Wiele się zmieniło w ciągu
ostatnich kilku lat. Razem ze zmieniającymi się cyframi przy moim wieku,
zmieniałam się ja sama. Na moje barki spadała coraz większa odpowiedzialność
oraz bagaż życiowego doświadczenia, który stawał się cięższy z dnia na dzień.
Ale oprócz tego, że wydoroślałam, poprzestawiałam również swoje priorytety.
Poza ranking ważnych dla mnie w życiu rzeczy całkowicie wypadło pływanie. Od
ponad czterech lat nie zbliżyłam się do żadnego zbiornika wody czy to
sztucznego, czy naturalnego. Wakacje wolałam spędzić w górach niż nad morzem.
Nie było też szans, by ktoś zdołał mnie przekonać, by dla rozrywki odwiedzić
miejscowy basen. Ktokolwiek się tego zadania podejmował, nie trwało zbyt długo,
nim się przekonał, że jest ono niewykonalne. Zaparcie unikałam basenów. Jak
ognia. A o samym pływaniu nie chciałam nawet słyszeć. Tym bardziej o powrocie
do treningów. Konrad pewnie do teraz pamiętał, jakimi słowami go uraczyłam, kiedy
mi to zaproponował. Nie były zbyt miłe.
Jednak od sobotniego wieczoru,
kiedy Damian przypomniał mi moje pierwsze kroki w tym sporcie, nie potrafiłam
odpędzić się od dziwnego uczucia. Chyba… Chyba tęskniłam. Za uczuciem
zanurzania się w wodzie. Za spokojną taflą wody, która działała na mój zmęczony
i przeładowany zmartwieniami umysł, odpędzając wszystkie złe myśli,
oczyszczając go. Za tym, jak woda otaczała moje ciało, jak mnie unosiła, jak
przepływała między moimi palcami…
Zdecydowanie tęskniłam.
Pływanie było tak głęboko
zakorzenione we mnie. Nie miałam pojęcia, jakim sposobem wytrwałam bez tego
przez tyle czasu. Jedno wiedziałam na pewno. Nie potrafiłam wytrzymać ani
chwili dłużej.
Damian, zamierzenie lub nie,
rozbudził we mnie moją miłość do pływania. Oglądanie tego filmiku, patrzenie
jak pokonuję swoje słabości, jak z każdym krokiem przybliżam się do zwycięstwa
było przeogromną motywacją. I ciosem prosto w serce. Bo przypomniało mi to, jak
bardzo rodzice mnie wspierali przez te wszystkie lata. Jak wiele czasu i
cierpliwości kosztowało ich spełnianie mojego marzenia. Musieli mnie ciągle
podtrzymywać, ciągle podsycać we mnie płomień na początku, by nie zgasł i palił
się spokojnie przez długi czas.
I rozpalili go, ale kiedy ich
zabrakło, nie miał go kto pilnować.
Po ich śmierci też odseparowałam
się od pływania. Nie chciałam się za nic zbliżyć do wody. Bez nich obok,
pływanie zdawało się nie mieć sensu. Bez nich, szepczących do mojego ucha słowa
pochwały i motywacji, nie potrafiłam zrobić ani jednego kroku w przód. To
Damian sprawił, że na mojej twarzy znowu pojawił się uśmiech. To on prawie siłą
zaciągnął mnie na basen. Wcześniej postarał się, bym spotkała się z Konradem,
który przypomniał mi, jak bardzo kocham pływać. I wszystko wróciło do normy.
Teraz to także był Damian. Jak to
się stało, że mój brat znał mnie tak dobrze i wiedział, za czym tęskniłam, choć
ja sama nie zdawałam sobie z tego sprawy?
Siedząc w jego salonie i patrząc
na twarze rodziców, które co jakiś czas pojawiały się na ekranie, widząc ich dumne
spojrzenia, miłość w ich oczach… Zdałam sobie sprawę, jak bardzo zawiedzeni
moją postawą byliby. Lub są. Może obserwują mnie cały czas z góry i kręcą głową
nad moją głupotą, nie rozumiejąc, dlaczego porzuciłam coś, co dawało mi tyle
szczęścia.
Ja nie potrafiłam zrozumieć samej
siebie.
Być może gdybym nie porzuciła
pływania i treningów, gdybym zdecydowała się na karierę sportową, gdybym miała
ciągle jakiś cel na horyzoncie… Być może wtedy nie rozpadłabym się tak bardzo.
Może cierpiałabym mniej. Może wylałabym mniej łez.
Ale gdybanie teraz nie miało
sensu. Zresztą nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że cokolwiek mogłoby
zmniejszyć ból, jaki czułam, gdy serce zgubiło swój stały rytm. Na to nie było
lekarstwa. Nie było niczego, co potrafiłoby zmniejszyć ból.
Westchnęłam głęboko. Chyba nigdy
nie zapomnę, jak to jest, kiedy każda cząstka twojego ciała cierpi. Nawet w
momentach szczęścia będę o tym pamiętać. Ale tak było dobrze. Dzięki temu będę
doceniać je bardziej, trzymać w garści dłużej.
Z uśmiechem podniosłam się z
kanapy. Kiedyś zadowalało mnie spędzanie na niej wolnego czasu z książką w
dłoni, ale nie tym razem. Tym razem pragnęłam czegoś innego. Pozostało mi tylko
przekopać swoją szafę w poszukiwaniu starego stroju pływackiego.
><
Uczucie zanurzania się w wodzie
było ekscytujące. Z szerokim uśmiechem na ustach robiłam małe kroczki, coraz
bardziej zanurzając się w wodzie. Chciałam się tym nacieszyć. Chciałam czerpać
z tej chwili jak najwięcej. Całe moje ciało było napięte w oczekiwaniu. Dłonie
przesuwałam po spokojnej płycie wody, zachwycając się ponownie tym uczuciem.
Ale to nadal nie było to.
Nie potrafiłam dłużej wytrzymać.
Odbiłam się nogami od dna basenu i ruszyłam do przodu. Ręce i nogi znały każdy
ruch na pamięć. Może i zgubiłam po drodze trochę techniki i precyzji, ale nie
przejmowałam się tym. Nie startowałam w zawodach, ścigałam tylko swoje serce,
które gdzieś w wodzie zapodziałam.
Powrót do wody był jak powrót do
domu. I nie obchodziło mnie, że po zaledwie trzech długościach musiałam zrobić
sobie przerwę, by uspokoić oddech. Nie zwracałam uwagi na to, że moje mięśnie
już miały dość. Zignorowałam to, że jutro nie będę się mogła ruszać przez
zakwasy. To nie miało znaczenia, bo w końcu czułam się szczęśliwa.
─
Sabina?
Uniosłam głowę w górę, od razu
poznając ten głos. Przez chwilę patrzyłam na górującego nade mną mężczyznę, nie
wiedząc, co zrobić. Jak przed laty zapomniałam języka w gębie. Może dawna
Sabina uciekłaby szybko spojrzeniem, ale ja uśmiechnęłam się szeroko, widząc
zdziwienie Konrada.
Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na
grupkę dzieciaków, która stała za nim i z zaciekawieniem wpatrywała się we
mnie. Tym razem to ja się zdziwiłam. Czy Konrad prowadził szkółkę pływacką? Nic
na ten temat nie wiedziałam. Uświadomiłam sobie, że nic na temat Konrada nie
wiedziałam. Nieświadomie odcięłam się od niego całkowicie, chociaż był jedną z
ważnych osób w moim życiu.
Mój były trener odzyskał rezon
szybciej niż ja. Zniknęło zdziwienie, a zastąpiło je zadowolenie. Przykucnął
przy brzegu basenu, bym nie musiała dłużej zadzierać głowy tak wysoko.
─
Moja syrena znowu w wodzie, no kto by się tego spodziewał – uśmiechnął się
szeroko.
─
Ja się nie spodziewałam – odpowiedziałam szczerze.
─
Impuls?
─
Impuls – zgodziłam się.
─
Wiedziałem, że tak będzie. Od pływania się nie da uciec. Zawsze człowiek
zatęskni.
Trochę znałam jego historię,
dlatego zorientowałam się, że mówił po części o sobie. Ale chyba każdy
sportowiec przechodził przez ten krytyczny moment zwątpienia w cały sens jego
pracy. A po jakimś czasie wracało opamiętanie i miłość do sportu. I wobec tego
człowiek był bezwolny.
Dzieciaki zaczęły ze
zniecierpliwienia przestępować z nogi na nogę. Nie chciałam zatrzymywać dłużej
Konrada. Był tutaj w pracy, nie dla przyjemności.
─
Mogę na ciebie zaczekać? ─
zapytałam, chcąc naprawić to, co zepsułam. Chciałam z nim porozmawiać,
przeprosić za moje dawne zachowanie i bycie wyjątkowo nieuprzejmą. I chciałam
też pociągnąć go trochę za język. Dowiedzieć się, co porabiał przez ostatnie
lata i czy znalazł kolejny młody diament do oszlifowania.
─
Ta Mała Syrenka zaprasza mnie na spotkanie. Powinienem się zgodzić? ─ zwrócił się ku grupce, a
kiedy dzieci pokiwały głowami na tak. ─
I wszystko jasne. Kończymy za godzinę.
Sama miałam jeszcze pół godziny w
wodzie, a następne pół było wystarczające, by zdążyć się nieco ogarnąć.
Skinęłam głową z uśmiechem. A potem opadłam plecami do wody, robiąc pod wodą
salto. Mały popis dla dzieciaków. W końcu zostałam nazwana Małą Syrenką, a to
zobowiązuje. Głośne ochy i achy posypały się ze strony dzieci, a Konrad w
typowy dla siebie sposób, odwrócił wszystko na swoją korzyść.
─
To ja ją tego nauczyłem.
I znowu to on był bohaterem.
Słyszałam głos Konrada, kiedy
rozpoczął swoje zajęcia. Każdemu jego poleceniu towarzyszyły entuzjastyczne odpowiedzi
dzieciaków. Miał do nich podejście. Przez chwilę patrzyłam, jak tłucze im raz
jeszcze zasady korzystania z basenu i inne formułki, których normalnie nikt nie
słucha, ale on sprawił, że dzieciaki spijały z jego ust każde słowo. Schował
swój sarkazm i szorstką osobowość do kieszeni, zmieniając się w zabawnego
wujka. Dzieciaki się śmiały i nie rywalizowały między sobą. Traktowały pływanie
jako zabawę i dzięki temu nauka przychodziła im łatwiej.
Wyglądało na to, że Konrad znalazł
w końcu swoje miejsce.
><
Mężczyzna opadł na krzesło
naprzeciwko mojego wyglądając na całkowicie wykończonego. Stłumiłam w sobie
śmiech, chociaż nic nie mogłam poradzić na szeroki uśmiech w jaki ułożyły się
moje wargi na jego widok. Nigdy nie widziałam go tak wyzutego z energii. Wydawało
mi się, że jego nic nie jest w stanie wykończyć, a tu proszę. Banda dzieciaków
poradziła sobie w godzinę.
─
To nie dzieci. To małe potwory. Zapamiętaj moje słowa, Sabina. I broń
boże nie zachodź w ciążę.
─
Sama ze sobą raczej nie zajdę ─
parsknęłam śmiechem, a Konrad najpierw spojrzał na mnie zszokowany, a potem
chyba zrozumiał, co miałam na myśli.
Za to kiedy do mnie dotarło, jak
on zinterpretował moje słowa, zaczerwieniłam się jak dorodny pomidor i miałam
nadzieję, że ziemia się pode mną rozstąpi.
─
Tego to ja się po tobie nie spodziewałem, Sabinka ─ próbował mnie jeszcze
bardziej pogrążyć. A ponoć leżącego się nie kopie. ─ A gdzie wywiało kochasia? To kanadyjskie ciacho?
Raz. Tylko raz pozwoliłam, żeby
John przekroczył próg mojego mieszkania. I nim zdążyłam go wyrzucić, pojawił
się Konrad. Przeskanował swoim spojrzeniem cały salon, zatrzymując się na ręce
przyjmującego, która znajdowała się raczej tam, gdzie nie powinna. I tak
powstała teoria spiskowa numer sto jeden. Oczywiście całkowicie mijająca się z
prawdą, ale Konrad nigdy nie potrzebował potwierdzenia swoich plotek, zanim
zaczął je rozsiewać po całym kraju. Dlatego zaraz na drugi dzień zadzwonił do
mnie mój rodzony brat z pretensjami, że on nic nie wie, i że jak to tak można
za jego plecami. A ja byłam wściekła na Konrada, że postawił mnie w takiej
sytuacji. Bo to nie był dla mnie dobry okres. A plotki jedynie pogorszyły mój
nastrój.
Może to dlatego tak długo nie
odzywałam się do Konrada? Może trzymałam w sobie urazę przez tak długi czas,
nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Fakt faktem, że z Johnem doszłam do
porozumienia, mówiąc stanowcze nie na wszelkie jego zaloty. Z czasem zrozumiał.
I chyba nie miał do mnie pretensji. Albo nie zrozumiał, ale się pohamował.
Cokolwiek. Przynajmniej dał mi spokój i nie dzwonił codziennie z pytaniem, jak
się mam.
─
Z powrotem do Rzeszowa, jak mniemam. Zaraz po twoim wyjściu.
─
Ale tak zaraz zaraz, czy dziesięć minut później?
Zirytowałam się nie na żarty.
Nareszcie przypomniałam sobie, dlaczego ja tak bardzo nie znosiłam tego
człowieka, mimo że go kochałam jak brata. Wbiłam w niego stalowe spojrzenie,
pod którym chyba odrobinę się zmieszał. A przynajmniej ten kretyński uśmieszek
zniknął z jego twarzy.
─
Broń mnie, Boże, przed takimi kretynami, jak ten obok.
─
No już, przepraszam. Ale musisz mi przyznać, że z mojego punktu
widzenia...
A z mojego punktu widzenia
wyglądało to tak, że Konrad nic a nic się nie zmienił. Nadal ten sam facet,
który z radością przekręci to i owo, żeby tylko podrażnić twoje nerwy. Był
żywym przykładem na to, że zmiana zewnętrzna nie idzie w parze ze zmianą
wewnętrzną. A musiałam przyznać, że Konrad się zmienił. Wyostrzyły mu się rysy
twarzy, co sprawiło, że wyglądał doroślej. Włosy miał nieco dłuższe niż zwykle
i ciemne kosmyki opadały mu na czoło. Nie przywiązywał wagi do swojej fryzury.
Od czasu do czasu przejechał przez nie dłonią i to było wszystko. Oczy zawsze
miał wyraźnie niebieskie, ale nie tak niebieskie, jak oczy Michała. Mogłabym
przysiąc, że urósł o parę centymetrów, ale może to przez te włosy tak mi się
wydawało.
Zmężniał. Wydoroślał. I nijak nie
obszedł wpływu czasu, bo na jego twarzy pojawiły się głębsze zmarszczki, które
dodawały mu uroku.
Patrząc na Konrada zupełnie
obiektywnym okiem, widziałam naprawdę przystojnego mężczyznę, który nie ukrywa,
że nosi na barkach duży ciężar, ale równocześnie daje do zrozumienia, że się
pod nim nie ugnie. Gdybym poznała go w innym czasie i innej sytuacji, może i
bym się nim zainteresowała. Chociaż wątpiłam, bym była zdolna wytrzymać z nim
na dłużej. Charakteru, niestety, nie da się zignorować.
─
Nie patrz tak na mnie, bo się zarumienię jak panienka.
─
Jak panienka mówisz? - uśmiechnęłam się chytrze. ─
Chcę to zobaczyć.
I nieświadoma pary innych, tych
bardziej niebieskich, oczu, które mnie bacznie obserwowały, posłałam Konradowi
swój najbardziej znaczący uśmiech.
>< >< ><
Konrad z pewnością potrafi być irytujący jak diabli, ale jest jedną z moich ulubionych postaci tutaj. Ktoś jeszcze go uwielbia, czy to tylko moje spaczone spojrzenie autorki?
Też go lubie za jego charakter i wgl<3 Czemu ja tak długo musze czekać na reszte rozdziałów?? Pozdrawiam :-*
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że w życiu Sabiny przez te pięć lat zajdą aż takie zmiany, że rzuci pływanie. Wydawało mi się, że od tego nigdy by się nie odcięła, a tu taka niespodzianka... Ale dobrze, że wróciła, bo dzięki temu mieliśmy okazję znowu "spotkać" Konrada :D Ja też go lubię. Może nie jest główną postacią, może nie wpływa znacząco na fabułę opowiadania, ale jest bardzo przyjemną częścią i lubię o nim czytać. Nie dziwię się Sabinie, że denerwują ją jego teksty, ale mnie śmieszą :D Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zajął w opowiadaniu jakieś ważniejsze miejsce i pojawiał się cześciej:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!