Tkwiłam w swoim własnym bąblu szczęścia. Unosiłam się w
mydlanej bańce, spychając daleko wgłąb siebie świadomość, że ona ostatecznie
pęknie. Bo żadne szczęście nie trwa wiecznie. Moje nigdy nie trwało.
Podświadomie czekałam na moment, kiedy Michał w końcu
zrobi krok na przód i popchnie w tym samym kierunku nasz związek – po to
właśnie, bym mogła nazwać naszą relację związkiem. Zaplątałam się w sieci,
która sami sobie uszyliśmy. Byłam szczęśliwa będąc obok Michała, mogąc spędzać
z nim czas, mogąc się do niego przytulić, gdy potrzebowałam jego ciepła i
bezpieczeństwa, mogąc go pocałować. A jednocześnie cierpiałam, bo Michał nadal
trzymał mnie na dystans, nadal nie był gotowy nazwać nas parą – a przecież
zachowywaliśmy się jak jedna.
Wraz z mijającym czasem, czułam się coraz bardziej
niepewna.
Nie chciałam na Michała naciskać. Obiecałam dać mu czas.
Ale gdy składałam tę obietnicę, nie miałam pojęcia, że będzie potrzebował go
tak dużo.
Kończył się listopad.
Tegoroczna jesień nie dawała się lubić. Słońca praktycznie
w ogóle nie było. Czułam się, jakby deszcz padał nieprzerwanie od tygodni. Było
szaro. Buro. Nieprzyjemnie.
Od środka zjadały mnie moje własne uczucia.
Nic więc dziwnego, że kompletnie straciłam energię.
Dopadła mnie jesienna chandra. Do tego stopnia, że zdarzyło mi się zadzwonić
rano do pracy i wziąć wolne na żądanie, bo nie potrafiłam się zmusić do
opuszczenia mieszkania.
Może wyjazd Marty też miał z tym coś wspólnego. Wróciła
do Warszawy, do Damiana. I znowu zostałam sama w pustym mieszkaniu. Tylko tym
razem wcale się nie cieszyłam z tego, że miałam całe mieszkanie dla siebie.
Było zbyt cicho.
To nie tak, że popadłam w depresję, że nie było rzeczy, z
których mogłabym się cieszyć, że straciłam sens życia. Ale w jakiś sposób ta
niepewność, którą czułam wobec Michała, przekładała się na pozostałe aspekty
mojego życia. W szczególności na pracę.
Jeszcze niedawno kłóciłam się z upartym dziennikarzem o
moje kwalifikacje, będąc ich pewna i dumna z własnych umiejętności. Teraz
zaczęłam wątpić, że umiem wystarczająco. Nie powinnam się zatrzymywać.
Skończyłam studia, zrobiłam kilka kursów, ale to nie powinien być koniec mojej
nauki. W moim zawodzie nie było końca nauki. Musiałam się doszkalać, nadążać za
zmieniającymi się przepisami, regułami postępowania, za postępem technicznym i
naukowym. A nie robiłam w tym kierunku nic.
Zastanawiałam się, jak to zmienić. Jak ponownie stanąć na
nogi, ale z każdym dniem traciłam coś więcej.
Kiedy to się stało? Jak i dlaczego na to pozwoliłam?
Westchnęłam ciężko, wracając do rzeczywistości, w której
wpatrywałam się w strugi deszczu spływające po oknie w moim malutkim fizjo
pokoiku, zamiast wypełniać dokumenty piętrzące się stosami na moim biurku, bo
codziennie odkładałam je na kupkę „do zrobienia kiedy indziej”. Nie wyszło mi to
na dobre.
Ale miałam ciszę, spokój, nikt mnie nie dręczył pytaniami
o moje samopoczucie, więc mogłam udawać, że wszystko było w porządku.
- Cześć, Sabina! Co porabiasz?
Paweł nie kwapił się pukaniem. Po prostu wpadł do mojego
gabinetu jak do swojego, chociaż wiedział, jak bardzo tego nie znosiłam.
- Uuu, papiereczki – odpowiedział sobie na własne
pytanie. – Ale nigdzie ci nie uciekną, więc zrób sobie minutkę przerwy. Mam coś
dla ciebie.
Nie musiał mnie bardziej zachęcać. Zamknęłam teczkę i
wypuściłam długopis z ręki, nie przejmując się hałasem, jaki narobił, kiedy
odbił się od blatu mojego biurka. Może gdybym faktycznie coś zrobiła w ciągu
ostatnich trzydziestu minut, miałabym jakieś wyrzuty sumienia za obijanie się.
Tylko że dzisiaj wyjątkowo mi nie szło.
- Wielki kubek mocnej, czarnej kawy? – zapytałam z
nadzieją, podnosząc na niego wzrok.
- Niestety nie tym razem – powiedział, po czym jego wzrok
omiótł centymetr po centymetrze moją twarzą, zapewne znajdując ślady mojego
zmęczenia. – Chociaż kofeina przydałaby ci się na te wory pod oczami.
Przed Pawłem nie dało się nic ukryć. Nawet jeśli miało
się pod ręką korektor, którym starało się zatrzeć najbardziej oczywiste ślady.
- To co cię tu przygnało?
- Mówisz tak, jakbym w ogóle cię nie odwiedzał – powiedział
z wyrzutem.
- Ostatnimi czasy chyba kto inny zajmuje twoją uwagę.
Tak gdzieś od jego niespodziewanej randki. Nie żebym
miała mu to za złe.Każdy widział, że Paweł niemal skacze z obłoczka na obłoczek
ze szczęścia. I właśnie tego mu życzyłam.
- Chyba faktycznie troszkę cię zaniedbałem – przyznał mi
rację. – Ale mam dla ciebie przeprosinową propozycję, więc może odkupię winy.
- Zamieniam się w słuch.
To, co usłyszałam później, upewniło mnie w przekonaniu,
że Paweł był moim zaginionym bratem bliźniakiem, który telepatycznie potrafił
odczytać moje myśli.
Zaproponował mi miejsce na kursie specjalistycznym z
jednym z najlepszych ludzi w branży. Czy nie o tym myślałam zaledwie chwilę
temu? By ruszyć pełną naprzód, pogłębiać wiedzę?
Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, jednak początkowy
entuzjazm szybko zgasł.
- Przecież na takie kursy trzeba się zapisywać z ogromnym
wyprzedzeniem, a ten zaczyna się za kilka dni! – zawołałam zirytowana.
- Zazwyczaj tak, ale profesor Olszyński był moim
promotorem zarówno na licencjacie, jak i na magisterce. Można powiedzieć, że
jesteśmy w kontakcie, chociaż okazję do spotkania się mamy raz na kilka lat.
Nie odzywałam się, zaskoczona, że Paweł miał znajomości
wśród takiego grona.
- Wpadłem na niego niedawno podczas meczu wyjazdowego –
podjął znowu. – Zaproponował mi miejsce na tym kursie, ale mam już tę
specjalizację. I wtedy pomyślałem o tobie.
Autentycznie miałam łzy w oczach. Ogólnie byłam jakaś
niestabilna emocjonalnie i przytłaczały mnie nawet najlżejsze uczucia, ale to,
że Paweł załatwił mi to miejsce…
- Sabina? – Niedowierzanie w jego głosie było nawet
odrobinę komiczne. – Ty płaczesz?
- Dziękuję – szepnęłam jedynie, zanim wtuliłam się w
niego, zalewając mu łzami rękaw klubowej koszulki.
Paweł owinął ramiona wokół mnie i gładził uspokajająco
moje plecy, dopóki nie odsunęłam się, odrobinę zażenowana swoim wybuchem.
- Nie wmówisz mi, że to łzy szczęścia.
- Były – zaprzeczyłam. – Na początku.
Zwiesiłam głowę, biorąc głęboki wdech, by odrobinę
ogarnąć moje szalejące wnętrze.
- To tylko stres – próbowałam przekonać nas oboje. – Mam
sporo na głowie. I czułam się ostatnio, jakbym nic nie robiła ze swoim życiem.
A tu nagle ty mi wyskakujesz z kursem specjalistycznym u najsławniejszego
fizjoterapeuty w tym kraju – przez mój zmęczony ton przebijał nagły entuzjazm.
Zupełnie szczery. – Po prostu pękłam.
Paweł nie drążył tematu, uznając moje na wpół szczere
wytłumaczenie, chociaż mogłam wyczytać z jego uważnego spojrzenia, że nie
kupuje tego w całości. I mogłam też zauważyć zmartwienie na jego twarzy.
Drzwi otworzyły się nagle, zaskakując i mnie, i Pawła.
- Sabina, gdzie się podziewasz? Trening się… - Michał
urwał w pół słowa, spoglądając najpierw na mnie, potem na Pawła, a następnie
ponownie na mnie. Wtedy też ślady łez na moim policzku, których jakoś
zapomniałam zetrzeć. Zrobiłam to teraz, w marnej próbie udawania, że wszystko
jest w jak najlepszym porządku. – zaczął. Co się stało?
- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się. Sztucznie. –
Zaraz przyjdę na halę – zapewniłam, dając mu sygnał, by sobie poszedł.
Wyrzucając go za drzwi, bo nie mogłam w tym momencie poradzić sobie z jego
obecnością.
Nie wiem, co Michał zobaczył w moim spojrzeniu albo w
mojej twarzy. Nie wiem, co sobie pomyślał. Ale zrozumiał aluzje i wyszedł.
Chociaż najpierw posłał mi mały uśmiech, jakby chciał mnie zapewnić, że nie
uraziłam go tym wyrzuceniem za drzwi.
- To przez Michała.
Nie zapytał, bardziej oznajmił.
- Co zrobił?
Parsknęłam krótko śmiechem, w którym nie było znać ani
jednej nuty rozbawienia.
- Właśnie sęk w tym, że nic nie zrobił.
- Nie rozumiem – przyznał szczerze Paweł.
- Jak długo można wyczekiwać na coś z nadzieją, zanim się
zrozumie, że wychodzi się na głupka?
- Żadne pragnienie nie czyni z ciebie głupka, Sabina. A
jeżeli potrafisz czekać dłużej niż ktokolwiek inny, świadczy to tylko i
wyłącznie o twojej sile.
Milczałam, trawiąc słowa Pawła, które ciągle odbijały się
echem w mojej głowie.
- Prawdziwe pytanie, Sabina – ponownie zwrócił moją
uwagę. – To czego tak naprawdę pragniesz?
Pragnęłam Michała. Jego miłości, jego umysłu, jego ciała.
Wszystkiego, co tylko mógł mi dać. Pragnęłam go całego dla siebie. I pragnęłam
dać mu całą siebie w zamian.
>< >< ><
Czemu? Czemu taki krótki?! :(
OdpowiedzUsuńkróciutki rozdział ale czytało się przyjemnie
OdpowiedzUsuń