- Jarosław.
Alicja upomniała męża stanowczym
tonem. Mama Michała mogła być drobną kobietą, ale siłę ducha miała potężną, a
oczy zdradzały, że nie pozwoli mężowi zepsuć rodzinnych świąt. Kubiak senior
nie ugiął się pod spojrzeniem żony, nie całkiem, ale mimo wszystko niechętnie
wystawił dłoń w stronę Michała w geście powitania.
Michał przyjął ją, odwzajemniając
spojrzenie swojego ojca bez cienia zawahania. Zgodził się przyjechać ze względu
na mamę i przez wzgląd na nią, nie zamierzał wszczynać żadnych kłótni ani
innych wymian zdań, które mogłyby w takim kierunku prowadzić. Ale to nie
oznaczało, że będzie ignorował ojca przez całą kolację.
Wyglądało to jak starcie dwóch
samców alfa, walczących o dominację, ale bez rozlewu krwi. Spojrzałam na panią
Alicję akurat w momencie, gdy ona uniosła swój wzrok na mnie. Wymieniłyśmy
znaczące spojrzenia i ledwo dostrzegalne uśmiechy, zgadzając się ze sobą, że
stojąca między nami dwójka przypominała obrażonych przedszkolaków, a nie
dorosłych mężczyzn.
Atmosfera znacząco się
rozluźniła, kiedy do Wałcza dotarł Błażej z rodzinką. Rodzinką, która – jak
oznajmił z dumą Błażej, przygarniając do siebie swoją żonę – miała się niedługo
powiększyć. To już definitywnie rozładowało napięcie, bo przy tak wspaniałej
wiadomości, wszelkie problemy odchodziły w zapomnienie.
- Wstydziłbyś się, Michał –
zaczął Błażej z pełnym przekory uśmiechem. Standardowe kubiakowe docinki miały
się właśnie rozpocząć. – Tylko ja tu dbam o przekazanie nazwiska następnemu
pokoleniu, a ty się jak zwykle obijasz.
Spojrzenie Błażeja wylądowało
również na mnie, chociaż niepotrzebnie, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że
pił do nas oboje. Niczego innego się po nim nie spodziewałam, znałam go już
zbyt dobrze.
- Chodzicie wokół siebie na
paluszkach od ilu? Siedmiu lat?
- Chyba się trochę zagalopowałeś
– odpowiedziałam ze śmiechem. – Siedem lat temu ledwo się znaliśmy.
- Co wcale nie znaczy, że nic
między wami nie było – Błażej spojrzał znacząco na brata, który nagle wyglądał,
jakby chciał go zabić spojrzeniem. – Michał, na przykład, zakochał się od
pierwszego wejrzenia.
- Słyszałam inną wersję –
przyznałam szczerze, przypominając sobie naszą rozmowę, po tym, jak wszystko
zaczęło się psuć, a jeszcze zanim zepsuło się do reszty. Spojrzałam z
ciekawością na Michała, unosząc brew w górę, kiedy odwzajemnił moje spojrzenie.
- Błażej zmyśla – powiedział
tylko, wzruszając ramionami.
- Och, może nikt ci tego nie
uświadomił, ale jak po pierwszym spotkaniu, a właściwie zaraz po poznaniu kogoś, zaczynasz mieć na jego
punkcie obsesję i chodzisz jak na chmurce, to tak, zakochałeś się od pierwszego
wejrzenia. – Błażej zwrócił się w moją stronę. – Opowiadałem ci kiedyś, jak
Michał przyszedł do mnie się wyżalić, bo poznał piękną, niesamowitą, idealną dziewczynę, ale nie ma pojęcia, jak do
niej zagadać?
- Akurat o tym nic nie wiem. -
Jedno spojrzenie na delikatnie zaczerwienione policzki Michała i wiedziałam, że
Błażej wcale nie zmyśla.
- Powiedziałem idealną,
niesamowitą, mądrą i piękną
dziewczynę – przyznał Michał, poprawiając brata. I nie żaliłem się, że nie
wiedziałem jak zagadać, tylko że ona mnie nie zauważała. Nie żeby twoje rady
cokolwiek mi wtedy pomogły – wytknął Błażejowi, a ja siedziałam między nimi
niemal oszołomiona, wpatrując się w Michała, jakbym go pierwszy raz w życiu
widziała.
- Nie zauważałam cię? To ty mnie
nie zauważałeś!
Błażej wpadł w niekontrolowany
chichot, kiedy zaczęliśmy się z Michałem sprzeczać, kto kiedy zrobił pierwszy
krok i czy został on zauważony.
- Jak małżeństwo z co najmniej
dwudziestopięcioletnim stażem – podsumował nas dobitnie
Kolacja minęła w całkiem miłej
atmosferze, ale szybko się również skończyła. Alicja próbowała nas przekonać,
żebyśmy jeszcze zostali na godzinkę, ale Michał pozostał nieugięty.
- Jak nie wyjedziemy teraz, to
potem będzie już za późno – posłał znaczące spojrzenie mamie, a ona zdawała się
wiedzieć coś, o czym ja nie miałam pojęcia. – Przecież zawsze nam powtarzasz,
żebyśmy po nocy nie jeździli.
- Już, już – poddała się. – Nie
musisz wypominać matce jej własnych słów. Jedź ostrożnie – zwróciła się do
Michała. Mnie natomiast zamknęła w szczelnym i czułym uścisku, szepcząc mi do
ucha życzenia świąteczne po raz kolejny dzisiejszego dnia, ale jakoś tym razem
miałam wrażenie, że miała coś konkretnego na myśli. Ale Alicja nic więcej nie
powiedziała, a ja zapewniłam samą siebie, że znowu za dużo sobie wyobrażam.
Odetchnęłam, kiedy zapakowaliśmy
się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Uwielbiałam rodzinę Michała, Alicję i
Jarosława traktowałam niemal jak własnych rodziców, a Błażej był jak drugi
brat, ale jednak odzwyczaiłam się od obecności tylu osób w jednym miejscu i
potrzebowałam teraz naładować baterie. Do tego potrzebowałam jedynie Michała i
odrobinę ciszy. I doskonale wiedziałam, że Michał potrzebował teraz dokładnie
tego samego .
Komfortowa cisza i przytłumiony
odgłos silnika szybko mnie uśpiły. Nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęłam oczy. Zauważyłam
natomiast, że z pewnością nie jesteśmy w Żorach, kiedy Michał mnie obudził i z
roztargnieniem rozejrzałam się wkoło.
- Gdzie…? – zaczęłam, ale mi
przerwał.
- Mamy mało czasu. Chodź –
wyciągnął do mnie dłoń, pomagając mi wysiąść z auta.
Różnica temperatur była straszna,
więc zatrzęsłam się nie tak znowu dyskretnie, gdy zostawiłam za sobą ciepłe i
wygodne wnętrze samochodu. Michał oczywiście od razu zauważył. Ściągnął swój
szal i owinął go ciasno wokół mojej szyi, mimo że wystawiał się przy tym na
chłód. Przyciągnął mnie za końcówki szala do siebie, owijając ramiona ciasno
wokół mojego ciała.
- Niedługo wejdziemy do środka i
się rozgrzejesz – szepnął mi do ucha, przytulając ozdobiony lekkim zarostem
policzek do mojego.
Westchnęłam, czując jego ciepło,
rozprzestrzeniające się z miejsca, w którym jego skóra stykała się z moją. Jak
mężczyźni to robili, że wiecznie byli ciepli? Chciałabym poznać tę tajemnicę. A
może jednak nie, bo wtedy Michał nie przytulałby mnie tak, jak to robił teraz,
a to akurat było bardzo przyjemne.
Lekko zdezorientowana podążyłam
za Michałem, nie mając pojęcia, dlaczego nie jesteśmy w Żorach i zbyt zaspana,
by rozpoznać otoczenie, zwłaszcza, że dochodziła prawie północ i było ciemno.
Zdałam się na Michała. I wkrótce wszelkie pytania wyparowały z mojej głowy, a
zamiast nich wzruszenie i czysta miłość ścisnęły mnie za serce.
Wcześniej odwiedziliśmy rodziców
Michała, a teraz Michał zabrał mnie w odwiedziny do moich rodziców.
Cmentarz był pusty, chociaż z
pobliskiego kościoła doskonale było słychać odśpiewywane kolędy. Drobna warstwa
śniegu pokrywała grób moich rodziców, ale nawet mimo to mogłam zauważyć, że
ktoś uprzątnął stare kwiaty i znicze, pozostawiając jedynie kilka z nich, w
środku których płonęły świece. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie pozwoliłam
im spłynąć. Czułam obecność Michała obok mnie, czułam jego badawcze spojrzenie,
którego ze mnie nie spuszczał. Pewnie nie wiedział, jaka dokładnie będzie moja
reakcja, ale co innego, oprócz wdzięczności i miłości, mogłabym w tym momencie
czuć?
Minuty mijały, a ja byłam
pogrążona głęboko w rozmowie w rodzicami. Może to dziecinne i naiwne, ale
wierzyłam, że doskonale mnie słyszeli. Odwiedzenie ich grobu akurat w wigilijny
wieczór miało w sobie jakąś magię.
- Dziękuję – szepnęłam, wtulając
się mocniej w Michała.
Nie powiedział nic. Podał mi za
to znicz, którego wyciągnął z reklamówki. Pomyślał o wszystkim. Spojrzałam w
górę, odnajdując jego błękitne oczy i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Chwilę
później mogłam cieszyć oczy jasno płonącym zniczem. Zastanawiałam się, jak
potoczyłoby się moje i Damiana życie, gdyby rodzice nie zginęli. Wiem, że to
teraz nie miało żadnego znaczenia, że to nic nie zmieni, ale wizja równoległej
rzeczywistości, w której żyli, byli szczęśliwi, a przede wszystkim stale obecni
w moim życiu… To była wizja, która pozwalała mi przetrwać najgorsze momenty w moim
życiu. Momenty, kiedy brakowało mi siły, by stanąć na nogach.
Teraz było zupełnie odwrotnie.
Teraz stałam mocno i pewnie. Miałam oparcie w Michale. Miałam oparcie w
Damianie. I w wielu innych osobach obecnych w moim życiu. Byłam kochana, byłam
szczęśliwa i chociaż nie wszystko było kolorowe, a za rogiem czaiły się cienie,
we mnie nadal była ta pustka, która po nich pozostała. I tylko te radosne wizje
nierealnej rzeczywistości wypełniały ją choćby na chwilę.
Zupełnie niespodziewanie
pomyślałam o tym, co powiedział Błażej. Że ja i Michał chodzimy wokół siebie
jak na palcach, unikając zobowiązań, chociaż oboje wiemy, że bez siebie nigdy
nie będziemy szczęśliwi.
Jak by to było być żoną?
Zmieniłoby się tylko moje nazwisko w papierach, czy coś więcej? Uśmiechnęłam
się na myśl, że mogłabym nazywać Michała swoim mężem. A jak by to było być
matką? Miałam świetny wzór w mojej własnej matce. Ona zdawała się promieniować
miłością do mnie i Damiana w każdej sekundzie. Jak to jest kochać kogoś
całkowicie bezwarunkowo i w zamian otrzymywać tę samą, bezwarunkową miłość?
Zawsze wiedziałam, że w
przyszłości chciałabym być żoną i matką. Zawsze marzyłam o rodzinie, którą
mogłabym kochać i rozpieszczać w sposób, w jaki robiła to moja mama. Dlaczego
te marzenia wydawały się nadal tak odległe, nadal myślałam o nich w kategorii
dalekiej przyszłości?
Tor moich myśli mnie zaskoczył,
ale nie przestraszył.
Chociaż zastanawiałam się, jak
szybko uciekłby Michał, gdybym się nimi z nim podzieliła.
Uśmiechnęłam się sama do siebie,
a sekundę później przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy uświadomiłam sobie, jak
bardzo zmarzłam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na grób rodziców, przesuwając
wolno wzrokiem po wygrawerowanych na nagrobku imionach. Pożegnałam się z
rodzicami i dałam znać Michałowi, że jestem gotowa, by wracać.
Wróciliśmy do samochodu,
trzymając się za ręce. Nie potrzebowałam słów, by wyrazić Michałowi, jak bardzo
byłam mu wdzięczna za ten niespodziewany, świąteczny prezent. Wystarczyło jedno
spojrzenie, kilka łez, które zagroziło wypłynięciem spod powiek i lekki
uśmiech, by zrozumiał.
Moglibyśmy milczeć ze sobą przez
całą wieczność, a mimo to i tak byśmy się rozumieli. Michał znał mnie na wylot,
wiedział nawet lepiej niż ja, czego potrzebowałam. I dbał o mnie w sposób,
który nie pozostawiał złudzeń, co do głębokości jego uczuć.
Zatrzymaliśmy się w hotelu. Zbyt
daleko było do Żor, by myśleć teraz o powrocie. W dodatku był prawie środek
nocy. Jak się okazało, pokój już na nas czekał. Przyglądałam się Michałowi, gdy
czekał na klucz do naszego pokoju, zastanawiając się, kiedy on to wszystko
zaplanował. Bo, że miał to wszystko zaplanowane, nie wątpiłam. Michał w końcu
dostał klucz. Złapał mnie za rękę, zaplatając nasze palce razem i pociągnął za
sobą.
Miłość do Michała była już tak
głęboko zakorzeniona w moim sercu, że z całą pewnością moje życie bez niego nie
miałoby sensu. Egzystowałam tak przez pięć długich lat i wiedziałam, jak
okropne było to doświadczenie. A jednak miałam wrażenie, że drugi raz bym nie
potrafiła przetrwać bez niego. Dużo się między nami zmieniło. Kochałam Michała
mając dziewiętnaście lat i nie była to naiwna, młodociana miłostka. Już wtedy
było to jak najbardziej prawdziwe uczucie. Ale teraz, kiedy poznaliśmy się na
nowo, kiedy zniszczyliśmy wszystkie bariery między nami… Jakimś sposobem wszystko
wydawało się być jeszcze głębsze, mocniejsze.
Wiedziałam, że mnie i Michała
czeka trudny okres, kolejna rozłąka, kiedy dołączy do drużyny z Bielska, ale
byłam spokojna, bo to żadna przeszkoda dla nas, nie po tym, co razem
przeszliśmy. Ufałam mu bardziej niż sobie, jakkolwiek naiwnie to brzmiało.
Odkąd tylko weszliśmy do pokoju,
wiedziałam, że Michał miał plan na tę noc. Obchodził się ze mną jak z damą,
pomagając mi zdjąć płaszcz, odwijając oba szale z mojej szyi, a potem
poprowadził mnie głębiej, gdzie czekał na nas zastawiony świecami stolik i
czerwone wino, tylko czekające, by je otworzyć. Uśmiech powoli formował się na
moich ustach, gdy Michał zajął się zapalaniem każdej świeczki znajdującej się w
małym, ale przytulnym pomieszczeniu.
- Pani pozwoli – Michał stanął
przede mną, wyciągając w moją stronę dłoń.
Przyjęłam ją bez zawahania,
spoglądając mu w oczy, błyszczące w blasku świec. Mój uśmiech poszerzył się,
gdy Kubiak złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni, a mój śmiech zalał falą
pomieszczenie, kiedy niespodziewanie mną zakręcił, łapiąc mnie w swoje ramiona
i przesuwając się tanecznym krokiem po pokoju.
Tańczyliśmy, choć nie mieliśmy
muzyki. Zwróciłam na to uwagę Michała, ale jedynie wzruszył ramionami,
uśmiechając się lekko.
- Nie potrzebujemy muzyki –
powiedział, a mimo to, gdy przytuliłam się do niego mocniej, wtulając policzek
w jego ramię, poczułam wibracje, kiedy zaczął cicho nucić.
Rozpoznałam tę melodię niemal od
razu i nie potrafiłam opanować śmiechu. Oderwałam głowę od michałowego ramienia,
by móc mu spojrzeć w oczy.
- Czy ty właśnie zacząłeś nucić
pieśń o małym rycerzu?
Michał wyglądał na wyjątkowo z
siebie zadowolonego, gdy skinął głową.
Chichot wyrwał się z moich płuc.
Wspięłam się na palce, łapiąc jego twarz w dłonie i złożyłam na jego ustach
pocałunek. Miał to być krótki całus, ale Michał miał inne plany i nie pozwolił
mi się oddalić, pogłębiając pocałunek.
Westchnęłam ze szczęściem, kiedy
w końcu go zakończył.
- Jesteś jedyny w swoim rodzaju,
Michale Kubiaku. Jedyny.
To opowiadanie jest jedyne w swoim rodzaju. Jedyne ❤��
OdpowiedzUsuń