26 stycznia 2020

[II] 46.


Jeden z najlepiej rozegranych meczów w tym sezonie.
Właśnie te słowa usłyszeli juniorzy od Kubiaka seniora po meczu. A z jego ust to nie byle jaka pochwała. Całkowicie zresztą zasłużona, bo kontrolowali przebieg spotkania od pierwszego do ostatniego punktu, nie pozwalając przeciwnikowi ani na moment objąć prowadzenia. Z każdego zwycięstwa trzeba się było cieszyć, ale po tym byłam szczególnie zadowolona. Miało to związek z pewnym chłopakiem, który potrzebował dużo więcej czasu i paru dodatkowych sesji treningowych z Michałem, żeby wejść w sezon.
Wojtek wyrósł na lidera drużyny i bardzo wdzięcznie wywiązywał się z tej roli. Nie tylko w kwestii zdobywanych punktów – chociaż w tabeli najlepiej punktujących, spośród całej drużyny, plasował się na samej górze – ale także wobec pozostałych chłopaków. Miałam wrażenie, że patrzę na zupełnie innego Wojtka. Wcześniej gołym okiem było widać, że drużyna ma go po prostu dość. Gra mu nie szła zupełnie, a całą frustrację wyładowywał na kolegach, dodatkowo zakłócając tym cały trening i psując atmosferę w grupie. Teraz? Teraz po nieudanej akcji kręcił głową, natychmiast żartując z samego siebie z chłopakami i odsuwając niepowodzenie na dalszy plan.
Nauczył się w końcu dystansu. I z porażkami radził sobie zdecydowanie najlepiej z drużyny. To on najbardziej podnosił chłopaków na duchu po przegranym meczu, potrafił ich zmobilizować przed ważnym meczem i często brał błędy na siebie, nawet jeśli nie tylko on był winny.
Nie było innego wytłumaczenia – ta zmiana musiała mieć coś wspólnego z Michałem.
Widziałam zbyt wiele podobieństw w zachowaniu tej dwójki, żeby je zignorować. Nie byłam na każdym ich indywidualnym treningu, nie byłam przy każdej ich indywidualnej rozmowie. Wiedziałam jednak, że Michał bardzo chciał wyprowadzić Wojtka na dobrą drogę, pokazać mu, że siatkówka może być całym twoim światem, ale ten świat nie musi się walić z każdą kolejną porażką. Michał sam musiał się tego uczyć przez długie lata, mając za przewodnika ojca, który nie był aż tak wyrozumiały i nie przeprowadził go przez wyboje za rękę, raczej pozwalając mu się potykać i upadać. Obrał inną metodę, ale efekt był ten sam – nauczył się wyciągać wnioski z porażki.
A teraz nauczył tego samego Wojtka. I być może paru innych chłopaków, którzy zdawali się naśladować Wojtka albo rozmawiali z nim na ten temat.
Wskoczył w rolę drugiego trenera tylko na chwilę, a tak doskonale wpasował się w tę rolę i  tak dobrą robotę wykonał… Jeśli juniorzy z jastrzębskiego wygrają ligę, to tylko dzięki wpływowi Michała Byłam o tym przekonana. Ale do końca sezonu jeszcze trochę brakowało, a ja nie zamierzałam zawieszać medali na szyjach przed jego faktycznym zakończeniem.
Trzysetowy mecz oznaczał dla mnie mniej pracy niż po pięciosetowej bitwie, a kolejka pod moim gabinetem nie była zbyt długa. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, gdzie podziała się reszta chłopaków, czy jeszcze są pod prysznicem i dołączą do kolejki później, czy znowu kilka osobników kompletnie ominie mój gabinet szerokim łukiem. Co zdarzało się coraz częściej i wcale mi się to nie podobało.
Będę musiała się tym zająć w najbliższym czasie, ale chwilowo miałam pełne ręce roboty. Zanim zamknęłam za sobą swój gabinet, marzyłam tylko o swoim łóżku. I może jeszcze kubku parującej, zielonej herbaty. I krótkiej rozmowie z Michałem, choćbyśmy tylko wymienili kilka słów, ale dobrze było usłyszeć jego głos przed snem.
Rzeczywistość miała jednak dla mnie inne plany.
- Kuba?
Byłam raczej zaskoczona jego widokiem pod moim mieszkaniem, mając w pamięci, że ostatnim razem, kiedy tu był, wymknął się z niego nad ranem, po tym jak niemal zamarzł na sopel pod moją kamienicą. Od tamtej pory parę razy zakradałam się na treningi jastrzębskiego, ale nie zostawałam długo i raczej wycofywałam się niezauważona, nie mając zamiaru wywoływać na nim znowu presji. Jedno załamanie wystarczy. I tak już było o krok od tragedii.
- Masz chwilę?
Tym razem nie było śladu po alkoholu, a Kuba nie wydawał się czekać na mnie długo. Chciałam od razu zasypać go pytaniami, ale zdusiłam impuls w zarodku, trzymając swoje rozbujałe podejrzliwość i nerwowość na wodzy.
Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka. Moment później siedzieliśmy przy ciepłej herbacie i żadnemu z nas nie spieszyło się, by się odezwać. Cisza nie była niezręczna, ale oboje mieliśmy świadomość, że Kuba nie pojawił się u mnie, by sobie wspólnie pomilczeć. Czekałam jednak, aż zbierze myśli i będzie gotowy.
- Jak Michał sobie radzi w Bielsku? – zapytał w końcu, choć oboje wiedzieliśmy, że nie o tym chciał rozmawiać.
- W ostatnim meczu dostał szansę i jej nie zmarnował – odpowiedziałam z uśmiechem.
Michał nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o jego rozmowie z trenerem Heynenem. Po pierwsze dlatego, że była to luźna rozmowa, której nie należało przesadnie interpretować, a po drugie dlatego, że Michał nie chciał znowu szumu wokół własnej osoby. Dopiero co siatkarski świat uspokoił się po jego powrocie do grania, a robili z tego sensację na miarę afery Wlazły – reprezentacja. Każdy wywiad zaczynał się od pytania o powody jego powrotu do siatkówki, dlaczego wybrał pierwszą ligę, a nie zaczął z grubej rury tam, gdzie skończył, czyli w jastrzębiu… I tak ciągle, mimo że jego odpowiedzi zawsze były takie same.
Dlatego trzymałam język za zębami, rozumiejąc, że chciałby się móc w końcu skupić na trenowaniu i wracaniu do niegdysiejszej formy, zamiast na uciekaniu przed dziennikarzami, którzy wciąż nie mieli dosyć.
- Trener był zadowolony, bo pokazał, że może pomóc tej drużynie, a Michał był zadowolony, bo w końcu mógł coś pograć. Obie strony usatysfakcjonowane, a co będzie dalej, to zobaczymy – dodałam jeszcze po krótkiej pauzie, uśmiechając się zachęcająco do Kuby.
- A drużyna? Zaaklimatyzował się?
Zastanawiałam się przez sekundę, do czego właściwie dążył, bo, że za tym pytaniem stał jakiś powód, miałam pewność.
- Wiadomo, na początku było ciężko, ale teraz coraz lepiej się dogaduje z chłopakami z drużyny. Każdy potrzebował chwili, żeby ogarnąć nową sytuację, ale koniec końców przyjęli go dobrze.
Kuba opuścił wzrok na swoje dłonie, w których obracał kubek z herbatą. Dał mi tym samym idealną okazję, by przyjrzeć mu się uważnie.
Popiwczak zdecydowanie nad czymś intensywnie rozmyślał, bo brwi miał ściągnięte w niemal idealną linię, a wzrok skupiony na jednym punkcie. Byłam przekonana, że gdybym w tym momencie pomachała mu dłonią przed twarzą, zupełnie by tego nie zauważył. Ale wyglądał zdecydowanie… żywiej? Nie do końca leżało mi to określenie, ale lepszego nie potrafiłam znaleźć. Było coś w jego postawie, wyrazie twarzy, co kazało mi przypuszczać, że próbuje stanąć na nogi. Gdy przypominałam sobie jego spojrzenie z tego dnia, kiedy chciałam z nim porozmawiać po treningu, wtedy widziałam w nim jedynie bezsilność, którą próbował ukryć pod warstwą agresji. Najlepszą obroną był przecież atak.
Nie przypominał dłużej ofiary.
A kiedy podniósł na mnie wzrok, zyskałam pewność, że ktokolwiek trzymał go pod ścianą, teraz sam miał plecy przyparte do muru.
- Zmieniam klub – rzucił nagle zdecydowanym i pewnym tonem, ucinając wszelkie podejrzenia o mało śmiesznym żarcie.
Tego się kompletnie nie spodziewałam.
- Wyglądasz, jakbym ci powiedział, że zostały mi trzy miesiące życia – parsknął chłopak, rozluźniając nieco atmosferę.
Odetchnęłam głęboko, próbując jakoś ogarnąć to, co właśnie mi powiedział.
- Tak w środku sezonu?
- Idę na wypożyczenie do końca tego sezonu, a potem i tak kończy mi się kontrakt. Już zapowiedziałem, że nie zamierzam go przedłużać.
- Ale dlaczego?
Kuba na pewno spodziewał się takiego pytania z mojej strony, ale nie miał na nie przygotowanej żadnej odpowiedzi. Mogłam się tylko domyślać, że powód ma wiele wspólnego z tym, co się ostatnio działo w jego życiu, a o tym najwyraźniej też nie był gotowy mówić.
- Nie mogę tu zostać. Wcześniej już też miałem wrażenie, że zapuściłem zbyt duże korzenie, ale nie ciągnęło mnie do wyjazdu. Miałem wszystko na miejscu. Rodzinę, przyjaciół…  z pieniędzmi też nie było żadnego problemu. Po co miałbym to zmieniać? A teraz czuję, że jeśli zostanę tutaj dłużej, utknę na dobre. Zamiast się rozwijać, będę stał w miejscu, zasłaniając się wygodą i pieniędzmi.
Kuba grał w jastrzębskim od samego początku swojej kariery. Wcześniej grał w akademii talentów jastrzębskiego, tam zaczynał. Wiedziałam, że cokolwiek zmusiło go do podjęcia takiej decyzji, musiało być naprawdę poważne. Z błahego powodu nie porzucałby tego wszystkiego, ale był też młodym zawodnikiem, który miał jeszcze dużo czasu, zanim zdecyduje się osiąść w jednym klubie na dłużej. Przypuszczalnie do końca kariery.
- Wszystko przypomina mi tutaj o Idzie.
Przyznanie tego kosztowało go sporo wysiłku. Skurczył się w sobie na jej wspomnienie. A mnie zakuło serce, kiedy przypomniałam sobie stan Idy, kiedy widziałam ją ostatnim razem. Nie miałam absolutnie żadnego prawa się wtrącać ponownie między nich. Chciałabym tylko mieć pewność, że uda im się wszystko wyjaśnić między sobą. Tylko że nikt mi takiej pewności nie da. Ja sama nie byłam pewna, czy to jeszcze było możliwe.
- To dobre wspomnienia – ciągnął dalej, a ja czułam się coraz gorzej. – Warte zapamiętania. Tylko za bardzo boli, by pamiętać o nich w tej chwili.
Moje oczy zaszkliły się w sekundzie i musiałam przełknąć gulę z gardła, bo inaczej w bardzo szybkim tempie mogłabym się rozkleić. Widok Kuby wcale nie pomagał. On sam ledwo trzymał emocje na wodzy.
- Przepraszam, niepotrzebnie ci to zwalam na głowę.
Pokręciłam głową, zaprzeczając.
- Nie, ja… my… - zaplątałam się. – Pokłóciłyśmy się. Nie mam z nią kontaktu i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie chciała ze mną gadać.
- Wy dwie się pokłóciłyście? – Nie mógł wyjść z szoku Kuba. – O co poszło?
Mówić czy przemilczeć? Zastanawiałam się na tyle długo, że Popiwczak i tak wyczuł pismo nosem.
- O mnie?
Oparł się ciężko na krześle, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
Nie dziwiłam mu się. Sama nie mogłam się nadziwić, jak bardzo wpieprzam się w nie swoje sprawy. A tłumaczenie sobie, że robiłam to dla dobra przyjaciółki i dla dobra Kuby, którego także uważałam za przyjaciela, wcale nie poprawiało sytuacji, bo dobrymi intencjami piekło wymurowane.
- Co jej powiedziałaś?
Kuba nie brzmiał jakby miał pretensje. Bardziej, jakby nie potrafił zrozumieć, co mogłabym powiedzieć, żeby narazić się u Idy, skoro on na dobrą sprawę sam mi nic nie powiedział.
- Właściwie to nic – zaczęłam z oporem, wzdychając ciężko. - Bardziej zmusiłam ją, by przemyślała wszystko jeszcze raz, na spokojnie, bez emocji. Chociaż emocji to akurat nie brakowało.
- Nadal nie rozumiem…
Nie chciałam mu tego tłumaczyć. Już i tak czułam się źle z tym, że się wtrąciłam. Na dobrą sprawę nie pomogłam ani Idzie, ani Kubie. Tym bardziej nie sobie. Ale Kuba patrzył na mnie świdrującym wzrokiem i wiedziałam, że tym razem mi nie odpuści.
- Ida po prostu… Uwierzyła w to, co uwidziała i co sobie do tego obrazka dopowiedziała. Zadała ci bezpośrednie pytanie, czy ją zdradziłeś? – Spojrzałam na Kubę, nieco nieśmiało, mając nadzieję, że nie posuwam się zbyt daleko także w tej rozmowie.
Popiwczak ściągnął brwi, przywołując konkretny moment, po czym potrząsnął przecząco głową.
- Zobaczyła. Zinterpretowała. Uwierzyła. I zamknęła rozdział, paląc wszystkie mosty. Nie zadała ani jednego pytania, chociaż naturalnie powinny pojawiać się w jej głowie. Ida zawsze wszystko kwestionuje, takie zboczenie zawodowe.
Kuba milczał, zastanawiając się nad moimi słowami.
- Miała swoją wersję zdarzeń i nie dopuściła do siebie, że może ona być zła. A kiedy uświadomiłam jej, że być może się pomyliła… Zbiłam jej bańkę ochronną i nie zniosła tego dobrze.
Cisza się przedłużała. Miałam w głowie kilka scenariuszy, które przeważnie kończyły się dla mnie źle. W żadnym z nich nie przewidziałam, że Kuba podniesie wzrok, spojrzy mi w oczy z nadzieją i zapyta:
- Więc wierzysz mi, że jej nie zdradziłem?
Ta nadzieja w jego oczach… Świadomość, że ma kogoś po swojej stronie – chociaż w tej sytuacji ciężko mówić o wybieraniu stron, bo równocześnie trzymałam i stronę Idy, i Kuby – że ktoś mu wierzy, była dla niego wszystkim.
- Tak, Kuba, wierzę, że jej nie zdradziłeś – powtórzyłam spokojniej. – Co nie zmienia faktu, że jeśli dobrze zrozumiałam Idę, w twoim mieszkaniu była półnaga laska, która zdecydowanie czuła się jak u siebie.
- Wiem, jak to wygląda, ale nic mnie z nią nie łączyło. Ani wcześniej, ani później – zarzekł się i uwierzyłam mu.
- Chcesz mi powiedzieć, że obca laska ci się włamała do mieszkania tylko po to, żeby ci zrobić śniadanko?
Przebrzmiewała przeze mnie ironia, ale nie potrafiłam na to nic poradzić. Próbowałam zrozumieć sytuację, ale nie szło mi najlepiej.
- Niezbyt obca, oboje ją znamy. I brzmi to nienormalnie, ale zdrowa, to ona nie jest.
- Czekaj, co? Kto to?
- Zuzanna Grodecka.


>< >< ><

Powinnam się uczyć, ale jakoś tak się samo pisało dzisiaj. Wszystko, byleby nie nauka. 
xx


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz