27 października 2018

[II] 21.


Biorąc pod uwagę wszystko, co ostatnio działo się w jego życiu, Michał czuł się, jakby wypadł poza obieg. Miał dookoła tyle ludzi, którzy doskonale wiedzieli, co dla niego było najlepsze, że tak właściwie mógł się spokojnie wycofać, usiąść sobie wygodnie w fotelu i pozwolić im decydować o swoim życiu. Czuł irytację na samą myśl i naprawdę nie mógł nic poradzić na to, że chodził cały nabuzowany i unikał wszystkich, bo nie chciał przez przypadek wybuchnąć. 
Spuściłby z siebie nieco powietrza, gdyby przyznał przed samym sobą, że jak do tej pory inni żyli jego życiem lepiej niż on sam, a na to nie był gotowy.  
Świeżo odzyskana wolność nieco go przytłaczała i Michał nie wiedział, co robić. Niby szedł przed siebie, zbyt przestraszony powrotem do miejsca, z którego ledwo wyszedł, by się cofać, jednak bez przerwy obijał się o innych, czepiając się ich, żerując na nich niczym pasożyt. Był tym zmęczony. Irytował się za każdym razem, kiedy ktoś oferował mu bezinteresowną pomoc. Michał chciał w końcu stanąć porządnie na nogi. I chciał to zrobić sam. Przestać się obijać, utrzymać równowagę.  
Ojca mógł zrozumieć. Ostatecznie był jego synem i czuł się w obowiązku dopilnować, by Michał nie spieprzył koncertowo swojego życia. I pewnie kierowała nim bardziej rodzicielska miłość niż przykry obowiązek, ale Michał był dorosłym facetem. Potrzeba nieustannej pomocy ojca uderzała mocno w jego męską dumę i czasem musiał mocno gryźć się w język, by nie powiedzieć cierpkich słów, których pożałowałby w następnej sekundzie.  
Matka zabijała go swoim nieustannym zamartwianiem się. Za każdym razem, kiedy ją odwiedzał w Wałczu, co zwykle zdarzało się podczas niedzielnych obiadów, musiał znosić jej zatroskany wzrok, który analizował każdy jego krok. I to było miłe, znaczyło, że nie był jej obojętny, że ma jej wsparcie, ale jednocześnie czuł ciężar tego spojrzenia. Z każdą kolejną wizytą czuł, jakby ją zawodził. Ona szukała w jego spojrzeniu i twarzy oznak dawnego, beztroskiego Michała, który miał poukładane życie i był na najkrótszej prostej do całkowitego ustabilizowania się, założenia rodziny. Tymczasem on nieustannie pokazywał jej tylko złamanego faceta, który nie miał pojęcia, co zrobi ze sobą jutro, a co dopiero mówić o dalszej przyszłości.  
Alicja ciągle dawała mu czas, a Michał czuł, jakby na niego nie zasługiwał.  
Jednak co dotknęło go dotychczas najbardziej, to że nawet osoby, które uważał za przyjaciół, a przynajmniej dobrych znajomych, zaczęli bawić się jego życiem. Sterowali nim jak marionetką, brutalnie kopiąc w cztery litery, kiedy próbował się podnieść. Dawali mu pstryczka w nos, wyśmiewając każdy jego ruch. Miażdżyli jego i tak nadkruszoną pewność siebie. A wszystko to dla jego dobra. Czym sobie zasłużył na takich przyjaciół? 
Miał jakiegoś cholernego pecha, jeśli chodziło o przyjaciół. Niewielu z nich mógł nazwać prawdziwymi przyjaciółmi. O niewielu mógł powiedzieć, że nigdy go nie zawiedli. Właściwie jedno imię przychodziło mu na myśl. Do Damiana mógł się zwrócić zawsze i wiedział, że Wojtaszek nigdy mu pomocy nie odmówi. Choćby chodziło tylko o pięć minut rozmowy i drobne słowo pociechy. Ale tym razem nie mógł, nie, kiedy chodziło Sabinę. Nie będzie stawiał go w takiej sytuacji.  
Michał westchnął, czuł się odrobinę samotny, ale sam się odgrodził od wszystkich, by móc pomyśleć. 
Powinien ułożyć sobie w końcu jakiś plan. Zastanowić się nad przyszłością. Szkoda tylko, że nie potrafił się skupić. 
W głowie utkwił mu jeden z pstryczków w nos, jakie dostał w ostatnim czasie. Ten jeden szczególnie zabolał. I chociaż starał się o tym zapomnieć, to i tak wracało do niego jak boomerang za każdym razem uderzając coraz mocniej. 
Powinien być wkurzony. I początkowo był. Widok Sabiny oddającej pocałunek Konrada wmurował go w ziemię. Jakby tego było mało, pozbawił go również wszelkiego rozumu, pozostawiając jedynie rozchodzący się w żyłach gniew, który groził eksplozją. I być może doszłoby do wybuchu, gdyby nie zapanował nad sobą ostatkiem sił.  
Rzucanie się na ludzi z pięściami nie wychodziło mu wcale na dobre. Jakoś nie pragnął powtórki z rozrywki.  
Zmusił się do ruchu, chciał po prostu odejść. Zniknąć tak samo niezauważony, jak się pojawił. Ale w tym samym momencie spojrzenie Konrada padło na niego, a zaraz za nim podążyło spojrzenie Sabiny. I dałby wiele, żeby zniknąć. Wyparować. Nie chciał w tym uczestniczyć.  
Rozczarowanie zakuło go od środka. Rozczarowany był samym sobą. Gdyby zrozumiał wcześniej… Ale Michał dopiero wtedy pojął, że pięć lat odsiadki nie zabiło jego uczuć do Sabiny. Nieco je podburzyło, zakryło mgłą niepewności, sprawiło, że czuł się ich niegodny, ale w żadnym razie ich nie zabiło.  
Może powinien ich zostawić samych. Odwrócić się na pięcie i odejść bez słowa, bo słowa nie były wcale potrzebne, wystarczyło mu to, co widział, a wzrok miał całkiem dobry, kiedy zakładał soczewki kontaktowe. Tylko był już idiotą, nie chciał robić z siebie dodatkowo tchórza. 
A więc został. Obserwował. Wysłuchał Konrada. A potem miał ochotę trzasnąć się pięścią w twarz. Jeżeli wcześniej uważał się za idiotę, po tym miał się za kretyna. Co wcale mu w niczym nie pomogło.  
Od tamtego czasu niemal bez przerwy się zastanawiał, co powinien zrobić. Ostatecznie wymyśli, że powinien przestać myśleć, bo myślenie go zawodziło. I tym samym został w punkcie wyjścia.  
Udawanie, że nic się nie stało, szło mu bezbłędnie. A rozgoryczenie samym sobą niemal skręcało go od środka.  
Tak było, dopóki nie nadeszły inne powody do zamartwiania się.  
Pierwszy mecz sezonu. Pierwszy bezpośredni kontakt z dziennikarzami, którzy, dobrze wiedział, będą chcieli pożreć go żywcem. Pierwsza wygrana bądź pierwsza porażka, na którą powinien przygotować swoich podopiecznych, to była jego odpowiedzialność.  
To wszystko sprawiło, że przez ostatnie dni był trochę nieobecny. Wiecznie myślami gdzie indziej. Jedynie towarzystwo Sabiny, która ani trochę nie zmieniła swojego zachowania względem niego, studziło nieco jego nerwy. Ale tak było tylko do momentu, w którym przypominał sobie, że jej cierpliwość też ma granice, a on nie powinien wystawiać jej na próbę. Wtedy wszystko zaczynało się na nowo. To było błędne koło, w które wpadł i nie wiedział, jak z niego wyjść.  
Pozostawało tylko mieć nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. 
I faktycznie się układało. Przynajmniej jeśli chodziło o mecz rozpoczęcia sezonu, bo pomarańczowe juniory zrobiły dokładnie to, co zrobić mieli i bez skrępowania okazywali swoją radość z wygranej na boisku. Był tam razem z nimi, ciesząc się z wygranej nie mniej niż oni. Oferował każdemu z nich zasłużone gratulacje, a nieraz nawet pochwały, bo niektórzy na nie niezaprzeczalnie zasłużyli. Zwłaszcza Wojtek. Dzisiaj na boisku nie miał momentu zawahania. Dodatkowe godziny treningów pozwoliły mu wpaść w rytm, z którego nie dał się wybić nawet wtedy, kiedy piłka obiła się o blok i wylądowała mu pod nogami. Zdaniem Michała Wojtek zasłużył na MVP meczu, a zdaniem Wojtka Michał zasłużył na więcej niż tylko uścisk dłoni, by podziękować mu za wszystkie wskazówki, które odbijały się w jego umyśle jedna po drugiej w czasie meczu. Dlatego Wojtek bez zastanowienia przytulił swojego drugiego trenera. Akurat ten moment wybrali sobie dziennikarze, by wyławiać poszczególne osoby do wywiadów. Michał czuł ich wścibskie spojrzenia na sobie.  
Machina ruszyła. Błędne koło zaczęło się toczyć. 
Było dokładnie tak, jak Michał się spodziewał.  
Koszmarnie.  
Dziennikarze chcieli wiedzieć wszystko, począwszy od tego, kiedy dokładnie wyszedł na wolność, przez plany na przyszłość, aż do kadry narodowej i nowego trenera Polaków.  
Wyszedł chwilę temu. Planuje dokończyć sezon jako drugi trener w Jastrzębiu. Wątpi, by miał wystąpić na zbliżających się Mistrzostwach Świata po pięcioletniej przerwie w treningu – to powiedział ze sporą dawką sarkazmu, od którego młodej dziennikarce uszy zapłonęły czerwienią, ale przy głupich pytaniach tak czasem bywa. Nigdy nie pracował w Heynenem, a od plotek bolą go uszy, więc nie zamierza się wypowiadać.  
Miał serdecznie dość zanim złapał go następny dziennikarz, którego kojarzył jeszcze z czasów grania w kadrze oraz w jastrzębskim i wiedział, że może spodziewać się ciężkiego kalibru. Szło nadzwyczaj gładko, dopóki dziennikarz nie zapytał o jego aktualną pozycję drugiego trenera. Michał niemal widział oczami wyobraźni, jak facet zaciera oślizgłe macki z uciechy. I nie pomylił się.  
— Drużyna nie ma problemu ze zwracaniem się do pana? — Prawie niewinne pytanie, ale podszyte dozą dwuznaczności. — Dwóch trenerów o nazwisku Kubiak musi ich nieco dezorientować.  
I proszę. Najpierw zarzut braku kompetencji, a potem jeszcze nepotyzm. Zmieścić takie dwie bomby w jednym pytaniu to dopiero był wyczyn. 
— Nie zauważyłem, by ktokolwiek się skarżył. Młodzi ludzie mają naprawdę elastyczne umysły, a gdy coś ich dezorientuje, to zwykle pytają wprost, zamiast krążyć w koło i snuć domysły. 
Michał niemal pozwolił sobie na dumny uśmiech, kiedy dziennikarz wyłapał aluzje w jego odpowiedzi. Ale wolał pozostać czujny, widząc, jak dziennikarz zmrużył gniewnie oczy. Chyba całkiem przypadkowo Michał wkroczył na wojenną ścieżkę.  
— Nazwisko pana i pańskiego ojca jest szeroko rozpoznawalne w siatkarskim środowisku i od lat związane jest z Jastrzębskim Węglem.  
Michał czekał na właściwe pytanie, ale się nie doczekał. 
— Rzeczywiście, o co pan właściwie pyta? 
U Michała prawego boku pojawiła się Sabina, która z przepraszającym uśmiechem oznajmiła dziennikarzowi, że czas na wywiady się skończył, a na nich oboje czekają obowiązki. Była w połowie kroku, kiedy ją zatrzymał. 
— Następne pytanie jest właściwie do pani, mogę zająć jeszcze sekundkę? 
Sabina ponownie stanęła obok Michała i patrzyła wyczekująco na dziennikarza.  
— Zarząd Jastrzębskiego Węgla niezaprzeczalnie wiedział, co robi, kiedy oddawał stołek drugiego trenera. W końcu kontrowersja przyciąga kibiców i nie tylko ich. Ale co nimi kierowało, kiedy zatrudniali panią? 
Michał był zbyt zszokowany, żeby jakkolwiek zareagować. Zamiast tego obserwował Sabinę, która wydawała się być niemal rozbawiona tym pytaniem.  
— Pyta pan o moje kompetencje, czy o powiązania z innymi członkami sztabu szkoleniowego, bo nie jestem tego pewna? Natomiast jestem pewna, że udzielanie wywiadów w zakresie obowiązków wynikających z zajmowanego przeze mnie stanowiska się nie znajduje, dlatego odsyłam pana bezpośrednio do zarządu. Będą szczęśliwi, gdy będą mogli rozwiać wszelkie pana wątpliwości. Przekażę pana obawy odpowiednim władzom, na pewno się do pana odezwą. Dziękuję.  
Michał nie zdążył nawet poczuć satysfakcji ze złości, w jaką Sabina wprawiła tego dziennikarza, bo panna Wojtaszek chwyciła go sugestywnie pod ramię i pociągnęła za sobą, gdy odchodziła. 
Kiedy znaleźli się w odciętym od wzroku i słuchu innych korytarzu, Michał pozwolił sobie na parsknięcie śmiechem. Pokręcił z niedowierzaniem głową i zerknął z ukosa na Sabinę, która niewzruszona całą tą sytuacją szła obok niego.  
Obniżył nieco ramię i dał jej kuksańca w bok. Nie żeby trafił. Sabina jakby się tego spodziewała i odskoczyła nieco w bok. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się przekornie.  
— Kuksańce to moja broń — powiedziała tylko. 
Nie powiedziała nic więcej i ruszyła w stronę szatni. Michał szedł zaraz za nią. Jeżeli jego ojciec wysłał Sabinę, by go przyprowadziła, musiał mieć coś ważnego do powiedzenia. I Michał wiedział, że lepiej byłoby nie wystawiać cierpliwości ojca na próbę, bo wściekły Kubiak senior nie był zbyt przyjemny, ale mimo to zatrzymał Sabinę zanim otworzyła drzwi. 
— To było coś — powiedział z podziwem, patrząc jej prosto w oczy. — Klasa sama w sobie. 
— Dzięki — odpowiedziała. — Nie lubię ludzi, którzy specjalnie depczą cię po piętach i prowokują. I nie pozwolę się obrażać w ten sposób, lata studiów i stos dyplomów z ukończonych kursów mówią same za siebie, ja nie muszę już nic dodawać.  
Hardość w jej głosie niespecjalnie zaskoczyła Michała. Sabina sprzed pięciu lat nie pokazywała jej zbyt często, ale Michał doskonale wiedział, że gdy walczyła o coś, co było dla nie ważne, nie ustępowała ani na krok. 
Tak samo walczyła o niego.  
Dawno temu, kiedy kontuzja wydawała mu się końcem świata. I teraz także, kiedy jego świat zdawał się skończyć. To ona ciągnęła go do przodu.  
To zawsze ona walczyła najmocniej. 
Teraz był czas, by to Michał powalczył. Miał o co. A Sabina była warta każdego wysiłku. 
Złość w jej oczach, której dopiero teraz pozwoliła wypłynąć, zapłonęła w jej oczach. Głębokie oddechy unosiły gwałtownie jej klatkę piersiową. A przyspieszony puls rozlał się rumieńcem na jej policzkach. 
W tym momencie, w tym miejscu, przy tym słabym, sztucznym oświetleniu, Sabina była dla Michała najpiękniejszą kobietą na świecie.  
Myślenie nie wychodziło Michałowi zbyt dobrze, dlatego nie myślał w ogóle, kiedy pochylił się nad Sabiną i złączył ich usta w zachłannym pocałunku.  
Niemyślenie było takie przyjemne.  


1 komentarz:

  1. Wow! Dajesz Michał ;) mam nadzieję, że nikt im nie przeszkodzi

    OdpowiedzUsuń