27 października 2019

[II] 42.


Zostało mi kilka godzin. Zaledwie kilka godzin na ostateczne ogarnięcie siebie i mieszkania, zanim zaleje je fala głodnych i spragnionych ludzi w imprezowych nastrojach. A tymczasem ja miałam coraz mniejszą ochotę na świętowanie, za to coraz większą na owinięcie się szczelnie kocem na kanapie i oglądanie starych bajek od Disney'a.
Westchnęłam przeciągle, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Ostatnio nie sypiałam zbyt dobrze. Ciężko mi było znaleźć wygodną pozycję, a jeszcze większe problemy miałam z oczyszczeniem głowy z myśli. To skutkowało przewracaniem się z boku na bok i coraz większym zmęczeniem, które jedynie narastało z dnia na dzień, co było po mnie widać. Niestety.
Wątpiłam, by jakakolwiek ilość makijażu potrafiła zakryć cienie pod moimi oczami i szarość mojej cery. Może niektórzy dadzą się nabrać, ale wiedziałam, że większość na pewno zacznie zadawać pytania.
Miałam już nawet przygotowaną idealną wymówkę. Chociaż wciąż żywiłam nadzieję, że nie będę jej potrzebować. Nie chciałam psuć zabawy ani sobie, ani innym. Zorganizowałam całe to spotkanie, by zobaczyć się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, ludźmi, na których mi zależało, na których nadal mi zależy.
Mały uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy przypomniałam sobie dawne czasy, dawną ekipę jastrzębskiego, dawne wyjazdy na mecze razem z Damianem… Niektórzy powiedzieliby, że okropnie jest żyć w ciągłych rozjazdach, ale kiedy wspominałam swoje dzieciństwo, czy też bardziej swoje nastoletnie lata, nie żałowałam ani chwili. Miałam wokół siebie tyle osób, które się o mnie troszczyły. Czasami miałam wrażenie, że cała drużyna traktowała mnie jak ich klubową maskotkę, jak ich jastrzębskie dziecko. Gdzie się nie odwróciłam, tak któryś z siatkarzy pytał, czy wszystko ze mną w porządku, czy w czymś mi mogą pomóc. W autobusach zawsze upewniali się, żeby mnie szczelnie przykryć kocykiem, gdy odpłynęłam w drodze powrotnej.
To były dobre czasy.
Telefon zawibrował na półce obok mnie, rozpraszając moje myśli. Jedna, krótka wiadomość.
„Będę wcześniej, tęsknię.”
Tyle wystarczyło, by zalała mnie fala nowej energii. Spojrzałam ponownie w lustro i zobaczyłam tę samą, zmęczoną mnie, ale jakby bardziej żywą.
Ja zdecydowanie też tęskniłam.
Mogłam się zadręczać, przesadnie martwić, stresować i dołować samą siebie, ale nie chciałam tego robić dzisiaj. Dzisiaj chciałam odpocząć od coraz bardziej męczącej codzienności, od coraz bardziej męczącej mnie samej, bo sama z sobą ledwo wytrzymywałam. I to zdecydowanie nie było łatwe – przestać być sobą chociaż na chwilę, ale miałam bardzo dobrą motywację. Dlatego błysnęłam pięknym uśmiechem do samej siebie w lustrze i w przypływie pozytywnej energii, włączyłam jedną z playlist przygotowanych specjalnie na dzisiejszy wieczór.
Zastawiałam stół przekąskami i naczyniami, lawirując między krzesłami w rytm muzyki. Nawet nie pamiętałam, kiedy ostatnio pozwoliłam sobie na taką chwilę zapomnienia, na chwilę wygłupów. Życie miało tendencję do spychania nas w dół, przechylało szalę na naszą niekorzyść, a my zamiast próbować je zbalansować, kończyliśmy walcząc z całych sił, by nie spaść. A czy to miało jakiś sens? Życie miało być ekscytującą podróżą, a nie pasmem zmartwień, lawiną problemów i codzienną zawieruchą. Prawdziwą zagadką pozostaje dla mnie, dlaczego tak długo zajmuje nauczenie się życia, dlaczego tak mało czasu pozostaje ludziom, by się nim nacieszyć?
Wyśmiałam głośno samą siebie, kiedy przyłapałam się na nadmiernym analizowaniu sensu życia. Ja naprawdę nie potrafiłam nie myśleć, nie potrafiłam całkowicie wyłączyć swojego umysłu. Mogłam zablokować pewne „drażliwe” tematy, kiedy naprawdę mocno się starałam, ale całkowite wyłączenie nie wchodziło w grę.
Jak ludzie ze mną wytrzymywali, nie miałam pojęcia.
Lepsze pytanie, jak ja sama ze sobą wytrzymywałam?

*

Pierwsi do moich drzwi zapukali Damian z Martą. Mój starszy brat, będący wieczną bańką energii i humoru, złapał mnie w ramiona w sekundę po tym, jak otworzyłam drzwi, prowadząc mnie w szaleńczym tańcu po całym mieszkaniu. Śmiech falami wyrywał się z mojego gardła, a kiedy Damianowe ADHD się w końcu uspokoiło, musiałam wziąć parę głębszych wdechów, tak mnie zamęczył.
- Zero formy, Sabina, zero! Wstydziłabyś się! – Damian wyszczerzył się do mnie szeroko, nie wyglądając na ani trochę zmęczonego. – Pozbyłaś się starszego braciszka i teraz nie ma cię kto pilnować!
- Ty się ciesz, że masz Martę! Bez niej swoich własnych skarpetek byś nie potrafił znaleźć – odgryzłam się, czując, że właśnie tego mi brakowało, kiedy byłam tutaj sama.
Marta zachichotała, posyłając w stronę Damiana znaczące spojrzenia. Podeszłam do niej, przytulając ją w końcu na powitanie.
- Co to za wymiana spojrzeń? – zapytałam z ciekawością, przyglądając się bacznie tej dwójce. – Jakaś tajemnica? – dodałam, gdy żadne z nich się nie odezwało.
- Ja tam nie mam nic do ukrycia. Damian, kochanie, może opowiesz Sabinie, jak to było?
Teraz to mnie zaciekawiła! Znałam Damiana lepiej niż on znał samego siebie, wiedziałam, że miał kilka wad, które uprzykrzały wspólne życie. Dorastałam z nim, przywykłam do jego dziwactw.
- Moja wspaniała narzeczona – zaczął, akcentując mocno słowo wspaniała – zagroziła, że zostawi mnie przed ołtarzem, jeśli nie przestanę rozrzucać swoich rzeczy po naszym domu. A potem dodała, że zanim mnie rzuci na oczach wszystkich zebranych, pokaże im kompromitujące mnie zdjęcie.
- Jakie zdjęcie? – spojrzałam na Martę z szatańskim uśmieszkiem na ustach.
- Nie pokazuj tego! – zawołał Damian, ale jego narzeczona już przeszukiwała galerię.
- O mój Boże! – Taka właśnie była moja reakcja na zdjęcie, które przedstawiało bokserki Damiana wiszące na ramie od lustra w łazience. – Damian, jesteś obleśny.
- Jesteś moją siostrą, powinnaś trzymać moją stronę.
Założył ręce na piersi, patrząc na nas obie z Martą spod byka.
- Powinnam to ja częściej ci powtarzać, że żadna dziewczyna z tobą nie wytrzyma, jak będziesz takim bałaganiarzem. Ale wtedy musiałabym ci to powtarzać nie pięć a dziesięć razy dziennie.
Damian prychnął pod nosem i zostawił mnie i Martę same w kuchni. I wtedy mnie to uderzyło.
- Rozmawialiście o ślubie?
Marta uśmiechnęła się szeroko, a miłość niemal parowała jej z uszy. Mogła grozić, że zostawi Damiana przed ołtarzem, ale to było tylko gadanie, bo patrząc na nią teraz, wiedziałam, że kocha go tak, jak ja kochałam Michała i nic już nie było w stanie ich rozdzielić. Nie po tym, co razem przeżyli.
- Nadal staramy się zgrać termin, żeby w tym czasie nie było żadnego turnieju ani wyjazdu, żeby nam się zgrała sala, fotograf, muzyka i wszystko inne, ale tak – przyznała, pełna ekscytacji. - Będzie ślub!

*

Ludzi było coraz więcej, miejsca w moim mieszkaniu coraz mniej, a krzeseł starczyło jedynie dla kilku wybranych, ale nie miało to wielkiego znaczenia. Nie na darmo przesuwałam meble, żeby zrobić miejsce na parkiet! Będę ich miotłą zaganiać na parkiet, jeśli będzie trzeba.
Nadal było dość wcześniej, grubo przed wyznaczoną godziną „rozpoczęcia” imprezy, a raczej wyznaczoną granicą spóźnienia, bo ciężko było zebrać na jedną godzinę tyle osób, dojeżdżających z różnych stron Polski. Mimo to zaczynałam się odrobinę martwić, bo sądziłam, że Michał już tutaj będzie. Miałam nadzieję, że dotrze pierwszy i będziemy mieć kilka minut, żebym mogła się nacieszyć jego obecnością bez ciekawskich oczu.
Pocieszałam się jedynie faktem, że Idy też jeszcze nie było, a obiecała mi, że w końcu do mnie przyjedzie. Może zatrzymały ich korki, ruch na drogach na pewno o tej porze był wzmożony.
Serce zabiło mi szybciej, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Pełna nadziei otworzyłam je, by stanąć twarzą w twarz z Konradem.
Ta sekunda rozczarowania musiała odbić się na mojej twarzy, bo Konrad westchnął teatralnie i jakby skurczył się w sobie, zrzucając z twarzy olśniewający uśmiech, którym mnie powitał.
- A już myślałem, że ta miłość w oczach dla mnie była. Sabina – spojrzał na mnie z fałszywą powagą. Jego specjalność – wbijasz mi sztylet w serce przy każdym spotkaniu. Jesteś nieczułą kobietą.
- Komu mam cię przedstawić najpierw? – zapytałam z błyskiem w oku, wiedząc doskonale, że śmietanka towarzyska siatkarskiego światka była jednym (jedynym) powodem, dla którego Konrad się pojawił na mojej imprezie.
I absolutnie nie miałam mu tego za złe, bo od zawsze wiedziałam, że w głębi serca jest wiernym kibicem siatkówki. A patrząc z zupełnie innej perspektywy, tej bardziej realnej – kto chciałby spędzić sylwestra z dziewczyną, która dała mu kosza, jej chłopakiem i resztą jej rodziny? No właśnie.
- Nieczuła, ale chytra jak lis – skomentował, przywołując na twarz swój codzienny uśmiech. – Nieważne od kogo zaczniemy, ważne żebym poznał ich wszystkich zanim będę musiał się zbierać. A uprzedzam, że nie zostanę długo.
- Jakaś gorąca randka?
- Wszystko byś chciała wiedzieć, Sabina – pokręcił głową ze śmiechem. – Mój brat przyjeżdża. Z dzieciakami. Bez żony, tak gdybyś się zastanawiała. To nieszczęście w związkach mamy rodzinne – wzruszył ramionami, zbywając temat.
Wiedziałam sama po sobie, że każdy człowiek potrzebuje kogoś do kochania. Każdy potrzebuje osoby, która po prostu będzie obok na co dzień, pocieszy, wysłucha, przytuli, gdy zajdzie taka potrzeba. I czułam się źle z tym, że akurat Konrad nikogo takiego w swoim życiu nie miał, bo był wspaniałym człowiekiem, którego nie dało się nie kochać.
Nie sądziłam, że na miłość dało się zasłużyć. Że jedni zasługiwali bardziej niż inni, bo miłość była kwestią przypadku. Ilu ludzi mija się dziennie na swojej drodze? Ilu z nich mogłoby odnaleźć tą jedną jedyną osobę, gdyby podnieśli wzrok w odpowiednim momencie, skręcili w prawo zamiast w lewo albo zdecydowali się wstąpić do cukierni po tego pączka, który prześladował ich cały dzień?
Miłości nie dało się znaleźć. To miłość odnajdywała nas, chociaż czasami w momentach, w których mieliśmy zamknięte oczy.
Nie było nic sprawiedliwego w miłości.
Wprowadziłam Konrada na salony, a przynajmniej przeprowadziłam go przez mój salon, zatrzymując się co rusz przy kolejnych osobach. Konrad nie powstrzymywał swojego żartobliwego charakteru, więc wpasował się idealnie w towarzystwo. Mogłam go z czystym sumieniem zostawić samego sobie, co też wykorzystałam, chowając się na sekundę w kuchni. Chciałam spojrzeć na telefon, sprawdzić, czy Michał nie zostawił dla mnie jakiejś wiadomości. Może coś mu wypadło w ostatniej chwili? Może plany się zmieniły? Pewnie, że byłabym cholernie zawiedziona, gdyby jednak nie mógł się pojawić, ale ponad wszystko wolałam wiedzieć, że wszystko z nim w porządku, zamiast zamartwiać się na zapas.
Kolejny dzwonek do drzwi, ale tym razem nie pospieszyłam, by je otworzyć. Damian zawołał z holu, że otworzy, więc oparłam się o blat, zaciskając na nim dłonie i nasłuchiwałam. Nie chciałam nikogo więcej poczęstować swoim rozczarowaniem na dzieńdobry.
- Paweł! Człowieku, jak ja za tobą tęsknię w tej Warszawie, nie szukasz czasem nowej pracy? – usłyszałam głos Damiana i pokręciłam głową ze śmiechem. Rozczarowanie skryło się pod warstwą ciekawości, kiedy usłyszałam delikatny kobiecy śmiech.
Nareszcie miałam poznać dziewczynę Pawła!
Ruszyłam w ich stronę, przyglądając się badawczo wspomnianej parze, zanim Paweł mnie zauważył.
- Teraz mi wierzysz, że nie zmyśliłem sobie dziewczyny? – zapytał, nie czekając na powitalne frazesy.
- Nie zmusił cię, byś udawała jego dziewczynę, żeby mieć święty spokój ode mnie? – zwróciłam się do dziewczyny, ignorując chwilowo Pawła. Pokręciła przecząco głową, uśmiechając się przy tym i wyglądając na szczerą. Przeniosłam wzrok na Pawła. – Wierzę jej.
Damian roześmiał się, widząc wyraz twarzy fizjoterapeuty.
- I czemu się przeniosłem do Warszawy? Było zostać, tutaj człowiek nie może się nudzić!
- Sabina – przedstawiłam się, uśmiechając się ciepło do towarzyszki Pawła, która pewnie nie mogła się doczekać, by odetchnąć od Wojtaszków. – A ten tam to mój brat, Damian. Pewnie go nie znasz z plusligowych meczów, bo ciągle się obija i trener go nie wystawia w szóstce.
- Ej! – zawołał, trącając mnie łokciem. – To nie prawda – sprostował, patrząc na dziewczynę. – Sabina to patologiczna kłamczucha, nie słuchaj jej.
- O, a to słyszę po raz pierwszy. Ciekawe, braciszku, ciekawe. Pamiętasz pewne zdjęcie, które Marta ma w telefonie?
Paweł westchnął głęboko, patrząc na mnie i Damiana z politowaniem.
- Dawno się nie widzieli, a tak właśnie okazują sobie siostrzano-braterską miłość. Musisz im wybaczyć – powiedział ściszonym głosem swojej partnerce. – To jest Natalia.
Natalia nie wydawała się wcale speszona ani też zgorszona zachowaniem moim i Damiana, co oznaczało, że z miejsca ją polubiłam.
- Wiem, jak to jest mieć starszego brata – powiedziała w odpowiedzi na moje niezadane pytanie.
- Porywam cię! – Chwyciłam ją za rękę i poprowadziłam w stronę salonu, kolejny raz dzisiaj przedstawiając wszystkim nową osobę w naszym gronie.
Moje mieszkanie po raz pierwszy od dawna tętniło życiem i miło się na to patrzyło.
Czyjeś ramiona oplotły mnie od tyłu. Przez jedno uderzenie serca w głowie miałam tylko jedno imię, ale bardzo szybko dotarło do mnie, że to nie on. Moje ciało doskonale znało jego dotyk, jego ciepło i nie dało się oszukać. Ale uśmiech szybko pojawił się na mojej twarzy, kiedy usłyszałam głos Idy.
- Za długo się nie widziałyśmy.
- Ciekawe z czyjej winy – mruknęłam zaczepnie w odpowiedzi.
Odwróciłam się, przytulając ją porządnie, próbując nadrobić w kilka sekund długie tygodnie z minimalnym kontaktem. Odsunęłam się w końcu i spojrzałam badawczo na Idę. Czegokolwiek szukałam, a sama nie wiedziałam, co to było, na twarzy swojej przyjaciółki znalazłam jedynie zadowolenie.
- Wyglądasz wręcz kwitnąco – zaczęłam, uśmiechając się z ulgą. – Jakieś szczególne powody?
- Ostatnio wszystko się układa – Ida wzruszyła ramionami wymijająco. – Nie mam powodów, żeby narzekać na swoje życie, więc raczej staram się nim cieszyć.
Zazdrościłam jej takiego podejścia, ale równocześnie cieszyłam się, że jest szczęśliwa. Wcześniej sądziłam, że może uda mi się z nią porozmawiać o sytuacji z Kubą, ale widząc ją tak radosną… Nie chciałam jej tego odbierać.
Zostawiłam Idę w dobrych rękach, upewniłam się, że Konrad i Natalia również wpasowali się w towarzystwo i ruszyłam do kuchni, by uzupełnić talerze z przekąskami, które znikały w zastraszającym tempie. Martwiłabym się, jak te głodomory dotrwają do północy a nawet dłużej, gdyby nie to, że większość gości przyszła z pełnymi rękami. Z pełnymi rękami jedzenia, które teraz zajmowało trzy czwarte kuchni.
I właśnie wtedy go zobaczyłam.
Ledwo zdążył wejść, nawet nie zdjął jeszcze płaszcza, a w następnej sekundzie miał ręce pełne… mnie. Przyczepiłam się do niego jak koala, odmawiając wypuszczenia go z moich objęć przez długie minuty. W tym czasie kilka osób zdążyło przejść przez hol, zwykle witając się szybko z Michałem i zostawiając nas w spokoju. Pewnie wyglądałam na zdesperowaną, ale tak właśnie było. Po kilku dniach bez Michała, byłam jak wygłodzone zwierze, jednak zamiast jedzenia, pragnęłam ciepła i dotyku Michała.
Michał roześmiał się, gdy zacisnęłam swoje ramiona wokół jego szyi jeszcze mocniej, a sekundę później uniósł mnie nieco w górę, a ja instynktownie zaplotłam nogi wokół jego pasa. Odstawił mnie dopiero w kuchni. I dopiero wtedy pozwoliłam mu zaczerpnąć głębszy oddech, odsuwając się odrobinę, by móc spojrzeć mu w oczy.
Żadne z nas nie musiało nic mówić, bo wszystkie słowa były wyrażone w naszych oczach. Cała tęsknota, miłość, radość przepłynęły między nami w jednej sekundzie. I tak po prostu moje serce zabiło ponownie z pełną mocą.
- Kubiaki, macie salon pełen gości! Tak tylko przypominam – usłyszeliśmy głos Damiana. Uśmiechnęliśmy się do siebie porozumiewawczo.
Zanim się odsunęłam, złapałam jeszcze twarz Michała w swoje dłonie i złożyłam na jego ustach słodki i delikatny pocałunek. Miałam ochotę pozostać tak przez dłuższy czas, ale Damian gotowy był wpaść do kuchni w każdym momencie, a jego zaczepkom nie byłoby końca, gdyby zastał nas na całowaniu się.
No i nadal musiałam dołożyć jedzenia, zanim goście wyjdą w poszukiwaniu najbliższego maka.
- Pisałeś, że będziesz wcześniej – zaczęłam, chcąc dowiedzieć się, czy po od czasu jego wiadomości stało się coś ważnego.
- Byłem wcześniej – przyznał, zwracając całą moją uwagę ponownie na siebie. – Spotkałem Kubę na parkingu.




>< >< ><

W końcu jest! Po długich męczarniach!

1 komentarz:

  1. Aaaaa, myślałam,ze się nie doczekam, uwielbiam Sabine i Michala! 💗💗💗

    OdpowiedzUsuń