Stałam naprzeciw Michała,
wpatrując się w jego twarz i próbując przekonać się, że jego odpowiedź na to
niewypowiedziane jeszcze pytanie będzie zupełnie inna od tej, jakiej się
spodziewałam. Ale naprawdę przychodziło mi to z wielkim trudem. Michał musiałby
wybierać pomiędzy mną a siatkówką. Nigdy nie chciałam dawać mu takiego wyboru,
bo miałam świadomość, że siatkówka zawsze wygra. To ona była u niego na
pierwszym miejscu i nijak nie mogłabym tego zmienić. Nawet nie chciałabym tego
zmieniać. Taki porządek mi nie przeszkadzał.
- O czym tak myślisz? – zapytał,
kiedy cisza pomiędzy nami się przeciągała.
- Oceniam swoje szanse –
odpowiedziałam nieco tajemniczo.
- Szanse na co?
Lekko zmrużyłam oczy, próbując
zebrać te resztki nadziei. Może i była ona matką głupich, ale w tym momencie na
pewno nie uważałam się za mądrą.
- Pójdziesz ze mną na studniówkę?
– wyrzuciłam to z siebie, wpatrując się w niebieskie oczy Kubiaka.
- Pewnie, że tak! – zaśmiał się.
– Myślałaś, że się nie zgodzę? Jak mógłbym zmarnować taką okazję?
Uśmiechnęłam się. Ale smutno, co
wcale Michałowi nie umknęło. Złapał mnie za podbródek i uniósł moją twarz do
góry.
- O co chodzi?
- W ten sam dzień gracie z
Bydgoszczą – odparłam, wyglądając zapewne żałośnie. Natychmiast mentalnie się
zrugałam, bo nie chciałam, by poczuł, że próbuję nim manipulować. Jestem pewna,
że gdybym się czarująco uśmiechnęła, dotknęła jego policzka, zajrzała mu
głęboko w oczy, to nie miałby serca mi odmówić. Za to trener miałby szansę go
porządnie ochrzanić, kiedy ten chciałby się wymigać z meczu. Ważnego meczu,
trzeba dodać. A Michał jest bardzo ważną częścią zespołu. On ich wszystkich
spaja, daje im podporę, siłę, motywację. Jego nieobecność bardzo odbiłaby się
na całej drużynie. Tym bardziej teraz, kiedy kontuzje zawitały do Jastrzębia i
wyeliminowały paru zawodników z gry.
Michał westchnął. Przypatrywałam
się jego twarzy z nadzieją ukrytą gdzieś głęboko we mnie. Widziałam, że targały
nim sprzeczne emocje. Niewątpliwie chciał iść ze mną na studniówkę, chciał mi
towarzyszyć w czasie jednego z tych momentów w życiu, którego się nie zapomina.
Ale z drugiej strony nie chciał zawieść drużyny.
- Nie mogę… - westchnął po raz
kolejny, przyglądając mi się ze smutkiem. – Nie masz pojęcia, jak bardzo
chciałbym tam z tobą pójść, ale na ten moment nie mogę.
Podszedł do mnie bliżej,
przytulając mnie do siebie.
- Pogadam z trenerem. Zobaczę, co
da się zrobić – pocałował mnie w głowę.
Zamknęłam oczy, pokonana jego
czułością. Z jednej strony ucieszyłam się, bo nie powiedział stanowczego nie, a
z drugiej nadal męczyła mnie głupia nadzieja, która jeszcze może przynieść falę
głębokiego rozczarowania.
- Pójdę już – wyplątałam się z
objęć siatkarza. – Znowu dzisiaj przepadłam jak kamień w wodę, a powiedziałam
Damianowi, że zaraz wrócę.
- Znowu? – dopytywał z uśmiechem.
- Po meczu ucięłam sobie trochę
przydługi spacerek. Miałam się tylko kawałeczek przejść i dotlenić, a przeszłam
połowę miasta – zaśmiałam się. – Oczywiście zapomniałam telefonu.
- To wszystko wyjaśnia. Damian
pewnie wpadł w stan przedzawałowy?
- Nie dziwię mu się. Wiem, że to
może dziwne, w końcu mam już te osiemnaście lat, ale on już raz dostał telefon,
po którym świat rozpadł się na kawałeczki. Boi się, że dostanie kolejny taki –
umilkłam, wpatrując się tępo w ścianę, a moje oczy zaszły wilgocią. – Ta obawa
jest w obojgu nas zakorzeniona głęboko, nie da się jej od tak pozbyć.
Kubiak znowu przytulił mnie do
siebie, słysząc mój rozedrgany głos. Tym razem mocniej zaciskając ramiona na
moim ciele i uspokajająco gładząc moje plecy.
- Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
Przepraszam – szepnął, ale nie doczekał się odpowiedzi. – Nie myśl o wypadku.
Myśl o tych wszystkich chwilach, w których byliście szczęśliwi.
Wróciłam do siebie. Byłam
wykończona. Może nie tyle fizycznie, co psychicznie. Moje emocje są jak kolejka
górska; kiedy zbyt długo jest za spokojnie, zaczyna się jedno wzniesienie za
drugim, a potem szybki spadek w dół. To naprawdę wyczerpujące.
Damian chyba spodziewał się, że
nie wrócę tak szybko, bo tylko zerknął, gdy weszłam do salonu. Przyjrzał się
uważnie mojej twarzy, dostrzegając zapewne, że nie byłam w humorze. Ale
cokolwiek miał do powiedzenia, a już otwierał usta, zrezygnował. Westchnął i
wrócił do oglądania filmu, a ja powlokłam się do kuchni, zrobiłam sobie herbatę
i zniknęłam w czeluściach swojego pokoju. Marzyłam, by nadszedł już czas
treningu. Marzyłam, by zanurzyć się w wodzie i pozwolić wszystkim tym emocjom
wypłynąć ze mnie. Szczęśliwie dla mnie – jutro miała być sobota. A w sobotę,
jak zwykle, trening. Do głowy wpadła mi również myśl, że może wybrałabym się
razem z Idą na zakupy. W końcu obiecałam sobie odświeżenie garderoby, a i na
studniówkę muszę mieć się w co obrać. Poszukiwania odpowiedniej sukienki lepiej
zacząć wcześniej niż później.
▪
- Nic nie mów. Czuję się tak samo
tragicznie, jak wyglądam – wyrzuciłam z siebie, kiedy tylko zajęłam miejsce
obok Damiana przy kuchennym stole. Uniósł wysoko brwi, przypatrując mi się
uważnie. Pewnie się zastanawiał, dlaczego miałam takie czerwone oczy. I nie.
Nie było to spowodowane płaczem. Kichnęłam, jak na zawołanie, potwierdzając tym
samym swoje słowa. Westchnęłam ciężko, zanim oczyściłam nos chusteczką
higieniczną.
Mogłam sobie pogratulować. Mój
wczorajszy spacer pozostawił po sobie pamiątkę w postaci przeziębienia. Ból
głowy, z którym się obudziłam, wcale nie zelżał, oczy samoistnie łzawiły, a nos
miałam już czerwony od ciągłego wycierania kataru. Przedstawiałam sobą obraz
nędzy i rozpaczy. A co najgorsze – w takim stanie mogłam zapomnieć, że Damian wypuści
mnie z domu na trening. Zresztą nawet gdyby mnie wypuścił, Konrad nie
pozwoliłby mi się zbliżyć do basenu na odległość mniejszą niż trzy metry.
Zrezygnowana oparłam głowę na przedramionach złożonych na blacie stołu. Miałam
ochotę płakać. Tak bez wyraźnego powodu. Tak po prostu. Ale zanim zaczęłam
sobie wypłakiwać oczy, musiałam zadzwonić do trenera i uprzedzić go, że byłam
chora. Już sobie wyobrażałam, jak bardzo będzie zadowolony.
- Leż, odpoczywaj, wypij herbatkę
z miodkiem i cytrynką, zawołaj kochasia, żeby cię ogrzewał, a treningami się w
ogóle nie przejmuj. Należy ci się chwila odpoczynku.
Aż odsunęłam od ucha telefon,
patrząc na niego, jakbym pierwszy raz w życiu widziała podobne urządzenie, nie
mogąc uwierzyć, że te słowa wyszły z ust Konrada. Jeszcze parę miesięcy temu na
podobną wiadomość zareagowałby złością i wyrzutami, że powinnam o siebie dbać,
a nie łapać każde możliwe choróbsko. Dlatego ciężko było mi uwierzyć w tę
zmianę. Mentalnie przygotowałam się na coś innego.
- Tylko nie przesadź z kochasiem
i ogrzewaniem, bo nie mam zamiaru zajmować się niemowlakiem – nie omieszkał
dorzucić odrobiny swojego kpiarskiego poczucia humoru.
- Tak, tak, możesz już zakładać
specjalne konto na przyszłość dla malucha – zironizowałam. Złe samopoczucie
spowodowało mój zły nastrój. A mój zły nastrój objawił się nagłym zanikiem
nieśmiałości i chęcią odpyskowania.
- Ale nie licz, że będę ją albo
go niańczył w czasie treningów. Od tego ma ojca.
- Spadaj – rzuciłam, kończąc
połączenie. Miałam już dość męczących żarcików Konrada, a zszokowane
spojrzenie, jakim obrzucił mnie brat, upewniło mnie w przekonaniu, że wyobraził
sobie o wiele za dużo i będę się musiała zaraz tłumaczyć. Ale naprawdę nie
miałam na to ochoty. Chciałam tylko spać, dlatego zamknęłam oczy…
- Sabina?
…ale nie było mi dane odpocząć.
- Hymm? – mruknęłam tylko, nie
otwierając nawet oczu.
- Jadę do Marty zaraz. Poradzisz
sobie sama?
- Yhym.
- Weź jakieś tabletki na
przeziębienie, czy coś. Po co masz się męczyć.
Po to, by nie niszczyć sobie
żołądka miałam odpowiedzieć, ale nie chciało mi się wysilać.
- Yhym.
Nastała cisza, przerywana jedynie
krzątaniną Damiana, który najwyraźniej już się zbierał. Te ciche dźwięki
trzymały mnie w półświadomości, dlatego doskonale wiedziałam, że zanim mój brat
wyszedł, położył na stole obok mnie jakieś tabletki i ciepłą herbatę, a potem
pocałował mnie w policzek, co skwitowałam jakimś niezrozumiałym pomrukiem.
Wysiliłam się jeszcze na odrobinę uwagi, by upewnić się, że Damian zamknie za
sobą drzwi, po czym już bez przeszkód zasnęłam.
▪
Biegłam przed siebie, co sił w
nogach. Wiatr smagał moją twarz i plątał włosy, niósł dźwięk mojego śmiechu
dalej, żeby wszyscy słyszeli. Nie odwracałam się, nie chcąc stracić przewagi
jaką miałam. Usilnie wierzyłam, że tym razem się uda.
Prawie.
Tata biegł prawie
bezszelestnie, trzymając się ciągle za mną. Dopóki przy zejściu na molo, które
wyznaczało naszą metę, chwycił mnie w pół nie przerywając biegu, tak, że razem
przemierzyliśmy ostatnie kroki. Śmiałam się głośno, kiedy tata podrzucił mnie w
górę, jakbym ważyła tyle, co piórko, a potem z powrotem złapał w swoje
bezpieczne ramiona. Wtuliłam się w niego, wczepiając swoje małe rączki w jego
włosy. Pociągnęłam.
- Ty mały urwisie! – zawołał z
udawanym gniewem, po czym zaczął mnie łaskotać. Szamotałam się na wszystkie
strony, próbując uniknąć jego dłoni, ale nie miałam zbyt dużego pola do
manewru. Musiałam się poddać, by móc złapać oddech.
- Teraz będziesz grzeczna?
- A dostanę lody? – pokazałam
wszystkie swoje ząbki w pięknym uśmiechu.
- Stawiasz twarde warunki,
moja panno – zaśmiał się głęboko, ale widziałam w jego oczach zgodę.
Postawił mnie na ciepłym
piasku, a ja rzuciłam się w kierunku mamy, która przyglądała się naszym
wyczynom, wylegując się na ręczniku.
- Mamo! Mamo! Idziemy na lody!
– krzyczałam, będąc w połowie odległości. Nie przejmowałam się wzrokiem innych
plażowiczów, którzy nie ukrywali, że woleliby mieć ciszę i spokój. Ale jako
dziecko nie zauważałam tego, zachowując się beztrosko i głośno.
- Damian! Lody! – doskoczyłam
do brata, który z uporem próbował zbudować wielki zamek.
- Słyszałem – odpowiedział,
zły, bo znowu skruszyła mu się wieża.
- No chodź! – chwyciłam jego
rękę i zaczęłam ciągnąć w kierunku budki z lodami, przy której stał już
tata.
W końcu brat dał się
przekonać. Razem puściliśmy się biegiem, ścigając się. Dopadłam do taty jako
druga, ale tak bardzo cieszyłam się z lodów, że nie zepsuło to mojego
nastroju.
-Trzymajcie. Tylko nie
biegajcie z nimi, bo kolejnych już nie będzie – ostrzegł nas, ale i tak go nie
posłuchaliśmy.
- Kto ostatni, ten będzie
lizał piasek! – zawołał Damian, wyjątkowo z siebie zadowolony, bo oszukiwał i
wystartował wcześniej. Nie spodziewał się jednak, że tata włączy się do zabawy,
weźmie mnie na ręce i razem zdołamy go prześcignąć. – To niesprawiedliwe! Nie
liczy się!
Chwilę później już nie
pamiętał o przegranym wyścigu. Zjadł swoją porcję lodów i wyciągnął gumową
piłkę plażową.
- Gramy?
Wszyscy, nawet mama,
zareagowaliśmy z entuzjazmem. Ustawiliśmy się na prowizorycznym boisku do
siatkówki, które akurat się zwolniło. Ja z tatą przeciwko Damianowi i mamie.
Siły były dość wyrównane. Tata miał dość siły, tak samo Damian, który przecież
grał w klubie już od paru ładnych miesięcy, natomiast ja i mama przedstawiałyśmy
ten sam, marny poziom. Ale starałyśmy się, jak tylko mogłyśmy.
Piłka była wysoko w górze.
Tata odbił ją równie wysoko, a potem szybko chwycił mnie pod pachy i uniósł na
wysokość siatki tak, bym mogła swobodnie przebić piłkę. Wyjątkowo celnie
trafiłam w nią swoją małą piąstką i zdobyłam punkt, kiedy piłka wpadła w boisko
tuż przed wyciągniętymi rękami Damiana.
- Brawo, Sabinka! Może ciebie
też zapiszemy do klubu, co? – zaśmiał się tata, przytulając mnie do
siebie.
Słońce powoli zachodziło.
Morze szumiało łagodnie na wietrze. Piasek przyjemnie drapał stopy. Plaża
powoli pustoszała. Plażowicze niespiesznie zbierali swoje rzeczy.
A Wojtaszkowie nadal udawali,
że ich gra w siatkówkę zasługuje na uznanie.
▪
Resztki snu rozmyły się,
pozostawiając na mojej twarzy uśmiech. To były dobre czasy, piękne wspomnienia,
które na zawsze już będą ze mną. Tęskniłam za nimi.
- Nie śpisz już? – usłyszałam
niespodziewanie.
- Michał? Co tu robisz? –
zapytałam zaspanym i odrobinę chrapliwym głosem. Gardło bolało mnie okropnie,
ale głowa już przynajmniej mniej.
- Spełniam swoją powinność i
sprawdzam, czy jeszcze żyjesz - położył rękę na moim czole, zapewne
sprawdzając, czy nie mam gorączki. – To się doprawiłaś. I po co ci były długie
spacery w bardzo zimne wieczory?
- To był jeden spacer w jeden
wieczór – poprawiłam go z uśmiechem.
- W takim razie trzeba być tobą,
żeby akurat przez ten jeden spacer zachorować – odparł, podając mi kubek z
ciepłą herbatą, który chętnie przyjęłam.
- Wiesz, mnie Konrad nie zabił za
to, że zachorowałam, ale nie wydaje mi się, by Lorenzo był tak samo
wspaniałomyślny, jeśli ty się rozłożysz.
- W ten subtelny sposób pragniesz
mnie wyprosić? – pochylił się nade mną, przez co miałam idealny widok na całą
jego twarz.
- Nie śmiałabym – powiedziałam
zaczepnie.
- To dobrze – odpowiedział i
pocałował mnie w policzek.
Siedzieliśmy w ciszy, oglądając
jakiś marny program. Właściwie to Michał oglądał. Ja tylko udawałam, bo nie
mogłam na niczym skupić wzroku. W końcu się poddałam i pozwoliłam powiekom
opaść. I tak leżałam z zamkniętymi oczami, pozwalając im nieco odpocząć.
- Co ci się śniło? – zapytał
Michał niespodziewanie.
- Wakacje – odpowiedziałam z
uśmiechem na ustach.
- Wakacje? – zdziwił się.
- Chciałabym pojechać znowu nad
morze – szepnęłam.
Ten uśmiech. I'm done.
▪ ▪ ▪
Kursywa to oczywiście sen. Boże, jak ja tęsknię za tymi czasami beztroski, gdy było się dzieckiem... Ostatnio dopada mnie ten stan przedmaturalny. Nie tyle stres egzaminami, co świadomość, że kończą się te dobre czasy. A ja nie chcę :/
Czy my dotrwamy do jakiejś dramy w tej historii?
nie!!!!! nie psuj tego <3 uwielbiam czytać to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńTeż sie zastanawiam czy dotrwamy do jakiejś dramy. Bo jak na razie to oprócz wrednej ciotki, przeziębienia i niepewności, co do studniówki, w życiu bohaterów ciągle tylko sielanka. Nie przeszkadza mi to oczywiście, ale mam taką małą chętkę na jakieś komplikacje ;D Zresztą wspominałam już o tym w poprzednich komentarzach ;-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Michał nie powiedział od razu "oczywiście, że zrezygnuję z meczu na rzecz twojej studniówki", bo dzięki temu możemy poczuć jakąś niepewność i ciekawość co do tego wątku;D Gdyby wszystko szło ładnie i prosto to byłoby nudno, a tak to jest się nad czym zastanawiać.
Podobał mi się pomysł z tym snem, bo dzięki temu znowu dowiedzieliśmy się czegoś o przeszłości Sabiny. A im więcej wiadomo o bohaterze, tym lepiej ;D
Jak zwykle czekam na kolejny i pozdrawiam ;-)
No to się Sabinka doprawiła.. Przynajmniej sobie troszkę odpocznie. :D nie przejmuj się, mnie też dobija fakt, że zbliżająca się matura zakończy pewien etap w moim życiu... Tylko co dalej? Buziaczki! 😘
OdpowiedzUsuńJa tam nadal wierzę, że Michał jakoś wykręci się od tego meczu. To dawne czasy (bo chyba myślę o tym sezonie co trzeba), ale jeśli mnie pamięć nie myli to akcja rozgrywa się mniej więcej wtedy, kiedy Delecta trochę oklapła po tej fali sukcesów (kiedy Miśkin jeszcze grał w Bydgoszczy). Popraw mnie, jeśli jest inaczej, nie sprawdzam tego w zakamarkach internetów :D No ale chodzi mi w tym bezsensownym wywodzie o to, że Delecta chyba nie była aż tak groźnym przeciwnikiem, jak sezon czy dwa wcześniej. Michał w formie jest niezastąpiony, ale takiego gracza warto oszczędzać na mniej wymagających spotkaniach. Mniejsza o to, Kubiak ma iść z Sabiną na studniówkę i tyle :D
OdpowiedzUsuńTen sen (czy tam wspomnienie) był chyba tym fragmentem z tego opowiadania, który jak dotąd podobał mi się najbardziej :) Może po prostu lubię takie klimaty, ale mam wrażenie że językowo ten kawałeczek różni się od pozostałej części tekstu. Może właśnie dlatego, że opisujesz sen (a ja uwielbiam taki styl); chyba że to tylko złudzenie, bo przecież zawsze przyjemnie czyta mi się Twoje teksty :D Ale, wracając. W całości zabrakło mi chyba jedynie liżącego piasek Damianka (bo jednak przegrał zakład) :D Sen jest idealny, naprawdę. Nawet zdanie, które go kończy jest dla mnie w jakiś sposób… hm, no wyjątkowe. Spaja ten sen w jakiś taki cudowny sposób, którego nie potrafię nazwać. Takie urywki mogłabym czytać w nieskończoność.