Jeden z najlepiej rozegranych meczów w
tym sezonie.
Właśnie te słowa usłyszeli juniorzy od
Kubiaka seniora po meczu. A z jego ust to nie byle jaka pochwała. Całkowicie
zresztą zasłużona, bo kontrolowali przebieg spotkania od pierwszego do
ostatniego punktu, nie pozwalając przeciwnikowi ani na moment objąć
prowadzenia. Z każdego zwycięstwa trzeba się było cieszyć, ale po tym byłam
szczególnie zadowolona. Miało to związek z pewnym chłopakiem, który potrzebował
dużo więcej czasu i paru dodatkowych sesji treningowych z Michałem, żeby wejść
w sezon.
Wojtek wyrósł na lidera drużyny i
bardzo wdzięcznie wywiązywał się z tej roli. Nie tylko w kwestii zdobywanych
punktów – chociaż w tabeli najlepiej punktujących, spośród całej drużyny,
plasował się na samej górze – ale także wobec pozostałych chłopaków. Miałam
wrażenie, że patrzę na zupełnie innego Wojtka. Wcześniej gołym okiem było
widać, że drużyna ma go po prostu dość. Gra mu nie szła zupełnie, a całą
frustrację wyładowywał na kolegach, dodatkowo zakłócając tym cały trening i
psując atmosferę w grupie. Teraz? Teraz po nieudanej akcji kręcił głową, natychmiast
żartując z samego siebie z chłopakami i odsuwając niepowodzenie na dalszy plan.
Nauczył się w końcu dystansu. I z
porażkami radził sobie zdecydowanie najlepiej z drużyny. To on najbardziej
podnosił chłopaków na duchu po przegranym meczu, potrafił ich zmobilizować
przed ważnym meczem i często brał błędy na siebie, nawet jeśli nie tylko on był
winny.
Nie było innego wytłumaczenia – ta
zmiana musiała mieć coś wspólnego z Michałem.
Widziałam zbyt wiele podobieństw w
zachowaniu tej dwójki, żeby je zignorować. Nie byłam na każdym ich
indywidualnym treningu, nie byłam przy każdej ich indywidualnej rozmowie.
Wiedziałam jednak, że Michał bardzo chciał wyprowadzić Wojtka na dobrą drogę,
pokazać mu, że siatkówka może być całym twoim światem, ale ten świat nie musi
się walić z każdą kolejną porażką. Michał sam musiał się tego uczyć przez
długie lata, mając za przewodnika ojca, który nie był aż tak wyrozumiały i nie
przeprowadził go przez wyboje za rękę, raczej pozwalając mu się potykać i
upadać. Obrał inną metodę, ale efekt był ten sam – nauczył się wyciągać wnioski
z porażki.
A teraz nauczył tego samego Wojtka. I
być może paru innych chłopaków, którzy zdawali się naśladować Wojtka albo
rozmawiali z nim na ten temat.
Wskoczył w rolę drugiego trenera tylko
na chwilę, a tak doskonale wpasował się w tę rolę i tak dobrą robotę wykonał… Jeśli juniorzy z
jastrzębskiego wygrają ligę, to tylko dzięki wpływowi Michała Byłam o tym
przekonana. Ale do końca sezonu jeszcze trochę brakowało, a ja nie zamierzałam
zawieszać medali na szyjach przed jego faktycznym zakończeniem.
Trzysetowy mecz oznaczał dla mnie
mniej pracy niż po pięciosetowej bitwie, a kolejka pod moim gabinetem nie była
zbyt długa. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, gdzie podziała się reszta
chłopaków, czy jeszcze są pod prysznicem i dołączą do kolejki później, czy
znowu kilka osobników kompletnie ominie mój gabinet szerokim łukiem. Co
zdarzało się coraz częściej i wcale mi się to nie podobało.
Będę musiała się tym zająć w
najbliższym czasie, ale chwilowo miałam pełne ręce roboty. Zanim zamknęłam za
sobą swój gabinet, marzyłam tylko o swoim łóżku. I może jeszcze kubku
parującej, zielonej herbaty. I krótkiej rozmowie z Michałem, choćbyśmy tylko
wymienili kilka słów, ale dobrze było usłyszeć jego głos przed snem.
Rzeczywistość miała jednak dla mnie
inne plany.
- Kuba?
Byłam raczej zaskoczona jego widokiem
pod moim mieszkaniem, mając w pamięci, że ostatnim razem, kiedy tu był,
wymknął się z niego nad ranem, po tym jak niemal zamarzł na sopel pod moją
kamienicą. Od tamtej pory parę razy zakradałam się na treningi jastrzębskiego,
ale nie zostawałam długo i raczej wycofywałam się niezauważona, nie mając
zamiaru wywoływać na nim znowu presji. Jedno załamanie wystarczy. I tak już
było o krok od tragedii.
- Masz chwilę?
Tym razem nie było śladu po alkoholu,
a Kuba nie wydawał się czekać na mnie długo. Chciałam od razu zasypać go
pytaniami, ale zdusiłam impuls w zarodku, trzymając swoje rozbujałe
podejrzliwość i nerwowość na wodzy.
Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do
środka. Moment później siedzieliśmy przy ciepłej herbacie i żadnemu z nas nie
spieszyło się, by się odezwać. Cisza nie była niezręczna, ale oboje mieliśmy
świadomość, że Kuba nie pojawił się u mnie, by sobie wspólnie pomilczeć. Czekałam
jednak, aż zbierze myśli i będzie gotowy.
- Jak Michał sobie radzi w Bielsku? –
zapytał w końcu, choć oboje wiedzieliśmy, że nie o tym chciał rozmawiać.
- W ostatnim meczu dostał szansę i jej
nie zmarnował – odpowiedziałam z uśmiechem.
Michał nie chciał, by ktokolwiek dowiedział
się o jego rozmowie z trenerem Heynenem. Po pierwsze dlatego, że była to luźna
rozmowa, której nie należało przesadnie interpretować, a po drugie dlatego, że
Michał nie chciał znowu szumu wokół własnej osoby. Dopiero co siatkarski świat
uspokoił się po jego powrocie do grania, a robili z tego sensację na miarę
afery Wlazły – reprezentacja. Każdy wywiad zaczynał się od pytania o powody jego
powrotu do siatkówki, dlaczego wybrał pierwszą ligę, a nie zaczął z grubej rury
tam, gdzie skończył, czyli w jastrzębiu… I tak ciągle, mimo że jego odpowiedzi
zawsze były takie same.
Dlatego trzymałam język za zębami,
rozumiejąc, że chciałby się móc w końcu skupić na trenowaniu i wracaniu do
niegdysiejszej formy, zamiast na uciekaniu przed dziennikarzami, którzy wciąż
nie mieli dosyć.
- Trener był zadowolony, bo pokazał,
że może pomóc tej drużynie, a Michał był zadowolony, bo w końcu mógł coś
pograć. Obie strony usatysfakcjonowane, a co będzie dalej, to zobaczymy – dodałam
jeszcze po krótkiej pauzie, uśmiechając się zachęcająco do Kuby.
- A drużyna? Zaaklimatyzował się?
Zastanawiałam się przez sekundę, do
czego właściwie dążył, bo, że za tym pytaniem stał jakiś powód, miałam pewność.
- Wiadomo, na początku było ciężko, ale
teraz coraz lepiej się dogaduje z chłopakami z drużyny. Każdy potrzebował
chwili, żeby ogarnąć nową sytuację, ale koniec końców przyjęli go dobrze.
Kuba opuścił wzrok na swoje dłonie, w
których obracał kubek z herbatą. Dał mi tym samym idealną okazję, by przyjrzeć
mu się uważnie.
Popiwczak zdecydowanie nad czymś
intensywnie rozmyślał, bo brwi miał ściągnięte w niemal idealną linię, a wzrok
skupiony na jednym punkcie. Byłam przekonana, że gdybym w tym momencie
pomachała mu dłonią przed twarzą, zupełnie by tego nie zauważył. Ale wyglądał
zdecydowanie… żywiej? Nie do końca leżało mi to określenie, ale lepszego nie
potrafiłam znaleźć. Było coś w jego postawie, wyrazie twarzy, co kazało mi
przypuszczać, że próbuje stanąć na nogi. Gdy przypominałam sobie jego
spojrzenie z tego dnia, kiedy chciałam z nim porozmawiać po treningu, wtedy
widziałam w nim jedynie bezsilność, którą próbował ukryć pod warstwą agresji.
Najlepszą obroną był przecież atak.
Nie przypominał dłużej ofiary.
A kiedy podniósł na mnie wzrok,
zyskałam pewność, że ktokolwiek trzymał go pod ścianą, teraz sam miał plecy
przyparte do muru.
- Zmieniam klub – rzucił nagle
zdecydowanym i pewnym tonem, ucinając wszelkie podejrzenia o mało śmiesznym
żarcie.
Tego się kompletnie nie spodziewałam.
- Wyglądasz, jakbym ci powiedział, że zostały
mi trzy miesiące życia – parsknął chłopak, rozluźniając nieco atmosferę.
Odetchnęłam głęboko, próbując jakoś
ogarnąć to, co właśnie mi powiedział.
- Tak w środku sezonu?
- Idę na wypożyczenie do końca tego
sezonu, a potem i tak kończy mi się kontrakt. Już zapowiedziałem, że nie
zamierzam go przedłużać.
- Ale dlaczego?
Kuba na pewno spodziewał się takiego
pytania z mojej strony, ale nie miał na nie przygotowanej żadnej odpowiedzi.
Mogłam się tylko domyślać, że powód ma wiele wspólnego z tym, co się ostatnio
działo w jego życiu, a o tym najwyraźniej też nie był gotowy mówić.
- Nie mogę tu zostać. Wcześniej już
też miałem wrażenie, że zapuściłem zbyt duże korzenie, ale nie ciągnęło mnie do
wyjazdu. Miałem wszystko na miejscu. Rodzinę, przyjaciół… z pieniędzmi też nie było żadnego problemu.
Po co miałbym to zmieniać? A teraz czuję, że jeśli zostanę tutaj dłużej, utknę
na dobre. Zamiast się rozwijać, będę stał w miejscu, zasłaniając się wygodą i
pieniędzmi.
Kuba grał w jastrzębskim od samego
początku swojej kariery. Wcześniej grał w akademii talentów jastrzębskiego, tam
zaczynał. Wiedziałam, że cokolwiek zmusiło go do podjęcia takiej decyzji,
musiało być naprawdę poważne. Z błahego powodu nie porzucałby tego wszystkiego,
ale był też młodym zawodnikiem, który miał jeszcze dużo czasu, zanim zdecyduje
się osiąść w jednym klubie na dłużej. Przypuszczalnie do końca kariery.
- Wszystko przypomina mi tutaj o
Idzie.
Przyznanie tego kosztowało go sporo
wysiłku. Skurczył się w sobie na jej wspomnienie. A mnie zakuło serce, kiedy
przypomniałam sobie stan Idy, kiedy widziałam ją ostatnim razem. Nie miałam
absolutnie żadnego prawa się wtrącać ponownie między nich. Chciałabym tylko
mieć pewność, że uda im się wszystko wyjaśnić między sobą. Tylko że nikt mi
takiej pewności nie da. Ja sama nie byłam pewna, czy to jeszcze było możliwe.
- To dobre wspomnienia – ciągnął dalej,
a ja czułam się coraz gorzej. – Warte zapamiętania. Tylko za bardzo boli, by
pamiętać o nich w tej chwili.
Moje oczy zaszkliły się w sekundzie i
musiałam przełknąć gulę z gardła, bo inaczej w bardzo szybkim tempie mogłabym
się rozkleić. Widok Kuby wcale nie pomagał. On sam ledwo trzymał emocje na
wodzy.
- Przepraszam, niepotrzebnie ci to
zwalam na głowę.
Pokręciłam głową, zaprzeczając.
- Nie, ja… my… - zaplątałam się. –
Pokłóciłyśmy się. Nie mam z nią kontaktu i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie
chciała ze mną gadać.
- Wy dwie się pokłóciłyście? – Nie mógł
wyjść z szoku Kuba. – O co poszło?
Mówić czy przemilczeć? Zastanawiałam
się na tyle długo, że Popiwczak i tak wyczuł pismo nosem.
- O mnie?
Oparł się ciężko na krześle, patrząc
na mnie z niedowierzaniem.
Nie dziwiłam mu się. Sama nie mogłam
się nadziwić, jak bardzo wpieprzam się w nie swoje sprawy. A tłumaczenie sobie,
że robiłam to dla dobra przyjaciółki i dla dobra Kuby, którego także uważałam
za przyjaciela, wcale nie poprawiało sytuacji, bo dobrymi intencjami piekło
wymurowane.
- Co jej powiedziałaś?
Kuba nie brzmiał jakby miał pretensje.
Bardziej, jakby nie potrafił zrozumieć, co mogłabym powiedzieć, żeby narazić
się u Idy, skoro on na dobrą sprawę sam mi nic nie powiedział.
- Właściwie to nic – zaczęłam z
oporem, wzdychając ciężko. - Bardziej zmusiłam ją, by przemyślała wszystko
jeszcze raz, na spokojnie, bez emocji. Chociaż emocji to akurat nie brakowało.
- Nadal nie rozumiem…
Nie chciałam mu tego tłumaczyć. Już i
tak czułam się źle z tym, że się wtrąciłam. Na dobrą sprawę nie pomogłam ani
Idzie, ani Kubie. Tym bardziej nie sobie. Ale Kuba patrzył na mnie świdrującym
wzrokiem i wiedziałam, że tym razem mi nie odpuści.
- Ida po prostu… Uwierzyła w to, co
uwidziała i co sobie do tego obrazka dopowiedziała. Zadała ci bezpośrednie
pytanie, czy ją zdradziłeś? – Spojrzałam na Kubę, nieco nieśmiało, mając
nadzieję, że nie posuwam się zbyt daleko także w tej rozmowie.
Popiwczak ściągnął brwi, przywołując
konkretny moment, po czym potrząsnął przecząco głową.
- Zobaczyła. Zinterpretowała.
Uwierzyła. I zamknęła rozdział, paląc wszystkie mosty. Nie zadała ani jednego
pytania, chociaż naturalnie powinny pojawiać się w jej głowie. Ida zawsze wszystko
kwestionuje, takie zboczenie zawodowe.
Kuba milczał, zastanawiając się nad
moimi słowami.
- Miała swoją wersję zdarzeń i nie
dopuściła do siebie, że może ona być zła. A kiedy uświadomiłam jej, że być może
się pomyliła… Zbiłam jej bańkę ochronną i nie zniosła tego dobrze.
Cisza się przedłużała. Miałam w głowie
kilka scenariuszy, które przeważnie kończyły się dla mnie źle. W żadnym z nich
nie przewidziałam, że Kuba podniesie wzrok, spojrzy mi w oczy z nadzieją i
zapyta:
- Więc wierzysz mi, że jej nie
zdradziłem?
Ta nadzieja w jego oczach… Świadomość,
że ma kogoś po swojej stronie – chociaż w tej sytuacji ciężko mówić o
wybieraniu stron, bo równocześnie trzymałam i stronę Idy, i Kuby – że ktoś mu
wierzy, była dla niego wszystkim.
- Tak, Kuba, wierzę, że jej nie
zdradziłeś – powtórzyłam spokojniej. – Co nie zmienia faktu, że jeśli dobrze
zrozumiałam Idę, w twoim mieszkaniu była półnaga laska, która zdecydowanie
czuła się jak u siebie.
- Wiem, jak to wygląda, ale nic mnie z
nią nie łączyło. Ani wcześniej, ani później – zarzekł się i uwierzyłam mu.
- Chcesz mi powiedzieć, że obca laska
ci się włamała do mieszkania tylko po to, żeby ci zrobić śniadanko?
Przebrzmiewała przeze mnie ironia, ale
nie potrafiłam na to nic poradzić. Próbowałam zrozumieć sytuację, ale nie szło
mi najlepiej.
- Niezbyt obca, oboje ją znamy. I
brzmi to nienormalnie, ale zdrowa, to ona nie jest.
- Czekaj, co? Kto to?
- Zuzanna Grodecka.
>< >< ><
Powinnam się uczyć, ale jakoś tak się samo pisało dzisiaj. Wszystko, byleby nie nauka.
xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz