6 czerwca 2020

[II] 49.


Kiedy wszystko w moim świecie zdawało się zmieniać, Michał był moją ostoją. Moim punktem zaczepienia, jedyną stałą w moim życiu.
Bywały chwile, w których nadal nie potrafiłam uwierzyć w to, że miałam go znowu w swoim życiu. Czasem, kładąc się spać przy jego boku, budziłam się rano ze łzami w oczach, bo docierało do mnie, że to nie był sen, że przenikające mnie ciepło nie było tylko złudzeniem, że bicie serca pod moim policzkiem, nie było wspomnieniem.
Michał powiedział kiedyś, że nie wie, czym sobie na mnie zasłużył. Że jestem najlepszym, co go w życiu spotkało, ale dostał mnie na kredyt, który będzie musiał spłacać do końca swoich dni.
Mnie z kolei wydawało się, że z nas dwojga, to ja nie zasłużyłam na taki prezent od losu. Kim byłabym, gdyby nie Michał? Przecież tak wiele mnie nauczył, tak dużo mi pokazał.
Wszystko w moim życiu się waliło, a będąc z nim, patrząc w jego oczy, widząc jego uśmiech, nic więcej nie miało znaczenia. Będąc z nim, miałam pewność, że wszystko się ułoży. Będąc z nim, wiedziałam, że miałam przy sobie wszystko, czego pragnęłam.
Niczego więcej nie potrzebowałam. Może poza tym, by móc zostać w jego ramionach już na zawsze. By nie musiał wyjeżdżać z powrotem do Bielska wczesnym rankiem, bym nie musiała czekać kolejnych długich, samotnych dni, by go ponownie zobaczyć.
Chciałabym codziennie zasypiać, patrząc w jego oczy i budzić się z jego ramieniem przytrzymującym mnie blisko niego. Chciałam widzieć jego rzeczy porozkładane po mieszkaniu. Chciałam kłócić się z nim o to, kto pierwszy zajmie łazienkę. Chciałam podkradać mu tosty z talerza i wyganiać rano z łóżka, by zaparzył mi kawę. Chciałam się mijać, chciałam narzekać na brudne naczynia zostawione w pośpiechu w zlewie i na to, że nie wywijał skarpetek na dobrą stronę przed wrzuceniem ich do kosza na pranie.
Chciałam codzienności.
Chciałam razem, nie osobno.
Zadarłam głowę w górę, by na niego spojrzeć. Przez sekundę szukałam na jego twarzy znaku, który powiedziałby mi, że Michał pragnął tego samego, co ja. Szybko uświadomiłam sobie, że to tak nie działa. Michał nie odgadnie magicznie moich myśli i nie kiwnie mi głową na zgodę albo potrząśnie nią w zaprzeczeniu.
Do tego potrzebna była rozmowa.
Komunikacja.
Coś więcej niż trzy wiadomości wymienione w ciągu dnia.
Ciężko jednak wpleść tak poważną rozmowę w kilka godzin spędzonych razem po tygodniach rozłąki.
- Gapisz się – mruknął Michał, przesuwając ręką po mojej nodze.
- Gapię się – przyznałam bez cienia zażenowania. – Muszę się napatrzeć zanim znowu znikniesz na tydzień i zostaną mi tylko twoje zdjęcia w pamięci telefonu na pocieszenie.
Michał spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Tak? – zmrużył oczy podejrzliwie. –Nie przypominam sobie, żebym ci pozował do zdjęć.
Michał obniżył głos, a jego ton był dość subiektywny i pełny drażliwości.
- Nie musiałeś –odparłam lekko z uśmiechem. – Od czego jest google grafika? Wystarczy wpisać „michał kubiak bez koszulki".
Michał roześmiał się głęboko. Leżąc z policzkiem przyciśniętym do jego klatki piersiowej, poczułam wyraźnie wibracje rozchodzące się po jego ciele. Było w tym coś intymnego, co wywołało u mnie dreszcz. Kubiak musiał go wyczuć, bo owinął mnie szczelniej swoim ramieniem, podciągnął mnie wyżej i ułożył podbródek na czubku mojej głowy, pozwalając mi wtulić twarz w jego szyję.
- Zostawić cię na chwilę samą – powiedział z rozbawieniem w głosie. Rozbawieniem, ale i jakby rozżaleniem.
Narzekałam na swoją sytuację, a sytuacja Michała wcale nie była lepsza. Też był w Bielsku sam. W dodatku w zupełnie nowym miejscu. Pewnie, połowę dnia spędzał na hali, a drugą w mieszkaniu regenerując się, ale jak długo można tak żyć? Ja mogłabym całkiem długo, ale Michał był dużo bardziej towarzyski niż ja i jemu znacznie bardziej doskwierał brak znajomych na miejscu. Pewnie, miał kumpli w drużynie, ale to nadal była świeża sprawa, dopiero się poznawali, a Michał miał dość szczególną reputację...
- Sezon juniorów niedługo się kończy – zaczęłam, niezbyt przekonana, czy powinnam poruszać ten temat, ale ciekawość zwyciężyła.
- I co w związku z tym?
- I tak sobie pomyślałam, że skoro nic mnie tutaj nie trzyma, mogłabym dotrzymać ci towarzystwa w Bielsku. – Przerwałam, czekając, aż Michał coś powie, ale odpowiedziała mi tylko cisza. – Pozwiedzać, odpocząć, zastanowić się, co dalej...
I spędzić w końcu więcej czasu razem – wyjść na spacer późnym wieczorem, wyjść do kina, do klubu. Zrobić w końcu coś, co robią normalne pary.
Chociaż ja i Michał chyba nie kwalifikowaliśmy się jako normalna para.
Przedłużająca się cisza nieco ostudziła mój entuzjazm. Chyba wybiegałam za bardzo przed szereg. Co innego spędzić u Michała weekend, co innego zwalić mu się na głowę.
- Przysięgam, że niemal słyszę, jak szukasz słów, żeby wszystko odkręcić – Michał powiedział, zanim udało mi się je znaleźć. – Możesz przestać, bo niczego nie chciałbym bardziej niż mieć cię przy sobie cały czas.
Westchnęłam głęboko, a całe napięcie natychmiast ze mnie zeszło. Nic dziwnego, że Michał mnie przejrzał, skoro zesztywniałam jak kamień w jego objęciach.
- Zabrzmiało to trochę, jakbym się wpraszała – przyznałam.
- Możesz się wpraszać ile tylko chcesz, Sabina. Jak będę miał cię dość, to wyślę cię kurierem Damianowi do Warszawy – zażartował, za co zarobił szybkiego kuksańca w brzuch.
- Ale to się oczywiście nie zdarzy, bo ciebie nigdy nie będę miał dość. No chyba, że zaczniesz udostępniać w internecie moje zdjęcia bez koszulki, wtedy będę musiał przemyśleć sprawę.
Drugi kuksaniec znalazł drogę w stronę jego żeber.
- I musisz skończyć z przemocą domową, Sabina. Nikt mi nie uwierzy, jak im pokażę siniaki i powiem, że pobiła mnie moja dziewczyna.
Moja dziewczyna. Niby zwykłe słowa, ale nie słyszałam ich często z ust Michała. A rozlały się ciepłem po moim wnętrzu, zmierzając prosto do serca.
- Niczego nie obiecuję – zaśmiałam się, czując się zdecydowanie lżej na duszy.
Nie miałam konkretnego planu na życie. Nadal nie wiedziałam, czego tak właściwie szukam, czym się chcę zająć. Ale miałam jeszcze czas, by to przemyśleć. I miałam w perspektywie coś, na co będę wyczekiwać każdego kolejnego dnia.
Nielimitowanego Michała.
Na własność.
Tylko dla mnie.

*

Telefon zadzwonił w najgorszym możliwym momencie, kiedy byłam w zupełnie innym pokoju i absolutnie nie chciało mi się ruszać. Ale dzwonił nieubłaganie. Ktoś naprawdę miał sprawę nie cierpiącą zwłoki.
Damian.
No któż by inny? Właściwie nawet nie byłam zaskoczona.
- To nie moje urodziny – powiedziałam po przyłożeniu telefonu do ucha.
- Ani moje.
- No to pa.
Musiałam odstawić telefon od ucha, kiedy Damian zawołał, żebym zaczekała, bo aż mi w nim zadzwoniło. Zaśmiałam się głośno. Tak łatwo dał się podpuścić.
- Jesteś zmorą mojego życia, przysięgam.
- Miło mi to słyszeć – rzuciłam w odpowiedzi. – A skoro już przy słyszeniu jesteśmy, chyba ogłuchłam na jedno ucho. Wyślę ci rachunek od laryngologa.
- Jasne, jasne. A teraz krótka piłka – jesteś w domu?
- Jestem. Teraz podwójna krótka – czemu pytasz?
- Będziemy za pięć minut, więc lepiej stawiaj wodę na herbatkę, bo przez ciebie marznie mi ręka, którą trzymam telefon. Jak mi amputują palce, to też wyślę ci rachunek.
Zaśmiałam się lekko, a chwilę później Damian się rozłączył. Niezapowiedziana wizyta była podejrzana. Kto niezapowiedzianie wpada na herbatkę z Warszawy do Żor?
Damian chyba znowu cierpi na zespół UBS. Uciążliwego braku siatkówki. Każda kontuzja, która wykluczała go z gry na dłużej niż trzy dni, kończyła się Damianem nie potrafiącym usiedzieć na zadku i niemal chodzącym po ścianach. Wytrzymaj tu z takim.
- O nie...
- Co jest? - zapytał Michał, pojawiając się obok mnie.
- Gasimy światło, zamykamy drzwi i udajemy, że nas nie ma.
Kubiak zdecydowanie wyglądał na zdezorientowanego.
- Dlaczego? – zapytał ostrożnie.
- Marta ma dość kontuzjowanego Damiana. Chce go tu podrzucić podstępem jak konia trojańskiego i uciec, zanim ktokolwiek się zorientuje. Nie mogę powiedzieć, że jej nie współczuję, ale nie dam się nabrać na to śmierdzące jajo. Nie ze mną te numery.
Dzwonek do drzwi powstrzymał mnie od kolejnych słów.
Dałam się podpuścić. Damian nie dzwonił z drogi, tylko spod mojej kamienicy. Zmrużyłam gniewnie oczy, wpatrując się w miejsce, gdzie za drewnianymi drzwiami pewnie była uśmiechnięta twarz mojego brata. Cholerny cwaniak.
Dzwonek zabrzmiał po raz drugi. Nie ruszyłam się ze swojego miejsca ani o milimetr. Posłałam Michałowi spojrzenie, które wyraźnie mówiło, że ma pod żadnym pozorem nie otwierać drzwi, ale wyraźnie źle je zinterpretował. Bo nie chciałam myśleć, że je zignorował.
Chwilę później wyraźnie słyszałam głos Damiana. Jakiś zbyt wesoły był. To podejrzane.
- O proszę! Kogo my tu mamy! Gdzie moja wyrodna siostra?
- Ja ci dam wyrodną siostrę – mruknęłam pod nosem, ruszając w końcu w stronę drzwi, by przywitać Martę. Tylko Martę. Damiana miałam zamiar zignorować.
Ominęłam go ostentacyjnie, kiedy rozłożył ramiona, by mnie przytulić. Zamiast tego przytuliłam Martę i wymieniałam z nią znaczące spojrzenie, które powiedziało mi wszystko.
Marta była o krok od morderstwa w afekcie z uwagi na dziesięciokrotnie przekroczony poziom zirytowania. Ah, jak ja to dobrze znałam.
- A ja? – oburzył się Damian, gdy go minęłam, prowadząc Martę do kuchni.
- Ciebie nie zapraszałam.
- W ogóle nas nie zapraszałaś – parsknął krótko.
- Ale z Marty wizyty się cieszę.
Damian posłał mi przydługie spojrzenie, mrużąc przy tym oczy.
- Mam iść poczekać w samochodzie?
Patrzyłam na niego w milczeniu, czekając. I w końcu się doczekałam. Damian nie wytrzymał naszej wymiany spojrzeń i uśmiechnął się szeroko, na co odpowiedziałam tym samym, śmiejąc się cicho pod nosem, gdy Damian przytulił mnie mocno do siebie.
- Franca, nie siostra – skomentował pod nosem, na co tylko pokręciłam głową.
- Oni tak zawsze? – zapytał Martę Michał półgłosem.
- Pytasz, jakbyś ich nie znał. Z czasem jest tylko gorzej – westchnęła, wywracając oczami.
W końcu usiedliśmy wszyscy razem w salonie. Dyskretnie przyglądałam się Damianowi i Marcie. Po części dlatego, że zastanawiałam się, z jakiego powodu przyjechali. A po części dlatego, że próbowałam ocenić, jak sobie radzą po całej tej historii z bezpłodnością i prawie rozpadem ich związku. Ale jedyne, co dostrzegałam, to nadmiernie radosnego Damiana i nieco zirytowaną, ale równie radosną Martę. Krótkie, czułe gesty, przelotne spojrzenia i znaczące uśmiechy.
Chyba mieli się dobrze.
A nawet lepiej niż dobrze, jak się okazało kilka chwil później.
- Sabinie za chwile zacznie para buchać z uszu, więc chyba czas im powiedzieć, co? – Damian zwrócił się do Marty.
Marta roześmiała się i poklepała czule Damiana po policzku.
- Nie zwalaj na Sabinę, to ciebie skręca od środka.
- Tylko troszeczkę – przyznał z uśmiechem prawie dookoła głowy.
Uniosłam brwi na tę wymianę zdań. Spojrzałam na siedzącego obok mnie Michała w poszukiwaniu zrozumienia, ale sam miał ściągnięte brwi w zastanowieniu. Wydawał się przy tym lekko nieobecny. Westchnęłam lekko. Znikąd pomocy.
Marta się myliła. Mnie też skręcało od środka z ciekawości. Ledwo się powstrzymywałam przed przerwaniem ich drobnego przekomarzania się i zażądania wyjaśnień w trybie natychmiastowym.
Może miało to coś wspólnego z tym, że potrzebowałam usłyszeć coś dobrego. Jakąś radosną nowinę. Żeby móc w pełni cieszyć się swoją nie aż tak daleką przyszłością z Michałem, potrzebowałam wiedzieć, że nie tylko ja mam się z czego cieszyć.
Brzmiało to głupio, bo dlaczego miałabym niby uzależniać swoje szczęście od innych ludzi? Ale to była moja rodzina. Samo to, że byli szczęśliwi, sprawiało, że czułam się lepiej.
A jeszcze lepiej czułabym się, gdyby już faktycznie wiedziała, co to za nowina.
Musieli wyczuć moje zniecierpliwienie, bo przerwali swoją małą wymianę zdań, złapali się za ręce i spojrzeli na siebie z uczuciem tak wielkim wypisanym na twarzach, że mimowolnie wciągnęłam więcej powietrza w płuca.
Czy to...?
- Szykuj kieckę, siostra. Masz wesele brata do przetańczenia.





1 komentarz:

  1. Wow! Dobrze znów Cię "widzieć" <3 Rozdział jak zawsze mega!

    OdpowiedzUsuń