Zostało mi kilka godzin.
Zaledwie kilka godzin na ostateczne ogarnięcie siebie i mieszkania, zanim
zaleje je fala głodnych i spragnionych ludzi w imprezowych nastrojach. A
tymczasem ja miałam coraz mniejszą ochotę na świętowanie, za to coraz większą
na owinięcie się szczelnie kocem na kanapie i oglądanie starych bajek od
Disney'a.
Westchnęłam przeciągle,
patrząc na swoje odbicie w lustrze. Ostatnio nie sypiałam zbyt dobrze. Ciężko
mi było znaleźć wygodną pozycję, a jeszcze większe problemy miałam z oczyszczeniem
głowy z myśli. To skutkowało przewracaniem się z boku na bok i coraz większym
zmęczeniem, które jedynie narastało z dnia na dzień, co było po mnie widać.
Niestety.
Wątpiłam, by jakakolwiek ilość
makijażu potrafiła zakryć cienie pod moimi oczami i szarość mojej cery. Może
niektórzy dadzą się nabrać, ale wiedziałam, że większość na pewno zacznie
zadawać pytania.
Miałam już nawet przygotowaną
idealną wymówkę. Chociaż wciąż żywiłam nadzieję, że nie będę jej potrzebować.
Nie chciałam psuć zabawy ani sobie, ani innym. Zorganizowałam całe to
spotkanie, by zobaczyć się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, ludźmi, na
których mi zależało, na których nadal mi zależy.
Mały uśmiech zagościł na mojej
twarzy, kiedy przypomniałam sobie dawne czasy, dawną ekipę jastrzębskiego,
dawne wyjazdy na mecze razem z Damianem… Niektórzy powiedzieliby, że okropnie
jest żyć w ciągłych rozjazdach, ale kiedy wspominałam swoje dzieciństwo, czy
też bardziej swoje nastoletnie lata, nie żałowałam ani chwili. Miałam wokół
siebie tyle osób, które się o mnie troszczyły. Czasami miałam wrażenie, że cała
drużyna traktowała mnie jak ich klubową maskotkę, jak ich jastrzębskie dziecko.
Gdzie się nie odwróciłam, tak któryś z siatkarzy pytał, czy wszystko ze mną w
porządku, czy w czymś mi mogą pomóc. W autobusach zawsze upewniali się, żeby
mnie szczelnie przykryć kocykiem, gdy odpłynęłam w drodze powrotnej.
To były dobre czasy.
Telefon zawibrował na półce
obok mnie, rozpraszając moje myśli. Jedna, krótka wiadomość.
„Będę wcześniej, tęsknię.”
Tyle wystarczyło, by zalała
mnie fala nowej energii. Spojrzałam ponownie w lustro i zobaczyłam tę samą,
zmęczoną mnie, ale jakby bardziej żywą.
Ja zdecydowanie też tęskniłam.
Mogłam się zadręczać,
przesadnie martwić, stresować i dołować samą siebie, ale nie chciałam tego
robić dzisiaj. Dzisiaj chciałam odpocząć od coraz bardziej męczącej
codzienności, od coraz bardziej męczącej mnie samej, bo sama z sobą ledwo
wytrzymywałam. I to zdecydowanie nie było łatwe – przestać być sobą chociaż na
chwilę, ale miałam bardzo dobrą motywację. Dlatego błysnęłam pięknym uśmiechem
do samej siebie w lustrze i w przypływie pozytywnej energii, włączyłam jedną z
playlist przygotowanych specjalnie na dzisiejszy wieczór.
Zastawiałam stół przekąskami i
naczyniami, lawirując między krzesłami w rytm muzyki. Nawet nie pamiętałam,
kiedy ostatnio pozwoliłam sobie na taką chwilę zapomnienia, na chwilę wygłupów.
Życie miało tendencję do spychania nas w dół, przechylało szalę na naszą
niekorzyść, a my zamiast próbować je zbalansować, kończyliśmy walcząc z całych
sił, by nie spaść. A czy to miało jakiś sens? Życie miało być ekscytującą
podróżą, a nie pasmem zmartwień, lawiną problemów i codzienną zawieruchą.
Prawdziwą zagadką pozostaje dla mnie, dlaczego tak długo zajmuje nauczenie się
życia, dlaczego tak mało czasu pozostaje ludziom, by się nim nacieszyć?
Wyśmiałam głośno samą siebie,
kiedy przyłapałam się na nadmiernym analizowaniu sensu życia. Ja naprawdę nie
potrafiłam nie myśleć, nie potrafiłam całkowicie wyłączyć swojego umysłu.
Mogłam zablokować pewne „drażliwe” tematy, kiedy naprawdę mocno się starałam,
ale całkowite wyłączenie nie wchodziło w grę.
Jak ludzie ze mną
wytrzymywali, nie miałam pojęcia.
Lepsze pytanie, jak ja sama ze
sobą wytrzymywałam?
*
Pierwsi do moich drzwi
zapukali Damian z Martą. Mój starszy brat, będący wieczną bańką energii i
humoru, złapał mnie w ramiona w sekundę po tym, jak otworzyłam drzwi, prowadząc
mnie w szaleńczym tańcu po całym mieszkaniu. Śmiech falami wyrywał się z mojego
gardła, a kiedy Damianowe ADHD się w końcu uspokoiło, musiałam wziąć parę
głębszych wdechów, tak mnie zamęczył.
- Zero formy, Sabina, zero!
Wstydziłabyś się! – Damian wyszczerzył się do mnie szeroko, nie wyglądając na
ani trochę zmęczonego. – Pozbyłaś się starszego braciszka i teraz nie ma cię
kto pilnować!
- Ty się ciesz, że masz Martę!
Bez niej swoich własnych skarpetek byś nie potrafił znaleźć – odgryzłam się,
czując, że właśnie tego mi brakowało, kiedy byłam tutaj sama.
Marta zachichotała, posyłając
w stronę Damiana znaczące spojrzenia. Podeszłam do niej, przytulając ją w końcu
na powitanie.
- Co to za wymiana spojrzeń? –
zapytałam z ciekawością, przyglądając się bacznie tej dwójce. – Jakaś
tajemnica? – dodałam, gdy żadne z nich się nie odezwało.
- Ja tam nie mam nic do
ukrycia. Damian, kochanie, może opowiesz Sabinie, jak to było?
Teraz to mnie zaciekawiła!
Znałam Damiana lepiej niż on znał samego siebie, wiedziałam, że miał kilka wad,
które uprzykrzały wspólne życie. Dorastałam z nim, przywykłam do jego dziwactw.
- Moja wspaniała narzeczona –
zaczął, akcentując mocno słowo wspaniała
– zagroziła, że zostawi mnie przed ołtarzem, jeśli nie przestanę rozrzucać
swoich rzeczy po naszym domu. A potem
dodała, że zanim mnie rzuci na oczach wszystkich zebranych, pokaże im
kompromitujące mnie zdjęcie.
- Jakie zdjęcie? – spojrzałam
na Martę z szatańskim uśmieszkiem na ustach.
- Nie pokazuj tego! – zawołał
Damian, ale jego narzeczona już przeszukiwała galerię.
- O mój Boże! – Taka właśnie
była moja reakcja na zdjęcie, które przedstawiało bokserki Damiana wiszące na
ramie od lustra w łazience. – Damian, jesteś obleśny.
- Jesteś moją siostrą,
powinnaś trzymać moją stronę.
Założył ręce na piersi,
patrząc na nas obie z Martą spod byka.
- Powinnam to ja częściej ci
powtarzać, że żadna dziewczyna z tobą nie wytrzyma, jak będziesz takim
bałaganiarzem. Ale wtedy musiałabym ci to powtarzać nie pięć a dziesięć razy
dziennie.
Damian prychnął pod nosem i
zostawił mnie i Martę same w kuchni. I wtedy mnie to uderzyło.
- Rozmawialiście o ślubie?
Marta uśmiechnęła się szeroko,
a miłość niemal parowała jej z uszy. Mogła grozić, że zostawi Damiana przed
ołtarzem, ale to było tylko gadanie, bo patrząc na nią teraz, wiedziałam, że
kocha go tak, jak ja kochałam Michała i nic już nie było w stanie ich
rozdzielić. Nie po tym, co razem przeżyli.
- Nadal staramy się zgrać
termin, żeby w tym czasie nie było żadnego turnieju ani wyjazdu, żeby nam się
zgrała sala, fotograf, muzyka i wszystko inne, ale tak – przyznała, pełna
ekscytacji. - Będzie ślub!
*
Ludzi było coraz więcej, miejsca
w moim mieszkaniu coraz mniej, a krzeseł starczyło jedynie dla kilku wybranych,
ale nie miało to wielkiego znaczenia. Nie na darmo przesuwałam meble, żeby
zrobić miejsce na parkiet! Będę ich miotłą zaganiać na parkiet, jeśli będzie
trzeba.
Nadal było dość wcześniej,
grubo przed wyznaczoną godziną „rozpoczęcia” imprezy, a raczej wyznaczoną
granicą spóźnienia, bo ciężko było zebrać na jedną godzinę tyle osób,
dojeżdżających z różnych stron Polski. Mimo to zaczynałam się odrobinę martwić,
bo sądziłam, że Michał już tutaj będzie. Miałam nadzieję, że dotrze pierwszy i
będziemy mieć kilka minut, żebym mogła się nacieszyć jego obecnością bez
ciekawskich oczu.
Pocieszałam się jedynie
faktem, że Idy też jeszcze nie było, a obiecała mi, że w końcu do mnie przyjedzie.
Może zatrzymały ich korki, ruch na drogach na pewno o tej porze był wzmożony.
Serce zabiło mi szybciej,
kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Pełna nadziei otworzyłam je, by stanąć twarzą w
twarz z Konradem.
Ta sekunda rozczarowania
musiała odbić się na mojej twarzy, bo Konrad westchnął teatralnie i jakby
skurczył się w sobie, zrzucając z twarzy olśniewający uśmiech, którym mnie
powitał.
- A już myślałem, że ta miłość
w oczach dla mnie była. Sabina – spojrzał na mnie z fałszywą powagą. Jego
specjalność – wbijasz mi sztylet w serce przy każdym spotkaniu. Jesteś nieczułą
kobietą.
- Komu mam cię przedstawić
najpierw? – zapytałam z błyskiem w oku, wiedząc doskonale, że śmietanka
towarzyska siatkarskiego światka była jednym (jedynym) powodem, dla którego
Konrad się pojawił na mojej imprezie.
I absolutnie nie miałam mu
tego za złe, bo od zawsze wiedziałam, że w głębi serca jest wiernym kibicem
siatkówki. A patrząc z zupełnie innej perspektywy, tej bardziej realnej – kto
chciałby spędzić sylwestra z dziewczyną, która dała mu kosza, jej chłopakiem i
resztą jej rodziny? No właśnie.
- Nieczuła, ale chytra jak lis
– skomentował, przywołując na twarz swój codzienny uśmiech. – Nieważne od kogo
zaczniemy, ważne żebym poznał ich wszystkich zanim będę musiał się zbierać. A uprzedzam,
że nie zostanę długo.
- Jakaś gorąca randka?
- Wszystko byś chciała
wiedzieć, Sabina – pokręcił głową ze śmiechem. – Mój brat przyjeżdża. Z
dzieciakami. Bez żony, tak gdybyś się zastanawiała. To nieszczęście w związkach
mamy rodzinne – wzruszył ramionami, zbywając temat.
Wiedziałam sama po sobie, że
każdy człowiek potrzebuje kogoś do kochania. Każdy potrzebuje osoby, która po
prostu będzie obok na co dzień, pocieszy, wysłucha, przytuli, gdy zajdzie taka
potrzeba. I czułam się źle z tym, że akurat Konrad nikogo takiego w swoim życiu
nie miał, bo był wspaniałym człowiekiem, którego nie dało się nie kochać.
Nie sądziłam, że na miłość
dało się zasłużyć. Że jedni zasługiwali bardziej niż inni, bo miłość była
kwestią przypadku. Ilu ludzi mija się dziennie na swojej drodze? Ilu z nich
mogłoby odnaleźć tą jedną jedyną osobę, gdyby podnieśli wzrok w odpowiednim
momencie, skręcili w prawo zamiast w lewo albo zdecydowali się wstąpić do
cukierni po tego pączka, który prześladował ich cały dzień?
Miłości nie dało się znaleźć.
To miłość odnajdywała nas, chociaż czasami w momentach, w których mieliśmy
zamknięte oczy.
Nie było nic sprawiedliwego w
miłości.
Wprowadziłam Konrada na
salony, a przynajmniej przeprowadziłam go przez mój salon, zatrzymując się co
rusz przy kolejnych osobach. Konrad nie powstrzymywał swojego żartobliwego
charakteru, więc wpasował się idealnie w towarzystwo. Mogłam go z czystym
sumieniem zostawić samego sobie, co też wykorzystałam, chowając się na sekundę
w kuchni. Chciałam spojrzeć na telefon, sprawdzić, czy Michał nie zostawił dla
mnie jakiejś wiadomości. Może coś mu wypadło w ostatniej chwili? Może plany się
zmieniły? Pewnie, że byłabym cholernie zawiedziona, gdyby jednak nie mógł się
pojawić, ale ponad wszystko wolałam wiedzieć, że wszystko z nim w porządku,
zamiast zamartwiać się na zapas.
Kolejny dzwonek do drzwi, ale
tym razem nie pospieszyłam, by je otworzyć. Damian zawołał z holu, że otworzy,
więc oparłam się o blat, zaciskając na nim dłonie i nasłuchiwałam. Nie chciałam
nikogo więcej poczęstować swoim rozczarowaniem na dzieńdobry.
- Paweł! Człowieku, jak ja za
tobą tęsknię w tej Warszawie, nie szukasz czasem nowej pracy? – usłyszałam głos
Damiana i pokręciłam głową ze śmiechem. Rozczarowanie skryło się pod warstwą
ciekawości, kiedy usłyszałam delikatny kobiecy śmiech.
Nareszcie miałam poznać
dziewczynę Pawła!
Ruszyłam w ich stronę,
przyglądając się badawczo wspomnianej parze, zanim Paweł mnie zauważył.
- Teraz mi wierzysz, że nie
zmyśliłem sobie dziewczyny? – zapytał, nie czekając na powitalne frazesy.
- Nie zmusił cię, byś udawała
jego dziewczynę, żeby mieć święty spokój ode mnie? – zwróciłam się do
dziewczyny, ignorując chwilowo Pawła. Pokręciła przecząco głową, uśmiechając
się przy tym i wyglądając na szczerą. Przeniosłam wzrok na Pawła. – Wierzę jej.
Damian roześmiał się, widząc
wyraz twarzy fizjoterapeuty.
- I czemu się przeniosłem do
Warszawy? Było zostać, tutaj człowiek nie może się nudzić!
- Sabina – przedstawiłam się,
uśmiechając się ciepło do towarzyszki Pawła, która pewnie nie mogła się
doczekać, by odetchnąć od Wojtaszków. – A ten tam to mój brat, Damian. Pewnie
go nie znasz z plusligowych meczów, bo ciągle się obija i trener go nie
wystawia w szóstce.
- Ej! – zawołał, trącając mnie
łokciem. – To nie prawda – sprostował, patrząc na dziewczynę. – Sabina to
patologiczna kłamczucha, nie słuchaj jej.
- O, a to słyszę po raz
pierwszy. Ciekawe, braciszku, ciekawe. Pamiętasz pewne zdjęcie, które Marta ma
w telefonie?
Paweł westchnął głęboko,
patrząc na mnie i Damiana z politowaniem.
- Dawno się nie widzieli, a
tak właśnie okazują sobie siostrzano-braterską miłość. Musisz im wybaczyć –
powiedział ściszonym głosem swojej partnerce. – To jest Natalia.
Natalia nie wydawała się wcale
speszona ani też zgorszona zachowaniem moim i Damiana, co oznaczało, że z
miejsca ją polubiłam.
- Wiem, jak to jest mieć
starszego brata – powiedziała w odpowiedzi na moje niezadane pytanie.
- Porywam cię! – Chwyciłam ją
za rękę i poprowadziłam w stronę salonu, kolejny raz dzisiaj przedstawiając
wszystkim nową osobę w naszym gronie.
Moje mieszkanie po raz
pierwszy od dawna tętniło życiem i miło się na to patrzyło.
Czyjeś ramiona oplotły mnie od
tyłu. Przez jedno uderzenie serca w głowie miałam tylko jedno imię, ale bardzo
szybko dotarło do mnie, że to nie on. Moje ciało doskonale znało jego dotyk,
jego ciepło i nie dało się oszukać. Ale uśmiech szybko pojawił się na mojej
twarzy, kiedy usłyszałam głos Idy.
- Za długo się nie
widziałyśmy.
- Ciekawe z czyjej winy –
mruknęłam zaczepnie w odpowiedzi.
Odwróciłam się, przytulając ją
porządnie, próbując nadrobić w kilka sekund długie tygodnie z minimalnym
kontaktem. Odsunęłam się w końcu i spojrzałam badawczo na Idę. Czegokolwiek
szukałam, a sama nie wiedziałam, co to było, na twarzy swojej przyjaciółki
znalazłam jedynie zadowolenie.
- Wyglądasz wręcz kwitnąco –
zaczęłam, uśmiechając się z ulgą. – Jakieś szczególne powody?
- Ostatnio wszystko się układa
– Ida wzruszyła ramionami wymijająco. – Nie mam powodów, żeby narzekać na swoje
życie, więc raczej staram się nim cieszyć.
Zazdrościłam jej takiego
podejścia, ale równocześnie cieszyłam się, że jest szczęśliwa. Wcześniej
sądziłam, że może uda mi się z nią porozmawiać o sytuacji z Kubą, ale widząc ją
tak radosną… Nie chciałam jej tego odbierać.
Zostawiłam Idę w dobrych
rękach, upewniłam się, że Konrad i Natalia również wpasowali się w towarzystwo
i ruszyłam do kuchni, by uzupełnić talerze z przekąskami, które znikały w
zastraszającym tempie. Martwiłabym się, jak te głodomory dotrwają do północy a
nawet dłużej, gdyby nie to, że większość gości przyszła z pełnymi rękami. Z
pełnymi rękami jedzenia, które teraz zajmowało trzy czwarte kuchni.
I właśnie wtedy go zobaczyłam.
Ledwo zdążył wejść, nawet nie
zdjął jeszcze płaszcza, a w następnej sekundzie miał ręce pełne… mnie.
Przyczepiłam się do niego jak koala, odmawiając wypuszczenia go z moich objęć
przez długie minuty. W tym czasie kilka osób zdążyło przejść przez hol, zwykle
witając się szybko z Michałem i zostawiając nas w spokoju. Pewnie wyglądałam na
zdesperowaną, ale tak właśnie było. Po kilku dniach bez Michała, byłam jak
wygłodzone zwierze, jednak zamiast jedzenia, pragnęłam ciepła i dotyku Michała.
Michał roześmiał się, gdy
zacisnęłam swoje ramiona wokół jego szyi jeszcze mocniej, a sekundę później uniósł
mnie nieco w górę, a ja instynktownie zaplotłam nogi wokół jego pasa. Odstawił
mnie dopiero w kuchni. I dopiero wtedy pozwoliłam mu zaczerpnąć głębszy oddech,
odsuwając się odrobinę, by móc spojrzeć mu w oczy.
Żadne z nas nie musiało nic
mówić, bo wszystkie słowa były wyrażone w naszych oczach. Cała tęsknota,
miłość, radość przepłynęły między nami w jednej sekundzie. I tak po prostu moje
serce zabiło ponownie z pełną mocą.
- Kubiaki, macie salon pełen
gości! Tak tylko przypominam – usłyszeliśmy głos Damiana. Uśmiechnęliśmy się do
siebie porozumiewawczo.
Zanim się odsunęłam, złapałam
jeszcze twarz Michała w swoje dłonie i złożyłam na jego ustach słodki i
delikatny pocałunek. Miałam ochotę pozostać tak przez dłuższy czas, ale Damian
gotowy był wpaść do kuchni w każdym momencie, a jego zaczepkom nie byłoby
końca, gdyby zastał nas na całowaniu się.
No i nadal musiałam dołożyć
jedzenia, zanim goście wyjdą w poszukiwaniu najbliższego maka.
- Pisałeś, że będziesz
wcześniej – zaczęłam, chcąc dowiedzieć się, czy po od czasu jego wiadomości
stało się coś ważnego.
- Byłem wcześniej – przyznał,
zwracając całą moją uwagę ponownie na siebie. – Spotkałem Kubę na parkingu.
>< >< ><
W końcu jest! Po długich męczarniach!
Aaaaa, myślałam,ze się nie doczekam, uwielbiam Sabine i Michala! 💗💗💗
OdpowiedzUsuń