i odchodził w przeciwną stronę. A teraz stał przede mną, patrząc mi prosto w oczy z troską i zmartwieniem tak, jak wtedy, kiedy ciągle byliśmy razem.
- Co jest? – dopytywał.
- Nic, po prostu zbieram siły na kolejne dziesięć schodów – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko.
Ale to wytłumaczenie mu nie wystarczyło.
- Ciężki trening. Zawody są niedługo i Konrad daje mi niezły wycisk.
- Ale przecież robisz to, co kochasz, prawda? – Ten jego uśmieszek… Od razu przypomniałam sobie, jak leżeliśmy u mnie, czując całkowity spokój, ciesząc się sobą. Wtedy właśnie tak mu powiedziałam – treningi mnie relaksują nie męczą, bo robię to, co kocham. I nadal tak było, ale teraz było ich dwa razy więcej i były dwa razy dłuższe. Mięsnie może i protestowały, ale ja nie zamierzałam.
- Prawda – pokręciłam głową z rozbawieniem, po czym odepchnęłam się od ściany i spojrzałam wyzywająco na schody. – Jeśli schody mogą mnie pokonać, to nie mam co się nawet wybierać do Warszawy – zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie.
Przeceniłam jednak swoje siły. Zostawanie dzisiaj po treningu nie było wcale dobrym pomysłem, bo teraz słaniałam się na nogach. To była sekunda. Kolano niekontrolowanie się pode mną ugięło i poleciałabym plecami w dół, gdyby nie stojący za mną Kubiak, o którego tors się oparłam. On sam złapał moje biodra, stabilizując mnie w miejscu, po czym bez żadnego zastanowienia, złapał mnie pod kolanami i uniósł w górę.
- Konrad zdecydowanie przesadził – mruknął, ruszając w górę. – Jak mi jeszcze powiesz, że nic nie zjadłaś, to osobiście dopilnuję, żebyś do żadnej Warszawy nie pojechała.
Obserwował mnie uważnie, więc nie mógł przeoczyć, jak moje policzki zaczerwieniły się lekko z poczucia winy. To było oczywiste dla niego, że zgadł przyczynę mojego nietypowego osłabienia. Miał rację, właściwie nic dzisiaj nie zjadłam.
- Chyba żartujesz. – Aż przystanął zdumiony. – W ten sposób się wykończysz, dziewczyno – ruszył dalej, ale jakby mocniej przycisnął mnie do siebie. Moja głowa była tuż pod jego brodą i nie sądziłam, że tylko przez czysty przypadek opierał ją na moich włosach.
Wyszedł na drugie piętro ze mną w ramionach i nawet nie dostał zadyszki. Jak widać po kontuzji bardzo szybko wracał do formy… Dopiero w tym momencie zdałam sobie z tego sprawę.
- Twoje kolano! – wykrzyknęłam, bojąc się, że przeze mnie uraz mógł się odnowić. Wyprężyłam się jak struna w jego ramionach, prawie że wypadając z jego uścisku.
- Spokojnie – zaśmiał się, ale nadal mnie nie postawił na ziemi. Schody już dawno były za nami, ale moje nogi dotknęły podłogi dopiero w momencie, kiedy Kubiak zatrzymał się pod drzwiami mieszkania.
I wtedy zrobiło się nieco niezręcznie.
Całkiem normalne wydawało mi się wspięcie na palce i ucałowanie jego ust w ramach podziękowania, ale nie byliśmy już razem. Więc co mi pozostawało?
Przez chwilę po prostu patrzyliśmy na siebie, wzrokiem przekazując sobie więcej niż moglibyśmy za pomocą słów. Wtedy miałam już pewność, że Michał chciał tego rozstania tak samo bardzo jak ja, czyli w ogóle. Miałam pewność, że on po prostu chciał mnie odsunąć od tego całego kabaretu z Bartmanem, ale i tak sama się w to wplątałam.
Przylgnęłam do niego w mocnym uścisku, nie dając mu szansy na wycofanie się. Ale on nie zrobił nawet jednego ruchu w tym kierunku. Od razu objął mnie, tak samo mocno i wtulił policzek w moją skroń. I tak było dobrze.

*

- Masz wszystko?
Damian wziął do ręki mój wypchany po brzegi plecak i rozejrzał się po mieszkaniu na końcu zawieszając wzrok na mnie.
- Chyba tak – uśmiechnęłam się dość niemrawo.
Byłam zmęczona kolejnym wyczerpującym treningiem, ale nogi się już pode mną nie uginały. Kubiak idealnie zadbał o to, bym już się więcej nie zaniedbywała. Jak? To proste – napuścił na mnie Damiana. Mój kochany brat wczoraj przywitał mnie wyzywaniem od kretynek i idiotek, potem nafaszerował jedzeniem jak gęś przed ubiciem, a na dokładkę napoił trzema litrami zielonej herbaty. I sam również trzy litry zielonej herbaty wypił. Kochany.
Nie chciałam jechać. Nie lubiłam opuszczać domu i Damiana nawet jeśli to tylko na trzy dni. Ale Warszawa czekałam. Miałam ją podbić. Szkoda tylko, że nikt nie będzie tego świadkiem. Damian z chęcią rzuciłby treningi na ten czas i zabrał się ze mną, ale miał mecz. Co innego treningi, co innego mecz. Nie mógł zwieść drużyny. I rozumiałam to, ale nadal było mi smutno.
- Dasz radę, siostra. Pokażesz im, ile jest warte nasze nazwisko – podszedł do mnie i uścisnął mocno.
Tego właśnie mi było trzeba.
- Okej, muszę już iść – wyswobodziłam się z jego ramion i uśmiechnęłam z nieco większym zaangażowaniem.
- Pomogę ci z tymi torbami – powiedział.
Konrad już czekał na mnie na parkingu. Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że własny transport będzie dużo lepszym wyjściem niż komunikacja publiczna, a ja mogłam się tylko z nim zgodzić. Chciałam oczywiście, żebyśmy się podzielili kosztami za benzynę, ale trener się uparł. Powiedział, że jak wygram, to żadne pieniądze nie będą warte tyle, ile ten sukces. Tak samo dla mnie jak i dla niego.
Wyszedł z samochodu, by otworzyć bagażnik. Damian wrzucił do niego moje rzeczy i zamknął drzwi. Stanął przed Konradem i chociaż był nieco niższy, zmierzył go groźnym spojrzeniem.
- Ma dojechać cała i zdrowa – powiedział mój brat, a Konrad, ku mojemu zdziwieniu, skinął jedynie głową, nie siląc się na żadne uszczypliwości. Po czym przybili sobie piątkę po męsku na pożegnanie i mój trener zniknął wewnątrz samochodu.
Damian odwrócił się do mnie i spojrzał mi w oczy tym samym groźnym wzrokiem.
- A ty masz się w domu bez złota nie pokazywać – żartował sobie, wyraźnie to po nim widziałam. Tym bardziej, że powtórzył moje własne słowa.
Zaśmiałam się głośno i zasalutowałam mu na pożegnanie. Odwróciłam się i chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi. Jednak zanim wsiadłam do środka, spojrzałam w stronę bloku, jakbym żegnała się z mieszkaniem. Zamiast tego, pożegnałam się z Michałem, który stał opierając się o wejście, patrząc prosto na mnie z nieprzeniknioną miną. I chociaż bez słów, pożegnaliśmy się najlepiej jak tylko umieliśmy. Posłałam mu delikatny uśmiech i wsiadłam wreszcie do samochodu, bo narzekania Konrada na to, jak mu wychładzam rozgrzane auto, musieli słyszeć wszyscy mieszkańcy bloku.

*

Dojechaliśmy na miejsce w środku nocy. Na szczęście nie miała miejsca żadna pomyłka przy rezerwacji pokoi w hotelu, szybko dostaliśmy właściwe karty magnetyczne do rąk i mogliśmy w końcu odpocząć. Pożegnałam się z trenerem przy swoich drzwiach, słysząc jeszcze, że mam się dobrze wyspać i nie martwić o śniadanie. Powiedział też, że dzisiaj zaznajomię się tylko z obiektem i basenem, żebym była przygotowana na jutrzejsze zawody, ale żadnego treningu nie będzie.
- Teraz tylko relaks. Gdybym znowu cię tak katował treningiem, mogłabyś się później nie zwlec z łóżka – zaśmiał się i zniknął za swoimi drzwiami.
Sekundę później zrobiłam to samo. Rzuciłam swoje bagaże gdzieś w pobliżu szafy. Nie było nawet sensu w tym, bym się rozpakowywała. Trzy dni miną naprawdę szybko i zanim bym wszystko z torby wyciągnęła, znowu musiałabym to do niej wpychać. Wzięłam tylko potrzebne rzeczy i kosmetyczkę i zniknęłam w łazience. Szybki, ciepły prysznic przyniósł trochę ulgi spiętym i obolałym mięśniom, ale pozbawił mnie zupełnie senności. Parę chwil wcześniej oddałabym wszystko, by w końcu przyłożyć głowę do poduszki i zasnąć, a teraz leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit.
Sięgnęłam po telefon i napisałam do Damiana, że dotarliśmy. Nie sądziłam, by czekał na wiadomość, ale wolałam napisać, żeby w razie czego się nie martwił. Po chwili przyszła odpowiedź, więc chyba jednak czekał na jakiś znak.
Pod wpływem impulsu napisałam również do Michała. I z jego strony również dostałam odpowiedź.
Dlaczego nie śpisz?
Nie całkiem tego się spodziewałam, ale tak właściwie, to w ogóle nie spodziewałam się odpowiedzi, więc…
Sama nie wiem… Nie mogę zasnąć.
Denerwujesz się przed zawodami?
Nie, to nie to.
To przez tę ciszę. Trochę mnie przytłacza.
Nie odpisywał przez dłuższą chwilę, już miałam odkładać telefon, ale zawibrował mi w dłoni.
Wyobraź sobie, że wcale nie jesteś sama, że jestem tam z tobą i właśnie całuję cię na dobranoc.
Dobranoc, Sabina.
Gdyby ktokolwiek powiedziałby mi teraz, że przecież nie byliśmy w związku, wyśmiałabym go. Może i słowa nas rozdzieliły, ale dystans między nami nie zmienił ani trochę tego, co do siebie czuliśmy. To było niemożliwe.

*

Hala, w której miały się odbyć zawody, była ogromna. Szeroko otwartymi oczami rozglądałam się dookoła, nie mogąc uwierzyć, jak wiele miejsc było na trybunach. Jeśli choć jedna trzecia z nich zostanie zapełniona, będę się czuć cholernie skrępowana. Wielka publiczność nie była dla mnie.
Tak jak Konrad powiedział, zaznajomiłam się z hala, a potem nadszedł czas, bym się zaznajomiła też z basenem. Niby każdy miał takie same wymiary i był tak samo wyspecjalizowany, ale jednak to nie było to samo, co w Żorach. Czułam tę różnicę, ale nie była ona dla mnie wielką przeszkodą. Po prostu czułam się inaczej. Zupełnie nie jak w domu.

Przepłynęłam kilka długości basenu i wyszłam z wody. Tym razem po wyjściu z basenu czułam się rozluźniona, czyli tak, jak być powinno. Miałam doby humor. Nie wiedziałam, czy to była zasługa pływania, czy tych kilku sms-ów wymienionych w nocy z Michałem, ale nie obchodziło mnie to. Teraz musiałam się jedynie postarać, by ten dobry humor utrzymać do jutrzejszych zawodów.



* * *

Nie mogę dodawać rozdziałów częściej, jeśli jeden męczę od tygodnia i mam nieco ponad 200 słów. I zaczynałam go trzy razy na nowo, bo mi się w ogóle nie podobał. Przepraszam, że musicie tyle czekać, ja też wolałabym dodawać co dwa dni, niż przeciągać tego bloga w nieskończoność, ale nie mogę, bo mi magicznie rozdziałów nie przybędzie. 
Macie moje słowo, że ten blog doczeka się końca i nigdy go nie zawieszę. Choćbym miała się męczyć z jednym rozdziałem cały miesiąc, to w końcu go napiszę. Tylko bądźcie cierpliwi.  

5 komentarzy:

  1. Błagam cię! Zrób jeden mały wyjątek i dodaj następny wcześniej ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże no nie zdzierze kiedy oni do siebie wróca? Czekam na jakas gruba akcje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta rozmowa Michała i Sabiny była taka... piękna, subtelna <3 Cudownie przekazałaś to, że nawet po tym niby zerwaniu oni nadal są dla siebie tak samo ważni i żadne słowo "koniec" nie potrafi tego zmienić. Już się nie mogę doczekać momentu, w którym oboje wybuchają i wracają z tą znajomością na dawne tory. Bo to się musi w końcu stać. A do tego czasu ja będę się upajać tymi "zakłoceniami" ;D

    OdpowiedzUsuń