10 listopada 2018

[II] 22.


Bycie całowaną przez Michała Kubiaka było doświadczeniem tak intensywnym, że pozostawiło mnie kompletnie pozbawioną powietrza. Musiałam oprzeć ciężar swojego ciała na Michale, w innym wypadku pewnie wylądowałabym na podłodze. Nie żeby Michał protestował, kiedy oparłam głowę na jego ramieniu i przytrzymałam się dłońmi o jego ramiona.
Mogłam śmiało inhalować się zapachem Michała. I jakkolwiek śmiesznie to brzmi, jego zapach naprawdę przywrócił mi zdolności sensoryczne. Zwłaszcza czucia. Dopiero wtedy się zorientowałam, że przylgnęłam do niego każdym centymetrem swojego ciała. Jakim sposobem? Pytajcie śmiało, ale odpowiedzi nie przewidziano. Chociaż może to była sprawka tych dwóch dłoni na moich plecach, które nawet teraz nie pozwalały mi się odsunąć ani o setną część milimetra.
Zachłanność najpierw w pocałunku, a potem również w uścisku Kubiaka była uzależniająca. Chciałam jej więcej. Więcej niż skradziony gdzieś mimochodem pocałunek, który smakował cudownie, ale wcale nie był zapowiedzią niczego innego.
Byłam zdana na łaskę i niełaskę Kubiaka. I niestety miałam przeczucie, że na następny przejaw uczucia z jego strony, miałam sobie jeszcze sporo poczekać. Podobno dawkowana przyjemność smakuje lepiej, ale ja naprawdę zaczynałam usychać między jedną a drugą. I podejrzewałam, że teraz miało być jeszcze gorzej. Im więcej mi dawał, tym więcej chciałam dostać.
Westchnęłam rozdzierająco, przypominając sobie o wypełnionej po brzegi facetami szatni. Na czele z takim jednym trenerem, który zdawał się mieć rentgen w oczach. Nie chciałam oddawać tej chwili. Nawet jeśli pocałunek był wszystkim, na co mogłam teraz liczyć, Michał nadal tu był. Nie uciekł, nie kazał mi odejść. Był obok, nadal mnie ściskał, a ja nadal słuchałam jego uspokajającego się oddechu. I chciałam tu z nim trwać jeszcze długo. Gdybym tylko mogła...
Wtuliłam policzek w zagłębienie między szyją a ramieniem Kubiaka i pocałowałam ledwie wyczuwalnie miejsce, w którym moje usta stykały się z jego skórą. Dreszcz przeszedł przez jego ciało, a dłonie zsunęły się na moje biodra, ściskając je nieco.
Gdybyśmy tylko nie byli w miejscu publicznym. Gdyby tylko nie czekały na nas obowiązki. Gdybyśmy byli tylko my...
Ale nie byliśmy.
Musimy iść – szepnęłam. Tak cicho, że nie miałam pewności, czy Michał mnie w ogóle usłyszał.
Wiem westchnął. Nie chcę dodał moment później, kiedy żadne z nas nie ruszył się ani o milimetr.
Ja też nie.
Któreś z nas jednak musiało poddać się pierwsze. Dlaczego byłam to ja, nie wiedziałam. Ale zdołałam złapać dłonie Michała w swoje własne i odciągnąć je od moich bioder, by pozwolił mi się odsunąć. Zdołałam oderwać policzek od przytulnego miejsca i jego ciepłej skóry. Zdołałam spojrzeć w jego oczy i przez sekundę widziałam w nich odbicie moich własnych pragnień.
Gdybyśmy tylko.
Musiałam przerwać fizyczny kontakt, by zbić tę bańkę intymności, która nas otoczyła. Z ciężkim sercem zrobiłam krok do tyłu i rozłączyłam nasze splecione dłonie. Sięgnęłam za siebie, załapałam klamkę i pociągnęłam w dół, wylewając na nas kubeł zimnej wody, dając nam tylko kilka sekund, by wrócić do rzeczywistości.
Jakby to cokolwiek dało. Kubiak senior i tak przejrzał nas w momencie, w którym Michał stanął zaraz za mną na tyle blisko, że bez trudu mogłam poczuć ciepło jego ciała. Dałabym głowę, że mruknął do mnie niepostrzeżenie, zanim zmył nam głowy za marnowanie jego czasu.
Daję słowo, Jarosław Kubiak to człowiek, którego nigdy nie zrozumiem. Ale najprawdopodobniej dostanę pisemne zaproszenie na następny rodzinny obiad Kubiaków bez opcji odmówienia.
Trener wygłosił jedną ze swoich natchnionych mów, co oznaczało, że bardzo skromnie pochwalił chłopaków, a potem w nagrodę kazał im pracować jeszcze ciężej. Ale młodzi wydawali się zadowoleni, zmotywowani i tryskała z nich energia. W przeciwieństwie do mnie, bo pewien wampir stojący za mną wyssał ze mnie wszelkie siły.
Koniec gadania oznaczał, że czas wracać do pracy. Kolejka przed moim gabinetem oznaczała, że wrócę do domu kompletnie wykończona. Ale taka praca.
A że nie tak dawno temu pewien facet wjechał mi dość mocno na ambicje, sugerując, że w sztabie znalazłam się przez śmieszny przypadek, chciałam udowodnić, że się myli. Sobie, nie jemu. Oznaczało to, że przykładałam się trzy razy bardziej, a masaż się wydłużał. Co znaczyło, że sama sobie piwa nawarzyłam i wychodziłam z hali na tyle późno, że wokół nie było żywego ducha.
Oprócz jednego takiego, który podpierał ściany mojego gabinetu od zewnątrz. Prawdopodobnie dostał cynk od ojca, że pozbyłam się samochodu na kilka dni. To z kolei oznaczało, że będę wracać do Żor na nogach. No chyba, że znajdzie się jakiś rycerz w spłowiałych dżinsach, który podaruje mi kluczyki do swojej karocy.
Cholera, chyba bajki poknociłam.
Niby wiedziałam, ale i tak zapytałam.
Co ty tutaj robisz?
Czekam na ciebie powiedział po prostu.
Tego się akurat domyśliłam drażniłam się dalej, patrząc na niego z nikłym uśmiechem na ustach.
Hej, nie oceniajcie. Jeszcze tego ranka myślałam, że dzień zakończy się jakąś aferą, być może kłótnią. Żaden scenariusz nie zakładał całującego mnie Michała i czekającego na mnie Michała, i odwożącego mnie do domu Michała, i...
Okej, stop, Sabina.
Wdech, wydech. Pozbądź się tego nieprzystającego dorosłej kobiecie uśmiechu, skończ fantazjować, zacznij myśleć. I nie wywracaj oczami na samą siebie, bo pomyśli sobie, że jesteś nawiedzona.
Zamknęłam w końcu drzwi swojego pokoju cudów i odwróciłam się do Michała, wyglądające jak poważna kobieta.
Idziemy?
Odsunął się od ściany i ruszyliśmy ramię w ramię w kierunku parkingu. Kubiak przytrzymał dla mnie drzwi. Mały, miły gest.
Drzwi samochodu już dla mnie nie otworzył. I całe szczęście, bo wtedy chyba bym mu parsknęła śmiechem w twarz. I pewnie musiałabym jednak spacerkiem do mieszkania wracać.
Co było dla mnie małym zaskoczeniem, to ta przyjemna i kojąca cisza między nami. Mogłabym przysiąc, że jeszcze niedawno czułam w jego towarzystwie, jakby zmuszał się do rozmowy ze mną. Jeżeli było to echo mojego pocałunku z Konradem, którego Michał był świadkiem, to nie wiedziałam, co się stało, że nagle ono zniknęło. Ale byłam za to wdzięczna, bo mogłam zamknąć oczy, wdychać zapach nocnego powietrza i uśmiechać się leciutko do samej siebie, modląc się, by o godzinie dwudziestej pierwszej w Żorach były korki, a nasza krótka wycieczka trwała trzy razy dłużej.
Zapomniałam już, jak dużo można się dowiedzieć, kiedy się milczy z odpowiednią osobą.
Koniec końców Michał zaparkował pod blokiem. Chyba odruchowo spojrzał w okno swojego byłego mieszkania. Sentymenty.
Herbata w ramach podziękowań?
Chyba go troszkę zaskoczyłam. A może zaskoczyłam samą siebie. Kto był bardziej zdziwiony? Tak najbardziej to chyba Marta, kiedy oboje zjawiliśmy się w kuchni. Ale zamiast pytać, przywitała ciepło Michała, kiedy ja stawiałam wodę w czajniku. Trzy kubki, trzy piramidki, trzy łyżeczki.
Takie wspólne spędzenie czasu było mi chyba potrzebne. Bez stresu związanego z pracą czy czymkolwiek innym. Bez nieporozumień. Teraz było dobrze i chciałabym, żeby to trwało jak najdłużej.
Gdzie masz samochód? zapytał w pewnym momencie Michał.
U mechanika odpowiedziałam z bólem w głosie.
Moja wina zgłosiła się natychmiast Marta. Nadal czuła się winna? Przecież przepraszała mnie już milion razy, a naprawdę nie było o czym mówić. Za każdym razem jak siadam za kierownicę auta, coś się psuje. Jestem czarnym kotem dla każdego samochodu.
Podobno blondynki tak mają rzuciłam od niechcenia. Reakcja Marty była natychmiastowa. Akurat żartów o blondynkach nie lubiła, ale że ja lubiłam ją nimi wkurzać...
Dostałam zwiniętą ścierką w twarz. Ściągnęłam ją ze śmiechem.
Nie śmiej się ze mnie, bo za chwilę ty dostaniesz powiedziałam całkiem poważnie Michałowi, który miał ze mnie ubaw.
Boję się odpowiedział, kpiąc sobie ze mnie.
Marta? Ile ci zajmie zepsucia auta Michała, jeśli dam Ci kluczyki?
I od razu przestał się śmiać. Grunt to wiedzieć, gdzie uderzyć.
Ile jeszcze tych żarcików z mojej nieudolności? jęknęła Marta, chowają twarz w dłoniach.
Nie wiem. Powiem Ci, jak mechanik prześle rachunek.
To dobiło ją jeszcze bardziej. Kubiak miał czelność się zaśmiać, więc obie spiorunowałyśmy go wzrokiem.
Dawaj te kluczyki, Sabina odezwała się w końcu Marta, patrząc ciągle na Michała.
Tym razem ja nie wytrzymałam, a po chwili śmialiśmy się całą trójką.
Boże, Sabina, coś Ty do tej herbaty dodała? Kubiak podstawił swój kubek pod nos i zaczął wąchać jego zawartość.
Same pyszności.
Chyba wolę nie wiedzieć Marta odstawiła swój kubek na stół i patrzyła na niego podejrzliwie, jakbym faktycznie coś do tej herbaty dodała.
Ale to wcale nie była herbata. To byli odpowiedni ludzie i dobra atmosfera. Wszystko, czego potrzebowałam, żeby na chwilę odetchnąć.
Telefon Marty rozdzwonił się gdzieś w mieszkaniu. Uśmiechnęła się radośnie, więc już wiedziałam, kto dzwonił. Widzicie? Szczęście naprawdę nie jest drogie.
Zostawiam was samych podniosła się na nogi. Pewnie zanim Damian mi streścić cały swój dzień miną całe wieki, więc do zobaczenia następnym razem, Michał.
Marta pochyliła się i uścisnęła go krótko. Reakcja Michała była dziwna. Może Marta to zaskoczyła swoim gestem, ale całe jego ciało stężało pod jej uściskiem.
To się nigdy nie zdarzyło, kiedy ja to dotykałam. Nie było wiele takich sytuacji, odkąd Michał wrócił do domu, ale czasem zdarzyło się jakieś przypadkowe uderzenie łokciem albo przylgnięcie ud, kiedy siedzieliśmy obok siebie. W żadnej z tych sytuacji Michał nie zastygał jak słup soli.
Marta chyba niczego nie zauważyła lub po prostu nie dała tego po sobie poznać. Może nie chciała krępować Michała. Może zbyt śpieszyło się jej, by odebrać telefon.
Ale moje zmartwienie spojrzenie musiało ważyć dość sporo, bo Michał od razu je wyczuł. Uniósł wzrok dopiero kiedy Marta zniknęła w jednym z pokoi.
Nie patrz tak westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że zauważyłam jego reakcję i nie dam mu się wykręcić bez słowa wyjaśnienia. To nic takiego.
Nie przekonało mnie to i nie ukrywałam tego.
Czasem tak reaguję. Gdy ktoś mnie zaskoczy. Ale jest lepiej.
Patrzył mi prosto w oczy na tyle intensywnie, że w końcu się poddałam. Nie chciałam drążyć tematu, bo ostatnio naciskanie Michała kończyło się krzykami i wymianą nieprzyjemności. Co czasem kończyło się zaskakująco ciekawie, ale nie chciałam sprawdzać, jak skończyłoby się to dzisiaj.
Michał szepnęłam, kładąc dłoń na jego leżącej na stoliku dłoni. To był automatyczny gest, nawet nie pomyślałam. Ale kiedy chciałam cofnąć rękę, Michał mi nie pozwolił i uchwycił ją pewnie w swojej.
Mogę mieć pewne problemy z innymi, ale na pewno nie z Tobą, Sabina delikatnie przesuwał opuszkiem kciuka po mojej dłoni. Bałam się głębiej odetchnąć, bo to był moment szczerości, który mógł się już nie powtórzyć. Właściwie, to mi pomaga. To, że u ciebie zawsze znajduję tylko komfort i spokój. Nie pospieszasz, nie oceniasz, przyjmujesz to, co mogę Ci dać bez narzekania, chociaż wiem, że to nie w porządku wobec Ciebie.
Przerwał na moment. Jego wzrok wbity był w nasze splecione dłonie na stoliku.
Teraz przy Marcie zesztywniałem. Ale wcześniej było gorzej. Zdarzało mi się czuć panikę. Czasem gniew. Po prostu... Przez długi czas nikt mnie nie dotykał. A przynajmniej nie z uczuciem. I to jest tak, jakbym musiał się tego uczyć od nowa. Przy tobie to jest łatwe.
Mogłam tylko patrzeć na niego i wewnętrznie cierpieć z bólu, który ściskał moje serce. Mogłam być obok i pozwolić mu poczuć wszystko na nowo, jeśli właśnie tego potrzebował. Mogłam otulić go własnym uczuciem, bez naciskania.
Nic nas nie goniło. Mieliśmy dla siebie cały czas. Bo tym razem nie pozwolę mu odejść. Gdzie on, tam też ja.
Bez wyjątku.


1 komentarz:

  1. takie rozdziały jak ten sprawiają, że uwielbiam to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń