22 września 2019

[II] 40.


- Jarosław.
Alicja upomniała męża stanowczym tonem. Mama Michała mogła być drobną kobietą, ale siłę ducha miała potężną, a oczy zdradzały, że nie pozwoli mężowi zepsuć rodzinnych świąt. Kubiak senior nie ugiął się pod spojrzeniem żony, nie całkiem, ale mimo wszystko niechętnie wystawił dłoń w stronę Michała w geście powitania.
Michał przyjął ją, odwzajemniając spojrzenie swojego ojca bez cienia zawahania. Zgodził się przyjechać ze względu na mamę i przez wzgląd na nią, nie zamierzał wszczynać żadnych kłótni ani innych wymian zdań, które mogłyby w takim kierunku prowadzić. Ale to nie oznaczało, że będzie ignorował ojca przez całą kolację.
Wyglądało to jak starcie dwóch samców alfa, walczących o dominację, ale bez rozlewu krwi. Spojrzałam na panią Alicję akurat w momencie, gdy ona uniosła swój wzrok na mnie. Wymieniłyśmy znaczące spojrzenia i ledwo dostrzegalne uśmiechy, zgadzając się ze sobą, że stojąca między nami dwójka przypominała obrażonych przedszkolaków, a nie dorosłych mężczyzn.
Atmosfera znacząco się rozluźniła, kiedy do Wałcza dotarł Błażej z rodzinką. Rodzinką, która – jak oznajmił z dumą Błażej, przygarniając do siebie swoją żonę – miała się niedługo powiększyć. To już definitywnie rozładowało napięcie, bo przy tak wspaniałej wiadomości, wszelkie problemy odchodziły w zapomnienie.
- Wstydziłbyś się, Michał – zaczął Błażej z pełnym przekory uśmiechem. Standardowe kubiakowe docinki miały się właśnie rozpocząć. – Tylko ja tu dbam o przekazanie nazwiska następnemu pokoleniu, a ty się jak zwykle obijasz.
Spojrzenie Błażeja wylądowało również na mnie, chociaż niepotrzebnie, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że pił do nas oboje. Niczego innego się po nim nie spodziewałam, znałam go już zbyt dobrze.
- Chodzicie wokół siebie na paluszkach od ilu? Siedmiu lat?
- Chyba się trochę zagalopowałeś – odpowiedziałam ze śmiechem. – Siedem lat temu ledwo się znaliśmy.
- Co wcale nie znaczy, że nic między wami nie było – Błażej spojrzał znacząco na brata, który nagle wyglądał, jakby chciał go zabić spojrzeniem. – Michał, na przykład, zakochał się od pierwszego wejrzenia.
- Słyszałam inną wersję – przyznałam szczerze, przypominając sobie naszą rozmowę, po tym, jak wszystko zaczęło się psuć, a jeszcze zanim zepsuło się do reszty. Spojrzałam z ciekawością na Michała, unosząc brew w górę, kiedy odwzajemnił moje spojrzenie.
- Błażej zmyśla – powiedział tylko, wzruszając ramionami.
- Och, może nikt ci tego nie uświadomił, ale jak po pierwszym spotkaniu, a właściwie zaraz po poznaniu kogoś, zaczynasz mieć na jego punkcie obsesję i chodzisz jak na chmurce, to tak, zakochałeś się od pierwszego wejrzenia. – Błażej zwrócił się w moją stronę. – Opowiadałem ci kiedyś, jak Michał przyszedł do mnie się wyżalić, bo poznał piękną, niesamowitą, idealną dziewczynę, ale nie ma pojęcia, jak do niej zagadać?
- Akurat o tym nic nie wiem. - Jedno spojrzenie na delikatnie zaczerwienione policzki Michała i wiedziałam, że Błażej wcale nie zmyśla.
- Powiedziałem idealną, niesamowitą, mądrą i piękną dziewczynę – przyznał Michał, poprawiając brata. I nie żaliłem się, że nie wiedziałem jak zagadać, tylko że ona mnie nie zauważała. Nie żeby twoje rady cokolwiek mi wtedy pomogły – wytknął Błażejowi, a ja siedziałam między nimi niemal oszołomiona, wpatrując się w Michała, jakbym go pierwszy raz w życiu widziała.
- Nie zauważałam cię? To ty mnie nie zauważałeś!
Błażej wpadł w niekontrolowany chichot, kiedy zaczęliśmy się z Michałem sprzeczać, kto kiedy zrobił pierwszy krok i czy został on zauważony.
- Jak małżeństwo z co najmniej dwudziestopięcioletnim stażem – podsumował nas dobitnie
Kolacja minęła w całkiem miłej atmosferze, ale szybko się również skończyła. Alicja próbowała nas przekonać, żebyśmy jeszcze zostali na godzinkę, ale Michał pozostał nieugięty.
- Jak nie wyjedziemy teraz, to potem będzie już za późno – posłał znaczące spojrzenie mamie, a ona zdawała się wiedzieć coś, o czym ja nie miałam pojęcia. – Przecież zawsze nam powtarzasz, żebyśmy po nocy nie jeździli.
- Już, już – poddała się. – Nie musisz wypominać matce jej własnych słów. Jedź ostrożnie – zwróciła się do Michała. Mnie natomiast zamknęła w szczelnym i czułym uścisku, szepcząc mi do ucha życzenia świąteczne po raz kolejny dzisiejszego dnia, ale jakoś tym razem miałam wrażenie, że miała coś konkretnego na myśli. Ale Alicja nic więcej nie powiedziała, a ja zapewniłam samą siebie, że znowu za dużo sobie wyobrażam.
Odetchnęłam, kiedy zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Uwielbiałam rodzinę Michała, Alicję i Jarosława traktowałam niemal jak własnych rodziców, a Błażej był jak drugi brat, ale jednak odzwyczaiłam się od obecności tylu osób w jednym miejscu i potrzebowałam teraz naładować baterie. Do tego potrzebowałam jedynie Michała i odrobinę ciszy. I doskonale wiedziałam, że Michał potrzebował teraz dokładnie tego samego .
Komfortowa cisza i przytłumiony odgłos silnika szybko mnie uśpiły. Nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęłam oczy. Zauważyłam natomiast, że z pewnością nie jesteśmy w Żorach, kiedy Michał mnie obudził i z roztargnieniem rozejrzałam się wkoło.
- Gdzie…? – zaczęłam, ale mi przerwał.
- Mamy mało czasu. Chodź – wyciągnął do mnie dłoń, pomagając mi wysiąść z auta.
Różnica temperatur była straszna, więc zatrzęsłam się nie tak znowu dyskretnie, gdy zostawiłam za sobą ciepłe i wygodne wnętrze samochodu. Michał oczywiście od razu zauważył. Ściągnął swój szal i owinął go ciasno wokół mojej szyi, mimo że wystawiał się przy tym na chłód. Przyciągnął mnie za końcówki szala do siebie, owijając ramiona ciasno wokół mojego ciała.
- Niedługo wejdziemy do środka i się rozgrzejesz – szepnął mi do ucha, przytulając ozdobiony lekkim zarostem policzek do mojego.
Westchnęłam, czując jego ciepło, rozprzestrzeniające się z miejsca, w którym jego skóra stykała się z moją. Jak mężczyźni to robili, że wiecznie byli ciepli? Chciałabym poznać tę tajemnicę. A może jednak nie, bo wtedy Michał nie przytulałby mnie tak, jak to robił teraz, a to akurat było bardzo przyjemne.
Lekko zdezorientowana podążyłam za Michałem, nie mając pojęcia, dlaczego nie jesteśmy w Żorach i zbyt zaspana, by rozpoznać otoczenie, zwłaszcza, że dochodziła prawie północ i było ciemno. Zdałam się na Michała. I wkrótce wszelkie pytania wyparowały z mojej głowy, a zamiast nich wzruszenie i czysta miłość ścisnęły mnie za serce.
Wcześniej odwiedziliśmy rodziców Michała, a teraz Michał zabrał mnie w odwiedziny do moich rodziców.
Cmentarz był pusty, chociaż z pobliskiego kościoła doskonale było słychać odśpiewywane kolędy. Drobna warstwa śniegu pokrywała grób moich rodziców, ale nawet mimo to mogłam zauważyć, że ktoś uprzątnął stare kwiaty i znicze, pozostawiając jedynie kilka z nich, w środku których płonęły świece. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Czułam obecność Michała obok mnie, czułam jego badawcze spojrzenie, którego ze mnie nie spuszczał. Pewnie nie wiedział, jaka dokładnie będzie moja reakcja, ale co innego, oprócz wdzięczności i miłości, mogłabym w tym momencie czuć?
Minuty mijały, a ja byłam pogrążona głęboko w rozmowie w rodzicami. Może to dziecinne i naiwne, ale wierzyłam, że doskonale mnie słyszeli. Odwiedzenie ich grobu akurat w wigilijny wieczór miało w sobie jakąś magię.
- Dziękuję – szepnęłam, wtulając się mocniej w Michała.
Nie powiedział nic. Podał mi za to znicz, którego wyciągnął z reklamówki. Pomyślał o wszystkim. Spojrzałam w górę, odnajdując jego błękitne oczy i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Chwilę później mogłam cieszyć oczy jasno płonącym zniczem. Zastanawiałam się, jak potoczyłoby się moje i Damiana życie, gdyby rodzice nie zginęli. Wiem, że to teraz nie miało żadnego znaczenia, że to nic nie zmieni, ale wizja równoległej rzeczywistości, w której żyli, byli szczęśliwi, a przede wszystkim stale obecni w moim życiu… To była wizja, która pozwalała mi przetrwać najgorsze momenty w moim życiu. Momenty, kiedy brakowało mi siły, by stanąć na nogach.
Teraz było zupełnie odwrotnie. Teraz stałam mocno i pewnie. Miałam oparcie w Michale. Miałam oparcie w Damianie. I w wielu innych osobach obecnych w moim życiu. Byłam kochana, byłam szczęśliwa i chociaż nie wszystko było kolorowe, a za rogiem czaiły się cienie, we mnie nadal była ta pustka, która po nich pozostała. I tylko te radosne wizje nierealnej rzeczywistości wypełniały ją choćby na chwilę.
Zupełnie niespodziewanie pomyślałam o tym, co powiedział Błażej. Że ja i Michał chodzimy wokół siebie jak na palcach, unikając zobowiązań, chociaż oboje wiemy, że bez siebie nigdy nie będziemy szczęśliwi.
Jak by to było być żoną? Zmieniłoby się tylko moje nazwisko w papierach, czy coś więcej? Uśmiechnęłam się na myśl, że mogłabym nazywać Michała swoim mężem. A jak by to było być matką? Miałam świetny wzór w mojej własnej matce. Ona zdawała się promieniować miłością do mnie i Damiana w każdej sekundzie. Jak to jest kochać kogoś całkowicie bezwarunkowo i w zamian otrzymywać tę samą, bezwarunkową miłość?
Zawsze wiedziałam, że w przyszłości chciałabym być żoną i matką. Zawsze marzyłam o rodzinie, którą mogłabym kochać i rozpieszczać w sposób, w jaki robiła to moja mama. Dlaczego te marzenia wydawały się nadal tak odległe, nadal myślałam o nich w kategorii dalekiej przyszłości?
Tor moich myśli mnie zaskoczył, ale nie przestraszył.
Chociaż zastanawiałam się, jak szybko uciekłby Michał, gdybym się nimi z nim podzieliła.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, a sekundę później przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy uświadomiłam sobie, jak bardzo zmarzłam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na grób rodziców, przesuwając wolno wzrokiem po wygrawerowanych na nagrobku imionach. Pożegnałam się z rodzicami i dałam znać Michałowi, że jestem gotowa, by wracać.
Wróciliśmy do samochodu, trzymając się za ręce. Nie potrzebowałam słów, by wyrazić Michałowi, jak bardzo byłam mu wdzięczna za ten niespodziewany, świąteczny prezent. Wystarczyło jedno spojrzenie, kilka łez, które zagroziło wypłynięciem spod powiek i lekki uśmiech, by zrozumiał.
Moglibyśmy milczeć ze sobą przez całą wieczność, a mimo to i tak byśmy się rozumieli. Michał znał mnie na wylot, wiedział nawet lepiej niż ja, czego potrzebowałam. I dbał o mnie w sposób, który nie pozostawiał złudzeń, co do głębokości jego uczuć.
Zatrzymaliśmy się w hotelu. Zbyt daleko było do Żor, by myśleć teraz o powrocie. W dodatku był prawie środek nocy. Jak się okazało, pokój już na nas czekał. Przyglądałam się Michałowi, gdy czekał na klucz do naszego pokoju, zastanawiając się, kiedy on to wszystko zaplanował. Bo, że miał to wszystko zaplanowane, nie wątpiłam. Michał w końcu dostał klucz. Złapał mnie za rękę, zaplatając nasze palce razem i pociągnął za sobą.
Miłość do Michała była już tak głęboko zakorzeniona w moim sercu, że z całą pewnością moje życie bez niego nie miałoby sensu. Egzystowałam tak przez pięć długich lat i wiedziałam, jak okropne było to doświadczenie. A jednak miałam wrażenie, że drugi raz bym nie potrafiła przetrwać bez niego. Dużo się między nami zmieniło. Kochałam Michała mając dziewiętnaście lat i nie była to naiwna, młodociana miłostka. Już wtedy było to jak najbardziej prawdziwe uczucie. Ale teraz, kiedy poznaliśmy się na nowo, kiedy zniszczyliśmy wszystkie bariery między nami… Jakimś sposobem wszystko wydawało się być jeszcze głębsze, mocniejsze.
Wiedziałam, że mnie i Michała czeka trudny okres, kolejna rozłąka, kiedy dołączy do drużyny z Bielska, ale byłam spokojna, bo to żadna przeszkoda dla nas, nie po tym, co razem przeszliśmy. Ufałam mu bardziej niż sobie, jakkolwiek naiwnie to brzmiało.
Odkąd tylko weszliśmy do pokoju, wiedziałam, że Michał miał plan na tę noc. Obchodził się ze mną jak z damą, pomagając mi zdjąć płaszcz, odwijając oba szale z mojej szyi, a potem poprowadził mnie głębiej, gdzie czekał na nas zastawiony świecami stolik i czerwone wino, tylko czekające, by je otworzyć. Uśmiech powoli formował się na moich ustach, gdy Michał zajął się zapalaniem każdej świeczki znajdującej się w małym, ale przytulnym pomieszczeniu.
- Pani pozwoli – Michał stanął przede mną, wyciągając w moją stronę dłoń.
Przyjęłam ją bez zawahania, spoglądając mu w oczy, błyszczące w blasku świec. Mój uśmiech poszerzył się, gdy Kubiak złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni, a mój śmiech zalał falą pomieszczenie, kiedy niespodziewanie mną zakręcił, łapiąc mnie w swoje ramiona i przesuwając się tanecznym krokiem po pokoju.
Tańczyliśmy, choć nie mieliśmy muzyki. Zwróciłam na to uwagę Michała, ale jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko.
- Nie potrzebujemy muzyki – powiedział, a mimo to, gdy przytuliłam się do niego mocniej, wtulając policzek w jego ramię, poczułam wibracje, kiedy zaczął cicho nucić.
Rozpoznałam tę melodię niemal od razu i nie potrafiłam opanować śmiechu. Oderwałam głowę od michałowego ramienia, by móc mu spojrzeć w oczy.
- Czy ty właśnie zacząłeś nucić pieśń o małym rycerzu?
Michał wyglądał na wyjątkowo z siebie zadowolonego, gdy skinął głową.
Chichot wyrwał się z moich płuc. Wspięłam się na palce, łapiąc jego twarz w dłonie i złożyłam na jego ustach pocałunek. Miał to być krótki całus, ale Michał miał inne plany i nie pozwolił mi się oddalić, pogłębiając pocałunek.
Westchnęłam ze szczęściem, kiedy w końcu go zakończył.
- Jesteś jedyny w swoim rodzaju, Michale Kubiaku. Jedyny.








1 komentarz: