Ludzie mają dziwny zwyczaj
decydowania za innych, czy coś jest dla nich dobre, czy złe. Chcą układać im
życie tak, by nie dotknęło ich żadne zło, nie cierpieli, nie ronili żadnych
łez. Nie widzą, że to brak możliwości decydowania o sobie sprawia, że cierpią
najbardziej. Nie dostrzegają, jak brak kontroli nad własnym życiem powoli
pozbawia ich szczęścia. Ja tylko chciałem cię chronić – mówią, kiedy w końcu
dostrzegają, jak wielką krzywdę wyrządzili.
Michał zrobił dokładnie to samo.
Odsunął mnie od siebie w momencie, w którym rozpaczliwie go potrzebowałam.
Zrobił to, bo się bał. Bał się, że Bartman będzie mnie bardziej gnębił. Bał
się, że spadną na mnie ciosy, po których nie będę w stanie się pozbierać. I one
na mnie spadły. I ciężko było mi się pozbierać, tak. A to wszystko dlatego, że
brakowało mi ramienia Michała, otaczającego moją talię i chroniącego przed
upadkiem. Brakowało mi jego uśmiechu, który kazał mi ciągle o nas walczyć.
Brakowało mi jego głosu, słów, jakimi motywował mnie do działania. Brakowało mi
jego ciepła i bezpieczeństwa, jakie roztaczał wokół siebie i którymi się
dzielił również ze mną.
Wychodziło na to, że chcąc mnie
chronić, uczynił mnie jeszcze bardziej bezbronną. Zabrał swoją miłość i
pozostawił mnie bardziej podatną na zranienie.
Ale nawet to nie sprawiło, że się
poddałam.
Bo kiedy walczysz o miłość,
potrafisz dokonać niemożliwego. Potrafisz pokonać każdą przeszkodę. Potrafisz
brnąć przed siebie, choćby wszyscy kazali ci zawrócić.
Michał nadal stał blisko. Nadal
zabierał mój tlen, którym ja z przyjemnością się dzieliłam. Nadal powodował, że
moje serce biło w szaleńczym rytmie. I nadal patrzył nieruchomym wzrokiem w
okno, choć tak rozpaczliwie potrzebowałam, by spojrzał na mnie. By powiedział
mi, że to już koniec tej farsy. Jego miłości potrzebowałam bardziej niż tlenu.
- Bądź ponad tym. Zostaw
przeszłość za sobą, w miejscu, gdzie powinna pozostać. Stamtąd już cię nie
dosięgnie. Zostaw Bartmana razem z nią.
- Nie wiem, czy potrafię –
wyszeptał po przeciągającej się chwili milczenia.
- Potrafisz. Ja wiem, że masz w
sobie dość siły.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo cię kocham. Bo twoje serce
bije z wielką siłą, a ty jedynie musisz w to uwierzyć.
- Ja też cię kocham – szepnął.
Złapał moją twarz w swoje wielkie
dłonie. Kciukami gładził moje policzki, a potem przesunął je niżej, na moje
wargi. Chwilę później zastąpił palce ustami. Suchymi, spękanymi ustami, które
mimo to smakowały tak samo zachwycająco jak zawsze. Zachłanność tego pocałunku
była porównywalna z tęsknotą, jaką oboje odczuwaliśmy, trzymając się z dala od
siebie.
- Przepraszam – sapnął Michał
gdzieś pomiędzy pocałunkami.
- Nie przepraszaj. – Odsunął się
na kilka centymetrów, by móc spojrzeć w moje oczy, a kiedy jego wzrok spotkał
się z moim, między nami przepłynęły słowa, niewypowiedziane, chowane w
tajemnicy, ledwo szeptane i dopiero co pomyślane. – Kochaj mnie.
Oparł swoje czoło o moje, biorąc
w płuca kilka drżących oddechów. Jego dłonie odnalazły drogę pod moją koszulkę
i teraz powodowały dreszcze na moim ciele. Przesunęłam swoje własne ręce z jego
ramion ku głowie, wplatając palce w przydługie włosy. Przeczesywałam je i
ciągnęłam za nie, czekając na jego ruch.
Pochylił głowę, zatrzymując się
milimetry od moich ust. Czekałam, choć pożądanie spalało mnie od środka.
Spojrzał mi w oczy i w tym samym momencie złączył nasze wargi. Cieszyłam się,
że miałam za sobą blat, o który mogłam się oprzeć, bo inaczej runęłabym na
ziemię, niezdolna by utrzymać się na własnych nogach. Kubiak chyba to wyczuł.
Sunął dłońmi w dół po bokach mojego ciała, aż do połowy ud. Chwycił je mocno,
wbijając palce w moją skórę, po czym nieco się pochylił i uniósł mnie, sadzając
na blacie. Sam zrobił sobie miejsce między moimi nogami i przyciągnął mnie do
siebie, na sam skraj szafki. Zaplotłam nogi na jego plecach i przylgnęłam do
niego, nie przestając go całować.
Dłońmi zahaczyłam o brzeg jego
koszulki i uniosłam ją do połowy. Wkrótce nic nie przeszkadzało mi w dotykaniu
mocno zarysowanych mięśni na klatce
piersiowej Michała.
Wraz z kolejnymi ubraniami, znikał
cały świat. Wkrótce zostaliśmy jedynie my, nasza miłość i krople deszczu,
rozbijające się o szybę.
*
Cokolwiek nie zdarzyłoby się
pomiędzy mną a Michałem, on nadal próbował mnie chronić, odsuwając się ode
mnie. Pomimo tego, że rano obudziłam się w jego łóżku. Pomimo tego, że
wzajemnie zapewniliśmy się o swojej miłości. Pomimo tego, że wiedziałam już
wszystko. Ale potrafiłam to zrozumieć. Kubiak musiał sam stoczyć swoją bitwę z
Bartmanem, by móc już na zawsze się od niego uwolnić. A ja bym go tylko rozpraszała.
Dlatego musiałam pogodzić się z
tym, że odzyskam Michała dopiero wtedy, kiedy Bartman zniknie nam sprzed oczu
już na dobre. Jednak ciężko było mi sobie wyobrazić świat bez Bartmana, skoro
zaraz po wejściu do mieszkania, usłyszałam jego głos dochodzący z salonu.
Miałam pustkę w głowie i nie wiedziałam, czy wejść i zapytać, co tu do cholery
robił, czy wycofać się dopóki mnie jeszcze nie zauważył i schować się przed
światem u Michała. W końcu zrezygnowałam z ucieczki postanowiłam stawić mu
czoła. W razie czego udekoruję mu jeszcze drugi policzek, chociaż moja ręka
może mieć potem do mnie pretensje.
Damian zauważył mnie pierwszy.
Siedział bokiem do wejścia i co chwilę spoglądał na drzwi, jakby chciał, żebym
już wróciła i nie kazała mu dłużej gościć atakującego w naszym salonie.
Odchrząknęłam. Bartman odwrócił się w moją stronę i zmierzył moją sylwetkę od
dołu do góry. Chyba domyślił się, dlaczego miałam na sobie wczorajsze ubrania.
Damian na pewno nie powiedziałby mu, że poszłam do Michała. Ale nie miałam
zamiaru tego ukrywać, bo nie była to jego sprawa. Uśmiechnęłam się z
satysfakcją, kiedy przerwał kontakt wzrokowy. Zrobiło mu się głupio? Nareszcie
uświadomił sobie, że nigdy nie mógłby być dla mnie kimś tak ważnym jak Michał?
Cokolwiek to było, zacisnął
szczękę i spojrzał na mnie ponownie. W jego oczach lśniła determinacja.
- Chciałem cię przeprosić za
wczoraj. Nie miałem prawa cię całować – powiedział nieco stłumionym głosem.
- Owszem, nie miałeś –
odpowiedziałam, opierając się o drzwi z założonymi na piersi rękami.
Nawet nie zauważyłam, kiedy
Damian się ulotnił. Byłam zbyt zajęta uważnym obserwowaniem Bartmana i dawaniem
mu odczuć, jak niemile widzianym gościem był. Miałam nadzieję, że moja fatyga
nie była bezcelowa.
Siatkarz chwilę mi się przyglądał,
jakby mnie oceniał. Uniosłam brew w górę.
- W czym on jest lepszy, co?
- Na pewno w wymyślaniu bajek ci
nie dorównuje – rzuciłam z kpiną.
Wstał i zrobił kilka kroków w
moją stronę. Miałam ochotę umknąć przed nim, ale nie mogłam pokazać ani odrobiny
strachu, jaki próbowałam przed nim ukryć. Nie byłam wcale taka silna.
- Sabina…
- Nawet do mnie nie podchodź –
syknęłam ostrzegawczo, mierząc go ostrym spojrzeniem.
Zatrzymał się, ale to nie miało
znaczenia, bo i tak czułam, że był za blisko.
- Miałaś dać mi szansę,
pamiętasz?
- Dałam ci ją. I co z nią
zrobiłeś?
Moje pytanie zawisło w powietrzu.
Zastanawiałam się, do czego Bartman był jeszcze zdolny, by sięgnąć po coś, co w
ogóle mu się nie należało. I chyba nie chciałam znać odpowiedzi.
W tym momencie w ogóle nie
dziwiłam się, że Michał nie potrafił uwolnić się od jego osoby. Bartman
potrafił nagiąć wszystko na swoją korzyść. Potrafił kłamać w żywe oczy, nawet
jeśli wiedział, że znasz prawdę. Potrafił zmanipulować cię w taki sposób, że
sam nie wiedziałeś, co było prawdą, a co kłamstwem.
- Wyjdź – powiedziałam stanowczo,
kiedy spróbował zbliżyć się do mnie jeszcze bardziej.
Zmrużył oczy i zacisnął mocno
szczękę. Spojrzał na mnie, a w jego oczach było coś, co spowodowało, że gardło
zacisnęło się ze strachu.
- To jeszcze nie jest koniec –
wycedził przez zaciśnięte zęby i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Mimowolnie się wzdrygnęłam, bo w
tonie Bartmana oprócz złości była również obietnica. On mnie nie informował, on
mi obiecywał.
*
Z przyjemnością założyłam na
siebie koszulkę z trzynastką na plecach. Dawno jej nie używałam, ale teraz nie
miałam zamiaru zakładać jakiejkolwiek innej. Damian nawet na kolanach by mnie
nie przekonał, bym wzięła jego.
Poprawiłam włosy i zarzuciłam na
siebie płaszcz. Szal owinęłam luźno na szyi, bo na zewnątrz już wcale nie było
tak chłodno. Marta już była gotowa, więc uśmiechnęłam się do niej i razem
wyszłyśmy z mieszkania. Samochód Damiana już na nas czekał. W środku było nieco
zimno, ale dało się przeżyć. Nadłożyłam trochę drogi, by zabrać również Idę,
ale miałyśmy jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia meczu, więc nie musiałyśmy się
spieszyć. Rozmawiałyśmy wesoło w czasie jazdy i również później, kiedy
usiadłyśmy obok siebie na swoich miejscach i czekałyśmy na pierwszy gwizdek
sędziego. Przedstawiałyśmy pewnie ciekawy widok, każda z innym numerkiem na
koszulce. Najpierw Ida z trójką, potem ja z trzynastką, a na końcu Marta z
osiemnastką.
Wyłapałam wzrok Bartmana.
Ewidentnie patrzył ze złością na trzynastkę na mojej koszulce. Za to ja
patrzyłam na niego wyzywająco. Może nie powinnam. Może po tym, co mi ostatnio
powiedział, nie powinnam go w żaden sposób prowokować, ale nie mogłam się
powstrzymać.
Ida szturchnęła mnie łokciem.
Spojrzałam na nią, a ona wskazała z uśmiechem na Kubiaka, który chyba właśnie
motywował Kubę. Popiwczak faktycznie wyglądał dość niepewnie, ale za każdym
razem, kiedy Michał potrząsał jego ramionami, uśmiech n jego ustach stawał się
coraz wyraźniejszy. Na koniec swojej przemowy Michał odwrócił się w stronę
trybun i wyłapał nas wzrokiem. Uśmiechnął się do mnie lekko, po czym skierował
wzrok Kuby w naszą stronę. Ida pomachała swojemu chłopakowi, a nawet nie
próbował ukrywać, jak bardzo cieszy się na jej widok. To było niesamowicie
urocze.
Przerzuciłam wzrok na drugą
stronę boiska, gdzie właściwie w ciszy rozgrzewała się drużyna Politechniki
Warszawskiej. Trener Bednaruk kompletnie rozluźniony rozmawiał sobie z kimś ze
sztabu szkoleniowego, zostawiając swoich zawodników samopas. No ale to dorośli
chłopcy i nie potrzebowali, by ktoś ich za rączkę prowadził. Trochę się na nich
zagapiłam, kiedy prowadzili rozgrzewkę i kolejno atakowali. Szczególnie jeden
siatkarz przykuł moją uwagę. Wyglądał naprawdę młodo. I dość przystojnie, ale
to akurat mniej mnie interesowało. Byłam zdziwiona z jaką siłą posyłał piłki
na, jak na razie, puste pole przeciwnika. To była jedynie rozgrzewka, a on już
pokazywał, że jest mocnym graczem i trzeba się z nim liczyć. To było
imponujące. Tym bardziej, że oprócz niego w Politechnice grało jeszcze paru
takich młodych zdolnych. Szykował się zacięty mecz. Młodość i siła AZS-u kontra
doświadczenie i technika Jastrzębskiego. Tak, zdecydowanie szykowało się ostre
granie.
Zatarłam ręce z uciechy, śmiejąc
się z miny Idy, która patrzyła na mnie kompletnie zdezorientowana. Zdawała się
zastanawiać, czy w ogóle pytać mnie, o co chodzi. Chyba zdecydowała, że woli
nie wiedzieć, bo pokręciła jedynie z politowaniem głową i odwróciła się w
stronę boiska.
Sędzia zagwizdał, kończąc
rozgrzewkę. Najpierw na boisko wybiegła szóstka gości, zapowiadana przez
spikera, a potem szóstka gospodarzy. Jastrzębiaki zgromadziły się na środku
swojej połowy w kółeczku. Pochylili głowy i wyraźnie się motywowali. Bo to był
ważny mecz. Wygrana zapewni im awans do playoffów z dobrego miejsca, więc gra
była warta świeczki. A Politechnika również miała smaka na wygraną. Patryk
Czarnowski, Alen Pajenk, Michał Masny, Mateusz Malinowski, Krzysztof
Gierczyński, Damian i Michał. Michał, który wychodził w pierwszej szóstce po
raz pierwszy od czasów kontuzji. We wcześniejszych meczach grał, ale wchodził
tylko na zmiany albo na końcówki setów, pomóc drużynie w kontrolowaniu
ostatnich akcji. Bo nawet nie w pełni formy był dla drużyny niezbędny. Był ich
liderem i wcale nie musiał kończyć wszystkich piłek, by to udowodnić.
Wystarczyło, że wszedł na boisko. Jednego poklepał po plecach, drugiego przekonał
dobrym słowem, że nie musi wstrzymywać ręki i to wystarczało.
Ale teraz tam był. Od samego
początku. I to on motywował kolegów. On szarpał za ich koszulki, by wzbudzić w
nich chęć walki. On kierował nimi, choć opaska kapitana przypadła komu innemu.
On był ich liderem i wywiązywał się z tego najlepiej jak tylko mógł.
Widząc tę zaciętość w oczach
Jastrzębiaków nie miałam wątpliwości, że ten mecz, to będzie godne widowisko.
I taki był. Pierwszy set wygrało
Jastrzębie, bo wola walki, jaką przelał na nich Michał, nie pozwalała im się
opieprzać. Równocześnie Politechnika wcale im nie uległa. Walka była tak
zacięta, jak tylko mogłaby być. Grali punkt za punkt przez większą część seta i
dopiero w końcówce presja udzieliła się Młodym Wilkom Bednaruka i zaczęli
popełniać błędy, za które przyszło im później zapłacić przegraną w pierwszej
partii.
Ale drugi set wcale nie był
gorszy. Tylko tym razem to Jastrzębie zaczęło popełniać błędy. Zaczęło się od
nieskończonego ataku Kubiaka, który wyraźnie opadał z sił. Nadal nie trenował w
pełnym wymiarze, więc tak zacięta walka musiała go kosztować wiele sił. Ale nie
poddawał się. Przeskakiwał między kolegami, każdego klepiąc po ręce, ramieniu
czy innej części ciała. Krzyczał po każdej skończonej akcji, a po tej
nieskończonej zaciskał zęby i od razu o niej zapominał. Ale coś szło nie tak,
jak powinno. Politechnika nie dawała się zaskoczyć Masnemu, kiedy ten chciał
kiwnąć. Obronili, podbili piłkę w górę, a blondyn, którego wcześniej
podziwiałam, zakończył tę kontrę w naprawdę widowiskowy sposób, wbijając
przysłowiowego gwoździa wprost przed nogi Kubiaka. Michał się wkurzył. Mogłam
to dostrzec nawet z trybun. Pluł sobie w brodę, że nie obronił tej piłki, ale
tak szczerze, to był praktycznie bez szans. Złość lidera udzieliła się reszcie
drużyny i następne kilka akcji zupełnie nie poszło po ich myśli. Te parę
punktów straty było już nie do nadrobienia przy świetnej grze Politechniki.
Następne sety to była prawdziwa
wojna. Kiedy jednej stronie nie szło, druga od razu to wykorzystywała, ale nie
na długo, bo czasem wystarczyła jedna zmiana dokonana przez trenera i cały
zespół odżywał i na nowo podejmował walkę. Już nie siedziałam na swoim
krzesełku. Stałam, skakałam, krzyczałam… Nie dało się inaczej. Atmosfera była
zachwycająca. Ludzie na trybunach wspierali swoje drużyny i nawet garstka osób
z klubu kibica Politechniki była dobrze słyszalna, bo nie szczędzili sobie
gardeł. Coś wspaniałego.
W pewnym momencie zamarłam. Do
wejścia na boisko szykował się Bartman. Spoglądałam niepewnie na Kubiaka,
zastanawiając się, czy się czasem na tym boisku nie pozabijają. Ale on nie
wyglądał na wkurzonego decyzją trenera. Zresztą niewiele miał do gadania. Mógł
albo się z nią pogodzić, albo od razu zejść z boiska i patrzeć na mecz z
kwadratu. Dlatego też na te kilkadziesiąt minut, jakie pozostały do końca
meczu, przymknął oko na wszelkie nieporozumienia i spory między nimi i kiedy
Bartman wbiegł na boisko, pierwszy wyciągnął rękę, by przybić mu piątkę.
Patrzyłam na niego z dumą i czułością. Potrafił być ponad tym. Dokładnie tak,
jak mówiłam.
Po wejściu Bartmana Jastrzębianie
dostali zastrzyku energii. Mogłam go nie lubić, mogłam sobie z niego kpić, ale
musiałam przyznać, że miał siłę w rękach. Miał również przeróżne sposoby na to,
by oszukać przeciwnika bądź ukryć swoje zamiary i zaskoczyć go. Nie znalazł się
taki, który by go zablokował, chociaż wielu próbowało. Kubiak również odżył i
atakował z prawego skrzydła jak natchniony. Zupełnie tak, jak przed kontuzją.
Ryzykował, grał całym sobą. I dlatego właśnie to jastrzębie wygrało ten mecz.
Klaskałam, krzyczałam, skakałam.
Cieszyłam się razem z innymi kibicami, ale nie potrafiłam pozostać na
trybunach. Chciałam wbiec między siatkarzy i każdemu osobiście przekazać, jak
bardzo genialny był na boisku. Chciałam, więc to zrobiłam. Zostawiłam za sobą
Idę i Martę, które śmiały się z mojej dzisiejszej nadpobudliwości i zbiegłam na
dół. Przebiegłam obok ochroniarza, który nawet nie próbował mnie zatrzymywać,
jedynie pokiwał z politowaniem głową, widząc szeroki uśmiech na mojej twarzy.
Pierwsze rzuciłam się na szyję
Kubiakowi. Niczego się nie spodziewał, stojąc do mnie tyłem i odwracając się
dosłownie w ostatnim momencie, by mnie złapać. Objęłam go w pasie nogami i
uczepiłam się mocno jego szyi, kiedy zaczął się kręcić ze śmiechem dookoła
własnej osi. Śmiałam się razem z nim, ale szybko zeskoczyłam na parkiet, widząc
przyglądających się nam kibiców, zawodników, trenerów i w ogóle wszystkich na
hali. Zarumieniłam się zupełnie speszona, ale Kubiakowi nie wydawało się
przeszkadzać, że przeze mnie znalazł się w centrum zainteresowania. Wręcz
przeciwnie, patrzył na mnie ze śmiechem i wiem, że w tym momencie tak samo jak
ja marzył, by życie było prostsze, a nasze decyzje bardziej odpowiednie. Ale
nawet jeśli nasz związek stał pod znakiem zapytania, a wszyscy kibice
przyglądali nam się z uwagą, być może również ci przed telewizorami, bo gdzieś
obok przemknął mi kamerzysta, nic nie mogło sprawić, bym mniej pragnęła
pocałować Michała. I po raz kolejny dzisiaj kierując się tajemniczym impulsem,
który zmuszał mnie do spontanicznego i zupełnie nieprzemyślanego działania,
stanęłam na palcach, chwyciłam Michała za kark, przybliżając jego twarz do
swojej i pocałowałam go tak mocno, jakby świat się walił, a jutra miało nie
być.
- Panie kamerzysto, bo oskarżą
pana o przekazywanie treści pornograficznych – usłyszałam krzyk Damiana,
któremu towarzyszyły zbiorowe śmiechy. Oderwałam się od Michała, uśmiechając
się do niego i szepcząc mu do ucha, że grał dziś niesamowicie, po czym
odwróciłam się do brata i stanęłam z rękami założonymi na piersi.
Damian przyglądał mi się
badawczo, nie wiedząc, czego się po mnie spodziewać, więc kiedy podeszłam do
niego niby z zamiarem przytulenia i pogratulowania, a zamiast tego walnęłam go
łokciem w żebra, jęknął głośno i zgiął się odrobinę z bolesnym grymasem
wymalowanym na twarzy.
- Teraz cały świat ma dowód na
to, że ta kobieta się nade mną znęca. Nad biednym, bezbronnym, słabym
siatkarzem – rzucił niby poważnie patrząc prosto w kamerę. Potem odwrócił się
do mnie z uśmiechem i rozłożonymi ramionami. – No chodź tu siostra.
I przytuliłam go z całej siły,
gratulując świetnego meczu.
Zdobyłam się nawet na podejście
do Bartmana. Myślałam, że będzie szczęśliwy po tym, jak właściwie bombardował
zawodników Politechniki swoimi atakami i zagrywkami. Ale najwyraźniej jeszcze
nie do końca rozgryzłam tego człowieka.
- Świetny mecz – powiedziałam,
nawet nie musząc się silić na uśmiech, bo on w tym momencie przychodził mi
całkowicie naturalnie.
- Daruj sobie.
Zmierzył mnie wzrokiem i z,
niepasującą do szalejącej wokół radości, wściekłą miną ruszył w kierunku
szatni. Chwilę za nim patrzyłam, ale w końcu wzruszyłam ramionami i wróciłam do
Jastrzębiaków. Jego humorki to jego sprawa. Ja nie zamierzałam się nimi
przejmować. Choć być może powinnam…
*
Ida została na hali, czekając na
Kubę. Marta tak samo; czekała na Damiana, który obiecał jej randkę życia z
okazji wygranej. Brat zapewnił mnie, że znajdą sobie transport i nakazał jechać
do domu. Więc co innego mi pozostało? Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam
do wyjścia. Większość kibiców już się rozeszła, pozostali jedynie ci
najbardziej wytrwali. Lub najbardziej zdesperowani, chcący dorwać siatkarzy
przy wyjściu i po raz kolejny męczyć ich o autografy. Ciężki był los sportowca.
Chociaż na parkingu stało jeszcze sporo samochodów, to wokół nie było żywej
duszy. Mogłam więc w spokoju nucić sobie pod nosem piosenkę, nie przejmując
się, że ktoś usłyszy moje fałszowanie.
Byłam w jakimś dziwnym stanie.
Przepełniała mnie radość, to raczej zrozumiałe, ale było coś jeszcze. Coś,
czego zidentyfikować nie potrafiłam. I to coś trzymało się mnie przez całą
drogę do Żor i nawet później, kiedy weszłam do mieszkania. Czułam się nieco
nieswojo i sama nie wiedziałam, dlaczego.
Postanowiłam to zignorować.
Wzięłam prysznic i zrobiłam sobie małą kolację, bo z głodu zaczęło mi burczeć w
brzuchu. Zrobiłam sobie też herbatę i wszystko zabrałam ze sobą do salonu.
Usiadłam sobie na kanapie, włączyłam telewizor i miałam nadzieję spędzić resztę
wieczoru na nicnierobieniu.
W połowie spełniłam swoje plany.
Leniuchowałam, siedząc pod kocem na kanapie, wgapiając się bezmyślnie w ekran
telewizora, trzymając w dłoniach kubek z herbatą i oglądając jakiś przygłupawy
program, który powodował moje głośne wybuchy śmiechu. Telefon leżący na
drewnianym stoliku zawibrował. Spojrzałam w tym kierunku, spodziewając się
SMS-a, którego mogłabym zignorować i odczytać później, ale wibracje powtórzyły
się. Sięgnęłam po telefon i odebrałam.
Słuchałam uważnie słów Damiana, a
z każdym kolejnym moja twarz stawała się coraz bledsza. Kubek wypadł mi z dłoni
i roztrzaskał się z głośnym hukiem na podłodze, a wraz z nim roztrzaskała się
wizja mojej przyszłości. Rozłączyłam się. Telefon wyślizgnął mi się z dłoni,
upadając szczęśliwie na kanapę, a nie na podłogę. Ale nawet tego nie
zauważyłam. Niewidzącym wzrokiem patrzyłam na zmieniające się obrazy na ekranie
telewizora. Wzrok odmówił mi posłuszeństwa, przyćmiony lawiną czerni, jaka
spadła w moim umyśle, grzebiąc pod sobą praktycznie wszystko. Jednak słyszałam.
Słyszałam śmiech publiczności w beznadziejnym programie typu reality show.
Słyszałam go tak wyraźnie, jakby ci ludzie stali obok mnie, wskazując na mnie
palcem, pokazując sobie nawzajem przyszłą ofiarę życia, której świat właśnie
się walił i bez litości grzebał ją pod sobą. Bez cienia nadziei na wydostanie
się spod gruzów.
Znowu Bartman. Znowu postanowił doprowadzić
kogoś do zimnej furii. Znowu Michała.
Tylko tym razem nie istniała
granica. Została przekroczona. Zdeptana przez kłamstwa. Wbita pod powierzchnię
trzeźwego myślenia przez wściekłość.
Brak kontroli doprowadził Michała
do ostateczności. Zacisnął pięść. Uniósł rękę. Wgniótł ją w twarz Bartmana.
Złamał mu nos. Obił twarz. Sprowadził do parteru. I przy okazji złamał rękę w
nadgarstku.
Brak kontroli doprowadził do
sytuacji, z której to prowokator wyszedł właściwie bez szwanku. Może i miał
obrażenia fizyczne, ale to nie jemu groziło spędzenie kilku lat za kratkami za
rozmyślne uszkodzenie ciała i być może za uniemożliwienie wykonywania zawodu.
To nie groziło Bartmanowi.
Tylko Kubiakowi.
/ / /
Rozdział niesprawdzony, bo mi się nie chciało ;)
Wooow. Umiliłaś mi pobyt w szpitalu❤
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta początkowa scena między Sabiną i Michałem. Umiesz bardzo obrazowo, ale nie wulgarnie, pokazać ich namiętność. Dlatego bardzo lubię takie fragmenty w Twoim wykonaniu <3
OdpowiedzUsuńI widzę, że chociaż Sabina i Michał są już pogodzeni i wyjaśnili sobie wszystkie niedomówienia, to to nie koniec problemów. I dobrze, haha! :D Jestem bardzo ciekawa, co szykujesz dla Michała. Więzienie? Chyba nie. Poza tym i tak pewnie dostałby wyrok w zawiasach (chyba, że sędzia byłby fanem Bartmana xD), ale to nie znaczy, że sprawa nie jest poważna. Bo jest. Pieprzony Bartman dostał, co chciał! Tylko szkoda, że Michałowi satysfakcji to raczej nie przyniesie...
Czekam na kolejny i pozdrawiam ciepło! ;*