17 lutego 2018

[II] 05.


Wiele się zmieniło w ciągu ostatnich kilku lat. Razem ze zmieniającymi się cyframi przy moim wieku, zmieniałam się ja sama. Na moje barki spadała coraz większa odpowiedzialność oraz bagaż życiowego doświadczenia, który stawał się cięższy z dnia na dzień. Ale oprócz tego, że wydoroślałam, poprzestawiałam również swoje priorytety. Poza ranking ważnych dla mnie w życiu rzeczy całkowicie wypadło pływanie. Od ponad czterech lat nie zbliżyłam się do żadnego zbiornika wody czy to sztucznego, czy naturalnego. Wakacje wolałam spędzić w górach niż nad morzem. Nie było też szans, by ktoś zdołał mnie przekonać, by dla rozrywki odwiedzić miejscowy basen. Ktokolwiek się tego zadania podejmował, nie trwało zbyt długo, nim się przekonał, że jest ono niewykonalne. Zaparcie unikałam basenów. Jak ognia. A o samym pływaniu nie chciałam nawet słyszeć. Tym bardziej o powrocie do treningów. Konrad pewnie do teraz pamiętał, jakimi słowami go uraczyłam, kiedy mi to zaproponował. Nie były zbyt miłe.
Jednak od sobotniego wieczoru, kiedy Damian przypomniał mi moje pierwsze kroki w tym sporcie, nie potrafiłam odpędzić się od dziwnego uczucia. Chyba… Chyba tęskniłam. Za uczuciem zanurzania się w wodzie. Za spokojną taflą wody, która działała na mój zmęczony i przeładowany zmartwieniami umysł, odpędzając wszystkie złe myśli, oczyszczając go. Za tym, jak woda otaczała moje ciało, jak mnie unosiła, jak przepływała między moimi palcami…
Zdecydowanie tęskniłam.
Pływanie było tak głęboko zakorzenione we mnie. Nie miałam pojęcia, jakim sposobem wytrwałam bez tego przez tyle czasu. Jedno wiedziałam na pewno. Nie potrafiłam wytrzymać ani chwili dłużej.
Damian, zamierzenie lub nie, rozbudził we mnie moją miłość do pływania. Oglądanie tego filmiku, patrzenie jak pokonuję swoje słabości, jak z każdym krokiem przybliżam się do zwycięstwa było przeogromną motywacją. I ciosem prosto w serce. Bo przypomniało mi to, jak bardzo rodzice mnie wspierali przez te wszystkie lata. Jak wiele czasu i cierpliwości kosztowało ich spełnianie mojego marzenia. Musieli mnie ciągle podtrzymywać, ciągle podsycać we mnie płomień na początku, by nie zgasł i palił się spokojnie przez długi czas.
I rozpalili go, ale kiedy ich zabrakło, nie miał go kto pilnować.
Po ich śmierci też odseparowałam się od pływania. Nie chciałam się za nic zbliżyć do wody. Bez nich obok, pływanie zdawało się nie mieć sensu. Bez nich, szepczących do mojego ucha słowa pochwały i motywacji, nie potrafiłam zrobić ani jednego kroku w przód. To Damian sprawił, że na mojej twarzy znowu pojawił się uśmiech. To on prawie siłą zaciągnął mnie na basen. Wcześniej postarał się, bym spotkała się z Konradem, który przypomniał mi, jak bardzo kocham pływać. I wszystko wróciło do normy.
Teraz to także był Damian. Jak to się stało, że mój brat znał mnie tak dobrze i wiedział, za czym tęskniłam, choć ja sama nie zdawałam sobie z tego sprawy?
Siedząc w jego salonie i patrząc na twarze rodziców, które co jakiś czas pojawiały się na ekranie, widząc ich dumne spojrzenia, miłość w ich oczach… Zdałam sobie sprawę, jak bardzo zawiedzeni moją postawą byliby. Lub są. Może obserwują mnie cały czas z góry i kręcą głową nad moją głupotą, nie rozumiejąc, dlaczego porzuciłam coś, co dawało mi tyle szczęścia.
Ja nie potrafiłam zrozumieć samej siebie.
Być może gdybym nie porzuciła pływania i treningów, gdybym zdecydowała się na karierę sportową, gdybym miała ciągle jakiś cel na horyzoncie… Być może wtedy nie rozpadłabym się tak bardzo. Może cierpiałabym mniej. Może wylałabym mniej łez.
Ale gdybanie teraz nie miało sensu. Zresztą nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że cokolwiek mogłoby zmniejszyć ból, jaki czułam, gdy serce zgubiło swój stały rytm. Na to nie było lekarstwa. Nie było niczego, co potrafiłoby zmniejszyć ból.
Westchnęłam głęboko. Chyba nigdy nie zapomnę, jak to jest, kiedy każda cząstka twojego ciała cierpi. Nawet w momentach szczęścia będę o tym pamiętać. Ale tak było dobrze. Dzięki temu będę doceniać je bardziej, trzymać w garści dłużej.
Z uśmiechem podniosłam się z kanapy. Kiedyś zadowalało mnie spędzanie na niej wolnego czasu z książką w dłoni, ale nie tym razem. Tym razem pragnęłam czegoś innego. Pozostało mi tylko przekopać swoją szafę w poszukiwaniu starego stroju pływackiego.

><

Uczucie zanurzania się w wodzie było ekscytujące. Z szerokim uśmiechem na ustach robiłam małe kroczki, coraz bardziej zanurzając się w wodzie. Chciałam się tym nacieszyć. Chciałam czerpać z tej chwili jak najwięcej. Całe moje ciało było napięte w oczekiwaniu. Dłonie przesuwałam po spokojnej płycie wody, zachwycając się ponownie tym uczuciem. Ale to nadal nie było to.
Nie potrafiłam dłużej wytrzymać. Odbiłam się nogami od dna basenu i ruszyłam do przodu. Ręce i nogi znały każdy ruch na pamięć. Może i zgubiłam po drodze trochę techniki i precyzji, ale nie przejmowałam się tym. Nie startowałam w zawodach, ścigałam tylko swoje serce, które gdzieś w wodzie zapodziałam.
Powrót do wody był jak powrót do domu. I nie obchodziło mnie, że po zaledwie trzech długościach musiałam zrobić sobie przerwę, by uspokoić oddech. Nie zwracałam uwagi na to, że moje mięśnie już miały dość. Zignorowałam to, że jutro nie będę się mogła ruszać przez zakwasy. To nie miało znaczenia, bo w końcu czułam się szczęśliwa.
Sabina?
Uniosłam głowę w górę, od razu poznając ten głos. Przez chwilę patrzyłam na górującego nade mną mężczyznę, nie wiedząc, co zrobić. Jak przed laty zapomniałam języka w gębie. Może dawna Sabina uciekłaby szybko spojrzeniem, ale ja uśmiechnęłam się szeroko, widząc zdziwienie Konrada.
Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na grupkę dzieciaków, która stała za nim i z zaciekawieniem wpatrywała się we mnie. Tym razem to ja się zdziwiłam. Czy Konrad prowadził szkółkę pływacką? Nic na ten temat nie wiedziałam. Uświadomiłam sobie, że nic na temat Konrada nie wiedziałam. Nieświadomie odcięłam się od niego całkowicie, chociaż był jedną z ważnych osób w moim życiu.
Mój były trener odzyskał rezon szybciej niż ja. Zniknęło zdziwienie, a zastąpiło je zadowolenie. Przykucnął przy brzegu basenu, bym nie musiała dłużej zadzierać głowy tak wysoko.
Moja syrena znowu w wodzie, no kto by się tego spodziewał – uśmiechnął się szeroko.
Ja się nie spodziewałam – odpowiedziałam szczerze.
Impuls?
Impuls – zgodziłam się.
Wiedziałem, że tak będzie. Od pływania się nie da uciec. Zawsze człowiek zatęskni.
Trochę znałam jego historię, dlatego zorientowałam się, że mówił po części o sobie. Ale chyba każdy sportowiec przechodził przez ten krytyczny moment zwątpienia w cały sens jego pracy. A po jakimś czasie wracało opamiętanie i miłość do sportu. I wobec tego człowiek był bezwolny.
Dzieciaki zaczęły ze zniecierpliwienia przestępować z nogi na nogę. Nie chciałam zatrzymywać dłużej Konrada. Był tutaj w pracy, nie dla przyjemności.
Mogę na ciebie zaczekać? zapytałam, chcąc naprawić to, co zepsułam. Chciałam z nim porozmawiać, przeprosić za moje dawne zachowanie i bycie wyjątkowo nieuprzejmą. I chciałam też pociągnąć go trochę za język. Dowiedzieć się, co porabiał przez ostatnie lata i czy znalazł kolejny młody diament do oszlifowania.
Ta Mała Syrenka zaprasza mnie na spotkanie. Powinienem się zgodzić? zwrócił się ku grupce, a kiedy dzieci pokiwały głowami na tak. I wszystko jasne. Kończymy za godzinę.
Sama miałam jeszcze pół godziny w wodzie, a następne pół było wystarczające, by zdążyć się nieco ogarnąć. Skinęłam głową z uśmiechem. A potem opadłam plecami do wody, robiąc pod wodą salto. Mały popis dla dzieciaków. W końcu zostałam nazwana Małą Syrenką, a to zobowiązuje. Głośne ochy i achy posypały się ze strony dzieci, a Konrad w typowy dla siebie sposób, odwrócił wszystko na swoją korzyść.
To ja ją tego nauczyłem.
I znowu to on był bohaterem.
Słyszałam głos Konrada, kiedy rozpoczął swoje zajęcia. Każdemu jego poleceniu towarzyszyły entuzjastyczne odpowiedzi dzieciaków. Miał do nich podejście. Przez chwilę patrzyłam, jak tłucze im raz jeszcze zasady korzystania z basenu i inne formułki, których normalnie nikt nie słucha, ale on sprawił, że dzieciaki spijały z jego ust każde słowo. Schował swój sarkazm i szorstką osobowość do kieszeni, zmieniając się w zabawnego wujka. Dzieciaki się śmiały i nie rywalizowały między sobą. Traktowały pływanie jako zabawę i dzięki temu nauka przychodziła im łatwiej.
Wyglądało na to, że Konrad znalazł w końcu swoje miejsce.

><

Mężczyzna opadł na krzesło naprzeciwko mojego wyglądając na całkowicie wykończonego. Stłumiłam w sobie śmiech, chociaż nic nie mogłam poradzić na szeroki uśmiech w jaki ułożyły się moje wargi na jego widok. Nigdy nie widziałam go tak wyzutego z energii. Wydawało mi się, że jego nic nie jest w stanie wykończyć, a tu proszę. Banda dzieciaków poradziła sobie w godzinę.
To nie dzieci. To małe potwory. Zapamiętaj moje słowa, Sabina. I broń boże nie zachodź w ciążę.
Sama ze sobą raczej nie zajdę parsknęłam śmiechem, a Konrad najpierw spojrzał na mnie zszokowany, a potem chyba zrozumiał, co miałam na myśli.
Za to kiedy do mnie dotarło, jak on zinterpretował moje słowa, zaczerwieniłam się jak dorodny pomidor i miałam nadzieję, że ziemia się pode mną rozstąpi.
Tego to ja się po tobie nie spodziewałem, Sabinka próbował mnie jeszcze bardziej pogrążyć. A ponoć leżącego się nie kopie. A gdzie wywiało kochasia? To kanadyjskie ciacho?
Raz. Tylko raz pozwoliłam, żeby John przekroczył próg mojego mieszkania. I nim zdążyłam go wyrzucić, pojawił się Konrad. Przeskanował swoim spojrzeniem cały salon, zatrzymując się na ręce przyjmującego, która znajdowała się raczej tam, gdzie nie powinna. I tak powstała teoria spiskowa numer sto jeden. Oczywiście całkowicie mijająca się z prawdą, ale Konrad nigdy nie potrzebował potwierdzenia swoich plotek, zanim zaczął je rozsiewać po całym kraju. Dlatego zaraz na drugi dzień zadzwonił do mnie mój rodzony brat z pretensjami, że on nic nie wie, i że jak to tak można za jego plecami. A ja byłam wściekła na Konrada, że postawił mnie w takiej sytuacji. Bo to nie był dla mnie dobry okres. A plotki jedynie pogorszyły mój nastrój.
Może to dlatego tak długo nie odzywałam się do Konrada? Może trzymałam w sobie urazę przez tak długi czas, nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Fakt faktem, że z Johnem doszłam do porozumienia, mówiąc stanowcze nie na wszelkie jego zaloty. Z czasem zrozumiał. I chyba nie miał do mnie pretensji. Albo nie zrozumiał, ale się pohamował. Cokolwiek. Przynajmniej dał mi spokój i nie dzwonił codziennie z pytaniem, jak się mam.
Z powrotem do Rzeszowa, jak mniemam. Zaraz po twoim wyjściu.
Ale tak zaraz zaraz, czy dziesięć minut później?
Zirytowałam się nie na żarty. Nareszcie przypomniałam sobie, dlaczego ja tak bardzo nie znosiłam tego człowieka, mimo że go kochałam jak brata. Wbiłam w niego stalowe spojrzenie, pod którym chyba odrobinę się zmieszał. A przynajmniej ten kretyński uśmieszek zniknął z jego twarzy.
Broń mnie, Boże, przed takimi kretynami, jak ten obok.
No już, przepraszam. Ale musisz mi przyznać, że z mojego punktu widzenia...
A z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że Konrad nic a nic się nie zmienił. Nadal ten sam facet, który z radością przekręci to i owo, żeby tylko podrażnić twoje nerwy. Był żywym przykładem na to, że zmiana zewnętrzna nie idzie w parze ze zmianą wewnętrzną. A musiałam przyznać, że Konrad się zmienił. Wyostrzyły mu się rysy twarzy, co sprawiło, że wyglądał doroślej. Włosy miał nieco dłuższe niż zwykle i ciemne kosmyki opadały mu na czoło. Nie przywiązywał wagi do swojej fryzury. Od czasu do czasu przejechał przez nie dłonią i to było wszystko. Oczy zawsze miał wyraźnie niebieskie, ale nie tak niebieskie, jak oczy Michała. Mogłabym przysiąc, że urósł o parę centymetrów, ale może to przez te włosy tak mi się wydawało.
Zmężniał. Wydoroślał. I nijak nie obszedł wpływu czasu, bo na jego twarzy pojawiły się głębsze zmarszczki, które dodawały mu uroku.
Patrząc na Konrada zupełnie obiektywnym okiem, widziałam naprawdę przystojnego mężczyznę, który nie ukrywa, że nosi na barkach duży ciężar, ale równocześnie daje do zrozumienia, że się pod nim nie ugnie. Gdybym poznała go w innym czasie i innej sytuacji, może i bym się nim zainteresowała. Chociaż wątpiłam, bym była zdolna wytrzymać z nim na dłużej. Charakteru, niestety, nie da się zignorować.
Nie patrz tak na mnie, bo się zarumienię jak panienka.
Jak panienka mówisz? - uśmiechnęłam się chytrze. Chcę to zobaczyć.
I nieświadoma pary innych, tych bardziej niebieskich, oczu, które mnie bacznie obserwowały, posłałam Konradowi swój najbardziej znaczący uśmiech. 





>< >< ><

Konrad z pewnością potrafi być irytujący jak diabli, ale jest jedną z moich ulubionych postaci tutaj. Ktoś jeszcze go uwielbia, czy to tylko moje spaczone spojrzenie autorki? 


2 komentarze:

  1. Też go lubie za jego charakter i wgl<3 Czemu ja tak długo musze czekać na reszte rozdziałów?? Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się, że w życiu Sabiny przez te pięć lat zajdą aż takie zmiany, że rzuci pływanie. Wydawało mi się, że od tego nigdy by się nie odcięła, a tu taka niespodzianka... Ale dobrze, że wróciła, bo dzięki temu mieliśmy okazję znowu "spotkać" Konrada :D Ja też go lubię. Może nie jest główną postacią, może nie wpływa znacząco na fabułę opowiadania, ale jest bardzo przyjemną częścią i lubię o nim czytać. Nie dziwię się Sabinie, że denerwują ją jego teksty, ale mnie śmieszą :D Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zajął w opowiadaniu jakieś ważniejsze miejsce i pojawiał się cześciej:D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń