- Proszę, proszę, kogo moje
piękne oczy widzą!
Uśmiech sam pojawił się na mojej
twarzy, jeszcze zanim odwróciłam się, by przywitać Konrada. Nie wiedziałam
nawet, że już wrócił. Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałam, szykował swoje CV i
postanowił zadzwonić do mnie z pytaniem, czy w rubryce „osiągnięcia” może
wpisać moje imię.
Czasem zastanawiałam się, czy dla
Konrada była jeszcze jakaś nadzieja na wyrośnięcie z tych wiecznych żartów i
żarcików, ale potem dochodziłam do wniosku, że ciągle poważny Konrad nie byłby
tym samym Konradem, którego znałam i kochałam.
- Cześć, Konrad – posłałam mu
szeroki uśmiech, ale szybko spoważniałam, przybierając bardziej stanowczą pozę.
– Czy doczekam się dnia, w którym normalnie się ze mną przywitasz?
- No przecież witam się z tobą
normalnie! Nienormalne by było, gdybym cię przerzucił przez ramię i wrzucił do
wody.
Zawadiacki uśmieszek na jego
twarzy powiedział mi, że Konrad naprawdę byłby zdolny wrzucić mnie do basenu
tak, jak stałam, czyli w pełni ubrana, w płaszczu, zimowych botkach i z torebką
przewieszoną przez ramię. W ramach szczególnej ostrożności zrobiłam spory krok
w tył.
Konrad przewrócił oczami.
- Nie jesteś w stroju, więc nie
przyszłaś popływać – zauważył. Sherlock Holmes z Żor się znalazł. – Co cię
sprowadza?
I miałam przed sobą żywy dowód na
to, że Konrad potrafił zachowywać się poważnie i racjonalnie, tylko rzadko
pokazywał ludziom tę konkretną stronę swojej osobowości. Tylko tym, o których
się troszczył. A ja najwyraźniej zaliczałam się do tego grona.
- Przyszłam do ciebie. – Wyraz twarzy
Konrada prawdopodobnie był identyczny jak mój przed sekundą, kiedy to on
stwierdził oczywistą oczywistość. Skoro już się bawiliśmy w Sherlocka… - Nie
masz planów na sylwestra, prawda?
- Moje plany sięgają najdalej
dwie godziny do przodu, kiedy skończę zmianę i będę mógł wrócić do mieszkania i
spędzić cały wieczór w wannie – tutaj posłał mi kolejny cwaniacki uśmieszek.
Miał ich jeszcze dużo w zanadrzu, o czym doskonale wiedziałam, więc jego
następne słowa mnie nie zaskoczyły. – Przyłączysz się?
Pokręciłam głową, śmiejąc się pod
nosem. Jako przewrażliwiona nastolatka miałam powyżej uszu jego droczenia się i
wiecznego żartowania, ale teraz doceniałam łatwość, z jaką poprawiał mi humor.
Bo Konrad był skomplikowanym
człowiekiem. I nie łudziłam się nawet, że kiedyś go zrozumiem, bo przez
większość czasu musiałam nadwyrężać umysł, by znaleźć jakąś logikę w jego
działaniu. Ale już dawno temu zauważyłam, że używa swojego pokrętnego, w
większości nieodpowiedniego i czasem także obraźliwego poczucia humoru, by
odciągnąć czyjąś uwagę od myśli trawiących go od środka.
Tak jak to przed momentem zrobił
ze mną.
- Co jest, Sabinka?
Westchnęłam głęboko, zrzucając
maskę uśmiechu, pod którą chowałam wszystkie swoje lęki i niepewności przez
kilka ostatnich dni, odkąd Michał przeniósł się do Bielska.
Szybko zrozumiałam, co kryło się
za jego świąteczną niespodzianką, odcięciem się od całego świata i spędzeniem
tego czasu tylko we własnym towarzystwie.
Michał korzystał z ostatnich dni
wolności.
Zabrzmiało to złowieszczo nawet w
moich własnych myślach, ale nie potrafiłam nic poradzić na to, że nasz cudowny,
własny, poukładany świat nagle lekko się zatrząsł. Wiedziałam przecież, że
Michał wyjedzie. Wiedziałam to od samego początku, wspierałam go w tej decyzji
i cieszyłam się razem z nim za rę szansę. To jednak było zanim Michał zostawił
mnie samą w Żorach ze świadomością, że nie będzie go dłużej niż dwa dni.
Nagle go przy mnie nie było.
Nikogo przy mnie nie było. Ani Damiana, ani Idy. Tylko Konrad został na
miejscu, ale nawet jeśli twierdził, że przyszłość dalsza niż następne dwie
godziny dla niego nie istniała, wiedziałam, że na pewno nie wiązał jej z
Żorami.
I co mi wtedy pozostanie?
- Nie chcę zostać sama –
przyznałam, opuszczając wzrok na podłogę.
- Sabina – westchnął Konrad,
zbliżając się do mnie z szeroko rozłożonymi ramionami, by mnie w nich szczelnie
zamknąć. – Nie jesteś sama. Poza tym wiesz, że istnieje coś takiego jak
telefon, prawda? Albo internet. A Kochaś zatęskni szybciej niż szybko, sama się
o tym przekonasz.
Chwilę tak staliśmy w uścisku,
który powinien być niekomfortowy, jeśli pamiętało się, że Konrad wyznał mi swoje
uczucia. Zamiast tego w jego ramionach znalazłam tylko wsparcie i
przyjacielskie ciepło. Nic więcej.
- Mogę ci pomóc ściągnąć Kochasia
nawet dzisiaj – zaczął Konrad, wracając do tej drażliwej strony swojej
osobowości. – Gwarantuję, że przyleci jak na skrzydłach.
- Poświęciłbyś dla mnie swoją
twarz? – zapytałam w tym samym, żartobliwym tonie.
- Czego się nie robi dla
przyjaciół?
Tak niewiele potrzebowałam, by
uspokoić swoje wewnętrzne niepokoje. Zdecydowanie lżejsza na duszy,
uśmiechnęłam się szeroko do Konrada.
- To jak z tym sylwestrem?
*
Zostawanie po godzinach w pracy
zyskało miano rozrywki, odkąd w mieszkaniu towarzyszyła mi jedynie cisza.
Próbowałam przypomnieć sobie czasy, kiedy wracałam do pustego mieszkania,
zamykałam za sobą drzwi i czułam jedynie ulgę, że nareszcie miałam święty spokój.
Czułam się, jakby to było w
zupełnie innym życiu, a nie zaledwie kilka miesięcy temu.
Sprawdziłam godzinę na zegarku i
nieco zaskoczona zorientowałam się, że zasiedziałam się dłużej, niż to miałam w
planach. Stanowczo zamknęłam folder z dokumentacją, odkładając go poza zasięg
ręki, żebym czasem znowu do niego nie wróciła.
Miałam udać się na parking z
tylko jednym przystankiem po drodze, by zostawić moje klucze na portierni. A
potem usłyszałam pisk piłek odbijanych od boiska i zmieniłam kierunek. Dawno
nie wiedziałam seniorskiego teamu jastrzębskiego węgla w akcji. Skupiłam całą
swoją uwagę na juniorach, a przy tym, co w między czasie działo się w moim
życiu, niewiele czasu pozostawało na śledzenie rozgrywek plusligowych.
Usiadłam sobie na górnych trybunach,
pozostawiając niemal niewidoczna dla siatkarzy i reszty sztabu. Przyglądałam się
sylwetkom chłopaków, sprawdzając, czy chociaż ze składem byłam na bieżąco.
Niektórych młodszych chłopaków nie kojarzyłam zbyt dobrze, ale nie
przeszkadzało mi to w obserwowaniu ich gry. Pomarańczowi byli w formie, z
prawdziwą przyjemnością patrzyło się na długie wymiany po jednej i drugiej
stronie. I tylko jeden element nie pasował do obrazka.
Kuba.
Aż przetarłam oczy ze zdumienia,
gdy go wyłapałam wzrokiem. Na przydługi zarost jeszcze znalazłoby się
wytłumaczenie – zmiana stylu albo zwyczajny brak czasu, ale te podkrążone oczy,
twarz blada, jakby miał za chwilę paść nieprzytomny na boisku…
Ale najgorsze z tego wszystkiego
wcale nie było to, jak wyglądał, tylko to, jak grał. Jeżeli cała drużyna
zdawała się świetnie bawić na boisku, tak Kuba wyglądał, jakby siłą go
zaciągnęli na trening i kazali grać za karę. Z emanującego energią,
popisującego się efektywnymi obronami libero, nie zostało absolutnie nic.
Jak długo to trwało?
Po spojrzeniach rzucanych w
stronę Kuby przez resztę chłopaków wnioskowałam, że to nie był wcale pierwszy
raz. Najgorsze było to, że nikt nie reagował. Nawet trener zdawał się omijać
wzrokiem Kubę, pozostając nieświadomym jego zachowania. I to było celowe
działanie.
Nie potrafiłam zrozumieć,
dlaczego pozwolili sytuacji rozwinąć się do tego stopnia. Przecież wystarczyło
spojrzeć na Popiwczaka, by zgadnąć, że dzieje się z nim coś złego. Łatwo byłoby
rzucać oskarżeniami na prawo i lewo, ale sama nie miałam pojęcia, że coś się
dzieje. Może i dawno nie widziałam Kuby na oczy, ale to mnie nie
usprawiedliwiało, skoro przed jego rozstaniem z Idą, uważałam się za
przyjaciółkę ich obojga.
Przyjaciółka nie powinna wybierać
strony. A ja nieświadomie, całkiem odcięłam Kubę. Nawet nie zainteresowałam się
, jak on przeżył to rozstanie. Z góry założyłam, że skoro zdradził, ten związek
nie był dla niego aż taki ważny. I chyba jednak się pomyliłam.
Gwizdek przerwał grę. Siatkarze
zebrali się przy ławkach wokół trenera. I tylko jedna postać pozostała
zdystansowana. Chyba nie musiałam mówić, kto.
Trener podszedł do Popiwczaka,
ale po krótkiej wymianie zdań machnął ręką w stronę ławki i poszedł w swoją
stronę. Kuba do końca treningu nie ruszył się z ławki i wypadł z hali tak
szybko, jak tylko Roberto Santilli dał sygnał do zakończenia.
Zamyśliłam się na tyle, że nie
zauważyłam nawet, kiedy Paweł do mnie podszedł.
- Dawno cię tu nie było – zaczął pogodnie,
ale jakby z nutą wahania w głosie. Jakby zastanawiał się, czy podejmować temat
Kuby, czy jednak przemilczeć.
- Jak długo to trwa? – Nie miałam
podobnych oporów.
- Od ich zerwania – przyznał Paweł
z westchnięciem. – Zaczęło się niewinnie. Znając jeo sytuację, daliśmy mu czas
na ochłonięcie z emocji, ale to nie zadziałało. Teraz jest jeszcze gorzej.
- Ktoś z nim w ogóle rozmawiał? –
wyraźna pretensja w moim głosie wywołała grymas na twarzy Pawła.
- A myślisz, że komukolwiek
pasuje taka sytuacja? Że przyjemnie nam się pracuje w takiej atmosferze? –
Paweł dopuścił emocje, a zwłaszcza gniew do swoich słów, ale szybko spuścił z
tonu. – Nikogo do siebie nie dopuszcza. Jest gotowy odgryźć ci głowę, jeśli
podejdziesz za blisko. Próbowaliśmy. Bez skutku.
Chwilę milczeliśmy, zagłębieni w
swoich własnych myślach.
- Nie wiedziałam, że jest aż tak
źle – szepnęłam w końcu.
- Miałaś swoje własne sprawy na
głowie. A Kuba i tak nie dałby ci szansy, by mu jakkolwiek pomóc.
- Nie będzie miał wyjścia –
powiedziałam z wyraźną zaciętością w głosie.
Paweł nie miał wiele czasu na
rozmowę. Obowiązki wzywały, ale zdążyłam mu jeszcze przekazać, że ma już plany
na sylwestra i jego dziewczyna, której jeszcze nie miałam okazji poznać, też.
Inaczej była gotowa pomyśleć, że sobie ją wymyślił.
W nieco lepszym nastroju
opuściłam jastrzębską halę, rysując w głowie plan, jak najlepiej podejść Kubę,
by nie mógł się mnie łatwo pozbyć albo uciec.
Okazja nadarzyła się szybciej,
niż się tego spodziewałam.
- Jest w szatni, zrób coś z nim,
błagam – powiedział po angielsku Kampa, a wyglądał przy tym, jakby ktoś go
niesamowicie mocno zirytował. Ledwo cedził słowa przez zaciśniętą szczękę, a
kiedy ruszył do wyjścia, każdy schodził mu z drogi.
Spojrzałam na drzwi szatni,
zastanawiając się, czy to dobry pomysł. A potem pomyślałam, że następnej takiej
szansy szybko nie dostanę. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka,
zamykając za sobą drzwi.
- You forgot something? – padło ze
strony Kuby, który nawet nie odwrócił się, by sprawdzić, kto wszedł. Z góry
założył pewnie, że to Lucas.
- Not really – odpowiedziałam,
obserwując jego reakcję.
Początkowo cały się spiął.
Wyraźnie go zaskoczyłam, ale może właśnie tego elementu zaskoczenia
potrzebowałam.
- To męska szatnia, więc gdybyś
mogła…
Nastoletnia Sabina zarumieniłaby
się okrutnie, zdając sobie sprawę, że Kuba stał przy swojej półce w samym
ręczniku, prosto spod prysznica. Pewnie rzuciłaby piskliwe „przepraszam!” i uciekła,
gdzie raki zimują. Tymczasem ja założyłam ręce na piersi i oparłam się plecami
o zamknięte drzwi.
- Wyjść? – dokończyłam za niego. –
Nie wydaje mi się.
Kuba chciał się mnie pozbyć, to
było jasne. W tym celu beztrosko zrzucił z siebie ręcznik, świecąc mi po oczach
nagimi pośladkami. Nie wiem, czy spodziewał się, że ucieknę z krzykiem na widok
nagich, męskich tyłów, ale innej reakcji niż przewrócenie oczami z mojej strony
się nie doczekał.
- Nadal tu jesteś? – westchnął ciężko
i zaczął wkładać na siebie ubrania. Dotarło do niego, że tak się mnie nie
pozbędzie, więc zmienił taktykę. – Michała nie ma kilka dni, a ty już szukasz
kogoś na zastępstwo? – zaśmiał się cynicznie. – Trzeba było od razu tak mówić.
Odwrócił się w moją stronę,
uśmiechając się kpiąco i mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Nie pozwoliłam,
by jego słowa we mnie uderzyły, co trudne nie było, skoro nie było w nich ani
krzty prawdy.
- Zdrady to nie moja dziedzina –
odpowiedziałam.
Uśmieszek momentalnie spłynął z
jego twarzy, zastąpił go chłód, stalowa nieprzystępność i niczym niehamowany
gniew. Kuba odwrócił się na pięcie i zaczął wrzucać wszystkie swoje rzeczy do
sportowej torby z logiem klubu, używając do tego zdecydowanie więcej siły, niż
to było konieczne.
- Czyli po to tu jesteś? Ida cię
przysłała? Ma nadzieję, że nadworna cnotka Żor i okolic mnie zmoralizuje? –
parsknął krótkim śmiechem, w którym nie było ani cienia wesołości. – Zmierzasz mi
zrobić kazanie na temat cudzołożenia i mówić, że jestem złym człowiekiem?
Kuba nakręcał się z każdym słowem,
aż w końcu musiał zatrzymać potok słów, by zaczerpnąć oddechu. Odwrócił się znowu
w moją stronę, dysząc z wściekłości. Jego oczy ciskały we mnie pioruny. To nie
był Kuba, którego znałam.
- Możesz sobie darować, Sabina.
Wracaj do swojego uporządkowanego, sielankowego życia, w którym problemy nie
istnieją.
Gdybym nie opierała się o drzwi,
Kuba już dawno byłby na zewnątrz.
- Nie przyszłam tu, żeby cię
nawracać. Weź się w garść, świat nie kręci się wokół ciebie.
- Niczego od ciebie nie potrzebuję,
a już z pewnością nie potrzebuję, żebyś mi mówiła, co mam robić – wycedził przez
zęby.
- Może jednak potrzebujesz, skoro
nie widzisz, że jeszcze trochę i przeciągniesz strunę. Klubu nie stać na to, by
utrzymywać gracza, który nawet nie udaje, że mu zależy.
- To nie twoja sprawa, Sabina.
Nie wtrącaj się w coś, o czym nie masz pojęcia.
Z tymi słowami na ustach, złapał
mnie w talii i dosłownie przestawił spod drzwi, które trzasnęły za nim głośno
sekundę później.
Nic z tego nie rozumiałam.
Zaczęłam się zastanawiać, czy w tym wszystkim w ogóle chodziło o Idę. Kuba
zachowywał się, jakby to jemu ktoś przyprawił rogi.
Fragmenty układanki po prostu do
siebie nie pasowały. Miałam za mało elementów, by coś z tego ułożyć.
Stałam po środku opustoszałej
szatni z jednym, wielkim bałaganem w głowie. Wiedziałam na pewno, że Kuba nie
zachowywał się jak załamany rozstaniem z dziewczyną. Zachowywał się, jakby cały
świat zwalił mu się na głowę w jednej sekundzie. Tylko co się stało?
Westchnęłam ciężko, wiedząc, że
to nie będzie łatwe, ale obiecując Kubie, mimo że tego nie słyszał, że mu
pomogę. Niezależnie w jakie bagno się wpakował.
>< >< ><
Ktoś podejrzewa, w co wpakował się Kuba? A może Sabina przesadza i robi z igły widły?
Co myślicie?
😍😍😍
OdpowiedzUsuńJestem!!
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasu, rzadko przebywam na blogerze, ale staram sie to nadrobić!
Kochana rozdział mi sie podoba, czekam na dalsze losy. Czekam na Michała i na Bielsko! Hahah Już nie mogę się doczekać co bedzie dalej. A Kuba sie otworzy przed Sabina, ja to wiem :D I na pewno się w cos wpakował, mi od razu śmierdziala ta sprawa!
Powodzonka kochana i weny!
buzi.
Black.
Ps. Przepraszam za błedy ale jest pozno i nie chce mi sie ich poprawiać.